Powiedz mi, na jakiej jesteś liście

Jak powszechnie wiadomo - w Sieci pojawiają się tzw. "czarne listy". Jest ich sporo: od sławnej listy dłużników, przez czarną listę sędziów, listy lekarzy dokonujących aborcji, takie listy jak Redwatch, Mendial, listy gejów i lesbijek... Wydaje się, że mają wspólne cele - wywrzeć wpływ na wymienionych, poinformować opinie publiczną o rzekomych działaniach, ew. napiętnować ich, pozbawić ich prywatności, okryć złą sławą. Wszystko to bez udziału niezawisłego sądu. Trochę to przypomina samosąd...

Każdy ma jednak prawo do prywatności i nawet przysługuje to prawo funkcjonariuszom publicznym (chociaż w nieco mniejszym zakresie, co potwierdził niedawno Trybunał Konstytucyjny). Każdy też ma prawo do ochrony dobrego imienia, czci. Przepisy karne wspierają cywilnoprawną ochronę dóbr osobistych przepisami o pomówieniach (również w środkach masowego komunikowania, co jest kwalifikowaną postacią przestępstwa). Również prawo autorskie wspiera ochronę wizerunku człowieka (a wizerunek człowieka jest wszak jego dobrem osobistym)...

Ostatnio sporo w serwisie miejsca poświęciłem doniesieniom na temat działalności Krew i Honor. Publikowanie wizerunku osób i komentarzy ich dotyczących skutkowało uruchomieniem akcji policyjnej i kolejnymi zatrzymaniami. Ta lista stanowi (nadal jest w Sieci) dodatkowo zagrożenie dla życia i zdrowia na niej wymienionych (jedna z osób w maju została pchnięta bagnetem).

Zagrożeniem dla życia i zdrowia była też lista opatrzona była przez jej twórców tytułem "Akta Norymberskie". O tych "aktach" pisałem za PAP w 2001 roku, kiedy to Federalny Sąd Apelacyjny w USA uznał, że organizatorzy antyaborcyjnych kampanii, których strony internetowe i plakaty określają lekarzy dokonujących aborcji jako kryminalistów i "rzeźników niemowląt", są chronieni przez prawo do wolności słowa. Warto jednak dodać, że strona ta w pewien sposób zachęcała do dokonywania ataków na lekarzy. W artykule Internet i Netykieta a dobra osobiste człowieka pisałem w 2000 roku:

Na stronie "Akta Norynberskie" znajdowały się zdjęcia i dokładne dane o kilkuset lekarzach przeprowadzających w USA zabiegi usuwania ciąży. Spisy zawierały tak szczegółowe dane, jak: numery praw jazdy, adresy domowe, zdjęcia domów, imiona dzieci i daty ich urodzin. W prezentowanym serwisie nazwisko lekarza, który został ranny w wyniku ataku antyaborcyjnych fanatyków, było przekreślane czarna kreską. Oczywiste jest, iż zostały tu naruszone takie dobra osobiste wspomnianych lekarzy jak wizerunek, prawo do prywatności, nazwisko. W konsekwencji istnienia strony było również zagrożone ich zdrowie a nawet życie.

Lista zniknęła z sieci:

Grafika ze strony głównej Akt norymberskich

Na stronie Akt Norymberskich (pod jej starym, rozpowszechnionym w Sieci, adresem znajduje się klauzula z godłami agend rządowych. Pod nią zaś informacja, że mimo zablokowania strony jej twórcom "udało się obejść" blokady i kierują odwiedzających do archiwalnych zasobów gromadzonych w the Wayback Machine. Odwiedziłem te zasoby po latach. Archiwa archive.org zostały wyczyszczone.

W 2001 roku pisałem o tym, że Rzecznik Praw Obywatelskich skierował do Ministra Sprawiedliwości doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, które dotyczy tzw. czarnej listy lekarzy. Lista podaje do publicznej wiadomości skargi wpisywane przez poszkodowanych pacjentów. Lista lekarzy powstała z inicjatywy p. Adama Sandauera (o którym pisałem przy okazji postępowania sądowego związanego ze spamem w czasie akcji zbierania podpisów pod projektem ustawy o rzeczniku praw pacjenta). W 2005 roku dowiedzieliśmy się, że sam inicjator listy ma wątpliwości i że „utracił kontrolę nad tym, co się teraz na liście pojawia i nie ma żadnego kontaktu z osobą, która ją prowadzi”. Postępowanie w ministerstwie, uruchomione z inicjatywy RPO zostało ponoć zawieszone…

Klon czarnej listy lekarzy

Dziś w sieci dostępne są przeróżne "klony" i "wersje" czarnej listy lekarzy. Publikują zdjęcia, opisy, komentarze...

screenshot czarnej listy sędziów

Link do tej listy reklamowany jest w wynikach wyszukiwania Google, co świadczyć może o wielkiej determinacji osób tworzących "Czarną listę sędziów". W serwisie zbierane są komentarze odwiedzających, można wskazać "kandydatów" do umieszczenia na liście...

Czarna lista sędziów reklamowana jest w wynikach wyszukiwania Google

W 2000 roku pisałem o czarnej liście dłużników. W sumie - to ona niejako rozpoczęła pewien trend. Warto odnotować co dziś na ten temat pisze Tomasz Jachnicki na swojej stronie::

Dla przypomnienia informuję, że w sierpniu 2000 roku wycofałem z Internetu tzw. “czarną listę dłużników". Decyzję taką podjąłem, gdy na wniosek jednego z dłużników, sąd warszawski nakazał mi zdjąć go z listy na czas toczącego się procesu. Dłużnik pozwał mnie o ochronę dóbr osobistych i postępowanie jest w toku.

Pomimo, że rozstrzygnięcie sądu odnosiło się do jednego dłużnika, to dla świętego spokoju wycofałem z Internetu całą listę.

Kilka miesięcy później prowadzenie listy przejął podmiot amerykański i była ona dostępna na stronie kancelarii poprzez link i adres internetowy. Żywot linku nie trwał długo, bowiem wspomniany sąd nakazał mi go usunąć. Uczyniłem to, ale na stronie kancelarii podawałem adres internetowy na czarną listę. Tego mi sąd nie zabronił. Jak się okazało - do czasu. Ostatnio sąd nakazał mi zdjąć adres internetowy.

Na innej Czarnej liście, tym razem policjantów, sędziów i prokuratorów, która to lista wyraźnie inspirowana jest (nadal dostępna jest w Sieci) wcześniejszymi "dokonaniami" p. Jachnickiego, czytam:

Popularność czarnej listy przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Nie byłoby jej bez zapotrzebowania społecznego na tego rodzaju przedsięwzięcie. To ono zadecydowało o naszym wspólnym sukcesie. Odbieramy liczne sygnały, że jest zapotrzebowanie na kolejne czarne listy.

Tym czasem - o czym informowałem wczoraj - krakowska prokuratura oskarżyła 48-letniego Zbigniewa K. o znieważenie piętnaściorga sędziów i Rzecznika Praw Obywatelskich za pośrednictwem internetu...

Niedawno pojawiła się inna (nie "czarna", ale jednak) lista policjantów, o czym pisałem w ostatnim komentarzu. Pod tytułem Mendial Stowarzyszenie Komitet Obrony Policjantów publikuje zdjęcia i opisy pewnych osób, wszystko opatrzone komentarzem "Oto satyra na rzeczywistość polskiej Policji". Skoro Policja ma - najwyraźniej - swoje własne problemy wewnętrzne - obywatele "biorą sprawiedliwość w swoje ręce" i powstają takie strony jak "Bij złodzieja":

Screenshot serwisu Bij złodzieja

Zdjęcia, adresy, dane osobowe, adresy aktualnego biura... Wszystko to na stronie "Bij złodzieja". Prywatna wendeta? Przejaw bezsiły związany z zaszłościami? Niezadowolony pracownik, któremu nie wypłacono pensji i nieopłacono ZUS? Wymiar sprawiedliwości okazał się nieskuteczny?

Jako ciekawostkę napiszę, że sądy wypowiadały się również w sprawach czarnych list antyspamerskich (skoro wyżej przywołałem spam, to pociągnijmy temat). Tak było w 2000 roku w sprawie usunięcia wpisów dotyczących 24/7 Media z Mail Abuse Prevention System (MAPS). Okręgowy sąd federalny w Colorado wówczas nakazał usunąć takie wpisy. Renoma również jest chroniona przez prawo cywilne (dobra osobiste osób prawnych). Uniemożliwienie wysyłania listów elektronicznych można oceniać również w tych kategoriach, chociaż są już wyroki, które dają więcej do myślenia na temat wolności słowa i możliwości jej blokowania. RBL'e to też trochę takie "czarne listy"...

Nie wiem jak zakończyła się (o ile się już zakończyła) sprawa Wojciecha Wierzejskiego, którego prokuratura chciała (nadal chce? w Sieci jakoś mało na ten temat informacji) oskarżyć o naruszenie ustawy o ochronie danych osobowych. Eurodeputowany opublikował na swojej stronie listę gejów i lesbijek. Generalny Inspektor Danych Osobowych wydał decyzję o usunięciu "listy", polityk odmówił.

Publikowanie, piętnowanie konkretnych osób stało się zjawiskiem powszechnym dzięki internetowi. Pojawiła się ustawa o udostępnianiu informacji gospodarczych i na jaj podstawie powstał Krajowy Rejestr Długów. W efekcie czego "w świetle prawa" funkcjonują dziś w Polsce oficjalne rejestry dłużników prowadzone przez Biura Informacji Gospodarczej (niektóe nawet oferują dostęp WAP!).

Warto chyba tu odnotować również, że szykuje nam się inne jeszcze novum legislacyjne. Być może już niebawem w ramach procedury sądowej w sprawie naruszenia prawa własności intelektualnej, organy sądowe będą mogły, na żądanie wnioskodawcy a na koszt naruszającego, zarządzić właściwe środki w celu upowszechnienia informacji dotyczącej decyzji, w tym również jej wyeksponowania i publikacji w całości lub w części... Pisałem o tym w tekście Projekty "własności intelektualnej" i prawo do kopiowania...

Wszelkie listy publikowane w Sieci (łącznie z listą, która wyciekła do internetu z IPN) cieszą się sporym zainteresowaniem. Internet jest transgraniczny (przekracza granice) i nie wszędzie sięga wymiar sprawiedliwości, który - nota bene - nie zawsze jest efektywny w ochronie praw jednostek, naruszanych w Sieci.

Wolność słowa, prawo dostępu do informacji (prawo jej pozyskiwania) również mają swoje granice.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Dobry artykul!

Swietny esej Panie Piotrze poruszajacy temat, ktorego eskalacje w kraju obserwuje z coraz wiekszym zaniepokojeniem :(

Jedna refleksja: mozna odniesc wrazenie ze nasza ukochana ICT Branza jest wolna od woli tworzenia tego typu list proskrypcyjnych. Czy aby naprawde: na lamach CW on line pewien Internauta nawolywal wszak do stworzenia ludzi ktorzy powinni miec bana na prace w Branzy. Nawet jesli to wariat to sieje niebezpieczne ziele na naszym poletku!

Tomek

Kilka uwag

Parę ciekawostek których doczytałem się na forach internetowych (nie pamiętam już adresów:( - ktoś (na pewno nie entuzjasta Redwatcha entuzjastów) wysłał do Redwatcha swoje dane i ... nie został umieszczony na liście wrogów ideowych :)

Przypominam sobie też wypowiedź jednej osoby, która twierdziła, że członkowie stowarzyszenia "Nigdy Więcej" także publikują dane członków formacji skrajnie prawicowych (nie potwierdzę tej informacji, jako że nie widziałem publikacji stowarzyszenia "Nigdy Więcej".

Żeby było jasne - nie jestem fascynatem skrajnej prawicy jak i skrajnej lewicy. Współczuję ofiarze napadu który miał miejsce w Warszawie i który był możliwy dzięki danym zamieszczonym na Redwatchu.

Niemniej jednak nie popieram działalności antynazistowskiej grupy znanej pod nazwą "Antifa", jako że nie wyklucza ona użycia przemocy.

Również Antifa zamieszcza na swoich stronach dane dotyczące np. członków Młodzieży Wszechpolskiej (np. nr telefonu). Podobnie, używa ona obraźliwego języka w stosunku np. do Papieża Benedykta XVI, języka nie mającego nic wspólnego z krytyką, taką, która opiera się na faktach.

Z góry (z dołu???... :) przepraszam za mój toporny styl pisania.

Wolnosc mysli

> Wolność słowa, prawo dostępu do informacji również mają
> swoje granice.

Z ta puenta sie zgodze, ale nie z intencjami Autora. Owszem, granica jest i jest nia w moim pojeciu wymuszenie. Jesli ja nie narzucam komus odbioru informacji, to moge generowac dowolne informacje. Takie jest moje zdanie.

Mam prawo do (w sensie, ze tak uwazam):
* moge pomyslec, ze Grzegorz to ciapa.
* moge powiedziec na glos w swoim domu, ze Grzegorz to ciapa.
* moge powiedziec to komus, zapytany o zdanie nt. Grzegorza
* jw. przez telefon

Ale nie mam prawa biegac po ulicy i wykrzykiwac tego.

Jednak dlaczego u licha jest takie wielkie halo wokol powiedzenia tego via www. Nie krzycze, nie chodze od domu do domu. To ktos zainteresowany musi przyjsc DO MNIE. Wiec przychodzi do mnie i ma mi za zle moje zdanie?
Dla mnie to zakrawa na paranoje -- adresy internetowe nie wpisuja sie same, przegladarki nie zaskakuja same na moja strone.
Przypomina to sytuacje, kiedy nie moglbym zapisac w notesie dowolnej uwagi w tlumie ludzi gdyz -- kazdy moze podejsc i zajrzec mi przez ramie! Coz to niby za powod?

Jesli ktos wklada reke we wrzatek, niech sie nie dziwi, ze parzy. Pretensje nalezy wiec kierowac nie do autorow "czarna lista o..." (minus blad pomiaru, bo na owych stronach, nie bylem, i zyje), ale do czytelnikow. Jezeli ktos nie chce wiedziec co o lekarzu Kowalskim mysli Xinski, to niech go nie pyta o zdanie!

Pozdrawiam serdecznie

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>