O motywach stojących za akcją "Orzeł może"

"Happening z czekoladowym orłem był tylko jednym z elementów akcji, która miała zachęcić do słuchania poważnych audycji na naszej antenie"

- Magdalena Jethon, dyrektor Programu III Polskiego Radia, w tekście Polskie Radio ujawnia, ile kosztowała "Metka narodowa" opublikowanym przez Dziennik.pl.

Przypominam, że w piśmie z prośbą o honorowy patronat Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej nad akcją możemy przeczytać (por. Jeszcze o zaangażowaniu publicznym w akcję "Orzeł może"):

(...)
Celem akcji jest rozprawienie się ze stereotypem Polaka - pesymisty. Akcja inspirowana jest wiarą w potencjał, jaki w nas - Polakach - tkwi, chęcią pokazania tego, że robimy fantastyczne, niepowtarzalne rzeczy. Polskie produkty znane są coraz większej grupie zagranicznych odbiorców, a polska marka funkcjonuje w świecie i określa rzeczy cechowane najwyższą jakością. Chcemy przedstawić polskich naukowców odnoszących sukcesy poza granicami kraju, młodzież, która robi ciekawe akcje społeczne dla siebie i swojego otoczenia.

Daty 2 maja oraz 4 czerwca nie są przypadkowe. Rozpoczynając akcję 2 maja w Dniu Flagi chcemy zwrócić uwagę na symbole narodowe, na małą obecność biało-czerwonych barw i wizerunku Orła Białego w codziennym życiu Polaków (chlubnym wyjątkiem był turniej EURO 2012). Dlatego elementem akcji będzie ocieplenie wizerunku polskiego godła, próba stworzenia z niego charakterystycznego symbolu, obecnego w modzie i sztuce. Datę finału akcji "Orzeł może" - 4 czerwca wybraliśmy z powodu słabej świadomości wśród Polaków znaczenia pierwszych, częściowo wolnych wyborów 1989 roku.
(...)

Zaś w korespondencji między Szefem BBN a Ministrem Obrony Narodowej, w której Szef BBN deklarował "zobowiązanie" w przypadku, gdyby MON potraktował "terminowo" prośbę "o wydanie dyspozycji zrzucenia ze śmigłowców Sił Zbrojnych RP około 3 mln ulotek", czytałem o inicjatywie "Orzeł może", że jej celem było:

...promowanie nowoczesnych form patriotyzmu...

Wydaje mi się, że przywołana we wstępie tej notatki wypowiedź przedstawicielki głównego organizatora akcji (chociaż BBN w pismach do MON informował, że głównym organizatorem jest Kancelaria Prezydenta), stawia "kropkę nad i".

Akcja miała charakter wybitnie promocyjny. Promowała organizatora, czyli Programu III Polskiego Radia. Promowała też Gazetę Wyborczą, chociaż o tym jeszcze nie wiemy zbyt wiele. Wykorzystanie w tej kampanii nawiązania do symboli państwowych miało - wydaje mi się, że to dzisiaj już widać dokładnie - jedynie na celu zaangażowanie środków publicznych. Usiłowano wykorzystać również organizację pozarządową, która miała pozyskać pieniądze z konkursu Narodowego Centrum Kultury i zapłacić nimi za działania autopromocyjne organizatorów (por. "Orzeł może": Fundacja wycofała się z dofinansowania z Narodowego Centrum Kultury). Fundacja Polska Obywatelska była zatem swoistym "wehikułem" obniżającym koszty własne organizatorów. Dzięki niej można było sięgnąć po środki publiczne, czyli - być może tak ktoś myśli - niczyje. One nie są niczyje. One są moje.

I nie ma się co oszukiwać: podobne mechanizmy zachodzą stale i pewnie będą stale zachodziły. Zaangażowane społeczeństwo obywatelskie, które przygląda się sposobowi wydawania publicznych pieniędzy może jednak takim mechanizmom przeciwdziałać. Bo "tak się gra, jak przeciwnik pozwala". Społeczeństwo w apatii i marazmie, takie, w którym jednostki nie myślą krytycznie i samodzielnie, pozwala na więcej.

Nie chodzi mi przy tym o takie "społeczeństwo obywatelskie", którego przykład rysuje mi się za sprawą tekstu p. Antoniego Krawczykiewicza pt. Akcja „Orzeł może” nieco tańsza. Radość tylko przez chwilę?. Jego autor nie zrobił prawdopodobnie nic w kwestii wyświetlenia kulis akcji "Orzeł może", ale pozwala sobie na komentarz:

Nasza radość w lekkim dołożeniu autorom akcji „Orzeł może” trwała, więc krótko. Tym niemniej – było warto. Niech druga strona wie, że – na tyle, na ile jest to możliwe – staramy się patrzeć im na ręce.

Szanowny Panie, zwracam się do autora ww. tekstu, pomijając fakt, że podstawia Pan nogę do podkucia, chociaż Pana zasługi w dociekaniu stanu spraw są żadne, dziennikarstwo nie polega na "dołożeniu" komukolwiek. Nie na tym polega też, jak uważam, budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Może Pana zdziwi, że potrafię docenić pomysł organizatorów akcji. Uważam, że - z punktu widzenia "knucia marketingowego" - p. Magdalena Jethon wykazała się pomysłowością, olbrzymią determinacją (wystarczy sprawdzić, ile trzeba było różnych ciał skoordynować, o ile pozwoleń wystąpić, ile osób dograć, by móc zrealizować wymyśloną przez siebie kampanię). Nie mam nic do Radiowej Trójki i organizatorów akcji. Gdyby Pan istotnie starał się "patrzeć na ręce" "drugiej stronie", to przynajmniej ruszyłby Pan siedzenie i złożył chociaż jeden wniosek o dostęp do informacji publicznej, pytałby Pan - jako dziennikarz - osoby zaangażowane w sprawę, drążyłby Pan temat. Samo podbijanie bębenka nie wystarczy, by mieć dobre samopoczucie. Smutne w tej sprawie jest to, że w sumie niewiele osób próbowało dociekać istoty rzeczy. Może dałoby się je policzyć na palcach jednej ręki.

Jak wspomniałem - nie mam nic do Radiowej Trójki. Co pewnie wielu uzna za niezrozumiałe - kłaniam się niniejszym z szacunkiem przed p. Magdaleną Jethon, a to dla jej sprawności zawodowej.

To, co mnie niepokoi i niepokoiło od samego początku komentowania tej akcji, to decyzje i sposób działania organów władzy publicznej, które nie dojrzały w kampanii jej istoty, a jednocześnie dopuściły do czegoś, co w tym serwisie nazwałem rozmywaniem marki państwowej, national brand abuse (por. Walka o nowoczesny branding narodowy a zarzut sztywniactwa i ponuractwa). Państwo nie zdało tu egzaminu. Uważam jednocześnie, że wyświetlenie sprawy może się przyczynić do tego, by w przyszłości tego typu błędów nie popełniano. Uważam, że Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej mógłby podjąć aktywne działania zmierzające do wprowadzenia obowiązku i ujednolicenia stosowania symboli państwowych przez wszystkie organy władzy publicznej. Tego oczekuję od Prezydenta RP - strażnika Konstytucji i strażnika jednolitości i suwerenności państwa polskiego.

Uważam też, że egzaminu nie zdały media. Jak to możliwe w demokratycznym państwie, że tego typu sprawę wyświetla jakiś kosmita prowadzący niszowy serwis, robiąc to krok po kroku, przez kilka miesięcy, podczas gdy dziennikarze tylko relacjonują poszczególne etapy i uzyskane odpowiedzi na wnioski składane w trybie dostępu do informacji publicznej? Skoro temat zasługiwał na relacje, to musiał pewnie zasługiwać też na podjęcie dziennikarskiego badania tematu. Już kilka miesięcy temu wszystkie dokumenty w tej sprawie mogły być publicznie znane. Ja przecież składam wnioski stopniowo, nie spiesząc się, dając dziennikarzom szansę na samodzielne uprzedzenie mnie w dotarciu do kwitów. Okazuje się jednak, zresztą po raz kolejny, że media instytucjonalne - w swej masie - nie sprawują kontrolnej funkcji w państwie.

Mogę zrozumieć, że ani Radiowa Trójka, ani Gazeta Wyborcza, nie relacjonowały tych "wątpliwości" związanych z celami i finansowaniem akcji "Orzeł może" (odnotowałem przez cały czas przyglądania się tej sprawie tylko jeden "krytyczny" tekst na stronach Wyborcza.pl: Prezydencki doradca: Prawicowi publicyści krytykują akcję "Orzeł może"? To nie akcja dla nich). Wszak trudno być sędzią we własnej sprawie. Od biedy jestem w stanie to zrozumieć i zaakceptować, chociaż odnotowuję fakt. Ale przecież polskie media to nie tylko Radiowa Trójka i Gazeta Wyborcza.

Do tego dochodzi jeszcze ten, niezrozumiały dla mnie, podział na "media prawicowe" i "lewicowe", który zauważyłem w komentarzach na temat akcji "Orzeł może". Początkowo usiłowano mnie wtłoczyć w ramkę "prawicowego dziennikarza", ale chyba szybko się zorientowano, że to raczej nie ma sensu. Dla mnie taki podział, jak "dziennikarz prawicowy" i "dziennikarz lewicowy" jest podziałem wadliwym. Uważam, że dziennikarze prawicowi i lewicowi nie istnieją. Uważam, że dziennikarze dzielą się na rzetelnych i nierzetelnych. Wszystko jedno wówczas, jaką linie programową ma ich redakcja.

Oczywiście sprawa jest bardziej skomplikowana, bo organizatorem akcji "Orzeł może", można by rzec: mózgiem akcji, był jeden z programów publicznego radia. Publicznego! Takiego, które ma (lub mieć powinno) w systemie polskiej demokracji szczególną pozycję.

W przywołanym we wstępie źródle cytatu możemy przeczytać, że Polskie Radio zaprzecza, "jakoby akcja "Orzeł może" była finansowana z abonamentu". To ponoć jedna z tez, która miała się znaleźć w piśmie Trójki do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Pytanie dla samozadowolonych z tego, że tak dzielnie i z heroizmem patrzą "drugiej stronie" na ręce (kimkolwiek jest ta "druga strona"): gdzie jest treść pisma Trójki do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji? Dlaczego takie pismo zostało wysłane do KRRiT? Potraficie znaleźć te dokumenty, samodzielnie przeanalizować, podzielić się wnioskami i - co ważne - podać źródła w taki sposób, by dowolny czytelnik mógł samodzielnie dotrzeć do źródła i Was ocenić, zweryfikować Waszą rzetelność?

Kto z Was, "dzielni obywatele" publikujący w serwisach o nazwach domenowych odmieniających "prawy" przez wszystkie przypadki, wykazał chociaż cień zaangażowania, by dowiedzieć się, jaka jest treść tego pisma KRRiT? A może Wasze rozumienie wsparcia "społeczeństwa obywatelskiego" polega tylko na wygodnym siedzeniu i publikowaniu własnymi słowami tego, co - o ile pasuje to do jakiejś Waszej tezy - znajdziecie gdzieś w internetach? Jeśli tak, to pewnie nie zainteresujecie się też dalszymi losami tego zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa, które - po opublikowaniu przeze mnie tekstu Zadanie lotnicze "Orzeł może", czyli o śmigłowcach Sił Zbrojnych RP zrzucających ulotki Trójki i Gazety Wyborczej - złożył był poseł znany pod pseudonimem "Agent Tomek". Złożył i już. Ci, dla których to było wygodne, przepisali depesze i oświadczenia, które przy okazji tego polityk wysłał do mediów i opublikował na swojej stronie.

Na tym ma polegać "krytyczne myślenie", by "łykać jak pelikan" wszelkie puste gesty? Przecież ów "Agent Tomek" nawet nie sprawdził, czy te teksty, które ja u siebie opublikowałem, są prawdziwe. Nie dopytywał o okoliczności. Ja sam dopiero dwa dni temu dowiedziałem się z BBN, że akcji "Orzeł może" poświęcano robocze narady z udziałem doradcy Prezydenta RP i na takim spotkaniu Szefa BBN poproszono o interwencję w MON. Dla polityka to pewnie jakoś mało istotne szczegóły, bo bierze on udział w brutalnej walce zmierzającej do wyniszczenia przeciwnika. Często: wszystko jedno jakimi metodami. Dziś powie to, jutro coś innego. Ale zadaniem mediów - jeśli chcą odgrywać kontrolną funkcję w państwie - jest sprawdzenie, co się dalej stało z tym, o czym politycy mówili.

Zadaniem mediów - jak uważam - jest rozliczanie polityków. Wszystko jedno z której strony sceny politycznej. W interesie obywateli jest patrzenie na ręce zarówno politykom, ale też i tym, którzy relacjonują ich działania.

I tak, jak nie zdziwię się, gdy "Agent Tomek" "nabierze wody w usta" i "nie puści pary" po tym, jak jego doniesienie do prokuratury sczeźnie na niczym, tak zasmucę się, jeśli żaden dziennikarz - sam z siebie - nie zechce dowiedzieć się, jakie są dalsze losy tego doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez szefa BBN.

Cóż. Niech tyle słów starczy tytułem komentarza do przedstawionego wyżej cytatu. Cytaty zaś gromadzę w oddzielnym dziale prowadzonego przeze mnie serwisu.

PS

Pod domeną orzelmoze.pl nie ma już serwisu prezentującego akcję. Teraz jest tam tylko komunikat firmy hostującej, że "Domena jest utrzymywana na serwerach nazwa.pl". Wcześniejsze modyfikacje tego serwisu relacjonowałem w tekście Jeszcze o zaangażowaniu publicznym w akcję "Orzeł może".

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Świetne

Świetne punktowanie. Zastanawiam się tylko czy te pelikany skumają o co chodzi, czy łykną bez trawienia i wydalą atak na prawo(myślnych). Nie wiem jak taam UE klasyfikuje żaby, ale ostatnio tabuny ich ustawiają się do kucia.

"Jak to możliwe w

"Jak to możliwe w demokratycznym państwie, że tego typu sprawę wyświetla jakiś kosmita prowadzący niszowy serwis, robiąc to krok po kroku, przez kilka miesięcy, podczas gdy dziennikarze tylko relacjonują poszczególne etapy i uzyskane odpowiedzi na wnioski składane w trybie dostępu do informacji publicznej? "

"Zadaniem mediów - jak uważam - jest rozliczanie polityków."

Nie. Zadaniem miediów jest zarabianie pieniędzy.

Od iluśdziesięciu lat media nie żyją z odbiorców, tylko z reklamodawców. Media kształtują więc odbiorcę w taki sposób, by był jak najbardziej podatny na reklamę i manipulację. Medium, które najskuteczniej gromadzi zmanipulowanych odbiorców osiąga sukces rynkowy, bo może sprzedać dostęp do stworzonego przez siebie kanału komunikacji.

Dlatego różne sprawy wyświetlają kosmici, a nie np. gazety żyjące z ogłoszeń urzędów lub państwowych spółek.

Dostęp do informacji...

Mam tylko jedno pytanie - czy jako osoba mieszkająca za granicą (ale obywatel RP) mogę żądać informacji na podstawie Ustawy o dostępie do informacji publicznej i przesłania jej na mój adres za granicą RP? Czy urząd (jakikolwiek) może mi odmówić przesłania tej informacji do kraju, w którym mieszkam?

Prawo do informacji publicznej przysługuje każdemu

Prawo do informacji publicznej przysługuje każdemu, a zatem również osobie, która nie jest obywatelem RP. A jeśli takiej osobie, to również obywatelowi RP poza granicami. I może Pan/Pani wskazać we wniosku adres poczty elektronicznej oraz przesyłkę odpowiedzi na ten adres, jako formę udostępnienia informacji.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Dziękuję za odpowiedź.

Weekend ma dwa dni, więc zdążę odpowiedni wiosek w sprawie mnie interesującej złożyć.

Hmm ja to już gdzieś

Hmm ja to już gdzieś widziałem...

Miś: Powiedz mi po co jest ten miś?
Hochwander: Właśnie, po co?
Miś: Otóż to! Nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo i nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji, który sobie zgnije, do jesieni na świeżym powietrzu i co się wtedy zrobi?
Hochwander: Protokół zniszczenia...

Reasumując:- Vagli już

Reasumując:
- Vagli już gazeta.pl nie pochwali, nie zacytuje :)
- 100 koła łyknie ktoś inny, bo że łyknie to pewne, po to jest państwowa kasa,
- Vagla się znowu natyrał, ale...
- ...większość (w tym dziennikarze) i tak nie skumali o co w tym wszystkim kaman.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>