Jeden wyrok - setki pytań, czyli odpowiedzialność państwa za naruszenie autorskich praw majątkowych do programu komputerowego

Ze spółki Mainframe sp. z o.o. otrzymałem informację na temat wyroku Sądu Okręgowego w Rzeszowie, który uprawomocnił się ponoć w dniu 6 czerwca. Sąd Okręgowy uznał w spornej sprawie, że Wojewoda Podkarpacki naruszył przysługujące spółce autorskie prawa majątkowe do programu komputerowego i nakazał mu złożyć oświadczenie w przewidzianej wyrokiem formie i we wskazanych wyrokiem mediach. Dowiedziałem się przy okazji, że jest to już czwarty prawomocny wyrok tego typu (chociaż pierwszy nakazujący publikację oświadczenia w mediach). Przedstawiciel spółki napisał mi: "MSW i wojewodowie uważają, że ich stosowanie praw autorskich i obowiązek płacenia opłat licencyjnych nie dotyczy. Przegrywają kolejne procesy, ale umów podpisywać nie zamierzają. Wolą płacić trzykrotność opłaty. Co ciekawe odszkodowania płacone są z rezerwy budżetu państwa, a nie z budżetu organu, który narusza". Jakiego programu komputerowego dotyczy sprawa? Chodzi o oprogramowanie nazwane "Łącznik - oprogramowanie teletransmisji do SZBD JANTAAR". Jest to oprogramowanie mniej więcej spełniające funkcje monitora transakcyjnego, który wykorzystywany jest przy dokonywaniu interakcji z systemem PESEL.

Otrzymując informację na temat wyroku zapytałem spółkę, czy istnieje jakiś zamiennik tego oprogramowania. Dowiedziałem się, że na rynku nie ma gotowego oprogramowania, które realizowałoby podobne do spornego programu funkcje. Spółka - jak się dowiedziałem - stworzyła takie oprogramowanie sama w ramach swojej własnej inwestycji. Nie było to oprogramowanie tworzone na zlecenie administracji publicznej. Następnie zaoferowała oprogramowanie administracji publicznej na zasadzie licencji. Ten model biznesowy pozwala spółce mieć wpływ na kierunek rozwoju oprogramowania.

Sąd Okręgowy miał ponoć stwierdzić w wyroku (sygn. I A Ca 388/12), że naruszenie autorskich praw majątkowych przez Wojewodę Podkarpackiego było zawinione. Ponoć kolejne dwa procesy tego typu są w toku.

Pierwszy z punktów sentencji - jak rozumiem udostępnione dane - sprowadza się do stwierdzenia zawinionego naruszenia oraz konieczności zapłaty trzykrotności "stosownego wynagrodzenia". W kolejnych dwóch punktach sentencji wyroku sąd:

II. nakazuje pozwanemu w terminie 21 dni od daty uprawomocnienia się wyroku, dwukrotnie, w odstępach siedmiodniowych opublikowania na jego koszt na trzeciej stronie rzeszowskiego wydania dziennika Gazeta Wyborcza obramowanego oświadczenia w wielkości 10 modułów o następującej treści: "Wojewoda Podkarpacki oświadcza, że naruszał majątkowe prawa autorskie do programu komputerowego o nazwie "Łącznik - oprogramowanie teletransmisji do SZBD JANTAAR" przysługujące spółce MAINFRAME Sp. z o.o. z siedzibą w Raszynie poprzez korzystanie z tego oprogramowania bez zawarcia stosownej umowy licencyjnej ze spółką MAINFRAME Sp. z o.o.";

III. nakazuje pozwanemu w terminie 21 dni od daty uprawomocnienia się wyroku, opublikowania przez okres 14 dni na stronach internetowych: www.gazeta.pl i www.uw.rzeszow.pl, umieszczonego w lewym górnym rogu witryny internetowej obramowanego ogłoszenia, zajmującego się mniej aniżeli 20% powierzchni internetowej widocznej na ekranie komputera, oświadczenia o następującej treści: "Wojewoda Podkarpacki oświadcza, że naruszał majątkowe prawa autorskie do programu komputerowego o nazwie "Łącznik - oprogramowanie teletransmisji do SZBD JANTAAR" przysługujące spółce MAINFRAME Sp. z o.o. z siedzibą w Raszynie poprzez korzystanie z tego oprogramowania bez zawarcia stosownej umowy licencyjnej ze spółką MAINFRAME Sp. z o.o."

I taka sentencja rodzi sporo pytań.

Po pierwsze - chodzi o moje pieniądze. Te ogłoszenia będą opłacane z moich pieniędzy. Przy okazji zastanawiam się właśnie, ile wynosi obecnie kwota rocznych wydatków administracji publicznej na publikację przeróżnych ogłoszeń w mediach prywatnych. Mam na myśli tego typu ogłoszenia, które wynikają z orzeczeń sądów - jak tutaj, ale też na przykład ogłoszeń zamawianych przez różnych ministrów, wiceministrów i dyrektorów departamentów, a będących ogłoszeniami kondolencyjnymi, popularnie zwanymi klepsydrami. Zdarza się wszak, że kilka osób z danego ministerstwa, każda z nich indywidualnie, czuje się w obowiązku zamówić takie ogłoszenia. I one, jeśli się nie mylę, również są opłacane z moich pieniędzy.

Po drugie - skoro takie oprogramowanie jest potrzebne, to należałoby je publicznie zamówić i uzyskać na nie jakieś prawa. Zamawiający może ustalić warunki, o które mu chodzi i nie tkwić w sytuacji klasycznego vendor lock-in. Tylko pytanie, czy administracji potrzebne jest takie właśnie oprogramowania? Kto - z imienia i nazwiska - ponosi odpowiedzialność za taki stan rzeczy, w którym administracja publiczna nie zatroszczyła się o narzędzia do realizacji zadań publicznych, względnie postanowiła używać oprogramowania, które nie służy realizacji tych zadań?

Po trzecie - kwestia samej sentencji. Przepisałem ją ze skanu opatrzonego pieczęcią sądu najwierniej, jak potrafiłem. Dlatego nie ja tu popełniłem błąd, gdy powyżej przeczytaliście państwo słowa "zajmującego się mniej aniżeli 20% powierzchni internetowej". Wydaje się to "oczywistą pomyłką pisarską". Ale czy znaczy to, że sąd chciał, by ogłoszenie zajmowało "nie mniej niż", czy zajmującego, "zawierającego się w mniej niż" 20% powierzchni? Poza wszystkim - czy pieczęć sądu przystawia się bez lektury treści samego orzeczenia? Można było spokojnie tego typu omyłkę zauważyć.

Po czwarte: słusznie zaczynają się zastanawiać ci, którzy pytają o rozdzielczość ekranu, w której te 20% miałoby się mieścić. Bo media elektroniczne są kompozytowe, a strony internetowe różnie wyglądają w różnych przeglądarkach i różnie wyglądają przy różnych ustawieniach - zarówno komputera (ekranu), za pomocą którego się stronę ogląda, jak i samej przeglądarki (która może być otworzona na całą szerokość pulpitu, albo na część tego pulpitu, etc.), a i właściwości renderowania stron, jak na przykład wielkości używanej przez przeglądarkę (po stronie użytkownika) czcionki. Krótko mówiąc - tego typu sentencja jest całkowicie oderwana od technologicznej rzeczywistości procesu tworzenia i prezentowania stron internetowych. Sąd tu pewnie przepisał żądanie pozwu, ale jednak i sąd powinien wiedzieć, że elektroniczne publikacje to nie to samo, co papierowe.

Po piąte - zastanawiam się, co bym zrobił, gdyby sąd uznał za słuszne wpisać do sentencji jakiegoś wyroku również adres prowadzonej przeze mnie strony internetowej. Czy musiałbym zmienić layout serwisu VaGla.pl tak, by wygospodarować jakieś procenty powierzchni, by takie ogłoszenie opublikować? Bo wyobrażam sobie, że wiszące na jedynce serwisu gazeta.pl ogłoszenie nieco zaburzy koncept redakcyjny prezentowania innych treści, które tam są publikowane w ramach "normalnej" aktywności portalu. Rozumiem, że gazeta.pl może sobie to stosownie zmonetyzować. Ale jeśli jej layout nie przewidywałby takiej formy ogłoszeniowo-reklamowej, jak wynika z sentencji tego wyroku, to co wówczas? Musieliby się dostosować? A jeśli wskazano by inny serwis, na przykład właśnie VaGla.pl Prawo i Internet? Miałbym zmienić layout? I ile powinno wynosić wynagrodzenie za 14 dniowe świecenie takiego ogłoszenia? Czy mógłbym je wycenić na milion złotych (por. Czekam na trzy miliardy euro od Skarbu Państwa, albo odszkodowanie za wywłaszczenie z praw autorskich)? Sentencja nie przewiduje "zasięgu", a jedynie czas (14 dni) i medium. Znaczy, że można wybrać czas, w którym więcej lub mniej osób zobaczy taki anons. 14 dni to i tak wiele, ale zbliżają się wakacje, więc będzie mniej ruchu w serwisie, niż w innym okresie. To oczywiście są dywagacje tylko teoretyczne, bo prezentacja anonsu przez 14 dni na głównej stronie serwisu gazeta.pl nie ominie pewnie żadnego z użytkowników serwisu.

Gdyby to medium miało przepraszać, a w sentencji wyroku wskazano by konkretny adres, pod którym oświadczenie miało być prezentowane, to medium może zmienić adres swojej głównej strony (względnie usunąć linki kierujące pod dany adres użytkowników). Mamy tu dobry przykład. Pisałem o takim mechanizmie zastosowanym przez Super Ekspres, który zmienił adres swojej "jedynki", a pod poprzednim wyświetlił orzeczony przez sąd anons: Przeprosiny online: co można zrobić z domenami, czyli jak Super Express przeprasza Kotecką.

Podsumowując: jeden wyrok, a ile jest pytań? Pytań zarówno do administracji publicznej, ale też do spółki i do sądu, a także do wydawcy, który miałby taki, ponoć już prawomocny, wyrok uwzględnić w swojej praktyce publikacyjnej.

Jak się dowiedziałem - spółce nie przeszkadza to, że administracja publiczna płaci trzykrotność wynagrodzenia zasądzaną przez sąd, nie zaś "jednokrotną" wysokość wynagrodzenia wynikającą z umowy licencyjnej. Poza kosztami obsługi procesów sądowych jest to dla niej zwyczajnie zyskowne.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Tak sobie jeszcze pomyślałem

Tak sobie jeszcze pomyślałem, że gdyby wreszcie wyroki sądów okręgowych (i rejonowych też) były udostępnione w ramach Biuletynu Informacji Publicznej (Portale Orzeczeń Ministerstwa Sprawiedliwości się zapełniają, ale jeszcze wielu tygodni trzeba), to nie musiałbym pytać Prokuratorii Generalnej o to, ile było do tej pory przypadków, w których sądy prawomocnie orzekły o naruszeniu autorskich praw majątkowych przez administrację publiczną. Po prostu bym sobie to wyklikał z serwisu (bo zakładam, że takie dane, jak Wojewoda ten lub inny, nie byłyby "zanonimizowane"). Mógłbym się też w ten sposób dowiedzieć ile łącznie odszkodowania musiał zapłacić skarb państwa (czyli ja, tylko za pośrednictwem państwa) w związku z prawomocnymi wyrokami tego typu.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

sprostowanie

te 20% zostało dostrzeżone i jest sprostowane przez sąd - faktycznie oczywista omyłka pisarska

a co z odpowiedzialnością karną

W kontekście ponoszenia odpowiedzialności przez konkretne osoby, to zastanawiam się dlaczego wobec takiej osoby (Wojewoda) nie zostanie wszczęte postępowanie karne? Od razu nasuwa się treść art. 231 § 1 Kodeksu karnego. Gdyby sąd orzekł winę wobec takiej osoby, to wtedy można by wystąpić na drodze cywilnej o pokrycie kosztów (trzykrotności opłaty licencyjnej) przez konkretną osobą z jej majątku. Wtedy też nie byłoby problemu z ponoszeniem wydatków z rezerwy budżetowej. Z punktu widzenia podatnika fakt, że Wojewoda złamał prawo nie ma znaczenia, bo za jego błędy płacimy "wszyscy".

czy administracja musi mieć prawa do wszystkiego ?

Cytat :
Po drugie - skoro takie oprogramowanie jest potrzebne, to należałoby je publicznie zamówić i uzyskać na nie jakieś prawa. Zamawiający może ustalić warunki, o które mu chodzi i nie tkwić w sytuacji klasycznego vendor lock-in. Tylko pytanie, czy administracji potrzebne jest takie właśnie oprogramowania? Kto - z imienia i nazwiska - ponosi odpowiedzialność za taki stan rzeczy, w którym administracja publiczna nie zatroszczyła się o narzędzia do realizacji zadań publicznych, względnie postanowiła używać oprogramowania, które nie służy realizacji tych zadań?

a dlaczego ?
czy z tego należy wysnuć wniosek, że administracja powinna
kupić prawa autorskie do microsoft word - bo jest to program użyteczny dla administracji ?

jeśli na rynku jest produkt spełniający wymagania funkcjonalne administracji to czy administracja musi zamawiać swój własny produkt i nie dopuszczać do użytkowania produktu rynkowego ?

chyba mocni za daleko idące wnioski...

Użyteczny

Użyteczny, to nie znaczy, że potrzebny i niezbędny. Nie widzę tu znaku równości. Innymi słowy: nie ma znaku równości między edytorem tekstu a produktem o handlowej nazwie Word, produkowanym, tworzonym przez konkretną spółkę.

Natomiast pytanie, czy administracja publiczna powinna mieć prawa do korzystania z czegoś, z czego korzysta? No, moim zdaniem powinna (a nawet musi). Pytanie brzmi oczywiście o jakich prawach mówimy. Czy licencja, czy pełnia praw autorskich. Tu dyskusja się toczy. Ale przecież nie w obszarze problemu korzystania z czegoś bez praw, jeśli te prawa przysługują komuś całkiem innemu.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Pytane brzmi - a po co prawa

Pytane brzmi - a po co prawa autorskie? Większość firm informatycznych nie miałaby obrotów, ludzie nie mieliby pracy a świat wyglądał inaczej. Jeszcze nie dawno wstąpiłbym do ruchu oburzonych, powiedziałbym kilka razy WTF i napisałbym tutaj dłuższy komentarz.

Wystarczy, że będą

Wystarczy, że będą korzystali z otwartego oprogramowania (w tym przypadku LibreOffice) i nie będzie problemów.

Ja wiem, po co brać coś za darmo, skoro można zapłacić...

20% powierzchni

A ja mam jeszcze inne pytanie.

Mianowicie na podstawie jakiego przepisu spółka prywatna typu Agora SA jest obowiązana zapewnić warunki techniczne aby opublikowanie sprostowania czy innej informacji określonej wielkości, orzeczonej przez sąd ze wskazaniem na prowadzoną przez nią stronę internetową, było możliwe?

Oczywiście tak jak wskazano wyżej, jeśli naturalny layout strony nie przewiduje takich rozmiarów ogłoszeń. Jednak idąc trochę od drugiej strony, spółka-właściciel strony, może z różnych względów nie chcieć dokonywać takich modyfikacji (np. ze względu na swój PR, ryzyko utraty czytelników itd.)

Zmierzam do tego iż publikacja rozlicznych informacji nakazana sądownie powinna zakładać możliwości i specyfikę danego medium informacyjnego.

Po prostu zastanawiam się, krótko mówiąc, czy w tym przypadku Agora SA jest obowiązana orzeczeniem aby swój layout (niezaleznie od kosztów czy ceny) na potrzebę oświadczenia dostosowywać.

Jest takie prawo?

Podstawa prawna

Kodeks karny Art. 244.
Kto ... nie wykonuje zarządzenia sądu o ogłoszeniu orzeczenia w sposób w nim przewidziany,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Dalszy ciąg tematu

Marcin Maj z Dziennika Internautów pociągnął temat dalej: Urząd naruszył prawa autorskie do programu. To my za to zapłacimy!
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

kasacja SN

w dniu dzisiejszym Sąd Najwyższy rozpoznał kasację obydwu stron procesu.

Sąd Najwyższy:
uznał wszystkie ustalenia faktyczne i prawne za prawidłowe.

zmienił wyrok Sądu Apelacyjnego w taki sposób, że uchylił część wyroku:
1. w zakresie oddalającym część roszczeń powódki (Mainframe) uznając, że zostały niesłusznie oddalone
2. w zakresie ogłoszenia przez wojewodę w prasie uznając, że Sąd Apelacyjny niedostatecznie pochylił się nad tym aspektem sprawy i winien to ponownie dokładnie zanalizować pod względem zarówno kosztów ogłoszenia jak i jego zasadności (w ustnym uzasadnieniu bez żadnej analizy co i jak zmienić)

3. w zakresie kosztów - ale to już konsekwencja powyższych zmian

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>