Kto odpowiada w Polsce za neutralność technologiczną przyjmowanych norm prawnych?

Zgodnie z moim przewidywaniem - pokazanie podczas dzisiejszego "kotła dyskusyjnego" (por. Neutralność technologiczna i byty pokrewne) pewnego mojego slajdu wywołało lekkie poruszenie. Nie było krzyków i sprzeciwów, ale też starałem się dość bezstronnie zreferować różne przepisy odnoszące się do neutralności technologicznej. Jaki to slajd? Ano ten, w którym pokazuje, że na podstawie art. 189 ust. 2 pkt 5 ustawy Prawo telekomunikacyjne - zagwarantowanie neutralności technologicznej przyjmowanych norm prawnych należy do kompetencji Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (organami administracji łączności są minister właściwy do spraw łączności i Prezes UKE)...

Celem samej ustawy Prawo telekomunikacyjne jest "stworzenie warunków dla (...) zapewnienia neutralności technologicznej" - tak przeczytacie w art. 1 ust. 2. pkt 5 ustawy. No, ale jak się to ma do informatyzacji? Tak się ma, że przepisy prawa telekomunikacyjnego oraz te, które związane są z informatyzacją stanowią w pewien sposób implementacje Dyrektywy 2002/21/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 7 marca 2002 r. w sprawie wspólnych ram regulacyjnych sieci i usług łączności elektronicznej (dyrektywa ramowa) - Dziennik Urzędowy L 108 , 24/04/2002 P. 0033 - 0050.

Tam też można przeczytać w preambule:

(18) Nałożony na Państwa Członkowskie wymóg zagwarantowania, by krajowe organy regulacyjne brały pod uwagę dążenie do uczynienia unormowań prawnych możliwie neutralnymi pod względem technologii, tzn. by nie narzucać lub nie dyskryminować danego rodzaju technologii, nie wyklucza podejmowania środków proporcjonalnych dla promowania niektórych specyficznych usług, jeżeli jest to uzasadnione, np. telewizji cyfrowej jako środka na zwiększenie wydajności spektrum częstotliwości.

A potem, w treści aktu (art. 8 "Cele prowadzonej polityki oraz zasady prawne"):

(...)
Państwa Członkowskie zapewnią, by krajowe organy regulacyjne, wypełniając swoje zadania wynikające z postanowień niniejszej dyrektywy lub dyrektyw szczegółowych, w szczególności te związane z zapewnieniem efektywnej konkurencji, brały przede wszystkim pod uwagę dążenie do zagwarantowania neutralności technologicznej przyjmowanych norm prawnych.
(...)

I teraz pytanie za sto punktów: czy jeśli ustawa Prawo telekomunikacyjne przyznaje wprost kompetencje Prezesowi UKE w zakresie "zagwarantowania neutralności technologicznej przyjmowanych norm prawnych", to czy znaczy to, że powinien on mieć również narzędzia do realizacji nałożonych obowiązków? W praktyce może to oznaczać, że wszelkie projekty dotyczące informatyzacji winny być konsultowane z Prezesem UKE, ale nie dość, że konsultowane, to jeszcze głos Prezesa UKE winien mieć stosowną wagę. W końcu ma zagwarantować.

Chociaż neutralność technologiczna może dotyczyć zarówno biotechnologii jak i budowania autostrad, to jednak neutralność technologiczna związana z usługami łączności elektronicznej pochodzi z jednego "korzenia". Wynika z obserwacji dotyczącej postępującej konwergencji mediów. Dlatego właśnie neutralność technologiczna z dyrektywy ramowej dotyczy zarówno telewizji cyfrowej, telekomunikacji jak i technologii informacyjnych. W preambule dyrektywy można przeczytać wprost:

Konwergencja sektorów telekomunikacji, mediów i technologii informacyjnych oznacza, iż wszelkie sieci i usługi związane z przekazywaniem informacji powinny zostać objęte jednolitymi unormowaniami prawnymi...

I, być może, z tego wzięło się poruszenie. Ktoś, kto zwracał się zwykle do Prezesa UKE w sprawach telekomunikacji raczej nie zwracał się do niego w sprawach teleinformatyki. Tu obstawiany jest minister właściwy ds informatyzacji. Przepis ustawy Prawo telekomunikacyjne nie mówi jednak o tym, że Organy administracji łączności (w tym Prezes UKE) prowadzą politykę regulacyjną, mają na celu w szczególności zagwarantowanie neutralności technologicznej przyjmowanych norm prawnych "w telekomunikacji". Ktoś powie - ale to przecież w dziale "Administracja łączności i postępowanie kontrolne" jest ten przepis, on nie dotyczy czegoś innego niż telekomunikacja. Ale dokładnie w tym samym przepisie (ale ust 2. pkt. 4.) mowa o tym, iż celem prowadzenia polityki regulacyjnej przez organy administracji łączności, ma być również: "realizacja polityki w zakresie promowania różnorodności kulturowej i językowej, jak również pluralizmu mediów". I też to jest w Prawie telekomunikacyjnym, a nie gdzieś indziej. Te kompetencje nie dotyczą wyłącznie "telekomunikacji".

Po prostu to organy łączności mają u nas kompetencje w zakresie neutralności technologicznej, nie zaś minister właściwy ds informatyzacji (któremu w tym zakresie żadna ustawa kompetencji wprost nie przyznaje). W tym kontekście mniej jest istotne jaką definicję "neutralności technologicznej" wypracują sobie poszczególne towarzystwa i organizacje (w tym również te, w których ja sam się udzielam). To może wzbudzić poruszenie.

Pytanie: co z tym tematem będzie dalej? Nie każdemu się pewnie spodoba myśl, że Prezes UKE ma ustawowe kompetencje dotyczące nie tylko telekomunikacji, ale też właśnie informatyzacji, a co równie istotne - podpisu elektronicznego. Tam też o neutralności technologicznej mowa.

Sprawa rozbija się o zakres, w którym organy łączności mają prawo prowadzić "politykę regulacyjną"...

Na podstawie art. 190 ustawy Prawo telekomunikacyjne - "Prezes UKE jest organem regulacyjnym w dziedzinie rynku usług telekomunikacyjnych i pocztowych". Jaka jest więc relacja między rynkiem usług telekomunikacyjnych a rynkiem usług informatycznych i czy na rynku usług informatycznych (informatyzacyjnych?) mamy organ regulacyjny? A "jednolite normy prawne", o których mowa w dyrektywie?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Czyli chodzi o regulacje informatyki

Tak naprawdę stawia Pan pytanie o potrzebę regulowania rynku usług informatycznych, na podobnej zasadzie, na jakiej rynek usług telekomunikacyjnych regulowany jest przez Prezesa UKE. W świetle decyzji Rady w sprawie Microsoft i ostatniego wyroku Sądu Pierwszej Instancji (o czym zresztą tu było), to pytanie nie jest takie zupełnie abstrakcyjne. Konwergencja mediów i rozwój społeczeństwa informacyjnego stawia coraz większe wyzwania.

Biznes będzie bał się regulacji jak swięconej wody

Jeśli rynek jest regulowany, to musi to być z jakiegoś powodu potrzebne. Czy jest potrzebne na rynku informatyki?

Ostatnio mamy do czynienia z coraz większymi kontrowersjami: a to związanymi z procesem standaryzacji formatów (por. Opis procesu normalizacyjnego przeprowadzonego w PKN...), związanymi z kampanią "przeciwko Google" (por. Dbając o potrzeby naszych klientów), z decyzjami i rozstrzygnięciami, o których Pani napisała (por. Microsoft v. Commission: odrzucenie apelacji Microsoftu w zasadniczej części (Sygn. T-201/04)), a które dotyczą korporacji Microsoft, z tematem "neutralności technologicznej" (o czym w tej notatce), z kwestiami accessibility i prawami osób niepełnosprawnych (co wciąż przed nami, gdyż Polska podpisała konwencję ONZ, ale jeszcze jej nie ratyfikowaliśmy)... Ministerstwo Spraw Wewnętrznych mówi o potrzebie kroczącego określania minimalnych wymagań (por. Konsultacje społeczne w sprawie zmian minimalnych wymagań). Mowa też o Krajowych Ramach Interoperacyjności - kroczącego, niezamkniętego pakietu wymagań (por. Po co nam Krajowe Ramy Interoperacyjności? oraz Opinia PIIT do projektu Krajowych Ram Interoperacyjności). Pojawiają się wciąż nowe pomysły na rozwiązania systemowe zarządzania informatyzacją w Polsce (por. Były sobie świnki trzy: sport, muzyka oraz gry), co nie daje rady nadążyć za zmianami podejścia w UE (por. Raport Gartnera przygotowujący zmiany w myśleniu o europejskiej interoperacyjności)... Biznes się wzajemnie tnie (co widać z niektórych punktów obserwacyjnych lepiej niż z innych), w wielu przypadkach konkurencja jest fikcją, a państwo daleko zaszło na drodze uzależnienia od niektórych dostawców, a obywatel na drodze sądowej uzyskuje dostęp do informacji o technologii dopiero po pięciu latach i 4 miesiącach - vide casus KSI MAIL - por. Stanowisko ZUS i wezwanie do wydania specyfikacji protokołu (więc w tym obszarze prawa obywatelskie są również fikcją)...

Te rozporządzenia czy Ramy Interoperacyjności to taka właśnie próba regulowania tej sfery za pomocą aktów prawnych MSWiA, jednak taka "regulacja" nie jest doskonała. Nawet rozporządzenia zmienia się dość trudno (chociaż łatwiej niż ustawy). Czy rozporządzenia są dobrym narzędziem do regulowania rynku, na którym coraz częściej widać sprzeczność między interesami konsumentów i przedsiębiorców? Biznes - jak diabeł święconej wody - będzie się bał regulowania teleinformatyki na podobnej zasadzie jak jest regulowany rynek usług telekomunikacyjnych. Jednak - patrząc na przepisy unijne mówiące o ujednoliceniu podejścia do norm w zakresie mediów, telekomunikacji i usług informacyjnych - tylko te usługi informacyjne nie mają wskazanego regulatora (poza UOKiK, który niespecjalnie chciałby wchodzić w to, aczkolwiek mamy już pierwszy sygnał: UOKiK o uzależnieniu od przedsiębiorców, standardach wymiany danych i ograniczaniu konkurencji). Telekomunikacja ma Prezesa UKE, media mają Krajową Radę Radiofonii i Telewizji... Usługi informacyjne nie mają regulatora. I to nie o to chodzi, że ma mieć swojego, a Prezes UKE powinien być obok KRRiTV. Być może powinien być jeden regulator do wszystkich trzech elementów składających się na infrastrukturę społeczeństwa informacyjnego?

Tak tylko zestawiłem ze sobą różne, pozornie niezwiązane wzajemnie doniesienia. Być może wnioskiem powinno być to, że należy postulować regulacje usług informacyjnych? Nie wiem. Kolejny temat dla "giełdy tematów prac magisterskich"...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Jeszcze o regulacji rynku ICT

Na liście dyskusyjnej ISOC Polska pojawił się wątek "UE nakaże sprzedaż pecetów bez Windows", w którym trwa dyskusja na temat doniesienia PC World Komputer: UE nakaże sprzedaż pecetów bez Windows?. W tekście tym czytamy:

Neelie Kroes, komisarz Unii Europejskiej ds. konkurencji przedłożyła Komisji Europejskiej propozycje zakazu sprzedaży komputerów z preinstalowanym systemem Windows na terenie Unii Europejskiej. Jej zdaniem taka uchwała zakończy wojnę rozpoczętą w 2004 roku i doprowadzi do znacznego osłabienia monopolu giganta z Redmond.

To kolejny przyczynek do dyskusji o regulacji rynku technologii informacyjnych.

Do tego wątku jeszcze podlinkuję swój felieton z 2005 roku: Quo vadis Dwunasta Muzo?, w którym pisałem:

Odnoszę wrażenie, że ktoś właśnie stara się nakryć jedną czapką dwa niezależne i teoretycznie obce sobie światy. Chodzi o media tradycyjne i tak zwane media elektroniczne. Te ostatnie media, wobec specyficznego modelu cyrkulacji informacji, gdzie dominuje przekaz "każdy do każdego" (w przeciwieństwie do modelu mediów tradycyjnych, który musi zakładać jednego nadającego i wielu słuchających), stanowią w rzeczywistości samą istotę komunikowania się...

Ten felieton odnosił się do przyjętego w 2005 roku opracowania zatytułowanego "Strategia Państwa Polskiego w dziedzinie mediów elektronicznych na lata 2005-2020". W kontekście ostatnich doniesień chyba będę musiał przyjrzeć się wcześniej głoszonym przez siebie tezom z nowej perspektywy.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Wyważanie otwartych drzwi?

Każdy kto zadał sobie trud i przeczytał licencję Windows przed zaakceptowaniem wie, że ma prawo do zwrotu tego systemu.

Licencja Visty:
Na pierwszej stronie:

By using this software, you accept these terms. If you dont accept them, do not use the software. Instead, return it to the retailer for refund or a credit.

Windows XP ma jeszcze lepiej to opisane.

Cały problem polega na tym, że gdy zwracamy producentowi komputera windows, on nie dostaje zwrotu od Microsoftu. Czyli musi płacić z własnej kieszeni ten zwrot za Windows - czyli jest to baaaardzo trudne do przeprowadzenia bez sądu.
I dlatego każdy udany przypadek takiego zwrotu jest opisywany jako news. Np:
http://kopalniawiedzy.pl/wiadomosc_4375.html

Więc- wystarczyłoby wymusić na sprzedawcach komputerów przestrzeganie umowy, ewentualnie na Microsofcie, aby zwracał sprzedawcom za zwrócone Windows. Ale to niekoniecznie - może wtedy 2 razy pomyślą, zanim przestaną oferować komputery bez systemu.

Mam nadzieję, że o to chodzi (postraszymy całkowitym zakazem, to docenią to co mają), a nie o rzeczywisty zakaz sprzedawania komputerów z systemem operacyjnym.

eGovernment a konstytucyjna zasada równości

Krzysztof Siewicz w swoim serwisie opublikował artykuł: eGovernment a konstytucyjna zasada równości, w którym porusza tematy związane z neutralnością technologiczną, interoperacyjnością, otwartymi i zamkniętymi standardami oraz problematyką informatyzacji.

Informatyzacja administracji publicznej (eGovernment) to umożliwianie komunikacji na liniach państwo-obywatele oraz państwo-przedsiębiorcy za pomocą systemów teleinformatycznych. Warunkiem koniecznym dojścia do skutku tej komunikacji jest interoperacyjność. Zapewnienie interoperacyjności polega na nabywaniu i korzystaniu przez wszystkie strony (państwo, obywateli i przedsiębiorców) z rozwiązań teleinformatycznych, które ze sobą współdziałają. Wybory technologii przez każdą ze stron nie mogą zatem być podejmowane bez uwzględnienia decyzji stron pozostałych. W szczególności, wybór określonej technologii przez państwo oznacza konieczność dostosowania się obywateli i przedsiębiorców do tej technologii w ten lub w inny sposób.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

I jeszcze relacja z Legionowa

I jeszcze można podlinkować relacje Borysa Musielaka Neutralność technologiczna na “XIII Forum Teleinformatyki”. Tam też, w komentarzach, dyskusja na temat stanowiska dr Wiewiórowskiego...

Debata, prowadzona przez pana Włodzimierza Marcińskiego, Radcę Ministra, Wicedyrektora Departamentu Systemu Informacji w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, składała się z dwóch części: prelekcji na temat neutralności i “kotła dyskusyjnego”. Prezentacje dotyczyły głównie istoty neutralności technologicznej oraz powiązania tego terminu z otwartymi standardami i wolnym oprogramowaniem.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Coś od siebie.

Neutralność w administracji? Zapytam tak, dlaczego mam używać IE a nie Firefox-a w moim urzędzie? Bo z góry mi narzucili ten ewenement. Oczywiście i tak zainstalowałem Firefox-a, bo nie wyobrażam sobie, że robię stronę www tylko pod IE. Najśmieszniejsze jest to że podczas audytu wykryli u mnie nielegalne oprogramowanie - Firefox. Nie miałem papierów na niego, oczywiście musiałbym wysłać pismo do dyrekcji, a to nie koniecznie zostało by zaakceptowane.

W urzędach neutralność nie istnieje, gdyż odgórnie przyjęta polityka wprowadza ramy w których zapisane jest że musimy korzystać z danego oprogramowania, tak aby pracowało nam się lepiej?

Jednak wiele rzeczy można zmienić, niekoniecznie płacić 1 mln zł za wykonanie usługi komercyjnej, a zatrudnić osoby do tego wykonania w ramach zlecenia i koszt jest o wiele mniejszy.

Zresztą myślę, że to już kwestia zarządzania kadrami.

Fakt! Neutralność Technologiczna w urzędach nie istnieje!

Witam.

Problem "neutralności technologicznej" w urzędach, moim zdaniem zasadza się na braku oceny efektywności i kosztów inwestycji informatycznych. Zasada zgodności tylko pod kątem prawnym w zakresie Ustawy o Zamówieniach Publicznych, czy Ustawie o Dyscyplinie Budżetowej, nigdy nie spełni funkcji dyscyplinującej wydatki pieniędzy budżetowych na coraz nowsze zabawki. Przykładem niech będą cykliczne wymiany komputerów w ZUS-ie, a informacje przez lata były niedostępne w rozsądnym czasie. Co zabawniejsze, to niejeden entuzjasta komputerów, we własnym domu ma bardziej skomplikowane bazy danych, a szybciej pozyskuje z nich dane!
Jaka jest tego przyczyna? Też uważam, że to problem w zarządzaniu kadrami! A zwłaszcza braku właściwego doboru ludzi do pionu organizacyjno-prawnego, pionu IT, oraz samych urzędników!
Dlaczego wymieniem te trzy grupy? Ano dlatego, że urzędnik ma wykonywać pracę zgodnie z charakterem zajmowanego stanowiska, a nie wszystkie stanowiska muszą mieć publicznie dostępny e-mail oraz dostęp do zasobów wszelakich stron www! Za taką organizację pracy odpowiada pion organizacyjno-prawny, gdyż Urzędnik jak pracownik Urzędu, wykonuje swoją pracę w ramach określonych przez obowiązujące prawo! A żeby nie było wyścigu życzeń i konfabulacji, to musi być kompetentny prawnik, który jednoznacznie określi jak mają funkcjonować biurka urzędnicze, aby było zgodnie z K.P.A. oraz ustawami i rozporządzeniami o zastosowaniu sprzętu IT na biurkach w urzędzie! Pion IT, gdyby był obsadzony kompetentnymi osobami, o szerokim spektrum wiedzy dotyczącym rozwiązań sieciowych, to nie byłoby problemu dostosować biurek z komputerami do zaleceń podanych przez pion organizacyjno-prawny! A w obecnej sytuacji, to mamy w urzędach całe zbiory osobników, szafujących hasłem "ja jestem informatyk", a o informatyce nie mających nawet bladego pojęcia!
Na jakich zasadach są zatrudniani? Zapewne na różnych, ale najczęściej z musu, bo za takie nędzne grosze, to specjaliści nie przyjdą do urzędów! I tu jest wbity ten przysłowiowy gwóźdź do trumny cyfryzacji państwa polskiego!
Bo jak ocenić usiłowania określenia wymagań minimalnych, skoro w samym rozporządzeniu jest kilkadziesiąt formatów plików! Standaryzacja to z tego co wiem, polega na tym, że używa się tylko i wyłącznie formatów plików, które są otwierane przez wszystkie aplikacje występujące na obszarze terytorium działania rozporządzenia! Standaryzacja nie polega na przemycaniu formatów plików w sposób, który ktoś złośliwy mógłby uznać za lobbowanie. Najlepszym przykładem dla wizualizacji problemu, jest język urzędowy! Każdy jest uczony w szkole języka urzędowego, za pomocą którego skomunikuje się z każdym na terenie kraju w którym obowiązuje ten język! To, że w domu lub lokalnie, komunikuje się swoistym dialektem, to już nie ma znaczenia.
Ale jak widać, dyrektorzy urzędów i ich podszeptywacze (czyt. doradcy), nie potrafią zastosować banalnej analogii i tak skonstruować przepisów prawa, aby wymagania minimalne były tak jak ten "język urzędowy", a nie zbiór dozwolonych "dialektów" jak dziś to ma miejsce.

Pozdrawiam.

P.S. Specjalistów, to trzeba szukać wśród praktyków w zawodzie, a nie absolwentów nawet renomowanych uczelni! Dyplom uczelni, to tylko dowód na to, że osoba uczęszczała na zajęcia i uzyskała dyplom. Nie zaświadcza o wiedzy!

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>