O tym, że interfejs białkowy wykorzystywany jest jako proteza interoperacyjności Sejmu

"Jest jeden informatyk, który potrafi wersję papierową albo elektroniczną w innym formacie przekuć w wersję na iPad. Jest tam taka kolejka, że chyba największe chody ma Komisja Spraw Zagranicznych. Oni tam mają najwięcej tych wersji elektronicznych, nam jest to trudno przekuć"

- Bolesław Piecha, poseł należący do klubu parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość, w wypowiedzi przywołanej w tekście Posłowie niepotrzebnie wydrukowali 16 tys. stron. Bo "nie było na tablecie". Kancelaria: "Było. Od 23 dni".

W tekście mowa o tym, że szef sejmowej Komisji Zdrowia "oskarżył Kancelarię Sejmu, że utrudnia posłom pracę, z opóźnieniem wysyłając im sejmowe dokumenty na tablety". I o tym, że polecił wydrukować na posiedzenie komisji kilka tysięcy stron dokumentów.

A ja ponawiam swój postulat, zgodnie z którym posłowie nie powinni otrzymywać materiałów w inny sposób, niż uzyskują do tych materiałów dostęp obywatele. Posłowie też nie powinni otrzymywać tych materiałów wcześniej niż obywatele. Byłoby jedno źródło, całość byłaby zgodna ze standardem, neutralna technologicznie (nie byłby potrzebny magik od przekładania z platformy na platformę). Zniknąłby z czasem problem skanowanych bitmap wkładanych w kontenery PDF, a całość dokumentów w procesie legislacyjnym byłaby tworzona w sposób ustrukturalizowany, nadający się do maszynowego odczytu. W ten sposób też Sejm stałby się bardziej dostępny dla osób, które muszą korzystać z takich narzędzi (bo np. nie widzą; por. accessibility), a przez to wszyscy korzystaliby z większej dostępności informacji na temat procesu stanowienia prawa.

A jak poseł chce sobie drukować, to niech drukuje za swoje własne pieniądze. Tak jak ja - za swoje pieniądze - będę sobie mógł wydrukować z tego samego źródła co on. Przy czym ja akurat pewnie nie będę drukował, bo szkoda mi będzie papieru, pieniędzy na toner, a ustrukturalizowana wersja dokumentu (gdy wreszcie zagości w procesie legislacyjnym) w zupełności mi wystarczy. I nie chodzi bynajmniej o to, że ja - być może - nieco bieglej posługuję się komputerami, tabletami i oprogramowaniem tam się znajdującym niż jeden czy drugi poseł. Obywatele nie mogą być dyskryminowani w procesie stanowienia prawa, dlatego posłowie powinni otrzymywać informacje w tej samej chwili i z tego samego źródła co obywatele.

Przeczytaj:

Podobne materiały gromadzę w dziale cytaty niniejszego serwisu.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Nieznośny paradygmat psudonowoczesności

Co do udostępniania dokumentów całemu społeczeństwu na raz -- bezwzględna zgoda. Zaś co do obowiązku czytania dokumentów na laptopie/iPadzie/innym telewizorze, veto, veto i jeszcze raz veto. Przez ostatni tydzień w gronie kilku Kolegów szykowaliśmy tekst artykułu. Wyglądał dziś pięknie, do czasu kiedy go nie wydrukowałem i nie znalazłem okazji do dwunastu poprawek na czternastu stronach tekstu przejrzanego przez ośmioro oczu i tyleż okularów, po kilka razy w ciągu tygodnia. Po prostu to jest inne medium, a medium jest przekazem. Papier pozwala myśleć, tablet od tego oducza, wolałbym aby posłowie myśleli, choć tyle, na ile ich stać, a nie odcinali się od treści przez ekran. Moje Państwo stać na kilka paczek papieru.

Do myślenia papier niepotrzebny

Mam dokładnie odwrotne doświadczenia. Papier męczy moje oczy, podczas gdy na ekranie mogę mieć literki tak duże jak mi wygodniej. Od lat pracuję bez papieru i poprawianie tekstu w bitach idzie mi znakomicie, moim współpracownikom również. Myślenie nie cierpi na tym ;-)

Komu niepotrzebny, temu niepotrzebny...

... mnie i 230 posłom potrzebny :)

O ile wiem tekst bardziej

O ile wiem tekst bardziej edytuje się w bajtach niż pojedynczych bitach. Sama edycja zdecydowanie lepiej idzie elektronicznie, ale korekta niestety zazwyczaj wiąże się z wydrukami. Tak jest szybciej i wygodniej dla mnie i dla wielu innych osób. W wersji elektronicznej można zrobić wstępną korektę, ale ja też jestem za drukowaniem ostatecznych wersji.

Sedno problemu?

"A ja ponawiam swój postulat, zgodnie z którym posłowie nie powinni otrzymywać materiałów w inny sposób, niż uzyskują do tych materiałów dostęp obywatele."

Dlaczego coś, co wydaje się _mi_ jak najbardziej naturalne, w rzeczywistości w której się obracamy - wydaje się wołaniem odmieńca oderwanego od taniego wina gdzieś na marginesach społeczeństwa?

Dlaczego wciąż niektórzy politycy uważają, że do rządzenia potrzebna jest tajność, że potrzeba utrudniać dostęp do tego, co prawnie (w większości przypadków) podlega (lub przynajmniej powinno podlegać) pod ustawę o dostępie do informacji publicznej?

Jest to dla mnie równie irracjonalne jak wypowiedź z sejmowej ambony o tym że upublicznienie źródeł z dawnego prokomu (dokładniej - chodziło o ile dobrze pamiętam o sposoby szyfrowania wiadomości) spowoduje zmniejszenie poziomu zabezpieczeń "bo to ujawni zastosowane algorytmy" (ekh. nie mogę jakoś wyszukać linka do debaty, w której o tym była mowa...).

Dość proste.

Jeśli robisz cokolwiek jako obywatel, to płacisz za to swoimi pieniędzmi, czyli de facto swoim czasem życia, przeliczonym na złotówki. Jeśli robisz coś jako poseł, to płacisz za to w głównej mierze nie ty, czyli nikt za to nie płaci. Ba, z odpowiedzialnością jest identycznie. Od tego się zaczyna linia podziału, która przecina także kwestię dostępu do informacji publicznej. Takie państwo v. chamstwo.

Z tym Prokomem to Ci się nie pomyliło z p. Krystyną Łybacką, która IIRC za swojego przewodnictwa w ministerstwie edukacji zabłysnęła wypowiedzią, że "nie możemy używać otwartego oprogramowania, bo jak oprogramowanie jest otwarte, to wyciekają dane"? Też piękne.

Zaraz ktoś pójdzie siedzieć za próbę obalenia ustroju ;)

Te postulaty niebezpiecznie zmierzają w kierunku braku przywilejów "grupy rządzącej" i podważaniu sensu istnienia demokracji parlamentarnej w sytuacji, gdy jedyna przyczyna jej istnienia (brak technicznej możliwości zebrania wszystkich pod przysłowiowym dębem) odpadła w dniu powstania internetu ;)

Ja bym szykował szczoteczkę do zębów w każdym razie ;)

głos w dyskusji, w części polemiczny :-)

Szanowny Panie Piotrze,
Pana postulat jest, jak zwykle, piękny i słuszny.
Cytat: "A ja ponawiam swój postulat, zgodnie z którym posłowie nie powinni otrzymywać materiałów w inny sposób, niż uzyskują do tych materiałów dostęp obywatele. Posłowie też nie powinni otrzymywać tych materiałów wcześniej niż obywatele."
Jak Pan jednak świetnie wie, został już także jakiś czas temu zrealizowany. Wszystko co dotyczy prac Sejmu, dokumentów, działań posłów, komisji i podkomisji - jest dostępne dla wszystkich zainteresowanych poprzez System Informacyjny Sejmu. Nie wracając do czasów prehistorycznych, bo to nudne (tak to działać zaczęło około 1998 roku), według stanu na dziś: wszystkie dokumenty związane z każdym rozpatrywanym przez Sejm projektem, kompletne zestawienie działań dotyczących procesu legislacyjnego wszystkich projektów ustaw i uchwał, bezpośrednia transmisja z wszystkich obrad Sejmu (na marginesie: z tłumaczeniem na język migowy) oraz komisji i podkomisji pracujących nad projektami ustaw i uchwał, dostęp do zapisów archiwalnych z tych obrad, wszystkie wyniki głosowań, system informacji prawnej, zawierający komplet informacji o stanie prawa oraz teksty ujednolicone wszystkich ustaw. Informacje te są na bieżąco aktualizowane.
System Informacyjny Sejmu pełni podobną rolę jak BIP, lecz dodatkowo (lub - z naszego punktu widzenia - przede wszystkim) jest systemem udostępniającym informację posłom. Punkt widzenia nie ma w tym przypadku znaczenia, system jest jeden i służy wszystkim zainteresowanym. Posłowie nie korzystają z żadnych innych źródeł danych, udostępnianych przez Kancelarię Sejmu.

Jeszcze kilka uwag do tego wątku.
Cytat: "Zniknąłby z czasem problem skanowanych bitmap wkładanych w kontenery PDF, a całość dokumentów w procesie legislacyjnym byłaby tworzona w sposób ustrukturalizowany, nadający się do maszynowego odczytu."
Bardzo celna uwaga, lecz pod złym adresem. Proces legislacyjny ani się w Sejmie nie zaczyna, ani tu nie kończy. Nie mamy żadnego wpływu na postać otrzymywanych danych, mamy jednak obowiązek ich udostępniania. Nam też sprawiają trudność pliki w formacie PDF, sporządzone poprzez skanowanie dokumentów papierowych, projekty przysyłane wyłącznie w postaci setek kartek papieru lub sporządzone w starych wersjach jedynego słusznego edytora tekstu. Ideałem byłoby, gdyby do Sejmu wpływały projekty ustaw postaci strukturalnej. Nie musielibyśmy wtedy przekształcać ich na używany przez nas xml, tak jak to robimy teraz. Zyskałaby na tym najbardziej jakość i szybkość procesu legislacyjnego. Jednak do chwili gdy sytuacja "na wejściu" nie ulegnie zmianie, udostępniać będziemy dokumenty źródłowe w takiej postaci jak obecnie.
O dokumencie strukturalnym porozmawiamy, gdy tylko xsd zostanie uzgodnione między wszystkimi zainteresowanymi. Szanse na poprawę są znaczne, bardzo dobrze rokują obecne działania Ministerstwa Gospodarki i RCL, jednak zmiana wymaga czasu i cierpliwości.

Na temat opłacalności wyposażenia posłów w tablety, co dotyczy i tego wątku, i kilku równoległych.
Dwa słowa o „epoce przedtabletowej”. Istnieją dwa systemy. Pierwszy z nich, „cyfrowy”, sprowadzający się do Systemu Informacyjnego Sejmu (to pojęcie szersze niż tylko strona internetowa Sejmu), służy do wprowadzania danych do baz danych i do ich prezentowania dla różnych potrzeb. Na przykład – na stronie sejmowej. Drugi – „papierowy” – to system produkcji i dystrybucji tych samych danych w postaci materialnej. Każdy dokument jest drukowany, powielany w odpowiedniej liczbie egzemplarzy, pakowany i rozsyłany. Oczywiście, drugi system pobiera dane z pierwszego.
Celem do jakiego zmierzaliśmy było nie tylko ograniczenie liczby drukowanych kartek papieru. Chcieliśmy przede wszystkim umożliwić zlikwidowanie większości tej infrastruktury, która jest z postacią papierową związana. Głównym problemem było jednak znalezienie takiego rozwiązania, które zostanie zaakceptowane przez posłów. Był to warunek konieczny rozpoczęcia dyskusji na ten temat. To posłowie są dla nas ważną grupą odbiorców informacji. Istnieje szereg prawnych zobowiązań do dostarczania im dokumentów o pracach Sejmu, komisji i podkomisji sejmowych. Jednocześnie nie mogliśmy spowodować jakichkolwiek negatywnych skutków tej zmiany, odczuwalnych przez użytkowników.
Tak narodził się pomysł na projekt „Mobilny Poseł”.
Do czasu pojawienia się tabletów trudno było proponować radykalne zmiany. Nie istniała akceptowalna przez posłów alternatywa dla systemu „papierowego”. Braliśmy pod uwagę różne rozwiązania – zaawansowane telefony komórkowe, laptopy, komunikatory – każde z nich miało wady. Tablet rozwiązał wszystkie podstawowe problemy.
Według stanu „na dziś”, w lutym br. zniesiony został (uchwałą Prezydium Sejmu) obowiązek dostarczania posłom papierowej postaci druków sejmowych, sprawozdań stenograficznych, interpelacji, zapytań poselskich i odpowiedzi na nie oraz oświadczeń poselskich, wyników głosowań, pełnych zapisów przebiegu posiedzeń komisji sejmowych (w postaci tekstowej), wniesionych projektów ustaw i uchwał, wykazów uchwalonych ustaw i podjętych uchwał, informacji o postępowaniach przed Trybunałem Konstytucyjnym w sprawach stwierdzenia zgodności ustawy z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, komunikatów Marszałka Sejmu. I szeregu innych publikacji. Jednocześnie elektroniczne wersje tych dokumentów, a także – cyfrowe zapisy posiedzeń Sejmu, komisji i podkomisji sejmowych, terminarz posiedzeń Sejmu, porządki obrad, przebieg procesu legislacyjnego w Sejmie, prezentowane w Systemie Informacyjnym Sejmu zyskały na znaczeniu.
Poseł posiadający tablet ma dostęp do tych wszystkich informacji w sposób intuicyjny i wygodny. Na przykład – członek dowolnej komisji sejmowej otrzymuje przygotowane specjalnie dla niego dokumenty, dotyczące zaplanowanych posiedzeń komisji. Ma także do dyspozycji kalendarz, do którego może wpisywać zaplanowane zdarzenia, który jednak automatycznie uwzględnia posiedzenia Sejmu i tych komisji sejmowych, do których poseł należy. To tylko przykłady. System jest cały czas doskonalony i dostosowywany do rzeczywistych potrzeb użytkowników. Już dziś jednak widać, że inwestycja jest opłacalna. Nie tylko radykalnie ograniczono nakład publikacji papierowych. Można realnie działać w kierunku likwidowania tych zasobów, które dotychczas służyły do produkcji i dystrybucji – to znacząca oszczędność w tym i przyszłych budżetach.
Jest szereg pozytywnych skutków dodatkowych. Skrócono czas w jakim informacja dociera do posła i w jakim on jest w stanie przesłać informację dalej. Może to przełożyć się na jakość procesu legislacyjnego. Wielu posłów przekonało się że praca z komputerem może być prosta i przynosić korzyści – tablety przełamały wiele barier.
Olbrzymia większość posłów propozycję zaakceptowała. Kilka tygodni temu przeczytałem w jednym z serwisów, że „aż czterech posłów nie odebrało jeszcze od Kancelarii Sejmu tabletów”, a „tylko 340 stale ich używa”. Przykład: gdy kilkanaście lat temu zaczynaliśmy akcję wyposażania posłów w komputery, po czterech miesiącach dwie osoby korzystały osobiście z tego sprzętu. Do zakończenia ówczesnej kadencji Sejmu przekonało się do tego rozwiązania jeszcze około pięćdziesięciu osób. Nie znam przypadku, gdy posłowie tak szybko i na taką skalę jak obecnie zaakceptowali jakiekolwiek zaproponowane im rozwiązanie techniczne.
Dziś, po mniej więcej trzech tygodniach od tamtej publikacji, stale używa tabletów już ponad 370 posłów.

Dziękuję za ten głos

VaGla's picture

Szanowny Panie Zbigniewie, mam nadzieję, że nie muszę Pana przekonywać do tego, że kibicuję temu, co robi "Informatyka" Kancelarii Sejmu (chociaż czasem mam krytyczne uwagi). Zabiegam też o te schemy xml i o to, by przewalczyć odrębności "autostrad informacyjnych" między poszczególnymi organami (władzami). To był m.in. paradygmat działania w ramach tych warsztatów MAiC, które dotyczyły schemy - wówczas bardzo mi zależało, by informatyka Sejmu i Senatu brała w nich udział. Natomiast mój postulat dotyczy tego, co napisał Pan w poniżej przywołanym zdaniu:

...członek dowolnej komisji sejmowej otrzymuje przygotowane specjalnie dla niego dokumenty, dotyczące zaplanowanych posiedzeń komisji

Otóż mój postulat dotyczy tego, by poseł nie otrzymywał specjalnie dla niego przygotowywanych dokumentów, tylko by te dokumenty były specjalnie przygotowywane dla wszystkich i poseł mógł z nich korzystać w taki sposób, jak inni obywatele i by otrzymywał do nich dostęp w tym samym czasie, co inni obywatele.

Nie wiem, czy to jest prawda (muszę to jeszcze potwierdzić - może Pan może to potwierdzić), ale ponoć posłowie otrzymują przy nowelizacjach dokumenty pokazujące zestawienia zmian miedzy stanem ustawy nowelizowanej i tym, co ma być znowelizowane. Takich dokumentów obywatele (i znów - muszę to jeszcze potwierdzić) zdaje się nie otrzymują na stronach Sejmu. To powoduje nieuzasadnioną - jak uważam - nierówność w dostępie do informacji.

Inna kwestia (wykraczająca poza ten wątek) to dyskusja o prawach wyłącznych do materiałów publikowanych przez Kancelarię Sejmu, jeszcze inna, to podstawa prawna działania stron sejmu (umocowanie zgodne z art. 7 Konstytucji i wyrażoną tam zasadą praworządności i zasadą legalizmu). Generalnie wiem, że w Kancelarii się dzieje. Nie mam zamiaru jedynie krytykować. Staram się też odnotowywać postępy. A wiem, że nie wszystko od "Informatyki" zależy. Komentowany tekst nie miał - w założeniu - być atakiem na twórców serwisu. To apel do twórców zasad normatywnych w Sejmie. No i do posłów, by dostrzegli, że nie każda teza, którą publicznie głoszą, jest "kupowana" przez komentatorów.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Wciąż poszukiwanie neutralności i standardów.

Witam.

Skoro poszukujecie państwo idealnych rozwiązań, to dlaczego nie popatrzycie czasem na to co od dawna działa?
Po pierwsze. Dlaczego druki sejmowe zwane ustawami wciąż są dwukolumnowe? Czy nie prościej byłoby drukować i przetwarzać druk normalnowierszowy? Czy do czytania treści musi być coś więcej niż czcionka i wierszówka?
Skoro tak, to wystarczy zwykły plik txt z kodowaniem UTF-8 lub UTF-16, celem zachowania jednolitych kodów znaków diakrytycznych.
W zwykłym txt też można zastosować akapity i wcięcia!
Plik txt można napisać i odczytać wszystkim co obsługuje pliki! W tym także edytory tekstowe dowolnych producentów!
Przecież plik txt, to zwykły tekst "maszynowy" czyli taki jak wychodził z maszyny do pisania. Fikuśne kroje czcionek są w dokumentach zbędne tak samo jak obrazki! Ponadto waga plików txt jest zawsze mniejsza niż wielu odpowiedników wygenerowanych w edytorach tekstu. Przetworniki głosowe także czytają pliki txt, bo w sumie od nich zaczynano!

Pliki txt, także można podpisywać cyfrowo, bo to z punktu widzenia systemu operacyjnego, też plik jak każdy inny.

NO TO W CZYM PROBLEM?

W zdefiniowaniu preambuły czy stopki? A co za problem zacząć akapitem preambuły pisującej, np. kto, co i do kogo.
Potem separator np. linia zbudowana ze znaków =
Następnie treść właściwa, a po niej separator jak wyżej opisany.
Po tym separatorze treść stopki.

Jakiś problem natury technicznej? Logistycznej? Składniowej?
Tekst jest tekstem, tak jak i ten tutaj pisany!
I proszę nie podsuwać argumentów typu "jak uwypuklić tekst proponowanej zmiany?". A jak jest nanoszona zmiana w ustawie? Tam, czyli w druku Dziennika Ustaw, też nie używa się kursyw, pogrubień i innych udziwnień, a wszyscy wiedzą co i w którym miejscu ma być zmienione!

I taki plik txt, pozwala na wyszukiwanie słowa, zdania, czy nawet kopiowania całości abo fragmentów tekstu do innych dokumentów. I żeby było zabawniej, to pliki txt są przeszukiwane za pomocą narzędzi wbudowanych w sam system operacyjny dowolnego producenta. Nawet dawno zapomniany DOS udostępniał te funkcje.

Czyli jak widać, wystarczy jedynie zlikwidować dwuszpaltowość druku w Dzienniku Ustaw i problem zapotrzebowania na specjalistyczne rozwiązania przetwarzania tekstu się skończy.
Zagadnienie nadruku elementów stałych na każdej stronie druku ustawy, można ustawić w aplikacji do składu druku.

Dlatego zapytam w swej naiwności. Dlaczego nikt nie chce korzystać z tego co od dawna działa i jest najmocniej wspierane przez wszystkie systemy operacyjne? Przecież to jest właśnie ta interoperacyjność i to podana darmo na przysłowiowej tacy!

Pozdrawiam.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>