Po internetowej herbacie u Pana Premiera

Filiżanka Pana PremieraOdbyła się druga debata z Panem Premierem (por. Rząd z Premierem frontem do internautów, a ja zapraszam do obstawiania w "tezowym bingo"). Jeśli chodzi o wybór cytatów z dzisiejszego spotkania, to w ewentualnym rankingu stawiałbym na "Każda ustawa ma swoje ofiary, więc lepiej poprzedzić je prawdziwymi konsultacjami". I to powiedział Pan Premier. Problem w tym, że większość zebranych w Sali Świetlikowej wie, że z konsultacjami społecznymi jest problem, że jest problem z otwartością administracji i z trudnością regulacji aktywności elektronicznej, ale wiele z tej wiedzy nie wynika. Być może nawet część zebranych zdaje sobie sprawę z gigantycznej resortowości polskiego rządu, która nie ułatwia spójnego projektowania aktów prawnych dot. internetu. Pisałem o tym w tekście Kto i kiedy odpowie w sprawie łamania Konstytucji w pracach nad ustawą medialną?

Tymczasem spotkanie się odbyło. Zaproszenie na debatę zaplanowaną na godzinę 14:30 otrzymałem telefonicznie dziś o godzinie 10:00. Helsińska Fundacja Praw Człowieka otrzymała zaproszenie na debatę dwa dni temu i w związku z tym wysłała list do Pana Premiera, w którym dziękuje za zaproszenie, ale nie przyjdzie, ponieważ przygotowanie się do takiej debaty z dwudniowym wyprzedzeniem jest po prostu niemożliwe. Wiele osób zdawało sobie sprawę z tego, że spotkanie z Premierem może być zagrywką ze sfery PR. Niezależnie od tego strona rządowa była dziś dość silnie reprezentowana. Był min. Piotr Kołodziejczyk z MSWiA, była min. Magdalena Gaj z Ministerstwa Infrastruktury, był min. Maciej Berek z RCL, min. Jacek Cichocki z Kolegium ds. Służb Specjalnych przy Radzie Ministrów, min. Jacek Weksler z resortu kultury, min. Zbigniew Wrona z resortu sprawiedliwości. Był również min. Michał Boni.

W tej dyskusji podnosiłem konieczność wskazywania w uzasadnieniach ustaw finansowania pewnych działań. Brak ustawowego zapewnienia pieniędzy może oznaczać ograniczenie praw obywateli, albo przynajmniej zaprzepaszczenie szans, a to po prostu z tej racji, że nie będzie pieniędzy na realizację postulatów. Dlatego tak istotne, by w założeniach do ustawy, która ma wdrażać dyrektywę o ponownym wykorzystaniu informacji z sektora publicznego było wskazane finansowanie (por. Re-use: brak szacunkowego określenia przewidywanych skutków finansowych dla sektora finansów publicznych).

Czy mówimy o realnym zagrożeniu? USA są pokazywane jako lider otwierania zasobów administracji publicznej. Właśnie tam mają zostać wyłączone serwisy internetowe, które udostępniają obywatelom informacje w sposób nadający się do ich maszynowego przetworzenia. Powodem jest to, że obcięto dla tych przedsięwzięć budżet. O tym, że z końcem maja mają być zamknięte takie serwisy, jak data.gov i inne, można przeczytać w tekście OMB prepares for open gov sites to go dark in May (komentarze zaś w serwisie Slashdot: US Open Government Sites To Close). Zabraknie 4 milionów dolarów na prowadzenie tych projektów.

Do zajęcia miejsca tych serwisów przygotowują się już przeróżne start-upy, ale nie w tym rzecz. Wiadomo, że administracja rządowa, przy całej jej resortowości, boi się wpisywać do projektów ustaw kosztów. Raz, że ustawy co do których wskazano, że są tam koszty, są baczniej badane w procesie legislacyjnym, dwa, że administracja po prostu często nie liczy kosztów swojego działania. Jeśli nie liczymy kosztów działania, to znaczy, że albo jesteśmy rozrzutni, albo tak bogaci, że nie ma to dla nas znaczenia. Stawiam na to, że brak analityki związanej z tego typu sytuacjami świadczy raczej o braku kontroli nad realizacją zadań publicznych. Kontrola wydatków mogłaby zwiększyć przejrzystość państwa i wspierać proces zwiększenia racjonalności wydatków publicznych. Dlatego dziś ponowiłem pytanie o koszty działania Biuletynów Informacji Publicznej (por. Pan Premier nie wie, ile kosztują rządowe serwisy internetowe). Tylko tym razem zapytałem o rok 2010, a rok temu pytałem o rok 2009. Pan minister Boni odnotował pytanie i - czy rzeczywiście? - jest szansa na to, że jakąś odpowiedź być może dostanę.

Koszty. Wiele było dziś o kosztach, głównie w kontekście retencji danych telekomunikacyjnych. To jeden z tematów, które mają być przedmiotem odrębnych "spotkań roboczych".

Oczywiście temat ustawy medialnej był również przedmiotem wymiany zdań. Maciej Budzich nagrał fragment mojej odpowiedzi na wyjaśnianie intencji ministerstwa kultury:

O jednym z niuansów ustawy medialnej, o których rozmawamy. Nagranie opublikowane w serwisie YouTube.

Wypowiedzi, tematy i inne aspekty spotkania można znaleźć m.in. w tekście Polskiej Agencji Prasowej: Tusk: dokumenty rządowe powinny być dostępne w formie elektronicznej. Mogę również zacytować materiał prasowy samej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (tytułu tej notatki nie da się zaznaczyć w mojej przeglądarce, cóż to za tag "cufontext"?):

Premier Donald Tusk spotkał się z przedstawicielami organizacji pozarządowych, blogerami, ekspertami oraz przedstawicielami przedsiębiorców związanych z branżą internetową. Tematem rozmów była m.in.: dyrektywa audiowizualna, konsultacje społeczne projektów rządowych związanych z Internetem oraz dostęp do dokumentów publicznych w sieci.

Szef rządu powiedział, że brakuje w Polsce i Europie precyzyjnego opisania rzeczywistości wirtualnej w kontekście tradycyjnie rozumianych praw i obowiązków obywateli. – Zakładam, że póki nie umiemy dokładnie korelować rzeczywistości realnej i wirtualnej, to lepiej założyć, że Internet pozostaje strefą szczególnej wolności – zaznaczył premier. – Przyjęliśmy zasadę, że skoro nie jesteśmy pewni skutków lub nie umiemy skonstruować przepisu adekwatnie do potrzeb, to raczej nie ruszamy przestrzeni wolności w Internecie. Pomijam tutaj twardą przestępczość, np. przestępczość pedofilską – dodał.

Według premiera trzeba się zastanowić, co zrobić, aby prawo obowiązywało mniej więcej w takim samym stopniu w rzeczywistości realnej, jak i wirtualnej. – Jeśli mamy do czynienia z przestępstwem, to ono nie jest mniejszym przestępstwem, tylko dlatego, że dzieje się w Internecie – powiedział Donald Tusk. Jak przyznał, oddziaływanie państwa i administracji w przestrzeni wirtualnej jest mniejsze w porównaniu z przestrzenią realną.

Premier opowiedział się za większą rolą konsultacji społecznych projektów rządowych dotyczących Internetu. – Konsultacje powinny być żywe, nie zrutynizowane i jak najszersze – zaznaczył. – Jednocześnie konsultacje nie mogą oznaczać, że ustawa jest pisana przez jakąś grupę interesu czy grupę poglądów. Chcemy poznać poglądy i w konsultacjach wyłapać ewidentne błędy – wyjaśnił.

Szef rządu zadeklarował, że zrobi wszystko, aby każdy dokument rządowy, który nie jest opatrzony klauzulą tajności lub poufności, był natychmiast powszechnie dostępny w najwygodniejszej dla odbiorcy formie elektronicznej.

Komunikat ładny, zgrabny, na pewno uspokajający. Tezy komunikatu można porównać z "tezowym bingo" z notatki linkowanej we wstępie. Kolejne spotkanie z Panem Premierem odbędzie się najpewniej 18 maja. To dzień po Światowym Dniu Społeczeństwa Informacyjnego, o czym prawdopodobnie zebrani mogli nie wiedzieć.

Nawiasem mówiąc - minister Berek powiedział mi dziś w rozmowie na temat Sejmometru (przejmujemy państwo nie czekając na... państwo), że jeśli wyślę do niego pismo, w którym poproszę o ustosunkowanie się RCL do możliwości dowolnego wykorzystywania baz danych Dziennika Ustaw oraz Monitora Polskiego, to on w odpowiedzi napisze mi, że nie widzi przeszkód. W rozmowie podniosłem, że po stronie administracji publicznej są jeszcze czasem zdania, że bazy danych przygotowywanych w związku z realizacji zadań publicznych korzystają z monopolu praw pokrewnych (sui generis ochrona baz danych, w której ochronie podlega "spocone czoło" producenta). Ja w tej dyskusji argumentuję, że takie bazy danych nie podlegają ani dyrektywie, ani polskiej ustawie. Oczywiście można zacząć pozywać administrację publiczna w trybie np. art 189 KPC (powództwo o ustalenie praw), ale można też na początek napisać pismo i zobaczyć, co przyjdzie w odpowiedzi...

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Sprawa blokowania treści w Internecie

michuk's picture

Z innej beczki

Minister (czy też dyrektor) z Min. Sprawiedliwości przypadkiem trochę zdradził, że jest już stanowisko w sprawie przeciwdziałania dziecięcej pornografii w Internecie. Zakłada ono, że to dostawcy Internetu będą odpowiedzialni za blokowanie wskazanych przez rząd stron internetowych.

Szczegóły: Rząd nadal planuje blokowanie treści w Internecie: za filtrowanie odpowiadać mają dostawcy sieci!

Tak. Pytania o to, gdzie można przeczytać stanowisko

VaGla's picture

Tak. Pytania o to, gdzie można przeczytać stanowisko rządu lekko skonfundowały Pana Ministra. W końcu nie wiem, czy dostaniemy ten dokument, czy nie?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Dwie kolejne relacje

VaGla's picture

Edwin Bendyk dał też swoją relację: Internauci u Premiera, jest też relacja wPolityce.pl: Po debacie premiera z blogerami i ekspertami. Krok we właściwym kierunku czy tylko PR?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

TVN24.pl

VaGla's picture

Jest relacja TVN24.pl: Premier: nie jesteśmy jełopami ws. internetu.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Jest znacznie gorzej

Gdyby Pan Premier i jego współpracownicy był tylko (używając Jego własnych słów) "jełopem w sprawach internetu", sprawa byłaby wyjątkowo prosta. Wystarczyłoby porozmawiać, przekazać problemy i wiedzę i resztę faktycznie możnaby jakoś ułożyć.

Pan Premier zakłada natomiast, że jest (rzecz jasna: niekoniecznie personalnie, mam na myśli raczej rząd) doskonale poinformowany, a tylko bliżej niezidentyfikowani lobbyści i pieniacze usiłują torpedować słuszne - i zgodne z linią programową Unii Europejskiej - pomysły rządowe.

Niestety, zwrócenie uwagi Pana Premiera na ten zasadniczy problem wydaje mi się obecnie niezwykle trudne, jeżeli nie niemożliwe.

cufontext

To "custom font" rysowany przy pomocy elementu canvas, pozwala wprowadzić na stronę własny font nawet jeżeli nie ma go system operacyjny/przeglądarka po stronie klienta. Niestety, powoduje że tekst staje się w pewnym sensie obrazkiem i nie da się go zaznaczyć - a raczej da (po pod spodem są nadal standardowe literki), ale tego zaznaczenia nie widać. Spróbuj rozpocząć zaznaczanie tekstu od momentu "TAGI: PREMIER" i trzymając lewy klawisz pojechać trochę do góry, tak aby zaznaczyło się również menu po lewej. Ctrl+C, Ctrl+V i będziesz miał zarówno tytuł jak i datę (również "renderowaną" w ten sam sposób).

Moim zdaniem to wyjątkowo upierdliwe, ja radzę sobie z tym za pomocą dodatku Noscipt do Firefoksa - Cufon do działania wymaga Javascriptu.

Gazeta Wyborcza

Relacja w GW http://wyborcza.pl/1,75248,9396560,Rzad_nie_slucha_internetu.html

cufontext

Cufontext?

http://cufon.shoqolate.com/

Ładniusia "trzcionka" ;)

"Analogi vs. cyfrowi"

W 3 kwestiach:
- rozwijając swoją myśl ze spotkania, "analogi w rządzie" to nie tylko kwestia technologii ale przede wszystkim tego co jest w sposobach zarządzania i efektywności (a raczej jej miernej efektywności) administracji rządowej. A raczej braku "common sense".

- tak Panie Premierze, internet to nie jest ufo. To normalny sposób komunikacji. I nie mówimy tu o jakim wyimaginowanym narzędzi ale czymś co jest krwioobiegiem komunikacji, gospodarki czy normalnego życia społeczeństwa.

- ze względu na małe zrozumienie/analogowość powyższych dwóch spraw mamy do czynienia z takimi właśnie ustawami, prawodawstwem. Gdzie tworzy sie "coś" totalnie w oderwaniu od rzeczywistości, tracąc na to wiele cennego czasu i zasobów. Kolejne spotykanie się, zamiast rozmowa o długofalowych strategiach cyfryzacji gospodarki, jest fajne, medialnie. Ale mniej medialne powinno już być zajęcie sie konkretnymi sprawami, o których m.in rozmawialiśmy, lub są tutaj poruszane. Postawą jest szersze studium - jak Polska może w ogóle sprostać konkurencji międzynarodowej, na rynku światowym. A to już wykracza poza bieżącą politykę.

Filozując

Teza premiera: "co zrobić, aby prawo obowiązywało mniej więcej w takim samym stopniu w rzeczywistości realnej, jak i wirtualnej?"

Wniosek: Jeśli takie jest uzasadnienie dla blokowania stron z użyciem których jest realizowana działalność przestępcza, to czy oznacza to, że wkrótce zamiast eliminowania działalności przestępczej w świecie rzeczywistym, będą tworzone w nim rzeczywiste blokady (getta?), pozwalające na dalszą realizację działalności w ramach określonego miejsca pod warunkiem, że jedynie zaproszeni tam goście będą mogli dołączyć?

Moja teza: rzeczywistość wirtualna i realna są tożsame ze względu na użytkowników. Bez istniejących w nich ludzi, żadna z nich nie istniałaby w sensie prawnym. Prawo odnosi się do ludzi i ich działań a nie do przestrzeni. Nie można istnieć wyłącznie w przestrzeni wirtualnej a każda prowadzona w niej działalność zależy, choćby w znikomym stopniu, od świata realnego. Zatem nie ma powodu by tworzyć nowe mechanizmy dla zdarzeń i znaczeń już opisanych dla świata realnego.

Wniosek: Dla blokowania stron musi być więc inny powód niż próba egzekwowania istniejącego prawa również w przestrzeni wirtualnej.

Komentarz oddaję domenie publicznej a panu Piotrowi z góry dziękuję za hosting ;) i komentarz do mojego komentarza ;)

no i po co to?

No i po co to? Przecież zrobią po swojemu.
Najbardziej bawi mnie wprowadzanie OFE przez referendum, a "zniesienie" przez jedną partię... Czy z Internetem może być inaczej? Przecież w większości Ci ludzie nie mają pojęcia do czego ten twór może służyć... I nie jak ma się przenoszenie praw z "realu" do Sieci...

[...]bawi mnie wprowadzanie

steelman's picture

[...]bawi mnie wprowadzanie OFE przez referendum, a "zniesienie" przez jedną partię...

Mam ten feler, że czepiam się szczegółów nawet jeśli nie dotyczą meritum. A tutaj znajduję aż dwa. Po pierwsze reforma z końca lat '90 ubiegłego stulecia nie była poparta referendum. Chyba, że dokonamy nadużycia i jako referendum potraktujemy możliwość wyboru pomiędzy systemem łączonym a wyłącznie solidarnościowym. Jest to nadużycie ponieważ nie wszyscy pracujący wówczas taki wybór mieli.

Po drugie o żadnym "zniesieniu" nie ma mowy, jest regulacja. Wydaje mi się oczywistym, być może w tym tkwi mój błąd, że układ (dowolny, fizyczny lub ekonomiczny), w którym jakaś wielkość (wysokość składki) jest stała a nie uzależniona od otoczenia, prędzej czy później będzie wymagał regulacji czyli zmiany tej stałej.

>steelman<

Ciekawe

Ciekawe jak dzisiaj wyglądają sprawy IT w instrukcjach kancelaryjnych urzędów różnych szczebli. Wszak instrukcja kancelaryjna to jak konstytucja urzędu. Nie tak dawno było tam o "opieczętowanych" nośnikach danych!

Mr. VaGla to do Ciebie?

Mr. VaGla to do Ciebie?

http://www.rp.pl/artykul/640149_Dyrektywa-audiowizualna---internauci-nie-zrozumieli---a-mogli-spac-spokojnie.html

Tylko jednego nie rozumiem skoro jest tak dobrze to czemu nie wprowadzili tego tak dobrze w całości.

Spałbym spokojnie...

Jeśli to do mnie, to Pan Dyrektor Skoczek twierdzi, że

VaGla's picture

Jeśli to do mnie, to Pan Dyrektor Skoczek twierdzi, że nie przeczytałem projektu przepisów i treści dyrektywy. W tym serwisie są komentarze nawet z czasów, gdy dyrektywa dopiero powstawała. Ale jeśli ludzie tak źle zrozumieli te tak dobre przepisy, to jest na to jedna rada - następnym razem można napisać je w taki sposób, by ludzie zrozumieli, by system prawny przez to nie tworzył kolejnych pułapek, by był przy tym spójny, klarowny, przejrzysty. Żebym nawet ja zrozumiał co chciał powiedzieć racjonalny ustawodawca (a co powinno wynikać z przepisu i zasad wykładni, a nie deklaracji prasowych jego autora). A w kontekście tego, że "nowelizacja prawa medialnego została nam narzucona przez przepisy unijne", to chętnie poznam pogląd rządu na temat tego, jak teraz, gdy obejmie prezydencję, będzie tak działał, by nam nikt nie "narzucał" regulacji, których potem polskie władze nie potrafią dobrze (spójnie z systemem) wdrożyć, i które wywołują poruszenie opinii publicznej.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Ja straciłem tę wiarę.

Ponoć jestem niepoprawnym optymistą, ale w obliczu wypowiedzi cytowanych przez Ciebie lub np. ostatniego wystąpienia pana prof.Osiatyńskiego (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,9403622,_To_zenujace__gdy_ekspert_wstydzi_sie_wlasnych_opinii_.html) zaczynam nie tylko tracić optymizm, ale zaobserwowałem u siebie zdecydowaną radykalizację poglądów. Zdecydowanie nie tak wyobrażałem sobie proces stanowienia prawa w XXIwiecznej Polsce i dziękuję że jesteś jedną z osób która otwiera mi na ten problem oczy.

Dodajmy, że rząd polski

kravietz's picture

Dodajmy, że rząd polski jest jednym ze uczestników unijnego procesu ustawodawczego co najmniej od 2004 roku. Fakt, że nadal traktuje go jako zewnętrzne i niekontrolowalne źródło prawa niezbyt dobrze o rządzie świadczy. A już zupełnie niedobrze świadczy o nim fakt, że rząd na dwa lata zapomniał o implementacji dyrektywy i teraz traktuje to jako rzecz zupełnie oczywistą.

Unia Europejska w ogóle wciąż stawia nasze władze w nowej dla nich i chyba dość niekomfortowej sytuacji. Ktoś od nich egzekwuje jakieś przepisy, zobowiązania, grozi karami w razie niedotrzymania terminów, żąda zwrotu dotacji... Jak tak można? Cytując jednego z przeszłych ministrów "ja to jestem profesorem i nikt mi nie będzie mówił co jest zgodne z prawem a co nie".

--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Echelon.pl - Blog o gospodarce, konkurencyjności i sprawach społecznych

Unia, Polska i stanowienie prawa...

Niestety, polskich Europosłów właściwie ten cały "Internet" niewiele obchodzi.
Najwięcej na ten temat Internetu (wolność, otwartość itp.) rozrabiają "Zieloni", ale w tej grupie (czwarta pod względem liczebności grupa w Europarlamencie") nie ma nikogo z Polski.
Do współpracy z tą grupą przyznają się nasi "Zieloni 2004" (0 posłów) oraz RAŚ.

Nasi Europosłowie zazwyczaj nie mają czasu na takie bzdety, jak Internet i okolice i nie uczestniczą w spotkaniach na te tematy.
A głosują - no przecież wiadomo, tak jak "naczalstwo" każe!

Europarlamentarzysci

Muszę stanąć w obronie europearlamentarzystów. Szczególnie jesli poprzedni post, rzeczywiscie został napisany przez Pana Barbaszewskiego, który przecież jest znanym ekspertem w "branży IT".

Otóż mając możliwosc spotykania się z europarlamentarzystami (w tym na podstawie doswiadczeń oficjalnego spotkania GIODO z "MEPami" w końcu stycznia), dementuję twierdzenie jakoby "nasi Europosłowie zazwyczaj nie mieli czasu na takie bzdety, jak Internet i okolice i nie uczestniczyli w spotkaniach na te tematy".
To jeden ze stereotypów, które są powtarzane dla usprawiedliwienia niecheci do kontaktowania się z europosłami. Nie oceniam, czy europosłowie interesują się internetem, bo to politycznie nosne, czy dlatego, że się nim po prostu interesują, ale tak sami europosłowie jak i ich asystenci posiadają całkiem sporą wiedzę podstawową w tych sprawach i sporo chcieliby się dowiedzeć.

Proponuję więc zmienić nastawienie z "oni na pewno się nie interesują" na "poinformuj swojego europosła, jakie są problemy". Pozostaję w dosć żywych kontaktach z europosłami w zakresie swoich służbowych zainteresowań Internetem (głównie kwestie prywatnosci), retencją, profilowaniem osób, smart meteringiem itp.

Zachęcam do aktywnej pracy z europarlamentarzystami.

Pozdrawiam

Wojciech Wiewiórowski
Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych

transparentność

Rząd wybrał sobie grupę do rozmowy przy okrągłym stole w sprawie internetu i głupi ludziska się cieszą, że rząd ich słucha, że jest demokracja, że jest fajnie. A mi zabrakło podstawowego elementu epoki internetu - nagrania spotkania. Chciałbym bezpośrednio usłyszeć, co rząd ma do powiedzenia, a nie wyciągać z różnych komentarzy osób łaskawie dopuszczonych do światełka kaganka wiedzy. Grupy ekspertów powinny spotykać się w ciszy i rzeczowo rozmawiać, ale plenarne spotkania na których wypowiadane są intencje i zasady mają zupełnie inną rangę. To na takich spotkaniach omawiane są zasadnicze cele i główne sposoby ich realizacji, co ma podstawową wartość. O celach tych (żargonowo zwanych misją) oraz o sposobie dojścia do nich (wizja realizacji) to każdy może się wypowiadać. Nawet ja. Ale o szczegółach technicznych, czyli konkretnej formule realizacyjnej, to głos powinni zajmować wyłącznie ci co się na tym znają i są za to odpowiedzialni.

Proszę mi wyjaśnić, dlaczego postuluje się ustanowienie pełnomocnika ds. społeczeństwa informacyjnego, skoro jest do tego wskazany minister (MSWiA), a odpowiedni wiceminister był obecny na spotkaniu. Jeżeli nie spełnia on swojej roli, to po co jest ministrem? Ustawa o działach wśród zadań działu informatyzacja umieszcza właśnie kwestie społeczeństwa informacyjnego, a jedyny już departament realizujący obsług tego działu nosi nazwę społeczeństwa informacyjnego. Na marginesie, jakie stanowisko prezentował min. Kołodziejczyk?

Jeżeli powstanie stała komisja do rozmów o problematyce internetu, jak tego chcecie bez rzeczywistego systemu konsultacji społecznych i transparentności stanowienia prawa, to rząd sprowadzi was do swojego poziomu i pokona doświadczeniem. Będzie ona tylko listkiem figowym, dającym rządowi alibi, w postaci konsultacji społecznych.

Pierwsza część nagrania

kravietz's picture

Pierwsza część nagrania jest już na YouTube. W pełni zgadzam się, że właściwy problem nie leży w "problematyce internetu" tylko w procesie stanowienia prawa. Do tego dodałbym jeszcze resortowość, której skutki można było obserwować np. w trakcie nieskoordynowanych i chaotycznych ruchów legislacyjnych między MG i MSWiA związanych z szeroko pojętym uwierzytelnieniem obywateli do elektronicznych usług administracji publicznej.

--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Echelon.pl - Blog o gospodarce, konkurencyjności i sprawach społecznych

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>