Wulgaryzacja prawa obrotu elektronicznego na przykładzie prac nad ustawą hazardową
Część z Państwa pamięta zamieszanie związane z Rejestrem Stron i Usług Niedozwolonych, który pojawił się przy okazji prac nad ustawą hazardową. Poza wzburzeniem opinii publicznej, poza spotkaniem z Premierem w Sali Świetlikowej, doszło tam też do interesujących zjawisk w sferze procesu legislacyjnego. Oto w sierpniu zeszłego roku doszło do "reasumpcji reasumpcji" rządowej decyzji z 19 stycznia 2010 r. w sprawie projektu ustawy o zmianie ustawy o grach hazardowych oraz niektórych ustaw, przedłożona przez ministra finansów. Potem doszło do przyjęcia ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych, ale ze "względu na obowiązek notyfikowania norm i przepisów technicznych, stosownie do wymogów dyrektywy 98/34/WE z dnia 22 czerwca 1998 r. ustanawiającej procedurę udzielania informacji w zakresie norm i przepisów technicznych oraz zasad dotyczących usług społeczeństwa informacyjnego przepisy dotyczące takich zagadnień wyłączono do odrębnego projektu". No i ten "odrębny projekt" jest w Sejmie.
Rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o grach hazardowych oraz niektórych innych ustaw wpłynął do Sejmu 4 lutego 2011 roku. Zgodnie z opisem projekt dotyczy: "wprowadzenia przepisów technicznych regulujących obszar gier hazardowych, w tym zakładów wzajemnych; wprowadzenia zakazu organizowania gier w Internecie (z wyjątkiem zakładów wzajemnych przez internet), określenia warunków eksploatacji automatów i urządzeń do gier, wprowadzenia rejestracji gości w ośrodkach gier i audiowizyjnego systemu kontroli gier w kasynach".
To, co mi się nie podoba w tym projekcie, to m.in. użycie sformułowania "przez sieć Internet" oraz innych, którymi projektodawca usiłuje opisać elektroniczną gospodarkę. Nie pierwszy raz podnoszę, że używanie takiego określenia, wobec faktu, że sam internet to zjawisko techniczno-społeczno-gospodarcze, które stale podlega ewolucji i dziś jest czymś innym niż wczoraj i jutro, a więc użycie takiego sformułowania w przepisach powszechnie obowiązującego prawa powoduje brak pewności tego prawa. Bo jeśli czytam:
W przypadku urządzania zakładów wzajemnych przez sieć Internet, urządzenia przetwarzające i przechowujące informacje oraz dane dotyczące tych zakładów wzajemnych, a także ich uczestników, powinny być zainstalowane i przechowywane na terytorium państwa członkowskiego Unii Europejskiej lub państwa członkowskiego Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu (EFTA) – strony umowy o Europejskim Obszarze Gospodarczym.
to zastanawiam się, co to znaczy "urządzanie zakładów wzajemnych przez sieć Internet". Czy chodzi o to, że wykorzystuje się przeglądarkę taką jak Opera, Internet Explorer, albo Firefox, czy też może nie chodzi tylko o wykorzystanie technologii rozwijanej przez The World Wide Web Consortium (W3C), a kluczowym znaczeniem będzie zastosowanie w komunikacji elektronicznej np. protokołu TCP/IP, albo innego?
Poza wszystkim mamy przecież ustawę o świadczeniu usług drogą elektroniczną i tam (co narosło już pewną praktyką stosowania prawa) zdefiniowano pojęcie "świadczenie usługi drogą elektroniczną":
świadczenie usługi drogą elektroniczną – wykonanie usługi świadczonej bez jednoczesnej obecności stron (na odległość), poprzez przekaz danych na indywidualne żądanie usługobiorcy, przesyłanej i otrzymywanej za pomocą urządzeń do elektronicznego przetwarzania, włącznie z kompresją cyfrową, i przechowywania danych, która jest w całości nadawana, odbierana lub transmitowana za pomocą sieci telekomunikacyjnej w rozumieniu ustawy z dnia 16 lipca 2004 r. – Prawo telekomunikacyjne,
Nie jest to oczywiście definicja doskonała, ale dla większej spójności systemu prawnego może warto odnosić się do tych podstawowych pojęć zdefiniowanych w podstawowych dla elektronicznego obrotu ustawach?
Projektodawca idzie dalej w swoistej "wulgaryzacji" prawa. Oto czytam w projekcie w odniesieniu do proponowanego, nowego art 15d ustawy o grach hazardowych:
(...)
2. Podmiot urządzający zakłady wzajemne przez sieć Internet może wykorzystywać do ich urządzania wyłącznie stronę internetową, której krajowa domena najwyższego poziomu jest przypisana do polskich stron internetowych.3. Podmiot urządzający zakłady wzajemne przez sieć Internet jest obowiązany prowadzić, w czasie rzeczywistym, w urządzeniu służącym do archiwizacji danych usytuowanym na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, archiwizację wszelkich danych wymienianych między tym podmiotem a uczestnikiem zakładu wzajemnego, w tym pozwalających na ustalenie przebiegu i wyniku zakładu wzajemnego oraz przeprowadzanych transakcji wynikających z tego zakładu oraz danych niezbędnych do identyfikacji uczestnika zakładu wzajemnego.
4. Podmiot urządzający zakłady wzajemne przez sieć Internet jest obowiązany zapewnić funkcjonariuszom celnym dostęp do danych przechowywanych w urządzeniu archiwizującym oraz udostępnić w tym celu odpowiednie narzędzia i oprogramowanie zapewniające bezpieczeństwo danych.
5. Podmiot urządzający zakłady wzajemne przez sieć Internet zapewnia bezpieczeństwo przechowywanych i udostępnianych danych.
6. Dostęp do danych, o którym mowa w ust. 4, powinien umożliwiać odczytywanie, kopiowanie i przetwarzanie skopiowanych danych.
7. Dane, o których mowa w ust. 3, są przechowywane przez okres 5 lat, licząc od końca roku kalendarzowego, w którym dokonano ich archiwizacji. Po upływie tego okresu podmiot urządzający zakłady wzajemne przez sieć Internet usuwa dane.
(...)
"Internet", "strona", "krajowa domena najwyższego poziomu", "przypisanie do polskich stron", "dane usytuowane na terytorium"... Czarno to widzę.
Przed chwilą komentowałem prace nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji (por. Usługa audiowizualna i pytania dotyczące projektowanych przepisów), gdzie "dostawcy audiowizualnych usług medialnych na żądanie" mieli zablokować małoletnim dostęp do treści, które "zagrażają fizycznemu, psychicznemu lub moralnemu rozwojowi".
W projekcie noweli ustawy hazardowej można znaleźć następujący przepis:
W grach losowych, z wyjątkiem loterii fantowych i loterii promocyjnych, a także w zakładach wzajemnych urządzanych przez sieć Internet, mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat.
No i skąd świadczący usługi drogą elektroniczną (przepraszam, że będę posługiwał się raczej tym określeniem) ma wiedzieć, że po drugiej stronie ekranu jest człowiek w określonym wieku?
Oczywiście "papier zniesie wszystko", a w projekcie, a nawet w ustawie, można napisać wszystko to, co się chce. Ale potem ludzie muszą się stosować do takich przepisów. Może trzeba stworzyć jakieś szczególne warunki do uchwalania przepisów dot. społeczeństwa informacyjnego, coś, co - niczym swoista Komisja Kodyfikacyjna - pozwalałoby na utrzymanie spójności projektowanych przepisów?
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
A potem minister Pitera
A potem minister Pitera podsumowała to raportem zawierającym następujące wnioski na temat procesu legislacyjnego w ustawie hazardowej:
Ciekawe czy osoby zaangażowane w obecny projekt ustawy medialnej dostrzegają tu jakieś podobieństwa? Jeśli tak to proponuję kontynuować lekturą Białej Księgi Ministerstwa Finansów, która dość dobrze pokazuje czym się kończy wieloletnie tolerowanie złego prawa i nieefektywnych procesów urzędowych. Jakby jeszcze było mało, to w najbliższym czasie podatnik będzie musiał się zrzucić na kilkadziesiąt milionów kary, którą zapłaci za ustawiane przetargi w słynnym projekcie Syriusz. No ale zawsze można znowu podnieść VAT :)
--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Echelon.pl - Blog o gospodarce, konkurencyjności i sprawach społecznych
"No i skąd świadczący
"No i skąd świadczący usługi drogą elektroniczną (przepraszam, że będę posługiwał się raczej tym określeniem) ma wiedzieć, że po drugiej stronie ekranu jest człowiek w określonym wieku?"
A skąd bank oferujący dostęp do swoich usług za pomocą sieci wie, że osoba fizyczna, z którą zawiera umowę ma zdolność do czynności prawnych?
A skąd bank tradycyjny to wie?
Bo, etap pod tytułem sprawdzenie dowodu osobistego i podpisanie pisemnej umowy odbywa się w obu przypadkach (tyle że raz w oddziale, kiedy indziej z przedstawicielem/kurierem).
Straty dla banku z niedostatecznego sprawdzenia klienta spadają na bank. Jeśli chodzi o sprawdzanie wieku, to nie są to możliwe straty, lecz arbitralna kara, To coś innego.
Problemu 18 lat nie można unikać
Sporo jest aktywności, co do których istnieje powszechna zgoda że trzeba mieć określony wiek żeby je podejmować (alkohol, hazard, pornografia itd) i trudno żeby Internet na dłuższą metę był tutaj wyjątkiem.
Nierozwiązanie tego problemu jest jednym z pretekstów do wzmagania kontroli Internetu.
Tymczasem istnieją metody na potwierdzanie pełnoletności (czy też innych cech). Wystarczy kilku dostawców którzy będą świadczyć usługi polegające na sprawdzeniu fizycznym pełnoletności (np właśnie poprzez kuriera) i umożliwiające powiązanie loginu/tożsamości z możliwościa odpytania o pełnoletność osoby nim się posługującej. Bez przekazywania właścicielowi strony dodatkowych danych.
Czyli, dlatego że niewielki
Czyli, dlatego że niewielki promil dzieciaków może być zainteresowanych czymś dostępnym od 18 lat czym interesować się nie powinny, każdy dorosły chcący z tego skorzystać ma się zarejestrować w jakiejś bazie? Zresztą, te przykłady są jakieś naciągane:
- alkohol - niby nastolatek będzie zamawiał sobie piwo przez internet, płacił za przesyłkę, i czatował aby przypadkiem rodzice na kuriera/listonosza nie trafili?
- hazard - nastolatek przegra swoje kieszonkowe przez internet?
- pornografia - tak, chciałbym zobaczyć jak komukolwiek uda się powstrzymać nastolatki od zainteresowania nią...
Co najwyżej powstałby rynek "fałszywych tożsamości" - login/hasło kogoś dorosłego i załatwione.
Tyle, że ograniczaniu
Tyle, że ograniczaniu dostępu nieletnim w telewizji, systemach wideo na żądanie (VoD) i Internecie to zupełnie inne sprawy.
W telewizji ogólnodostępnej jest to osiągane przez zakaz nadawania określonych treści przed godziną np. 22 oraz czerwone kropki w rogu ekranu. Czy to jest w 100% skuteczne? Oczywiście, że nie. Ta regulacja jedynie zakłada, że większość dzieci o tej porze śpi, a nie ogląda TV a rolę kontrolną będą sprawować rodzice.
W systemach VoD mamy terminal po stronie klienta, który można wykorzystać do zwiększenia kontroli. W UPC jest to np. kod PIN, który można nałożyć na filmy oznaczone jako powyżej X lat. Również przy założeniu, że rodzice zmienili domyślny PIN, nie dali go dziecku i ustawili ograniczenie wiekowe. Ale to działa bo nadawca ma pełną kontrolę zarówno nad nadawanym programem (oznakowanie), jak i terminalem.
A w Internecie? W Internecie można ograniczyć to jeszcze łatwiej - ale w 100% po stronie klienta (filtrem osobistym), a nie "nadawcy". "Nadawca" może co najwyżej ułatwiać rodzicowi zadanie oznaczając strony za pomocą PICS. Ale założenie, że zrobi to każdy "nadawca" jest naiwne, więc generalnie wszyscy korzystają z serwisów klasyfikujących. I filtruje po stronie klienta.
Wyraźnie widać, że polski ustawodawca nie miał zielonego pojęcia co chciał osiągnąć, więc forsował rozwiązanie typowe dla VoD - bo już nawet nie w publicznej TV - w systemie działającym na kompletnie innych zasadach. A nie miał zielonego pojęcia bo nie przeprowadził rzetelnej oceny skutków regulacji i tworzył regulację na podstawie widzimisię kilku przypadkowych osób.
I jeszcze beztrosko przyznawał, że polskie serwisy z powodu nieprzystających ograniczeń będą w gorszej sytuacji niż zagraniczne no ale wicie-rozumicie, takie realia, specyfika...
--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Echelon.pl - Blog o gospodarce, konkurencyjności i sprawach społecznych
Jakość stanowionego prawa i koszt jego interpretacji:
http://podatki.wp.pl/kat,70478,title,Podatnicy-zaplaca-za-zle-prawo-2500-wiecej,wid,13263513,wiadomosc.html
Może i koszt interpretacji to jest 1000 zł. Ale chyba "sprawiedliwość społeczna" nakazywałaby koszty interpretacji prawa przerzucać na tych, którzy to prawo stanowią (albo nie zmieniają wadliwego). Tak odcinać z wypłat posłów, senatorów i całej masy urzędników związanych z procesem stanowienia prawa...
Koszt interpretacji
O analizę kosztów niskiej jakości prawa stanowionego pokusił się m.in. Feliks Grądalski (SGH) w pracy "System podatkowy w świetle teorii optymalnego opodatkowania".
Łączny koszt wymiaru i poboru podatków wylicza on na ok. 6,5 mld zł czyli 5% całości wpływów podatkowych (stan na 2002 rok). To jest koszt po stronie aparatu skarbowego, tak wysoki po części z powodu biegunki legislacyjnej. Drugi koszt, który analizuje to koszty płacenia podatków (po stronie płatników) wylicza na 7,2 mld zł - i to jest drugi koszt, który można określić "kosztem złego prawa".
Do tego dolicza jeszcze dodatkowe koszty w dobrobycie (excess burden) w wysokości 3 mld zł (przy założeniu, że każda złotówka zabrana na podatki wraca w postaci dóbr publicznych). Na tej podstawie wylicza ogólny koszt procesu fiskalnego na 13% wpływów podatkowych.
Grądalski wprost pisze (str. 93), że polskie prawo podatkowe jest bardzo niskiej jakości — zarówno pod względem spójności jak i zgodności z celami strategicznymi. Nie one jeden, pisało o tym wiele osób.
Drugi szacunek obciążeń wynikających z niskiej jakości prawa można znaleźć w analizie MG Pomiar obciążeń administracyjnych. Im wychodzi ok. 30 mld zł, czyli około 3% PKB.
Natomiast działanie rządu w tym przypadku doskonale wpisuje się w znaną praktykę inżynierską z czasów PRL — jak rura cieknie, to dla zrekompensowania strat puszczamy więcej wody, zamiast ją załatać. To samo przecież MinFin proponował przy okazji RSiUN — 2 mln zł kosztów po stronie sądów przerzucił na telekomu i napisał w OSR, że to świetna oszczędność.
--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Echelon.pl - Blog o gospodarce, konkurencyjności i sprawach społecznych
o gangsterach
wrzucam tu ale pewnie lepiej byłoby gdzie indziej
http://wyborcza.pl/1,75248,10454052,Uderzenie_w_e_hazard__Wpadly_63_osoby.html