Usługa audiowizualna i pytania dotyczące projektowanych przepisów

Piotr Waglowski i Igor Ostrowski w audycji Mediacje radia TOK FMTrochę nam Sejm poprawił projekt i nie ma w nim już nieszczęsnych "prywatnych użytkowników", "for internetowych", "blogów", czy "gazet", które były w projekcie skierowanym do Sejmu, a których występowanie w projekcie ustawy świadczy o tym, że redagujący projekt po prostu przekleili fragmenty z polskiej wersji dyrektywy unijnej. Nadal jednak nie wiadomo dokładnie kogo ta ustawa ma dotyczyć i jakie będą jej skutki. To, co stanowi bardzo wielkie zagrożenie, to zapowiadane oddanie Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji możliwości interpretowania niejasnych przepisów ustawowych. Bo KRRiT będzie w praktyce wyznaczać reguły gry i powie jednym, że mogą publikować, a innym, że nie mogą. Ustali kryteria. Tylko, że konstytucja zapewnia każdemu wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji... W audycji "Mediacje" radia TOK FM rozmawialiśmy z mec. Igorem Ostrowskim o projekcie tej ustawy. Audycję prowadziła red. Ewa Wanat. Projekt trafił do Senatu.

Dyskusja dotyczy pilnego rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji oraz niektórych innych ustaw (PDF) w wersji, która jest obecnie w Senacie (por. Prace nad "trudną ustawą medialną" w trybie pilnym - ustawa trafiła do Senatu).

Materiał prasowy po audycji Mediacje można znaleźć na stronach serwisu TOK FM, pod tytułem Nowe prawo medialne ograniczy wolność słowa? Rząd: "Nie znaleźliśmy lepszych rozwiązań".

Audycję tradycyjnie nagrywałem na wideo. Poniżej zatem prezentuje moją własną produkcję:

Późna debata na temat usług medialnych - nagranie fragmentu audycji "Mediacje" radia TOK FM z dnia 10 marca 2011 roku. Audycję prowadzi Ewa Wanat, gośćmi audycji są mec. Igor Ostrowski z zespołu doradców strategicznych premiera oraz Piotr Waglowski, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Na obejrzenie nagrania należy przeznaczyć 30 minut. Bonusem jest tu nagranie wymiany zdań na "offie" w czasie przerwy w audycji.

To, co w audycji pada nawet dwa razy, to motyw 15 dyrektywy 2007/65/WE:

(15) Żaden przepis niniejszej dyrektywy nie powinien zobowiązywać ani zachęcać państw członkowskich do wprowadzania nowych systemów koncesjonowania lub administracyjnego zatwierdzania jakiegokolwiek rodzaju audiowizualnych usług medialnych.

Projektowany art 41a ust. 1 ustawy wygląda jednak tak:

Audiowizualna usługa medialna na żądanie wymaga zgłoszenia do wykazu prowadzonego przez Przewodniczącego Krajowej Rady

Jeśli ktoś będzie rozpowszechniał "program telewizyjny w systemie teleinformatycznym lub udostępniał publicznie audiowizualną usługę medialną na żądanie bez wpisu do rejestru lub wykazu", to mu przewodniczący KRRiT nałoży karę pieniężną. I to potencjalnie sporą karę, bo do 10% przychodu (nie dochody, tylko przychodu) z roku poprzedniego.

Prowadzę sobie ten serwis internetowy od 14 lat. Prowadzę też, chociaż nieco krócej, działalność gospodarczą, bo są takie czasy, że to atrakcyjna dla mnie forma samozatrudnienia. Dodatkowo, poza pisaniem różnych notatek, eksperymentowałem z dyktafonami cyfrowymi i kamerami, w efekcie czego publikuję czasem różne reportaże, komentarze, inne materiały wideo (tak jak te w niniejszej notatce, ale też w innych, w dziale multimedia). Umieszczam je na takich serwerach, na jakich mi w danej chwili wygodnie. Czasem u siebie na serwerze (mogę taki serwer wynajmować, a nawet mogę być jego właścicielem, chociaż nie jestem "wielką telewizją" - na tym właśnie polega demokratyzowanie się mediów), czasem w serwisie YouTube, czasem w serwisie Vimeo, czasem w innych "miejscach" w Sieci.

Jeśli:

audiowizualną usługą medialną na żądanie jest usługa medialna świadczona w ramach działalności gospodarczej umożliwiająca odbiór audycji audiowizualnych w wybranym przez odbiorcę momencie, na jego zamówienie, w oparciu o katalog ustalony przez dostawcę tej usługi;

to się zastanawiam, czy mnie to również dotyczy w sytuacji, w której ktoś uzna, że takie komentarze nagrane na wideo i opublikowane w serwisie (lub w nim podlinkowane) służą nie tyle "ekspresji", co np. promowaniu moich usług, budowaniu mojej pozycji na rynku... Bo usługą medialną jest także przekaz handlowy - jak chce projektodawca.

Ale czy jeśli wideo będę prezentował nie z własnego serwera (komputera), a z jakiegoś komputera spoza UE, to taka "usługa" będzie podlegała polskiej ustawie i polskiemu zgłoszeniu do wykazu (usługa bez wpisu zagrożona jest karą finansową)? Gdzie jeszcze na świecie będę musiał się zgłosić, jeśli wszędzie w internecie mój "klip" będzie potencjalnie dostępny? Dlaczego zatem jedne podmioty, np. platformy technologiczne będą bardziej obciążone obowiązkami administracyjnymi, a inne mniej?

Napisałem "klip", ale czy to znaczy, że artysta muzyczny, który do swojej muzyki zmontuje obrazki (podobne do tych, co je widać w MTV) i w celu promocji swojej twórczości zechce je opublikować na swojej stronie, to czy też będzie świadczył w ten sposób "audiowizualną usługą medialną na żądanie"? Mecenas Ostrowski w audycji wydawał się potwierdzić, że w takim przypadku możemy mieć do czyniania z "katalogiem" i "audycjami"...

Z tym się wiążą kolejne problemy. Jeśli tworzę sobie serwis internetowy tylko z własną "twórczością audiowizualną", a - skoro taka będzie interpretacja - świadczę wówczas usługę audiowizualną na żądanie, to czy mnie też - w takim przypadku - obowiązywać będzie ten nieszczęsny przepis, z którego wynika, że powinienem promować audycje europejskie? ("Dostawcy audiowizualnych usług medialnych na żądanie są obowiązani do promowania audycji europejskich, w wybrany przez siebie sposób, w ramach świadczonych przez nich audiowizualnych usług medialnych na żądanie"). Skoro samozatrudniony twórca klipów może okazać się osobą podlegającą ustawie, to jak ma zacząć jeszcze promować europejską twórczość, jeśli publikuje tylko swoją twórczość? No, tak. On jest Europejczykiem. A jeśli nie jest?

Nie mam pojęcia jak miałbym sprawdzać w internecie (nie sprawdzając tożsamości odwiedzających moje zasoby w ich dowodach osobistych), czy aby nie mam do czynienia z małoletnim. Bo jeśli miałbym do czynienia z małoletnim, to musiałbym mu zablokować dostęp do treści, które "zagrażają fizycznemu, psychicznemu lub moralnemu rozwojowi". Abstrahując od tego, że nie jestem psychologiem i nie wiem, jak sprawdzić, czy jakiś "przekaz" może wpłynąć na małoletniego (każdy przekaz pewnie może wpłynąć na małoletniego), nigdy nie wiadomo, kto siedzi po drugiej stronie komputera. Bez powszechnego i trwałego znaczenia ludzi przy urodzinach (może jakiś chip, może jakiś implant w czaszce zintegrowany z rdzeniem kręgowym) oraz udostępnienia wszystkim bazy danych z (prawdziwymi) tożsamościami, nie jestem wstanie stwierdzić, czy tam jest małoletni, czy nie. Jeśli zatem prezentowałbym treści zagrażające, jak wyżej, to - wedle projektu - mam stosować zabezpieczenia techniczne uniemożliwiające małoletnim ich odbieranie. Nie wiem, jak miałbym to zrobić. To jest właśnie internet.

Załóżmy, że zestawiam audycje, a użytkownicy mojego serwisu mogą sobie wybierać z katalogu różne elementy mojej audiowizualnej oferty. Zastanawiam się, jak miałbym wówczas utrwalać wszystkie "strumienie" danych, które wynikają z tego, że tak wiele osób chciałoby obejrzeć mój klip, albo ten klip wraz z wybranym innym klipem i innymi elementami. Internet, to coś innego, niż telewizja, tymczasem prawodawca postanowił zaproponować taki przepis, zgodnie z którym do tych nieszczęsnych usług medialnych na żądanie (a więc takich, które potencjalnie istnieją tylko dla danego użytkownika, który sobie niczym z menu wybrał komponenty) stosuje się "odpowiednio" przepisy być może mające sens w przypadku "tradycyjnej telewizji", a więc m.in. takie, które zobowiązują nadawcę do utrwalania audycji, reklam lub innych przekazów na odpowiednich nośnikach i do przechowywania ich przez wskazany w ustawie czas. W internecie, gdzie wszystko jest cyfrowe, nielinearne i konfigurowalne przez użytkownika - taki przepis jest bez sensu, ale tak właśnie udało się obecnie zrobić projektodawcy.

Nakłada się na mnie obowiązki, zatem dlaczego właściwie nie miałbym mieć też prawa do publikowania sprawozdań "z wydarzenia budzącego istotne zainteresowanie społeczne"? To przyznano tylko niektórym. Ja też bym chciał móc korzystać z takiego wyjątku. Pokazywałbym bramki strzelone w czasie Euro 2012.

No, ale - po nowelizacji - ustawy o radiofonii i telewizji nie będzie się stosowało do "elektronicznych wersji dzienników i czasopism oraz prasy udostępnianej w systemie teleinformatycznym pod warunkiem, że nie składają się z przeważającej części z audycji audiowizualnych". Ponieważ uważam, że mój serwis jest prasą, chociaż nie jest dziennikiem ani czasopismem (po wprowadzeniu zacytowanego przepisu Sąd Najwyższy będzie może musiał dostrzec, że nie każda prasa jest dziennikiem lub czasopismem, więc nie każda wymaga rejestracji w sądzie rejestrowym; por. Po dzisiejszym postanowieniu SN chyba czas na składanie doniesień o możliwości popełnienia przestępstw), to - jak przypuszczam - nikt mnie nie będzie zmuszał do zgłaszania się do wykazu. Tylko, ile to jest "przeważająca część"?

Ponieważ moje nagranie urywa się przed zakończeniem audycji (okazało się, że nie bateria się skończyła, tylko przestrzeń na dysku), to poniżej "zestawiam" dwie audycje wyprodukowane przez radio:

I część druga:

TOK FM "pociągnął" temat tworząc suplement do programu Mediacje. W takim suplemencie występuje np. Michał Pery z Redefine: "Ustawa robi ogromną szkodę rynkowi internetowemu", "Polski internet nie umrze, tylko wyprowadzi się za granicę", "Największym problemem tej ustawy jest wyrównanie praw polskich podmiotów z podmiotami zagranicznymi". Jest wystąpienie Jarosława Sobolewskiego z IAB Polska: "Nowelizacja ustawy stoi w sprzeczności z duchem dyrektywy unijnej". Są też wypowiedzi Grzegorza Tomasiaka z Wirtualnej Polski: Ewa Wanat w rozmowie z Grzegorzem Tomasiakiem, cz. 1 i cz. 2.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Jak rząd może "zapomnieć" o wdrożeniu dyrektywy?

Nie rozumiem, jak rząd może "zapomnieć" o wdrożeniu dyrektywy? O czymś takim to można zapomnieć jak się zarządza sklepem spożywczym a nie 38 mln państwem w Unii Europejskiej.

Nasuwa się pytanie, czy od tej pory powszechną praktyką będzie takie opóźnianie wdrożenia dyrektyw unijnych by móc potem przepychać ich implementacje w "trybie przyspieszonym" pod hasłem "już za późno na wszelką dyskusję"?

Praktyka legislacyjna rządu przypomina trochę inny wynalazek polskiego sektora publicznego, jakim jest opóźnianie przetargu na jakiś system tak długo, by "nagle" znaleźć się w sytuacji podbramkowej i "być zmuszonym" do wyboru dostawcy bez przetargu.

--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Echelon.pl - Blog o gospodarce, konkurencyjności i sprawach społecznych

Pytanie czemu piszesz "od

Pytanie czemu piszesz "od tej pory". Jestem w stanie wymienić co najmniej jedną dyrektywę z mojego obszaru zainteresowań która zalega już dwa lata (konkretnie: dyrektywa 2008/98/WE która ma być "przeistoczona" w nową Ustawę o odpadach). Stawiam dolary przeciwko orzechom że to nie koniec listy TODO.

zaciekawiła mnie wypowiedz

zaciekawiła mnie wypowiedz Igora Ostrowskiego "my w zespole doradców premiera ... nie mogliśmy znaleść rozwiązań lepszych"

Przeklejona treść z derektyw, niejednoznaczne definicje: blogi, gazety.
Co to za zespół? Czy aby na pewno to są prawnicy z wykształcenia?

Rola oceny skutków regulacji

Ta ustawa jest dobrym przykładem jak ustawodawca łamie opublikowane przez MG wytyczne do oceny skutków regulacji. Według ustawydawcy ustawa będzie mieć jedynie skutki pozytywne. Zarówno dla budżetu państwa:

Rozwój mediów elektronicznych oraz intensyfikacja działalności gospodarczej w tym zakresie może stworzyć nowe, aczkolwiek trudne do oszacowania w chwili obecnej, źródła wpływów z podatków.

Jak i podmiotów oferujących usługi audiowizualne:

Ustawa wpłynie pozytywnie na funkcjonowanie przedsiębiorstw i konkurencyjność gospodarki w zakresie mediów elektronicznych

Kolejny akapit to już szczyt erystyki w stylu orwellowsko-dialektycznym ("wojna to pokój"):

Można kierunkowo wskazać, że projekt ustawy nałoży na przedsiębiorców (dostawców usług medialnych) pewne nowe wymagania, które w początkowym okresie mogą wymagać zwiększonych nakładów organizacyjno-finansowych.

Zero wzmianek o wprowadzeniu nowego rodzaju koncesji. Ta drobna niedogodność jest zaraz potem skontrowana licznymi "ale za to" i tu liczne korzyści jakie, zdaniem autora, odniosą przedsiębiorcy.

Dokument, który powinien być analitycznym zestawieniem faktów i to zestawionych z ekonomicznego punktu widzenia jest faktycznie propagandowym felietonem, którego autor narzuca swoją opinię na temat tego, co jest dobre a co złe dla uregulowanych podmiotów. Rzecz jasna, żaden z argumentów poruszanych przez Piotra i innych dyskutantów nie znalazł miejsca w tym felietonie.

Moim zdaniem za taką manipulację ten projekt powinien być wywalony z procesu legislacyjnego zanim w ogóle dotarł do Sejmu. No ale przecież nie po to jest się rządem, żeby przestrzegać swoich własnych zasad - Bantustan w całej krasie...

--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Echelon.pl - Blog o gospodarce, konkurencyjności i sprawach społecznych

W tym projekcie ustawy jest

W tym projekcie ustawy jest błąd logiczny typu "błędne koło w definiowaniu" - przy definiowaniu "usługi medialnej", "programu" oraz "audiowizualnej usługi medialnej na żądanie". Powoduje on, że tak naprawdę urzędnicy będą sami decydować, co rozumieć przez te terminy. Szczegóły: http://sierp.libertarianizm.pl/?p=485

Czy ustawodawca mnie dyskryminuje?

Polska jest krajem europejskim. Członkiem Unii.
Ja jako obywatel RP jestem, jak mi się zdaje,
europejczykiem.
Jeśli zechcę emitować programy, audycje audiowizualne
- całkowicie mojego autorstwa - to:
będą to programy, audycje polskie w 100% -
czy tym samym nie będą to w 100% programy, audycje
EUROPEJSKIE?
Co więc ma oznaczać zapis o procentowym promowaniu
i idąca w ślad za tym kara?
Czy ustawodawca polski uznał mnie obywatelem Europy
drugiej kategorii i moją działalność uznał za nie-europejską?

Tadeusz.

Popilnujmy cudzych dzieci. Przymusowo i za darmo.

Mnie zastanawia dlaczego państwo / rząd nakłada na przedsiębiorców obowiązek niańczenia cudzych dzieci? Wygląda bowiem na to, że przedsiębiorcy na własny koszt muszą pilnować dzieci które zabłądzą na ich wirtualne podwórko.

Popatrzmy na to z innej strony: czy ktoś nakłada obowiązek pilnowania dzieci na muzea, urzędy, placówki kulturalne a także na galerie handlowe / domy towarowe? Czy jeżeli biegające dziecko wpadnie przez nieuwagę na stojący słup - należy zacząć rozmawiać o odpowiedzialności państwa za nabitego guza? Czy wobec tego nie powinniśmy rozpocząć jakiejś debaty? W końcu przecież dzieci narażone są na niezliczone niebezpieczeństwa!

Przy tworzeniu policyjnych cyberpatroli, kampanii społecznych ("cześć Aniu, nazywam się Wojtek" i opisanych wyżej przepisów ustaw zapominamy o jednej, bardzo podstawowej rzeczy: za dziecko odpowiedzialni są rodzice. To oni mają go pilnować, dbać o rozwój i chronić przed niebezpieczeństwami. Każde dziecko które pojawia się w internecie pojawia się tam z woli rodziców. To oni bowiem kupują komputer, opłacają internet a następnie pozwalają dziecku z niego korzystać. Dzieci same nie kupują komputerów. Dzieci nie zawierają umów o dostawę usługi p.t. internet.

Skoro więc nie owijamy gąbką wszystkich słupów to może także do "internetu" powinniśmy zastosować te same rozwiązania, które sprawdzają się w "analogowym" świecie?

Brońcie wolności słowa.

Cieszę się, że autor tego bloga broni wolności słowa. Ja to robię od ponad dwóch lat w odniesieniu do branży turystycznej. Szczegóły: http://wolneprzewodnictwo.blog.pl/a-nie-mowilem-przyszli-po-was-broncie-wolnosci-slowa,15302943,n

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>