FSFE przeciwko reklamie czytników PDF na stronach urzędów
To może być również ciekawe: Free Software Foundation Europe chce zaprzestania promowania przeglądarki plików PDF firmy Adobe na urzędowych stronach WWW. Wzywa do wyszukiwania takich stron oraz podpisania petycji przeciwko takim praktykom stanowiącym nieuczciwą konkurencję. Kolegom z Adobe się to pewnie nie spodoba, ale temat jest już w sferze publicznej debaty.
Zainteresowanych odsyłam do materiału FSFE: Stop unfair advertising - get your government to promote free PDF readers!
Wpisuje się to trochę w publikowane wcześniej na łamach tego serwisu teksty, np. Chmura zastąpi pudełka, czyli dlaczego mi ręce opadły, gdy Prezydent RP promuje Google.
Tak to już jest, że na styku działania przedsiębiorstwa (które daje wygodne i bezpłatne narzędzie) i urzędu, który chce mieć stronę internetową i nie wie, jak wybrać narzędzia, więc wybiera takie, jakie uważa za właściwe, pojawia się pewien kłopot, który niewybrani przedsiębiorcy, albo - jak w przypadku FSFE - walczący o otwarte standardy, usiłują nagłaśniać. Przypuszczam, że Google Inc. nawet nie wiedziało kiedy na głównej stronie polskiego Biuletynu Informacji Publicznej pojawiła się mapa tego przedsiębiorstwa (por. Nowa odsłona Biuletynu Informacji "Publicznej"). Natomiast wybranie tej usługi przez MSWiA powoduje, że nie została wybrana usługa Zumi i Onetowi może być przykro. Jeśli Kancelaria Premiera polskiego rządu postanawia zacząć wysyłać komunikaty przez Twittera lub Facebooka, to Nasza-Klasa zastanawia się pewnie, czy wszystko jest OK? Ja się zastanawiam, czy jest OK, bo jeszcze żaden urzędnik nie poprosił mnie o możliwość założenia konta urzędu w VaGla.pl i publikowania specjalnie dla Państwa redagowanych przez urzędników notatek...
Komenda Powiatowa Państowej Straży Pożarnej w Stalowej Woli twierdzi, że do odczytania informacji publicznej opublikowanej na jej stronie jest "wymagany zainstalowany program Acrobat Reader". Linki prowadzą do serwisu producenta oprogramowania. Im więcej linków, tym wyższa pozycja w wynikach wyszukiwania. Czasem przecież pojawiają się też "reklamy" graficzne... Jak mogę na stronie Strażaków umieścić reklamę i link do VaGla.pl Prawo i Internet? Czasem tylko w wyniku działań takich, jak opisane w tekście BIP Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu jak słup ogłoszeniowy SEO.
Wydaje się, że czeka nas dość ważna i trudna - mam takie wrażenie - dyskusja na temat sposobu wybierania rozwiązań w e-government. Bo przecież nikt nie ma chyba za złe Adobe albo innym przedsiębiorcom, że dostępnymi sposobami zwiększają zasięg oferowanych przeze siebie produktów? Przedsiębiorcy też przecież nie wywarli prawdopodobnie wpływu na Strażaków ze Stalowej Woli - oni sami umieścili taki anons na swojej stronie. Problem tkwi w jasnych i niedyskryminujących zasadach, na jakich państwa z tych produktów korzystają (lub je promują). Te państwa powinny też dać przedsiębiorstwom jasne regulacje, które nie będą zastawiały na nikogo pułapek oraz pozwolą na prowadzenie działalności w środowisku zapewniającym pewność obrotu. A przecież - jak to już wielokrotnie cytowałem - "w globalnej wiosce czasem jest miejsce tylko na jednego kowala".
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Problem jest chyba wydumany.
Problem jest chyba wydumany. Format PDF jest publicznie dostępny (choć nie otwarty) i istnieją niezależne czytniki; użytkownik nie jest uwiązany do jednego dostawcy.
Oczywiście byłoby miło, gdyby urzędowe dokumenty publikowane były jako podpisane pliki OpenDocument ale jak znam życie spełnienie postulatów FSFE ograniczyłoby się do powrotu do MsDoc :-(
Nie tu jest problem
Nie tu jest problem, a ściślej - nie tylko tu jest problem. Zaktualizowałem trochę notatkę, by zarysować go bardziej wyraźnie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Rozumiem, że problemem jest
Rozumiem, że problemem jest promowanie firmy a nie samego formatu PDF, który według mnie jest prawie idealny do udostępniania dokumentów w sieci.
Czytników formatu PDF jest wiele, a najpopularniejszy jest Acrobat Reader, dlatego linki do pobrania tego bezpłatnego programu znajdują się często przy liście dokumentów.
Nikt umyślnie nie reklamuje firmy Adobe, po prostu kieruje użytkowników w kierunku pobrania darmowego, najpopularniejszego czytnika.
Art. 32 Konstytucji
To, ze "nieumyslnie", że "najpopularniejszy", że "darmowy", to betka wobec art. 32 Konstytucji RP :)
Zaś problem "formatu" poruszany jest przy odrębnej debacie, tym razem na temat standardów teleinformatycznych w e-gov oraz - jeśli chodzi o skanowane bitmapy opakowywane w kontenery PDF - przy okazji debaty nt. accessibility (a więc też kwestii dyskryminacji, tylko że osób niepełnosprawnych, np. niewidomych).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Właśnie! Dlaczego skanuje
Właśnie! Dlaczego skanuje się dokumenty zamiast wrzucać wersje cyfrowe, które musiały istnieć przed wydrukowaniem.
I co bardziej intrygujące, dlaczego wersje zeskanowane wsadza się jako PDF, zamiast bardziej dostępny (nie wymagający czytnika) HTML?
nie ma "skanowanych bitmap"
przynajmniej nie w tym kontekście, są obrazy skanowane zapisane w formie mapy bitowej. Nota bene JAKIŚ format informacja mieć powinna a a każdy się z czymś kojarzy. To, że takie coś nazywa się "zakaz wjazdu rowerów" też się nieodmiennie kojarzy z Tata Motors http://pl.wikipedia.org/wiki/Rover i nikt (chyba) nie bije na alarm, że dyskryminuje to innych producentów bicykli?
"prawie idealny"
Można by się spierać. Śmiem twierdzić, że PDF jest najgorszym formatem do udostępniania jakiejkolwiek informacji.
Dlaczego? Tekst w plikach PDF opatrzony jest informacją o tym, jak go narysować, gdzie się znajduje na stronie, tj. w jakiej odległości od brzegów strony i jakie ma wymiary. Są to jedyne informacje, które są niezbędne, aby plik PDF był prawidłowy, co praktycznie oznacza, że będą to jedyne informacje, które się tam znajdą (w najlepszym przypadku, bo często po prostu wrzuca się do takiego pliku obraz prosto ze skanera bez żadnego rozpoznawania tekstu, o czym nam pan Waglowski wielokrotnie przypomina).
Powiedzmy, że mam 600 PDFów z aktami prawnymi: ustaw, ustaw o zmianach ustaw, rozporządzeń, wyroków TK. Chciałbym poznać zależności między tymi dokumentami: jakie artykuły zostały uchylone przez TK, które i kiedy zostały zmienione, jakie rozporządzenia wydano na ich podstawie, itd. Jak ja mam to zrobić mając jedynie paski tekstu? Ręczne (oczne?) przeglądanie odpada, dokumentów jest za dużo, a i przeoczyć coś łatwo. Można by spróbować napisać program, który wyłapie te wszystkie zależności. Pytanie: jak one mają zostać wykryte? Jak ma zostać rozpoznana struktura dokumentu? Ba, jak ten program ma rozpoznawać, z jakim dokumentem mam do czynienia? Mogę oczywiście czynić założenia, że jeżeli dany tekst znajduje się w danym obszarze strony, to pewnie jest nagłówkiem/akapitem/przypisem. Ale jeśli pewnego dnia ktoś zażyczy sobie, że od dzisiaj wcięcia w wyrokach są o 2 cm mniejsze, to program idzie w buraki. Wygląd, układ stron w tych dokumentach może zmieniać się na co najmniej alef jeden różnych sposobów, a każdy, który napotkam, będę musiał uwzględnić w moim programie. Krótko mówiąc, automatyczne przetwarzanie plików PDF jest bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe.
Tego typu zależności powinny znaleźć się w samych dokumentach, gotowe do wydobycia i przetworzenia. Nie twierdzę, że ich wyrażenie w formacie PDF jest niemożliwe; twierdzę natomiast, że jest ono zbyt trudne. Łatwe jest zaś umieszczanie informacji, które z punktu widzenia przetwarzania danych są bezwartościowe.
I dlatego uważam, że PDF jest złym formatem.
to nie metafizyka
Zarzuty przedstawione przez p. Baltazara są całkowicie bezpodstawne. PDF jak większość innych współcześnie stosowanych formatów zapisu danych cyfrowych ma możliwość przechowywania również informacji o, które p. Baltazarowi chodzi czyli metadanych. Te „nadinformacje”, czyli informacje o informacjach, są tym co pozwala łączyć i porządkować dane pod względem ich semantyki. Jednym z uniwersalnych formatów metadanych jest oparty na XML (a zatem dowolnie rozszerzalny, np o informacje z zakresu systemu prawa) i promowany przez Adobe, XMP który jak najbardziej można zapakować do pliku PDF a następnie za pomocą innych narzędzi korzystać z nich przy wyszukiwaniu. To jest jednak tylko narzędzie, z którego nic nie wynika, jeżeli twórca dokumentu go, nie użyje w odpowiedni sposób.
Osobiście bym nie liczył, że w najbliższej przyszłości powstanie jakiś 100% pewny system automatycznej, nie opartej na metadanych a jedynie na samych danych, budowy powiązań pomiędzy dokumentami.
Jeżeli chodzi o sam format, to jest to obecnie jeden z lepszych formatów pozwalających dobrze utrwalić formę graficzną dokumentu. Póki nie zgodzimy się wszyscy (w co szczerze wątpię), że forma jest bez znaczenia to takie formaty jak PDF będą niezbędne.
>steelman<
Sprawa ma proste rozwiązanie
Obecnie:
-administracja państwowa wybiera serwisy o profesjonalnie angielsko brzmiących nazwach. Nikt w ministerstwie nie napisałby nic na facebooka, gdyby nazywał się on pamiętniczek.com. Niestety serwisy takei jak ZUMI czy ONET same są sobie winne: piszą po polsku. Wystarczyłby drobny lifting i zmiana z onet.pl na O-Network.com i ministrestwo na serio zaczęłoby brać pod uwagę ten potrtal.
A docelowo należałoby się zastanowić nad promowaniem polskiej przedsiębiorczości. Jeśli jakiś serwis ma polską alternatywę, w SIWZ powinno być wpisane że serwisy takie mają dodatkowe referencje. Nie chodzi tu o strony w języku Polskim, ale np. zatrudnienie większej liczby osób na terenie Rzeczpospolitej, lub np. posiadanie tu infrastruktury. Nawet względami bezpieczeństwa dałoby się to uzasadniać. Problem tylko w tym nieprofesjonalnym języku polskim...
zuuumi
Akurat wybór Google Maps zamiast Zumi jak najbardziej pochwalam ze względów „otwartościowo-technicznych”. Otóż pierwszy z wymienionych serwisów wymaga jedynie standardowej przeglądarki internetowej zaś drugi jest oparty o szczelinie zamkniętą technologię Flash. Nota bene firmy Adobe.
>steelman<
mogliby umieszczać link do wyszukiwarki
zamiast linka do Adobe, można by umieszczać link do wyszukiwarki z zapytaniem "PDF reader", ale tu pojawiłby nowy się problem, bo jedna byłaby promowana.
wówczas zapewne pojawiłyby się postulaty aby zamiast linków były zalecenia typu "wyszukaj w swojej ulubionej wyszukiwarce czytnika plików PDF".
w zasadzie można mieć tego rodzaju zastrzeżenia do większości linków zewnętrznych na stronach instytucji publicznych.
--
pozdrawiam
i.o.
Klasyczna walka konkurencyjna
W moim odczuciu, to co proponuje FSFE to klasyczna walka konkurencyjna różnych produktów. Czym różnią się "Free Software PDF readers" od Acrobat Readera z punktu widzenia konsumenta. To przecież takie same produkty. Oba potrafią zrealizować potrzebę konsumenta w postaci wyświetlenia na ekranie zawartości pliku PDF. Jak podchodzilibyśmy do tego komunikatu, gdyby np. Microsoft lub Google proponowały swoje produkty podpierając się dokładnie tymi samymi argumentami co FSFE?
Mam wrażenie że sporo można ugrać na masowym linkowaniu ze stron instytucji rządowych do wskazanego w komunikacie adresu www.
Nie zmienia to faktu, że problem istnieje. Promowanie na stronach instytucji państwowych jednego konkretnego produktu jednej konkretnej firmy nie jest rzeczą dobrą. Uważam jednak że zamiana jednego wskazanego na drugi także nie jest dobra.
A ja nie mam większych zastrzeżeń
Po prostu ministerstwo/a linkują Adobe Reader jako produkt zapewniający największą zgodność. Mają takie prawo, chociaż powinni wspomnieć o alternatywach, fakt.
Natomiast pdf to jedyny tak przenośny standard; nic tego nie zmieni i nikt mi nie wmówi, że w imię polityki "wolnego rynku" strony rządowe będą teraz promować jakiś inny niedojrzały standard, powodując jedynie szkody u użytkowników.
Ja niestety mam wiele przykrych doświadczeń w używaniu "nienatywnych" programów do standardowych formatów (np. zamkniętych, typu doc). Wobec realizowanego przez pewne osoby "misyjnego marketinku rozwiązań kompatybilnych", niby będących w pełni zgodnymi, z nastoletniego doświadczenia mogę tylko wypowiedzieć się, że jest to działalność szkodliwa.
Nie każdy jest informatykiem i to należy uszanować. Najgorsze to uszczęśliwiać kogoś na siłę.
Rozwiązanie konkretne: zamówić analizę u zewnętrznej firmy (najlepiej audytorskiej) celem (1) wyboru standardu pliku (2) wyboru klienta do odczytu pliku. Raz a dobrze, i potem wdrożyć standard na np. 4-5 lat we wszystkich rządowych www. I voila- mamy wolny rynek.
"jedyny tak przenośny standard"
HTML daje sobie całkiem radę, chociaż aby korzystać z dowolnych standardów trzeba trochę jednak włożyć trudu aby zrobić to dobrze.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
A wydruk?
Oczywiście html też można wykorzystać lecz renderowanie zależy od systemu, przeglądarki i całej masy rzeczy (np. wersji html, css itp). Diabeł tkwi w szczegółach (np. drukowanie dokumentu ktory ma 2 strony a nie 2.21 strony). Adobe przed nami te szczegóły ukrywa (i całe szczęście) - w przeważającej większości przypadków dokumenty pdf drukują się idealnie na wszystkich systemach, gdy używa się Adobe Readera. Podobnie pliki .doc - ale one dla pełnej zgodności wymagają płatnego oprogramowania.
O tym czy podczepianie dokumentów html zamiast pdf-ów jest lepszym rozwiązaniem, szanując zarówno neutralnośc technologiczną ale równocześnie nie obarczając kosztem tej misji zwykłych użytkowników, poprzez powodowanie obniżenia dostępności/jakości treści elektronicznych (patrz: wydruk), zadecydowałaby właśnie postulowana przeze mnie szczegółowa i neutralna analiza.
Ja generalnie jestem za neutralnością technologiczną, wolnym rynkiem etc. Ale jeśli ma to być realizowane w duchu hasła
CAŁY NARÓD BVDVJE NEVTRALNOŚĆ TECHNOLOGICZNĄ [na swojej skórze, metodą prób i błędów oraz a' priorycznej niechęci do standardów "zamkniętych"]
to ... ja takiej neutralności nie chcę. Zamiast tego chcę móc drukować pliki ze stron urzędowych.
A drzewa?
A drzewa? W wielu przypadkach druk nie jest potrzebny. Jeśli tekst jest opublikowany w sposób bardziej "neutralny technologiczny" (jak np. w "czystym tekście" - gdzie to możliwe, a jeśli jeszcze struktury danych byłyby dostępne - np. w ramach schem XML-owych) to potem każdy, kto jednak chciałby wydrukować, mógłby sobie wkleić do ulubionego edytora (płatnego czy bezpłatnego) i wydrukować na 2 stronach lub 20 - w zależności od ustawionej czcionki, etc. Narzucenie zatem formy ogranicza wolność obywatelską (podobnie jak fakt, że z PDF-ów często nawet nie da się wyjąć tekstu), a wskazanie oprogramowania narusza zasadę równego traktowania (podmiotów oferujących płatnie lub bezpłatnie narzędzia w sferze ICT).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Dlatego audyt
Podobnie wyglądają wdrożenia IT w jednostkach publicznych - robią je zwykle duże firmy, używające komercyjnych standardów. Ale są one wyłaniane na drodze przetargu.
Zgadzam się że arbitralna decyzja o de facto standaryzacji dokumentów poprzez pdf (czy link do Adobe Reader) nie została zapewne poparta żadną procedurą formalną więc w kontekście konstytucji jest naruszeniem prawa. Nie mówię, że nie.
Ja tylko twierdzę, że można wylądować "z deszczu pod rynnę"; tzn. przy takiej atmosferze znów - poza procedurą, z dnia na dzień obudzimy się rano, a tu na stronach administracyjnych w nocy ktoś podmieni te pdfy na pliki open office.
Wszelkie takie ustalanie standardów (w tym: ukonstytuowanie obecnego porządku czy jego zmiana) powinny być poprzedzone merytoryczną analizą, uwzględniając pełny rynek tego typu rozwiązań oraz wszystkie "za i przeciw". Obawiam się jednak, że zamiast tego znowu - tak jak w przypadku google translate i stron MEN - usłyszymy że "nie ma pieniędzy".
Ad vocem: Panie Piotrze - w Pana proponowanym schemacie postępowania, gdzie pojawia się XML, "ulubiony edytor" etc. brakuje refleksji, że dla kilkudziesięciu procent obywateli tego rodzaju instrukcja jest wręcz karkołomną perspektywą. Przecież nasycenie internetu w Polsce nie jest jeszcze zadowalające, a Pan proponuje sugerować ludziom, co częstokroć dopiero co usiedli do komputera (a internet podłączył np. syn) żeby wykonywali niezrozumiałe dla siebie procedury. Tak jak pisałem wcześniej, nie każdy jest informatykiem; dla Pana taka konwersja to żaden problem, dla mnie zapewniam że również. Ale należy myśleć kategoriami zwykłego obywatela - również takiego, co zaloguje się do sieci dopiero w niedalekiej przyszłości. Rozwój społeczeństwa informacyjnego wymaga upraszczania warstwy technologicznej - i stąd moja obrona nieszczęsnych plików pdf i linku do Adobe; narusza to poniekąd konstytucję ale... działa na korzyść popularyzacji idei e-goverment.
pozwolę sobie
Pozwolę sobie dopisać się do powyższej dyskusji.
Primo, po co został stworzony format PDF? Po to aby w pierwszej połowie lat 90-ych XX w. umożliwić przenoszenie pomiędzy systemami komputerowymi dokumentów z jednoczesnym zachowaniem ich formy. Z tego faktu wynika szereg implikacji.
Na sam format nie można już narzekać, że jest własnościowy czy zamknięty ponieważ został opublikowany jako norma
ISO/IEC 32000-1:2008. Nawet FSF(E) prezentująca bardzo radykalne postawy, tym razem nie zgłasza zastrzeżeń do formatu lecz do formy w jakiej informuje się o narzędziach go obsługujących.
HTML, opracowywany pod kątem wyświetlania na ekranie, jeszcze nie wszystko potrafi. Na ten przykład szpalty. Ponieważ tradycyjnie przeglądarki są przewijane to pomysł wlania tekstu w dwie lub więcej szpalt, które przy długim tekście trzeba by przewijać przez całą, co do zasady nie ograniczoną, wysokość strony jest bez sensu. Szpalty mają sens tylko w przypadku medium "stronnicowego" a podział na strony w przeglądarce jest zasadniczo bez sensu. Istnieje więc, pewna wrodzona niekompatybilność pomiędzy dzisiejszym HTML-em (a tak na prawdę CSS-em) a papierem i formą drukowaną. Być może w kolejnych wersjach standardu CSS doczekamy się jakiegoś dobrego rozwiązania tego problemu, nie jest to niemożliwe. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że kilkukrotnie pisałem, różne programy drukujące coś i zawsze zaczynałem od ubrania tego czegoś w HTML by wydrukować to za pomocą przeglądarki. Przeważnie jednak okazywało się, że wyprodukowanie pliku PDF jest lepsze.
Problem, którego objawem są „skanowane” PDF-y jest między krzesłem a klawiaturą. To użytkownicy nie mają pojęcia jak używać dostarczonych im narzędzi. Pliki PDF można wyposażyć w wystarczającą ilość metadanych (również w formacie XML). Jako ciekawy przykład można tu podać pdfsync.
Niezależnie od formatu przechowywania danych najistotniejszym problemem jest zadanie utrzymania poprawnych metadanych. To zaś wymaga świadomości użytkowników.
>steelman<
Microsoft Word Viewer
Microsoft Word Viewer jest darmowy. Chyba, że przez "płatne oprogramowanie" przedmówca rozumiał tutaj system operacyjny firmy z Redmond.
Osobiście nie mam nic
Osobiście nie mam nic przeciwko linkom do przeglądarki dowolnej firmy.
Mam natomiast wiele przeciwko kłamstwom: tekst "(...)wymagany zainstalowany program Acrobat Reader(...)" JEST kłamstwem, gdyż program ten wcale nie jest wymagany do przeczytania dokumentu.
Zadowoliłoby mnie zupełnie, gdyby zapisywano to co nieco inaczej: "plik wymaga do przeczytania specjalnego oprogramowania, na przykład Adobe Acrobat Reader". Dla nieobeznanego użytkownika istnieje sensowne wskazanie i użyteczny odnośnik, a jednocześnie nie wprowadza się go w błąd.
I tak duuuużo gorsza sytuacja jest w wypadku formatów typu Ms-Doc, gdzie bywa niezbędnym nie tylko konkretny program konkretnej firmy, ale także konkretny system operacyjny. OOfficem pod Linuxem traktatu akcesyjnego w formacie DOC ze stron MSWiA nie dałem rady przeczytać. Na prośbę udostępniono wersje PDF z którymi dużo łatwiej jest sobie poradzić.
Pozdrawiam,
Tomasz Sztejka
PDF to nie jest dobry pomysł
Format PDF jest owszem uniwersalny i wygodny do, jak wpomnieli przedmówcy, zachowania formy dokumentu. I ma wazną zaletę, o której sie tutaj zapomina (a która jest ważna z punktu widzenia administracji): nie można w łatwy sposób zmienić treści takiego dokumentu (trzeba użyć osobnego, płatnego programu). Formaty DOC i HTML nie spełniają tego postulatu, więc nie nadają się do ww. celów.
Ale... ludzie zaczynają coraz mniej drukować, a coraz więcej czytać na komputerze, a ostatnio uzywając czytników eBooków (np. Kindle, czy polski eClicto), czy nawet telefonów komórkowych. No i czytanie takiego PDF, sformatowanego do formatu A4, staje się bardzo kłopotliwe (czytniki mają rozmiar ekranu dużo mniejszy, ok. 1/4 strony A4).
Obecnie najpopularniejszy, otwarty format do czytania tekstów (nie edycji!) na dowolnej wielkości urzadzeniach to MOBI, które można otwierać chyba na wszystkich czytnikach, a także komputerach (są czytniki pod Windows, Linux, MacOS), tel. komórkowych, netbookach i innych. Format ten pozwala na łatwe wyszukiwanie, indeksowanie stron, dodawanie komentarzy, itp. i zachowuje ogólną formę dokumentu (spis treści, rozdziały, akapity, czcionki, itp.). Może warto by było podsunąć ministerstwom taka opcję (skoro rozmawiamy o przyszłości Internetu i cybernetycznej Polsce).
Zaleta?
Trzy komentarze:
1. Jakim sposobem to, że czegoś nie można zrobić z dokumentem jest zaletą? Według mnie jest odwrotnie.
2. Szczególnie nie może to być zaletą, jeśli nie można tego zrobić tylko z powodu czegoś a'la security through obscurity... czyli plik edytować można bez najmniejszego problemu ale nikt nie ma dobrego oprogramowania do tego. Jak ktoś będzie miał taką potrzebę, to taki software napisze, nie jest to właściwość formatu.
3. Próbowałeś może Inkscape'a? Wydaje mi się, że otwierałem nim kiedyś jakiś PDF i dostałem ładny edytowalny dokument.
Patrzmy na zastosowanie!
Oczywiście, że dokument zabezpieczony przed edycją w tym przypadku jest zaletą. Piszemy przecież o publikowaniu oficjalnych dokumentów! Ew. zmiana treści powinna wiązać się z "opublikowaniem", czyli wygenerowaniem nowej wersji dokumentu. Ten postulat spełenia m.in. format ePUB (poprawka: MOBI nie jest formatem otwartym). Ma to wiele zalet, m.in. zabezpieczenie się przed tym, że ten sam dokument ma różną treść, bo np. ktoś gdzieś dodał "lub czasopisma" i nie wiemy kto i kiedy ;-) Dokument może mieć wersję, słowa kluczowe, metadane, itp.
Tu jest więcej informacji na ten temat: Wikipedia - EPUB (eng.)
No i otwarte formaty mają to do siebie, że nic nie jest "obscurity" - wszystko jest jawne!
Tak, wiem że można edytować plik PDF innym programem, nie tylko Adobe Acrobat.
Kilka sprostowań do dokumentów elektronicznych
Dokument "autentyczny" i "zabezpieczony przed edycją" to dwie różne sprawy. To pierwsze zapewnia np. podpis cyfrowy, a to drugie to wyłącznie gadżet, respektowany lub nie przez przeglądarkę.
Format PDF, tak samo jak i formaty OOXML czy ODF mają wbudowane zabezpieczenia obu rodzajów - zarówno możliwość składania podpisu cyfrowego jak i "blokowania edycji". Otwartość formatu nie wyklucza istnienia funkcji bezpieczeństwa.
Zmiany nie wykluczają zresztą autentyczności - każda z osób edytujących PDF może składać swój podpis, który będzie obejmował wyłącznie dokonane przez nią zmiany.
Jawność i rozliczalność legislacji - czyli "lub czasopisma" (czy o wiele poważniejszy paragraf 428) mają raczej luźny związek z formatami dokumentów. A ściślej, zabezpieczenia na poziomie formatu same w sobie nie zagwarantują rozliczalności legislacji, to jest bardziej problem na poziomie środowisk pracy grupowej.
--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Urządnicy często
Urządnicy często reklamują różne produkty na "swoich stronach". Np. google chrome w Chojnowie.
http://chojnow.eu/