Fakty notoryjnie znane ...z internetu
Trzeba dotrzeć do uzasadnienia wyroku Sądu Najwyższego z 10 lutego 2010 r, sygn. V CSK 269/09, w którym to wyroku Sąd Najwyższy miał stwierdzić, że informacja zamieszczona w Internecie nie musi być faktem notoryjnie znanym. Fakty notoryczne (notoryjnie znane) to takie fakty, które są znane powszechnie, albo - sięgając do orzecznictwa np. sądów administracyjnych - powinny być znane np. każdemu rozsądnemu i posiadającemu doświadczenie życiowe mieszkańcowi miejscowości... Zgodnie z art. 77 § 4. KPA: "Fakty powszechnie znane oraz fakty znane organowi z urzędu nie wymagają dowodu. Fakty znane organowi z urzędu należy zakomunikować stronie". Sprawa, w której rozstrzygał Sąd Najwyższy była sprawą cywilną. Na gruncie procedury cywilnej (art. 213 § 1 KPC): "Fakty powszechnie znane sąd bierze pod uwagę nawet bez powołania się na nie przez strony". W każdym razie Sąd Najwyższy odniósł się do dostępności informacji "w internecie". To mogą być interesujące rozważania, chociaż stan faktyczny, w którym wyrok zapadł, dotyczył umowy sprzedaży 2,1 tys. ton żyta konsumpcyjnego.
O wyroku pisała kilka dni temu Rzeczpospolita w tekście Dane z Internetu nie muszą być powszechnie znane. Tam opisano spór o żyto, w którym jednym z elementów była wycena przedmiotu umowy. Sąd II instancji sięgnął do zintegrowanego systemu rolniczej informacji rynkowej na internetowych stronach Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Jedna ze stron zakwestionowała działania sądu, podniosła, że cena nie była przedmiotem postępowania, a sąd ustalił cenę po zamknięciu rozprawy. Sąd Najwyższy przychylił się do tez skargi kasacyjnej w tym sensie, że uchylił wyrok sądu II instancji i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
Z punktu widzenia rozważań w tym serwisie najbardziej interesujący fragment relacji Rzeczpospolitej da się chyba zmieścić w następującym cytacie:
(...)
W ocenie SN nie można podzielić stanowiska, że informacja zamieszczona w Internecie jest faktem notoryjnie znanym. – Źródło wiedzy o takich faktach jest obojętne – tłumaczył sędzia. – Z reguły nie wiemy, skąd je zaczerpnęliśmy. Przyjęcie, że informacje z sieci są takimi faktami, prowadziłoby do absurdalnych wniosków, jako że można tam znaleźć wiedzę prawie o wszystkim. Doszło zatem do naruszenia art. 228 i art. 227 k.c. mówiącego, że fakty mające istotne znaczenie dla sprawy są przedmiotem dowodu.
(...)
Czekając na skutek działań wydobywczych (dotyczących uzasadnienia wyroku SN) można zadać pytanie: jaką wartość dowodową mają materiały publikowane np. w Biuletynach Informacji Publicznej i jaki jest charakter takiej publikacji w BIP? A internetowe strony własne organów administracji publicznej, inne niż BIP? Jaki jest charakter prawny publikowanych tam informacji w kontekście przywołanego wyżej fragmentu ustnego uzasadnienia sędziego SN?
We wstępie wspomniałem o potencjalnym rozumieniu notorycznych faktów na gruncie orzecznictwa sądów administracyjnych. W wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z dnia 6 lutego 2004 r., sygn. II SA 1236/02 można przeczytać np. tezę następującą:
Za fakty powszechnie znane w myśl art. 77 § 4 k.p.a. (fakty notoryczne) uznaje się okoliczności, zdarzenia, czynności lub stany, które powinny być znane każdemu rozsądnemu i posiadającemu doświadczenie życiowe mieszkańcowi miejscowości, w której jest siedziba organu administracji publicznej. Za fakt powszechnie znany może być uznany tylko taki fakt, który odpowiada rzeczywistości i którego istnienia nie można obalić dowodem przeciwnym. Za fakt notoryjny nie może być uznany fakt nieznany stronom, bowiem fakt taki jest sporny między stronami i powinien być udowodniony na zasadach ogólnych.
A jest jeszcze art. 106 § 4 ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (analogiczny do art. 213 KPC - "§ 4. Fakty powszechnie znane sąd bierze pod uwagę nawet bez powołania się na nie przez strony") i orzecznictwo związane z faktami notorycznymi na gruncie tej ustawy, np. wyrok NSA z dnia 4 czerwca 2009 r., sygn. akt II FSK 238/08, w którym czytamy:
...za fakty powszechnie znane mogą być poczytane okoliczności, zdarzenia, czynności lub stany, które powinny być znane każdemu - a więc wydarzenia historyczne, polityczne, zjawiska przyrodnicze, procesy ekonomiczne (por. H. Knysiak-Molczyk, w: T. Woś i inni, Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi. Komentarz, Wyd. LexisNexis 2008, teza 13 do art. 106, s. 411 z powołaniem się na T. Erecińskiego, w: T. Ereciński i inni, Komentarz do kodeksu postępowania cywilnego, Wyd. LexisNexis 2002, teza 1 do art. 228, s. 483). Nie sposób uznać, że do faktów powszechnie znanych można także zaliczyć znajomość określonych aktów prawnych, a zwłaszcza tak szczegółowych i specjalistycznych, jak rozporządzenie w sprawie prowadzenia podatkowej księgi przychodów i rozchodów. Oczywiście zarówno sądy administracyjne, jak organy podatkowe, powinny znać ten akt, ale nie zmienia to oceny, że nie jest to fakt powszechnie znany (notoryjny), a co za tym idzie formułowanie zarzutu nieuwzględnienia treści tego aktu prawnego jako faktu notoryjnego, jest całkowicie bezzasadne.
A weźmy taki wyrok NSA z 2 kwietnia 2009, sygn. akt II FSK 1911/07, w którego uzasadnieniu czytamy:
Podkreślić należy, że za fakty powszechnie znane mogą być uznane tylko te, które odpowiadają rzeczywistości, przy czym kryterium oceny, czy dany fakt ma charakter faktu notorycznego, musi być obiektywne, a nie subiektywne. Stwierdzenie, że prasowa informacja o działaniu zorganizowanej grupy przestępczej prowadzącej działalność na terenie m.in. nieruchomości wniesionej jako aport do Spółki była "faktem powszechnie znanym" należy uznać za nieporozumienie, chyba żeby przyjąć założenie, nie dające pogodzić się z obiektywną rzeczywistością, że nieruchomości Skarbu Państwa przekazane Agencji Mienia Wojskowego są co do zasady wykorzystywane do prowadzenia tego rodzaju działalności.
Fakty notoryjne a coraz liczniejsze publikacje w internecie... Coraz większy szum informacyjny, który wpływa nie tylko na relacje państwo-obywatele, ale coraz częściej na relacje między obywatelami. W tym wszystkim mamy brak określenia charakteru prawnego BIP-ów oraz chaos związany z publikowanymi tam (lub nie publikowanymi) informacjami... Jak to wszystko się ma do tajemnic prawnie chronionych, albo np. wycieków związanych z negocjacjami w sprawie traktatu ACTA? Ciekawe, prawda? Dopisałem zagadnienie do Giełdy tematów prac magisterskich.
Przeczytaj również: Dostępność źródeł: motywy z Wikipedii w orzecznictwie polskich sądów.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
czy mógłbyś przybliżyć
Owszem, nawet informacje objęte tajemnicą mogą być faktami notoryjnymi (np. informacja o stacjonujących w PRL wojskach radzieckich była powszechnie znana, przynajmniej w niektórych regionach kraju). I vive-versa - informacje publikowane czy to w prasie, czy w internecie nie muszą być znane powszechnie - chociażby dlatego, że nie każdy czyta prasę czy przegląda Pudelka albo stronę ministerstwa rolnictwa.
Ciekawe zagadnienie leży gdzie indziej - i tu faktycznie interesujące co naprawdę napisał sąd a nie co zapisał dziennikarz - w internecie rzeczywiście, są wiadomości prawie_o_wszystkim. Podobnie jak w Bibliotece Uniwersyteckiej ;). Jednak z faktu, że informacje te tam są, oraz z faktu, że dostęp do nich jest może i łatwiejszy niż do BUWu, nie wynika wcale, że informacje te en masse przeniknęły do umysłów internautów, podobnie jak zawartość BUWu ze sporymi oporami przenika do umysłów studentów (co skądinąd martwi ich nauczycieli).
Przy czym o notorii (wbrew tworzonym w orzecznictwie i doktrynie definicjom) nie decyduje wcale stan wiedzy "przeciętnego" obywatela - tego przecież nikt "na bieżąco" nie bada a bezlitośnie obnażają konkursy prasowe, w których nigdy nie ma 100% poprawnych odpowiedzi nawet na pytania o bitwę pod Grunwaldem oraz o wynik działania 2+2 (nawiasem mówiąc, czy rejestrujesz udział nieprawidłowych odpowiedzi na działanie w CAPTCHA?) - tylko wyobrażenia sędziego na temat tego, co obywatel wiedzieć powinien (obrazowo mówiąc, od spawacza sąd wymaga, żeby wiedział, jaka jest temperatura topnienia spoiwa (wiedza fachowa, którą posiadania wymaga się od profesjonalisty), od przeciętnego obywatela, żeby wiedział, że świeżo spawany przedmiot może być gorący(fakt notoryjny).
I drugi ciekawy problem - czy można mówić o faktach notoryjnych, ale nieznanych powszechnie a jedynie w pewnym środowisku, grupie wiekowej etc. Kwestia niebagatelna - podobnie jak nauczanie historii jest powszechne, stąd podawany jest przykład znajomości podstawowych faktów historycznych, tak od pewnego czasu nauczanie podstaw użytkowania komputerów jest powszechne, więc wiedza o np. konieczności zapisywania dokumentów przed wyłączeniem kompa z prądu powinna być powszechna wśród osób, powiedzmy, przed czterdziestką. Starsi mają prawo tego nie wiedzieć. Prawda?
Tak, że temat na pracę magisterską faktycznie interesujący, pod warunkiem, że magistrant NIE zacznie pisać o niedoregulowaniu BIPów oraz o spisku w sprawie ACTA ;)
(...) okoliczności,
(...) okoliczności, zdarzenia, czynności lub stany, które powinny być znane każdemu rozsądnemu i posiadającemu doświadczenie życiowe mieszkańcowi miejscowości, w której jest siedziba organu administracji publicznej.
Wydaje mi sie, że taka definicja nie uwzględnia wystarczająco (albo robi to nie wprost) pewnego istotnego elementu, a mianowicie łatwości i szybkości dostępu do informacji. Nie wskazuje też na zmieniająca się zależność czasową między sformułowaniem zapytania a momentem uzyskania wiedzy nt. określonych faktów. Jesli dobrze odczytuję intencję sądu, z notoryjnościa mielibyśmy do czynienia tylko wtedy, jesli wiedza istniała (powinna była istnieć) jeszcze przed sformułowaniem zapytania.
Wyrażenie "powinien wiedzieć" odnosi sie do oczekiwanego (nie faktycznego) stanu rzeczy.
Pytanie, czy można oczekiwać, iż rozsądny i posiadający doświadczenie życiowe mieszkańec korzysta z przeglądarki/wyszukiwarki internetowej za pomoca których jest w stanie w ciągu kilku sekund zweryfikowac/poszerzyć swoją wiedzę? Czyż umiejętnośc korzystania z internetu nie jest elementem doświadczenia życiowego? Czy powszechna dostępność internetu (o której w Polsce ciągle jeszcze trudno mówić) nie powoduje poszerzenia zakresu takiej definicji? A może paradoksalnie szum informacyjny zakres ten zawęża?
Bardzo ciekawa kwestia, zasługłuje na wnikliwe opracowanie. Czasami żałuję, ze już się obroniłem ;)
Fakt powszechnie znany a powszechnie dostępny to nie to samo
Myślę, że oba te pojęcia występują niesłusznie zamniennie.
Owszem, w internecie można dotrzeć do niewiarygodnej ilości informacji.
Pytanie jak? Albo raczej - czy "każdy rozsądny i posiadający doświadczenie życiowe mieszkaniec miejscowości" wie jak.
Google to nie wszystko, wikipedia to nie wszystko. Oprócz tego trzeba
1) wiedzieć, że rzeczona informacja w internecie istnieje
2) wyszukać tą informację w sposób efektywny
3) zinterpretować ją w sposób właściwy
Nie bez przyczyny istnieje zawód researcher, osoba zajmująca się badaniami rynku. Często badania w oparciu o internet (te rzetelne) czynione są w oparciu o dość nietrywialny know-how, polegający na wiedzy JAK szukać, CZEGO szukać GDZIE szukać i co najważniejsze - jak ocenić wiarygodność informacji.
Podsumowując to nie sztuka podłączyć się do internetu i wejść na stronę domową. Sztuka dotrzeć do informacji rzekomo powszechnie znanej - a cała prowadząca do niej droga nie może być, co łatwo wykazać, uznana za oczywistą.