A gdyby tak podrzynać gardła za korzystanie z utworów?
W polskim Sejmie zaczyna się kolejna runda walki o pieniądze "na rzecz twórców", w której głosem twórców są organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. Poza tym, ile będą wynosić stawki za "pewność prawa" (ktoś chce korzystać, więc chce mieć pewność, że to co zapłacił w jednej organizacji już wyczerpuje wszelkie roszczenia związane z takim korzystaniem), pojawia się problem ustalania "kosztów" działania organizacji zbiorowego zarządzania. Dlaczego to ma być ustalane z góry, skoro każda organizacja ma inne koszty (ktoś może zadać pytanie: dlaczego OZZ nie miałaby mieć kosztów w wysokości 80-90% wpływów)? Dowiedzieliśmy się też niedawno, że niektóre pieniądze zbierane są nie dla twórców, a dla "środowiska twórców" (taka subtelna różnica). Na świecie znów pojawiają się pomysły na opłatę kompensacyjna. A kabarety po prostu zarabiają udostępniając online swoją twórczość... za darmo (brrrr!). Monty Python ze zdziwieniem odnotował wzrost sprzedaży DVD ze swoimi skeczami o dwadzieścia trzy tysiące procent... W ciągu 3 miesięcy.
Pomysły na "opłatę kompensacyjną" pojawiły się w Polsce w 2006 roku. Po rozważaniach dotyczących możliwości odcinania internautów od medium za trzykrotne naruszenie (por. P2P w Unii Europejskiej, petycja przeciwko koncepcji "tri-strike and you're out") w Wielkiej Brytanii znów chcą zaangażować jakoś dostawców usług internetowych w system obiegu informacji o użytkownikach kultury, a to w ten sposób, by powstała specjalna agencja (kolejny pośrednik, tym razem między pośrednikami), która stanowiłaby interfejs między "wydawcami filmów i muzyki, a dostawcami Internetu". O tym pomyśle pisze IDG w tekście Dodatkowe opłaty za Internet w Wielkiej Brytanii. Czytamy tu:
Lord Carter, minister komunikacji w Wielkiej Brytanii, zaproponował powołanie agencji pośredniczącej między wydawcami filmów i muzyki, a dostawcami Internetu. W ten sposób w jednym miejscu będą zebrane informacje o plikach chronionych prawem autorskim i użytkownikach Internetu. Powołanie takiej organizacji jest częścią planu wyeliminowania pirackich działań z Sieci.
ZAiKS opublikował na swojej stronie zaiks.pl "interpretację indywidualną Dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie, pozyskaną ze strony internetowej Ministerstwa Finansów, znak IPP1-443-1698/08-2/IŻ, z dnia 03.12.2008 roku, w sprawie identycznej jak ta, która jest przedmiotem sporu ZAiKS z władzami skarbowymi" (sygnatura podana w cudzysłowie ma w sobie błąd, nie przypuszczam, by celowy, ale warto zwrócić na to uwagę, chodzi w rzeczywistości o sygnaturę IPPP1-443-1698/08-2/IZ; interpretację udostępniono również jako PDF), w której - poza interesującymi tezami dotyczącymi opodatkowania zbiorowego zarządu - pojawiła się również teza następująca:
(...)
Wreszcie pewną odrębną kategorią są wynagrodzenia, pobierane i rozdzielane w oparciu o art. 20 upapp, a więc wynagrodzenia z tzw. czystych nośników, gdzie w ogóle nie występuje kategoria usługi i usługodawcy a sama opłata ma charakter opłaty guasi administracyjnej o charakterze odszkodowawczym na rzecz całego środowiska twórców.
(...)
To dlatego pewnie - jak mi podpowiada Krzysztof - twórcom nie wypłaca się z tego tytułu pieniędzy, bo to nie dla twórców, a na rzecz "całego środowiska twórców" (por. Otrzymałem odpowiedź z KOPIPOL'u).
Tymczasem 3 miesiące temu Monty Python uruchomił specjalny kanał w serwisie YouTube (opublikowano tam 47 skeczy, a więc nie wszystko, co stworzyli członkowie tego kultowego kabaretu). W efekcie - jak czytamy w serwisie slashfilm.com: Free Monty Python Videos on Youtube Lead to 23,000% DVD Sale Increase (por. również: Sprzedaż Monty Pythona w Amazon wzrosła o 23000% albo Can Free Content Boost Your Sales? Yes, It Can). Dziwne? Komentatorzy tego fenomenu od razu przypomnieli sobie o zespole Nine Inch Nails, a więc i ja podlinkuję do tekstu z marca 2008 roku: O zbliżeniu między zespołem a fanami, w którym cytowałem Trenta Reznora z NIN, wypowiadającego się w kontekście informacji, zgodnie z którą w pierwszym tygodniu symbolicznej sprzedaży albumu „Ghosts” zespół zarobił 1,6 miliona dolarów. Zupełnie "zrywając" z chcącymi go reprezentować pośrednikami.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
za co właściwie płacimy?
Zawsze przy temacie tzw. ochrony praw autorskich zastanawiam się, za co płacimy kupując płytę czy film. ZAiKS i inne RIAA przekonują nas, że głównie chodzi o zawartość. A jeśli tak, to zastanawiam się dlaczego musimy płacić ponownie kupując ponownie tą samą płytę (np. jako zastępstwo dla zniszczonej - wiem, rzadki przypadek ale się zdarza). Czy skoro zapłaciliśmy już za te konkretne utwory to nie powinniśmy dożywotnio mieć prawa uzyskania tego samego utworu, w tej samej wersji po kosztach technicznych (koszt nośnika czy remasteringu materiału)?
Druga sprawa to kwestia czasu ważności praw autorskich. Obecny model (sztywny czas ochrony) ma sporą wadę - może się skończyć jeszcze za życia artysty, ale pod jego koniec, kiedy te środki mogą mieć istotne znaczenie dla standardu jego życia. Oczywiście można przedłużać je w nieskończoność, ale ostatecznie zazwyczaj skorzysta na tym ktoś inny niż sam artysta (prawdopodobnie wytwórnia). Wydaje mi się, że większy sens miałby model, w którym autorowi przysługuje dożywotnia ochrona własności intelektualnej, natomiast osoby i firmy umożliwiające realizację przedsięwzięcia (wydawcy, producenci) powinni mieć niezależny okres ochrony swojego "wkładu", wynoszący na przykład 25 lat. Tylko czy taka regulacja miałaby szansę?
Co do pierwszej części
Co do pierwszej części wypowiedzi: wszystko dlatego, że przysłowiowa sprzątaczka w wytwórni płytowej i dostawca pizzy do studia nagraniowego, też posrednio są podmiotami prawa autorskiego. Typowe tłumaczenie przedstawicieli wytwórni: "trzeba to wszystko opłacić". Więc mamy to co mamy.
W tym samym kierunku co MP
W tym samym kierunku co MP czy NiN, choć chciałoby się powiedzieć "z drugiej strony barykady" działa serwis jamendo.com oferujący muzykę na Wolnej licencji CC-BY-* a od niedawna umożliwiający "relicencjonowanie" plików dla wykorzystania komercyjnego. Jamendo blog: «Jamendo licensing: it’s real!».
jamendo
Nie jest prawdą, że utwory z jamendo można wykorzystywać komercyjnie dopiero od niedawna. Od początku pewna część korzystających z tego portalu twórców umieszczała swoje utwory na licencjach "bez-NC", które wyraźnie zezwalają na korzystanie komercyjne.
Wobec tego twierdzenia jamendo, takie jak w wyżej podlinkowanym wpisie blogowym ("Contrary to downloading music for private purposes, on jamendo, professional uses of music are paid for.") są moim zdaniem nie do końca zgodne z prawdą.
Oczywiście, że utwory bez
Oczywiście, że utwory bez zastrzeżenia NC można było wykorzystywać komercyjnie już od dawna (z założenia).
Nowość idzie w tym samym kierunku w którym NiN wydając płyty na Wolnej Licencji czy MP publikując skecze na YT, tylko jak gdyby od drugiej strony.
Oto utwory publikowane na CC-BY-NC daje się zakupić od ich autorów (za pośrednictwem jamendo.com) do wykorzystania komercyjnego.
Oczywiście zawsze można było to zrobić po prostu kontaktując się z artystą (nadal można). Licencja CC nie narzuca się do "wszystkich kopii" danego utworu, od zawsze można było uzyskać kopię licencjonowaną "inaczej" od autora. Chodzi tylko i wyłącznie o ułatwienie procedury, czy może nawet wskazanie takiej możliwości (nie każdy zastanawia się czy to możliwe, a teraz na stronie artysty znajdzie odnośnik "Zdobądź licencję komercyjną" a za nim więcej informacji o sposobie zawarcia transakcji.).
Nie jest to jakaś rewolucja ale moim zdaniem bardzo ładnie wpisuje się w dyskusję o "rozsądnym licencjonowaniu treści".
"zdobądź licencję komercyjną"
A co w takim razie oznacza link "zdobądź licencję komercyjną" np. przy albumie "Pierwszy Pocałunek" Ust, dostępnym jednocześnie na CC-BY-SA 3.0?
Nie każdy chce się dzielić
Może zdejmować obwarowanie Share Alike. Nie każdy chce udostępniać utwory pochodne na otwartych licencjach.
Może ale tego nie robi
W ogólnych warunkach jamendo pro nie znalazłem niestety (a może raczej "stety") niczego, co "zdejmowałoby obwarowanie ShareAlike". Nie ma tam zresztą w ogóle zezwolenia na korzystanie i rozporządzanie opracowaniami.
To tylko negocjacje przez pośrednika
Hmm, nie zrozumiałem w takim razie pytania. Jamendo to nie Apple iStore, nie ma gwarancji, że da się uzyskać licencję na dany utwór. "Zdobądź licencję komercyjną" prowadzi do strony z informacją o procedurze pozyskiwania licencji (jakie informacje należy wysłać do Jamendo), a następnie Jamendo negocjuje z twórcą warunki i cenę. Chyba ma to pomóc osobom, które są przyzwyczajone do rozmawiania z wytwórniami, a nie indywidualnymi twórcami.
gwarancja uzyskania licencji
Nie zgadzam się, że w Jamendo nie ma gwarancji uzyskania licencji. Na stronie każdego albumu, które tam do tej pory znalazłem znajduje się informacja o konkretnej licencji CC (czasem innej licencji modelowej) oraz link prowadzący do pełnego jej tekstu.
Moim zdaniem jest to wystarczające, aby uznać, że doszło do udzielenia licencji.
Według moich ustaleń "zdobądź licencję komercyjną" to m.in. sposób na uzyskanie licencji innej niż już udzielona licencja CC. Jeżeli wcześniej udzielono licencji CC z atrybutem NC to ta "licencja komercyjna" istotnie rozszerza uprawnienia licencjobiorcy. Jeżeli natomiast udzielono licencji CC bez NC, to "licencja komercyjna jamendo" udziela zezwolenia, które już wcześniej licencjobiorca nabył.
Mea culpa
Mój błąd. Powinno być "nie ma gwarancji uzyskania licencji rozszerzającej uprawnienia poza licencję, na której utwór jest obecnie dostępny".
Nie rozumiem po co ta
Nie rozumiem po co ta analiza. Przecież Jeżeli domyślnie udzielona licencja CC-BY-.* jest wystarczająca nie zachodzi potrzeba ubiegania się o inną wersję. Jeśli natomiast wystarczająca nie jest to można skontaktować się z autorem i poprosić o udzielenie innej licencji, być może na podstawie osobnej umowy. Można to zrobić bezpośrednio, albo poprzez pośrednika i taką usługę wprowadza serwis jamendo.com.
Czy to coś niestosownego może?
Zgoda, nie ma większego praktycznego zastosowania link prowadzący do strony jamendo pro przy albumach licencjonowanych CC-BY, ale przecież to, że on tam jest jakoś strasznie nie szkodzi, a pozwala być może poczuć się pewniej osobom które przyzwyczaiły się do tego, że "za wszystko się płaci".
analiza
Może jestem jakiś dziwny, ale zainteresował mnie po prostu link zachęcający do kupienia czegoś, co moim zdaniem mam bez płacenia.
Nie twierdzę, że jamendo robi coś niestosownego. Po prostu staram się ustalić za co dokładnie płaci użytkownik wykupujący licencję komercyjną.
Tak na marginesie - biorąc pod uwagę, że na jamendo jest wiele utworów na wielu różnych licencjach, to możliwość zapłacenia za to, aby wszystkie (lub jakaś istotna część) były dostępne na jednolitych warunkach samo w sobie może być wartością dla niektórych użytkowników.
Innymi słowy - można powiedzieć, że jamendo stało się organizacją zbiorowego zarządzania... (oczywiście nie formalnie, bo nie uzyskało zezwolenia MKiDN, ale zawsze)
Nie sądzę aby istniała
Nie sądzę aby istniała możliwość wykupienia dostępu do "wszystkiego na raz".
Więc nie tyle "zbiorowe zarządzanie" co rzeczywiste pośrednictwo pomiędzy artystą, a odbiorcą komercyjnym.
A ja w tym wypadku traktuję to nie jako zachętę dla mnie (świadomego, że CC-BY mam za darmo), a swego rodzaju "reklamę" Wolnej licencji trafiającą do tych którzy tej świadomości nie mają. Nie można przecież zakładać, że jeśli znajdzie się "kleint" chętny do zakupu czegoś co jest licencjonowane bez ograniczeń (CC-BY) to rozmowa zakończy się "rachunkiem" a nie informacją "proszę bardzo, te akurat albumy licencjonowane CC-BY można używać bez opłat." Istnieje też możliwość, że jamendo.com będzie oferowało odpłatnie nośnik z wersją niekompresowaną (AFAIR dysponują wersją FLAC bez kompresji jaką przesyłają im artyści).