"Podróżowanie przy pomocy GPS" - sprawdzą, czy byli posłowie są odporni na zarzuty "piractwa"
Przy okazji innej sprawy, czyli zarzutów o niegospodarność i korupcję, pojawił się wątek "piractwa" jednego z byłych już posłów. Na komputerze podobno znaleziono "nielegalne oprogramowanie z mapami" (kto dziś pisze nielegalne oprogramowanie?). Wartość oprogramowania wyceniono na 850 zł. Komputer był "sejmowy", a zarzuty dotyczą okresu między czerwcem a listopadem 2007 roku. Były już poseł był również wiceprezydentem Krakowa. Na ławie oskarżonych ma zasiąść "wraz z byłym zarządem miasta". Proces ma się rozpocząć w połowie stycznia.
O sprawie pisze Wirtualna Polska za PAP, w tekście B. poseł PO piratem komputerowym?. Jak wspomniałem - sprawa dotyczy głównie zarzutów niegospodarności i korupcji, zaś - z perspektywy tematyki, którą poruszam w tym serwisie - istotny jest ten fragment relacji Wirtualnej Polski, który dotyczy - tak podobno miała uznać prokuratura - "przypadku mniejszej wagi":
Prokuratura zarzuciła Tomaszowi Sz., że ściągnął z internetu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej bez zgody producenta nielegalnie skopiowane oprogramowanie do podróżowania przy pomocy GPS oraz że posiadał programy zdejmujące zabezpieczenia uniemożliwiające eksploatowanie oprogramowania komputerowego w pełnym zakresie.
Brzmi enigmatycznie. Oskarżony zaprzecza, że wiedział coś na temat oprogramowania na jego "sejmowym komputerze". Być może to jest metoda (por. Śledztwo umorzono, bo nie wiadomo kto zainstalował)? Prokuratura zaś uważa, że w tej sprawie istotne jest, że "wiedza informatyczna oskarżonego była większa niż przeciętnego użytkownika internetu" (a to ze względu na zatrudnienie zarówno w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, jak i w spółce "zajmującej się wdrażaniem wiedzy informatycznej").
W tym serwisie nie zajmuję się tematyką polityczną (dlatego nie ma znaczenia z jakiej partii jest lub był oskarżony). Ważniejsze jest jednak to, że chodzi o byłego posła. W polskim porządku prawnym są takie przepisy, na podstawie których można skazać dowolną osobę, chociażby ten osławiony już art. 269b Kodeksu karnego (por. 18 grudnia 2008 - potwierdzenie delegalizacji internetu w Polsce). Drugim z takich przepisów jest art. 1181 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Tomek Rychlicki spekuluje, że właśnie ten przepis może dotyczyć sytuacji opisanej w depeszy PAP słowami "posiadał programy zdejmujące zabezpieczenia uniemożliwiające eksploatowanie oprogramowania komputerowego w pełnym zakresie". Zacytujmy zatem ten przepis:
Art. 1181 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
1. Kto wytwarza urządzenia lub ich komponenty przeznaczone do niedozwolonego usuwania lub obchodzenia skutecznych technicznych zabezpieczeń przed odtwarzaniem, przegrywaniem lub zwielokrotnianiem utworów lub przedmiotów praw pokrewnych albo dokonuje obrotu takimi urządzeniami lub ich komponentami, albo reklamuje je w celu sprzedaży lub najmu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3.
2. Kto posiada, przechowuje lub wykorzystuje urządzenia lub ich komponenty, o których mowa w ust. 1, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Oczywiście niektórzy uznają, że dokonam nadinterpretacji, jeśli stwierdzę, że urządzeniem przeznaczonym do "niedozwolonego usuwania lub obchodzenia skutecznych technicznych zabezpieczeń" może być "komputer", a "komponentem" takiego "urządzenia" może być "klawiatura" (lub myszka). W jednym z poprzednich zrywów legislacyjnych w 2006 roku (por. Skonfiskujmy laptopy posłom) chciano znowelizować ten przepis w tan sposób, by obok "urządzeń" oraz "ich komponentów" penalizowane było również wytwarzanie, dokonywanie obrotu, posiadanie i wykorzystywanie "programów komputerowych, których jedynym albo głównym przeznaczeniem jest niedozwolone usuwanie lub obchodzenie skutecznych technicznych zabezpieczeń przed odtwarzaniem lub zwielokrotnianiem utworów lub przedmiotów praw pokrewnych". Wówczas z tego pomysłu zrezygnowano. Stąd - jak się wydaje - art. 1181 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych chyba nie może być podstawą zarzutów stawianych (ex) posłowi. Jaka jest ta postawa?
Wypada się dziwić, że we wszystkich dotychczasowych "aferach politycznych" (por. Z okazji Dnia Bezpiecznego Internetu życzę wszystkim większej ilości afer) nie stawiano zarzutów związanych z "piractwem komputerowym". To przecież bezpieczna linia ataku na dowolną osobę, która korzysta z komputera.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
serial czy crack
Śmieszne byłoby gdyby to był nielegalny serial, ale gdyby to był crack, to sądzę, że wypełnia on definicję: "programu zdejmującego zabezpieczenia uniemożliwiające eksploatowanie oprogramowania komputerowego w pełnym zakresie."
A w takim razie podstawa zarzutów?
Jeśli byłby to "crack" (a więc program komputerowy, nie zaś "urządzenie", rozumiane jako fizyczny przedmiot), to - w takim razie - jaka byłaby podstawa zarzutów?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Jest podstawa - zdaniem policji to art. 293 kodeksu karnego
Taką podstawę, a więc art. 293 kodeksu karnego, podała mł. asp. Małgorzata Gołaszewska z Wydziału Prasowego Komedy Głównej Policji. W tekście IDG pt. Czy były poseł PO ściągał pirackie programy? cytowane są też jej słowa: "Takie głośne sprawy służą ku przestrodze innych. Mają pokazać, że nikt nie jest bezkarny".
Art. 293 należy czytać wraz dwoma poprzedzającymi go artykułami Kodeksu karnego:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
paserstwo
Policja lubi w kontekście "nielegalnych" programów "obie paserki" i w zasadzie trudno się dziwić, jakkolwiek pewnie można się zastanawiać czy program jest rzeczą, czy ściągnięcie z BitTorrenta jest "nabyciem" czy "przyjęciem" etc. Ale to są drobiazgi. Bardziej ciekawi mnie:
1. Czy klient BT przypadkiem równocześnie nie rozpowszechniał programu
2. Czy aby wartość programu nie jest poniżej "małej szkodliwości"
Stan faktyczny
Przeglądając różne wątki prawne dotyczące korzystania z sieci p2p natrafiłem na ten, który dotyczy mojej sprawy. Ponieważ posiadane przez Was informacje są nieprecyzyjne chciałby je doprecyzować, bo sprawa wydaje się ciekawa.
W akcie oskarżenia zarzucono mi dwa czyny:
1. posiadanie dwóch programów komputerowych AutoMapa Polska 3.9.3 i AutoMapa 3.9.7 wraz z zestawem map ściągniętych w sieci p2p (Bittorrent) w tym samym dniu tj. 6 czerwca 2007 roku. Podkreślam, że zarzut dotyczy posiadania, a nie użytkowania tych programów. Nie ma zarzutu użytkowania, gdyż na dysku znajdowały się jedynie programy instalacyjne. Nie były one na tym dysku zainstalowane. Stąd kwalifikacja o przestępstwo z art. 278 par. 2 w zw. z par. 3 kk,
2. posiadanie dwóch plików jeden typu crack drugi typu keygen tj. o przestępstwo z art. 118' ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Pliki te zostały uznane przez prokuraturę jako urządzenia przeznaczone do niedozwolonego obchodzenia zabezpieczeń. Podkreślam ponownie, że prokuratura nie zarzuca w akcie oskarżenia ich użycia, lecz uważa, że karalny jest sam fakt ich posiadania.
Tyle w sprawie konkretyzacji zarzutów. A teraz kilka dopełnień. Nie twierdziłem, że nie wiem skąd jest to oprogramowanie. Nie zgadzałem się natomiast z kwalifikacją prawną prokuratury, uważając, że posiadanie na dysku programów instalacyjnych nie może być traktowana jako kradzież. Również kwestionuję, że fakt posiadania cracka lub keygenu nie wypełnia kwalifikacji art. 118' ustawy o prawie autorskim i że nie wyrządziłem szkody właścicielom oprogramowania. Nie rozumiem dlaczego oddzielnie rozpatruje się wersje 3.9.3 i 3.9.7 skoro zostały ściągnięte z Internetu w tym samym czasie i nonsensem byłoby używanie obu jednocześnie. W końcu sprawa ostatnia. Od jesieni 2007 roku, a więc na 10 miesięcy przed postawieniem mi przez prokuraturę zarzutów jestem zarejestrowanym użytkownikiem AutoMapy 4.0, a więc nowszej wersji programu. Biorąc wszystko pod uwagę nie zgodziłem się na proponowane przez prokuraturę warunkowe umorzenie sprawy, oczekując umorzenia bezwarunkowego.
Tyle moich uzupełnień. Proces zaczyna się przed 16 stycznia. Dzisiejsza cena programu Automapa w sklepach internetowych zaczyna się od 159 zł. Koszty zleconych przez prokuraturę ekspertyz są wielotysięczne.
Pozdrawiam.
Tomasz Szczypiński
a jest wykładnia legalna?
a ktos juz kiedys wydał taka wykładnię legalną, że program jest urządzeniem? Bo jeśli tak, to Vagla ma rację i powinniśmy się wszyscy udać zgodnym marszem do najbliższego aresztu jak nas jest w Polsce 12 milionów posiadaczy komputerów...
Ruszył proces b. posła
Gazeta.pl publikuje tekst: Proces za nielegalny program w laptopie, a w nim czytamy m.in.:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
społeczny koszt monopolu
Te 10 000 zł wydane przez Państwo, czyli przez nas wszystkich to - w tej konkretnej sprawie - społeczny koszt monopolu autorskiego.
Abstrahując od nieadekwatności pojęcia "kradzież" w stosunku do "własności intelektualnej", to czy przy kradzieży samochodu konieczne byłoby powoływanie biegłych w celu samego stwierdzenia, że doszło do "zaboru w celu przywłaszczenia"? Prawdopodobnie nie, bo granice własności rzeczy materialnych są łatwe do ustalenia i równie łatwe jest ustalenie, że ktoś te granice przekracza. Podobnie łatwe (relatywnie) jest chronienie tych granic a tym samym ochrona własności.
Społeczeństwo, decydując się na przyznanie ochrony rzeczom niematerialnym za pomocą praw wyłącznych (czyli zrównania ich w sensie prawnym z rzeczami materialnymi) zgodziło się również na wyższy koszt ochrony tych praw. Pytanie, co społeczeństwo kupiło sobie za tę cenę i jak korzyści te rozkładają się pomiędzy jego członków?
I jeszcze jedno spostrzeżenie dotyczące tej konkretnej sprawy. Wersje instalacyjne programu AutoMapa udostępniane są przez samego producenta na stronie: http://www.automapa.pl/?PEI=53169&cid=53174&lng=PL (poprzednie wersje są pod: http://www.automapa.pl/?PEI=53169&lng=PL&cid=53175).
Producent prawdopodobnie nie udzielił wyraźnej licencji na rozpowszechnianie tak udostępnianych programów, w tym w sieciach p2p (podobnie jak tego nie uczynił - o ile mi wiadomo - Microsoft w stosunku do COFFEE). Być może jednak do programu dołączona jest licencja typu shareware zezwalająca na rozpowszechnianie? Ale nawet jeżeli nie, to czy producent sprzeciwiłby się wiedząc, że program ten jest rozpowszechniany za pomocą tych sieci powodując odciążenie jego serwerów? Czy nie jest tak, że sprzeciw dotyczyłby raczej rozpowszechniania "cracków", a nie samej wersji instalacyjnej? A w niniejszej sprawie warto zadać pytanie, czy istotnie ściągnięcie dostępnej i tak na stronie producenta wersji za pomocą sieci p2p jest jej "uzyskaniem bez zgody uprawnionego" (art. 278 par. 2 KK)? Czy przypadkiem w celu ustalenia tej zgody nie powinno dojść do wykładni oświadczenia woli producenta składanego poprzez umieszczenie programu na stronie WWW?
I czy nie jest tak, że składając takie lub inne oświadczenie woli (udzielając licencji) producent wpływa na koszt ochrony jego praw? (np. gdyby programu w ogóle nie udostępniał w Internecie, to być może biegły nie musiałby odpowiadać na niektóre pytania) A jeżeli wpływa, to czy uzasadnione jest aby korzystał z pełnej ochrony prawa karnego, świadczonej za pieniądze podatników?
Dziwne wnioski prokuratury
Więcej można przeczytać na Gazeta.pl: Prokuratura nie chce by zaglądano do akt