Konflikty związane z reklamą na futrynie wrót do globalnej informacji
Odnotuję spór brytyjskiej organizacji Christian Institute (CI) z amerykańską korporacją Google Inc., która to organizacja zarzuca spółce dostarczającej na rynek usługi wyszukiwawcze (chociaż przecież nie tylko), iż bezprawnie różnicuje potencjalnych reklamodawców (mowa jest o praktykach dyskryminacyjnych w kontekście wolności słowa). Chodzi o konkretną sytuacje - organizacja społeczna chciała w wynikach wyszukiwania Google umieścić reklamę (link sponsorowany), który miał się ukazywać, gdy ktoś wyszukiwał stron związanych z hasłem "abortion" (aborcja). Spółka Google się nie zgodziła. Natomiast jeden z czytelników prowadzonego przeze mnie serwisu zauważył inną reklamę AdWords, która wzbudziła jego zainteresowanie, a która poniżej przywołuję (w formie fragmentu screenshota strony Google).
Zacznijmy od akcji Christian Institute. Onet.pl w tekście Chrześcijanie pozywają Google do sądu opisuje problem organizacji społecznej cytuje przedstawiciela CI, którym - w tym przypadku - jest Mike Judge: "Jeżeli swobodna wymiana idei ma się urzeczywistnić, to Google nie może dawać specjalnych praw do wypowiedzi grupom głoszącym świeckie poglądy, cenzurując zarazem poglądy religijne". Podobne komentarze znajdziecie Państwo na stronie tej brytyjskiej organizacji, w szczególności w tekście Google: religion is not 'factual' on abortion. Tam również odesłanie do artykułu opisującego całą historię w Daily Mail: The Google taboo: Search engine won't give Christian group a voice on abortion - but will allow adverts for porn and adultery (Google nie daje organizacji chrześcijańskiej prawa do wypowiedzi na temat aborcji, ale pozwala serwisom pornograficznym reklamować się bez problemów). Z tych właśnie źródeł dowiadujemy się jaki miała mieć treść reklama, która chciał zamówić CI (gdy ktoś wyszukiwał wyników związanych z hasłem "abortion", a reklama miała brzmieć: "UK abortion law - news and views on abortion from the Christian Institute. www.christian.org.uk.". Na mój gust mało inwazyjnie. Google nie zgodziło się na publikacje tego typu reklamy stwierdzając, iż zgodnie z polityką korporacji nie publikuje reklam, które mieszałyby problem aborcji z religijnym punktem widzenia ("it has a policy of declining sites which mix the issue of abortion with religious views"). Jednocześnie - jak zauważa Daily Mail - Google nie ma problemu w zarabianiu na reklamie klinik dokonujących aborcji, a także świeckich stron internetowych, które czasem i w pewien sposób atakują samo religijne podejście do życia.
Dokładna odpowiedź Google zawiera stwierdzenia, w których korporacja stara się zająć neutralne stanowisko w stosunku do tego, bardzo kontrowersyjnego społecznie zagadnienia:
Google policy does not permit the advertisement of websites that contain abortion and religion-related content. We only allow ads that have factual information-about abortion. We recognise that this is a very emotive subject and that people have strong views on both sides. Google takes no view on this issue one way or the other as a company.
Reklamy nie umieszczono, a więc Instytut chce złożyć pozew (Onet sugeruje, że pozew już złożono, chociaż nie udało mi się dotrzeć do stanowczego potwierdzenia tej informacji; taką informację podają również inne źródła: Christian Group Sues Google For Refusing Anti-Abortion Ad, Google Accused of Unfairly Rejecting Anti-Abortion Ad, nie wiem tylko, czy to nie kreowanie "faktów medialnych" - na stronie CI nie znalazłem wzmianki o złożonym pozwie, a w mediach lepiej brzmi "pozwał Google", niż "zamierza pozwać Google").
W każdym razie spór koncentruje się na odmiennym podejściu do wolności słowa, zderzającego się z przepisami przeciwdziałającymi dyskryminacji. Wedle Instytutu wolność słowa. Wedle CI wolność słowa polega na tym, że dopuszcza się każdy punkt widzenia, niezależnie od swoich własnych przekonań, a to w kontekście innej obserwacji: portal Google stał się dla wielu osób "bramą do internetu" (por. również Ograniczanie i kontrola dostępu oraz kanałów dystrybucji. Brytyjski Instytut w tej batalii powołuje się na ustawę o równym traktowaniu - The Equality Act 2006 (na podobne przepisy antydyskryminacyjne powołuje się w USA the Fair Housing Council w wlace z serwisem Roommates.com, co odnotowałem niedawno w tekście Dyskryminacja w serwisie internetowym - wiek, płeć, etc. przy wynajmie mieszkań).
Przypomina to nieco problemy polskiego Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi (por. notatkę Reklama kontekstowa, światopogląd i polityka biznesowa, którą umieściłem w dziale wyszukiwanie niniejszego serwisu). Tam Google odmówił umieszczenia reklamy będącej sprzeciwem wobec przyjęcia w Polsce Karty Praw Podstawowych. Komentując tamte doniesienia napisałem:
Pytanie o relacje dotyczące prezentowania treści na innych witrynach (np. na witrynach uczestniczących w programie partnerskim AdSense) jest w istocie pytaniem o możliwość dysponowania własną infrastrukturą przez Google, z której korzystają osoby trzecie. To coś nieco innego - mam takie wrażenie - niż problem "obowiązku" lub "uprawnienia" publikowania treści. Na razie zasady i reguły, którymi kieruje się Google są dość proste, a - podobnie jak w całym "świecie internetowym" regulaminy raczej opierają się na zasadzie "w każdej chwili możemy zdecydować co puścimy, a ty możesz korzystać z tego co oferujemy albo sobie iść gdzieś indziej". Myślę, że z upływem czasu reguły te będą coraz bardziej skomplikowane. Sądzę też, że dzisiejsi partnerzy (take it or leave it) będą dochodzili stopniowo swoich uprawnień wynikających z istoty umów.
Wydaje się, że dyskusja na temat tego co i jak "świecić" w wynikach wyszukiwania staje się coraz bardziej globalna. Christian Institute to organizacja brytyjska (Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi to organizacja polska), Google to korporacja międzynarodowa. Jednocześnie potencjalny konflikt się zaostrza - o ile w Polsce skończyło się (jeśli się nie mylę) na proteście medialnym - w przypadku hasła "aborcja" mamy już potencjalny pozew do sądu powszechnego. Zobaczymy co będzie dalej.
Z tymi reklamami w Google to generalnie ciekawa sprawa. Odnotuję list od jednego z czytelników, którym odejdę nieco od "religijnego światopoglądu", ale jednak list ten związany jest z praktyką Google w przyjmowaniu reklamy AdWords. BoBsoN (pomyślałem, że tak Pana podpiszę, skoro właśnie w ten sposób funkcjonuje Pan w serwisie :) rozpoczął list od wskazania grafiki przedstawiającej fragment strony internetowej, w tym przypadku prezentującej jedynie (bo mniej istotne elementy zostały usunięte w programie do edycji grafiki) reklamę AdWords (Linki sponsorowane) w Google:
Fragment "screenshota" strony prezentującej wyniki wyszukiwania Google, gdy w polu wyszukiwania wpisywało się hasło "kernel linux NC326i". Obecnie pojawia się inny "efekt" wyszukiwania - wiadomo, kampanie reklamowe mają swój czas i swoją dynamikę...
Następnie BoBsoN napisał swój komentarz:
Tą reklamę widzimy w momencie przeszukiwania Google za czymkolwiek związanym z kernelem linuksa. Dla przeciętnego zjadacza chleba może to sugerować, że w produktach MS jest wykorzystywany kernel linuksa, a:
(...)
za czyny nieuczciwej konkurencji uważa się w szczególności:
(...)
2.2 Wprowadzające w błąd oznaczenie towarów lub usług. Za czyn nieuczciwej konkurencji w każdym przypadku uznane będzie takie oznaczenie towarów lub usług, które może wprowadzić w błąd klientów co do istotnych cech tych towarów lub usług, takich jak ich (...) składniki (...)Dodatkowo Linux jest zastrzeżoną nazwą o ile pamiętam przez Linusa.
Powyższy "cytat w cytacie" jest niedokładnym przywołaniem ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, którego art. 3 brzmi:
Art. 3.
1. Czynem nieuczciwej konkurencji jest działanie sprzeczne z prawem lub dobrymi obyczajami, jeżeli zagraża lub narusza interes innego przedsiębiorcy lub klienta.2. Czynami nieuczciwej konkurencji są w szczególności: wprowadzające w błąd oznaczenie przedsiębiorstwa, fałszywe lub oszukańcze oznaczenie pochodzenia geograficznego towarów albo usług, wprowadzające w błąd oznaczenie towarów lub usług, naruszenie tajemnicy przedsiębiorstwa, nakłanianie do rozwiązania lub niewykonania umowy, naśladownictwo produktów, pomawianie lub nieuczciwe zachwalanie, utrudnianie dostępu do rynku, przekupstwo osoby pełniącej funkcję publiczną, a także nieuczciwa lub zakazana reklama, organizowanie systemu sprzedaży lawinowej oraz prowadzenie lub organizowanie działalności w systemie konsorcyjnym.
Dalej zaś ustawa wskazuje czyny nieuczciwej konkurencji w zakresie reklamy, a to w szczególności, w art. 16 ust. 1 pkt. 2) czytamy, iż "Czynem nieuczciwej konkurencji w zakresie reklamy jest w szczególności: (...) reklama wprowadzająca klienta w błąd i mogąca przez to wpłynąć na jego decyzję co do nabycia towaru lub usługi"... Warto też zauważyć, że - zgodnie z art. 17 cytowanej ustawy: "Czynu nieuczciwej konkurencji, w rozumieniu art. 16, dopuszcza się również agencja reklamowa albo inny przedsiębiorca, który reklamę opracował"...
Zakaz dyskryminacji, uczciwa konkurencja, globalne media społecznego przekazu - chyba widać już kolejną, obok prawa autorskiego, oś rewolucji informacyjnej.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Uzasadnienie przedstawione w
Uzasadnienie przedstawione w tych przypadkach przez Google sprawia wrażenie wymyślonego ad hoc i nie wynika z regulaminu. Treści jakich Google zakazuje na reklamowanych stronach są wymienione tutaj. Nie ma tam punktu mówiącego o "aborcji z religijnego punktu widzenia". Pod temat aborcji można podciągnąć co najwyżej te punkty regulaminu:
Ale pasują on zdecydowanie bardziej do wystawianych przez Google reklam firm w rodzaju Women of Waves czy Marie Stopes niż stron pro-life, które ani niczym nie handlują, ani nie reklamują usług nielegalnych w Polsce.
--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/
Hasło "Don't be evil" od
Hasło "Don't be evil" od dawna zakrawa na kpinę.
Kolejna fakt potwierdzający słuszność poglądu, że "nic tak nie psuje jak władza absolutna"
Wg mnie google słusznie próbuje ograniczyć
takie akcje i powinni rzeczywiście przyłożyć się do jakiegoś uregulowania tego.
Niedobrze by było, gdyby możliwe stało się takie reklamowanie poglądów i idei.
Czy akurat w tym wypadku [niby miały to być newsy], trudno od razu powiedzieć, ale myślę że google chce trochę dmuchać na zimne bo jeśli w jednym miejscu puści to zaraz wszędzie pęknie.
A co do linux kernel - na ile się orientuję to jest reklama kontekstowa, odniesienie do pewnych słów kluczowych. Coś na zasadzie wizyty w sklepie i pytania o produkt A, dostajemy przy okazji zachętę do sprawdzenia produktu B. Google trochę niefortunnie pokazuje w nagłówku reklamy skojarzoną frazę i nie tylko takie cuda wychodzą. Treść reklamy Microsoftu to tekst pod tym nagłówkiem, MS nie uwzględnił tam nazwy linux, ani aluzji że Windows bazuje na jądrze linuksa.
Z drugiej strony nie sposób uciec od używania zastrzeżonych nazw handlowych albo nazw własnych.
Hobbystyczna strona o samochodach Volkswagen w google adsense musi wskazać na różne frazy zawierące nazwę "Volkswagen", inaczej nie ma po co kupować tej reklamy.
Szczerze mówiąc nie widzę tutaj niczego "niemoralnego" [nawet jeśli udałoby się komuś udowodnić złamanie prawa], po prostu głupio wygląda.
Google nie ma nic do tego. Prawie.
Google trochę niefortunnie pokazuje w nagłówku reklamy skojarzoną frazę i nie tylko takie cuda wychodzą.
Google w tym przypadku pokazuje dokładnie to, co reklamodawca (w tym przypadku Microsoft) wpisał jako tytuł danej reklamy tekstowej. Jedyne co robi Google, to ewentualnie pogrubia wyrazy w tytule lub treści reklamy, które były akurat wyszukiwane.
Nie Pierwszy Raz
Przecież Google odmawia nie pierwszy raz. Jakiś czas temu odmówiło Stowarzyszeniu Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi.
I wówczas już mówili, że nie zgadzają się by w reklamie występowały pewno łączenia słów, jak Kościół i aborcja.
Choć starałem sie, to nie znalałem linków.
Ponieważ nie przeczytał Pan komentowanej notatki
Ponieważ nie przeczytał Pan komentowanej notatki, w której (powyżej) sprawa Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi jest wymieniona i olinkowana.
Przepuściłem ten komentarz, by pokazać jeszcze jeden problem...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Reklama sprzeciwiająca się podpisaniu
KPP wyświetlała się jakiś czas w adsensie na moim serwisie, co niezmiernie mnie wkurzyło. Nie chciałem aby ktoś kojarzył mój serwis z takimi poglądami. Link prowadził do jakiejś obleśnej strony z bzdurnym tekstem, sama reklama zniknęła dość szybko (albo im się kampania skończyła albo po prostu reklamę wyrzucili pracownicy Adwordsa).
Moim zdaniem Google postąpiło słusznie w sprawie tej organizacji i reklamy, którą chciała wykupić, ponieważ można domniemać jej stronniczości, przeinaczania, pomijania lub wyolbrzymiania pewnych faktów. Popieram aby treści na takie tematy pozbawione były kompletnie emocji i opisywały stan faktyczny (z jego zaletami i wadami), decyzja powinna należeć do odbiorcy i nie powinna mu być narzucana / sugerowana.
Inne spojrzenie
Proponuję inne - mniej formalne - spojrzenie na problem: Magnum.