Ministerstwo Kultury chowa głowę w faktury
Jest dalszy ciąg sprawy, którą sygnalizowałem w tekście Wawel chroni prawa fotografów???. Jak niektórzy pamiętają dyrekcja zamku na Wawelu postanowiła zabronić, by "ktoś samodzielnie wykonywał fotografie do publikacji", gwarantując jednocześnie, by "nie zarabiał ktoś nieupoważniony". Stowarzyszenie Wikimedia Polska napisało do Ministra Kultury w tej sprawie. Dwa tygodnie temu znana była już odpowiedź. Dziś ta odpowiedź stała się "jawna". Mam wrażenie, że coś jest "nie tak". Nie chciałbym tego kłaść na karb przysłowiowej (wiem, że to krzywdzące) urzędniczej niechęci do zajmowania jakiegokolwiek stanowiska, by nie musieć się z niego potem tłumaczyć przed krytykami płynącymi z różnych stron. Ale właśnie brak odniesienia się do merytorycznego listu naraża ministerstwo na strzały.
Dlatego zachęcam do wysyłania pism do ministerstw i publikowania potem odpowiedzi. Uważam, że ministerstwo kultury nie jest od tego, by stwarzać warunki do liczenia kasy zarobionej na kulturze, a od tego, by stwarzać warunki upowszechniania kultury. A dziś są ku temu warunki, by upowszechniać kulturę tak, by ktoś nie musiał za to płacić.
Zanim przejdę do sprawy listu stowarzyszenia oraz otrzymanej z ministerstwa odpowiedzi pragnę zwrócić jeszcze uwagę na to, że tego typu odpowiedzi oraz pisma powinny być publicznie dostępne na stronach Biuletynu Informacji Publicznej. Listy z ministerstwa nie są "prywatną korespondencją". To trochę smutne, że publiczność może zapoznać się z ich treścią dopiero po dwóch tygodniach od otrzymania, a również smutne jest to, że ktoś może zastanawiać się czy naprawdę należy takie listy ujawniać. Odpowiednim miejscem do linkowania do takich listów i odpowiedzi jest BIP ministerstwa, tyle że chyba "nie ma zwyczaju" publikować w BIP stanowisk w sprawach publicznych. To również jest smutne.
Przechodząc do rzeczy. Najpierw Stowarzyszenia Wikimedia Polska zwróciło się do dyrektora Zamku Królewskiego na Wawelu z prośbą o umożliwienie wykonania dokumentacji fotograficznej na terenie Zamku w Pieskowej Skale oraz Zamku Królewskiego na Wawelu. Stowarzyszenie otrzymało pocztą elektroniczną odpowiedź negatywną, bez jakiegokolwiek uzasadnienia.
Następnie Stowarzyszenie postanowiło opisać całą sytuacje (wraz z historią korespondencji oraz stanowiskami) ministerstwu. W swoim liście do ministerstwa Stowarzyszenie zwróciło się z wnioskiem do Ministra (jako organu nadzoru nad muzeami), aby bezzwłocznie wystosował on na podstawie art. 8 ustawy o muzeach zalecenie do nadzorowanych przez niego instytucji, w którym zaleci stosowanie się do ustawy o muzeach i statutów muzeów poprzez dopuszczenie do fotografowania zgromadzonych w muzeach dóbr kultury. Najlepiej jednak przywołać pełniejszy wywód (a więc zacytować obszerny fragment dość długiego listy do ministra):
(...)
Działania muzeów stanowią przede wszystkim naruszenie postanowień Konstytucji RP. Zgodnie z Art. 6 Konstytucji, Rzeczpospolita Polska stwarza warunki upowszechniania i równego dostępu do dóbr kultury, a także udziela pomocy Polakom zamieszkałym za granicą w zachowaniu ich związków z narodowym dziedzictwem kulturalnym. Zgodnie z art. 73 Konstytucji, każdemu zapewnia się wolność korzystania z dóbr kultury. Powszechny i równy dostęp, o którym mowa w Art. 6, jest możliwy między innymi dzięki Wikipedii i Wikipedystom. Dzięki ich zaangażowaniu Wikipedia jest dostępna dla każdego przez Internet na zasadach wolnej licencji. Nie sposób też nie docenić pomocy w zachowaniu związków z dziedzictwem kulturalnym, jaką dzięki Wikipedii uzyskują Polacy zamieszkali za granicą. Oznacza to, że Wikipedia będąca sumą prywatnych inicjatyw Wikipedystów, istotnie przyczynia się do realizacji obowiązków muzeów wyrażonych w powyższych przepisach konstytucyjnych.Obowiązki te zostały skonkretyzowane m.in. w ustawie o muzeach. Cele muzeów, określone w Art. 1 tej ustawy, pokrywają się z celami, jakie zrealizowane zostałyby w wyniku udostępnienia w Wikipedii fotografii gromadzonych przez nie dóbr kultury. Co więcej, zgodnie z Art. 2 tej ustawy, muzea są zobowiązane m.in. do popierania działalności upowszechniającej kulturę, a taką niewątpliwie prowadzą Wikipedyści, którzy bez wynagrodzenia i w szeroko pojętym interesie społecznym tworzą internetową encyklopedię.
Zgodnie z Art. 25 ustawy o muzeach, muzeum pobiera opłaty za przygotowanie i udostępnianie zbiorów do celów innych niż zwiedzanie, w szczególności za sporządzanie fotografii. Zdaniem wnioskodawcy, istnienie tego przepisu potwierdza brak generalnego uprawnienia muzeów do zakazywania fotografowania gromadzonych w nich dóbr kultury. Muzeum może jedynie pobrać opłatę, a i to jedynie za przygotowanie i udostępnienie zbiorów do fotografowania. Innymi słowy, jeżeli aktualna ekspozycja zbiorów nie wymaga przygotowania i udostępnienia, muzeum nie może nawet żądać opłaty za fotografowanie.
Z kolei wprowadzony w 2005 roku Art. 25a przedmiotowej ustawy nie może stanowić podstawy do konstruowania jakiegoś wyłącznego prawa muzeów do dygitalizowania ich zbiorów. Taka wyłączność jest bowiem sprzeczna z ogólnymi celami muzeów, a w szczególności z zasadą udostępniania zbiorów szerokiej publiczności.
Ewentualne ograniczenia w fotografowaniu zbiorów mogą zdaniem wnioskodawcy być wprowadzone w zakresie, w jakim jest to konieczne do realizacji takich obowiązków muzeów, jak np. zabezpieczanie i konserwacja zbiorów. Wobec tego, dopuszczalne jest wprowadzenie na przykład zakazu fotografowania przy sztucznym oświetleniu, ograniczenie liczby osób fotografujących jednocześnie, czy też wymaganie korzystania ze sprzętu niepowodującego uszkodzeń (np. statywów z gumowymi nóżkami). Nie ma natomiast żadnej podstawy prawnej dla wprowadzania ograniczeń dotyczących liczby oraz jakości fotografii. Wręcz, dopuszczenie jak największej ilości oraz najlepszej jakości zdjęć przyczyni się do realizacji ustawowych zadań muzeów. Co istotne, z powyższego obowiązku zabezpieczania i konserwacji w żaden sposób nie można wywodzić uprawnienia muzeów do ograniczania możliwości rozpowszechniania fotografii. Takie rozpowszechnienie nie naruszy bowiem w żaden sposób, ani nie zagrozi zbiorom znajdującym się przecież nadal fizycznie w pieczy danego muzeum.
Zdaniem wnioskodawcy, pozostałe przepisy prawa również nie stanowią podstawy do ograniczania możliwości sporządzania i wykorzystywania fotografii zbiorów muzealnych. Takiej podstawy nie stanowią w szczególności przepisy o wizerunku, na które powołuje się przedstawiciel Zamku Królewskiego na Wawelu, gdyż wizerunek należy do sfery dóbr osobistych, które przynależą wyłącznie podmiotom prawa (osobom, a nie rzeczom). Nie jest też prawdą, jakoby prawo to wynikało z rejestracji własności przemysłowej w Urzędzie Patentowym RP. W szczególności, z faktu rejestracji znaku słownego „Zamek Królewski na Wawelu” (R-126305) wynika jedynie prawo do używania tego znaku poprzez np. umieszczanie go na towarach, dokumentach lub posługiwania się nim w celu reklamy. W żadnym znanym wnioskodawcy systemie prawa własności przemysłowej ochrona znaku towarowego nie obejmuje możliwości zakazywania fotografowania towarów oznaczonych znakiem. Przedmiotem ochrony w tym konkretnym przypadku jest zresztą samo wyrażenie słowne, a nie jakakolwiek forma graficzna lub „wizerunek” zamku.
Dalej, podstawą zakazu fotografowania nie może być prawo własności zbiorów. Przede wszystkim, prawo własności w ogóle nie może być brane pod uwagę w omawianej sytuacji, która dotyczy rozporządzania dobrem niematerialnym – możliwością sfotografowania rzeczy. Jeżeli by bowiem dopuścić możliwość powołania się tu na prawo własności, to oznaczałoby to zezwolenie właścicielom na kreowanie nowych, nieistniejących praw na dobrach niematerialnych. Łatwo bowiem sobie wyobrazić dążenie właścicieli do kontrolowania takich dóbr niematerialnych jak na przykład „możliwość opowiadania o rzeczy”. Innymi słowy, gdyby właściciel miał prawo zakazywać innym fotografowania swojej rzeczy, to należałoby uznać, że ma również prawo zakazać innym mówienia, a może nawet myślenia o niej. Oznaczałoby to złamanie zasady numerus clausus praw na dobrach niematerialnych, zgodnie z którą istnieją tylko takie prawa na dobrach niematerialnych, które zostały wyraźnie określone w ustawie.
Zakładając nawet, że możliwe jest, posiłkowo i w ograniczonym zakresie, powoływanie się na prawo własności, to przecież właściciel może korzystać ze swojej rzeczy jedynie w granicach ustalonych przez ustawy i zasady współżycia społecznego oraz zgodnie ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem swego prawa. Własność dóbr kultury, jeżeli w ogóle można mówić o własności prywatnej dziedzictwa narodowego, przysługująca Skarbowi Państwa lub jednostkom samorządu, a dzierżona przez muzea, musi być wobec tego wykonywana zgodnie z powołanymi już wyżej przepisami ustawy o muzeach. Ponadto, społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tej własności jest udostępnianie przedmiotowych dóbr kultury jak najszerszej grupie podmiotów. Wykluczanie możliwości fotografowania tych dóbr jest z tym przeznaczeniem sprzeczne.
W wyżej opisanej korespondencji, Muzeum "Pałac w Wilanowie" przywołuje fakt, że część zbiorów stanowi własność osób prywatnych. Zdaniem wnioskodawcy to również nie stanowi wystarczającej podstawy do ograniczania możliwości robienia zdjęć, gdyż byłoby to także sprzeczne ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem prawa własności. Otóż społeczno-gospodarczym przeznaczeniem własności prywatnej jest umożliwienie jak najbardziej efektywnego korzystania z rzeczy materialnych. Istotą rzeczy materialnych jest to, że jedynie niewielka liczba osób (zwykle jest to jedna osoba) może z danej rzeczy efektywnie korzystać w danym momencie. Dylemat, kto powinien być taką osobą, rozwiązuje właśnie prawo własności, które pozwala jednostce wykluczyć z korzystania pozostałe jednostki. W braku prawa własności, społeczeństwo pogrążone by było w nieustannej walce o rzeczy, co doprowadziłoby do chaosu. Fotografowanie rzeczy materialnych nie jest działaniem podatnym na wyżej opisane zjawisko. Fotografować, a już na pewno korzystać z fotografii rzeczy, może wiele osób bez uszczerbku dla możliwości korzystania z samej rzeczy przez jej właściciela. Wobec tego, nie sposób uznać, że prawo własności mogłoby obejmować również uprawnienie do zakazywania fotografowania, skoro w żaden sposób nie przyczynia się to do realizacji celu prawa własności. Innymi słowy, zdaniem wnioskodawcy fotografowanie rzeczy nie może być uznane za naruszenie prawa własności jej właściciela. Wnioskodawca przyznaje, że do takiego naruszenia może dojść przy okazji fotografowania, na przykład poprzez włamanie lub inne naruszenie posiadania właściciela. Możliwe jest również wywodzenie zakazu fotografowania z prawa do prywatności, jednak żadna taka okoliczność nie istnieje w przedmiotowej sprawie. Wnioskodawca zwraca uwagę, że uznanie zakazu fotografowania za włączonego do treści prawa własności doprowadziłoby do sytuacji, w której wszelkie robienie zdjęć zawsze łamałoby czyjeś prawa, gdyż praktycznie każda rzecz jest przedmiotem prawa własności.
Umożliwienie sfotografowania rzeczy nie stanowi również „oddania jej do używania” w rozumieniu Art. 712 KC, na co powołał się przedstawiciel Muzeum "Pałac w Wilanowie". Jest tak dlatego, że fotografowanie, podobnie jak patrzenie na nią lub mówienie o rzeczy, nie jest używaniem rzeczy objętym prawem wyłącznym właściciela. Konsekwentnie, nie może być też ono przedmiotem umowy użyczenia, gdyż nikt nie może przenieść więcej praw niż sam posiada.
Zdaniem wnioskodawcy, podstawy do ograniczania fotografowania oraz rozporządzania fotografiami nie mogą stanowić również przepisy ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. W szczególności nie stanowi takiej podstawy Art. 4 tej ustawy, na który powołał się przedstawiciel Muzeum "Pałac w Wilanowie". Opisane na wstępie działania Wikipedystów w żaden sposób nie uniemożliwiłyby trwałego zachowania zabytków, ich zagospodarowania i utrzymania. Działania te nie spowodowałyby żadnego realnego zagrożenia lub uszczerbku wartości zabytków, ich zniszczenia, niewłaściwego korzystania, kradzieży, zaginięcia, ani innych negatywnych okoliczności wymienionych w tym przepisie. Jeżeli nawet mogłoby dojść do takich zagrożeń, to dla ich uniknięcia wystarczy wprowadzenie wskazanych już wyżej ograniczeń w liczebności fotografujących oraz warunków technicznych fotografowania, a nie ograniczeń ilości lub jakości zdjęć. Wnioskodawca wskazuje, że na podstawie Art. 5 tej samej ustawy, opieka nad zabytkiem polega na zapewnieniu popularyzowania i upowszechnienia wiedzy o zabytku oraz jego znaczeniu dla historii i kultury. Nie sposób nie zauważyć, że umieszczenie fotografii zabytku w powszechnie dostępnej Wikipedii doprowadziłoby do tego celu.
Jak już wspomniano na wstępie, materiały zawarte w Wikipedii umieszczane są na wolnej licencji GNU FDL. Oznacza to, że osoba wnosząca swój wkład do Wikipedii musi być podmiotem uprawnionym w zakresie praw autorskich do takiego utworu. W przeciwnym wypadku nie mogłaby udzielić licencji GNU FDL. Z tego punktu widzenia nie jest możliwe, aby Wikipedyści uzyskiwali takie materiały od osób trzecich bez odpowiedniego przekazania praw autorskich. Wobec tego, zaproponowane przez przedstawiciela Muzeum na Wawelu udostępnienie zdjęć z archiwum nie jest wystarczające, gdyż są to utwory chronione prawami autorskimi osób trzecich. Dlatego też Wikipedyści muszą osobiście wykonać fotografie. Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, aby podmioty praw same udostępniły swoje utwory Wikipedii – mogą tego dokonać sami pracownicy muzeów lub wynajęci przez nie w tym celu fotografowie.
Zdaniem wnioskodawcy, opisane powyżej działania muzeów są nie tylko naruszeniem prawa, co już wykazano powyżej, ale też stanowią zaprzeczenie polityki kulturalnej, do jakiej prowadzenia zobowiązała się Polska w ramach Unii Europejskiej. Unia Europejska, przez inicjatywy takie jak program eContent i eContent Plus wspiera powszechny dostęp do dóbr kultury. Z kolei zalecenia Komisji Europejskiej w sprawie digitalizacji i udostępnienia w Internecie dorobku kulturowego oraz w sprawie ochrony zasobów cyfrowych z dnia 24 sierpnia 2006 r.(2006/585/WE; Dz.U.UE L z dnia 31 sierpnia 2006 r.), stanowią bezpośrednią podstawę wspierania inicjatyw takich jak opisane powyżej działania Wikipedystów. Komisja zaleca tam bowiem wspieranie produkcji materiałów cyfrowych wykorzystujących zasoby m.in. muzeów. Komisja zaleca tam również wspieranie działań podmiotów prywatnych mających na celu digitalizację dóbr kultury. Pośród wielu zaleceń szczegółowych na szczególną uwagę zasługuje pkt 6.d, gdzie Komisja zaleca państwom członkowskim:
identyfikowanie przepisów prawnych stanowiących przeszkodę dla udostępnienia w Internecie i późniejszego wykorzystania dorobku kulturowego stanowiącego własność publiczną oraz podejmowanie działań w celu eliminacji tych przeszkód.
Wnioskodawca podnosi na koniec, że opisane powyżej działania muzeów są po prostu niezrozumiałe, gdyż ustawowe cele muzeów są zbieżne z celami Wikipedii. Piętrzenie problemów i ograniczeń przed chcącymi je realizować wolontariuszami stoi w opozycji do interesu społecznego. Podmioty publiczne powinny wspierać takie społeczne inicjatywy. Tymczasem działania muzeów doprowadzają do paradoksu polegającego na tym, że w interesie społecznym występują tu osoby prywatne, a nie instytucje publiczne ustawowo powołane do jego realizacji.
Wobec powyższego, Stowarzyszenie zwraca się z wnioskiem do Pana Ministra, jako organu nadzoru nad muzeami, aby bezzwłocznie wystosował na podstawie art. 8 ustawy o muzeach zalecenie do nadzorowanych przez niego instytucji, a w szczególności do Muzeum Zamku Królewskiego na Wawelu, Muzeum "Pałac w Wilanowie" oraz Muzeum Narodowego w Warszawie, w którym zaleci stosowanie się do ustawy o muzeach i statutów muzeów poprzez dopuszczenie do fotografowania zgromadzonych w muzeach dóbr kultury. Stowarzyszenie wnioskuje o zalecenie muzeom stosowania się w szczególności do art. 25 i 25a tej ustawy, zgodnie z którymi muzea nie mogą wprowadzać generalnego zakazu fotografowania, a jedynie pobierać za takie fotografowanie opłaty, a i to jedynie w sytuacji, gdy konieczne jest dokonanie specjalnego przygotowania i udostępnienia zbiorów.
Wnioskodawca postuluje jednocześnie, by Pan Minister w najszybszym możliwym terminie wydał wyjaśnienie interpretacji przepisów ustawy o muzeach, wskazując na niezgodność z prawem postanowień regulaminów muzealnych w zakresie generalnego zakazu fotografowania. Wnioskodawca wnioskuje również o zalecenie muzeom niewprowadzania jakichkolwiek ograniczeń możliwości fotografowania oraz wykorzystania fotografii, które nie mają wpływu na zachowanie i bezpieczeństwo zbiorów, czyli ograniczeń ilości oraz jakości fotografii, a także sposobów wtórnego wykorzystania tych fotografii. Wnioskodawca wnioskuje o wprowadzenie enumeratywnego katalogu możliwych ograniczeń, takich jak ograniczenie liczebności fotografujących, zakaz korzystania ze sztucznego oświetlenia (gdy to uzasadnione) lub nakaz stosowania odpowiedniego sprzętu (np. statywów z gumowymi podstawkami).
(...)
No i pismo poszło. Odpowiedział Dyrektor Departamentu Dziedzictwa Narodowego. Stowarzyszenie Wikimedia Polska opublikowało wreszcie odpowiedź ministerstwa (poniżej):
Odpowiedź Dyrektora Departamentu Dziedzictwa Narodowego w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego na pismo stowarzyszenie Wikimedia Polska. Dyrektor wspomina art. 33 ust. 2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (przywołajmy brzmienie: "utwory wystawione w publicznie dostępnych zbiorach, takich jak muzea, galerie, sale wystawowe, lecz tylko w katalogach i w wydawnictwach publikowanych dla promocji tych utworów, a także w sprawozdaniach o aktualnych wydarzeniach w prasie i telewizji, jednakże w granicach uzasadnionych celem informacji;"). I dalej dyrektor pisze: "...fotografowanie lub filmowanie obrazów może dokonywać każdy, kto wyraża taką chęć, ale na warunkach uzgodnionych z dyrekcją muzeum, odpłatnie lub darmo..." No i z tej wypowiedzi można wywnioskować, że albo ktoś postanowił schować głowę w piasek czytając list stowarzyszenia, albo odpowiedział nie czytając listu stowarzyszenia, albo sam już nie wiem. Ja stoję na stanowisku, że nie ma podstawy prawnej, by muzeum uzależniało możliwość dokonywania fotografii od opłaty (co wyraziłem już w podlinkowanej we wstępie do niniejszej notatki tekście wraz z uzasadnieniem tezy; uzasadnienie zresztą jest praktycznie tożsame z tym, które stowarzyszenie umieściło w liście do ministra).
Jednocześnie z opublikowaniem odpowiedzi z ministerstwa na stronie Dostęp do możliwości fotografowania zbiorów państwowych muzeów - tylko dla wybranych ? stowarzyszenie napisało:
Odpowiedź Ministerstwa (...) - jest naszym zdaniem wymijająca i w zasadzie w ogóle nie odnosi się do prawnych i merytorycznych zagadnień zawartych w naszym liście. Mowa tam jest o prawie dyrektorów muzeów do określania ogólnych zasad udostępniania zbiorów do fotografowania (czego nie kwestionowaliśmy, pod warunkiem, że te zasady nie stoją w sprzeczności z podstawową misją muzeum - czyli udostępnianiem zbiorów) czy konieczności zachowania wszelkich racjonalnych warunków zapewnienia bezpieczeństwa zbiorom (co wyraźnie przecież deklarowaliśmy się zawsze zachować).
Sprawa jest ważna. Liczę, że komentatorzy zechcą zaproponować ich zdaniem skuteczne drogi wyjścia z impasu.
Jednocześnie widać, że istnieje nagła potrzeba uruchomienia publicznej dyskusji na temat polityki społecznej w społeczeństwie informacyjnym (podobne do tego zagadnienie poruszyłem w niedawno opublikowanym tekście Otworzono nowy sklep: Narodowe Archiwum Cyfrowe). Stawiam tezę, że to nie powinno być tak, że państwo w dziedzinie kultury (cyfrowej) stawia sobie dowolnie "bramki" - jak szlaban na moście w celu pobierania myta, tylko dlatego, że z jakiegoś powodu stało się fizycznym dysponentem przestrzeni, w której informacje można pozyskać. Muzeum nie musi żadnych nakładów ponosić na to, by ktoś odwiedzając jego gościnne mury wykonał cyfrową fotografię (dla uproszczenia - bez lampy błyskowej, chociaż czytałem, że w wielu przypadkach lampa błyskowa nie wpływa na stan eksponatów - to uproszczenie, więc na razie zostawmy temat - bez lampy błyskowej). Muzea, albo archiwa (jak w ostatnio podlinkowanej notatce) stawiają takie bramki, bo mogą. Dzięki technicznym możliwościom postawienia tych barier (czy mam się pobić z dozorcą albo ochroniarzem, jeśli ten nie będzie chciał mnie wpuścić do muzeum z aparatem fotograficznym jeśli nie uiszczę opłaty?) zaczynają działać jak komercyjne supermarkety. Jest gorzej, gdyż poparte imperium i autorytetem państwa mają w tej sferze pozycje, jakiej żaden supermarket nie uzyska.
Sposób przygotowania w ministerstwie odpowiedzi na merytoryczny w swej treści list (moim zdaniem jest merytoryczny - chociaż nie ja go pisałem ;) każe postawić pytanie: czym się właściwie zajmuje ministerstwo kultury i czym powinno się zajmować? Czyich interesów broni i czy realizuje jakieś cele społeczne? To pytanie, nie zarzut.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
"the insolence of office"
Ministerstwo Kultury przywołuje przepis prawa autorskiego jako uzasadnienie wprowadzenia całkowitego zakazu fotografowania zbiorów, które raczej nie są w ogóle objęte ochroną prawa autorskiego. Mówimy przecież o obrazach Matejki i innych tego typu elementach narodowego dziedzictwa.
Co więcej, przywołany przepis pochodzi z rozdziału o dozwolonym użytku. Dozwolony użytek to działania, które można podejmować bez czyjekolwiek zgody, a tymczasem z niego MKiDN wywodzi obowiązek uzyskania zgody dyrektora muzeum...
Podsumowując: zdaniem MKiDN zgoda jest konieczna, bo jest przepis o dozwolonym użytku, który nie wymaga żadnej zgody, a tak w ogóle to nie odnosi się do analizowanego stanu faktycznego
W pozostałym zakresie z niewiadomych przyczyn odpowiedź podnosi obowiązek ochrony zbiorów przed zniszczeniem, który w liście nie był w żaden sposób kwestionowany. Chodziło o to, aby z tego obowiązku nie wywodzić uprawnienia do zakazywania fotografowania w ogóle, do nakładania ograniczeń jakościowych na zdjęcia, czy do ograniczania możliwości ponownego wykorzystania fotografii (np. publikacji na GFDL).
W jaki sposób to, że zdjęcie jest w większej lub mniejszej rozdzielczości zagraża zbiorom? W jaki sposób zagraża fakt, że jest ono później udostępnione na takiej a nie innej licencji? Na to MKiDN nie odpowiedziało i nie uznało za stosowne przywołać do porządku muzea, które takie wymagania stawiają (o ile w ogóle zgodzą się na fotografowanie i zdecydują się to uzasadnić).
kultura?
Ministerstwu Kultury po prostu wcale nie zależy na szerzeniu kultury. Ono powinno nam tę kulturę wpychać jak tylko się da a nie utrudniać dostęp do niej.
Niekoniecznie
Rozumiem, że można sobie wyobrazić taki model polityki społecznej społeczeństwa informacyjnego, w którym ministerstwo odpowiedzialne za dziedzictwo narodowe i kulturę stymuluje powstawanie "rynku" tam, gdzie jakieś "dobra" są za darmo. Przecież można sobie wyobrazić, że w dobie "powszechnej histerii" związanej z "budowaniem społeczeństwa opartego na wiedzy", komuś może się to nie podobać. Ktoś może stwierdzić, że wcale to nie jest takie dobre, jeśli zbyt wielu ludzi będzie wiedziało zbyt wiele (albo będzie miało zbyt wielki dostęp do zbyt wielu informacji/materiałów/dzieł).
A zakładając, że budujemy gospodarkę opartą na wiedzy, to przecież taki postulat też nie jest pełny i wiele nam nie mówi o kierunku, w którym zmierzamy. Bo przecież brakuje tu przymiotnika: być może budujemy gospodarkę opartą na skomercjalizowanej, drogiej wiedzy (rozdawanie, publiczne udostępnianie bezpłatnie wiedzy byłoby w takim modelu wręcz patologią), a może gospodarkę opartą na wiedzy powszechnie dostępnej, bezpłatnej dla każdego zainteresowanego? Wiele jest możliwości pośrednich.
Ktoś - można sobie również wyobrazić - dochodzi do wniosku, że - owszem, można udostępniać ludziom za darmo, można dopuszczać, by każdy sobie na własny koszt robił zdjęcia, generował "content", ale to jest złe. Ktoś mógłby tak pomyśleć. Jest złe, bo jeśli się wstawi bramki, to ktoś (jakaś grupa) może na tym zarobić. A jeśli może ktoś zarobić kosztem innych - nie da się ukryć, że się tego kogoś wspiera. Więc się stymuluje, by tworzyć na przykład "przemysł kultury". Można sobie taką politykę wyobrazić. Można? Można. Dziś w senacie padło pytanie o "daniny" na instytut kinematografii. Ktoś kiedyś podjął taką decyzję, że trzeba komuś zabrać, żeby dać komuś innemu. Więc pytanie brzmi - jaką politykę społeczną ma reprezentować władza wykonawcza w obszarze dostępu do dóbr kultury? W obszarze, którego dotyczy poruszana w tej notatce sprawa, mimo różnych wyborów i różnych expose, nadal nic się - tak to widzę - nie zmienia. Widzę też, że to wygodna postawa, by po prostu nie przeszkadzać organizacjom zbiorowego zarządzania (i - jak się okazuje - również "państwowym folwarkom kultury") w dzieleniu się rynkiem kultury.
Odnoszę wrażenie, że ministerstwo kultury jest po prostu strasznie słabe. W konfrontacji z graczami działającymi "na rynku" nie mają żadnego sprzymierzeńca. Być może właśnie społeczności (np. takie jak społeczność wikipedystów) mogłyby stanowić przeciwwagę, by w konfrontacji ministerstwo mogło się odwrócić za siebie i zobaczyć, że jednak ktoś tam za nim stoi, a nie tylko ma przed sobą zacięte twarze "reprezentantów biednych twórców" (którzy - uparcie to powtarzam bazując na własnych doświadczeniach - nie reprezentują w istocie twórców).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Zastanawiam się, czy nie ma
Zastanawiam się, czy nie ma takiego stereotypowego założenia, że jeśli zdjęcia są dostępne, to już nikt, kto je widział, danego muzeum nie odwiedzi. No, bo już widział. A jeśli nie widział? To chyba tym bardziej nie odwiedzi. A jeśli już ma na stronie dostępne i chce poznać bliżej szczegóły, uzależnić się od sztuki, piękna, chciałby się tym nakręcić - dostaje pikselozę. Co rzeczywiście przedstawia piętnastowieczny obraz Orfeusza na tej stronie?
Kilka pikseli.
Skoro nie wiem, co znajduje się w danym muzeum, to jak można mnie zachęcić bym je miał odwiedzać? W Polsce jeszcze będą przyjeżdżać szkolne wycieczki, ale to nie jedyni turyści, którzy mogliby do muzeum przybyć.
Jak bardzo atrakcyjny jest Wawel dla Francuzów, a jak dla Polaków Luwr?
A to tylko dwie z kilkudziesięciu dużych Wikipedii.
Nie mam zamiaru robić tu jakichś szczegółowych analiz, ale ludzie od takich dokumentacji zbiorów w internecie po prostu będą uciekać - są atrakcyjniejsze strony. Im mniej będzie atrakcyjne muzeum w internecie, tym mniejsza będzie siła przyciągania wobec Kowalskiego, który coraz częściej na co dzień z tego internetu korzysta. Czy trzeba czekać na zmianę pokoleniową? Mam nadzieję, że nie.
Jak coś zobaczę w Internecie
to mi wystarczy i nie będę chciał pójść do muzeum. Nie wiem jak inni, ale właśnie dzięki obejrzeniu czegoś w Internecie, ale nie tylko np. w albumach, właśnie nabieram ochoty, żeby tam dotrzeć. Niektóre muzea oferują taką możliwość jak "wirtualne zwiedzanie". Kapitalny pomysł.
Pozdrawiam
Wojciech
poprawne komentarze
Wypowiadacie się ładnie i zgrabnie, choć zgoła oczywistym faktem jest (też umiem zgrabnie pisać), że Dyrekcja Zamku zainteresowana jest maksymalizacją zysku, stąd nie zgadza się na jakiekolwiek fotografowanie zbiorów, a już w szczególności na fachowe opracowanie, rozumując (opacznie), że udostępnienie tych zbiorów w internecie, zmniejszy zainteresowanie osobistymi, płatnymi odwiedzinami Zamku.
A myśli opacznie, bo nie rozumie, a może nie docenia, czym jest bezpośredni kontakt z takim dziełem jak Wawel i jego zawartość, że nic nie zastąpi odwiedzin z gromadką dzieci w kapciach po marmurowych posadzkach, że publikacje w internecie, mogą to zainteresowanie tylko zwiększyć.
Obstawiam, że rozumuje
Obstawiam, że rozumuje raczej, że jeśli pojawią się fotografie wysokiej jakości na Wolnej licencji to ktoś gotów wydać album z takimi, również Wolny i obniżyć zyski ze sprzedaży albumu którego producentem jest muzeum, bądź co nie wykluczone, firma szwagra kogośtam...
zdjęcia za darmo = wyższe podatki
Oczywiście, że instytucje kultury (np. Wawel i NAC) kombinują z odpowiedziami dla Wikipedystów i innych amatorów darmowych zasobów jak koń pod górkę. Niestety nie mają wyjścia. Bez tych pieniędzy, które starają się zarobić na podstawie wewnętrznych regulacji, nie będą w stanie utrzymać zbiorów. Rzeczpospolita Polska nie przeznacza wystarczających środków budżetowych na zachowanie dziedzictwa narodowego dla kolejnych pokoleń (oryginalnego! - nie kopii). Czyli nie do końca "strzeże dziedzictwa narodowego" - art. 5 Konstytucji (dopiero kolejny art. 6 mówi o upowszechnianiu).
Ministerstwo pewnie dlatego zostawiło furtkę do zarobkowania dla dyrektorów instytucji, stawiając ich w roli drobnych handlarzy. Jestem pewien, że szefowie i pracownicy muzeów, archiwów i innych instytucji z przyjemnością udostępniliby do fotografowania (z poszanowaniem zasad konserwatorskich) obiektów muzealnych i dokumentów archiwalnych, których prawa autorskie wygasły, pod jednym warunkiem: budżet państwa pokryłby 100% potrzeb tych instytucji w zakresie kosztów przechowywania i zabezpieczania zbiorów (pomijam kwestię jakości zarządzania - np. ilości personelu, racjonalności wydatków itp.).
Podsumowując: zdjęcia za darmo = wyższe podatki.
Który system bardziej nam odpowiada? Czy finansować instytucje kultury mają wszyscy podatnicy czy też - jak to jest obecnie - wszyscy podatnicy w mniejszym stopniu a dodatkowo bezpośredni "konsumenci kultury", którzy oprócz tego że obejrzą zbiory, będą oczekiwać także ich kopii dla siebie?
Jest też inne rozwiązanie - sporą część instytucji obecnie finansowanych centralnie można przekazać samorządom i pozwolić decydować o sposobie finansowania lokalnym społecznościom. Z pewnością nie będzie to jednak ani Wawel ani NAC.
Ta wizja w przypadku odpowiedzi dyrekcji Wawelu...
Ta wizja w przypadku odpowiedzi dyrekcji Wawelu nie jest prawdziwa o tyle, o ile w odpowiedzi dyrekcja powołała się na prawo niektórych (uprzywilejowanych fotografów) do sprzedaży swoich dzieł - występując nie w obronie przychodów swoich, a w obronie przychodów pewnej grupy osób (chyba, że ktoś w muzeum wcześniej wpadł na genialny pomysł, by komuś zagwarantować odpłatnie wyłączność i teraz chroni strumień pieniędzy). Druga sprawa - brzmienie ustawy o muzeach. Oczywiście pytanie o to skąd brać pieniądze na konserwacje i prezentacje, etc. zbiorów jest zasadne i właśnie w tym kierunku starałem się poprowadzić dyskusję.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Jakieś nieporozumienie
albo nie zrozumiałem. Rzeczpospolita nie "strzeże" przed obywatelami, jakby byli jakimiś barbarzyńcami, którzy czekają tylko na to, żeby jakieś niecnoty robić.
Więc nie widzę możliwości kolizji artykułu 5. i 6.
Co do finansowania. Istotnie, ma Pan rację, że Polska nie zadbała o dofinansowanie dóbr kultury, z ogromnym opóźnieniem powstają ważne i cenny projekty. Pytanie jest takie, jaka ma w tym rola państwa, jaka samorządów, jaka podmiotów prywatnych. Bo chociaż teraz wszystko niby jest nasze wspólne, to jednak dostęp do tego nie jest powszechny i równy - co jest zagwarantowane w Konstytucji RP.
A główną tezą się nie zgadzam, bo to tak jak powiedzieć, że jak się chce lepszej opieki zdrowotnej, to już tylko pozostaje podniesienie składki zdrowotnej.
Wojciech
zdjęcia za darmo = wyższe podatki?
Jest to dosyć ambitne stwierdzenie, z którym niekoniecznie się zgadzam (nie wiem, nie są mi znane żadne badania potwierdzające lub obalające słuszność tej tezy). Przy założeniu, że oglądanie zdjęć jest w pełni substytucyjne względem oglądania danych obiektów w realu (w co wątpię), to zdanie to zapewne jest prawdziwe. Jednak obawiam się, że zdjęcia zamieszczone w internecie nie są pełnym substytutem nawet wobec pocztówek, które można sobie zazwyczaj przy okazji zwiedzania takich obiektów zakupić (własnoręczny jednostkowy wydruk takiej pocztówki jest jednak dość drogi biorąc pod uwagę cenę dobrej klasy papieru i sprzętu).
Nawet zakładając, że udostępnienie za darmo cyfrowych zdjęć spowoduje obcięcie o 100% wpływów ze sprzedaży souvenirów, to i tak być może zostanie to zrekompensowane zwiększonym zainteresowaniem zwiedzających (bilety zazwyczaj też kosztują). W końcu jeżeli się nie wie o tym, że coś istnieje, to zapewne się nie pójdzie obejrzeć tego na żywo.
A na końcu, to i tak zapewne słuszna będzie teza: "dostępniejsze wypiera mniej dostępne". Nawet gdyby jedyne informacje o danym obiekcie w internecie ograniczały się do tego, że byłaby podana cena biletów, godziny odwiedzin i jakiś "marketingowy bełkot" o tym, że trzeba to koniecznie zobaczyć, to i tak wcale nie oznacza, że zwiększyłoby to zainteresowanie odwiedzinami w "realu". Równie dobrze internauci mogliby spędzać ten czas na przeglądaniu darmowego i z natychmiastową dostawą do domu "user generated contentu" w stylu filmików z tuby pokazujących co się stanie jak wrzuci się mentosa do koli (i na ile sposobów można to zrobić). A zatem uważam, że zakaz umieszczania darmowych zdjęć zbiorów nie dość, że nie musi być rozwiązaniem problemu finansowania konserwacji zbiorów, co jeszcze może skutkować nasileniem się tego problemu.
zdjęcia za darmo = wyższe podatki? (2)
Hmm... tak się jeszcze zastanawiam odnośnie tej kwestii finansowania dóbr kultury z
mojej kieszenipodatków. Zadałem sobie trud i wszedłem na BIP MK, gdzie przeczytałem, że:Dotacje MK do zamku na Wawelu:
Hmm... a zatem w przeciągu ostatnich pięciu lat z kieszeni podatników wyciągnięto średniorocznie przynajmniej 12,26 mln PLN. W zamian za to zaoferowano im możliwość obejrzenia (bo wykorzystania chyba nie) kilkudziesięciu thumbnailów reprezentujących zdjęcia zgromadzonych zbiorów. A jeszcze jedno, za tę kasę państwo dorzuci mi 12,5 zł do biletu (strona 21 na dole) - o ile oczywiście tam pojadę. W moim przypadku, podobnie jak zresztą w przypadku zdecydowanej większości osób, które nie mieszkają w Krakowie, koszt przejazdu i noclegu jest na tyle duży, że te 12,5 zł stanowi jedynie ułamek kwoty, jaką musiałbym wydać na zwiedzenie Wawelu. A zatem jak dla mnie te dotacje do biletów są zupełnie pomijalne.
Oczywiście rozumiem, że kultura to dobro luksusowe, więc trochę kosztuje. Zapewne inni sponsorzy dopłacają znacznie więcej, więc te 12 mln PLN rocznie z kieszeni podatników starcza zaledwie na pokazanie (nie udostępnienie do wykorzystania) im thumbów kultury. W takim razie, wątpliwe wydaje mi się przeznaczanie z budżetu takich kwot pieniężnych na ten cel. Być może rozsądniej byłoby przeznaczyć je np. na utrzymanie serwerów Jamendo lub Wikipedii - one w końcu oferują dostęp do kultury na znacznie wyższym poziomie, niż zaledwie thumby. (A swoją drogą, to jaką kwotę dotacji z naszych podatków dostają rocznie Jamendo i Wikipedia?). Zamek na Wawelu można by w zamian za to zupełnie skomercjalizować.
Ech, no ale przecież Wawel to nasze dziedzictwo kulturalne, więc kaska z budżetu po prostu mu się należy. A on w zamian nie musi nic oferować, ani przejmować się swoim wizerunkiem. Bo po prostu mu się należy. A tu jeszcze słyszę, że powinno należeć się więcej. Tzn. ile milionów rocznie dotacji więcej Wawel potrzebuje, by być w stanie
udostępnićpokazać fotki dzieł sztuki w wyższej rozdzielczości? (przynajmniej na tyle wysokiej, żeby dało się taką fotkę ustawić jako tło na pulpicie).Na koniec pytanie retoryczne: Ile pieniędzy z dotacji Wawel przeznacza na ściganie
przestępcówblogerów, którym jednak jakimś sposobem uda się przemycić aparat fotograficzny i nielegalnie udostępnić zdjęciazbiorówz wycieczki?Tu uwaga
Co innego pobieranie opłat za robienie zdjęć (i, co zostało wykazane w innych komentarzach - z ustawy o muzeach wynika prawo do pobierania opłat, ale nie za każde robie zdjęć, a za udostępnienie szczególne zbiorów w celu robienia zdjęć - jeśli wisi na ścianie i ktoś zrobi fotografię, to nie mamy do czynienia ze szczególnym udostępnieniem zbiorów), a co innego ich publikację. Za udostępnienie zdjęć zrobionych Muzeum na Wawelu nie ma prawa pobierać opłat, bo nie ma podstawy zupełnie do tego. Jeśli zrobię fotografię - będę jej autorem. Mam prawo z taką fotografią zrobić co zechcę (uwaga - o ile oczywiście nie naruszam sam autorskich praw majątkowych, np. nie dokonałem zdjęcia utworu, którego autorskie prawa majątkowe nie minęły, co nie będzie miało miejsca, jeśli zrobię zdjęcia dzieł, które powstały np. w średniowieczu). Nie ma jakiegoś nowego sui generis prawa wyłącznego przysługującego muzeom, by ograniczać mnie w prawach wynikających z mojego autorstwa.
Innymi słowy - jak się wydaje - najlepszą z możliwych (chociaż przyznaję, że kontrowersyjną) metod działania jest wejście do Muzeum, obfotografowanie całości ze wszystkich stron i opublikowanie w internecie tak, by każdy mógł z tym zrobić co zechce (np. uwalniając jako "public domain" - zastrzeżeniem oczywiście uwag odnośnie braku możliwości zrzeczenia się autorskich praw majątkowych zgodnie z systemem). Za dalsze korzystanie z takich zdjęć muzeum nie ma jak pobrać pieniędzy, bo muzeom nie przysługują autorskie prawa majątkowe do gromadzonych w tych muzeach zbiorów.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
To może tak zróbmy?
To może tak zróbmy? Spikniemy się i do dzieła! Poniedziałki, czy środy darmowe na Wawelu?
z perspektywy historyka....
Pisałem na ten sam temat u siebie, choć w znacznie większym skrócie:
Dodam kilka aspektów, które w dyskusji pominięto. Możemy się zastanawiać, czy muzea stracą na digitalizacji zdjęć, a jeśli tak to ile, ale to nie jedyny problem. No ale wyjdźmy od niego.
Moim zdaniem nie stracą, a nawet zyskają. Jak już pisano wyżej to co znane, wypiera to co nieznane. Dostępność darmowych reprodukcji tylko zwiększa popularność dzieł i muzeów. Dzięki Wikipedii będą one trafiać do przeróżnych artykułów i prac naukowych, a to będzie popularyzować je i muzea z których pochodzą. Dlaczego muzea miałyby stracić? Albumy ze zdjęciami kupują zwykle osoby mające ochotę na ładny suwenir. Do poważniejszych celów reprodukcje te się nie nadają. No chyba, że muzea handlują samymi zdjęciami np. z wydawnictwami itp., ale o tym nic nie wiem.
Dostępność darmowych reprodukcji przyczyni się do popularyzacji dzieł, bo to one "zaleją" internet. Podam przykład: pisałem ostatnio artykuł opublikowany na histmagu (http://histmag.org/?id=1734). Ilustracje rzecz jasna skopiowałem z Wikimedia Commons (repozytorium grafik Wikipedii). Gdybym mógł, z chęcią wybrałbym zdjęcia dzieł polskich, ale tych niestety nie da się znaleźć w internecie. Nie wykorzystam ich więc ani ja, ani setki innych autorów z Polski i zagranicy. Straci na tym i polska kultura i czytelnicy i same muzea. Bo ilustracje z wawelu umieszczane na setkach stron internetowych ściągnęłyby nowych turystów, Ci kupiliby i tak pamiątki itd. itd.
Teraz inny aspekt. Jako historyk dzieła sztuki wykorzystuję przede wszystkim naukowo. Do tego nie wystarcza katalog wystawowy, ani nawet sama wystawa. Często potrzebna jest dokładna fotografia w wysokiej rozdzielczości, którą można w spokoju przestudiować. Mój ostatni artykuł powstał m.in. dzięki reprodukcji tryptyku "Sąd Ostateczny" H. Memlinga, którą znalazłem... na Wikipedii. Gdybym nie znalazł, pominąłbym to dzieło, bo przecież nie jechałbym kilkaset kilometrów, by je zobaczyć. Szczególnie, że w ciemnym kościele i z dystansu nie mógłbym go dokładnie oglądnąć. Brak reprodukcji (podobnie jak powolna dygitalizacja książek) *hamuje rozwój polskiej nauki*. A zarazem sprawia, że polskie dzieła sztuki są całkowicie ignorowane przez zagranicznych badaczy.
Na koniec dodam, że ministerstwo cierpi chyba na swoistą schizofrenię, bo samo zajmuje się dygitalizacją dzieł sztuki, wydając na to sporo pieniędzy: http://www.polona.pl/dlibra
Dlaczego więc nie zgadza się by to samo robili wolontariusze?
Ogółem sytuacja jest moim zdaniem nie tylko nielegalna, ale na dodatek szkodliwa dla obywateli, dla polskiej kultury i polskiej nauki. A wystarczyłaby odrobina dobrej woli.
Zupełnie się z Tobą zgadzam
Zupełnie się z Tobą zgadzam, pozwól tylko, że sprostuje
obraz ten znajduje sie w Muzeum Narodowym w Gdansku i mozna go obejrzeć z bliska.
(wiem, kompletnie nie na temat)
Pełna racja. Bardzo często
Pełna racja. Bardzo często pieniądze państwowe czy samorządowe nie wystarczają by pokryć koszta działania instytucji kulturalnej. Trzeba zdobywać sponsorów lub ciułać na zdjęciach lub innych pamiątkach.
Jedna uwaga do artykułu/listu: Zapomnijcie o statywie. Gumowe nóżki są drugorzędne wobec faktu, że statyw to duży, niezgrabny obiekt, który może łatwo zagrozić zbiorom oraz przeszkadza innym zwiedzającym.
Oj, muzea mają także dni
Oj, muzea mają także dni wolne dla zwiedzających... No i godziny przed otwarciem i po zamknięciu. A statyw nie niesie ze sobą większego zagrożenie niż ręka.
dodatkowe wyjaśnienia MKiDN
25 kwietnia 2008 r. Dziennik Zachodni opublikował artykuł Katarzyny Wolnik "Chcą fotografować polskie muzea" (s. 12 i 13), z którego warto zacytować następujący fragment:
Jeżeli dobrze rozumiem, MKiDN dopuszcza możliwość wprowadzenia sprzecznego z ustawą o muzeach całkowitego zakazu fotografowania dlatego, że część zbiorów może być pod ochroną prawa autorskiego. Nasuwa się wiele wątpliwości w związku z takim stanowiskiem.
Po pierwsze, środek taki narusza szereg zasad demokratycznego państwa prawnego. Przede wszystkim jest nieproporcjonalny - w imię ochrony części wprowadza się zakaz dotyczący całości, której pozostała część to elementy objęte z kolei wyraźnym obowiązkiem udostępniania. Środek taki jest również ustalony arbitralnie - wskazano, że w muzeach są jakieś bliżej nieokreślone utwory i to ma rzekomo stanowić wystarczające uzasadnienie dla decyzji organu.
Po drugie, jeżeli istotnie tak jest, że w muzeach znajdują się utwory, do których muzea nie mają praw i nie wiadomo, które ze zbiorów są takimi utworami, to należałoby w ogóle zamknąć muzea. Jeżeli bowiem rzeczywiście chcemy chronić prawa twórców tych utworów, to jakiekolwiek ich publiczne udostępnianie stanowi przecież naruszenie ich praw. Czyż nie? Posługując się prostą logiką należy stwierdzić, że udostępnianie tych dzieł za odpłatnością (bilety) stanowi poważniejsze naruszenie, niż stanowiłoby to nieodpłatne udostępnienie fotografii tych dzieł w Wikipedii. Można zapytać następnie, czy MKiDN dotując bilety do muzeów nie ułatwia tych naruszeń.
Po trzecie, argumentacja p. Szymańskiego jest wewnętrznie sprzeczna - jeżeli nie można wprowadzić jednolitych zasad, to nie można wprowadzić całkowitego zakazu, który niewątpliwie jest jednolitą zasadą. Jeżeli istotnie każde dzieło i kolekcja wymaga odmiennego traktowania, to dlaczego dopuszczalne jest, aby np. Wawel w regulaminie "wypalonym" na tabliczkach informacyjnych przed wejściem miał na stałe napisane "zakaz fotografowania", niezależnie od tego jakie dzieła i kolekcje aktualnie znajdują się w środku?
Kolejna wojna o wyłączność muzealną
Jak podaje dodatek lokalny do Gazety Wyborczej muzeum w Wilanowie stara się walczyć z wykorzystaniem fragmentu obrazu Canaletta, który jak na razie jest w domenie publicznej, w reklamie pewnego przedsiębiorstwa budowlanego. Jak na razie, bo może kiedyś zostanie odpowiednio wydłużona ochrona praw autorskich.
Sprawa o tyle ciekawa, że deweloper wykorzystał obraz, a muzeum powołuje się (między innymi) na ochrone wizerunku pałacu w Wilanowie.