Głos za uznaniem neutralności technologicznej za priorytet

Od 2 września 2006 roku zacznie obowiązywać Rozporządzenie Rady Ministrów Plan Informatyzacji Państwa na rok 2006 (sic!), jednocześnie wiadomo, że to tylko preludium, swoista wprawka uzasadniona wcześniejszymi perturbacjami wyborczymi. Prawdziwe znaczenie może mieć Plan Informatyzacji Państwa na lata 2007-2010. Jeśli tak w rzeczywistości będzie - postuluję nadanie sensu informatyzacji państwa przez wyartykułowanie generalnej zasady neutralności technologicznej państwa we wszystkich przejawach jego (państwa) informatyzacji.

Zgodnie z Planem Informatyzacji Państwa na 2006 rok zasadniczymi priorytetami informatyzacji państwa są obecnie:

  1. Racjonalizacja wydatków publicznych administracji w dziedzinie informatyzacji
  2. Tworzenie państwa nowoczesnego i przyjaznego dla obywateli

Skoro teraz trwają prace nad Planem Informatyzacji Państwa na lata 2007-2010 - postuluję jeszcze jeden priorytet: realizacja zasady neutralności technologicznej państwa. Wpisuje się to w tezę, że "działania zmierzające do wypracowania standardów powinny wyprzedzać działania zmierzające do wdrożenia systemów informatycznych". Dopełnia również wskazane priorytety przez wyartykułowanie kolejnego aksjologicznego kierunkowskazu działań.

W opublikowanym rozporządzeniu Plan Informatyzacji Państwa na rok 2006 mowa - co prawda - o interoperacyjności w kontekście racjonalizacji wydatków publicznych administracji i integracji oraz usprawnienia działalności administracji publicznej (priorytet 1, cel 1, działanie 5). W tym duchu mowa również o opracowaniu i udostępnianiu standardów komunikacji i wymiany danych (mowa też o metastandardach danych i wzorców dokumentów). O neutralności technologicznej mowa jest również konkretnie (pada to słowo) w wymienionych działaniach realizujących drugi cel: zapobieganie zbędnemu powielaniu działań administracji publicznej (priorytet 1, cel 2, działanie 3: "kształtowanie świadomości decydentów oraz pracowników administracji publicznej poprzez zwiększanie efektywności korzystania z różnych, neutralnych technologicznie, rozwiązań"; w działaniu 6 mowa jest o budowie otwartych systemów teleinformatycznych, uwzględniającej ich modułową budowę oraz interoperacyjność).

W tym sensie coś, czego elementem jest również interoperacyjność, a co można nazwać neutralnością technologiczną państwa, jest środkiem do realizacji innych celów strategicznych. W moim odczuciu warto jednak postulować postrzeganie wspomnianej neutralności jako samoistnego priorytetu, do którego realizacji należy odrębnie określić cele i konkretne działania. W tym duchu uwzględnienie (dostrzeganie) interoperacyjności systemów już nie wystarczy. Systemy po prostu winny być interoperacyjne i oparte na wypracowanych standardach międzynarodowych (pomijam "otwartość" standardów, gdyż dla wielu jasne jest, że aby coś było uznane za standard, to musi być otwarte, tj. dostępne, nieograniczone prawami wyłącznymi takimi jak prawa własności intelektualnej, etc.). Neutralność technologiczna nie tylko winna służyć "kształtowaniu świadomości decydentów", ale stać się sensem działań w obszarze projektowania oraz wdrażania elektronicznych usług publicznych; wskazywać "jak", gdy ustali się już "co" projektujemy i wdrażamy.

Gdyby taka neutralność była priorytetem - uzasadniałoby to pominięcie tego aspektu przy omawianiu rozwoju umiejętności wykorzystania technologii teleinformatycznych w życiu codziennym obywatela, a także przy omawianiu zwiększenia zaufania i bezpieczeństwa elektronicznej drogi informowania i prowadzenia spraw urzędowych, czy przy okazji omawiania stymulowania rozwoju nowych technologii lub wprowadzania narzędzi informatycznych usprawniających komunikację społeczną i stymulujących aktywny udział obywateli w demokratycznym sprawowaniu władzy oraz stanowieniu prawa. Neutralność technologiczna związana jest też z troską o wspieranie budowy zasobów oraz udostępnianie polskich treści z wykorzystaniem internetu. Jest związana praktycznie ze wszystkimi wymienionymi w Planie działaniami, jednak nie uzyskała jasnego statusu określającego jej pozycję jako nadrzędnej zasady realizacji informatyzacji państwa. Neutralność technologiczna jako priorytet korelowałaby z innymi priorytetami, celami ustalonymi w ich ramach a także z konkretnymi działaniami; winna być również wyznacznikiem oceny ich realizacji.

Przeczytaj również felieton: Neutralność technologiczna państwa

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Jak rozumiem neutralnosc

Neutralność technologiczną bardzo polubilem już od pierwszego razu, kiedy usłyszałem ten zwrot. Potraktowałem go od razu jak idiom i informatyczny prymityw pojęciowy określający jak należy pojmować interes Państwa w kategoriach informatycznych na tym poziomie.

Często używałem tego zwrotu w kontaktach z przedstawicielami producentów/dostawców kart elektronicznych, oprogramowania, sprzętu, ale też w kontaktach "samorządowych". O ile w tym drugim przypadku na gruncie poznańskim netralność technologiczna jest pojmowana w kategoriach niezależności i wolności wyboru oraz braku uwarunkowań w podejmowaniu decyzji i działań w zakresie nowych technologii (vide przykład uzależnienia od dostawcy rozwiązania technologicznego dla KOMKARTY), o tyle producenci/dostawcy za wszelką cenę i przy każdej okazji wykazują bardziej lub mniej zaawansowane objawy narcyzmu wobec oferowanych przez siebie rozwiązań/produktów jako zgodnych niemalże z całym Światem. Jednakowoż skrzętnie przemilczając skryte uwarunkowania od innych produktów.

Neutralności technologicznej nie rozumiem jednak jako słowa-klucza mającego być lekiem na całe zło hydry Microsoftu, ani też nikogo takiego jak Microsoft (np. TPSA czy onegdaj NASK). Niechęć to jedno, konkretne złe poczynania to drugie, a uzależnienie to trzecie. Wrzucanie jednak wszystkiego do worka neutralności technologicznej to infantylizm informatyczny. Neutralność nie ma być priorytetem, a podstawą analiz, warunkiem koniecznym podejmowania decyzji i działań w zakresie budowy infrastruktury informatycznej i systemów informatycznych Państwa.

W takim ujęciu de facto żaden system informatyczny (z infrastrukturą jest lepiej, ale dlatego, ze komponenty do jej budowy spełniają tak samo dobrze standardy, mimo że wytwarza je na prawdę wielu producentów) nie spełnia kryterium neutralności technologicznej w zakresie współdziałania z innymi takimi systemami. Państwowe systemy informatyczne w Polsce są podobne do galaktyk - wysp wszechświata. Jeśli Państwo ma planować i się informatyzować, to pierwej musi zwalczyć te wyspiarskie ciągoty. Ot, i tyle. Jeden z najświeższych przykładów to fiasko inicjatywy skoordynowania wydania jednej karty identyfikacyjnej (elektronicznej) dla potrzeb NFZ i ZUS (bynajmniej nie usprawiedliwiam tu NFZ-tu).

Horror plastikowego kartonika a la ZUS jako dobrego rozwiązania dla klientów ZUS jest miarą naszej polskiej, informatyczno-państwowej głupoty. To samo wmawiano nam w przypadku CEPIK-u i kilku innych systemów. Za każdym razem euforia ulatniała się jak kamfora prawie natychmiast, a tzw. opinię publiczną raczono informacjami o takich-to-a-takich uwarunkowaniach dalszych decyzji i gigantycznymi kosztami monopolistycznie naturalnych acz koniecznych usług serwisowych (np. też ZUS). Państwowym systemom informatycznym migiem okazuje się, że brakuje komponentu (np. podsystem łączności CEPIKu), modułu czy po prostu inżynierskiej wyobraźni (słynna karta Sośnierza i jej konkurencyjna mutacja). Swoją drogą to jak jak bezpieczne są nasze dane medyczne w systemie polegającym na wykorzystaniu karty pamięciowej? Czy taka ochrona ma polegać na braku informacji o technologii wdrożonego rozwiązania czyli casus Płatnika? Miast neutralności technologicznej mamy więcantyneutralność.

tommy
_____ http://www.put.poznan.pl/~tommy

Dziękuje za ten komentarz. Neutralność technologiczna.

VaGla's picture

W momencie publikowania tego felietonu wiedziałem już, że stanę przed kolejnym wyzwaniem polegającym na próbie odpowiedzi na pytanie czym neutralność technologiczna jest. Skoro postuluję, by stała się priorytetem, to muszę wiedzieć, co w rzeczywistości postuluję.

W moim odczuciu to pewien ideał, coś, co na myśl przywodzi Utopię. Termin, który niesie w sobie znaczenie równego traktowania wszystkich podmiotów uczestniczących w komunikacji elektronicznej wykorzystującej szeroko pojęte techniki telekomunikacji (komunikacji zdalnej), informatyki, teleinformatyki. Zarówno komercyjnych jak i niekomercyjnych członków społeczności. Neutralność technologiczna to coś, co powoduje, że nikt (żaden z podmiotów) nie jest faworyzowany w oferowaniu w ramach infrastruktury państwa technologii, do której przysługują mu prawa wyłączne. Neutralność technologiczna to - w moim odczuciu - postulat stosowania przez państwo standardów (otwartych) w takim duchu, by ograniczenia technologiczne nie stanowiły czynnika w procesie realizacji uczciwej konkurencji, edukacji i dostępu do dóbr kultury.

Termin ten nie ma jedynie gospodarczego posmaku. Neutralne technologicznie rozwiązanie może być wykorzystywane przez społeczeństwo jako wartość dodana, to postulat rozwijania domeny publicznej, coś, co powoduje, że rozwój społeczny może się rozwijać poczynając od wyższego niż do tej pory poziomu (stosowanie i upowszechnianie sprawdzonych rozwiązań technologicznych w znaczeniu rozwijania kultury). Stworzenie kolejnego neutralnego technologicznie rozwiązania podnosi poziom, od którego rozpoczyna się kolejny etap rozwoju.

W odniesieniu do działania państwa (do informatyzacji państwa) to postulat, który oznacza, że państwo mając możliwość wyboru pomiędzy możliwymi rozwiązaniami wybierze takie, które pełniej realizuje zasadę neutralności i współdziałania, a jeśli brak takiego rozwiązania - podejmuje kroki by wesprzeć działania zmierzające do ich powstania.

Organizacja państwowa wywiera wpływ na kształtowanie popytu i podaży na rynku produktów i usług związanych z przetwarzaniem informacji (w ten sposób, że jest nabywcą określonych dóbr i usług i udostępnia dobra niematerialne - np. informacje publiczne, których wtórne wykorzystanie winno być umożliwione; a więc działania państwa kreują sytuacje rynkową zwłaszcza w obszarze, gdzie czasem „może być tylko jeden kowal” - jak w „wirtualnej wiosce”). Wszędzie tam, gdzie swoimi zamówieniami lub wykorzystywanymi do udostępnianie dóbr niematerialnych taki wpływ organizacja państwowa potencjalnie może wywrzeć – winna wybierać rozwiązania neutralne technologicznie, by z jednej strony dać szansę rozwoju jak największej liczbie podmiotów uczestniczących w obrocie tymi dobrami (nie koniecznie komercyjnym obrocie), z drugiej zaś, by nie uzależniać się od jednego lub kilku takich podmiotów w przyszłości.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

normatywne znaczenie neutralności technologicznej

ksiewi's picture

Z prawnego punktu widzenia rozważania na temat definicji neutralności technologicznej (i pośrednio definicji otwartych standardów) powinny chyba przełożyć się na nadanie tej definicji legalnego charakteru oraz powiązanie z nią konkretnych norm prawnych, które nie powinny być pozbawione sankcji (już tu kiedyś pisałem o pięknych przepisach ustawy o informatyzacji, do których dopisano trochę mniej piękne rozporządzenie o minimalnych wymaganiach, tylko że całość jest pozbawiona sankcji za niezachowanie neutralności technologicznej i minimalnych wymagań).

Co do definicji otwartych standardów pozwolę sobie podlinkować własny felieton: Otwarte?

otwartość technologiczna

Zacznijmy od podstaw: PO CO nam owa neutralność technologiczna państwa (NTP)?
Jak rozumiem, chodzi tu głównie o neutralność technologiczną *administracji*, a ściślej o to, aby
1) obywatele mieli wybór sposobu w jaki chcą współpracować z administracją (vide: linuksowy analogon Płatnika czy powracająca konieczność wysyłania dokumentów w formacie MS Word)
2) podmioty gospodarcze miały pełną dowolność w wyborze technologii przy dostarczaniu mechanizmów dla administracji (zamówienia publiczne itp.).

Punkt (2) jest dość prozaiczny i nie będę się nim zajmował. Jest dość mocno obecny w świadomości obywateli, chociaż prasa wciąż się podkłada, krytykując administrację za unieważnianie przetargów z tak błahego powodu jak umieszczenie nazwy preferowanego rozwiązania (ostatnio Gazeta Wyborcza z okazji wyboru kart parkomatowych w Krakowie) - jak widać nad świadomością trzeba pracować, ale prawo jest tu już dość konkretne.

Ciekawszy jest punkt (1). Dotyczy on jednak nie tylko technologii komputerowych, ale w ogóle całego stylu działania administracji. Wyobraźmy sobie, że przedsiębiorca X zakłada fabrykę dowodów osobistych, które są lepiej wykonane, dokładniejsze, ładniejsze itp. niż te, które są wydawane przez administrację. Czy takie dowody osobiste (po przejściu jakiejś certyfikacji) nie powinnny być równie dobrym środkiem identyfikacyjnym jak dowody "rządowe"? Dlaczego w wielu miejscach wymaga się podania numeru dowodu osobistego, skoro równie dobrym określeniem tożsamości może być poświadczenie notariusza (którego można nazwać prywatnym przedsiębiorcą).

Może więc zamiast mówić o "neutralności technologicznej" lepiej mówić o "otwartości technologicznej" rozumianej jako:
1. wymuszenie na administracji, żeby przy komunikacji z obywatelem określała wyłącznie standardy, opisane zamkniętą listą wymagań i publicznie dostępne
2. wzmocnienie niezależnych urzędów certyfikujących, określających czy rozwiązanie stworzone przez przedsiębiorcę X spełnia standard/wymagania.

Bo tak naprawdę, to dowód osobisty powinienem móc zrobić sobie sam. Tylko pieczątka na nim musi pochodzić od urzędnika.

Neutralność technologiczna... Tylko kto to ma zrealizować??

Temat neutralności technologicznej jest chyba tak na prawdę znany jedynie tym, co w swojej pracy zawodowej dotknęli coś więcej niż "manipulator stoło-kulo-toczny", potocznie zwany "myszką".
Problem neutralności sięga głębiej niż może się to wydawać. Opiera się bowiem na czymś co można określić "ograniczenia systemów komputerowych". Niestety ograniczenia jednego systemu wymienia się na inne ograniczenia, choć celem głównym jest usunięcie już rozpoznanych ograniczeń. Każdy kolejny system wbrew temu co sie o nim mówi, stanowi jedynie zbiór efektownych dodatków i raczej nic poza tym...
Z punktu widzenia systemów komputerowych (nie aplikacji), ważne jest określenie:
1. kodowanie znaków w tym diakrytycznych (mamy teraz UTF-8)
2. format zapisu na elektronicznym nośniku danych.
3. format przesyłu pliku (obecnie jest binarny lub ASCII).

Z punktu widzenia aplikacji:
1. Ujednolicony format zapisu informacji (wyniku pracy) niezależny od wewnętrzych ustawień czy rozwiązań aplikacji.

Powyższe stanowić może podstawy do ujednolicania struktur dokumentacji jaka ma kiedyś spocząć w elektronicznych archiwach...

Powstanie takiego czegoś to jak próba wprowadzenie w życie języka Esperanto... Jak to funkcjonuje łatwo stwierdzić...
Narcyzm niektórych narodów jest silniejszy niż uznanie czegoś co można by nazwać językiem "wspólnym"...

Trudno sobie obecnie wyobrazić dokumentację bez tony zbędnych dodatków graficznych (np. loga firmy, znaki certyfikacyjne, itp.). Tak na dobrą sprawę, to co potencjalnego klienta urzędu obchodzi czy jest ISO:9001 czy nie ??? Petent chce mieć załatwioną sprawę i kwita... Nie interesuje go czy dokument został napisany na maszynie do pisania czy komputerowo... To z punktu widzenia petenta nieistotny szczegół, ważne jest czy dokument posiada stosowną moc prawną oraz, że jest poprawny merytorycznie.

Gdyby z każdego pisma urzędowego wywalić to co zbędne, to rychło by się okazało, że dokumenty mogłyby powstać na edytorach sięgających czasów MS DOS. Ale cóż... Najważniejsze jest jednak opakowanie i "PR"...

Ogólnie rzecz ujmując, to tak długo jak wizualizacja tekstu będzie jedyną przesłanką o jego jakości merytorycznej, tak długo będzie mało prawdopodobne wypracowanie neutralności technologicznej. Dotyczy to zwłaszcza urzędników, gdzie super "wybajerzona" tabela to jedyna forma przekazania ważności i użyteczności realizowania zadań merytorycznych. Szkoda tylko, że te super "bajery" nic nie wnoszą, a kosztują słono i płacą za to podatnicy....

Jeszcze o neutralności technologicznej

VaGla's picture

Trzeba by nieco zmodyfikować powyżej przedstawioną próbę definicji. Neutralność technologiczna to postulat związany procesem stanowienia prawa (treścią ustaw, rozporządzeń, etc;) i z działaniami faktycznymi organów państwa (np. dopuszczenie do sytuacji prawnej, w której podmiot realizujący zadania publiczne doprowadza do sytuacji faktycznej, w której zachwiana jest wolna konkurencja, która stanowi de facto działanie dyskryminujące - np. obowiązek korzystania z "nieinteroperacyjnego" Płatnika, chociaż ustawa nie wskazuje, że program do kontaktów z ZUS ma działać na jednej tylko platformie programistycznej). Kiedy prawo i działania państwa byłyby neutralne technologicznie, to systemy teleinformatyczne winny być interoperacyjne (czyli powinny komunikować się wzajemnie).

Technika prawodawcza nieneutralna technologicznie może doprowadzić do tego, że prawo takie mogłoby być uznane za sprzeczne z konstytucją. Systemy teleinformatyczne opracowane na podstawie takich przepisów stanowiłyby przykład dyskryminacji bezpośredniej grup obywateli. Przywoływanie standardów teleinformatycznych przy tworzeniu prawnych ram tworzenie systemów teleinformatycznych można by uznać za przykład realizowania postulatu neutralności technologicznej. Jeśli zaś systemy będą tworzone rzeczywiście na bazie standardów – będą się ze sobą komunikować – zatem będą interoperacyjne. Tu dochodzimy do tego, co to też są standardy, do tego, że specyfikacja jak i rozwiązanie winny być znana i korzystanie z nich nieograniczone prawami wyłącznymi.

Neutralność technologiczna winna być wzorcem, do którego odwoływać się winien zarówno prawodawca, jak też np. podmiot przygotowujący Specyfikację Istotnych Warunków Zamówienia (przy zamówieniach publicznych), ale też przez podmioty uprawnione do kontroli i nadzoru. Realizacją postulatu neutralności technologicznej państwa winno być np. takie przygotowywanie minimów programowych w edukacji, by w procesie edukacji nie promować jakiegoś z rozwiązań, jakiegoś produktu czy narzędzia, dyskryminując przez to inne. Winno się sprawdzać i dbać o to, by wykonany na podstawie kreowanych zasad system faktycznie był realizacją zasady neutralności technologicznej państwa. Jednak do realizacji postulatu neutralności technologicznej państwa nie wystarczy, by taki system (informatyczny) był interoperacyjny (przykłądem może być sytuacja, w której system jest interoperacyjny, a organy państwa lub podmioty realizujące zadania publiczne promują, np. w procesie edukacji, tylko jeden z możliwych elementów, opisów, instrukcji, etc). Neutralność technologiczna winna być też jednym z wzorców kontroli wykonywania ustaw, rozporządzeń, decyzji.

Prawo winno też przewidywać narzędzia dochodzenia przez obywateli roszczeń. Winna istnieć droga prawna, dzięki której każdy obywatel (podmiot), który jest dyskryminowany, by mógł doprowadzić do zmiany dyskryminujących działań. W praktyce - by istniała droga przed niezawisłym sądem powszechnym oraz w ramach postępowania administracyjnego, na której obywatel (podmiot) mógł domagać się od państwa, ew. podmiotów realizujących zadania publiczne (ale też osób fizycznych działających w imieniu takich i innych podmiotów), realizowania zasady neutralności technologicznej. Dziś jest art. 189 kpc - powództwo o ustalenie prawa. Można też domagać się od Trybunału Konstytucyjnego by orzekł o niekonstytucyjności prawa (ciekawe czy kiedyś TK orzeknie naruszenie konstytucji w przypadku naruszenia zasady neutralności technologicznej w przepisach). Jest również art. 417 kc, na podstawie którego można dochodzić odszkodowania od Skarbu Państwa. Należy jednak wprowadzać takie mechanizmy, by prawa obywatela (podmiotów) (w szczególności dotyczące równego dostępu do administracji publicznej, zakazu dyskryminacji, ochrony konkurencji) były pełniej chronione. By mógł łatwiej dochodzić roszczeń, zaskarżać dyskryminujące decyzje, przeciwdziałać działaniom faktycznym, które odbiegają od wzorca kształtowanego postulatem neutralności technologicznej.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>