Siedemnaście lat
W tym roku o mało przegapiłbym (siedemnaste już) urodziny serwisu. Szykuję się do przeprowadzenia pewnych istotnych zmian organizacyjnych oraz do modyfikacji paradygmatu podejmowanych działań. Jakkolwiek brzmi to dość sucho i enigmatycznie, to porządkuje właśnie swój strukturalny udział w pracach organizacji pozarządowych. Działają sprawnie, zatem mogę przyjrzeć się innym odcinkom. Nie chodzi o kandydowanie do Parlamentu Europejskiego (do czego mnie tu różni ludzie namawiają). W nadchodzącym roku mam zamiar skoncentrować się na budowaniu narzędzi analizy działania państwa w sferze normatywnej. No i mam pomysł na to, co dalej po 10 tysiącach opublikowanych w tym serwisie tekstów.
W 2013 roku starałem się podejmować działania zmierzające do "walki z anomią". Chodziło o to, by zmniejszać stan niepewności co do tego, jaki powinien obowiązywać system zasad i norm, a to w czasie związanym z burzliwą rewolucją społeczną. W sferze informacji chodzi o takie dylematy, jak to, czy należy chronić bardziej prawo do prywatności, czy też może przewagę winna zyskiwać wolność słowa? Czy wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji da się pogodzić z monopolem autorskim? Czy państwo może sobie działać jak firma, czy też raczej państwo powinno być związane szczególnymi zasadami i celem swojego istnienia? Miesza się wciąż to, co prywatne z tym, co publiczne. Stąd m.in. bierze się obserwowana przeze mnie "logoza", stąd profile ministerialne w serwisach społecznościowych. O tych serwisach społecznościowych sporo w tym roku mówiłem publicznie, ale w istocie bardziej starałem się koncentrować na "pracy u podstaw" (por. Kolejne kamienie milowe w walce z anomią...).
W nadchodzącym roku czeka nas sporo wyzwań. Wiadomo już, że Parlament Europejski tej kadencji nie zakończy prac nad reformą ochrony danych osobowych. Będzie się tym zajmował pewnie Parlament kolejny. Rok 2014 to rok wyborów. Tymczasem Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych rozpoczął dyskusję na temat wyjątku prasowego w przepisach dot. ochrony danych osobowych (zob. UE ogranicza media). A przecież elementem anomii rewolucji społeczeństwa informacyjnego jest też niepewność co do roli mediów (kontrolna funkcja? rozrywka? PR i propaganda?). Gdyby dokumenty dotyczące działania państwa były publikowane w Biuletynie Informacji Publicznej, to np. radio TOK FM nie widziałoby sensu opatrywania swoim znakiem wodnym ministerialnych dokumentów w sprawie opłaty medialnej (zob. 10 zł od każdego gospodarstwa domowego... Mamy koncepcję zasad finansowania mediów publicznych). Radio TOK FM dotarło do tych dokumentów, ale np. wnioski o udostępnienie tych kwitów, które składał Dziennik Internautów, zostały całkowicie przez ministerstwo zignorowane (zob. Opłata audiowizualna zamiast abonamentu RTV w projekcie, którego nikt nie widział?). Nadal jeszcze są osoby, które nie widzą w tym nic dziwnego, że sprawujący ważną funkcję w państwie urzędnik przyjmuje zaproszenie od jednego medium, a inne ignoruje. Jednym łaskawie udziela informacji, innym nie.
Wydaje się, że Unia Europejska, której rola też nie jest dla wszystkich do końca jasna, a dążenie do integracji europejskiej stoi w kontrze do odchodzącej - być może - do historii koncepcji państwa narodowego, może w kolejnych latach zajmować się też prawem autorskim. Niedawno komentatorzy zwrócili uwagę na opinię rzecznika generalnego w sprawie C-435/12. Jednym z pytań, przed którymi stanął Trybunał, jest to, czy wyjątek dotyczący kopii na użytek prywatny może mieć zastosowanie jedynie do zwielokrotnień sporządzonych z legalnych źródeł oraz, idąc dalej, czy opłata licencyjna za kopię na użytek prywatny może być obliczana i pobierana jedynie z uwzględnieniem zwielokrotnień z legalnych źródeł? To zaś sprowokowało rzecznika generalnego do analizy art. 5 dyrektywy 2001/29. W tej sprawie "pozwane w postępowaniu głównym oraz rządy niderlandzki i austriacki twierdzą (...), że możliwość stosowania przez państwa członkowskie wyjątku dotyczącego kopii na użytek prywatny do zwielokrotnień sporządzonych ze źródeł nielegalnych nie jest wykluczone ani przez brzmienie, ani przez systematykę dyrektywy 2001/29, lecz, przeciwnie, harmonizuje z jej celem i umożliwia utrzymanie właściwej równowagi między prawami i interesami podmiotów praw autorskich, z jednej strony, oraz użytkowników utworów i przedmiotów objętych ochroną, z drugiej strony". W istocie przed Trybunał trafił wątek, który w tym serwisie od wielu lat eksplorowałem (por. np. tekst z 2006 roku: Trzystopniowy test - notatki i spostrzeżenia dnia drugiego). Zachęcam serdecznie do lektury tekstu dr Zbigniewa Okonia pt. Dozwolony użytek prywatny jednak nie przy kopii z nielegalnego źródła: opinia rzecznika generalnego w sprawie C-435/12. Ja zaś - na prośbę Dziennika Gazeta Prawna - sformułowałem niewielki komentarz:
Prawo jest funkcją stosunków społecznych. Relacje społeczne się zmieniają. Kiedy powstawały zręby prawa autorskiego nie było internetu, nie było mowy o "społeczeństwie informacyjnym". Przepisy można analizować takimi, jakimi one zostały przyjęte i posługiwać się w tym celu instrumentarium dogmatycznej analizy prawa. Taką rolę, niejako, odgrywa Rzecznik Generalny. Można też analizować zmiany społeczne i zastanawiać się, czy przyjęte przepisy przystają do wartości, które uznaje się za istotne. W mojej ocenie prawo autorskie wymaga reformy. Zamiast kłaść wyłącznie nacisk na ochronę twórcy (a w istocie na tych, którzy prawa autorskie majątkowe nabędą), należy zwiększyć nacisk na ochronę czegoś, co nazwałbym interesem publicznym. Interpretacja Rzecznika podpowiada, że na gruncie analizowanych przepisów po stronie korzystającego z informacji ciąży ryzyko "nielegalności" źródła. Mogę tu przypomnieć pliki mp3 publikowane w swoim czasie na stronach Prezydenta RP. Przyjrzałem się sprawie, dotarłem do dokumentów ("umów") i z analizy tych dokumentów wyszło mi, że Kancelaria Prezydenta RP i Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, nie mieli prawa do publikowania na "urzędowych stronach" plików zawierających chronione prawem autorskim dzieła, w tym "Czerwone maki na Monte Casino". Zderzając ocenę Rzecznika Generalnego (analizującego wszak konkretny system prawny i nie jest to system prawny polski, chociaż analizuje europejski) z opisaną sytuacją mp3 ze stron Prezydenta czy Premiera, widać, że coś jest "nie tak". Zanurzony w informacyjnym oceanie obywatel globalnego społeczeństwa informacyjnego nie jest wstanie ocenić, czy informacja, która dociera do jego zmysłów (utwór w rozumieniu prawa autorskiego to pewnego rodzaju informacja) ma jasną sytuację prawną. Przepisy prawa autorskiego, w tym przepisy dotyczące wyjątków od monopolu autorskiego, powinny uwzględniać stosunki społeczne. A wśród takich stosunków kierować się też zasadą de minimis non curat lex (prawo nie troszczy się o drobiazgi). Dlatego nikomu nie przyszło do głowy w demokratycznym państwie, by monopolem autorskim objąć takie korzystanie z dzieł, jak nucenie sobie w głowie chronionego prawem autorskim szlagieru. Podobnie system prawny nie może obarczać uczestnika społeczeństwa ryzykiem prawnym związanym z "legalnym" dzieła (trzeba tu pamiętać, że dziś np. programy komputerowe są wyłączone z dozwolonego użytku osobistego).
Przy różnych okazjach prowadzimy sobie z dr Okoniem przeróżne spory. I to jest piękne, że nie musimy się zawsze i wszędzie ze sobą zgadzać. Bo przy wymianie poglądów ważny jest też szacunek dla adwersarza. Dlatego szanując różnice w podejściach (ja np. sformułowałem komentarz bardziej społeczno-aksjologiczny, zaadresowałem go do nie-prawników i wyraziłem pogląd na temat tego, jak mogłoby być, a dr Okoń formułuje swoje tezy na gruncie dogmatycznej analizy przepisów), cieszę się też zawsze, gdy zdarzy mi się z dr Okoniem znaleźć takie sfery, w których nie mamy znaczących różnic poglądów. A tak ostatnio stało się w przypadku mojego komentarza dot. "logozy" Ministerstwa Zdrowia. Po tym, jak dowiedziałem się o kolejnym zamówionym logo w ministerstwie - napisałem:
Walka z resortowością jest ciężka. Patrzę na "logo" resortu zdrowia (30 tysięcy PLN) i mi ręce opadają, że nadal resorty zamawiają loga. W tej kontestacji logozy chodzi m.in. o to, że te loga są narzędziem resortowości, czyli braku jednolitości rządu Rzeczypospolitej Polskiej. Kiedy zatem jakiś minister zamawia logo "swojego" resortu, to nie dość, że umiera jedna panda, ale również ów minister działa na szkodę państwa.
Jak widać i tu chodzi o brak powszechnie (i w miarę jednolicie) rozumianych zasad postępowania. "Logoza" zatem jest syndromem anomii. A na wyjście ze stanu anomii potrzeba czasu. To pewien proces, który pewnie może zajść bez szczególnego wspomagania (aczkolwiek teraz rewolucyjne zmiany następują coraz szybciej, więc anomia ma coraz bardziej "pełzający" charakter; za chwilę będzie wielka dyskusja o prawach związanych z reprodukcją przedmiotów drukarkami 3D, albo innymi, może tworzonymi na wzór fantazji science fiction, replikatorami).
Procesem wychodzenia z anomii można próbować zarządzać i stąd koncepcja "pracy u podstaw". Praca u podstaw to też wsparcie dla rozstrzygnięć fundamentalnych dla systemu społeczno-politycznego w Polsce. Zapadły wyroki, w których sądy administracyjne uznały, że Trybunał Konstytucyjny nie przestrzega prawa dostępu do informacji publicznej. Wcześniej podobne wyroki zapadły przeciwko Prezydentowi RP, przeciwko Premierowi, przeciwko Pierwszemu Prezesowi Sądu Najwyższego... Ale też na horyzoncie pojawił się gigantyczny wniosek złożony do TK przez Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Domaga się uznania za niezgodne z konstytucją podstawowych przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. Co jawne, a co tajne? Co obywatele powinni wiedzieć o państwie? Po co właściwie jest państwo? Co można, a czego nie można? Żyjemy w czasach, w których te pytania są szczególnie istotne w odniesieniu do informacji. Zacierająca się stopniowo historia ACTA (kto by to pamiętał, przecież to było już dwa lata temu!), ale ostatnio historia Snowdena i PRISM, są elementem tej dyskusji. Dyskusji, która odbywa się też w instytucjach rozstrzygających spory. Np. niejako "walczą ze sobą" dwa systemy - Trybunał Sprawiedliwości przyglądający się implementacji dyrektyw (w tym np. temu, jak wprowadza się procedurę notice and takedown) vs Trybunał Praw Człowieka (np. Delfi AS przeciwko Estonii, wyrok – 10 października 2013r., Izba (Sekcja I), skarga nr 64569/09). Przyszłość będzie pewnie wypadkową tych tarć. Bo prawo jest funkcją stosunków społecznych.
W ramach obserwowania tych stosunków cieszy mnie to, że obywatele też domagają się swoich praw. Wychodzę z założenia, że obywatele mogą skutecznie zabiegać o swoje. Może nie wszyscy mają tyle samo czasu, może nie wszyscy mają taki sam poziom kompetencji, ale uważam, że "społeczne grupy organiczne" są ważnym elementem dyskusji o państwie i społeczeństwie. Trzeba się organizować. Realizować jedną z podstawowych wolności konstytucyjnych - wolność zrzeszania się.
A kiedy jeden kamyk puknie inne, to może coś zacznie się dziać na szczycie góry... MON opublikowało w BIP wykaz umów (chociaż na razie tylko ograniczył się do tych, które zostały zawarte w wyniku przeprowadzonego postępowania o udzielenie zamówienia publicznego). MEN wprowadził system finansowo-księgowy. Sejm przyjął ustawę o zbiórkach publicznych. Wszedł w życie nowy Regulamin Pracy Rady Ministrów, trwają prace nad modernizacją obiegu dokumentów w rządzie (por. RCL zmodyfikowało serwis informacyjny nt Rządowego Procesu Legislacyjnego i prosi o uwagi), a niedawno nowy szef MAiC przyznał mi - w pewien sposób - rację, że "Najważniejszy powinien być BIP, bo to jest oficjalny kanał informowania o działaniach władzy i administracji". To tylko niektóre z tematów, którymi zajmowałem się w minionym roku.
W opublikowanym dziś rankingu Dziennik Gazeta Prawna umieścił mnie na 11 pozycji najbardziej wpływowych prawników w Polsce. Spadłem z zeszłorocznego pierwszego miejsca (szczerze powiedziawszy - myślałem, że w tym roku zupełnie nie będę klasyfikowany). Bardziej cieszę się z wyróżnienia, które spotkało mnie ze strony studentów z wydziałów dziennikarstwa w Polsce. Uznali, że zasługuję na tytuł Reformatora w plebiscycie Mediatory. Miło mi. Miło mi oczywiście, gdy głoszone przeze mnie tezy trafiają na podatny grunt i zaczynają żyć własnym, niezależnym życiem. Dlatego ucieszył mnie tekst Pawła Tkaczyka pt. Żadne ministerstwo nie powinno mieć swojego logo. Ucieszyłem się też, że Wojciech Orliński, z którym wszak zdarzało mi się ścierać, opublikował tekst Faworyzowanie Twittera przez rząd to ryzyko, a w nim wykorzystał kilka z elementów formułowanej przeze mnie argumentacji (być może nawet nie wiedząc o tym).
W minionym roku zdarzyło mi się już wystąpić w programie kulinarnym. Brałem udział w nagraniach wideoklipu (czekam, aż koledzy zmontują materiał), a także w filmie dokumentalnym (tu też trwa jeszcze produkcja). Mało to prawnicze zajęcia, ale dlaczego nie? Propozycja wzięcia udziału w programie kulinarnym tak mnie rozbawiła, że uznałem pomysł za warty realizacji.
Tymczasem organizacje pozarządowe, w których pełnię funkcje w ich radach, całkiem dobrze i sprawnie sobie poczynają. Wydaje mi się, że moja w nich rola powoli dobiega końca. W 2014 roku chciałbym skoncentrować się na tworzeniu narzędzi związanych z analityką publiczną. Chodzi o to, by dało się zaprząc dane publiczne do pracy na rzecz dobra wspólnego. Ich wydobywaniem zajmowałem się wcześniej, są też już organizacje i poszczególne osoby, które ten temat drążą. Gdy się już informacje wydobędzie - warto zacząć je analizować. W tym celu potrzebne są narzędzia. A chodzi o Oceny Skutków Regulacji, analizę orzecznictwa, usprawnienie procesu legislacyjnego, narzędzia jego bardziej obiektywnej oceny. Miniony rok to m.in. "skok na kasę z OFE" oraz pieniądze w Lasach Państwowych. Prawo nie jest tworzone "w oparciu o dowody". Gdyby istniały jakieś zobiektywizowane wskaźniki, do których można by się było odnieść w dyskusji publicznej, to oczywiście byłoby trudniej przeprowadzać pewne "polityczne operacje" (dlatego też pewnie tworzenie takich narzędzi nie będzie proste). Niespecjalnie interesowałem się takimi narzędziami związanymi z analityką wyborczą, ale ostatnio pokazał się tekst Jarosława Flisa pt. Euroszczęściarze i eurofrajerzy. Właśnie o to chodzi, by powstawały narzędzia, dzięki którym obywatele będą mieli lepszą możliwość analizy rzeczywistości (nawet jeśli spekulatywnej). "Mam nadzieję, że to wyliczenie utrudni liderom partyjnym prowadzenie takich rozgrywek, które najwyraźniej bardzo lubią" - napisał Jarosław Flis przedstawiając swój indeks. Wydaje mi się, że im więcej takich narzędzi, tym trudniej manipulować samym narzędziem (jeśli twórca narzędzia chciałby coś zaszachrować, to twórcy konkurencyjnego narzędzia mogą mieć szansę pokazać manipulację). W każdym razie uważam, że warto przeczytać.
A poza tym już od dawna chodzi za mną pomysł sprawdzenia się w komiksie. Być może to jest właśnie to, co mogłoby być odpowiedzią na "kryzys" dziesięciu tysięcy opublikowanych tekstów. Zamiast odnotowywać kolejne fakty związane z prawnymi aspektami społeczeństwa informacyjnego (obywatele są już bardziej świadomi, temat trafił do mainstreemu medialnego, a poszczególne organizacje pozarządowe sprawnie "ogarniają" swoje dziedziny), mógłbym komentować postrzeganą rzeczywistość obrazkami. Zatem pracuję sobie obecnie nad (kolejną już) postacią.
Wykonany przeze mnie model postaci 3D. Zakładam, że ludzik będzie nazywał się Rozrubysław. Będzie sobie żył w czasach przedpaństwowych, gdzieś na terenach zajmowanych w VIII-X wieku przez Słowian. Ostatnio odniosłem wrażenie napływu weny - boskiej inseminacji.
"Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest zupełnie przypadkowe". Przykładowo - ja już nie mam tak długiej brody, jaką miałem jeszcze miesiąc temu. Ale przy okazji zapuszczania brody dowiedziałem się wielu interesujących rzeczy o sobie. W minionym roku intensywnie badałem dzieje Obodrytów, Wieletów-Luciców, Sarmatów, Prusów. Przeczytałem parę książek o czasach dawno minionych. Kusi mnie, by pozyskane informacje przefiltrować przez siebie i spróbować innej formy brania udziału w publicznej debacie. Pomysł na komiks ma długą historię i podejmowałem w przeszłości różne próby jego realizacji: Monitor Polski "be" oraz Jeszcze nie skończony, ale chciałem się podzielić...; ostatnio zauważyłem, że nowa wersja Blendera jest bardziej przyjazna użytkownikowi, zatem podjąłem kolejną próbę.
Proces tworzenia Rozrubysława jest na finiszu, ale pracuję jeszcze nad sterowaniem postaci. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Za rok - jeśli nic niespodziewanego się nie wydarzy - będę obchodził osiemnastolecie serwisu. W kategoriach ludzkich to już dorosłość. Zobaczymy wówczas, czy udało mi się stworzyć komiks. Podobałaby się Państwu taka aktywność? Niezależnie od tego i tak taki komiks robiłbym głównie dla siebie (zob. Dlaczego kreatywne osoby często zachowują się bez sensu). Och, jakże ciężko byłoby Panu Premierowi dyskutować z Rozrubysławem...
PS. Chwilę temu zakończyła się też kadencja Rady Informatyzacji przy MAiC, w której uczestniczyłem z rekomendacji Stowarzyszenia Internet Society Poland. Kadencja trwała dwa lata i czas tej Rady dobiegł końca. W tej dziedzinie odnotuję, że na podpis Prezydenta czeka ustawa z dnia 10 stycznia 2014 r. o zmianie ustawy o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne oraz niektórych innych ustaw.
- VaGla's blog
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Gratuluję - serwis jest
Gratuluję - serwis jest już prawie pełnoletni :)
A co do kandydowania, to ja popieram na całej linii, brakuje nam ludzi kierujących się dobrem wspólnym w sprawach istotnych dla społeczeństwa...
--
Pozdrawiam,
krzyszp
Kandydowanie to nie wybór
Kandydowanie to nie wybór. W większości wyborów wynik realizowany jest machiną partyjną. Miałbym kandydować? Z jakiej partii? Pytam z ciekawości. Zapytałem kilka osób, z którymi o tym rozmawiałem. Jedni twierdzili, że mam poglądy zbliżone do SLD, a inni, że ultra prawicowe.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Fakt, żadne ugrupowanie nie
Fakt, żadne ugrupowanie nie jest dla mnie w tej chwili sensowne, więc doradzić nie potrafię...
Szkoda, że kandydowanie niezależne jest (prawie) niemożliwe...
--
Pozdrawiam,
krzyszp
To tak jak ja :) Zarówno
To tak jak ja :) Zarówno jeśli chodzi o poglądy jak i wiek strony. Tylko, że moja niestety zamiast, jak Twoja kwitnąć, to od kilku lat usycha. Co do kandydowania to masz rację, w naszym systemie politycznym partyjna machina przeżułaby Cię i po roku, dwóch pozbyła jako niepotrzebny już humus. Mi się marzy (jeszcze) duży ruch (bez złych skojarzeń) ludzi, którzy zajmują się sprawami społecznymi, bez względu na przekonania, który miałby realny wpływ na sprawy kraju. Bo teraz niestety tacy ludzie jak Ty coś tam piszą, coś próbują robić, ale pokłady gnoju (przepraszam za słowo) wciąż zalegają i jeden Herakles temu nie podoła. Nec Hercules contra plures.
Wracając kilka tygodni temu
Wracając kilka tygodni temu do pomysłu własnej trybunki i reaktywując bloga, wziąłem się za wspominki. I przypomniałem sobie, że Twój serwis był pierwszym serwisem IP/IT w polskim Internecie. I w przeciwieństwie do wielu innych (w tym do mnie) miałeś wytrwałość, aby go przez wszystkie te lata prowadzić. Serdecznie gratuluję i mam nadzieję, że to zajęcie nie znudzi ci się całkiem, bo Twój serwis jest jednym z zaledwie kilku, które subskrybuję.
Co do sporów - rzeczywiście dla mnie tekst prawny i system prawny jest punktem odniesienia. W związku z tym nie widzę rozwiązań, które lokują się poza istniejącymi mechanizmami, względnie stanowią kij wetknięty w tryby. W 99% przypadków mam rację. Ale w tym 1% dochodzi do przełomu i system po prostu musi się zmienić, dopasowując do nowych warunków. Takim przełomem był chociażby wyrok w sprawie UsedSoft - dla mnie w części dotyczącej wyczerpania będący kompletnym zaskoczeniem. Dyskusje z Tobą stały się dla mnie zresztą inspiracją dla dwóch nowych kierunków badań, którymi chciałbym się zająć po zakończeniu obecnych projektów, a które są bardzo obiecujące.
Postaram się w najbliższym czasie popełnić małą dedykowaną notkę na blogu i jeszcze raz gratuluję!
PS. Tendencja do podsumowań i wprowadzania zmian w życiu to syndrom kryzysu wieku średniego - wiem to po sobie ;)
Myślę, że spieranie się
Myślę, że spieranie się jest elementem postępu cywilizacyjnego. Jeśli tylko nie walimy się maczugami po głowach, a potrafimy dostrzec człowieka w adwersarzu, to jest dobrze.
Co do podsumowań - robię takie w styczniu co roku - z okazji urodzin serwisu (poprzednie było na okrągłe, szesnaste urodziny), a także robiłem takie co tysiąc tekstów. Im więcej osób angażuje się w monitorowanie, analizowanie i publikowanie przemyśleń w interesującej mnie dziedzinie, tym mniej moje działania są potrzebne. Czy to kryzys wieku średniego? Nie wiem :) Ale wychodzi mniej więcej na to, że na ten serwis poświęciłem praktycznie całe swoje dorosłe życie :) Chociaż nie wiem, czy dobiję do 11 tysięcy tekstów. Zobaczymy.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Mam nadzieję, że maczugi
Mam nadzieję, że maczugi nie używam :). Zajmując się pewną dziedziną zawsze będę patrzył się przez pryzmat rządzących nią mechanizmów. Nie czuję się uprawniony, żeby powiedzieć "to wszystko trzeba zburzyć". Ty masz poniekąd więcej swobody - możesz snuć wizje radykalnie odmiennej przyszłości. Jest szansa, że przynajmniej niektóre idee popchną sprawy mocno naprzód. Dzisiejszy tekścik na blogu można traktować jako napisany z taką właśnie myślą.
Co do kryzysu wieku średniego - patrzę się po znajomych i symptomy są dosyć charakterystyczne. W końcu jesteśmy młodzi już tylko sensu largo ;).
A życzę przede wszystkim satysfakcji i przyjemności z tego co robisz.
PS. Gdzieś zadziałem hasło do serwisu, a adres e-mail jest adresem mojego byłego pracodawcy. Czy jest jakaś szansa odzyskania dostępu?