Archiwum - Jan 5, 2012

Wydaje się, że ACTA to "gra na czas" w celu dłuższego utrzymania "status quo"

Jeśli ACTA istotnie ma nic nie zmienić w porządkach prawnych państw, które do niego przystępują, to jaki jest sens przyjmowania i - następnie - ratyfikowania tej umowy międzynarodowej? Wydaje mi się, że to element "gry na czas". Każdy traktat międzynarodowy, umowa, porozumienie proponowane przez tą lub inną organizację ponadnarodową, to jak zawijanie "status quo" w kolejne papierki, opakowywanie dość istotnego w "społeczeństwie informacyjnym" tematu w system z różnymi tasiemkami, z różną mocą, z różnymi sposobami ustalenia zawiązania kokardki. Jedne traktaty są ozdobną folijką, inne mocnym papierem pakowym. Do zapakowania jednych trzeba było jednomyślności, by owinąć idee innym traktatem wystarczyło tylko przystąpienie do grupy liderów. System tworzony jest od XIX wieku. Internet zaś trochę zmienia układ oczekiwań społecznych. Pojawiają się głosy kontestujące zakres i zasady działania monopoli prawno-autorskich. Gdyby teraz ktoś nagle chciał coś zmienić - musiałby się spróbować przebić przez kolejne warstwy systemu. Musiałby poszukiwać sposobu na rozpakowanie takiego pakunku. A nie wydaje się to sprawą prostą.