O tym, że Minister Spraw Zagranicznych chce podważyć przepisy Unii Europejskiej
"Dążę do ustanowienia precedensu prawnego, mianowicie, że fora internetowe rządzą się nie ustawą o hostingu, o użyczaniu serwerów, tylko rządzą się prawem prasowym, w związku z tym wydawcy są odpowiedzialni za treści, które rozpowszechniają"
- Radosław Sikorski, Minister Spraw Zagranicznych, w wypowiedzi cytowanej przez Polską Agencję Prasową w tekście Sikorski: konieczne prawo dot. odpowiedzialności za słowa w internecie.
Polski system prawny nie kieruje się zasadami precedensowymi. W Polsce nie ma też takiej ustawy, jak "ustawa o hostingu", ani ustawy "o użyczeniu serwerów". Dlatego prawdopodobnie minister Sikorski chciał powiedzieć coś innego, niż powiedział. Chociaż intencje są dla mnie jasne i zrozumiałe.
Obok pisałem o założeniach związanych z nowelizacją ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (to jest ta ustawa, w której sformułowane zasady odpowiedzialności wynikają z implementacji do polskiego porządku prawnego Dyrektywy 2000/31/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 8 czerwca 2000 r. w sprawie niektórych aspektów prawnych usług w społeczeństwie informacyjnym, a w szczególności handlu elektronicznego w obrębie wolnego rynku ("dyrektywa dotycząca handlu elektronicznego")). Te same założenia dotyczą procedury notice and takedown (por. Świadczenie usług drogą elektroniczną: w przyszłym tygodniu rząd przyjmie założenia do zmiany ustawy). Wcześniej zaś pisałem o pozwach ministra Sikorskiego: Trwa dyskusja o anonimowości, procedurze notice and takedown i odpowiedzialności za treści.
Rozumiem, że Minister Spraw Zagranicznych - dążąc do "ustanowienia precedensu" - chciałby podważyć przepisy Unii Europejskiej, w szczególności art. 14 i art. 15 dyrektywy. Oznaczałoby to, że chciałby też, aby Polska, jako kraj członkowski, nie wypełniała swoich zobowiązań wynikających z członkostwa w Unii Europejskiej. A może coś źle rozumiem.
W każdym razie przepisy unijne, w sferze działania których minister Sikorski chce ustanowić "precedens", mają następujące brzmienie:
Artykuł 14
Hosting
1. Państwa Członkowskie zapewniają, żeby w przypadku świadczenia usługi społeczeństwa informacyjnego polegającej na przechowywaniu informacji przekazanych przez usługobiorcę usługodawca nie był odpowiedzialny za informacje przechowywane na żądanie usługobiorcy, pod warunkiem że:
a) usługodawca nie ma wiarygodnych wiadomości o bezprawnym charakterze działalności lub informacji, a w odniesieniu do roszczeń odszkodowawczych — nie wie o stanie faktycznym lub okolicznościach, które w sposób oczywisty świadczą o tej bezprawności; lub
b) usługodawca podejmuje niezwłocznie odpowiednie działania w celu usunięcia lub uniemożliwienia dostępu do informacji, gdy uzyska takie wiadomości lub zostanie o nich powiadomiony.
2. Ustęp 1 nie ma zastosowania, jeżeli usługobiorca działa z upoważnienia albo pod kontrolą usługodawcy.
3. Niniejszy artykuł nie ma wpływu na możliwość wymagania od usługodawcy przez sądy lub organy administracyjne, zgodnie z systemem prawnym Państw Członkowskich, żeby przerwał on naruszenia prawa lub im zapobiegł oraz nie ma wpływu na możliwość ustanowienia procedur regulujących usuwanie lub uniemożliwianie dostępu do tych informacji przez Państwa Członkowskie.
Artykuł 15
Brak ogólnego obowiązku w zakresie nadzoru
1. Państwa Członkowskie nie nakładają na usługodawców świadczących usługi określone w art. 12, 13 i 14 ogólnego obowiązku nadzorowania informacji, które przekazują lub przechowują ani ogólnego obowiązku aktywnego poszukiwania faktów i okoliczności wskazujących na bezprawną działalność.
2. Państwa Członkowskie mogą ustanowić w stosunku do usługodawców świadczących usługi społeczeństwa informacyjnego obowiązek niezwłocznego powiadamiania właściwych władz publicznych o rzekomych bezprawnych działaniach podjętych przez ich usługobiorców lub przez nich przekazanych informacjach lub obowiązek przekazywania właściwym władzom, na ich żądanie, informacji pozwalających na ustalenie tożsamości ich usługobiorców, z którymi mają umowy o przechowywanie.
Podobne materiały gromadzę w dziale cytaty niniejszego serwisu.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Myślę, że nie ma sensu
Myślę, że nie ma sensu czepianie się słówek. Minister wypowiadał się jako poszkodowany i nie będąc prawnikiem miał prawo do takich wypowiedzi. Myślę, że wszyscy rozumiemy, o co chodziło Ministrowi.
A ja się nie zgodzę
bo uważam i oczekuję, że Minister, jako naczelny organ administracji i osoba słuchana i cytowana, będzie się wypowiadać w sposób konkretny, przemyślany i prawidłowy. I nie ma znaczenia, że nie jest prawnikiem, bo jeśli chce coś powiedzieć, to powinien robić to tak, by nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania, niepokoju itp. A jak się na czymś nie zna to niech się nie wypowiada, albo skonsultuje z prawnikami ze swojego ministerstwa.
Poza tym naprawdę nie trzeba być prawnikiem, żeby odwoływać się do obowiązujących nazw ustaw i nie posługiwać się pojęciem precedensu w sytuacjach, w których jest ono z czapki.
Nie jestem prawnikiem, lecz
Nie jestem prawnikiem, lecz wiem, że w Polsce nie ma precedensu.
Nie jestem prawnikiem, lecz wiem, że w nie istnieje ustawo o użyczeniu serwerów.
Jeżeli minister wali takiego gniota publicznie - jest to kompromitacja.
Ja właśnie wiem, co
Ja właśnie wiem, co minister miał na myśli i z powodów przytoczomych przez Vaglę bardzo mnie to niepokoi.
gdyby wszystko sprawdzać
Gdyby serwis nk.pl chciał sprawdzać każdy nowy wpis, to liczba etatów w Spółce musiałaby wzrosnąć o ok. 41.500. W sumie, to, dobry sposób na zwiększenie PKB.
Minister mowil (wczoraj u
Minister mowil (wczoraj u Moniki Olejnik) o opiniach/forach przy wydaniach internetowych wydawnictw papierowych, a nie o roznych forach/e-dyskusjach typu facebook. Opinie czytelnikow powinny byc traktowane jak listy do redakcji czyl cenzurowane i to bez wzgledu na to, ze administracja on-line burzliwych dyskusji jest kosztowna i trudna do przeprowadzenia. Agitacja: jesli wydawnictwo jest stac na wydawanie to i na 24-godzinnego cenzora postow.
Nadinterpretacja wypowiedzi ministra nie jest potrzebna, chyba ze znow chodzi o egzaltacje/okrzyki oburzenia :(
Pomysłodawcom cenzury trzeba patrzeć na ręce
Jeśli cenzura będzie obowiązkowa z mocy prawa, a dodatkowo słabo zdefiniujemy (co w polskim prawie nagminne niestety), co to jest "forum przy wydaniach internetowych wydawnictw papierowych") to za chwilę FB może okazać się nielegalny.
Dlatego wszystkim tego typu pomysłom, nawet w postaci hasła rzuconego przy okazji "słusznej sprawy" trzeba się bardzo dokładnie przyglądać. Dla bezpieczeństwa zaprotestować i od razu pytać o szczegóły.
Celowo w pierwszym akapicie nieco nadinterpretowałem. Ale niestety nie mam pewności, czy w ramach prac legislacyjnych coś takiego by nie przeszło... A potem pisać do Prezydenta, żeby jednak zawetował?
>Minister mowil (wczoraj u
>Minister mowil (wczoraj u Moniki Olejnik) o opiniach/forach >przy wydaniach internetowych wydawnictw papierowych, a nie o >roznych forach/e-dyskusjach typu facebook. Opinie >czytelnikow powinny byc traktowane jak listy do redakcji >czyl cenzurowane i to bez wzgledu na to, ze administracja >on-line burzliwych dyskusji jest kosztowna i trudna do >przeprowadzenia. Agitacja: jesli wydawnictwo jest stac na >wydawanie to i na 24-godzinnego cenzora postow.
Problem w tym, że wg Ustawy pod prasę można podpiąć teraz (prawie) wszystko... nawet serwisu urzędowe, o czym wspominał już na swoim blogu (?) Vagla.
>Nadinterpretacja wypowiedzi ministra nie jest potrzebna, >chyba ze znow chodzi o egzaltacje/okrzyki oburzenia :(
Znów chodzi o oburzenie kolejną próba zakneblowania internetu przez polityka. Kilka gazet da się kupić - milionów internautów nie.
A jaka jest różnica
A jaka jest różnica pomiędzy forum przy "wydaniu elektronicznym wydawnictwa papierowego", a dyskusją na dużym portalu niezwiązanym z papierowym wydawnictwem, a dyskusją na Facebooku, albo dyskusją na forum prowadzonym przeze mnie? Dlaczego w ogóle powinno istnieć jakieś rozróżnienie?
prorządowo (czy raczej proministerialnie)
Ostatnio na FB eksplikowałem racje o. Rydzyka to u Vagli mogę (chyba) dla odmiany, w ramach ćwiczeń z erystyki i retoryki pokusić się o egzegezę ministra
Po pierwsze, nie ma co się spierać o słowo "precedens", bo ono w polskim języku występuje, ba nawet prawnicy go używają:
(powinno być "unikatową" ale to już inna historia). A cytat jest ze strony Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze (bardzo interesująca strona swoją drogą).
Po wtóre: UŚUDE... no właśnie - wiecie co ja myślę o UŚUDE i o klauzuli notice and takedown. Nie wiecie - to poczytajcie tutaj i u mnie. A nie zdradzę wielkiej tajemnicy, kiedy napiszę, że rozmaite portale wręcz celowo zatrudniają "podgrzewaczy atmosfery". I robią tak, bo portale żyją z wyświetleń reklam, a reklama się wyświetli kiedy dziecko neostrady wejdzie na stronę z komentarzem zaczynającym się na tak ekscytujące słowa jak [...autocenzura...] albo [...autocenzura...]. Z tego samego powodu zamiast tytułów notatek robi się "zajawki" (Vagla - porządny człowiek - może napisać "O tym, że Minister Spraw Zagranicznych chce podważyć przepisy Unii Europejskiej", gdyby był portalem komercyjnym napisałby "Minister przeciwko Unii" albo jakoś podobnie).
Oczywiście taki sposób uprawiania "marketingu" poprzez negatywne emocje (mowa o marketingu portalowym a nie o Vagli rzecz jasna) jest i nieetyczny i nieprofesjonalny i - last but not least - nieskuteczny, bo tego rodzaju rozemocjonowana klientela to nie jest dobra klientela, ale tego jeszcze rodzimego chowu "marketingowcy" nie zauważyli (o tym, że nie jest dobre takie rozemocjonowane społeczeństwo innym razem). Może - żeby zauważyli - trzeba ich pociągać po sądach albo straszyć bojkotami? Słowem: czy istnieją/powinny istnieć prawne narzędzia walki z brakiem kultury? Niby Quod non vetat lex, hoc vetat fieri pudor, ale co robić, kiedy ten pudor jakby ma niedobory? Osobiście za słuszniejsze uważam w tym zakresie wychowywanie niż penalizowanie...
Po trzecie: Czy działania ministra Sikorskiego będą skuteczne? Podejrzewam, że wątpię. Mamy w kraju hmm "przyzwolenie społeczne" (czy może raczej "wolę polityczną" :)) na ekspansję chamstwa rozmaitego autoramentu, nie tylko w mediach internetowych i nie tylko wśród dzieci neostrady. Brak elementarnej kultury nie przeszkadza w robieniu kariery w mediach, sejmie, urzędzie. Napisałem "nie przeszkadza" a powinienem był napisać "pomaga" (na tej samej zasadzie: zwrócenia na siebie uwagi przez - co za staroświecki związek frazeologiczny - publiczne zgorszenie). Internet wygląda tak jak wygląda krajowy "dyskurs społeczny" (który, że zacytuję Ziemkiewicza, ma z dyskursem tyle wspólnego co izba wytrzeźwień z Izbą Lordów), a ten wygląda tak jak wyglądają celebryci i politycy (czyli jak wyglądają media tradycyjne, które też wyglądają tak jak społeczeństwo tylko za jakiś czas, bo jednak mają dużą rolę opiniotwórczą (słowo "wychowawczą" byłoby tutaj niezamierzenie ironiczne)). A że ryba psuje się od głowy, to próby jej naprawiania od ogona jak sądzę są romantycznym mierzeniem sił na zamiary, któremu mogę luźno kibicować ale bez większych nadziei na efekty. Wolałbym, żeby polityk robił skuteczną politykę niż ładne gesty, ale jak się nie ma co się lubi...
> Oczywiście taki sposób
> Oczywiście taki sposób uprawiania "marketingu"
> poprzez negatywne emocje (mowa o marketingu
> portalowym a nie o Vagli rzecz jasna) jest
> i nieetyczny i nieprofesjonalny i - last but
> not least - nieskuteczny...
Wchodzę na gazeta.pl, onet.pl i inne wielkie *.pl i tam widzę przykłady takiego "marketingu"... jakby nie był skuteczny to chyba najwięksi gracze by go nie uskuteczniali?
habituacja czyli miliardy much nie mogą się mylić
Był taki nieelegancki dowcip o jedzeniu i wprost przeciwnie, którego pointa była właśnie o tych muchach. Ale ja nie o tym. Zacznijmy (żeby nie dawać pretekstu Moderatorowi) od przepisów prawa, a konkretnie ustawy z dnia 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji
Pytanie, czy nie lepiej byłoby pościgać portale z tej ustawy (halo, halo, jest tu jakiś minister)?
Pytanie dlaczego jest takie prawo. Otóż dlatego, że "negatywne" uczucia są poprawdzie bardzo silne ale ich wywoływanie, szczególnie na masową skalę ma negatywne skutki zarówno społeczne jak i indywidualne. Człowiek żyjący w ciągłym strachu, zdenerwowaniu, stresie jest podatny na choroby psychiczne (cztery miliony Polaków korzystało z porad psychiatry a milion jest pod opieką psychiatrów.... nie mam nic przeciwko psychiatrom ani przeciwko chorym psychicznie ale przyzna Pan(i), że to nie są budujące wskaźniki i że lepiej byłoby, żeby ten odsetek - przynajmniej chorych, bo korzystających sporadycznie z porad już niekoniecznie - malał) i somatyczne zresztą też. Człowiek poddany ciągłemu zalewowi na przemian - wulgaryzmów i brutalizmów w najlepszym razie przyzwyczaja się do nich i obojętnieje, w najgorszym - włącza się w tak wykreowany system. Aż nie chce mi się przywoływać niesławnej pamięci doktora Goebbelsa. Przyzna Pan(i) - marketingowo skuteczny to on i jego szalony pryncypał byli jak mało kto. Żeby ze spokojnych poddanych - w dużej mierze operetkowej - monarchii zrobić, w ciągu zaledwie ćwierćwiecza, ludobójców trzeba nie lada talentu w dziedzinie inżynierii społecznej. Skuteczność jest pewną miarą, niektórzy uważają że dla polityków nawet główną, ale nawet jeśli tylko nią się posłużymy to losy wspomnianego ministra i jego führera pokazują, że nawet w świetle wyłącznie tego kryterium, na metę dłuższą niż ćwierćwiecze nie opłaca się posługiwać negatywnymi emocjami. Zresztą - czy ja nie piszę oczywistości?
Z nowszych przykładów można przypomnieć choćby zabójstwo P. Marka Rosiaka i dyskusję jaka się potem przetoczyła na temat języka polityki. Przetoczyła się i w zasadzie nic. Otóż moim zdaniem jest rzeczą jasną, że kiedy pojedynczy polityk mówi - od wielkiego dzwonu - o dorżnięciu watahy (na przykład) to jest to jego swobodna ekspresja i nie ma on obowiązku zastanawiać się jaki wpływ będą miały jego słowa na na przykład słabych psychicznie furiatów. Natomiast mam lekki dysonans poznawczy kiedy najpierw z tego rodzaju wystąpień robi się dla całej "klasy politycznej" modus operandi (a w zasadzie modus vivendi) a potem się dziwi, że poziom kulturalny "polskiego internetu" jest żenująco niski.
Miałem pisać o portalach a nie o politykach, ale w zasadzie problem jest ten sam, bo chodzi o kulturę przekazu medialnego (a czy promuje się tym przekazem ogórki czy dajmy na to Kanclerza z Rakowa to kwestia w tym kontekście wtórna) i o skutki jej braku: przywykanie (tytułową habituację) skutkujące tym, że nie ma już jak pobudzić zainteresowania klienta, któremu znudziły się gwałty, rozboje i trzęsienia ziemii. No więc z braku lepszego pomysłu trzeba (?) zintensyfikować bodźce (dobrze, że nie ma telewizji dotykowej, bo telewizor waliłby nas pałą po głowie, żeby zwrócić na siebie uwagę). I w sejmie i na portalu i w telewizji. I tak dalej jak wyżej - tzw. dodatnie sprzężenie zwrotne, które kończy się jak wiadomo utratą stabilności systemu. I po to żeby do tego nie doszło wkracza prawo i państwo (tak jak wkracza po to, żeby naturalne ale łatwe do wynaturzenia tendencje rynkowe nie prowadziły do powstawania monopoli albo żeby naturalna ale łatwa do wynaturzenia dążność do szczęścia nie zamieniła społeczeństwa w stado narkomanów). Pytanie tylko gdzie i jak powinny wkroczyć żeby nie okazały się lekarstwem gorszym od choroby. Czy takim jest cenzura? A może jakaś forma odpowiedzialności za własne strony (kłania się UŚUDE znowu)...
BTW, trochę nie à propos, a trochę tak: dziś trafiłem na stronę http://rozdziewiczalnia.pl/ (proponuję zacząć od czytania strony oznaczonej pytajnikiem). Interesujące, że wśród reakcji, o których piszą autorzy były propozycje wywiadów do gazet czy gróźb a nie było doniesienia (to znowu, żeby Moderator przepuścił ten wpis ;)) z art 204 KK... a może właśnie wcale nie interesujące, przecież już się PRZYZWYCZAILIŚMY do gorszych rzeczy i wiemy, że groźba jest dobrą metodą dyskursu społecznego a oglądalność i czytalność (poczytność?) dobrymi miarami jakości gazety...
Śliczny aczkolwiek
Śliczny aczkolwiek przydługi nieco post. Ja odpowiem krótko.
> A może jakaś forma odpowiedzialności
> za własne strony (kłania się UŚUDE znowu)...
Żadna i nigdy. Odpowiedzialność za słowo powinien ponosić wyłącznie jego autor. Autocenzura to najgorsza forma cenzury. Niestety widzę, że coraz więcej osób (co zapewne cieszy polityków) podziela Pańską opinię. Za kilka/naście lat czytać będziemy tylko biuletyny z biura informacyjnego Sejmu...
Kolejny autorski pomysł na naprawę świata :)
odpowiedzialność a cenzura to jednak dwie różne rzeczy :) Jeśli Jaś Kowalski napisze Panu/Pani na płocie jakieś teksty o dajmy na to matołach, to oczywiście Pan(i) za to nie odpowiada, choćby ktoś poczuł się urażony - niech sobie ściga/pozywa Jasia (i dlatego nie wiem czy potrzeba w ogóle jakichś klauzul w UŚUDE - czym się różni płot od Internetu w końcu, to medium i to medium ;)), natomiast jeśli Pan zatrudnia Jasia, żeby Panu/Pani na płocie mazał prowokacyjne hasła, albo odmawia podania jego tożsamości zasłaniając się tajemnicą dziennikarską, to jak się wydaje powinien/powinna Pan(i) jakąś odpowiedzialność ponosić. Co więcej - jeśli poinformuję Pana/Panią jako właściciela/właścicielkę płotu, że czuję się urażony tym, co na nim jest napisane, to o ile nie pociąga to za sobą jakichś kosztów (a tu zapis elektroniczny ma tę przewagę nad farbą olejną, że łatwiej go zasłonić) i o ile uznaje Pan(i) moje racje, poczuje się Pan(i) zapewne zobligowana do zasłonięcia obraźliwego (bądź przestępczego) napisu. Rzecz jasna trzeba znaleźć złoty środek uniemożliwiający zaDoSowanie płota (albo np zamknięcie ust konkurencji). Ostatnio w kontekście UŚUDE zastanawiałem się nad kwestią samej wiarygodnej informacji i żądania usunięcia i luźno myślałem sobie nad wykorzystaniem doświadczeń z elektronicznym postępowaniem upominawczym. Gdyby żądania zasłonięcia "nielegalnej informacji" zgłaszać przez odpowiedni e-sąd (pod rygorem automagicznego zamienienia ich na pozew/doniesienie o przestępstwie w wypadku braku reakcji bądź odmowy) to miałoby to następujące pozytywy:
1. Przesłanie żądania byłoby rejestrowane przez "trzecią stronę" (tj oczywiście w sensie komunikacji a nie prawa), która dysponowałaby dokumentacją, która byłaby dowodem w ewentualnym sporze
2. W przypadku doniesienia o przestępstwie (oczywiście zgłaszający musiałby wybrać czy zgłasza "treść zakazaną" przepisani prawa karnego czy tez w razie odmowy usunięcia będzie chciał się domagać zadośćuczynienia w procesie cywilnym) automatycznie powiadamiana byłaby prokuratura, a informowany o treści provider wiedziałby, że ma jej umożliwić procesowe zabezpieczenie śladów dowodowych (czyli dostaję info z e-delatora, że odnośnie do umieszczonego na moim portalu komentarzu zostało złożone doniesienie o podejrzeniu popełnienia przez komentującego przestępstwa np obrazy uczuć religijnych z informacją, że jutro o 14 zjawi się specjalista policyjny, któremu trzeba udostępnić odpowiedni nośnik i warunki do wykonania jego kopii binarnej - wszystko spokojnie i profesjonalnie), analogicznie można by postępować w przypadku skargi cywilnoprawnej ("w przypadku jeśli odmówi Pan umycia płota juto pojawi się u Pan fotograf, który płot sfotografuje, fotograf będzie państwowy ale działał będzie na koszt powoda" - teraz mamy problemy z zabezpieczaniem materiału dowodowego przed złożeniem pozwu)
3. Złożenie fałszywego doniesienia o przestępstwie jest karalne
4. Automagiczne przekształcenie żądania zasłonięcia treści w pozew mogłoby (i powinno) być obłożone opłatą sadową, co skutecznie zniechęciłoby żartownisiów. Można by zrobić opłatę progresywną - np wzrastającą co sto pozwów aby zniechęcić pieniaczy.
5. Przy okazji załatwilibyśmy, przynajmniej w obrębie kraju, kwestie pornografii dziecięcej/e-hazardu/filtrowania. Zgłoszono - provider został poinformowany MUSI umożliwić procesowe zabezpieczenie dowodu elektronicznego i jeśli ma nie odpowiadać MUSI uniemożliwić dostęp do treści (oczywiście po zabezpieczeniu dowodów rzeczowych, które - i to wymaga sprawnej i wyspecjalizowanej jednostki policji bądź współpracy z biegłymi, ale to jest do zrobienia - musi następować szybko)
Myślę, że takie rozwiązanie pozwoliłoby po pierwsze zachować cywilizowane standardy dochodzenia swoich racji, po wtóre pomogło w "odchwaszczeniu" internetu, po trzecie nie dodawało dostawcom usług nadmiaru obowiązków ani nie stawiało ich w roli cenzorów (nie muszę się zastanawiać, czy komentarz na mojej stronę jest "legalny", mam jawną informację, że Iksiński uznał (i gotów jest zainwestować pieniądze w dochodzenie swoich racji), że narusza on konkretny artykuł konkretnej ustawy, mam czas na reakcję na tę sytuację, mogę się nie zgodzić ze zdaniem Iksińskiego, muszę wtedy tylko udostępnić możliwość zabezpieczenia kopii binarnej dysku, nie ryzykuję nalotu nad ranem i zabrania wszystkich komputerów. Oczywiście w przypadku doniesień o - bo ja wiem - przygotowywanie zamachu terrorystycznego i wycieku treści ze źle skonfigurowanego serwera będącym własnością potencjalnego terrorysty trzeba użyć nieco innych mechanizmów egzekwowania prawa (i to też trzeba rozważyć przy okazji wiadomej klauzuli w UŚUDE, żeby nie wyłączyć odpowiedzialności za daleko)).
Taaak - jak Wam się podoba i dlaczego tak nie można?
szapo ba
Zdecydowanie tak. Wychowywanie a nie penalizowanie. To ostatnie, per saldo, służy raczej krętaczom i ... prawnikom.