Dbając o potrzeby naszych klientów
Zadzwonił telefon. Odebrałem. Czy nie chciałbym przyłączyć się do społecznej kampanii na rzecz poprawy konkurencyjności rynku internetowego? Przecież to słuszny cel. Ale, zaraz. O co chodzi? Rozpoczęła się intrygująca kampania lobbingowa PR'owska, która ma zwrócić uwagę europejskiej opinii publicznej (w tym uwagę polityków) na to, że jedna z firm osiągnęła zbyt silną pozycję na rynku, a przez to zagraża innym firmom konsumentom. Ktoś zadał sobie sporo trudu, by zadzwonić do kilku osób. Ktoś zadał sobie sporo trudu, by stworzyć (zahasłowany nadal) serwis internetowy, w którym znajduje się petycja. Ktoś zadał sobie sporo trudu, by treść petycji przetłumaczyć na dziewięć języków. Kampania społeczna, ruch obywatelski, w którym biorą udział "organizacje" i "osoby prywatne" realizowana jest przez agencję PR z Londynu. Proste pytanie skierowane do dzwoniącego: "kto płaci agencji?" pozostało bez odpowiedzi. Ale od czego jest dociekliwość?
Nie tylko ja otrzymałem taki telefon. Nie tylko mnie zapaliły się czerwone światełka w głowie. A potem zapaliła mi się jeszcze jednak lampka, gdy rozważałem jak opisać całe zdarzenie. Być może ktoś był na tyle sprytny, by zadzwonić do różnych osób, a przez fakt, że "kampania" jest na wczesnym etapie, więc witryna jest jeszcze zabezpieczona hasłem ("prześlemy hasło, jeśli zdecyduje się Pan na poparcie idei"), stworzyć informacyjne podciśnienie. Nic tak nie robi dobrze rozprzestrzenianiu się informacji, niż tajemnica.
A więc jeśli jesteś wybrany możesz podpisać petycję. Zdaje się, że sposób w jaki rozmawiałem przez telefon nie był właściwy, bo rozmówca nie przesłał mi tajnego linku z tajnym hasłem. Zatem nie muszę utrzymywać ich w tajemnicy (bo przecież otrzymałem je z innego źródła). Ale... Druga lampka. Może komuś o to chodzi, by komentatorzy zaczęli pisać o petycji przeciwko jednej z globalnych spółek, a jednocześnie nie wspominając o spółce, która zleciła i finansuje całą "społeczną kampanie"? Lepiej po prostu zwrócić uwagę internautom, że ktoś zaraz będzie ich próbował ostro wkręcić, ale nie podawać nazw spółek (mam też już swój typ dotyczący tego, kto za tym wszystkim stoi).
Dbając o potrzeby naszych klientów i w poszanowaniu prawa - my, niżej podpisani - występujemy w obronie transparentnego i konkurencyjnego Internetu. Uznajemy, że wartości te stają się zagrożone przez stosowane na rynku usług internetowych praktyki godzące w prawo własności intelektualnych oraz w prawo użytkowników do prywatności.
Dbając o potrzeby naszych klientów. Hmmm.. Poszanowanie prawa. Transparentny internet. Praktyki godzące w prawo własności intelektualnej. Prawo użytkowników do prywatności. Kto zgadnie, działania jakiego przedsiębiorstwa mogą leżeć na sercu autorom petycji?
W treści padają jeszcze takie sformułowania, jak "podstawą innowacyjnych działań w Internecie jest zachowanie zasad zdrowej konkurencji", albo "e-biznes może liczyć na rozwój tylko wówczas, gdy konsumenci jednocześnie będą mieli świadomość, w jaki sposób informacje o ich działaniach w Internecie są wykorzystywane". A w związku z tym odpowiednio "Urzędy ochrony konkurencji powinny poddać starannej analizie wszystkie te transakcje w sektorze", a potem "Władze powinny także zadbać o to, by proces zbierania i przetwarzania danych o użytkownikach Internetu (...) odbywał się zgodne z prawem".
W liście ujawniającym hasło i adres można przeczytać (poza nazwą polskiej niezależnej firmy konsultingowej, współpracującej z londyńską agencją PR):
...w związku z inicjatywą mającą na celu zwiększenie świadomości wśród polityków i decydentów na temat rynku online. Wspieramy grupę zainteresowanych organizacji i osób prywatnych, którzy postanowili wyrazić swój sprzeciw wobec praktyk zagrażających zdrowej konkurencji na rynku reklam w Internecie. Niepokojącym jest bowiem fakt gdy pojedyncza firma zdobywa dominująca pozycję na rynku wyszukiwarek i reklam internetowych...
Taki mały "społeczny" donosik. Kto jest podpisany pod tą petycją - zapytałem telefonicznego rozmówcę. Różne organizacje społeczne i osoby prywatne. Hmm.. Pomyślałem - jakbym dał się wkręcić byłbym właśnie taką prywatną osobą. Nie lubię, gdy się mną manipuluje.
Widziałem parę razy jak powstają i realizowane są prawdziwie społeczne kampanie. Takie oddolne. Takie, w których wielu ludzi dochodzi do wspólnego wniosku, że trzeba zacząć działać. Takich ludzi zwykle nie stać na to, by wynająć profesjonalną, działającą w całej Europie (a nawet na świecie - Burson-Marsteller is the world's fifth largest PR company, a jeden z "techninczych" dyrektorów tej agencji zarejestrował domenę "społecznej" kampanii na własne nazwisko), agencję PR. Ktoś, kto organizuje kampanie woli raczej kupić papier na ulotki, niż wydawać kasę, by obdzwonić iluśtam ludzi w całej Europie, których wytypowano tylko wedle sobie znanych kryteriów. Nie stać ich na to, by wynająć dalszych podwykonawców (np. "niezależnych" firm konsultingowych w Polsce, które jednak w swej niezależności współpracują z...). Społeczne kampanie powstają spontanicznie. Wiadomo kto bierze w nich udział. Wiadomo jakie cele są do osiągnięcia i jakie interesy są zagrożone. Każdy wyjmuje gorące kasztany z płonącego ogniska własnymi rękami.
Nie lubię, gdy się mną manipuluje.
Microsoft też może nie lubić Google za to, że ten ostatni może zagrozić pozycji MS w Europie.
Nie wiem, kto finansuje kampanię. Dlaczego nie wiem, kto finansuje kampanię?
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Bywa i tak
Quaero Microsoft. Tymczasem nie trzeba byc geniuszem, zeby podejrzewac, ze wyrok SPI, ktory zapadnie juz 17 wrzesnia w sprawie Microsoft v. Commission, T-201/04, OJ C 294 of 02.12.2006, p.56 (plik PDF).
jest przyczyna tego smiesznego i zalosnego "larum".
Osnowa
Osnową jest artykuł Google's DoubleClick deal runs into consumer resistance.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Agencja
W Londynie ta kampania trwała już ze dwa miesiące temu, całe metro było zalepione plakatami, ze 80% informacji w Internecie przechodzi przez "jedną firmę".
Mam tylko jedną wątpliwość, M$ nie jest klientem agencji o której piszesz. Oni obsługiwali Novella m.in. (lista zidentyfikowanych Klientów jest tutaj
Co więcej, ta agencja od 2001 roku nie działa w Polsce - mają tylko partnera Mmd Polska.
Microsoft korzysta z usług tej agencji (znanej m.in. z fałszywych wpisów na blogach)
W Polsce partnerem tej sieci jest First PR
Więc albo fałszywie się przedstawili, albo jest jakiś inny sponsor. Albo tą kampanię robi inna agencja dla niepoznaki.
W Polsce przy tej
W Polsce przy tej "społecznej kampanii" działa spółka EFICOM S.A. W liście, który rozsyłają, napisali jeszcze: "Wspólnie pracowaliśmy projekt zbioru zasad, których przestrzeganie może przyczynić się do wzmocnienia przejrzystości i konkurencyjności usług w Internecie". I jeszcze jedno: "Informacje o organizacjach, które poprały nasz projekt są jak na razie ściśle poufne".
To też element manipulacji
"Informacje o organizacjach, które poprały nasz projekt są jak na razie ściśle poufne" - chodzić może o to, że jeśli zbiorą ileśtam "jeleni", którzy podłączą się do rozpoczętej kampanii, to już zbiorą "tłumek", w którym - po ujawnieniu "organizacji" można ukryć te, które rozpoczęły/zleciły przeprowadzenie akcji. Prawdziwie sprytni mocodawcy zapewne wcale nie pojawią się na liście.
Trzeba uważać na takie obywatelskie akcje. To jak w tej społecznej kampanii dotyczącej ochrony dzieci: nigdy nie wiadomo kto jest po drugiej stronie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
A ja nie napisałem, że MS
Nie napisałem, że Microsoft zlecił kampanie. Napisałem jedynie, że MS może nie lubić Google za to, że Google zdobywa coraz większą pozycje i może zagrozić interesom tej spółki. Zresztą nie jestem bezkrytyczny wobec Google. A chodzi właśnie o to, że nie mówi się, kto finansuje kampanie. Ja nie wiem kto.
Poza tym i zupełnie na marginesie: to, że jakaś spółka nie jest na liście "zidentyfikowanych" klientów, nie znaczy jeszcze, że nie jest czyimś klientem.
Swoją drogą - te społeczne akcje polegające na identyfikowaniu klientów agencji PR (firm konsultingowych, czy innych lobbingowych) to chyba też jest znak czasów. Czasami śledząc źródła i sposób obiegu informacji można dojść do interesujących wniosków. Zupełnie innych, niż chcieliby ludzie "wywierający wpływ" (por. Socjologowie po grzebaniu w śmieciach alarmują).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Kampania Ask przeciwko Google
Może chodzi o to, choć dziwi mnie trochę że Ask próbuje robić takie kampanie w Europie, gdzie prawie nikt i tak ich nie zna...
http://en.wikipedia.org/wiki/Ask.com#Information-revolution.org_campaign
http://blogoscoped.com/archive/2007-03-18-n76.html
Nim przeczytałem komentarze
Nim przeczytałem komentarze uznałem że Autor jest paranoikiem. W tekście nie pojawiły się dowody a jedynie domysły. Na szczęście w komentarzach Autor sprecyzował że nie wie kto za tym stoi.
Artykuł przyniesie więcej szkody niż pożytku. Nie wiele jest osób które umieją czytać ze zrozumieniem, analizować, wyciągać własne wnioski. Jaki będzie odbiór tego tekstu? Przygniatająca większość ludzi nie wdając się w szczegóły będzie powtarzać jak mantrę że Microsoft jest złem wcielonym. Zresztą krytykowanie Microsoft jest w modzie. Oczywiście próżno szukać w tej krytyce słusznych argumentów i konstruktywności. Proponuję spojrzeć na wykop.pl gdzie jednoznacznie określono i publicznie skazano Microsoft.
Co ważniejsze, to nie jest zachowanie w stylu Microsoft. Głównym wrogiem MS jest piractwo. O ile MS organizuje akcje legalizacyjne gdzie można kupić oprogramowanie taniej o tyle nie wysyła patroli policyjnych do domów w celu kontroli legalności oprogramowania.
Co do finansowania to jest wiele firm i osób które stać na taka kampanię. Z resztą to nie jest rzeczowy argument. Bo skoro stać mnie na broń palną to czy znaczy to że z niej zabijam?
Osobą nie znającym filmów polecam sie z nimi zapoznać.
Pozdrawiam.
A po przeczytaniu?
Czy po przeczytaniu komentarzy nadal uznaje Pan tak, jak uznał Pan przed ich przeczytaniem?
Ten serwis jest dla ludzi, którzy umieją czytać ze zrozumieniem, analizować, wyciągać własne wnioski. Pod wpływem Pana komentarza umieściłem jednak w tekście wytłuszczoną notatkę: Nie wiem, kto finansuje kampanię.
Dlaczego nie wiem, kto finansuje kampanię?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Czy to nie dziwne?
Czy to nie dziwne?
Uważam że wszystkie społeczne akcje:
1. zawsze powinny być jawne,
2. transparentne,
3. udokumentowane.
Czyste hasła propagandowe są jak antyreklama. Czy nie można tego było podciągnąć w kontekście przepisów prawnych jako przejaw nieczystej konkurencji. Lobbing już istnieje od dawna, lecz to co się ostatnio wyprawia z tzw. standardami w różnych krajach, teraz akcjach społecznych napawa mnie niesmakiem. Władze państwowe powinny baczniej przyglądać się takim akcją. Gdzie jest ustawowa dbałość o obywatela?
Pytanie za 100 punktów: czy nie ma jakiejś ciekawej ustawy to regulującej? Znając naszych parlamentarzystów pewnie znalazło by się kilka nie jasnych przepisów. Chciał bym zrozumieć więcej, prosił bym więc o głębszą analizę tego zagadnienia. W przyszłości może okazać się bardzo pomocna, w zwalczaniu tzw. akcji społecznych inspirowanych majątkami korporacji.
Czy po przeczytaniu
Czy po przeczytaniu komentarzy nadal uznaje Pan tak, jak uznał Pan przed ich przeczytaniem?
Oczywiście że zmieniłem zdanie o Panu :)
To nie pierwszy raz...
Proszę o doprecyzowanie komu przyniesie te szkody?
Czy twierdzi pan, że cała krytyka sposobu działania firmy Microsoft jest bezpodstawna?
Pozwolę sobie się nie zgodzić. Jest to jak najbardziej zachowanie w stylu Microsoftu, od kampanii GetTheFacts do incydentów takich jak kupowanie głosów, czy akcja blogowa po automatycznej aktualizacji. Nie mogę powiedzieć że w tym przypadku jest to Microsoft - mam jescze za mało informacji. Dodatkowo jeszcze ta wypowiedź Jeffa Raikesa wskazuje na to, że przyzwyczajanie do swoich produktów m.in. przez przyzwalanie na piractwo jest jedną ze strategii promocyjnych Microsoftu. Większość osób (nie tylko w Polsce) uważa system Windows za coś darmowego (częściowo dzięki licencjom OEM), co można pożyczyć od kolegi jak się zepsuje i zainstalować. Jak na razie nie zauważyłem wielkich billboardów, ba nawet maleńkich bannerów, z napisem "Windows nie jest darmowy" albo "Za Windows trzeba płacić". W Polsce masowe zakupy licencji na Windows zaczęły się przy okazji kontroli FOTA, ZPAVu itp., a nie BSA.
Oprócz środków trzeba mieć jeszcze motyw i jeżeli istnieją poszlaki lub poprzednie przypadki podobnych akcji reklamowych to jest to pewna wskazówka. Pytanie powinno brzmieć "Bo skoro stać mnie na broń palną, strzelałem wcześniej do ludzi i Marek przejąłby mój spadek po babci gdyby przeżył to, czy to znaczy, że go zabiłem?". Odpowiedź brzmi "Nie, ale jest to bardzo prawdopodobne". Microsoft adCenter jest trzecią (wcześniej doubleclick i zbieracz statystyk Gemius'a) najczęściej przeze mnie blokowaną firmą i Microsoft zdecydowanie zyskałby na rozbiciu DoubleClick i Google Ads.
Szczerze mam nadzieję, że Microsoft nie robi już takich akcji "promocyjnych".
"Głównym wrogiem MS jest
"Głównym wrogiem MS jest piractwo" - a czy mógłbym się dowiedzieć, z jakich danych korzystałeś(aś), aby sformułować tę tezę?
nie w stylu M$?
Również nie popieram społecznej postawy "M$ jest złe - bo tak!" (sam gdy źle mówię o M$, zawsze staram się przytoczyć właściwe danej dyskusji argumenty). Jednak tutaj jakoś nie mam zbytnio wątpliwości co do źródła funduszy na tą kampanię.
Głównym wrogiem MS jest piractwo
Mam wrażenie, że piractwo przestało im już tak bardzo przeszkadzać. Od czasu kampanii "9 of out 10 Terrorists use Linux" coraz bardziej jestem zdania, że dziś M$ walczy głównie z firmami i korporacjami, które zdobyły się na to żeby stworzyć im konkurencję i oczywiście z ich najpoważniejszą IMHO konkurencją: Open Source (patrz kombinacje z Novellem, patentami i licencjami).
Google za to wspiera ruch Open Source, do tego zdominował rynek usług internetowych, wspiera konkurencyjne przeglądarki, a ostatnimi czasy wypuścił konkurencyjny dla office'a zestaw aplikacji biurowych on-line.
Dlatego też spodziewałem się czegoś konkretnego od M$ przeciwko Google i to wygląda właśnie jakby było to.
Monitoring sieci P2P przez M$
Czyżby? Któregoś dnia dostałem 2 e-maile od mojego ISP, w których pouczano mnie, iż tego-a-tego dnia o tej-a-tej godzinie ściągałem z internetu przy pomocy protokołu BitTorrent plik 'Microsoft Office XP' i że albo usunę ten plik z mojego dysku, albo zostaną powiadomione organy ścigania.
Drugi mail dot. mojego rzekomego rozsyłania spamu.
Zadzwoniłem do ISP i okazało się, po moim wybuchu, że nie ściągałem, ale udostępniałem Office-a. Po dalszej kłótni (z technicznymi szczegółami działania protokołu BitTorrent, w szczególności możliwości identyfikacji mojego systemu jako Linux) i argumencie 'skoro używam Linuxa, to na cholerę mi Office XP, udało mi się dojść do momentu, w którym wyciągnąłem od pani z drugiej strony, że informacje te ma od zewnętrznego źródła, firmy monitorującej ruch P2P na zlecenie M$.
Po dalszej rozmowie udało mi się dowieść, że nie rozsyłałem spamu, ale przy tym, że udostępniałem Office-a pani pozostała.
Teraz pytanie. Jeżeli bym sprawę zignorował, albo się przestraszył i...i nie wiem co zrobił, bo nie pobierałem/wysyłałem Office-a, to w zasadzie mój ISP rzeczywiście mógłby odciąć mi dostęp do netu i oddać sprawę policji.
Pytanie na podstawie czego? Zewnętrznej firmy, która 'monitoruje ruch P2P na zlecenie Microsoftu'? A skąd pewność, że te logi są prawdziwe? A spoofing? Przecież nikt nie korzysta z sieci P2P w połączeniu z SSL-em czy inną metodą gwarancji niezaprzeczalności. W ten sposób dowolna firma może na podstawie swoich logów, stworzonych, rzeczywiście pobranych (a to już inna kwestia) po prostu odciąć mi internet i zgłosić sprawę policji.
I co ja mogę wtedy na swoją obronę powiedzieć? Przecież nie mam 'dowodów' na to, że *nie pobierałem*, a przeciw mnie stoją 'dowody', w postaci 'logów', że pobierałem...Problem polega na tym, że ja swoje 'logi', czy 'dowody' musiałbym po pierwsze w ogóle prowadzić (kto trzyma na domowych komputerach logi upstream-u?) a potem udowodnić ich prawdziwość, podczas gdy taka firma ma autentyczne logi a' priori.
I w końcu zapukali by do mnie policjanci de-facto na zlecenie M$.
Avast Ye!
Czyzby MS (Microsoft jak rozumiem) prowadzil dzialalnosc gospodarcza na morzach i oceanach, ze tak bardzo mu to piractwo przeszkadza?
Dyskusyjna sprawa. Wiem to z doswiadczenia.
Nie mówiąc już o tym:
Nie mówiąc już o tym:
Ceny zestawów legalizacyjnych przecież są wyższe niż ceny legalnych wersji OEM.
O tym, że Google i
O tym, że Google i prywatność jakoś się rozmijają wiadomo nie od dziś. Wystarczy się zapoznać z korespondencją Komisji Europejskiej (w zasadzie ARTICLE 29 Data Protection Working Party) do europejskiego oddziału Googla. Tylko tak naprawdę dla Googla w Europie nie ma alternatywy i długo jeszcze nie będzie. Moim zdaniem nawet PRowska akcja nic nie zmieni.
obiektywny głos?
Czy VaGla (przecież zarabiający na 'reklamach' Google) może być tu obiektywny?
Jest więcej wątpliwości
Czy VaGla będąc członkiem władz izby gospodarczej (obok przedstawiciela Microsoft)... Albo: czy VaGla zaangażowany w Koalicję na Rzecz Otwartych Standardów z ramienia Internet Society Poland, ale w której są też inne podmioty (a Google poparł otwarte standardy wymiany informacji)... Albo.. Czy VaGla... Wszystkie wątpliwości są uprawnione przy ocenie obiektywności głosu. Zwłaszcza głosu, który polega głównie na opisie telefonu zachęcającego do wzięcia udziału w kampanii społecznej, co do której nie dowiedziałem się skąd jest finansowana.
Coś musi być "nie tak", skoro zdarzyło mi się też napisać w tym serwisie:
Albo w innym miejscu: "Tego Google nie pokazuje w wynikach wyszukiwania regionalnej edycji chińskiej wyszukiwarki..." oraz jeszcze w innym: "Tworzy się kontrolowana przez kogoś sfera dostępu do globalnych informacji. Jeśli nie ma czegoś w wynikach wyszukiwania to tak jakby to coś nie istniało. Sam fakt korzystania z pośrednika, z pewnej "bramy" pozwala na wprowadzeniu tam mechanizmu analogicznego do pobierania myta na traktach, najlepiej w okolicy mostów przez rzekę."
Może już czas, żebym opowiedział się wreszcie po którejś z tych dwóch stron potencjalnego konfliktu, a nie tak skakał z miejsca na miejsce, raz pokazując to, a innym razem tamto? Problem w tym, że nie jestem po żadnej z tych dwóch stron konfliktu. A "społeczny konflikt" interesów ma więcej niż dwie strony.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
O akcjach PRowych MS vs
O akcjach PRowych MS vs Google można było poczytać we wczorajszej prasie:
http://money.guardian.co.uk/news_/story/0,,2174794,00.html
Ha!
A więc się zaczyna. Wynika z tego, że podprogowe sygnały związane z czerwonymi światłami z tyłu głowy miały swoje uzasadnienie. Taktyka zaś prawidłowo chyba została przejrzana. Na końcu tego tekstu widać akapit:
Nie pisałem, że MS stoi za kampanią, bo i nie miałem ku temu żadnych "twardych" przesłanek, ale jeśli to prawda, to w dobrym kierunku patrzyłem szukając interesów wspieranych taką kampanią. Trzeba jednak i to zacytować:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
To dopiero początek.
Akcja się rozkręca, Steve Ballmer wprost mówi "Google czyta twoją pocztę, a my nie!" ("Google's had the same experience, even though they read your mail and we don't...") źródło ChannelWeb. Coś czuję, że niedługo będzie coraz więcej wypowiedzi ze strony Microsoftu w stylu kampanii GetTheFacts.