Interesujące: "czyszczenie reputacji" na zlecenie
Kilka razy zastanawiałem się w tym serwisie nad konsekwencjami nieusuwania "kopii lokalnej" z wyników wyszukiwania wskazując, że w przypadku naruszenia dóbr osobistych "dopełnienie czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków" nie może ograniczać się do usunięcia spornego materiału z serwera, ale jeszcze np. na innych działaniach. W tym kontekście zainteresowałem się doniesieniem na temat usługi polegającej na tropieniu kompromitujących materiałów opublikowanych w internecie i usuwaniu ich w imieniu zleceniodawcy. Chodzi o komentarze na witrynach społecznościowych, zdjęcia z imprez firmowych, informacje publikowane w internecie przez własne dzieci... Interesujące.
O takiej usłudze pisze Wired w tekście Delete Your Bad Web Rep, a opisuje on usuługę, której wizytówką jest witryna ReputationDefender. Na tej wizytówce są przykłady: czy wiesz, co twoje dziecko publikuje w internecie? Być może są to poufne dane na jego temat lub na temat innych członków twojej rodziny? A czy wiesz, że 1/3 pracodawców poszukuje informacji na temat kandydatów do pracy właśnie w internecie (to chyba dane uwzględniające specyfikę amerykańskiego rynku)? Co znajdą potencjalni pracodawcy na twój temat? I jest jeszcze inny przykład postawy: "nie chcę, by mój prywatny numer telefonu, adres oraz inne dane osobowe znajdowały się w publicznie dostępnej sieci!". Temu wszystkiemu ma zaradzić nowa usługa.
Interesujące jest to, że - podobnie jak z niszczarkami dokumentów - w internecie znalazło się miejsce dla usług polegających na usuwaniu niewygodnych treści związanych z konkretnymi osobami. OK. Jest to jakaś nisza, a wobec znacznego przyrostu przestępstw związanych z kradzieżami tożsamości (phishing) - być może jest to już społeczna konieczność (monitorowanie tego co na nasz temat dostępne jest w Sieci, a także reagowanie w miarę potrzeby).
Moto usługi to "search&destroy" (znajdź i zniszcz). Jak działa? Otóż na podstawie pełnomocnictwa (jak przypuszczam) pracownicy tego usługodawcy kontaktują się z operatorami serwisów internetowych, a następnie proszą o usunięcie tych materiałów, które mogą zagrażać dobrej reputacji zleceniodawcy (jego czci, dobremu imieniu), jego prywatności, etc. Dotyczy to zarówno wpisów w blogach, komentarzy na forach internetowych...
Prawda, że interesujące? Pomysł na ten biznes miał wynikać z potrzeby ochrony małoletnich przed następstwami korzystania z internetu. Wiele dzieci podaje swoje dane nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Fakt, że korzystający z internetu dorośli również nieczęsto mają odpowiednią wiedzę, by znaleźć w Sieci informacje na swój temat kreuje pewną niszę. Stąd usługa (miesięczny raport na temat klienta kosztuje od 10 do 16 dolarów (w abonamencie), a po jego otrzymaniu można zażyczyć sobie od przedsiębiorstwa "spowodowanie" usunięcia dowolnego z wylistowanych zasobów, co kosztuje 29.95 dolarów za pozycję).
Po monitorowaniu mediów przez przedsiębiorców przyszedł czas na profesjonalne monitorowanie "nowych" mediów przez osoby prywatne. A historia pokazuje, że czasem warto sprawdzić, co na nasz temat w interneci opublikowano. Kiedy sprawdzaliście Państwo ostatnio w jakiejś popularnej wyszukiwarce co wiadomo na wasz temat? A skąd pewność, że ta wyszukiwarka zindeksowała wszystkie dostępne na wasz temat informacje? Czy rzeczywiście potraficie posługiwać się wyszukiwarką w taki sposób, by wszystkie uzyskać, zanalizować? Czy w przypadku, w którym chcielibyście usunąć którąś z informacji na swój temat byłoby to dla was proste przedsięwzięcie, czy też raczej trudne?
Rodzą się też inne pytania. Skąd może brać się skuteczność pośrednika w usuwaniu internetowych treści? Co z jego odpowiedzialnością za wykonanie zobowiązania? A jeśli nie potrafią zlokalizować wszystkich materiałów i w pewnych, zamkniętych środowiskach (np. forach internetowych lub innych serwisach "tylko dla członków", dostępnych jedynie po zalogowaniu) stale krążą te kompromitujące zdjęcia z imprezy? Co z wolnością słowa? Gdzie jest granica pomiędzy tą wolnością a ochroną prywatności w przypadku, gdy nie mówimy o osobie pełniącej funkcji publicznej?
Może stać nas na to, by zanucić sobie pod nosem słowa piosenki: "And I don't give a damn about my bad reputation..." (z ukłonami dla Cloudy ;).
Przeczytaj również:
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Zarządzanie reputacją
Świetnie się w tym sprawdzają wyszukiwarki newsów, np: http://www.netsprint.pl/serwis/newsmanager