Francja staje się modna: tendencje orzecznictwa w czasach globalizacji
Louis Vuitton, przedsiębiorstwo, które niedawno uzyskało w Paryżu pozytywne dla siebie rozstrzygnięcie przeciwko Google, w sprawie sponsorowanych linków, teraz, wraz z Dior Couture zarzuca serwisowi aukcyjnemu eBay, "że nie walczy on wystarczająco skutecznie ze sprzedawcami podróbek". Czyżby widać było już pewien przyczynek do rozrysowania (z czasem) mapy trendów i możliwości światowej legislacji i orzecznictwa?
Gazeta.pl: "Obie spółki złożyły pozew we francuskim sądzie. Domagają się od światowego giganta odszkodowania w wysokości 47 mln dol. Louis Vuitton - producent m.in. luksusowych skórzanych torebek - twierdzi, że na dziesięć produktów sprzedawanych na aukcjach eBay pod jego marką aż dziewięć to podróbki. A właściciele serwisu - według francuskich firm - nie walczą z tym procederem tak, jak powinni".
Gazeta przywołuje jeszcze nierozstrzygniętą sprawę z powództwa Tiffany & Co. (2004) - w tej sprawie powód podnosi, że tylko 5% produktów sprzedawanych na aukcjach eBay pod jego marką jest (było) oryginalnych.
O tych właśnie sprawach piszą również inne źródła (w wielu przypadkach powołując się na francuski le Monde), które przypominają, że obie wspomniane wyżej firmy, tj. Louis Vuitton oraz Dior Couture, należą do grupy LVMH Moët Hennessy Louis Vuitton, a Tiffany prowadzi swoją sprawę przed sądem federalnym w Nowym Jorku (czyli w USA):
- LVMH vs. eBay: A Counterfeit Suit
- eBay gets sued by Louis Vuitton
- Dior and Vuitton seek damages over eBay fakes
- LVMH sues eBay over sales of fake products
Dowiadujemy się jeszcze, że eBay uruchomiło program Vero (skrót od Verified Rights Owner), w którym udostępnia narzędzia "prawowitym dysponentom praw własności intelektualnej", dzięki którym mogą oni sprawdzać czy nie dochodzi do naruszenia ich praw. Bo eBay twierdzi, że nie jest w stanie sprawdzać wszystkich aukcji, które non stop odbywają się za pomocą jej platformy.
Oczywiście można próbować wykrzykiwać (uwaga: celowo przerysowuję): "Złodzieje! Wszędzie złodzieje! Człowiek buduje całe lata swoją markę i renomę, a tu powstaje internet, tworzą się jakieś pirackie platformy i złodzieje handlują tandetą, na której umieszczają moje znaki towarowe, wykorzystują moje wzory przemysłowe...". I tak to mogłoby wyglądać. Problem jest jednak bardziej złożony. Zwłaszcza, gdy wsłuchać się w doniesienia z różnych biednych krajów - rajów przemysłowych (wyjdzie na to, że wspieram alterglobalistów?), w barakach których zszywa się w jednej sali marki jednych butów (toreb, koszulek, czapeczek, apaszek, i czego tam jeszcze), a w drugiej inne, konkurencyjne marki; czasem obie marki zszywa ten sam robotnik, który dostaje 50 razy mniej pieniędzy, niż w innych częściach świata, gdzie jednak robotnicy mają świadczenia społeczne, nadgodziny, gdzie dzieci nie mogą świadczyć pracy... Napisałem o tym jedynie dlatego, że nie uciekniemy przed problemami globalizacji, której elementem są takie procesy jak te związane z podróbkami.
O tym, że wielkie, globalne koncerny starają się ograniczyć koszty, stając się coraz bardziej agregatorem własnej marki (zlecając podwykonawcom to, co w prowadzeniu biznesu generuje koszty, a więc tworzenie produktów właśnie, utrzymanie fabryk, pracowników, płacenie czynszu, świadczeń zdrowotnych, etc...) nie wiedzą jedynie ci, którzy tego nie chcą dostrzegać. Intencją tego komentarza nie jest to, by przekonać czytelników, że to dobrze, iż na eBay’u handluje się podróbkami i że słusznie dostaje się po kieszeni tym, którym przysługują prawa ochronne ze znaków towarowych lub wzorów... Intencją jest raczej to, by czytelnik spróbował wyjść poza doniesienie o rozpoczętym właśnie procesie sądowym, poza wszechogarniające prawa własności intelektualnej, w poszukiwaniu przyczyn narastających konfliktów. Te konflikty nie biorą się z niczego. A, że serwis o prawie musi - siłą rzeczy - dotyczyć konfliktów, to i ja sam próbuję się zorientować, z czego one się biorą. Nie zawsze mi się to pewnie udaje.
Jedną ze strategii alterglobalistów jest bojkotowanie każdego z dostępnych elementów łańcucha obiegu towarów czy usług, które są przez nich uznane za nieprawomyślne. Jeśli nie da się bojkotować koncernu wyrąbującego lasy i dostarczającego półprodukt do papierni, albo samej papierni, która dostarcza opakowania dla produktów konkretnych supermarketów, to bojkotuje się lub pikietuje supermarket. Z czasem może się okazać, że dla świętego spokoju przestanie on kupować papier u swojego dostawcy, a ten przestanie zaopatrywać się u karczownika lasów. Są liczne przykłady na skuteczność tej strategii. W przypadku zaś przeciwnym, kiedy to przedsiębiorstwa walczą z nowymi tendencjami, rozumowanie jest analogiczne - skoro eBay pozwala piratom na handlowanie podróbkami - pozwijmy dysponenta platformy, by zwracał baczniejszą uwagę na ochronę przysługujących nam praw. Zobaczymy, czy tego typu koncepcja będzie skuteczna. Myślę, że może okazać się skuteczna.
Przeczytaj również felietony: Sądy właściwe i normy kolizyjne oraz Live dla terrorystów i wykluczonych.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
ochrona marki - o jeden krok za daleko?
Wprowadzane są ostatnio przepisy penalizujące nie tylko oferowanie podróbek, ale też i ich nabywanie. Prasa od czasu do czasu donosi o włoskiej policji łapiącej (także polskich) turystów, którzy zainteresowali się produktami na jakimś straganie w Rzymie. O ile mi wiadomo kary te wynoszą od 1000 EUR.
Zastanawiam się mocno jaki jest sens takiej normy. Jeżeli bowiem nabywca kupuje podróbkę działając w błędzie co do pochodzenia towaru to karanie go za to jest sprzeczne z podstawowymi zasadami prawa karnego. Jeżeli natomiast nabywca kupuje podróbkę wiedząc, że to nie jest produkt oferowany przez uznanego producenta to przecież świadomie wybiera tańszy (i w jego przekonaniu lepszy) substytut danego dobra. Innymi słowy, nie dochodzi do naruszenia żadnego prawem chronionego dobra, a wręcz do wzrostu użyteczności danego konsumenta.
Poza dyskusją jest oczywiście nieuczciwość sprzedawcy, ale mówimy teraz o karalności nabywcy.
I dalej - będąc ukaranym nabywcą w sytuacji pierwszej już chyba nigdy w życiu nie kupiłbym żadnych produktów spod danej marki - czy to oryginałów, czy też podróbek. W sytuacji drugiej także nie widzę jak kara mogłaby przekonać do nabywania "oryginałów", skoro użyteczność konsumenta (w jego subiektywnym przekonaniu) maksymalizują właśnie tańsze podróbki, a nie droższe oryginały. Ryzyko kary zmniejsza jedynie użytecznośc podróbek, ale niekoniecznie zwiększa względną użyteczność oryginałów dla takiego konsumenta.
Czy czegoś tu nie rozumiem? Czy ktoś jest w stanie uzasadnić karalność nabywców?
Wydaje mi się, że
Wydaje mi się, że karalność nabywcy została wprowadzona w interesie właścicieli wzorów przemysłowych, z których korzystają twórcy podróbek-nabywca uważa, że podróbka jest lepsza od oryginału także dzięki temu, że jest on "zaprojektowana" (ściągnięta) według powszechnie uznanego projeku. Karalność nabywców ma kształtować u nich świadomość, że podróbki są naruszeniem prawa autorskiego, z czym zapewne we Włoszech (podobnie jak w Polsce) nie jest najlepiej...
wzór
może jestem naiwny, ale wydawało mi sie zawzsze, że to jakość, a nie wzór dycydowała o tym, że składam, żeby kupić jakiś "oryginał", przenoszenie praw autorskich nawet w sferę butów itp.? ta ja chyba chcę do Amazonii, albo chociaz w Bieszczady