Dostęp a prawa autorskie - czym jest torrent

Zatrzymano operatorów bułgarskiej strony będącej tzw. torrent tracker'em, tj zasobem, który - co prawda - nie oferuje możliwości pobrania plików z chronionymi prawem autorskim utworami, a jedynie odesłania (torrenty) do plików znajdujących się na dyskach zalogowanych użytkowników.

Gazeta.pl za IAR w tekście zatytułowanym "Bułgaria: Wpadli liderzy światowego piractwa internetowego": "Bułgarska policja zatrzymała dwóch piratów internetowych. Zatrzymani to administratorzy strony internetowej, która według policji zajmuje drugie miejsce w świecie pod względem przekazywanych pirackich treści. "

Granica między działaniem zgodnym z prawem i pożądanym społecznie, a tym, które zasługuje na napiętnowanie, w społeczeństwie informacyjnym albo się zaciera, albo jest jeszcze wciąż niepoznana. Czym się różni podawanie przypisu (źródła) w naukowym opracowaniu od gromadzenia przypisów (torrentów) do zgromadzonych w Sieci zasobów? Czy można kogoś ścigać jeśli wspomina w swoim opracowaniu treść (rozprawę) będącą w jakimś sensie naruszeniem prawa (np. nawołującą do waśni), ale nie na prawie cytatu, a podając parametry bibliograficzne takiej rozprawy w przypisie, albo i w samym tekście? ".torrent to metaplik z informacjami niezbędnymi do rozpoczęcia procesu pobierania pliku" - pisze Wikipedia, omawiając protokół wymiany danych w internecie.

Nie ma co ukrywać, że działanie polegające na "ułatwieniu" dostępu do treści opublikowanej niezgodnie z prawem (np. wbrew licencji) potrzebuje w pewien sposób jasnych regulacji. Kreowanie norm, które jednak mijają się z powszechną praktyką społeczną (co drugi Brytyjczyk to pirat?, wedle niektórych, którzy liczą w odpowiedni sposób i w odpowiedni sposób definiują pojęcia: wskaźnik piractwa w Polsce spadł z 59 do 58 procent...) rodzi po raz kolejny pytania o różnice pomiędzy doktryną prawa pozytywnego, a prawem naturalnym.

Nie zachęcam do okradania twóców. Wskazuje jednak na to, że problematyka ochrony "własności intelektualnej" zasługuje na poważną dyskusję. Na razie w debacie publicznej używa się ocennych i mających konkretny cel społeczny określeń: pirat, złodziej, hacker. Pirat, czyli osoba, która łamie zasady. W tym kontekście mówi się o piratach fonograficznych, piractwie internetowym, piractwie domenowym, ale też przecież o piratach drogowych...

Zgodnie z definicją przedstawioną podczas niedawnej konferencji pt. Rola prawa autorskiego i praw pokrewnych w budowaniu ekonomii opartej na wiedzy przez przedstawiciela fundacji FOTA w swojej prezentacji (uwaga: format ppt), piractwem jest:

Powielanie i (lub) rozpowszechnianie utworów chronionych Prawem Autorskim i prawami pokrewnymi utrwalonych na jakichkolwiek nośnikach bądź w postaci nadań czy też plików komputerowych, bez uprawnienia właściciela praw lub wbrew warunkom takiego uprawnienia.

A przecież już w samej tej prezentacji można znaleźć śmieszną graficzkę ze sprzątaczką czyszczącą Pentagon (slajd 8), dwa zdjęcia reporterskie, ale nie są chyba aktualne - co ma znaczenie ze względu na licencje ustawową (slajd 13)... I znów. Nie piszę o tym, by komuś "dowalić". Wskazuje na to, że to trudny problem i warto dyskutować o granicach ochrony "własności intelektualnej". Są pewne licencje ustawowe, jest dozwolony użytek osobisty, prawo cytatu, prawa gatunku twórczości. Sprawa nie jest taka jednoznaczna i oczywista. Jeśli ktoś uznaje takie publikacje za piractwo (powielanie utworu chronionego prawem autorskim bez uprawnienia właściciela - vide definicja powyżej), to w jakim to świetle stawia Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, na którego serwerach takie utwory są dostępne? Nie ma raczej wątpliwości, że ministerstwo piratem nie jest i że swoimi działaniami zabiega o ochronę twóców właśnie, a nie okrada ich. Czy ja, podając link do chronionego prawem autorskim utworu, jestem już piratem? Gdzie leży granica?

No właśnie. Materiały ze wspomnianej konferencji dostępne są na stronach internetowych Ministerstwa Kultury (na marginesie - zastanawiałem się, czemu ministerstwo promuje zamknięty format publikowania treści, który wymaga używania komercyjnej aplikacji by się z nimi zapoznać? Oj, wiem, że Open Office potrafi już otwierać pliki Power Pointa, ale przecież chodzi o standard, o otwarty, nieograniczony prawami własności intelektualnej standard publikowania informacji w ramach infrastruktury państwowej).

Wielkim przełomem myślenia była kiedyś konstatacja, że szlachta może wypowiedzieć posłuszeństwo królowi, który nie przestrzega zasad. Chciało by się powiedzieć: Nihil Novi. Tyle, że wówczas ktoś inny uzyskiwał przywileje. O przywilejach uzyskiwanych dziś dyskutuje się niewiele, jednak ta dyskusja powoli się pojawia.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

pirat

Ta prezentacja o piractwie, która sama zawiera pirackie treści to doprawdy uroczy przykład.

Można przecież taką prezentację stworzyć korzystając wyłącznie z własnej twórczości. Ale niestety nie każdy ma talent i potrafi narysować dowcipną kreskówkę lub może wyskoczyć do Afganistanu i strzelić fotkę. Zatem, w celu stworzenia treści ciekawych konieczne jest zwykle korzystanie z cudzej twórczości.

Niestety jednak - osoba czyniąca to "bez uprawnienia właściciela (sic!) praw lub wbrew warunkom takiego uprawnienia" jest nieuchronnie piratem. Nie chodzi tu o to, że autor tej prezentacji działał być może zgodnie z warunkami takiego uprawnienia. Można się przecież spierać, czy zmieścił się np. w granicach dozwolonego cytowania. Ważne jest to, że takie dylematy ma każdy, kto chce tworzyć. Zatem, nie negując zasadności ochrony prawa autorskiego warto pamiętać, że im bardziej restrykcyjna ta ochrona tym większe prawne ryzyko tworzenia nowych treści. Zwłaszcza w kulturze remiksu, której prezentacja pana z FOTA jest szkolnym przykładem...

pirat ignorant prawny

Chciałbym również przypomnieć komentarz pana z FOTA do wspomnianej definicji tzw. piractwa :

tak więc w skrócie można powiedzieć, że piractwem jest to wszystko na co nie wyraził zgody autor...

Występ tego pana w istocie przypominał jeden z absurdalnych skeczy Monty Pythona.
Do negatywnych i ocennych pojęć, o których wspomniałeś Piotrze dochodzi jeszcze znieszkształcanie informacji przez dziennikarzy: z serwisu www.internetstandard.pl dowiedziałem się, iż "piracka strona oferowała miliony plików" o torrentach ani słowa.... przypomina mi sie historia pewnego pirata-hackera z Kielc...

-----
.. a tak naprawdę to był on !!!

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>