W Szwecji za P2P grzywna, nie więzienie

Jest kolejne doniesienie dotyczące szwedzkich postępowań w sprawie udostępniających pliki komputerowe w Sieci. Tym razem Sąd Apelacyjny postanowił nie zajmować się apelacją prokuratury w sprawi dwudziestosiedmioletniego mężczyzny skazanego wcześniej na grzywnę za udostępnienie szwedzkiego filmu akcji... To część procesu fermentacji, w którym powstanie nowy porządek prawny społeczeństw informacyjnych (na razie wielu społeczeństw, a potem może jakiegoś jednego…)

O sprawie pisze IDG (za serwisem thelocal.se): "Decyzja sądu dotyczy sprawy 27-letniego Szweda, który oskarżony został przez organizację reprezentującą przemysł filmowy o nielegalne udostępnienie w Sieci filmu "The Third Wale". Sąd pierwszej instancji uznał go winnym i wymierzył mu karę grzywny (równowartość 80 średnich dziennych pensji w Szwecji). Prokurator uznał jednak, iż kara ta jest zbyt łagodna - dlatego zdecydował się na apelację. Ta jednak, jak się okazało, nie będzie rozpatrywana".

Jak stwierdził prokurator, który składał apelację od wcześniejszego wyroku - stanowisko Sądu Apelacyjnego oznacza, że jeśli osoba fizyczna nie czerpie korzyści z udostępniania plików, nie spotka jej większa kara niż grzywna. W efekcie takiej klasyfikacji czynu - jak twierdzi prokuratura - nie może ona śledzić ruchu z numerów IP, a co za tym idzie - nie ma możliwości ścigać "piratów" udostępniających pliki (a the Local.se opisuje to tymi słowy: "I interpret this as a clear decision that individual file sharers, if they don't earn money from file sharing, won't get anything more than a fine. That means we can't trace IP addresses, which means that we can't trace private file sharers"). No, ale prawo jest prawem, prawda?

Wcześniej, w związku ze złamaniem przepisów prawa autorskiego, mężczyzna został ukarany grzywną w wysokości 80 stawek dziennych. Prokurator postanowił apelować a - co zostało powiedziane wyżej - sąd apelacyjny uznał, że sprawą się zajmować nie będzie.

Ścigający wymieniających się dobrami niematerialnymi w społeczeństwie informacyjnym Szwecji mają zamiar doprowadzić wobec tego do zmiany przepisów. Proszę pamiętać, że to nie tylko prokuratura, to przede wszystkim wytwórnie i wydawcy, którzy ostro naciskają na organy ścigania, by te interpretowały przepisy już na początkowym etapie prowadzenia dochodzenia czy śledztwa, a następnie oskarżając osoby fizyczne w taki sposób, by chronić swoje ekonomiczne interesy. Trudno się temu dziwić, bo wszak wygrywa ten, kto wykorzysta wszelkie dostępne środki na swoją korzyść. W idealnym świecie, gdzie prawo jest jasne, a sądy są niezawisłe i nie poddają się naciskom przeróżnych grup interesów, nie ma się czego obawiać będąc zwykłym "zjadaczem chleba". Jednak żyjemy w ciekawych czasach, gdzie zmieniają się stosunki społeczne, prawo jeszcze nie zdążyło się dostosować i ugruntować (co ważne, by się ustabilizowała jakaś linia stanowienia prawa w demokratycznych państwach prawa). Jesteśmy świadkami procesu fermentacji.

Po drugiej stronie tego procesu pojawiają się takie inicjatywy jak niedawno utworzona szwedzka partia piratów ("Piratpartiet"), która - jak rozumiem - demokratycznymi metodami ma zamiar wpływać na kształt regulacji dotyczących sposobu funkcjonowania przyszłego społeczeństwa informacyjnego (jest coś romantycznego w zawodzie pirata, jednak chyba nazwa jaką obrali będzie im nieco przeszkadzać)... Dyskusja trwa.

Jeśli prokurator stwierdza, że jeśli chcą walczyć z "internetowym piractwem" konieczne są zmiany przepisów - to znaczy, że on już ma wyrobione zdanie na temat tego jak i co powinno być ścigane i jakie grupy interesów winny być chronione. Musi mieć wyrobione zdanie, skoro nazywa coś „piractwem” a sąd zajął już stanowisko oceniające stan prawa w tej sprawie – wniosek z tego jest taki, że w oczach wielu „piractwo” to nie złamanie przepisów, albo złamanie nie tych przepisów, których by oczekiwali; w tym duchu równie uprawnione nazywanie jest działań szwedzkiego prokuratora mianem terroryzmu, bo co prawda działa w granicach prawa, ale nie tak jak oczekiwałaby jakaś grupa obywateli (dla jasności – skoro facet został ukarany grzywną w związku z naruszeniem prawa autorskiego, to znaczy, że jednak te przepisy w ocenie sądu złamał, jednak dyskusyjne jest jeszcze jaką wagę temu czynowi winien nadawać obowiązujący w danym czasie i miejscu system prawny; pamiętajmy proszę, że w średniowieczu wszelkie księgi kopiowali mnisi ręcznie w skryptorium – wówczas nie było mowy o piractwie, zatem oceny podobnych działań zmieniają się w czasie).

Zatem szwedzki prokurator ma wyrobione zdanie co do tego jak prawo winno oceniać dane zachowanie dziś. A przecież w tym układzie rywalizują ze sobą różne grupy interesów - nie tylko ekonomiczne interesy wydawców winny być chronione, ale również fundamentalne prawa człowieka takie jak dostęp do dóbr kultury i wolność słowa. Konieczna jest równowaga. Wielu uzna to za demagogię, jednak w porównaniu z przestępstwami przeciwko życiu i zdrowiu człowieka ocena szkodliwości społecznej naruszenia praw własności intelektualnej wypada wciąż blado (co nie znaczy, że z czasem się to nie zmieni i społeczeństwo za pomocą demokratycznie wybranej reprezentacji nie postanowi karać rozpowszechniania utworów wbrew interesom wydawców równie silnie jak w przypadku np. gwałtu czy rozboju).

Jestem jednak w stanie zrozumieć naciski "przemysłu praw autorskich" (wydaje mi się, że to fajne określenie). Nie działając na skalę przemysłową bardzo mi przykro za każdym razem, gdy kto postanowi np. na zasadzie copy-paste umieścić mój artykuł w swoim serwisie (nie pytając mnie o zdanie, zresztą nie uzyskałby zgody, gdyż tekst jest już opublikowany w internecie i jeśli ktoś uznaje, że jest wartościowy, to przecież może do niego podlinkować, jednak w ten sposób sam nie będzie miał u siebie tej treści, nie będzie karmił w ten sposób swojej wyszukiwarki serwisowej, nie będzie miał na czym "powiesić" reklamy...). Tak więc mając tę świadomość z tym większą pokorą pochylam się nad tą problematyką. Wiedząc, iż konieczna jest równowaga, obserwując działania takie jak te rodzime, z Kielc (gdzie jeśli nawet chłopak nie złamał przepisów uzasadniających uruchomienie przeciwko niemu machiny wymiaru sprawiedliwości, to po nalocie i ekspertyzie zawartości jego dysków twardych racjonalnym wydaje się dobrowolne poddanie się karze), nie mam jednak dobrego pomysłu w jaki sposób wspomnianą równowagę uzyskać... Dyskusja dotycząca tych problemów jest wciąż palącą potrzebą…

Przeczytaj również: Szwedzki proces P2P oraz Kolejny pierwszy przypadek, tym razem w Szwecji.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>