RSS, prawa autorskie a zasady współżycia społecznego

Przedmiotem prawa autorskiego jest utwór, a więc każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Czy w internecie można mówić o przedruku? Co z informacją, która chce być wolna? Klarują się zasady nowego współżycia społecznego i dowiemy się z czasem czegoś nowego o otaczającym nas świecie.

Marek Futrega w swoim Steku opisuje dziś wymianę korespondencji z wydawcą serwisów IDG, a dotyczącą sposobu działania jednego z tych serwisów - mianowicie Fidera. W czym problem? Ano w syndykowanych treściach, a ściślej we wtórnym ich wykorzystywaniu w ramach agregatora RSS'ów.

Do czego służą RSS'y? Wikipedia podpowiada: "RSS - umowna rodzina języków znacznikowych do przesyłania nagłówków wiadomości. Wszystkie w wiekszym lub w mniejszym zakresie bazują na XML-u. Aby "obejrzeć" kanał RSS musimy skorzystać ze specjalnego programu (tzw. czytnik kanałów). Często czytniki RSS-ów są zamieszczane w programach pocztowych". Ale nie tylko programy pocztowe i inne oprogramowanie personalne potrafi czytać RSS'y. Weźmy takiego Drupala, dzięki któremu do Państwa teraz piszę. Ma on wbudowany RSS Agregator, dzięki któremu (oraz dzięki mechanizmowi crona) można pobierać z sieci opublikowane w tym celu nagłówki. Czasem - tak jak ma to miejsce w przypadku feedów Electronic Frontier Foundation, a także - czego dowiadujemy się z tekstu Marka Futregi - w przypadku prowadzonego przez niego Steku.

Google i inne wyszukiwarki publikują kopie zdjęć oraz kopie niedostępnych w danej chwili stron. Pisałem o tym na tych łamach, że być może naruszają w ten sposób prawa autorskie do takich utworów (a nawet zdarzają się już pozwy), jednak to nie jest takie proste. Aby dowiedzieć się czegoś na ten temat potrzebowalibyśmy jakiegoś polskiego wyroku sądowego, bo nie wystarczy jedynie zacytować suchy przepis ustawy. Są już pewne sygnały z zagranicy, m.in. doniesienie o orzeczeniu, zgodnie z którym Google nie narusza prawa autorskiego w ten sposób, iż system wyszukiwawczy rozwijany przez tą firmę pozwala na zaprezentowanie treści, które skanują i indeksują roboty tej wyszukiwarki. W innym orzeczeniu inny sąd podzielił to stanowisko stwierdzając, że na gruncie amerykańskiego prawa "kopia lokalna" prezentowana w wynikach wyszukiwania (w ramach serwisów wyszukiwarek internetowych takich jak Google), nie stanowi naruszenia prawa autorskiego... Oczywiście wydawcy niezwykle się irytują, że ktoś może zarabiać na ich treściach, ale praktyka stosowania prawa autorskiego w tym zakresie dopiero powstaje.

W internecie nie można mówić też o "przedruku", bo i druku w internecie nie ma żadnego. Wiem, że to jest dość oczywistą prawdą, jednak w tym przypadku ma to swoje znaczenie...

Jasne, że jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, twórcy przysługuje wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu. Tak stanowi art. 17 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Można by się zastanawiać czy w przypadku RSS i formatu XML nie należałoby analizować też przepisów o ochronie baz danych (w szczególności o ochronie baz danych spełniających cechy utworu). Jednym z takich przepisów jest art 171, który stwierdza, że "Opracowanie lub zwielokrotnienie bazy danych spełniającej cechy utworu, dokonane przez legalnego użytkownika bazy danych lub jej kopii, nie wymaga zezwolenia autora bazy danych, jeśli jest ono konieczne dla dostępu do zawartości bazy danych i normalnego korzystania z jej zawartości. Jeżeli użytkownik jest upoważniony do korzystania tylko z części bazy danych, niniejsze postanowienie odnosi się tylko do tej części". Zatem rodzi się pytanie o znaczenie "legalnego użytkownika" w tym przypadku, czym jest "normalne korzystanie" w przypadku udostępnianych przez uprawnionego kanałów RSS i czy przez przypadek udostępnienie kanałów RSS nie stanowi swoistej zgody autora na "normalne" korzystanie z tak udostępnionego dzieła, w tym agregowanie go w istniejących mechanizmach publikujących nagłówki z danego źródła.

Na pierwszy rzut oka można by przypuszczać, że w opisywanym przypadku w grę będzie mógł wejść art. 25 ustawy, który stanowi licencję ustawową i dopuszcza rozpowszechnianie w celach informacyjnych w prasie, radiu i telewizji: już rozpowszechnionych, aktualnych artykułów na tematy polityczne, gospodarcze lub religijne, chyba że zostało wyraźnie zastrzeżone, że ich dalsze rozpowszechnianie jest zabronione... W takim przypadku przepis stwierdza, iż twórcy przysługuje prawo do wynagrodzenia (inaczej niż w przypadku krótkich wyciągów ze sprawozdań i artykułów, o których mowa wyżej). Jak wspomniałem - przypuszczać tak można jedynie na pierwszy rzut oka, gdyż przepis - co podnosi się w licznych debatach dotyczących tego zagadnienia) mówi o prasie, radiu i telewizji, a spory na temat tego czy i kiedy internet jest prasą (i jeszcze - które usługi w ramach Sieci funkcjonujące można prasą nazwać) nie mają końca.

Jest też art. 29 ustawy, który enigmatycznie stanowi, że "Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.". Na ten przepis powoływałbym się będąc doradcą prawnym Peii w sporze ze Stanem Borysem ("Ciemno już zgasły wszystkie światła..."). Kto wie, czy nie dałoby się obronić przed sądem tezy, iż wykorzystanie na swoich stronach udostępnionych przez uprawnionego kanałów RSS jest właśnie działaniem na podstawie tego przepisu.

Odpowiadając zatem na pytanie czy wolno wykorzystywać treści publikowane za pomocą feedów RSS trzeba by odpowiedzieć na inne - czy jest to "normalne korzystanie" z takich feedów. Oczywiście, że tylko twórca kanału RSS ma wpływ na to ile treści przekazuje publiczności. Oczywiście też nie musi spełniać żadnych formalnych wymogów, by jego utwór był chroniony przez prawo autorskie. Pytanie tylko, czy sąd w przypadku sporu polegającego na dochodzeniu roszczeń z tytułu autorskich praw majątkowych do tak udostępnionego utworu nie musiałby brać pod uwagę art. 5 kodeksu cywilnego, który brzmi: "Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony". Będąc na miejscu IDG wykazywałbym właśnie, że dochodzenie roszczeń przez autora w przypadku wykorzystania treści udostępnionych (jak sama nazwa "Really Simple Syndication" wskazuje: chodzi o udostępnienie na wiele platform jednocześnie) za pomocą kanałów RSS jest działaniem sprzecznym z zasadami współżycia społecznego właśnie.

Ktoś powie - no przecież opublikowane w internecie strony www też można specjalnym "pająkiem" pobrać i publikować następnie na swoim serwerze. Intuicja podpowiada mi jednak, że tym razem takie działanie nie byłoby zgodne z zasadami współżycia społecznego, inaczej zaś jest w przypadku publikacji nagłówków RSS. A, że ktoś zamiast kawałka tekstu (nagłówka) syndykuje społeczności cały swój artykuł, no to cóż można na to poradzić? RSS zdaje się nie do tego został powołany (nawet mówi się, o udostępnianiu „nagłówków”, chociaż można i całą treść artykułu), a chcącemu nie dzieje się krzywda. Jednak zbyt stanowczych tez na ten temat wygłaszać nie mam zamiaru, z tego względu, że nie jest mi znane żadne orzeczenie sądowe, które kończyłoby spór o ewentualne naruszenie prawa autorskiego do tak udostępnianych materiałów.

Zastanowiłbym się jednak nad takim sporem, skoro międzynarodowa społeczność pasjonatów w społecznym projekcie (mówię o Drupalu) przewidziała możliwość agregowania i udostępniania tak pozyskanych feedów, to coś nam to mówi o ustalonych zasadach współżycia w nadchodzącym społeczeństwie informacyjnym. A ustalenie tych zasad ma istotne znaczenie w ocenie czy doszło, czy też nie doszło w danym przypadku do naruszenia normy prawnej i co może z tym zrobić formalnie przez przepisy uprawniony...

A jeszcze dodam na koniec: rzeczywiście Lessig pisze o tym, iż prawo autorskie automatycznie chroni utwory, jednak w tej samej książce (Wolna kultura), którą cytuje Marek w swoim blogu, a która "wisi" u niego na serwerze (gdyż autor udostępnił ją na licencji creative commons), Lessig pochyla się z troską nad tym zagadnieniem i stwierdza, że może jednak warto rozważyć powrót do formalizmu, gdyż - co cytowałem wczoraj, w newsie o Cyfrowym Rejestrze: "...dzisiaj formalności niekoniecznie muszą być ciężarem dla twórcy. To raczej świat bez formalności jest światem, w którym twórczość jest ograniczana". Nie przypuszczałem, że będę używał cytatów z Lessiga w obronie wydawcy, no ale tak jakoś ostatnio wychodzi, że życie mnie zaskakuje :) A pamiętasz Marku jak mnie przekonywałeś, bym w swoich RSSach publikował więcej treści?

Ach. I jeszcze jedno dodam: powyższe napisałem nie dlatego, że jutro w Computerworldzie (tytule wydawanym przez IDG) ukaże się mój tekst na temat projektowanej właśnie ustawy o spamie...

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Hmmm...

...a nie wydaje Ci się, że patrzysz na problem tylko z jednej strony? ;)

Google i inne wyszukiwarki publikują kopie zdjęć oraz kopie niedostępnych w danej chwili stron. Pisałem o tym na tych łamach, że być może naruszają w ten sposób prawa autorskie do takich utworów (a nawet zdarzają się już pozwy), jednak to nie jest takie proste.

Owszem, publikują. Tylko że z istnienia wyszukiwarek twórca serwisu ma bezpośrednie korzyści - można go (blog/twórcę) znaleźć. Odnaleziona kopia jest na ogół wierną kopią utworu pod każdym względem. Ponadto pająki wyszukiwarek można bardzo łatwo zablokować jednym plikiem tekstowym robots.txt, którego reguł pająki głównych wyszukiwarek słuchają. Last but not least Google nie udostępnia stałej strony Google's Blogs, gdzie wyświetla reklamy. Bloga możesz znaleźć jedynie w wynikach wyszukiwania określonej frazy.
W przypadku IDG sytuacja jest jednak inna. Twórca nie ma specjalnych korzyści z feedowania swojego serwisu, a feed nie jest udostępniany w oryginalnej postaci (m.in. skopane formatowanie tekstu). Zablokowanie serwisu jest dużo trudniejsze i AFAIK wymaga dostępu do .htaccess, co nie każdy blogujący ma. Wisienka na koniec - IDG zbudowało specjalne stałe strony, gdzie jedyną zawartością są feedy z blogów oraz reklamy, na których zarabia samo IDG.

Opracowanie lub zwielokrotnienie bazy danych spełniającej cechy utworu, dokonane przez legalnego użytkownika bazy danych lub jej kopii, nie wymaga zezwolenia autora bazy danych, jeśli jest ono konieczne dla dostępu do zawartości bazy danych i normalnego korzystania z jej zawartości.

Nie jestem do końca przekonany, czy "zwielokrotnienie" jest konieczne dla dostępu do bazy danych (bloga) i normalnego korzystania z jej zawartości. Aby korzystać z bloga nie trzeba korzystać z serwisu IDG, można to robić przy użyciu przeglądarki WWW (wchodząc na blog) lub czytając feed RSS w swoim czytniku.

(Art.29) "Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości."
Na ten przepis powoływałbym się będąc doradcą prawnym Peii w sporze ze Stanem Borysem ("Ciemno już zgasły wszystkie światła..."). Kto wie, czy nie dałoby się obronić przed sądem tezy, iż wykorzystanie na swoich stronach udostępnionych przez uprawnionego kanałów RSS jest właśnie działaniem na podstawie tego przepisu.

Khem... a gdzie w serwisie IDG masz "wyjaśnianie, analizę krytyczną, nauczanie lub prawa gatunku twórczości", które wyczerpywałyby możliwości korzystania z feedów bez zgody właścicieli praw autorskich? Przecież IDG czerpie całe teksty (a niektóre z nich wcale nie muszą być drobnymi utworami) nie edytując ich i nie opatrując żadnymi komentarzami. Jest to proces całkowicie automatyczny i IMHO ciężko byłoby obronić się wykorzystując Art. 29. IIRC służy on przede wszystkim do tego, aby można było zacytować oryginalne źródło informacji i ów cytat omówić, czego IDG nie robi :)

Oczywiście powyższe twierdzenia są uwagami laika, bo prawnikiem nie byłem, nie jestem i być nie zamierzam ;)

Najlepszym porównaniem jest

Najlepszym porównaniem jest chyba baza danych. W końcu jak zdefiniować pierwotny utwór w postaci tekstu na blogu? Czy to jest sam tekst wpisany w okienko? Czy też może tekst zawarty w konkretnej formie graficznej (wraz z całym wystrojem danego serwisu). Przy tym, często podczas zamiany na RSS dzieją się różne dziwne rzeczy, jak wycinanie linków, zmiana formatowania (podanego pierwotnie przez autora), zamiana niektórych znaków na inną stronę kodową (w zapisie binarnym utwór będzie wyglądał inaczej niż utwór pierwotny!) i to często bez wiedzy autora pierwotnego wpisu (w końcu robi to jakiś automat, nie muszę znać zasad jego działania, tylko czy końcowy utwór w postaci pliku RSS jest wtedy jedynie moim dziełem?)
Oczywiście, zawsze można zrobić feedy na hasło, dostępne po uprzednim zalogowaniu na stronie, hiperłącza też aktywne tylko gdy użytkownik serwisu X rozpoznawany jest przez serwis do którego łącze się odnosi - w tym wypadku nie będzie łamania żadnego prawa, w końcu użytkownik będzie uprawniony do korzystania z materiałów za obopólną zgodą (serwisu i samego użytkownika - podczas zakładania konta). Tylko to by zbliżało nas do końca ery Internetu i każdy wrócił by do swojego prywatnego ogródka bez możliwości komunikacji z innymi - może to i lepiej.....

Już naprawili

Wygląda na to, że -- tak jak pisałem -- w IDG ktoś "złapał się za głowę" i naprawił wszystko. Mój feed jest już tylko podsumowaniem z linkiem do właściwej strony. Inni (którzy otwarcie mówili, że nie mają nic przeciwko linkowaniu) są cytowani w całości. Szybka i sprawna reakcja :)
--
Paweł Tkaczyk
http://paweltkaczyk.midea.pl

Ale wystawiasz nadale pełne teksty?

Widzę Pawle (jeśli mogę się tak zwracać), że jednak nadal wystawiasz w swoim blogu pełne treści. Czy się mylę? Zatem gdybym chciał dodać Twoje RSSy do swojego Agregatora pobierałbym (i ewentualnie udostępniał) całość treść Twojego bloga? Jeśli tak jest to nie tyle "poprawili", a ograniczyli się w IDG po sygnałach autorów blogów. Nadal nie chcę stanowczo twierdzić czegokolwiek o tym jak ocenić działanie "mechanizmu" RSS, ale jakoś tak nadal z tyłu głowy wydaje mi się, że agregowanie wystawionych feedów jest działaniem uprawnionym. Jednak jak wspomniałem we wcześniejszym tekście - brak rozstrzygniętych przez sąd sporów dotyczących tego tematu.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>