Właściwie, to jakie jest polskie stanowisko w sprawie jednolitego patentu?
Józef Halbersztadt na łamach Gazety Wyborczej oraz na stronach Internet Society Poland publikuje tekst, w którym argumentuje, że Polska nie powinna przystępować do porozumienia patentowego, a nawet powinna podjąć kroki przed Trybunałem Sprawiedliwości przciwko temu porozumieniu. W przyszły wtorek ma nastąpić podpisanie umowy dot. patentowego sądu jednolitego. Wcześniej w serwisie odnotowywałem to zagadnienie w tekście O tym, że przyjęcie jednolitego patentu przez Polskę wydaje się przedwczesne. Tutaj cytowałem wypowiedź min. Michała Boniego. Teraz zastanawiam się, jakie jest oficjalne stanowisko Polski w tej sprawie, ponieważ właściwie nikt nic nie wie.
Sygnalizowany tekst Józefa dostępny jest na stronach Internet Society Poland: Jednolity patent do Trybunału. Przeciwny do wyrażonego w tym tekście pogląd można znaleźć w wywiadzie z prof. Krystyną Szczepanowską-Kozłowską, chociaż i ten tekst zatytułowano Patent to broń obosieczna.
Decyzja polska w sprawie patentu jednolitego, a właściwie w sprawie Jednolitego Sądu Patentowego, ma być podjęta w najbliższy wtorek, czyli 18. lutego. A następnego dnia ma być podpisanie. Podpisywać mają ministrowie gospodarki. W tekście Countries to sign up to unitary patent system można przeczytać:
At the time of going to press, Bulgaria, the Czech Republic, Poland and Slovenia indicated that they would not be in a position to sign the agreement next week because they still had technical issues to resolve. They are expected to sign at a later date. The agreement needs to be ratified in 13 countries – including the UK, France and Germany – before it can take effect.
Czyli mamy "kłopoty techniczne", czyli - tłumacząc na nasze - jeszcze nie podjęliśmy decyzji.
A poniżej jedna z tez z tekstu Józefa:
Uchylenie porozumienia o patencie jednolitym przez Trybunał Sprawiedliwości pozwoli na powrót do debaty nad prawdziwą reformą europejskiego systemu patentowego. Należy zacząć myśleć, co dobrego zrobić dla innowacyjności, a nie kierować się błędnym przekonaniem, że im więcej patentów w każdej dziedzinie, tym lepiej dla innowacji. Co w konsekwencji oznacza reformę EPO.
Ja zaś komentowałem linkowaną wyżej wypowiedź min. Boniego (ministra administracji i cyfryzacji, nie zaś ministra gospodarki - bo wypowiedzi ministra gospodarki w tej sprawie nie znam) słowami:
Uważam, że nie o to chodzi, by "doprowadzić do tego, by Polska stała się źródłem patentów dla innych". Chodzi o to, że nie można zgodzić się na to, by system pozwalał na obejmowanie prawami wyłącznymi wszystkiego jak leci. Chodzi o to, że system powinien chronić również społeczeństwo przed tymi, którzy pragnęliby ten system wykorzystać, aby stworzyć w jego ramach wyłączność - przewagę konkurencyjną. Żaden monopol nie sprzyja innowacyjności. Konkurencja jej sprzyja. Stajemy na ramionach gigantów biorąc to, co już przez człowieka zostało wymyślone i usprawniamy to. Jednak tendencja jest taka, by ci, którzy mają, mieli jeszcze więcej.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Nie wszystkie zastrzeżenia rozumiem…
…bo patenty wymyślono właśnie po to, żeby zapewnić firmie która wprowadza innowacje (czy osobie która coś wymyśliła) monopol. Zawsze tak było. Gdy Bell wymyślił telefon (i opatentował) na wiele lat jego firma (AT&T) miała monopol… Zmienił to władze centralne USA dzieląc firmę telefoniczną na cztery…
Edison dostał zlecenie żeby „przełamać” monopol Bella, ale jedno co wymyślił to fonograf…
Monopol taki miały i Singer na produkcję maszyn doszycia i Gillette na nożyki do golenia.
Opłaty za utrzymywanie patentu rosną w czasie i to jest sposób na to, żeby patent przestał kiedyś obowiązywać. Z drugiej strony dziś zezwala się na patentowanie wszystkiego. Amy nie jesteśmy dostawcami patentów więc jedna opłata, jedna przeprawa z jednym urzędem patentowym da ochronę w całej Unii. Jeżeli chcemy powiedzieć, że zamierzamy nasz rozwój opierać na cudzych wynalazkach (których nie opatentowano u nas uznając rynek za marginalny) to rzeczywiście będziemy mieli problem.
Jak się wydaje dyskusji (międzynarodowej) wymaga to, co można patentować. Ale i tu, niespecjalnie jestem optymistą: biznes będzie chciał patentować wszystko co przynosi pieniądze.
Nie po to
Napisał Pan:
Nie po to wymyślono patenty. W tekście Jednolity patent europejski ponoć "dogadany" przywłuję wenecką uchwałę rajców z 1474 roku. I wyjaśniłem ją swoimi słowami:
Czasowy monopol wymyślono po to, by zwiększać dobro wspólne. Kiedy zatem system przegina się w kierunku dobra partykularnego - zrywa z aksjologią, dla której został ustanowiony.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Aksjologia
Pateny wymyślono po to aby zwiększać dobro wspólne w zamian za udzielenie czasowego monopolu jednostkom. Dobro wspólne można w tym przypadku zdefiniować zarówno jako wiedzę per se czerpaną z opisów ujawniających istotę wynalazku, jak i przejście samego wynalazku do domeny publicznej po wygaśnięciu monopolu wynikającego z prawa z patentu. Na tym polega istota systemu patentowego - na kontrakcie społecznym zachęcającym do dzielenia się wiedzą w zamian za przywilej. Podkreślam słowo zachęcającym - bo system patentowy jest systemem opt-in.
Od czasów weneckich trochę się zmieniło i patenty stały się narzędziem zabezpieczającym inwestycje poczynione w R&D. Jeśli mamy budować, czytaj inwestować, w gospodarkę innowacyjną - to jest taką, która generuje wynalazki, a nie je importuje - to pomyśleć również wypadałoby o systemie zabezpieczenia zwrotu z takiej inwestycji, czyli o skutecznym systemie patentowym. Pomyśleć uczciwie - bez hipokryzji, i bez kradzieży jako modelu biznesowego.
Zaczynamy zbliżać stanowiska, ale nadal się różnimy
Zaczynamy zbliżać stanowiska, ale nadal się różnimy. Zgadzam, się, że dziś o patentach (prawach wyłącznych) można myśleć jak o narzędziu gospodarczym, ale mam kłopot z myśleniem o nich jako o wsparciu "gospodarki innowacyjnej". Z tego względu, że postrzegam innowację, jako coś, co polega na braniu dostępnej "wiedzy" i przerabianiu jej, dodawaniu do niej czegoś nowego. Czasowy monopol zaś nie służy temu. Służy jednak - tu zgoda - do tego, by ci, którzy uzyskują prawo wyłączne mogli w ogóle w jakikolwiek sposób zabraniać innym korzystania, albo zgadzać się na korzystanie, na przykład w związku z wynagrodzeniem. Bez patentów, bez innych praw wyłącznych, nie dałoby się zarabiać. Czasowy monopol stworzony przez system prawny rysuje krzywą podaży. Bez przepisu prawnego takiej podaży nie dałoby się narysować na wykresie. Koszt rozwiązań wykorzystywanych do tworzenia "innowacyjnych" nowych rozwiązań, byłby zerowy (brak praw wyłącznych oznacza, że nie trzeba płacić). Innowacyjność miałaby się dobrze. Biznes miałby się gorzej.
Dziś jest jeszcze wiele innych "dóbr wspólnych", które nie są wykrojone systemem prawnym do obrotu. Na przykład powietrze do oddychania w atmosferze Ziemi. Oczywiście potrafię sobie wyobrazić, że powstanie system prawny, który pokroi powietrze (mamy już handel emisjami CO2, więc dlaczego nie w drugą stronę?).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Diabeł tkwi w szczegółach
Koszt rozwiązań wykorzystywanych do tworzenia "innowacyjnych" nowych rozwiązań, byłby zerowy (brak praw wyłącznych oznacza, że nie trzeba płacić). Innowacyjność miałaby się dobrze. Biznes miałby się gorzej.
Nie zgadzam się - założenie jak wyżej sugeruje, że jedynym kosztem korzystania z wiedzy jest koszt licencji, a to nie jest prawda.
Po pierwsze trzeba zapłacić pracownikom i to dużo .... aby ci wypracowali nowe rozwiązanie potrzebne są tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy roboczogodzin.
Trzeba zainwestować w uruchomienie produkcji (np. zbudowanie nowych maszyn, infrastruktury).
Trzeba zainwestować w rynek - promocja nowego produktu itd.
A to tylko grube pozycje kosztowe.
Inwestycje w R&D da się i należy ochronić patentem - bez ochrony patentowej - konkurent nie ponosząc tych twardych kosztów - jest w stanie zaoferować kopię po niższej cenie w tej samej jakości i umieścić ją na stworzonym przez innowatora rynku.
Dowolna działalność jeśli jest scharakteryzowana przez model biznesowy o wyniku ujemnym - zaniknie po wyczerpaniu zasobów.
To samo prawo ma zastosowanie do innowacyjności. Oczywiście zgłoszenie wynalazku do opatentowania nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem i są przynajmniej dwie inne strategie ochronne, które dają pozytywny wynik i nie wymagają używania patentów, co prawda nie zawsze da się je zastosować, ale to temat na inną historię.
Czy powinniśmy utrzymywać status quo?
Nie widzę z tym żadnego problemu. Tzn. na pewno jest to niekorzystne dla przedsiębiorstw, które chcą żyć z samych licencji, ale nie sądzę aby społeczeństwu powinno zależeć na utrzymaniu takiej działalności przy życiu za wszelką cenę (trzeba wypracować jakiś kompromis).
Założenie, że jedynym źródłem innowacji są działy R&D dużych korporacji, jest błędne. Świetnym tego przykładem jest projekt Paparazzi (automatycznego pilota opublikowanego przez naukowców). Ich publikacja była iskrą, która rozpoczęła rewolucję UAVów, obecnie hobbystyczne konstrukcje mają większe możliwości niż rozwijane latami rozwiązania wojskowe (które kosztowały niemało).
W klasycznym modelu już teraz nie ma gwarancji, że pieniądze zainwestowane w R&D się zwrócą, jest to wyścig o pierwsze miejsce. To nie działa poza powoli rozwijającymi się branżami, w których "odkrycia" da się usystematyzować (chemia, farmacja).
W dynamicznie rozwijających się branżach (IT) kilka razy spotkaliśmy się z "innowacjami" wynikającymi głównie ze zmieniających się warunków środowiskowych (dailymotion i youtube nie miałyby sensu w czasach modemowych) i następują w związku z tym w miarę równolegle (środowisko dotyka wszystkich równocześnie). Po premierze Google Glass spodziewam się np. fali patentów na wyświetlanie punktów orientacyjnych oraz dodatkowych informacji na wyświetlaczu przeziernym skoordynowanych z obrazem widocznym przez wyświetlacz.
Dodatkowo pierwszy wcale nie znaczy lepszy (dailymotion wystartował wcześniej od youtuba, mimo to youtube jest rozwiązaniem, które wygrało na rynku). Brak monopolu oznacza, że każdy uczestnik rynku musi ciągle rozwijać swoje produkty i usługi, a nie spoczywać na laurach.
Jeżeli chodzi o dynamiczny rozwój technologii, to nic nie równa się z otwartym i nieograniczonym dostępem do różnych rozwiązań. Nie trzeba inwestować w odkrywanie na nowo rozwiązań obchodzących obowiązujące patenty (mniejsze koszty), można swobodnie konsultować się z innymi (wszystko jest i tak publiczne, kooperacja rodzi nowe okazje na biznes). Można rozwijać nowoczesne technologie w oparciu o już istniejące bez ryzyka patentowego.
Oczywiście ekstrakcja pieniędzy z odkryć open source nie jest tak łatwa jak w modelu klasycznym. Trzeba wypuścić konkurencyjny produkt na rynek, nie wystarczy czekać na wpływy z licencji albo miernych produktów.
Pytanie brzmi: w którą stronę powinniśmy iść? Czy utrzymywać status quo, gdzie rynki bywają praktycznie zamknięte dla nowych graczy, a ochrona patentowa chroni przed lepszymi z punktu widzenia konkurencji? Czy iść w stronę rynku agresywnego bez monopoli (np. Chiny, gdzie patenty zagraniczne nie mają za bardzo znaczenia) z lepszym dostępem do know how dla każdego?
Patenty nie są żadnym panaceum
Patenty nie są żadnym panaceum. Jest szereg innych czynników decydujących o rozwoju. Dlatego napisany przez szefa koncernu Alacatel-Lucent wstęp do Global Innovation Index 2012 ma tytuł Embracing New Types of Partnerships to Drive Open Innovation.
Dlaczego bez praw wyłącznych nie dałoby się zarabiać? Bo kopiowanie nic nie kosztuje i stanowi nieuczciwą konkurencję? To nieprawda. Zależy kopiowanie czego. Tylko kopiowanie treści cyfrowych nic nie kosztuje. Już kopiowania komputera, gdy w grę wchodzi materialność jest niemożliwe bez dołożenia czegoś od siebie, co pociąga za sobą koszty.
Ktoś powie, że te koszty są mniejsze, czyli następuje pasożytnicze skorzystanie z czyjegoś dorobku, który powinien być wynagrodzony. Odpowiadam, być może twórca rzeczywiście powinien być wynagrodzony, lecz monopol nie jest jedynym rodzajem nagrody jaki zna ludzkość. Błędne też jest założenie, że kopiowanie sprzętu kosztuje mniej niż samodzielne jego wytworzenie od podstaw. To nie jest takie pewne, różnie bywa. Każdy inżynier wie, że często lepiej zrobić coś samemu od nowa niż bezrefleksyjnie naśladować.
Dlatego prawa wyłączne nie są panaceum na rozwój. Raczej można mówić o dziedzinach, w których patenty raczej sprzyjają komercjalizacji wiedzy i innych w których raczej przeszkadzają i jeszcze innych w których są zdecydowanie szkodliwe. Stopień szkodliwości skorelowany jest z abstrakcyjnością wiedzy. Co do tego ostatniego jest całkowita pewność.
Nie było zlecenia na telefon, a fonograf też nie całkiem...
Wojtek, przekręcasz fakty. Edison i Gray dostali zlecenie na ulepszenie telegrafu pozwalające na przesyłanie wielu depesz równocześnie (multipleksowanie). Bell z kolei niezależnie pracował nad różnymi urządzeniami związanymi z akustyką, w tym również telegrafem. W rezultacie powstał telegraf akustyczny, z którego po dołączeniu mikrofonu powstał telefon.
Ostatecznie Bell był najszybszy, nieco wolniejszy był Gray. Edison zaś najlepiej umiał poprawiać i przerabiać cudze pomysły, więc stał się autorem większości patentów na udoskonalenie telefonu, np. mikrofon węglowy to zasługa Edisona.
Fonograf też nie był całkiem oryginalnym wynalazkiem Edisona, bo wykorzystywał idee zawarte w konstrukcji fonautografu - pierwszego urządzenia rejestrującego dźwięk. Edison użył cylindra zamiast dysku i jako pierwszy połączył urządzenie do nagrywania i odtwarzania dźwięku - jego fonograf działał w chwili, gdy odtwarzanie fonautogramów dopiero czekało na praktyczną realizację. Oryginalne pomysły z fonautografu przybrały wreszcie kształt skonstruowanego przez Berlinera gramofonu i w takiej postaci dotrwały do dziś.
ACTA 2.0?
Sprawa przycichnie, przyschnie. Potem pan Boni wyjaśni, że tak naprawdę to nie chcieliśmy przystąpić, że widzi potencjalne skutki, w ogóle pomyłka niewarta wzmianki.
Jak w sprawie ACTA wycofano wniosek z Trybunału Sprawiedliwości o zaopiniowanie i się na tym skończyło.
Za następne pół czy półtora roku znowu pojawi się jakiś arcygenialny pomysł na umilenie nam życia. Tak by do Europu mogło wejść amerykańskie podejściem do praw autorskich.
Po pierwsze, to Minister
Po pierwsze, to Minister Boni nie jest akurat odpowiedzialny za patenty - odpowiedzialny jest Minister Gospodarki. Opinia min. Boniego jest jednak taka, jaka jest.
Po drugie - ACTA nie "przyschła" tylko została odrzucona. Wycofanie skargi z TSUE miało (jak usłyszałem z "wiarygdnego anonimowego źródła") raczej na celu uniknięcie jej powrotu: przy pozytywnej opinii Trybunału powstałaby ponoć presja na ponowne jej przyjęcie. Czyli może nie doszukujmy się na siłę zawsze złych intencji.
Po trzecie amerykańskie podejście do praw autorskich w Europie już jest dobrze zadomowione. Miejscami nasze jest jeszcze nawet bardziej restrykcyjne.
Wywiad z prof. Szczepanowską-Kozłowską wyglada na ustawkę
Można by sądzić, że w odniesieniu do tytułu wywiadu mamy do czynienia z pracą nie na temat, jednak chyba jest gorzej, niż na to wygląda. Nietrudno bowiem znaleźć w Internecie, co następuje:
1. Prof. Szczepanowska-Kozłowska pracując dla DLA Piper reprezentuje interesy prawne firm amerykańskich w Polsce, więc jej opinia jest stronnicza.
2. Katarzyna Zachariasz (kataza), która przeprowadziła wywiad, opublikowała na różnych witrynach Agory szereg artykułów entuzjastycznie podchodzących do jednolitego patentu. Ton innych artykułów tej pani jest w większości podobnie euroentuzjastyczny, więc ją też trudno nazwać bezstronną.
Czyżby zatem ustawka pod płaszczykiem bezstronności?
Z tego co wiem z Ministerstwa Gospodarki...
...to polski rząd ciągle jest "za" ale przyjął do wiadomości, że ratyfikacja może się nie udać w Polsce.
Rząd jednak popiera Jednolity Patent, ale zakłada porażkę ratyfikacji
Hiszpania, Polska, Włochy poza porozumieniem patentowym
Informacje na blogu KSNH wraz linkami do dokumentów źródłowych
patenty na potęgę
Jak odbywałem praktyki w sporej firmie w stanach mieliśmy zalecenie, żeby każdy fragment kodu, który jest wg. nas pomysłowy skonsultować ze specjalnym pracownikiem, który oceniał czy można to rozwiązanie opatentować (tzn. czy nie jest jeszcze w powszechnym użytku, albo opatentowane). Takie zachowanie moim zdaniem służy przede wszystkim blokowaniu innych, a nie chronieniu własnych "innowacyjnych" rozwiązań.