Jednolity patent europejski ponoć "dogadany"

Ponoć "jednolity patent" w Unii Europejskiej jest już "dogadany". Herman Van Rompuy, przewodniczący Rady, albo ktoś piszący w jego imieniu, zakomunikował o tym wczoraj na Twitterze ("We reached today a final agreement on the EU patent. #euco"). W istocie chodzi o dogadanie się polityków w sprawie systemu jednolitego patentu, który to system zakłada też powołanie - poza granicami RP - sądu patentowego. Z tej okazji warto przypomnieć, że w Polsce dyskusja o systemie jednolitego patentu europejskiego wzbudza liczne emocje i kontrowersje.

Twitterową notatka Rompuy-a komentuje TVN24 w tekście pt. Będzie jednolity patent w UE. Porozumienie na szczycie. Ja zaś spiszę te swoje tezy, które ujawniałem w prowadzonych na różnych forach dyskusjach w ostatnim czasie. Dla chcących dotrzeć do źródeł proponuje też sięgnięcie do internetowego serwisu Rady UE, gdzie znaleźć można materiały dot. projektu porozumienia na mocy którego ma powstać sąd orzekający w sprawach jednolitego patentu.

W uzupełnieniu niedawnej wszak notatki pt. Sielankowo o jednolitym systemie patentowym (proszę wybaczyć, że znów tytuł nie jest krzykliwy), warto napisać kilka słów.

Patent to prawo wyłączne ustanowione w dwojakim celu. Z jednej strony dajemy innowatorowi czasowy monopol na korzystanie z nowego wynalazku, z drugiej strony zaś w ten sposób, że tą innowacyjność ujawniamy (opisy patentowe dotyczące wynalazków są jawne, a dodatkowo nie korzystają z ochrony prawnoautorskiej - to w Polsce na podstawie art. 4 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych) mamy stymulować innowacyjność pro publico bono. Wydłużanie czasu ochrony, próby obejmowania takim monopolem czegoś, co wynalazkiem nie jest, etc. stanowi próbę - jak uważam - zamachu na podstawy aksjologiczne, dla których prawo patentowe się pojawiło.

Prawo patentowe pojawiło się jeszcze w czasach średniowiecznych. Do historycznych źródeł prawa patentowego należy statut z Wenecji:

Karta ze statutem patentowym z 1474 roku

Wenecjanie w 1474 rok zaproponowali następujące regulacje:

"... proponuje się podjęcie uchwały naszej Rady, że każdy, kto w naszym mieście dokona jakiegokolwiek nowego i wynalazczego urządzenia, przedtem na tym terenie nie wykonywanego, a wynalazek ten będzie udoskonalony do tego stopnia, że będzie mógł być zastosowany i wykorzystany, ma obowiązek podać go do wiadomości właściwemu urzędowi naszego miasta. Będzie zabronione każdemu innemu na naszym terenie wykonywać podobne urządzenia bez zgody i zezwolenia twórcy wynalazku w ciągu lat dziesięciu. Gdyby kto dopuścił się tego, twórca wynalazku będzie miał prawo pozwać go przed jakikolwiek urząd naszego miasta. Przez urząd ten będzie on zasądzony na zapłatę twórcy stu dukatów, a wykonane przezeń urządzenie będzie natychmiast zniszczone. Zastrzega się jednak naszemu Senatowi pełną swobodę stosowania i wykorzystania dla swoich potrzeb każdego z tych wynalazków i urządzeń z tym jednak warunkiem, że nikt inny, a jedynie ich wynalazca, będzie je mógł wykonywać.

Za takim statutem zagłosowało wówczas 116 radnych, przeciwko niemu zagłosowało dziesięciu.

Krótko mówiąc przyjmujący ww. regulacje powiedzieli wszystkim mieszkańcom Republiki Weneckiej: słuchajcie, jeździcie po różnych miastach, po krajach i po całym świecie, widzicie tam różne takie ciekawe rozwiązania. Jeśli do nas przyjedziecie i pokażecie u nas takie rozwiązanie, którego jeszcze nie znaliśmy, to wam damy czasowy monopol na jego stosowanie. Będzie trwał 10 lat, ale po tym czasie wszyscy będą mogli z niego korzystać. I nawet mimo tego, że nasza Republika jest oligarchią kupiecką, to ogólny poziom dobrobytu będzie wzrastał.

Cel był jasny i prosty. Chodziło o to, by obywatele mieszkający w Wenecji mogli być zasilani nowymi rozwiązaniami, z których, po pewnym czasie mogli korzystać wszyscy, a o których by nie wiedzieli, gdyby nie było swoistej zachęty.

Przedsiębiorstwa nie są jedynymi beneficjentami systemu patentowego. Aksjologia tego prawa polega na tym, że prawo patentowe chroni - z jednej strony - tych, którzy przynoszą do urzędów rozwiązania (techniczne i związane z prawami fizyki), ale chroni też, lub chronić powinno - społeczność, by nie przyznawano prawa wyłącznego na coś, co wynalazkiem nie jest (chodzi m.in. o idee, metody biznesowe i - generalnie - inne byty nie będące wynalazkami, ale chodzi też o takie rozwiązania, które kiedyś może dałoby się opatentować, ale dziś nie są już nowe; chodzi o to zatem, by nie zawłaszczać tego, co już w społeczeństwie funkcjonuje). Aby system działał zgodnie ze swoją aksjologią - monopol przyznany na korzystanie z danego rozwiązania nie może być zbyt długi. Istota wszak polega na tym, że przyznanie wyłączności jest potrzebne do tego, by owe wynalazki wchodziły - po krótkim czasie - do powszechnego użycia i by wówczas już nikomu nie należało się wyłączne prawo korzystania z nich.

Monopol nie sprzyja konkurencji, a jedynie konkurencja napędza innowacyjność. Patent, czyli czasowe prawo wyłączne to czasowy monopol, a monopol niezwykle trudno pogodzić z gospodarką rynkową. Trudno jednak nie dostrzec pewnej prostej tendencji, że ten, kto zyskał na czasowym monopolu, chciałby móc go rozszerzyć (wydłużyć), lub objąć nim różne inne sfery, do tej pory nie uznawane za warte (z perspektywy ogólnospołecznej) objęcia prawem wyłącznym. To społeczeństwo jako całość, a nie przedsiębiorstwa jako wyjątek, mają odnieść korzyść z systemu patentowego. Ta korzyść wynika właśnie z tego, że czas ochrony ujawnionych rozwiązań minął i że nie patentuje się wszystkiego, co do urzędu ktoś przyniesie.

W tej dyskusji podnosi się też często, że gdyby nie prawo wyłączne (patent) dot. innowacyjnych rozwiązań - przedsiębiorstwom nie opłacałoby się inwestować w R&D. Ale odpowiedź tu musi być taka, że konkurencja, nie zaś monopol (chociaż czasowy) stanowi zachętę do rozwoju produktów i usług. Jeśli ktoś stale nie rozwija swoich produktów, nie inwestuje w badania i rozwój, to konkurenci go prześcigną - wprowadzając na rynek takie technologie, które lepiej odpowiadają potrzebom konsumentów (i klientów - w przypadku rynku biznesowego), są tańsze we wdrożeniach i bardziej efektywne. Przewagę konkurencyjną przy wykorzystaniu takich samych, co istniejące już na rynku rozwiązania, można też uzyskać marketingowo, grając ceną, jakością, dystrybucją i innymi elementami marketingu mix.

W globalnym społeczeństwie informacyjnym, w którym informacja o nowych rozwiązaniach pojawia się bardzo szybko od ich pierwszego zastosowania, prawo patentowe, jako zachęta do ujawniania ogółowi społeczeństwa innowacyjnych rozwiązań, nie ma już racji bytu. Może być już jedynie narzędziem walki pomiędzy globalnymi przedsiębiorstwami (lub wsparciem dla siły kapitału przeciwko małym, innowacyjnym przedsiębiorstwom, które dopiero chciałyby zająć pozycję na globalnym rynku), ale to nie ma wiele wspólnego z pierwotnymi celami, dla których zgodzono się na czasowy monopol w sferze korzystania z wynalazków.

Prawo patentowe zaczęło stanowić narzędzie ochrony zainwestowanego kapitału (coraz większego), nie zaś narzędziem, dzięki któremu społeczeństwo zyskuje - jako całość - możliwość korzystania z ogólnoludzkiej innowacyjności.

Powyższe dotyczy jednego z wątków w dyskusji o systemie patentowym. Jest też inny wątek, który dość wyraźnie pojawił się wczoraj, w czasie omawiania dorobku poszczególnych warsztatów działających przy MAiC. Otóż ten wątek wprost odnosi się do "polskiej racji stanu" oraz "suwerenności" Polski, jako kraju, a związany jest z dyskusją o "jednolitym patencie europejskim".

Podnosi się w tej dyskusje m.in. argumenty konstytucyjne. Zgodnie z art. 175 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej:

1. Wymiar sprawiedliwości w Rzeczypospolitej Polskiej sprawują Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe.
2. Sąd wyjątkowy lub tryb doraźny może być ustanowiony tylko na czas wojny.

Jednolity sąd patentowy, który miałby mieć rozstrzygającą właściwość w Unii Europejskiej w sferze patentów, godzi w zasadę sprawowania wymiaru sprawiedliwości w RP. Również kwestia języka prowadzenia postępowania przed takim sądem budzi wiele kontrowersji na gruncie konstytucyjnym. Oto bowiem sąd taki miałby posługiwać się językiem angielskim, francuskim i niemieckim. Wśród propozycji była i taka, by językiem postępowania był jedynie język angielski, ale nie zgodziły się na to Niemcy i Francja.

Polska godzi się na to, by postępowanie odbywało się w języku innym, niż język polski i godzi się na to, by - poza konstytucyjnie umocowanym systemem sądowniczym powstał właściwy w sprawach patentowych sąd z siedzibą poza granicami Rzeczypospolitej (nota bene - sprawy wcale nie załatwiłoby, gdyby taki sąd miał też jedną ze swych siedzib w Polsce; nadal nie miałby umocowania w konstytucyjnym systemie wymiaru sprawiedliwości Rzeczpospolitej Polskiej).

Wątków w dyskusji jest więcej, ale powyższe niech stanowi notatkę i komentarz do aktualnych wydarzeń.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Żeby dać, trzeba mać?

Czy samo państwo posiada monopol na wykorzystanie wszystkich możliwych wynalazków, skoro może go udzielać temu, kto pierwszy zgłosi się do urzędu?

to częsty błąd we współczesnym myśleniu w Polsce

o kwestii czym jest albo nie jest państwo. państwo aksjologicznie - to wspólnota, sprawująca władzę ( wielorakich rodzajów) w interesie obywateli należących do tej wspólnoty., Tym samym rości sobie - i ma - pełne prawa by na terenie na którym sprawuje władze - stanowić przepisy prawne - w ramach których z jednej strony gwarantuje ochronę prawną a z drugiej domaga się działań z zyskiem dla wspólnoty która uosabia.
Oczywiście jest to bardzo nie w smak wszelkim neoliberałom - bowiem wg. tych ludzi - państwo ( ale zawsze państwo w znaczeniu - kolonia - państwo słabe kraju III świata - w odniesieniu do krajów jak UA czy Niemcy - nigdy nie ma tu wątpliwości że jest inaczej i że mówimy o wspólnocie. Tylko narody o niskiej kulturze i zanikającym patriotyzmie, lub patriotyzmie rozumianym w idiotyczny sposób - np. gloryfikującym rzezie jak Powstanie Warszawskie - jak Polacy - są pozbawieni zdolności takiego pojmowania własnej państwowości) to biznes który ma się opłacać. W Polsce jest to szczególnie popularny pogląd - zwłaszcza wśród korwinistów. Jest to pogląd księżycowy, utopijny, prostactwo, do tego kompletnie ignorujący realia. Realia zaś są takie że narody posiadające bogata kulturę państwowości - doskonale zdają sobie sprawę z potrzeby poczucia wspólnoty, zaś ich działania służą interesowi państwa które wcale nie jest postrzegane jako emanacja złodziejstwa - znów jak w Polsce. Okazuje się także że takie postrzyganie państwowości - jako rzeczy wspólnej - co zresztą zawiera się w znaczeniu słów Rzecz Pospolita - nie stoi w żadnym sprzeciwie w stosunku do wolności osobistej, religijnej czy gospodarczej, która - a nie jest to przypadkiem- stoi np. w Niemczech na znacznie wyższym poziomie niż w Polsce. Nie mamy tu do czynienia z żadnym paradoksem - silne państwo znaczy więcej wolności dla jednostki - słabe państwo - zależność obywateli od innych - zwykle związanych ze stanem posiadania - wpływów i ograniczeń. Majątek, kapitał rzadko bowiem należą do wszystkich po równo, a jedynie państwo jest siłą zdolna powstrzymać kapitał od bezwzględnego wyzysku obywateli kosztem ich wolności, prawa, dobrobytu. Żyjemy w źle zorganizowanym państwie w którym lud, motłoch, prostaczkowie - sądzą że jego problemem jest słabość tegoż państwa, a nie siła możnych którzy owo państwo traktują jak przysłowiowy "postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą wileńskim powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na płaszcz wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy.".
Pozwolę sobie tu podlinkować znane słowa Jasienicy o anarchii w naszym kraju: http://fiksacie.wordpress.com/2012/02/25/pawel-jasienica-polska-anarchia-cytat/

Od wielu lat, widzę na rożnych forach, komentarzach i w artykułach opinie podważające podstawy aksjologiczne państwa do sprawowania jakiejkolwiek władzy od bardzo szczegółowych tematów ( ochrona przed zniesławieniem, karanie burd, regulowanie ciszy nocnej), aż po tak ogólne jak tu - kiedy mój przedmówca zadaje pytanie - skąd państwo ma prawo do jurysdykcji prawa patentowego i czy czasem nie uzurpuje sobie tego prawa bezprawnie bo wynalazek "jest własnością wynalazcy". Od 89 roku pod hasłem "świętej własności prywatnej" rozmontowujemy podstawy własnego dobrobytu, aż w końcu posiadając ledwie buty, bo przecież nie ziemie na której stoimy, znajdziemy się dokładnie w tym miejscu w którym będziemy we własnym państwie - nikim. Bo owo państwo będzie tyleż absolutnie słuszne moralnie - w ramach owej moralności wg. której nikt nikomu nic nakazać nie może, a dowolny idiota może niszczyć wszystko co wspólne, bo wspólne w jej myśl, to przecież niczyje - co kompletnie nieistniejące.
I wówczas faktycznie - zgodnie z ideałami korwinizmu - ten kto będzie posiadał pałkę - będzie królem - bo będzie prał po łbach tych co nie będą posiadać nawet tej pałki. Ideał troglodytów.

Prawa państwa

Wydaje mi się, że państwo ma takie prawa, jakie dali mu obywatele; jakie konkretnie, zapisane jest zwykle w konstytucji. Z tym, że dać mogą tylko tyle, ile sami mają. Sądze, że ludzie mają prawo bronić się przed mordem, grabieżą, czy, powiedzmy, zakłócaniem snu, i mogą powierzyć wykonywanie tej obrony państwu.

A jak to jest w przypadku patentów? Czy jeżeli ktoś wymyśli nowy przepis na mrożone wiśnie w jogurcie, ma prawo zabronić innym - nawet tym, którzy wpadną na taki sam pomysł niezależnie - stosowania go?

Być może, prawo patentowania dałoby się uzasadnić jako rodzaj 'podatku' - każdy oddaje swoje prawa do korzystania z ewentualnych własnych wynalazków państwu, które daje je temu, kto pierwszy zdąży do urzędu patentowego?

Wtedy powstają oczywiście pytania, jakiego rodzaju świadczeń można w ramach 'podatku' żądać od współobywateli, i czy akurat ten rodzaj przynosi więcej szkody, czy pożytku.

A może jest jeszcze jakoś inaczej?

No więc docieramy do sedna

"Wydaje mi się, że państwo ma takie prawa, jakie dali mu obywatele" - niestety nigdy nic takiego nie nastąpiło. Wszechświat ma około 14 miliardów lat, Ziemia około 5 miliardów, państwa zaś istnieją na tym świecie od powiedzmy 5 tysięcy lat. Państwo Polskie istnieje ponad 1000 lat w chwili obecnej, zaś prawodawstwo o którym mówimy ma (jak zauważa Vagla w swoim wpisie ) 2012 - 1474 = 538 lat. Zarówno współczesna Konstytucja RP, jak i fragment prawodawstwa dziedziczą koncepcje od kodeksu Hammurabiego, przez zasady Prawodawstwa Rzymskiego, aż do koncepcji właściwych Rewolucji Francuskiej i archaicznemu stanowi własności Imperium Brytyjskiego. Wiele przepisów jakie uznajemy za słuszne i naturalne to wynik walki pomiędzy powiedzmy Hugenotami a Katolikami setki lat temu, w innym miejscu i pomiędzy całkowicie przypadkowymi dla nas ludźmi. Nigdy i nigdzie "obywatele nie dawali nikomu prawa" bo nigdy nigdzie ich nikt o to nie pytał. Wszystko co Pan widzi wkoło, domy, drzewa, inni ludzie, w tym prawo i jego jurysdykcja są wynikiem długiego procesu historycznego z właściwymi dla niego zakrętasami, nawrotami, niekonsekwencjami i hołubieniem nonsensownych pomysłów.

Korwiniści sobie wyobrażają to jako pewną formę umowy, ale proszę Pana - czas dorosnąć - umowa taka nigdzie nie istnieje. Nie ma jej. Jedyne co jest - to proces historyczny i gra interesów. Strony które milczą - nie sa w nim reprezentowane. Wielkie ryby połykają małe ryby. Kraje w których ludzie nie interesują sie władzą sa rządzone bez udziału ludzi.
nie ma żadnej potrzeby by Pan musiał "uzasadniać prawo podatkowe" bo jak rozumiem nie ma Pan żadnych możliwości by go zlikwidować. Zamiast tracić czas na takie dyskusje lepiej przeczytać jakąś książkę. Natomiast jeśli chcemy dyskutować o jego skuteczności, sensowności itp. trzeba sie zastanowić w pierwszej kolejności - jakim interesom (komu ) ma służyć. Spodziewam sie, że Korwiniści nie są w stanie odpowiedzieć na to pytanie w sposób satysfakcjonujący - bowiem jedyna dopuszczalna z powodów ideologicznych związanych z wyznawaną ideologią odpowiedź brzmi - "mnie". "Mają służyć mnie". Jak wiadomo w myśl koncepcji korwinistów "społeczeństwo nie istnieje, istnieją jedynie jednostki". Wobec takiego poglądu jednym ostatecznym i praktycznym beneficjentem prawa podatkowego może byc jedynie jedna z 5 Wielkich Korporacji Światowych a prawodawstwo sprowadza się do takiego zapisania przywilejów powiedzmy "Sony" by nazwa "Sony" nie występowała w stosownym dokumencie ( od którego to standardu zresztą już odchodzimy ( patrz przywileje "UEFA" zapisane w ustawie).
Podam może przykład bokserski - ma Pan stoczyć pojedynek pięściarski z Tysonem. Oczywiście z powodu zasad Złotej Wolności Bokserskiej korwinista będzie domagał się by sędzia mógł interweniować jedynie kiedy nie będzie Pan oddychał - wcześniejsza interwencja bowiem oznaczałaby interwencjonizm w przebieg walki. Oczywiście nie postawie na Pana ani złotówki - ale możemy udawać żę pojedynek w którym "niedożywiony amator" staje przeciwko Tysonowi - jest "uczciwy, zgodny z szlachetnymi zasadami sportu, oraz emocjonujący a wygra lepszy". Oczywiście koncepcja kategorii wagowych w boksie wg. korwinistów jest tym co niszczy ten sport.

Dla wymowy argumentów

Dla wymowy argumentów, albo do formułowania tez na temat przedmiotu dyskusji, nie jest zupełnie potrzebne posługiwanie się argumentacją ad personam i robienie osobistych wycieczek mających na celu obrażenie kogoś. Proszę o tym pamiętać.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Może lepiej będzie

Może lepiej będzie powiedzieć "Władza ma takie uprawnienia, na jakie pozwoli jej społeczeństwo".
To, że wszystko jest wynikiem procesu historycznego to truizm, z którego nic nie wynika. Wszelkie istniejące tyranie były i są również wynikiem tego procesu. Nie wynika z tego, że nie należało i nie należy (próbować) ich obalać, kierując ten proces na bardziej pożądane tory.
Pytania są takie - na jakie uprawnienia pozwolić władzy i jak to zrobić, by pozwolić jej właśnie na takie.
Na te pytania, oczywiście, można dawać różne odpowiedzi.
W przypadku monopolu patentowego pierwsze pytanie jest takie - czy pozwolić władzy na narzucanie takiego monopolu?
Moja odpowiedź jest taka, że nie należy jej pozwolić, bo jest to ograniczanie wolności ludzi chcących zastosować określoną wiedzę (często nabytą samodzielnie) w ramach dysponowania swoją własnością.
Utylitarna argumentacja, że może być to narzucane w imię "rzeczy wspólnej" czy "zysku wspólnoty" mnie nie przekonuje. Bo ci, którym monopol patentowy ogranicza wolność też do tej wspólnoty należą, a nie zyskują. Odwrotnie, tracą, musząc zapłacić patentowy haracz monopoliście, albo zrezygnować z biznesu. Często tracą też ich klienci, musząc więcej płacić za opatentowane rozwiązania, mając mniejszy wybór lub w ogóle nie mając dostępu o tych rozwiązań. Więc co najwyżej zyskuje część wspólnoty. Nawet jeśli byłaby to większość, to nie można już mówić o "zysku wspólnoty", tylko na wyzysku jednych ludzi przez drugich.
A czy jest to większość? Można raczej przypuszczać, że patenty służą głównie właśnie Wielkim Korporacjom Światowym. Kto jest właścicielem większości patentów? Plus "trollom patentowym", które próbują zbierać okruchy ze stołu wielkich.
Przy okazji: nie wiem jak przedmówca, ale ja nie jestem "korwinistą". Nawet o tym kiedyś pisałem.

Wladza - to my - mówi konstytucja.

"Pytania są takie - na jakie uprawnienia pozwolić władzy i jak to zrobić, by pozwolić jej właśnie na takie." - temat ten był dyskutowany wielokrotnie, a ja uważam ze najlepszą z dostępnych odpowiedzi dał Popper w "Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie" która to książka ma 2 części i koniecznie należy przeczytać obie ( znana w Polsce krytykuje Marksizm za determinizm społeczny - ideę której wyznawcą - oczywiście wyrażaną w innej frazeologii - jest np. Balcerowicz i neoliberałowie, mniej znana krytykuje ideologie "powrotu do złotego wieku kiedy dzieci szanowały rodziców a ludźmi rządzili filozofowie" - co jest z kolei treścią przekonania że kwalifikacje do uprawiania polityki mają "eksperci")
Podkreślanie roli procesu historycznego z mojej strony ma ważne powody. Wiekszość argumentacji korwinistów ( neoliberałów) jest natury moralnej - rzekomo neoliberalizm, laisez-faire i inne tego typu utopijne ideologie mają byc przede wszystkim moralne, zgodne z Prawem Naturalnym, Nienaruszalnym Świętym Prawem Własności wcześniejszym i bardziej podstawowym niż inne prawa itp. itd. Dodatkowo dodaje się że ustroje neoliberalne mają byc dodatkowo - wobec supremacji moralnej - dodatkowo szczególnie efektywne ekonomicznie. Rzadko się wspomina zę wyznawcami nienaruszalności prawa własności nader często sa osoby które zdobyły swoje majątki uwłaszczając sie w procesie prywatyzacji ledwie niecałe 10 lat temu. Nie oznacza to że zarzucam im nieuczciwość. Oznacza to że ich majątki nie sa wynikiem pracy pokoleń i mądrych inwestycji - jak to często ma miejsce na zachodzie - a raczej przypadku i okazji. Ludzie ci doskonale zdają sobie sprawę jak nikłe kwalifikacje różnią ich od pucybuta ( czy dawnego handlarza walutą którymi często byli) i jakie znaczenie ma wobec tego ograniczanie np. konkurencji czy zasady wolnego rynku dla istnienia ich majątków. Gloryfikując Wolny Rynek mają w istocie na myśli darwinizm społeczny - sa bowiem największymi szczupakami w stawie pełnym drobnicy. Słowa Jasienicy które przytaczałem ujmują te rzeczy dosyć dobrze i zwięźle.
Wszystkie poglądy prezentowane w Polsce jako neoliberalne, "jedyne prawdziwe", "oczywiste", 'wolnorynkowe" itp. sa nie warte funta kłaków - o czym przekonujemy się wkoło. Nie wystarczy wprowadzić wolnego rynku by zapanowała sprawiedliwość czy dobrobyt. Obecna sytuacja naszego kraju nie jest żadnym sukcesem gospodarczym - jest upadkiem gospodarki. Sukces gospodarczy odnoszą te kraje w których po wejściu do sklepu widzi się produkty lokalnego przemysłu. U nas nie ma produktów Polskich - nie ma zatem sukcesu gospodarczego. Jedyną gałęzią przemysłu w którym polskie produkty sa obecne - jest niskoprzetworzona żywność i piekarnie. "Inwestorzy" doskonale zdają sobie sprawę, że jest to ostatnie pole "inwestycji" w Polsce - po jego zajęciu przestaniemy być interesującym krajem w jakimkolwiek sensie. Nie jest to obszar mały - 60% ludzi w Polsce nadal mieszka i pracuje na wsi. Wraz z jego "neoliberalizacją" zaczniemy okres poważnych niepokojów społecznych. Miejmy nadzieję że taki czas nigdy nie nadejdzie.
Wracając do tematu rozmowy - skoro to co mamy jest wynikiem procesu historycznego - spora cześć prawodawstwa nie ma żadnych mniej lub bardziej moralnych podstaw ( od innych możliwych do pomyślenia, racjonalnych przepisów) - ma natomiast podstawy historyczne. Ich zmiana nie jest mile widziana - nie dlatego że obniża moralność świata, ale dlatego że narusza interesy grup posiadających wpływ ma władze. Podobnie - całkiem spora cześć zmian które się wprowadza pod hasłami "nieuniknionego dostosowania do nowoczesności" nie ma żadnego innego wymiaru niż rozszerzenie władzy owych sfer kapitałowych - np. czysto formalna "reforma" emerytalna Rostowskiego - wykonana wyłącznie z myślą o rynkach kapitałowych z całkowitym pominięciem realiów państwa, mechanizmów systemu emerytalnego jaki mamy, stanu gospodarki itp.

Jedynym rozwiązaniem tych problemów jest demokracja, jawność sprawowania władzy, wiedza upowszechniana wśród interesującym się tymi sprawami ludzi. W Polsce władze sprawuje naród - i naród musi się zainteresować co robią jego reprezentanci i w czyim interesie. nie widzę innej możliwości. Oczekiwać żę USA albo UE rozwiąże nasze problemy z bezrobociem jest gorszą naiwnością niż wiara we wspólne żony w komunizmie.

Całkowitym przeciwieństwem tego procesu jest odwoływanie się od rządów silnej reki, konsumpcjonizm pozbawiony świadomości co się skąd bierze, lenistwo intelektualne, alienacja społeczna pod hasłem "wolnoć Tomku w swoim domku", anarchia, leseferyzm, dalsze osłabianie i likwidacja roli państwa - zwłaszcza jego "zwalnianie" z obowiązków racjonalnej redystrybucji dóbr i dbania o dobro obywatelskie. Państwo zredukowane do Policji - jak tego chcą korwiniści - staje się wyłącznie narzędziem ucisku w rękach bogatych. Niczym więcej niż współczesnym feudalizmem z jego ordynacjami na dobrach prywatnych docelowo obejmujących wszystko.
Na szczęście młodzi ludzie są współcześnie bardzo bystrzy - co pokazały zresztą sprawy wokół ACTA - pokazały one także jaka siła tkwi w społeczeństwie korzystającym ze swoich wolności i praw ( zgromadzeń, petycji, protestów, internetu). Przez 20 lat wmawiano nam że domaganie się czegoś od władzy to lewactwo. A tymczasem - wszyscy mamy prawo oczekiwać od władzy uczciwego i spolegliwego zachowania. A jeśli władza nie spełnia naszych kryteriów - do jej zmiany w procesie demokratycznych wyborów. Każda instytucja w tym państwie ma umocowanie demokratyczne i istnieje po to by przyczyniać się do naszego dobrobytu. Jeśli tego nie czyni - mamy prawo żądać jej zmiany.
"Utylitarna argumentacja, że może być to narzucane w imię "rzeczy wspólnej" czy "zysku wspólnoty" mnie nie przekonuje." - bo patrzy pan z pewnej wycinkowej perspektywy. A o korzyściach decyduje tu nie tylko forma prawna ale i sposób jej stosowania. Czytając Vagle wielokrotnie miałem wrażenie że stosowne prawo jest stosowane formalnie, na zasadzie kruczków, całkowicie sprzecznie z jego treścią. Istnieje termin Falandyzacja prawa - który może być rozumiany jako wyszukana forma bezprawia. Niezawisły sąd w silnym państwie ma wszelkie podstawy by uniemożliwić prywatnej korporacji nękanie drobnych przedsiębiorców za pomocą systemu patentowego. niestety realia sa takie że wobec słabości państwa - i coraz potężniejszego nacisku ze stron korporacji - państwa ustępują stając się coraz częściej zakładnikiem "woli rynków". Ważne by zdawać sobie sprawę z fakt że w takim środowisko chcąc byś skuteczny należy dbać o własne interesy, a często najlepszy interes zyskuje się idąc pod prąd a nie z prądem. Stad poruszony w tym artykule temat - jurysdykcja w obcym języku, poza granicami Polski - jest szalenie bulwersujący -co do zasady. Zarazem zdajmy sobie sprawę że wobec braku przemysłu w Polsce - jest to dla nas kwestia praktycznie niemal całkowicie obojętna.
Obawiam się zę żadnymi środkami nie uda się dziś doprowadzić do likwidacji czy drastycznej reformy prawa patentowego czy własności intelektualnej - bo to sa decyzje leżące poza nami ( społeczeństwem) zaś nasi rządzący z rożnych powodów nie interesują się losem naszego interesu - przedkładając nad to głos "ekspertów", lobbystów i "rynków". Polscy politycy z rzadka intelektualnie obejmują większy skrawek rzeczywistości niż swoją pensję. Nie wydaje mi się by był to standard "światowy". Niedawno wysyłałem petycje ze strony Panoptykonu do członków Komisji Handlu Międzynarodowego przy PE. Dostałem odpowiedź od wszystkich nie-polskich członków komisji oraz od jej polskiego członka pana Pawła Zalewskeigo. Państwo malgorzata.handlik, konrad.szymans., jaroslaw.walesa - nie zechcieli nawet odpowiedzieć sztampową formułką - nawet jeśli nie zgadzali się z treścią petycjo - a może nawet szczególnie wówczas - uważam żę mam całkowite prawo oczekiwać odpowiedzi. Pani Małgorzata Handzlik jest posłanką z Bielska Białej - miejscowości w pobliżu której - 20 km - mieszkam - co podkreśliłem w liście z petycją. Uważam to za całkowicie nie do przyjęcia. Każdy z nas ma jednak ważna broń która zmieni w końcu ten stan rzeczy - a jest nią głos wyborczy, możliwość szukania prawdy, domaganie sie ujawnienia wiedzy - i to nawet wobec kompletnej degrengolady i tabloidyzacji mediów w tym kraju.
Dlatego nie uważam za celowe dyskusji nad "aksjologią prawa patentowego" natomiast jak najbardziej celowe jest dociekanie i rozliczanie rządu z działań jakie podejmuje w celu ochrony Polskiego interesu gospodarczego który wcale nie roztopił się w globalnym interesie gospodarczym - bo taki nie istnieje. Jeśli będziemy rządzących pytać - "co robicie i w czyim interesie" w końcu zwrócą na nas uwagę. Jest jedna metoda na zmianę poziomu polityki w tym kraju - aktywne patrzenie politykom na ręce.

"Nigdy i nigdzie "obywatele

"Nigdy i nigdzie "obywatele nie dawali nikomu prawa" bo nigdy nigdzie ich nikt o to nie pytał." To czym w takim razie jest, powiedzmy, referendum konstytucyjne?
Jasne, że i na autorów i na głosujących ma wpływ historia, ale dziedziczenie historycznych koncepcji jest selektywne.

Poza tym, prawa mają konsekwencje. Nawet 'milczący politycznie' ludzie pracują lepiej lub gorzej, wykorzystują swe talenty bardziej lub mniej twórczo, w ostateczności emigrują. Złe prawa z czasem przekładają się na gorszą pozycję ekonomiczną, a nawet militarną państwa - i zmniejszają szanse, że dane rozwiązanie przetrwa kolejny zakręt dziejów lub zostanie skopiowane w innym kraju. Ten mechanizm działa niezależnie od tego, jak tworzono prawo: demokratycznie uchwalone złe prawo też źle działa. Myślę, że jedną z form takiego złego prawa jest właśnie nadmierne okrawanie wolności indywidualnej, i kraj, który tak robi, dobrze na tym nie wyjdzie. Państwo, uczulone na własnych obywateli - kicha (dwuznaczność zamierzona).

Warto jednak jak sądze starać się przewidzieć problemy związane z danym prawem, zanim jego wady staną się oczywiste. Czy dzisiejsze 'wojny patentowe' nie świadczą o tym, że patenty, przynajmniej w obecnej formie, zaczynają być źródłem problemów?

Nie starałem się też "uzasadniać prawa podatkowego", a raczej zastanowić nad pewnym podobieństwem prawa patentowego i podatkowego. To zresztą nic nowego - np w konstytucji USA prawo Kongresu do nakładania podatków i do udzielania patentów "w celu promowania rozwoju Nauki i użytecznych Sztuk" są w jednym dziale. Prawo podatkowe wymaga, by obywatel oddał państwu część dóbr materialnych. Prawo patentowe wymaga - tak mi się wydaje - aby oddał państwu prawa do korzystania ze swoich ewentualnych wynalazków - które to prawa państwo odda temu, kto pierwszy opatentuje; być może jemu, ale może nie.

To, jakich świadczeń państwa wymagają od obywateli, zmienia się czasem. Taki np obowiązek służby wojskowej w wielu krajach zniesiono. Dyskusja nad tym, czy państwo w ogóle powinno mieć prawo do udzielania patentów, wydaje mi się więc sensowna.

I nie, nie uważam się za korwinistę, komunistę, kamorrystę, ani nawet nie jestem niedożywiony, choć do Tysona oczywiście mi daleko.

Nie uważam by Polskie prawo ograniczało wolność...

"Myślę, że jedną z form takiego złego prawa jest właśnie nadmierne okrawanie wolności indywidualnej, i kraj, który tak robi, dobrze na tym nie wyjdzie. " - Nie uważam by Polskie prawo ograniczało wolność indywidualną. Konstytucja gwarantuje nam wolność osobista, religii i wyznania, poglądów czy prowadzenia interesów. Co do zasady trudno się dopatrzyć masowych naruszeń tych wolności ze strony władzy (odkreślam - ze strony władzy). Wszelkie instytucje co do zasady działają demokratycznie i sprawnie - o czym najlepiej można było się przekonać po Katastrofie Smoleńskiej - ciągłość władzy została utrzymana bez zająknięcia. To dowód sprawności systemu władzy. W zasadzie nie spotykamy się także w kraju z bezzasadnym ograniczaniem praw do wyrażania swoich oglądów, zaś cenzura - nawet jeśli czasem daje znać o sobie - nie jest szczególnie opresyjna. W mojej ocenie to nie nadgorliwość państwa ale jego brak - wycofywanie się i pozostawianie po sobie próżni jest poważnym problemem.
Państwo zanika - a o skutkach cywilizacyjnych tego zaniku przekonamy się kiedy okaże się że prywatne firmy nie mają najmniejszego zamiaru "inwestować" w odnawianie infrastruktury energetycznej, hydrotechnicznej itp. Może nie zwrócił Pan uwagi, że ostatnia powódź zalała np. całą gminę (90% pod wodą)- co przecież wynika wyłącznie z braku utrzymania rowów melioracyjnych - a nie z rozmiaru powodzi. Ten stan w mojej opinii będzie się pogłębiał i dotykał coraz to nowych - zapomnianych po 89 roku obszarów z których państwo się wycofało - kolejnictwa, drogownictwa, energetyki, usług medycznych itp. Prywatny biznes wkroczy tylko tam gdzie może to przynieść szybkie zyski.
Dlatego nie zgadzam się z poglądem jaki Pan wydaje się tu wypowiadać - że państwo Polskie niszczy wolność indywidualną. Natomiast z pewnością jest Polska źle rządzona =- z takim poglądem zgodzę się chętnie. Podobnie jeśli byśmy poruszyli kwestię przedsiębiorczości ( bo wydaje się że to Pan miał na myśli - w kontekście prawa patentowego itp.) to przecież polskie MSP nie potrzebuj,ą mniej ochrony państwa przed powiedzmy żądaniami powiedzmy Sony - ale raczej więcej. Niebezpieczeństwo związane z ACTA miało i ten aspekt, że wydaje się iż docelowo pozwalało na cywilnoprawną jurysdykcję, praw własności intelektualnej - z pominięciem praworządnych organów sądowniczych w naszym kraju - tym samym wprowadzając potężne ryzyko prawno-ekonomiczne w prowadzenie biznesu. Ktoś mógłby jednak argumentować że to krok w dobrym kierunku - niech ten kto domaga się egzekucji własnych praw - sam je egzekwuje - "niech państwo nie ponosi kosztów dociekania czy internauta złamał prawo - niech dowiedzie tego w procesie cywilnym za własne pieniądze Sony"? Czy ów internauta nie znajdzie się wówczas w sytuacji jak w walce z Tysonem? Czy nie chcemy y w tej sytuacji właśnie państwo odgrywało właściwą mu rolę?
Nie wątpię że zostawienie internauty samemu sobie to metoda na tańsze, a nawet bardziej rentowne sądownictwo a w konsekwencji tańsze państwo prawda?

Zło o którym tu mowa nie polega na odbieraniu wolności. W wielu państwach na zachodzie zetknąłby się Pan ze znacznie większymi ograniczeniami w wielu zakresach uważanych przez nas za wolność, osobistą - karane jest publiczne picie alkoholu i hałasowanie, respektowana jest cisza nocna ( w Pradze zamknięto na moich oczach pub o 22:00 w centrum miasta, w Wiedniu właściciel poprosił nas o zejście z patio do dźwiękochłonnego pomieszczenia - na Mariahilfe Strasse 2km od Ringu ), uwagi rasistowskie i seksistowskie kończą się wyrokami w sądach - w UK, Niemczech czy Francji. W Singapurze podobno idzie sie do więzienia za rzucanie niedopałków na ulicy. Pod wieloma względami inne państwa znacznie bardziej ograniczają coś co można by nazwać wolnością osobistą, niż Polska. Jednocześnie państwa te dbają o swoich obywateli, politykę i stan swojej gospodarki w sposób całkowicie odmienny niż my. Wystarczy nadmienić choćby inicjatywę Open Government i to co z nią zrobiono w Polsce - odłożono na wieczne nigdy. Wydaje mi się, że poglądy jakie Pan przedstawia są typowym przykładem mylnej diagnozy - mylnej z powodów jak uważam - ideologicznych. W Polsce nie potrzeba zmniejszenia roli państwa - ale jej zwiększenia - tyle że w określonych dziedzinach - sferach socjalnych (edukacja, służba zdrowia, bezpieczeństwo, emerytury), ściąganiu podatków ( czego Państwo Polskie nie czyni efektywnie - największe korporacje płacą bardzo niskie podatki, państwo nie realizuje więc idei równej konkurencji podmiotów rynkowych ) itp. itd. Oczywiście byłoby dobrze gdyby rząd z takim samym pośpiechem jak uchwalanie zwolnień podatkowych dla UEFA zajął się np. bezrobociem czy Open Government. Obawiam sie wszakże że to nie są priorytety rzadu....
W tym kontekście nie sądzę by "więcej wolności" polepszyło sytuację - jeśli w pojedynku z Tysonem nie tylko nie będzie sędziego ale nawet nie będzie przerw, a wodę będzie mógł pić tylko Tyson - niewiele to zmieni w stylu starcia.

Jeśli poczuł się Pan dotknięty zwrotem "niedożywiony amator" - serdecznie przepraszam - nawet jeśli to tak zabrzmiało nie było moim celem czynienie jakichkolwiek aluzji do Pańskiej osoby - nie znamy się przecież. Chodziło mi wyłącznie o eksploatację analogii w której Polskie firmy, pracownicy czy nawet całe państwo są "niedożywionym amatorem" stającym do starcia z gigantami globalnej gospodarki którzy przecież istnieją po to by zarabiać, a nie po to by wprowadzać w Polsce dobrobyt czy rozwijać naszą demokrację.

Niewydolność obliczeniowa

System patentowy to system scentralizowany, a prawa dotyczące patentowania wydają się bardzo nieostre (przynajmniej patrząc okiem laika), bo nie wiadomo dokładnie co jest wynalazkiem, a co jest oczywiste i jak decydować czy dane urządzenie rzeczywiście wykorzystuje dany wynalazek, decydowanie o tym wszystkim wymaga znajomości najnowszych osiągnięć nauki i techniki, a ilość patentów rośnie - a przecież każdy trzeba sprawdzić z każdym innym. Czy to ma szanse działać? Czy urzędnicy mogą w tej materii dobrze decydować? Czy te słynne przypadki opatentowania koła i innych oczywistości to rzeczywiście jakieś wyjątki - czy może to jest właśnie logiczna konsekwencja tego rozrastającego się systemu?

Jaka piękna katastrofa

Zawarte na Radzie Europejskiej porozumienie to operacja "o jeden most za daleko" i skończy się podobną klęską jak operacja Market Garden. Chcąc zaspokoić ekstremistów premier Cameron oddawał siedzibę w Londynie za usunięcie przepisów pozwalających na ocenę funkcjonowania nowego sądu przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Ta możliwość nadzoru - zdaniem krytyków działalności EPO niedostateczna i o bardzo ograniczonym charakterze - wynikała z treści art. 6-8 proponowanego regulaminu sądu patentowego.

W konkluzjach szczytu
http://www.consilium.europa.eu/uedocs/cms_data/docs/pressdata/en/ec/131388.pdf
kluczowe jest jedno zdanie (str.3 pkt.3):
"We suggest that Articles 6 to 8 of the Regulation implementing enhanced cooperation in the area of the creation of unitary patent protection to be adopted by the Council and the European Parliament be deleted."

Regulamin bez art. 6-8 nie ma żadnych szans stać się częścią prawa UE. Trybunał Sprawiedliwości z pewnością go nie zaakceptuje.

Wyjaśnienie:
https://www.unitary-patent.eu/content/why-european-council-has-killed-any-workable-eu-patent

Z jedną walutą idzie IM

Z jedną walutą idzie IM świetnie - jednolity system patentowy to jest to czego nam trzeba.
Apropos suwerenności - czytał ktoś to:
http://www.scribd.com/fullscreen/79889084
6 artkuł.
Rząd Tuska to podpisał....

Patent jednolity - czy chodzi o koniec polskich MŚP?

Ciekawa wypowiedź Pani Beaty Jaczewskiej (do 11.2011 r. Dyrektora Departamentu Rozwoju Gospodarki w Ministerstwie Gospodarki), która przyznaje, że "osobiście negocjowałam pakiet patentowy, doprowadzając go do tego kształtu, w jakim jest teraz":

"Polską gospodarkę cechuje bardzo duży udział małych, średnich przedsiębiorstw. Dzisiaj małe średnie przedsiębiorstwa być może dopiero teraz doczytały, o co chodzi w pakiecie patentowym i dzisiaj jest taka dyskusja w takim a nie innym kształcie.
Jako Dyrektor Departamentu Rozwoju Gospodarki lata temu stawiałam tezę, która wcale nie okazywała się aż tak bardzo kontrowersyjna, że w Polsce potrzebujemy dużych przedsiębiorstw. Żeby mówić o innowacyjności polskiej gospodarki potrzebujemy dużych przedsiębiorstw.

Kochamy małych i średnich, ale muszą się powyżerać. Przepraszam za kolokwializm. Muszą się łączyć. Bo innowacyjność nie ma sensu jak jest tylko nadwiślańskim krajem."

Wychodzi więc na to, że Ministerstwo Gospodarki świadomie promowało regulację, która może wykończyć małe i średnie polskie przedsiębiorstwa.

Źródło: http://warsztaty.mac.gov.pl/prawo_autorskie/lib/exe/fetch.php?media=patenty:1006.mp3 - nagranie z warsztatów MAiC

box to box

dobry zawodnik pokona Tysona nawet jeśli na ring musiał dojść na piechotę 20 km w nocy, bez wody picia i jedzenia . Prawda? Na tym wg. polskich polityków polega Wolny rynek - laisez faire...

głosowanie 4 lipca

4 lipca, obok głosowania nad ACTA, Parlament Europejski będzie głosował też nad Sprawozdaniem w sprawie wniosku dotyczącego rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady wprowadzającego wzmocnioną współpracę w dziedzinie tworzenia jednolitego systemu ochrony patentowej
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Debata nad sądem przełożona

Ze względu na sugestię Rady Europejskiej aby usunąć art. 6-8 z regulaminu sądu "pakiet patentowy" został skierowany ponownie do komisji prawnej JURI.

Jak najbardziej ma

Jak najbardziej ma umocowanie konstytucyjne taki sąd, mianowicie w art. 90. Konstytucji:
"Art. 90

1. Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach."

Zresztą już dzisiaj TS ma kompetencje, które by normalnie przynależały polskim sądom, np. spory deliktowe przeciwko Unii Europejskiej (art. 268 TFUE).
Taką umową międzynarodową był Traktat Akcesyjny i Traktat Lizboński, które to wprowadzają w Polsce traktat rzymski (TFUE), którego 262. artykuł brzmi:

Artykuł 262
(dawny artykuł 229a TWE) Bez uszczerbku dla innych postanowień Traktatów, Rada, stanowiąc jednomyślnie zgodnie ze specjalną procedurą prawodawczą i po konsultacji z Parlamentem Europejskim, może przyjąć postanowienia w sprawie przyznania Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej, w określonym przez nią zakresie, właściwości w odniesieniu do sporów dotyczących stosowania aktów przyjętych na podstawie Traktatów, które tworzą europejskie tytuły prawne w dziedzinie własności intelektualnej. Postanowienia te wchodzą w życie po ich zatwierdzeniu przez Państwa Członkowskie, zgodnie z ich odpowiednimi wymogami konstytucyjnymi.

Trybunał Sprawiedliwości jest instytucją Unii Europejskiej

Polska stając się członkiem przekazała część swej suwerenności UE, w tym Trybunałowi. Wszelkie upragnienia i działania TSUE w stosunku do państw członkowskich i ich obywateli mają swą podstawę w tym jaką władze przyznały Trybunałowi traktaty UE.

Jednolity Sąd Patentowy (JSP) nie jest sądem UE. Jego związek z UE będzie stać pod jeszcze większym znakiem zapytania gdyby usunięto art. 6-8 regulaminu. Poprzednie wcielenie JSP, czyli sąd ds. patentów europejskich i unijnych w opinii 1/09 został przez TSUE nazwany sądem międzynarodowym.

Art. 90 Konstytucji mówi o organizacjach i organach międzynarodowych i nie jest pewne czy sąd należy do tych kategorii. Prof. Aurelia Nowicka twierdzi (Rzecznik patentowy, nr 3-4/2011), że nawet jeśli uznać JSP na organ międzynarodowy, co wątpliwe, to przeciw przekazaniu kompetencji JSP przemawia ich charakter, czyli sprawowanie wymiaru sprawiedliwości. W swej analizie prawnej prof. Nowicka powołuje się na art.10 Konstytucji i na kilka orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego.

eksperci

Wiele interesujących wypowiedzi, nawiąże do jednej z nich: filozofia wskazująca, że władzą powinni zajmować się "eksperci" (filozofowie), piękny i zarazem chyba utopijny pomysł. Jestem gorącym zwolennikiem tego "pomysłu" jednak problem w tym, że ludzie (większość) to egoiści, którzy z jednej strony chcą mieć udział w tworzeniu prawa bo ono ich chroni, z drugiej przestrzegają tego prawa "ze strachu przed prawem". "Ludzie" pilnują swojego majątku a jednocześnie zabiorą "bezpańskie na chodniku" doskonale wiedząc, że to "czyjaś rzecz" ale przecież "nie pilnował" ... Nie zapominajmy, że Arystotelesa (ekspert władzy i uczciwości) wygnano z Aten pod groźbą śmierci rękami obywateli w tajnym głosowaniu (sąd skorupkowy) bo był "za porządny"...

W kwestii patentów EU. Mnie osobiście nie podoba się, że istnieje taka możliwość, że swoich praw miał bym dochodzić poza swoim krajem i w obcym języku. Globalizacja gospodarki w moich oczach to takie samo zło dla społeczeństw jak stałe mosty między kontynentami dla zwierząt i roślin. Króliki i psy zawiezione w Australii są tego doskonałym przykładem (a jest takich więcej). Zgadzam się z tezą, że zabijanie regionalizmów, nie tylko zresztą w sklepie, w imię "zysków korporacji", to młot na narody.

Patent w przytoczonym weneckim kształcie czemuś służy, patenty europejskie czy, o zgrozo światowe, to skok w kierunku największego moim zdaniem przykładu chronionego debilizmu w imię kasy: myszka miki.

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Osiągnąłem to przez filozofię: że bez przymusu robię to, co inni robią tylko w strachu przed prawem." (Arystoteles)

cześć powodów widać...

... nie znam się może na patentach ale widzę, ze lobby dużych kancelarii prawnych ma tym megainteres w postaci postawienia dużej bariery dla mniejszych konkurentów...

- Główną zmianą będzie wspomniane prowadzenie spraw sądowych w językach obcych. Ale to jest tylko kwestia edukacji rzeczników patentowych. Jest to możliwe, co pokazuje przykład kancelarii rzeczników patentowych Patentship - od wielu lat bez problemu prowadzimy sprawy w różnych językach. Warunkiem jest jednak odpowiednie i - niestety także kosztowne - wykształcenie rzeczników patentowych.

cóż, jeśli nie wiadomo co chodzi to chodzi o pieniądze...

źr. http://it.wnp.pl/patent-europejski-ma-wiele-zalet-takze-dla-polski,174117_1_0_1.html

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Osiągnąłem to przez filozofię: że bez przymusu robię to, co inni robią tylko w strachu przed prawem." (Arystoteles)

Wchodzi w życie...

No i chyba się stanie - będziemy płakać i dostaniemy po głowie, i to bardzo - najprawdopodobniej 10.12 wejdziemy jednak do jednolitego patentu!!!

Dziś o 13:00 transmisja http://obradysejmu.pl/index.php?option=com_wrapper&view=wrapper&Itemid=47

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>