Krótka notatka o wyroku stwierdzającym bezprawność pewnych działań organów ścigania przeciwko Dotcomowi
Gdyby kogoś to interesowało, to dostępne jest orzeczenie sądu z Nowej Zelandii w sprawie Dotcom & Ors v Attorney-General, w którym to orzeczeniu padają stanowcze stwierdzenia co do bezprawności działań organów ścigania przeciwko twórcy serwisu Megaupload. O serwisie Megaupload pisałem "przy okazji", w notatce Schowaj pieniądze, schowaj zegarek, kryj się, kryj!. Ta sprawa w tym serwisie nie pojawia się tak często, jakby wymagała tego rzetelność kronikarska - dużo sie w tej sprawie dzieje, a w ostatnim czasie sporo czasu poświęcam na inne tematy. Warto jednak pamiętać, że taka sprawa się toczy, że dyskusja o legalności działań władz zarówno w USA, jak i w innych krajach, a które to działania dotyczą serwisu Megaupload, się odbywa.
Jak wspomniałem - w internecie dostępne jest orzeczenie z 28 czerwca 2012 r. w sprawie sygn. CRI-2012-404-1928/2012. Tam sędzia uznał m.in., że nakaz przeszukania posiadłości Kima Dotcom-a, był bezprawny. Wcześniej twórcę serwisu Megaupload zatrzymano w Nowej Zelandii, a podczas przeszukań jego rezydencji zabezpieczono różne składniki majątkowe, w tym - poza biżuterią i samochodami - również komputery. Amerykanie domagają się jego ekstradycji do USA. Tam zaś stawiane są mu zarzuty naruszenia prawa autorskiego na wielką skalę.
Nowozelandzki sąd uznał, że udostępnienie zabezpieczonych w Nowej Zelandii danych amerykańskim organom ścigania (FBI), było bezprawne.
O procesie ekstradycyjnym można przeczytać w wielu źródłach, np. w materiale Reutersa: Megaupload's Kim Dotcom still faces extradition battle.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Owoce zatrutego drzewa?
Hmmm... Ciekawe czy to znaczy, że hamerykański sąd nie będzie mógł z tych dowodów skorzystać na zasadzie owoców z zatrutego drzewa? To by było coś...
Nie sądzę...
To nowozelandzki sąd uznał, nie amerykański. W USA mogą mieć inne zdanie na ten temat (poza swoimi granicami robią, co chcą... jak wiadomo).
Można czy nie można
Sprawa jest ciekawa. Na mój chłopski rozum wydaje się, że sąd amerykański nie mając jurysdykcji w Nowej Zelandii powinien przyjąć wyrok tamtejszego sądu za fakt, to znaczy uznać, że zatrzymanie Dotcoma, przeszukanie jego majątku i zatrzymanie części rzeczy oraz uzyskane w ten sposób informacje zostało dokonane z naruszeniem prawa. Wydaje mi się, że byłoby nielogiczne postulować, że amerykańskie przepisy dopuszczają takie działania w momencie kiedy operacja nie odbywała się na terenie, na którym to prawo obowiązuje.
Z drugiej widzę dwie możliwości dla prokuratury amerykańskiej:
1) może twierdzić, że wyrok sądu jest bez znaczenia, gdyż z punktu widzenia procesu w USA ważny jest jedynie sposób pozyskania informacji od władz nowozelandzich, a to zostało dopełnione prawidłowo. To znaczy, że bezprawność pozyskania należy szukać jedynie na linii prokuratura - rząd Nowej Zelandii a nie Nowa Zelandia - Dotcom. USA dopełniło wszelkich formalności, wysłało list z prośbą o udostępnienie takich informacji oficjalnymi kanałami i w ten sam sposób je uzyskało. Nie może być obarczone bezprawnością działań Nowej Zelandii na jej własnym terenie. To tak jakby twierdzić, że informacje uzyskane od pracownika firmy, który przekazał prokuraturze dokumenty świadczące o popełnianiu przestępstwa przez tę firmę są bezprawnie uzyskane, gdyż dokumenty zostały wykradzione.
2) Może twierdzić, że zasada owoców zatrutego drzewa dotyczy tylko USA i może być zastosowana tylko do dowodów uzyskanych bezprawnie na terenie USA. Jako, że dowody dotyczące Dotcoma zostały uzyskane na ternie Nowej Zelandii, to nie mogą być przedmiotem oceny bezprawności ich pozyskania w kontekście zastosowania zasady owoców zatrutego drzewa.
Jak by podszedł do tego sąd w USA? Pewnie się nie dowiemy, gdyż ostatnio wszystko raczej zmierza w stronę zwolnienia Dotcoma niż jego ekstradycji.
wyjątek obcej ziemi
Nie wiem czy coś się zmieniło od czasu kiedy analizowałem tę kwestię, ale sądy w USA zajmowały się już tym zagadnieniem i uznały, że amerykańska reguła wyłączania dowodów - co zdziwienia nie budzi, jak poczyta się o jej uzasadnieniu - nie dotyczy materiałów uzyskanych przez obcych funkcjonariuszy poza granicami USA (http://openjurist.org/592/f2d/13/united-states-v-busic).