Wyrok Trybunału Sprawiedliwości w sprawie C-128/11 - wyczerpanie prawa do cyfrowej kopii programu komputerowego

Wczoraj (3. lipca) Trybunał sprawiedliwości wydał wyrok w sprawie C-128/11 (orzeczenie wydane w trybie prejudycjalnym dotyczy prowadzonej w Niemczech sprawy UsedSoft GmbH vs. Oracle International Corp.) Trybunał dokonał wykładni m.in. art. 4 ust. 2 dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2009/24/WE z dnia 23 kwietnia 2009 r. w sprawie ochrony prawnej programów komputerowych. Uznał, że należy jej dokonywać w taki sposób, że "prawo do rozpowszechniania kopii programu komputerowego zostaje wyczerpane, jeśli podmiot praw autorskich, który zezwolił, choćby i nieodpłatnie, na pobranie tej kopii z Internetu na nośnik danych, również przyznał, w zamian za zapłatę ceny mającej umożliwić mu uzyskanie wynagrodzenia odpowiadającego wartości gospodarczej kopii dzieła, którego jest on właścicielem, prawo do nieograniczonego w czasie korzystania z tej kopii".

Materiały dotyczące wyroku można znaleźć na stronie Trybunału. Tu m.in. treść wyroku oraz wydane w tej sprawie opinie. Jest też komunikat prasowy, w którego pierwszych słowach czytamy:

Autor oprogramowania nie może sprzeciwić się odsprzedaży swych „używanych” licencji umożliwiających korzystanie z jego pobranych z Internetu programów.

Wyłączne prawo do rozpowszechniania kopii programu komputerowego objętej taką licencją zostaje wyczerpane wraz z jej pierwszą sprzedażą.

Dalej zaś omówienie stanu faktycznego niemieckiego sporu:

Oracle tworzy i rozpowszechnia, m. in. poprzez system pobierania plików z Internetu, programy komputerowe przeznaczone dla sieci typu klient-serwer. Klient pobiera kopię programu bezpośrednio ze strony internetowej Oracle na swój komputer. Przyznane w umowie licencyjnej prawo do korzystania z takiego programu obejmuje uprawnienie do trwałego przechowywania jego kopii na serwerze i udostępnienia go maksymalnie 25 użytkownikom poprzez pobranie oprogramowania do pamięci głównej ich komputerów. Zgodnie z tymi umowami licencyjnymi klient uzyskuje, wyłącznie do celów własnej działalności gospodarczej, bezterminowe i nieprzenoszalne prawo do korzystania z oprogramowania. W ramach umowy serwisowania przewidziana jest możliwość pobierania ze strony internetowej Oracle uaktualnionych wersji danego programu komputerowego (updates) oraz programów służących poprawieniu błędów (patches).

UsedSoft jest niemieckim przedsiębiorstwem, które sprzedaje licencje odkupione od klientów Oracle. Klienci UsedSoft, którzy jeszcze nie są posiadaczami oprogramowania, pobierają je, po nabyciu „używanej” licencji, bezpośrednio ze strony internetowej Oracle. Klienci, którzy są już posiadaczami tego oprogramowania, mogą dokupić licencje lub ich części dla dodatkowych użytkowników. W takim przypadku klienci ci pobierają oprogramowanie do pamięci głównej komputerów tych dodatkowych użytkowników.

Oracle pozwała UsedSoft przed niemiecki sąd domagając się zakazania stosowania tej praktyki. Rozpoznający ten spór w ostatniej instancji Bundesgerichtshof (niemiecki Najwyższy Sąd Federalny) wystąpił do Trybunału o dokonanie w tym kontekście wykładni dyrektywy w sprawie ochrony prawnej programów komputerowych.

Jedną z tez interpretacyjnych wyrażoną w prost w wyroku Trybunału przywołałem we wstępie. Druga jest taka:

Wykładni art. 4 ust. 2 oraz art. 5 ust. 1 dyrektywy 2009/24 należy dokonywać w ten sposób, iż w przypadku odsprzedaży licencji na korzystanie obejmującej odsprzedaż kopii programu komputerowego pobranej ze strony internetowej podmiotu praw autorskich, licencji, która została początkowo przyznana pierwszemu nabywcy przez ten podmiot praw autorskich na czas nieograniczony i w zamian za zapłatę ceny mającej mu umożliwić uzyskanie wynagrodzenia odpowiadającego wartości gospodarczej kopii jego dzieła, drugi nabywca tej licencji, podobnie jak każdy następny, mogą się powołać na przewidziane w art. 4 ust. 2 tej dyrektywy wyczerpanie prawa do rozpowszechniania, i, co za tym idzie, mogą zostać uznani za uprawnionych nabywców kopii programu komputerowego w rozumieniu art. 5 ust. 1 tej dyrektywy i korzystać z przewidzianego w tym przepisie prawa do zwielokrotniania.

Tu już nie o "egzemplarze" chodzi (takie, które są utrwalone na nośniku dystrybuowanym przez kontrolowaną przez autoryzowanego dystrybutora sieć dystrybucji nośników), a o "kopię". Kopię cyfrową w internecie. Internet rozgaszcza się w orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości. Zderza się przy tym z biznesowymi koncepcjami zabezpieczeń cyfrowych treści np. przez DRM, by kontrolować w całości cały cykl życia cyfrowych treści.

W notatce prasowej wyjaśniono (językiem mniej prawniczym, chociaż nadal pewnie dla wielu mało zrozumiałym):

zasada wyczerpania prawa do rozpowszechniania ma zastosowanie nie tylko wtedy, gdy podmiot praw autorskich wprowadza do obrotu kopie oprogramowania znajdujące się na nośniku materialnym (płycie CD-ROM czy DVD), lecz również wtedy, gdy rozpowszechnia je on poprzez umożliwienie pobrania tych kopii ze swej strony internetowej.

Jeśli bowiem podmiot praw autorskich udostępnia swemu klientowi kopię – niezależnie od tego, czy jest to kopia materialna czy niematerialna – zawierając jednocześnie z nim przewidującą zapłatę ceny umowę licencyjną przyznającą bezterminowe prawo do korzystania z tej kopii, podmiot ten sprzedaje tę kopię klientowi i wyczerpuje w ten sposób swoje wyłączne prawo do rozpowszechniania. Transakcja taka wiąże się bowiem z przeniesieniem prawa własności tej kopii. Nawet jeśli ta umowa licencyjna zakazuje dalszego zbywania, podmiot prawa autorskiego nie może już sprzeciwić się odsprzedaży tej kopii.

Wyrysowywana jest właśnie granica możliwości kontrolowania cyfrowego świata.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Nie rozumiem

Czy to znaczy, że mogę "sprzedać" kopię programu który kiedyś kupiłem? (Oczywiście samemu się jej pozbywając)

Możesz, ale tylko razem z licencją (sam już nie możesz używać)

Jeśli pytasz o to, czy możesz sobie ot tak handlować kopiami programów, to odpowiedź brzmi oczywiście: NIE. Możesz odsprzedać posiadaną przez siebie licencję na program wraz z kopią programu. Jeśli posiadasz 10 licencji (bo potrzebowałeś mieć program na 10 kompach), to możesz zrobić 9 kopii pobranego z sieci programu i sprzedać je wszystkie wraz z licencjami. O to chodzi z tymi kopiami. Jeśli sprzedasz 11 kopię bez licencji - łamiesz prawo. Jeśli sprzedasz wszystkie 10, ale programu nie odinstalujesz ze swojego kompa - łamiesz prawo.

Producenci softu wymysla teraz uzytkowanie wieczyste?

czy inna dzierzawe na 99 lat? Wtedy powolany w wyroku warunek nieograniczonego czasu nie bedzie spelniony...

Wystarczy sprzedawać usługę

Wystarczy, że zaczną sprzedawać usługę, która polega na tym, że program działa pod warunkiem zalogowania się na serwer usługodawcy. (Dla porządku jakaś drobna funkcja programu może być na tym serwerze realizowana, żeby obejście zakazu nie było takie bezczelne.) A w regulaminie usługi będzie, że konto jest imienne i nie można robić cesji. W przypadku naruszenia warunków - rozwiązujemy umowę o świadczeniu usługi.

Ciekaw jestem jak wiele

Ciekaw jestem jak wiele osób zdaje sobie sprawę, że ludzie kupują różne dobra (materialne / niematerialne) dlatego, że później mają możliwość złamać warunki użytkowania. Czyli, kupują smartphona z pełną świadomością, że go jailbreak-ną, kupują oprogramowanie z pełną świadomością, że nagną jego licencję.

Coś jak z kodeksem karnym penalizującym posiadanie haseł dostępowych. Wszyscy to ignorują i jest dobrze, a niechby przez chwilę wszystko było przeprowadzane zgodnie z literą prawa - och, to by się działo. I prawo by musiało się zmienić.

Coś jak z kodeksem karnym

Coś jak z kodeksem karnym penalizującym posiadanie haseł dostępowych.

Można jaśniej?

Przedpiszcy chodziło o art. 269b

VaGla's picture

Wokół artykułu 269b § 1 kodeksu karnego.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Kupujesz grę za 180zł przy

Kupujesz grę za 180zł przy instalacji wymaga ona połączenia z kontem np. Steam i już potem jej nie możesz odsprzedać bo wszyscy wiedzą, że wykorzystałeś klucz instalacyjny i musiałeś go przypisać z kontem Steam.
I gdzie jest prawo? Gdzie Trybunał Konstytucyjny? hahaha!

Orzeczenie sądu orzeczeniem, a firma zarabiać musi.

Witam.

Skoro pojawiło się takie orzeczenie, to prawnicy firm software-owych, szybko dopasują warunki umowy tak, aby odsprzedaż oprogramowania nie wchodziła w rachubę. Wystarczy zapis o zakazie sprzedaży wtórnej produktu, albo zapis o wyłączności prawa dystrybucji dla wskazanych w zapisie podmiotów prawnych. Nie ważne jak to sformułują, ale skonstruują zapis prawny tak, że zakupiony program będzie można jedynie zlikwidować, zamiast odsprzedawać. Cwaniactwo biznesowe dotyczące obrotem tego co niematerialne, niestety najczęściej kończy się zaostrzeniem zapisów licencyjnych albo nawet prawnych. Żadna firma software-owa nie ma obowiązku uszczuplać swoich dochodów z tytułu, że ktoś odsprzeda swoje prawa do użytkowania. Zawsze można wprowadzić funkcję cesji praw licencjobiorcy, ale wtedy opłata wpłynie na konto producenta oprogramowania.
Jak ktoś nie lubi tracić na tym, że nie może odsprzedać oprogramowania, to zawsze może poszukać innego producenta.

Pozdrawiam.

Nie ma szans

Z tego co niesie wyrok można zrozumieć, że w żądnym wypadku nie może być jak sugerujesz. Żadna umowa czy licencja z podobnym zapisem nie wchodzi w grę. Oczywiście mogą sobie tak napisać w licencji cwaniacy softwareowi typu MS ale nie będzie to obowiązywać. Prawo bowiem a więc i wyrok stoi ponad wszelkimi umowami i licencjami, które mogą być niezgodne z prawem i automatycznie nie ważne. Czyli nie muszę ich stosować. Softwareowy cwaniak w takim wypadku będzie straszył i groził sądem co najwyżej ale nie pójdzie do sadu bo przegra i o tym wie. Stąd też na Allegro jest masę aukcji tanich ofert Windows czy Office które jak spodziewam się są odsprzedawane właśnie i dużo tańsze od produktów sprzedawanych po raz pierwszy. Czasem można spotkać się z negatywnymi komentarzami u takich sprzedawców że po rozmowie z serwisem Microsoft okazuje się że kod był używany wielokrotnie. No cóż MS nic nie może z tym zrobić bo nie ma prawa o ile sprzedawca jest rzeczywiście uczciwy i odprzedaje kod i licencję raz.

A jak to się ma do sprzedaży innych utworów cyfrowych?

A jak to się ma do innych utworów cyfrowych (np. muzyki czy e-booków)? Czy to orzeczenie otwiera pole do rozciągnięcia interpretacji na ww. utwory?

A tzw. użytkownik nazwany?

DiskDoctor's picture

(...) jeśli podmiot praw autorskich (...) przyznał, w zamian za zapłatę ceny mającej umożliwić mu uzyskanie wynagrodzenia odpowiadającego wartości gospodarczej kopii dzieła, którego jest on właścicielem, prawo do nieograniczonego w czasie korzystania z tej kopii

To na pewno szalenie ważny wyrok kładący kres dotychczasowym bandyckim praktykom firm softwareowych, polegającym na "umownym" wyłączaniu wyczerpania prawa prawa, które w moim przekonaniu zawsze nie miały wiążącej mocy prawnej.

Pytanie jednak co z tzw. "użytkownikami nazwanymi"? Często aby zarejestrować (używać) program, należy skojarzyć go z konkretną osobą. Sprawa występuje zarówno na rynku konsumenckim jak i korporacyjnym. W rzeczonym wyroku nie nawiązano wprost do tej kwestii, jednak można rekonstruować iż nie powinno być to przeszkodą, skoro są to tylko dodatkowe ograniczenia techniczno-statystyczne, wprowadzone przez producenta. Ergo: jeśli legalny produkt software wymaga rejestracji do pełnego działania, producent powinien umożliwić cesję konkretnej kopii na inną osobę, oczywiście nieodpłatnie.

Jeszcze jeden problem z software to tzw. tryb SaaS czyli udostępnianie oprogramowania jako usługi (przykładowo MS Office 365). Cóż, w takim przypadku o żadnym "egzemplarzu" czy "kopii" nie ma mowy, dostarczana jest usługa i jakiekolwiek przepisy z upapp nie mają zastosowania.

MS Office 365

MS Office 365 nie jest sprzedawanym oprogramowaniem tylko usługą (posadowioną w chmurze czyli na serwerach dostawcy tej usługi). Płaci się za dostęp do tej usługi abonament - tak jak w telefonie. Telefon (aparat) owszem można odsprzedać, ale jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, żeby odsprzedawać abonament telefoniczny. Rzeczywiście - w przypadku Office 365 nie ma mowy o egzemplarzach i kopiach - i dobrze - bo odpada problem piractwa a konsument nie ma dylematów licencyjnych i "odsprzedażowych". Chce korzystać - płaci abonament...nie chce korzystać - przestaje płacić. Żadnego problemu z SaaS tu nie widzę - prosty i przejrzysty model biznesowy i tyle.

Odsprzedaż telefonu

Ależ czemu nie - myślę że w czasach telefonii stacjonarnej tego typu transakcję dokonywano nagminnie - sprzedając mieszkania "z telefonem" z tym że ówczesna TPSA miała interes w "zmianie umowy" tak by nowy właściciel/najemca także korzystał z telefonu. Teoretycznie jednak mogła przecież powiedzieć - "umowę mieliśmy z poprzednim właścicielem - a z Panem -musimy od nowa - proszę zapłacić koszty pociągnięcia kabli które ma Pan w ścianie" itp. Z pewnych powodów tak nie postępowano.
Producenci oprogramowania zaś nie mają tu interesu - znacznie lepiej jest bowiem sprzedać to samo dwa razy (jak Kolumnę Zygmunta - w zasadzie cwaniak warszawski który swego czasu ją sprzedawał turystom powinien opatentować to jako metodę biznesową - obecnie otrzymywałby tantiemy z Oracle, Microsoft i tysięcy innych firm.)

cesja umowy abonamentowej to norma

Jak to "nikt nie wpadł na pomysł, żeby odsprzedawać abonament telefoniczny"? Cesja umowy na telefon stacjonarny czy komórkowy jest czymś normalnym i powszechnym, podobnie jak cesje innych umów abonamentowych - na łącze internetowe, kablówkę, ubezpieczenie (OC), domeny internetowe... Cesja taka nie musi być bezpłatna - czasem jest za darmo (OC), czasem kosztuje (telefon stacjonarny).

kto jest piratem?

Mam poważne zastrzeżenia do firm informatycznych. Rozumiem, że zabezpieczają swoje prawa ale lektura tekstów licencji w wielu przypadkach zniechęca do nabycia oprogramowania. Najgorsza jest sytuacja przedsiębiorców, którzy są grupą społeczną nie posiadającą praktycznie żadnych praw. W Polsce prawa ma władza, konsument, pracownik ale nigdy przedsiębiorca. A konkretnie wielu twórców oprogramowania uniemożliwia lub każe sobie słono płacić za np. cesję oprogramowania. To tak jakbym kupił np. obraz do salonu a nie mógłbym go ani sprzedać ani oddać tylko wyrzucić pamiętając o zniszczeniu. Jest to wyraźnie niezgodne z elementarną etyką. Poza tym firmy informatyczne są jak politycy mogą wykonać swoją pracę byle jak, wziąć pieniądze i zgodnie ze swoimi licencjami nigdy nie ponoszą za nic odpowiedzialności.

To nie do końca jest tak.W

krzyszp's picture

To nie do końca jest tak.
W wielu przypadkach poszczególne funkcje i/lub moduły w oprogramowaniu są "docierane" latami, nie tylko do konkretnego zamówienia i dlatego firmy nie chcą tego rozpowszechniać.
W mojej firmie część funkcji programu przez nas sprzedawanego jest bardzo uniwersalna, rozwijana przez 8 lat dzień po dniu i ich opublikowanie dało by za darmo konkurencji to, co my robimy latami...

Dlatego jeżeli klient życzy sobie programu wraz z kodem źródłowym, to wtedy oczywiście możemy zamówienie wykonać, ale on dostaje program pisany całkowicie od zera i jego cena jest wielokrotnie wyższa (do dzisiaj mieliśmy taki jeden przypadek).

Nie zmienia to jednak moich poglądów, że w administracji publicznej powinno być stosowane wyłącznie oprogramowanie na wolnej licencji :)

--
Pozdrawiam,
krzyszp

W Polsce prawa ma władza,

W Polsce prawa ma władza, konsument, pracownik ale nigdy przedsiębiorca.

To jest znaczna przesada.

1. Zwykle jest wybór jakiego oprogramowania używać, więc jak się nie podoba, to przecież nie trzeba kupować.

2. Ktoś broni przedsiębiorcom się zorganizować? Rozumiem, że nacisk na Microsoft może być trudny, ale już nacisk na polskie firmy produkujące oprogramowanie dla przedsiębiorców (np. jakiś WF-MAG) jest możliwy, potrzebne jest tylko zaangażowanie zainteresowanych.

3.

A konkretnie wielu twórców oprogramowania uniemożliwia lub każe sobie słono płacić za np. cesję oprogramowania.

Proszę o przykłady - bo zgodnie z prawem(potwierdzonym przecież przez wyrok z powyższego artykułu) po wprowadzeniu egzemplarza do obrotu na terenie UE nie mają nic do powiedzenia, jeśli chodzi o odsprzedaż.

A to ciekawe...

hub_lan's picture

Proszę o przykłady - bo zgodnie z prawem (potwierdzonym przecież przez wyrok z powyższego artykułu) po wprowadzeniu egzemplarza do obrotu na terenie UE nie mają nic do powiedzenia, jeśli chodzi o odsprzedaż.

Czy zgodnie z powyższym kupując system operacyjny (również będący oprogramowaniem) mogę go legalnie odsprzedać kolejnemu użytkownikowi tego samego komputera (licencja OEM)?
Adekwatnie czy kupując komputer po leasingowy z płytką oraz naklejką na obudowie, nabywca (w tym również firma) staje się pełnoprawnym i legalnym użytkownikiem systemu?

Tak mówi prawo nie tylko

Tak mówi prawo nie tylko unijne, ale także polska ustawa o ochronie praw autorskich, co sprawia że wszelkie zapisy w umowach czy na opakowaniach zabraniające dalszej odsprzedaży nie są wiążące.

( Chcesz sprzedać oryginalną używaną grę? Nie łamiesz prawa )

Skoro można odsprzedać...

Witam.

Skoro można odsprzedać, czyli zapisy nie obowiązują. To zapytam, dlaczego sprzęt poleasingowy dostaje płytę z systemem "MS Windows dla zregenerowanych komputerów"?? Ma swój odrębny numer rejestracyjny.

Przecież powinni odsprzedawać z systemem jaki był oryginalnie.
Nie każdy oddaje komputer bez dysku. Wystarczy zgrać swoje pliki i "przeczyścić" dysk. System zostaje, ale bez danych użytkownika.

To o co chodzi? A może gra komputerowa, to nie system operacyjny i ma ciut inne ograniczenia prawne?

Pozdrawiam

To pytanie należy zadać

To pytanie należy zadać firmom leasingowym. To ich sprawa co sprzedają, nie mają żadnego obowiązku "odsprzedawać z systemem jaki był oryginalnie".

A czy warto pytać?

Witam.

Która firma ujawni tajemnicę handlową? To nie instytucja publiczna, że można się powołać na ustawę o Informacji Publicznej.

A prywatnie, to jakoś nie bardzo widzę sens przeinstalowywania systemu operacyjnego na inny niż istniejący? To koszty związane z czasem pracy pracownika zajmującego się przeinstalowywaniem. Nie sądzę, aby firmy były zainteresowane zmniejszać swój zysk, tylko dlatego, że fajnie jest przeinstalować system na nowy egzemplarz.
Ale kto wie jakimi kryteriami posługują się firmy sprzedające komputery poleasingowe.

Pozdrawiam.

czyli zrób to sam

ad. 1 Wybór akurat w Polsce jest marny, większość standardowego oprogramowania dla firm obarczona jest wadami i brakami elementarnych obecnie funkcji nie mówiąc o ergonomii użytkowania. Oczywiście mogę sobie sam stworzyć program dla siebie tylko, (o ile ktoś jeszcze pamięta ten wierszyk) niech "krawiec szyje ubrania". Rozumiem, że nie jest łatwo bo jacyś szaleńcy tworzą u nas prawo dotyczące działalności gospodarczej, ale nie o to chodzi. Największą wadą firm informatycznych jest to, że zarządzają projektami informatycy co jest kluczowym błędem (z braku czasu nie rozwinę tematu).
ad. 2 W naszym kraju obowiązuje podstawowe niepisane prawo wzajemnej zawiści co szalenie utrudnia wspólne działania szczególnie firm traktujących siebie jak konkurencję. Poza tym większość przedsiębiorców jest takimi laikami informatycznymi, że tzw. fachowców traktują jak bogów i dają sobie wszystko wcisnąć.
ad. 3 Od paru lat po przesiadce z WF-maga z którego nawet wysłanie klientowi faktury e-mailem ośmieszało wysyłającego, na Stream-Soft, który jest ogólnie niezłym programem powstał problem. Wniosłem aportem całą firmę(os. fizyczna) do spółki. I tu okazało się, że Stream Soft ustalił sobie ot tak z sufitu, że z powodu zmiany NIP-u nowej (starej) firmy mam zapłacić 15% wartości programu (drobiazg coś koło 20 stanowisk) za to, że ktoś zmieni dane w licencji.

Opłata za zmianę treści licencji

ad. 3
Zrobiłem tylko wielkie oczy. Zawsze mi się wydawało, że stronami licencji są osoby, a nie nazwy/numery osób. Czy ktoś ma jakieś orzecznictwo w tej kwestii?

Sprzedaż licencji

witam. Czy mogę w takim razie odsprzedać system operacyjny w licencji OEM z kluczem bez komputera?

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>