No i zaczynają pozywać przedsiębiorstwa telekomunikacyjne
Jeśli szwedzki przedsiębiorca telekomunikacyjny TeliaSonera nie ujawni danych swoich użytkowników, stanie przed koniecznością zapłaty karę grzywny 750,000 szwedzkich koron. A przynajmniej tak się wydaje. Przed szwedzkim sądem dystryktowym dla Södertörn zapadł wyrok związany z próbą uzyskania od providera danych osób, które utrzymywały sieć wymiany plików Swetorrents (BitTorrent). Wyrok nie jest prawomocny i TeliaSonera zamierza się odwoływać.
Jak wynika z tekstu Telia forced to reveal file-sharing customer - roszczenia przeciwko przedsiębiorcy telekomunikacyjnemu rozpoczęły cztery szwedzkie spółki z branży filmowej: Svensk Filmindustri, Pan Vision, Filmlance International oraz Yellow Bird, reprezentowane przez organizację antypiracką Antipiratbyrån. Chociaż to szwedzkie źródło, to lepszym wydaje się być serwis svd.se i tekst pt. Tingsrätten säger ja till Ipred-begäran. Są też komentarze w serwisie TorrentFreak, w tekście Court Orders ISP To Hand Over Torrent Site Operator Details.
A więc chodzi o uzyskanie danych takich, jak adres IP, nazwisko lub inne, którymi dysponuje TeliaSonera. Jeśli nie udostępni antypiratom tych danych, to - na podstawie wyroku - może liczyć na grzywnę, której wysokość ludzie z TorrentFreak przeliczyli na amerykańskie dolary i wyszło ich 110 tysięcy.
Jest też interesująca informacja na temat przebiegu sporu:
It had been argued that since Swetorrents is a so-called private BitTorrent tracker which requires registration to access, this meant that the site is closed and not open to the public. This claim was dismissed, since the site has around 20,000 members and on this basis, could not be considered to be private.
A więc nie udała się próba wykazania, że krąg osób korzystających z torrentów w ramach Swetorrents jest ograniczony tylko do znajomych.
Sprawa się nie kończy, gdyż - jeśli dobrze rozumiem - TeliaSonera zapowiedziała apelację od wyroku sądu dystryktowego.
I chociaż mamy wyrok ETS (por. ETS: nie muszą przekazywać danych w celu zapewnienia ochrony praw autorskich w ramach postępowania cywilnego, to jednak tajemnica telekomunikacyjna również ma swoje granice. ETS zauważył, że dyrektywa 2002/58 nie wyklucza możliwości, by państwa członkowskie ustanowiły obowiązek ujawnienia danych osobowych w ramach postępowania cywilnego, a jedynie uznał, że artykuł 15 ust. 1 dyrektywy nie może być interpretowany jako zobowiązanie państw członkowskich do ustanowienia takiego obowiązku. Czyli mogą wprowadzić takie przepisy. To jest istotne również na gruncie praw człowieka. Przypominam wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (por. Wyrok ETPCz: prawo dochodzenia roszczeń w przypadku naruszenia prywatności), w którym uznał on, że państwo powinno stworzyć środki prawne ochrony życia prywatnego jednostki, również wówczas, gdy w grę wchodzą relacje między jednostkami. Jeśli państwo powinno stworzyć środki ochrony życia prywatnego, to znaczyć to może, że powinno również stworzyć środki ochrony innych praw.
No bo powiedzcie sami: skąd pomysł, że przedsiębiorstw telekomunikacyjnych się nie pozywa?
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
A tu ciekawostka
A tu mamy pewną ciekawostkę:
Technonews.pl: Koncerny muzyczne oskarżone o piractwo - artyści chcą 6 mld USD odszkodowania
O ile to prawda to może się szybko okazać, że prawo autorskie jest złe lub DMCA jest do kitu, bo koncerny muzyczne/filmowe dostaną w tyłek (i to mocno!) na podstawie prawa, o które same zabiegały. Hi hi hi... Ironia losu. :))
Jestem ciekaw czy
Jestem ciekaw czy posądzają ich o to samo, na co naciął się TPB, czyli "pomocnictwo przy udostępnianiu" treści chronionych prawem autorskim. Tu pytanie: Wie ktoś może czy gdzieś na świecie prócz Szwecji istnieje jeszcze podobna konstrukcja w prawie autorskim?
Lub inne nurtujące mnie pytanie: czemu w takim razie Google ze słynnym "filetype:torrent" jest jeszcze w Szwecji legalne (i poszukuję na nie innej odpowiedzi, niż taka, że TPB założyło 4 pasjonatów, a Google to jeden z najpotężniejszych koncernów na świecie)?
Nie wiem co powyższa sprawa ma wspólnego z DMCA, które w Kanadzie nie obowiązuje ;).
Niemniej konkluzja jest słuszna: nie może być tak, że prawo autorskie służy koncernom muzycznym a nie twórcom. W związku z nią słowa kawałka Kultu "Mój Wydafca" nasuwają się same.
W zalinkowanym tekście jest niemniej kilka nieścisłości. W sprawie chodzi o pozew zbiorowy, dotyczący tzw. składanek. Otóż w Kanadzie, nie wdając się w szczegóły, można było wydawać składanki z piosenkami (utworami muzycznymi – jak kto woli) bez uprzedniego uzyskania odpowiednich licencji od ich autorów. Takie piosenki wpisywano na specjalną listę. Lista powstała po to, aby umieszczać na niej twórców, z którymi nie udało się skontaktować i ustalić opłat za udzielenie licencji. Z czasem koncerny muzyczne całkowicie zaprzestały kontaktowania się z artystami, których piosenki miały znaleźć się na składankach i niejako automatycznie wpisywały na tzw. „Pending List” autora każdej piosenki ze składanki (nie ważne czy to był Michael Jackson czy anonimowy John Doe). Co ciekawe autorzy nie mieli dostępu do listy i nie mogli sprawdzić czy wykorzystano ich utwory. Lista urosła do ponad 300.000 pozycji.
Dla mnie ciekawym jest to, że pozew wpłynął w październiku 2008, a sprawa wyszła na jaw dopiero teraz. Ponad rok panowało całkowite milczenie - to dopiero jak dla mnie pokazuje siłę koncernów muzycznych.
pozdrowienia, Michał