Kupił na aukcji aparat fotograficzny z materiałami MI6 - informacja to ciekawa "rzecz"

Jak się kupi używany dysk twardy, całego laptopa, telefon z jakąś pamięcią (coraz częściej smartphone), albo aparat fotograficzny, a jeszcze lepiej cyfrową kamerę, to warto spędzić nad nowym nabytkiem nieco czasu, by sprawdzić jakie skarby skrywa w swojej pamięci. Zakupiony na eBay aparat okazał się zawierać w sobie zdjęcia osób podejrzewanych przez MI6 o terroryzm. Była tam też dokumentacja systemu wykorzystywanego przez agentów. Teraz Policja zastanawia się, jak taki aparat trafił na rynek. Chciałem napisać jakiś złośliwy komentarz na temat potrzeby zaostrzenia przepisów antyterrorystycznych, ale zrezygnowałem.

O sprawie pisze brytyjski Guardian w tekście Ebay camera contains 'secret' MI6 terrorist images, a tam powołano się na the Foreign Office (oraz the Sun, który - jak się wydaje - pierwszy podał tę informację; por. poniżej). Aparat fotograficzny Nixon Cool Pix miała zakupić dwudziestoośmioletni mężczyzna. Pojechał na wakacje do USA, a gdy wrócił chciał skopiować zrobione zdjęcia z aparatu. Okazało się wówczas, że w aparacie były zdjęcia osób podejrzewanych o terroryzm. Źródła mówią też o zdjęciach odcisków palców, a nawet o wyrzutniach rakiet... Próbuje sobie to wyobrazić, jak ktoś robił zdjęcia; być może to byłą sfotografowana dokumentacja osobowa? Zwłaszcza, że the Sun w tekście opatrzonym krzyczącym tytułem For sale: Second hand camera, good condition, contains top secret MI6 terrorist records and pics wspomina jeszcze o dokumentacji systemu komputerowego wykorzystywanego przez agentów MI6 (a dokumentacja miała mieć klauzulę "top secret").

A więc zdjęcia w aparacie były związane z al-Qaidą. Ktoś miała sporo szczęścia, skoro z tym aparatem wyjechał sobie na wakacje do USA, a tam - jak wiadomo - na granicach czasem przeszukują (por. Wzmożona kontrola informacji na granicach USA). Zastanawiam się też, jak to możliwe, że nowy właściciel nie przejrzał wcześniej, zaraz po otrzymaniu zakupionej przesyłki, zawartości pamięci cyfrowego aparatu? Byłaby to pierwsza czynność, którą bym wykonał po rozpakowaniu, jak przypuszczam.

A ludzie nie zastanawiają się zupełnie ile informacji pozostaje na nośnikach wykorzystywanego przez nich sprzętu. I wcale nie trzeba tego rozpatrywać w kategoriach "cyfrowych dowodów", bo czasem informacja, która dostanie się do publicznego obiegu nie musi być w stu procentach wiarygodna, by komuś zepsuć życie, o czym przekonał się Marek Borzestowski, kiedy do jego gabinetu weszli kiedyś akcjonariusze mniejszościowi wraz z członkiem Rady Nadzorczej Wirtualnej Polski w poszukiwaniu informacji potwierdzającej, a nawet jedynie lekko uprawdopodabniającej, że działał on na szkodę spółki (por. Zawartość twardych dysków). I cóż z tego, że przeglądając dane zmienili zawartość "zapisów", w efekcie czego materiały straciły jakąkolwiek "wartość dowodową" (por. również Umorzenie postępowania w sprawie nagrania - czyli o "cyfrowych dowodach")? Kto chciał wiedzieć, co jest w laptopie prezesa, ten się dowiedział i na tej podstawie podejmował (poza procesowe) działania.

A zastanawialiście się Państwo kiedyś nad tym: co powstrzymuje pracownika serwisu komputerowego, któremu powierzacie swój sprzęt (a może nawet korzystając z modnej wciąż obsługi serwisu typu "door to door"), przed zrobieniem kopii zawartości wszystkich zgromadzonych w laptopie danych?

Tak się jeszcze zastanawiam nad "informacyjnym piractwem", o którym pisał niedawno Prezes PAP (por. Rola agencji informacyjnych w społeczeństwie... informacyjnym). Owszem, the Sun opublikował linkowany przeze mnie wyżej tekst. PAP zaś zrobiła z tego krótką depeszę i poszło w Sieć (16 godzin temu), ale bez refleksji (przepisanie z the Sun odrobinę większej ilości materiału byłoby już pewnie niebezpieczne). Depesza jest dostępna np. w serwisie Gazeta.pl: W. Brytania/ Śledztwo ws. aparatu fotograficznego agenta MI6. Tu piszą o "nabywcy aparatu". Ta sama depesza przepisana przez TVN24 wspomina o tym, że zakupu dokonał "pewien brytyjczyk", zaś przepisana przez Dziennik o tym, że aparat kupił "szczęśliwy nabywca" a następnie "fotoamator". Pewnie, gdyby osoby adaptujące informację, którą PAP zaczerpnął z tabloidu wydawanego na Wyspach, chciały trochę pogrzebać i dotrzeć do źródła, ale prawdziwego źródła informacji, to wiedzieliby, jaki to był aparat. Żaden z podanych serwisów nie podlinkował do tekstu opublikowanego na stronie the Sun. W depeszy PAP też nie ma linku. Z tą informacją to ciekawa sprawa... Tu ktoś ją wykrada, ktoś inny wykorzystuje w celach terrorystycznych, inny sprzedaje wraz z aparatem, a gdzie indziej w pakiecie ze sportem i wydarzeniami kulturalnymi.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

drobne porpawki

1. Coolpix - jedno slowo - mogles sprawdzic, a nie powtarzac blad
2. trankrypcja Polska to: al Kaida. Angielskiej w Polsce sie nie uzywa bo i po co skoro nawet literka Q nie wystepuje w polskim alfabecie.
--------

Sporo Coolpiksów potrafi zapisywac zdjecia do pamieci aparatu, nieststy nie ma do nich dostepu jak wlozysz karte SD. Jest co prawda opcja "skopiuj zdjecia z pamieci na karte" ale im starszy model tym glebiej jest schowana. Tak jest tez w tym modelu. Zdjecia widac jednak w kompie jesli zrzucisz je softem Nikona. I dokladnie to tutaj podejrzewam. Koles kupil aparat wlozyl karte - fotek nie widac. wrocil z urlopu, podlaczyl do kompa, zrzucil foty - i niespodzianka, sa bonusowe.
co do duskow w to z pierwszej reki wiem ze kompy w serwisie sa przeszukiwane, chocby z nudow. I dlatego uzywanie laptopa bez szyfrowania dysku uwazam za idiotyzm.

pozdrawiam

nikt

A zastanawialiście się Państwo kiedyś nad tym: co powstrzymuje pracownika serwisu komputerowego, któremu powierzacie swój sprzęt [...], przed zrobieniem kopii zawartości wszystkich zgromadzonych w laptopie danych?

Zwykle brak wolnego dysku pod ręką ;-) i podbudowana wieloletnim doświadczeniem wiedza, że tylko niektóre pliki są interesujące.

W USA dość częste są sytuacje, gdy ktoś oddaje komputer do serwisu, serwisant z nudów przegląda zawartość dysku - i trafia np na pornografię z nieletnimi, co oczywiście zgłasza policji i tym sposobem posyła swojego klienta prosto do więzienia. W Polsce jeszcze nie słyszałem (albo przegapiłem) o takiej sprawie ale to kwestia czasu.

Jeśli muszę oddać laptopa do serwisu na dłużej niż 15 minut, to dostają go bez dysku. Nikt nie robił z tego problemu. Ja zresztą bardziej obawiam się jakiegoś idioty, który wpadnie na pomysł sformatowania dysku i przeinstalowania systemu niż kradzieży danych.

A wracając do meritum artykułu, to nie jest to przecież pierwszy przypadek. Dziś w radiu słyszałem, że z MI5 skradziono laptopa z tajnymi danymi... Sprzęt ginie, skradziony lub zgubiony (pendrive sporej pojemności łatwo zgubić), jest sprzedawany po niedokładnym skasowaniu dysków itp. Po prostu wiele osób, które z komputera korzystają do czasem tajnej pracy nie ma zielonego pojęcia o jego działaniu i niezbędnych elementach bezpieczeństwa danych i (być może) ze względu na brak kar za takie niedbalstwo - nie mają zamiaru zacząć się przejmować.

Bez dysku?

Bez dysku to mogę oddać tylko komputer, na który już minęła gwarancja. Niestety problem z gwarancją wymagającą trzymania zaplombowanej obudowy nadal istnieje.

Można znaleźć sposób na plombowanie obudów.

Teoretycznie masz Waść rację, ale...

W przetargu masz prawo zawrzeć klauzulę, że obudowa nie ma prawa być plombowana przed odbiorem sprzętu w firmie. Chesz kupować "kota w worku"?
Możesz też zapisać, że struktura budowy komputera ma być tak skonfigurowana aby dysk można było wymontować bez naruszania plomb gwarancyjnych. Tu powołujesz się na Politykę Bezpieczeństwa, a w sumie na stosowna ustawę. Jak mniemam, Państwo Prawnicy na tym Vortalu wskażą właściwy dokument, jeśli uznają to za celowe takie wskazanie.
Innym rozwiązaniem jest "zaproszenie" serwisanta do firmy i jeśli komputer ma "wyjechać", to serwisant musi wymontować dysk w Twojej obecności albo osoby odpowiadającej za bezpieczeństwo informacji.

Ten ostatni wariant jest najbardziej efektywny i prosty w realizacji.

W ostateczności sam musisz dopilnować wynontowania dysku z komputera w momencie przekayzwania go serwisowi.
Jak widać, nie warto kupować komputerów w supermarketach czy tym podobnych. Sprzedawca musi mieć łatwo dostępny serwis techniczny, aby nie było problemu z danymi na dyskach komputerów serwisowanych.

To tyle w kwestii plombowanych komputerów.

plomby

Plomba nie jest gwarancją!
Ostatnio nawet usłyszałem w sklepie wypowiedź sprzedawcy, który dobitnie stwierdził, że plomby zakłada się, by na trasie producent > sklep nie doszło do podmienienia sprzętu.
Uzytkonik końcowy może dowolnie zmieniać konfigurację sprzętu (co głownie sprowadza się do dokładania nowych podzespołów).

Już nie wszędzie

Wszystko zależy od warunków gwarancji, producent mojego laptopa daje gwarancję na komponenty. Jedyny warunek jaki musiałem spełnić przy oddawaniu komputera do serwisu była kompletność (tzn. zamiast swojego dysku wrzuciłem pusty). Mam pełen dostęp do ramu, slotu miniPCi, dysku i baterii, reszta i tak jest przymocowana trwale do płyty głównej.

Gmerające serwisy

Pracowałem w sklepie komputerowy. Chłopaki z serwisu jak tylko mieli jakieś wolne obroty, albo po prostu nie chciało im się pracować, to rutynowo grzebali na dyskach klientów poszukując ciekawych fotek, filmów, a przede wszystkich jakis pornoli. Zawsze coś ciekawego znajdowało się na długie nudne godziny pracy;)

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>