Starania genealogów jako praktyczny przykład ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego, w tym zasobów BAM
W mojej opinii Geneteka - serwis Polskiego Towarzystwa Genealogicznego - to jeden z ciekawszych przykładów "ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego" (czyli re-use) w tym obszarze, który - pod wpływem środowisk zabiegających o szerszy dostęp do danych gromadzonych przez państwa (członkowskie UE) i możliwość ich wykorzystania, doprowadził - szerząc swą myśl i argumentację - do rozszerzenia dyrektywy unijnej na dane zwane w skrócie BAM (biblioteki, archiwa, muzea). Jutro (w poniedziałek, 24 listopada) odbędzie się w Warszawie spotkanie Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego, które zatytułowane będzie "Geneteka - z perspektywy szukającego, indeksującego i administratora".
Genealodzy, niezależnie czy zawodowi czy hobbyści, wykorzystują w swych poszukiwaniach wszelkie materiały, które pozwalają im ustalić strukturę rodzinną, ale też dowiedzieć się czegoś o sposobie życia przodków i kuzynów. Przy okazji wertują i gromadzą wiedzę o regionie (parafii, gminie, powiecie, województwie). Genealogię można uprawiać niezależnie od historii rodziny, przynależności do tej lub innej warstwy społecznej z minionych wieków. Genealodzy wertują książki w bibliotekach, przeszukują archiwa i muzea, digitalizują zasoby tych instytucji i tak, jak to robią Genealodzy.PL czy Marek Jerzy Minakowski (jeden z zapalników Geneteki) udostępniają innym - jedni społecznie, inni odpłatnie.
29 listopada 1619 roku w parafii Daleszyce ślub bierze Paweł Wągiel (Wągl) de Kamiona (z Kamiennej) i Agnieszka Czarnowszczanka de Sukow (potomkini wójtów z Czarnowa). Wśród świadków ślubu jest Jan Borek z kuźnicy Borków. Akta z Kamiennej nie przechowały się (parafia Skarżysko Kościelne, która obejmowała Kamienną, powstała dopiero w 1657 roku; w tym też roku, obok Potopu Szwedzkiego, do Polski wtargnął Rakoczy i spalił archiwa Wąchocka; inna sprawa, że Kamienna była wówczas wsią prywatną, należała do Odrowążów Szydłowieckich). W 1667 roku, a więc 50 lat później - w stosunku do ślubu Pawła Wągla, kuźnica w Kamiennej nazywa się Duracz (od Walentego Duracza, kuźnika, który w 1578 został nobilitowany przez adopcję do herbu Odrowąż, przez Jana Konieckiego - chrzest Stanisława, syna Walentego i Zofii z Cedrów Duraczów, w roku 1618 odnotowała metryka Katedry kieleckiej), a przy kuźnicy w Kamiennej jest 5 domów i dwór, w którym mieszkało wówczas 17 osób.
Paweł Wągiel de Kamienna i Agnieszka Czarnowszczanka z Sukowa stanęli na ślubnym kobiercu w Daleszycach w 1619 roku... Tu można dodać, że Agnieszka była siostrą zmarłej przed wrześniem 1645 roku Anny Czarnowskiej, córką Pawła Czarnowskiego z Kielc i Katarzyny Kowalikówny. Ta zaś Anna Czarnowszczanka była pierwszą żoną Jana Cedro, malarza, ale też ówczesnego rajcy kieleckiego i tamtejszego landwójta. Paweł Czarnowski był zaś wójtem Czarnowa i kieleckim gwarkiem, a także inwestorem w różne okoliczne zakłady kuźnicze. Wydaje się, że inwestował nie tylko pieniądze, ale i córki.
Z okolicy 1620 roku nie zachowało się na temat Kamiennej zbyt wiele informacji. Pozostają właśnie takie ślady w sąsiednich, lub - jak w tym przypadku - całkiem odległych parafiach. W okolicy zachowały się toponimy: Tumlin-Węgle, Węglow - koło Wąchocka i Wąglow koło Odrowąża w parafii Niekłań - tu, wedle Rejestru pogłównego generalnego woj. sandomierskiego z 1662 roku była "Minera Kozłów" (22 km od osady Kamiennej; tropy prowadzą do Opoczna i do Sandomierza, gdzie potencjalnie zachowała się dalsza dokumentacja). W tym przypadku wiemy, że tam gdzie wcześniej była Minera Kozłów potem była kuźnica Wąglów, w której kuźnikiem był Stanisław Wągl. Ślub wspomnianego wyżej Pawła to, jak na razie - najstarszy znaleziony ślad Wąglów w Kamiennej, w której 110 lat od tej daty, w 1738 roku, rodzi się mój 4-x-pradziadek (wówczas jako "Wąglowski"), i z której pochodził biorący ślub w 1712 roku w Wąchocku Michał Wąglowski de minera Kamienna, być może dziadek mojego 4-x-pra...
Na przełomie XVI i XVII wieku poza Pawłem Wąglem w okolicy Kamiennej był też Jan Wągl (Wangl, Wągiel), arendarz Kuźnicy Marcinkowskiej, którą na 10 lat wydzierżawił mu opat Cystersów w Wąchocku. Prawdopodobnie był bratem Pawła z Kamiennej. Z pewnością był bratem Stanisława Wągla, gdyż po śmierci Jana Stanisław, jego brat, spiera się o majątek z wdową, wówczas już żoną nob. Wojciecha Chmielowskiego, dzierżawcy kuźnicy Gilowskiej vel Błoto. Kuźnica Marcinkowska, którą dzierżawił Jan Wągl, miała 3 koła i dwa młoty, w ramach kuźnicy działał młyn i w tamtych czasach należała do interesującego przykładu obywatelskiej przedsiębiorczości. Kuźnicy - jako gwarkowie - przemierzali rejon w poszukiwaniu rudy, umawiali się z właścicielami gruntów, zakładali małe zakłady przemysłowe.
Jestem genealogiem amatorem. Wciąż jestem ciekawy tego, co działo się wcześniej w stosunku do tego, co już udało mi się odkryć. Na przykład chciałbym się dowiedzieć jaki był związek - o ile jakiś był - między rodziną Wąglów z okolic Łęczycy i Poznania (m.in. okolice Ostrowa Lednickiego) w XIV wieku, między, Piotrem Wąglem, który brał udział w bitwie pod Grunwaldem (por. Dialog z Archiwami Państwowymi o informacjach znikających z BIP-ów), Wąglami z Węglina, z którzy potem przybrali nazwisko Węgliński (chociaż tu już wiem, że to pierwotnie Wąglowie z Wysokiej łęczyckiej), a rodziną Wąglów w Świętokrzyskiem, którzy na przełomie XVI i XVII w. byli kuźnikami w Staropolskim Okręgu Przemysłowym.
Dzięki temu, że środowisko genealogów zdigitalizowało metryki parafialne - mogłem prześledzić losy różnych rodzin, moich przodków (z różnych stanów), którzy w okolicy Skarżyska Kamiennej, Wierzbnika, Suchedniowa, Końskich, Gowarczowa, Kielc, Radomia, Jastrzębia, Szydłowca, Łagowa czy Bodzentyna pozostawili ślady swojej obecności w tamtejszych toponimach. Dzięki tym metrykom mogłem prześledzić losy rodzin, które nie były do tej pory przedmiotem zainteresowania badaczy "wielkiej historii kraju". Metryki jednak "kończą się" w pewnym momencie. Dlatego poza metrykami ważne są też inne źródła.
"Jeśli Suchedniów zaczął się w kuźnicy Stanisława Suchynia i jego synów, to otaczające go wsie i przysiółki związane były z trzebieżą lasów pod zagrody, hamernie, młyny, tartaki i drogi łączące je z księstwem plemienno-grodowym księcia sandomierskiego, rycerstwem małopolskim, z biskupami krakowskimi, ze staropolskim okręgiem przemysłowym. Do jednej z nich należał Ostojów, z osiedlającymi się rodzinami Andricha (Jędrzeja), Gorczycy, Dymarki, Grabki, Ogona, Dulęby, Michty, Pająka, Włodarczyka, Krogulca, Pałgana, Malickiego, Miernika, Pajka, Hawliczka, Piskulaka, Kowalika, itd." - Ryszard Miernik, Burzący Stok, Tom 1, Oficyna Wydawnicza "Ston 2", 2002, str. 27
A na obrazku zachowany chrzest Agnieszki - córki moich 9xpradziadków: Mikołaja Pajączka, czyli syna Pająka i Reginy Gorczycówny, córki Gorczycy, którego przodkowie w międzyczasie zdążyli założyć tam młyn. Rodzicami Reginy byli najpewniej Wawrzyniec i Regina Gorczyca, którzy na podstawie przywileju bpa Andrzeja Lipskiego z 6 kwietnia 1634 r. dzierżawili młyn Gorczyca od biskupa tak, jak wcześniej ich przodkowie (AKKK, sygn. LP 11, k. 201v-202); W 1649 młyn przeszedł w dzierżawę Piotra Rybickiego. Dziś wieś Gorczyca już wchłonięta przez Suchedniów, ale jeszcze niedawno była niezależnym bytem. Podobnie jak Jędrów, Ogonów, Grabków, Berezów...
Suchedniów i okolice wedle Karty dawnej Polski z przyległémi okolicami krajów sąsiednich według nowszych materyałów na 1:300000" Wojciecha Chrzanowskiego z 1859 roku. Widać tu toponimy związane z nazwiskami średniowiecznych osadników. Moi Pra-x-dziadowie noszący nazwisko Żołądź (a później Żołądek, w ramach logiki czyli Żołądek syn Żołędzia) kuli w kuźnicach, których nazwa wzięła się od Berezów (zwanych też Bereśkami, w ramach logiki zdrabniania nazwisk potomków). Żołędziowie i Berezowie wspólnie wcześniej żyli jako mieszczanie Szydłowca. Razem z nimi kunsztem żelaznym zajmowali się Szczepanikowie - miecznicy z Radomia, Szydłowca, kuźnicy w Starej Kuźnicy i moi przodkowie. Moimi przodkami byli też Miernikowie - młynarze prowadzący młyny na Żarnówce, m.in. młyn Skały, a którzy wcześniej prowadzili młyn Mierniki, ale też wymienieni przez Ryszarda Miernika: Kowalikowie, Pająkowie, Dymarze (najpewniej potomkowie wójta Dymin), Gorczycowie. Tu chyba warto odnotować Stanisława Aichlera zwanego Glandinus (Żołądek), ur. 1520, zm. między 1581 a 1585, mieszczanina krakowskiego, prawnika i kupca, który po 1545 był wójtem prawa magdeburskiego na zamku krakowskim i jednocześnie kupcem sukiennym oraz to, że w Końskich występują Żołądkowie i inni noszący nazwisko Aychler oraz Eichler... Nawiasem mówiąc w 1604 roku na Akademię Krakowską zapisał się wraz z Łukaszem Warcabem z Radomia również Jan syn Stanisława Echlera (Aichlera) z krakowa. Znaczy, że musieli się znać.
Powyżej wpis w księdze miejskiej Bodzentyna. Regesta poborów z 1578 r. wymieniają w parafii Wzdół cztery kuźnice: kuźnicę Wojciecha Berezy (Berezów) o 4 kołach, kuźnicę Stanisława Suchinii (Suchedniów) o 4 kołach, kuźnicę Baranową (wieś Baranów) o 3 kołach (wcześniej była to kuźnica Wojciecha Ptaka, inaczej Ptakowska - założona była w 1528 roku, następnie kupiona przez Wojciecha Ptaka, a potem spłacona jego spadkobiercom przez Jana Żernickiego, starostę pułtuskiego, w 1612 roku) i kuźnicę Andryszową o 3 kołach (Jędrów). No i powszechnie wiadomo, że Suchedniów nazwę wziął od owego Stanisława Suchyni i jego synów. Po prostu dobrze mu się powodziło i Suchedniów wchłonął i Berezów i Baranów i Jędrów (czyli dziedziny Wojciecha Berezy - w tym czasie Berezowie byli też mieszczanami miasta Szydłowca, Barana - dziś to nadal popularne nazwisko w okolicy, ale w 1582 roku w Baranowie siedział Baran na łanie, co wiemy z Regestrum Censuum seu proventuum piorkoviensis clavis a D 1582, Adamka - Adamkowie też w Szydłowcu byli mieszczanami, ale wcześniej byli mieszczanami Łagowa), a także parę innych wiosek, które powstały wokół działających w okolicy zakładów. Jednym z nich była wioska Gorczyca, która powstała przy młynie prowadzonym przez Gorczycę. Moja urodzona ca 1620 roku 9-x-prababka Regina Gorczyczanka była "de molendino Gorczycza". I o ile kuźnica Suchyniów z czasem stała się najsławniejsza w tej okolicy (a więc w rejonie starego Ostojowa), na tyle sławna, by to od niej, nie zaś od innych kuźnic lub młynów miasto wzięło nazwę, to wcale nie znaczy, że to ta kuźnica dała początek tutejszemu osadnictwu. Owszem, karczowali tam lasy, by wyrąbać drogę przez Kamienną do Szydłowca, była tam już parafia we Wzdole, a w niej pleban. Oto w sprawie pożyczki stu grzywien, którą miał przyrzec ów Grzegorz pleban wzdolski niejakiemu Janowi rudnikowi z Baranowa, a to na wykupienie Benedykta Wypiora, mieszczanina bodzentyńskiego, zeznają okoliczni młynarze. A wśród tychże młynarzy jest i Marcin Gorczyca. Rzecz się dzieje w roku 1559. Ów Marcin Gorczyca, sądząc jedynie po datach życia, byłby zatem dziadkiem mojej 9-x-prababki, a ojcem wspomnianego wyżej Wawrzyńca Gorczycy. O Suchyniach tu nic nie mówią. Na Baranowie 60 lat później (tj. ca 1630 roku) kuźnikiem był Jan Wągl. Tak czy inaczej - taki to dokument wykopałem ostatnio w księgach miejskich Bodzentyna (AGAD, BOZ, Księga radziecka i wójtowska Bodzentyna 1541-1572, sygn. 2913), co może być interesujące dla historii Suchedniowa, Bodzentyna, parafii we Wzdole i - generalnie - historii Staropolskiego Okręgu Przemysłowego.
Heliodor Kmieć (Heliodor Kmieć, Dzieje techniki zbrojeniowej nad rzeką Bobrzą i w jej okolicach od XVI do XIX wieku, Regionalny Ośrodek Studiów i Ochrony Środowiska Kulturowego w Kielcach, 2000, str. 73) napisał:
W okolicach Kielc poszukiwaniem rud żelaza zajmowały się rodziny Biesów, Słowików, Kozów, Gruchałków, Głęboczków, Umrów, Jarząbków, Smyczków, Kaniów, Zbrojów, Duraczów, Samsonów, Bereśków, Jadamów, Wąglów, Suchyniów, Niedźwiedziów i Ciekotów. Rud metali nieżeleznych poszukiwały rodziny Cedrów, Karczów, Mazurków, Korneckich, Knapków, Pęczalskich, Rupniewskich, Proboszczów, Miklaszewskich, Trelków, Susinów i innych.
Walenty Duracz dostarczał żelazo na most w Warszawie i za to dostał nobilitację z rąk króla Stefana Batorego. Tak naprawdę, to nie dostarczał żelaza, tylko podjął się zbudowania warszawskiego mostu ("ad pontem Varschoviensis instrumentis forreis" - przeprowadzenie budowy mostu warszawskiego). Istotniejsze może, że jego żoną była Zofia Cedro. Samsonowie to Szkoci, od których nazwiska nazwę wziął leżący w Górach Świętokrzyskich Samsonów. Suchyniowie dali początek nazwie Suchedniowa (chociaż wcześniej kuli tam Berezowie). Góry Świętokrzyskie pełne są śladów aktywności tych starych rodzin kuźniczych, wcześniej mieszczańskich lub szlacheckich. Od nich to nazwy wsi: Duraczów, Zbrojów, Niedźwiedź zwany potem Jasiów, Kaniów, czy wspomniany już Jędrów... Przedstawiciele tych rodzin żenili się między sobą (na przykład Jakub Kania był mężem Magdaleny Jędraszkówki z oficyny Jędrów i tam sobie zamieszkał i tam w latach trzydziestych XVII wieku im się rodziły dzieci). Ja pochodzę od Wąglów. Ale też od Niedźwiedziów zwanych potem Jasiowskimi.
Jest sobie rok 1592. Miasto biskupie Kielce., a konkretnie kielecka kolegiata katedralna. Na ślubnym kobiercu stanął Walenty Jaś, kuźnik, oraz jego wybranka Anna. To kuźnik (minerator) z kuźnicy zwanej Niedźwiedź, a potem Jasiów. To też ciekawy ślub dlatego, że Jasiowi świadkuje Wojciech Kania (od niego potem Kaniów) oraz Jan Samson (był Jan Samson ojciec - od niego nazwa Samsonów, natomiast Jan Samson, jego żona Helena i syn Jan dostali 2. maja 1595 zgodę na odkupienie kuźnicy Niedźwiedziej z rąk chwilowych jej dzierżawców Ciesielskich; Jan Samson, syn Jana, miał jeszcze brata - Łukasza, który był posesorem kuźnicy Hamer; W 1625 roku Jan Samson wraz z matką Heleną sprzedali kuźnicę Samsonowską Szembekom; na ślubie świadkuje pewnie Jan syn Jana). W tymże, 1592 roku Jan Niedźwiedź, najpewniej ojciec owego Walentego, od którego kuźnica nazywała się najpierw kuźnicą Niedźwiedź, a potem kuźnicą Jasiów, już wynalazł złoża miedzi w Miedzianej Górze (od tej miedzi owa góra przyjęła swoją nazwę). Nieco ponad 30 lat później, w 1625 roku, biskup wyraził zgodę stosownym przywilejem, by Walenty Jaś oraz Szymon Jasiowski (ten się zaraz dogada ze swoim bratem rodzonym Janem i podzielą jedną z kuźnic) przekazali Kuźnicę Jasiów Wojciechowi Jasiowskiemu. No i z moich badań wynika, że ów Walenty Jaś to jest mój 11x pradziadek. On, albo jego ojciec. Jednocześnie w tym czasie nadal występowało nazwisko Niedźwiedź i nadal kwitły relacje biznesowo rodzinne między rodzinami kuźniczymi. W 1639 r. przed sądem w Iłży wystąpił Szkot Dawid Samson (potomek Łukasza) w (najpewniej majątkowym) sporze z uczciwą Anną Niedźwiedzianką (Acta episcopalia AEp 51 f 209v). Tu trzeba zauważyć, że Jan Niedźwiedź miał braci. W 1584 roku Kapituła krakowska potwierdziła przywilej dla Wawrzyńca Ciesielskiego i jego żony, a to na dożywocie kuźnicy Michałowej nad rzeką Bobrzą, skupionej od uczciwego Michała Niedźwiedzia i jego braci. W tym samym roku Piotr Myszkowski, biskup krakowski, potwierdził uczciwemu Janowi Niedźwiedziowi dziedziczne posiadanie kuźnicy nad rzeką Bobrzą. Jasiowscy to potomkowie Jana Niedźwiedzia, a pozostali Niedźwiedziowie to potomkowie pozostałych braci...
I jeszcze jedno - ślub Walentego Jasia z 1592 roku nie był jego pierwszym ślubem, skoro w 1602 roku w Kielcach ślub bierze syn Walentego Jasia z Szydłówka, najpewniej syn z pierwszego małżeństwa.
Walenty Roździeński, kuźnik śląski i poeta, a także szlachcic siewierski, syn Jakuba Bruska (który nazwisko "Roździeński" wziął nie po ojcu, a od dziedziczonej kuźnicy), w swoim poemacie hutniczym z 1612 roku pt. "Officina ferraria abo huta i warstat szlachetnego dzieła żelaznego", wspomniał i kuźnice Jana Niedźwiedzia:
...
Jest kuźnic i na inych miejscach więcej jeszcze
Tak dawno zbudowanych jak i nowych w Polszcze,
Których już jest niemało w ziemi sędomierskiej,
Zwłaszcza w lesiech pobliżu góry świętokrzyskiej.Jest też tam i miedziana jedna officyna,
Która przed kilką laty była zbudowana
W dieceziej abo w gruncie krakowskiego
Biskupa u miasteczka Kielce rzeczonego.W której — jako udają — gdy pilnie roboty
Odprawują, przychodzi każdy rok intraty
Z miedzi do kilkunastu więc złotych tysięcy
Prócz kosztu, co za pracą biorą rzemieślnicy.
W 1409 roku była sobie Kuźnica zwana też fabrica in Przestań, fabrica dicta Przestanszka i kuźnica Przestańska. Kuźnica ta w 1409 roku należała do Marcisza z Trzebienic. Potem były różne perypetie, jak np. to, że ów Marcisz sprzedał najpierw część potem kolejną część tej kuźnicy, ale dzieci Macisza też były kuźnikami, tylko rozprzestrzenili się nieco w Koronie. Tu trzeba dodać, że w 1612 roku Kuźnica Przestańska uchodziła za najstarszą kuźnicę żelaza w Koronie. Na miejscu kuźnicy Przestańskiej w pewnym momencie powstaje Stara Kuźnica.
Z datą w 1599 roku Jerzy Radziwiłł, administrator biskupstwa krakowskiego, potwierdził uczciwemu Adamowi Marciszowi i jego żonie Annie z Bielskich, ale także ich synowi Wojciechowi Marciszowi, dożywocie na Kuźnicy Starej w kluczu koziegłowskim. Wcześniej Maciej Marcisz, ojciec Adama, kupił kuźnicę od Andrzeja Swanka, który uzyskał przywilej od Krystyna, dziedzica Koziegłów. Potem Adam Marcisz (występujący już jako szlachetny) dogadał się ze Stanisławem Bielskim. Były przesunięcia kasowe i w efekcie Marcisz odstąpił kuźnicę Bielskiemu na 5 lat (Bielscy to też kuźnicy i szlachta - potomki Bielów h. Ostoja z Błeszna i Białej Wielkiej). Nieco wcześniej, w 1573 roku Jan syn Stanisława Marciszka z Nowej Kuźnicy (w kluczu koziegłowskim) zapisał się na Akademię Krakowską (a wraz z nim tego roku zapisał się na Akademię Kacper Warcab z Radomia).
Cóż jeszcze? Stanisław Marcisz był kuźnikiem w Zawierciu. Jego żoną była Regina Niczówka (Niczowie byli kuźnikami w okolicy Koziegłów). Stanisław był synem Jana Marcisza, którego żoną była Małgorzata, córka Jakuba Warchoła (kuźnika bilanowskiego). No i teraz - siostrą Małgorzaty, a kolejną córką Jakuba Warchoła, była Katarzyna. Jej mężem był Zych Bogucki, kuźnik w Roździeniu. Ich córka wyszła za Jakuba Bruska, również kuźnika w Roździeniu. Synem tegoż Jakuba Bruska był wspomniany wyżej Walenty Roździeński, autor poematu kuźniczego z 1612 roku.
Marciszowie, a konkretnie Krzysztof Marcisz syn Stanisława, toczył spór o szlachectwo i w efekcie stanęło, że był szlachcicem. Było to w 1602 roku. W 1625 roku Adam Marcisz był już byłym posesorem Kuźnicy Marciszowskiej: Aleksander Denisz wypłacił Adamowi Marciszowi 2000 złotych.
Zachowała się notatką pod rokiem 1600, która dokumentuje ślub Adama Marciszka z Zagnańska i Anny córki Stanisława w Katedrze Kieleckiej (ale to inna Anna niż Anna Bielska, bo w 1599 roku już z Adamem Marciszem mieli dorosłego syna Wojciecha, a być może nie jednego, skoro w 1605 roku na Akademię Krakowską zapisuje się Mathias Adami Mrocisz Bodzantinensis). Ślubu udziela Andrzej Ziółkowski, wikary Katedry Kieleckiej (Ziółkowscy, a wcześniej Ziółko byli z Niewachlowa; W 1560 roku w kluczu kieleckim była też kuźnica Zielicka). Świadkiem jest Adam Goszek (Goszkowie, w 1560 roku mieszczanie Bodzentyna, byli spokrewnieni z Majkami i byli posesorami kuźnicy Majkowskiej, gdy Erasm syn Stanisława Majka był posesorem kuźnicy Michałowskiej w kluczu bodzentyńskim; w 1577 Stanisław Goszek był kuźnikiem w Bliżynie)...
W czasie, gdy szlachta usiłowała, często skutecznie, wypierać wolnych kuźników do stanów niższych, Marciszowie wówczas nie dali się wyprzeć i sami występowali nadal jako szlachta. Marciszowie vel Marciszkowie to potomkowie Marcisza z Trzebienic, który w 1409 roku prowadził kuźnicę zwaną fabrica in Przestań w księstwie siewierskim i zbudował ją około 1400 r. kuźnik Warchoł Mysznar przybyły z Miśni. Marcisz musiał nabyć kuźnicę po kuźniku Warchole, ale w 1404 roku Marcisz z Trzebienic z Bielem z Błeszna spierają się o posiadłość zw. Byala Ridzconis (ZK 3b s. 480, czyli Acta terrestria Cracoviensia, Księgi ziemskie krakowskie, rps APKr).
Mój 6-x-pradziadek Paweł Oleiarz urodził się w okolicy 1730 roku. Jego syn, Mateusz, w okolicy 1762 rok. Mateusza da się zlokalizować w Odrowążku w parafii Odrowąż, ale w tej parafii nie ma wcześniejszych śladów. Tymczasem ślad jest w sąsiedniej parafii - w Zagnańsku właśnie, który znajduje się po drugiej stronie Świniej Góry. Oto w 1708 roku Wojciech Marcisz alias Oleiarz chrzci tam syna Kiliana. Rodzina Oleiarzy z parafii Odrowąż to potomkowie Marciszów z klucza koziegłowskiego, a ci są potomkami Marcisza z Trzebienic. Wychodzi zatem, że jestem potomkiem najstarszych kuźników w Koronie.
Wspomniałem wyżej Andrzeja Swanka? Po tym, jak zbulwersowałem niektórych heraldyków hipotezą o kowalskim rodowodzie pierwszego Jastrzębczyka (w nawiązaniu do legendy herbowej Jastrzębca, że niby Jastrzębczyk przygotowując się do pojmania niewiernych siedzących na Łysej Górze miał wymyślić i stworzyć podkowy dla swojego konia, więc musiał być kowalem, c'nie?), przyszedł czas na obrazoburczą hipotezę co do kolejnego herbu. Otóż herb szlachecki Kopaszyna ma przedstawiać - wedle blazonu - "w polu czerwonym dwie krzywaśnie (rzeki) srebrne z góry płynące, pomiędzy nimi miecz (dawniej krzyż) w słup, z rękojeścią złotą, klingą w dół. W koronie trzy pióra strusie". Herb miał nadać Bolesław Śmiały, a to w związku z potyczką, która odbyła się między dwiema jakimiś rzekami, gdzie rycerz Kopasina miał nocą, działając podstępnie, wyrżnąć cały oddział śpiących przeciwników. No i jest sobie taki herb i najstarszy wizerunek jego ponoć na pieczęci z 1282 roku...
Badacze aktywności górniczej rejonu Łysogór prawdopodobnie wiedzą, że dziś wciąż znane narzędzia górnicze, czyli żelazko i pyrlik, wspólnie tworzą godło górnicze. Ale najwcześniej w Łysogórach w poszukiwaniu rudy posługiwano się nie żelazkiem i nie pyrlikiem, a zrobionym z jelenich rogów poprzednikiem kilofa. To narzędzie nosi nazwę kopas. Od imienia tego narzędzia i od imienia starożytnych łysogórskich górników, którzy się nim posługiwali, nazwę wziął też działający w XI wieku cech górniczy - Kopasynowie.
Na jednym ze znaczków wydanych z okazji tysiąclecia górnictwa polskiego przeniesiono pewną pieczęć. Pieczęć ta to pieczęć Piotra Bogumiłowica, wojewody krakowskiego, z 1286 r. z herbem rodu Kopasynów. Cóż on ma przedstawiać? Jedni pisali "dwie kule, krzywe kije", bo wcześniej była pieczęć co miała mieć dwa pastorały złączone belką. Ale raczej ma ona przedstawiać dwa związane kopasy (nie rzeki, nie kule, nie pastorały), trzonkami w dół, a ostrzami zwrócone na zewnątrz. I teraz nazwa herbu (zwanego też Czeluść) ma więcej sensu. A gdy się doda, że kopalnie w Rudkach (na północ od Nowej Słupi), w samym środku Łysogór, były eksploatowane jeszcze w czasach rzymskich i wcześniej (a kopasy znajdowano tam na głębokości kilkunastu metrów pod ziemią - w zawalonych częściowo szybach), a także to, że kopalnie te przynosiły znaczne ilości rudy (znacznie więcej, niż potrzeba na rynek lokalny), a ruda ta była tak dobrej jakości, że informacje o złożach w pewnym momencie objęto tajemnicą, to może być i przyczyna dojścia niektórych Kopasynów do znacznej fortuny...
W Łysogórach, w najstarszych księgach metrykalnych, sporo przedstawicieli rodzin Słonka/Słąka (we Wzdole Rządowym, w Zagnańsku, czyli tam, gdzie z nową energią forpoczta górnicza w XVII wieku rozwijała wcześniejsze tradycje tego regionu w Staropolski Okręg Przemysłowy). Wyjaśnienie tego, co owe "rzeki" na herbie Kopaszyna w istocie oznaczają (że to pra-kilofy z poroża jeleniego), tłumaczy też obecność rodziny Słąka, której nazwisko wymieniane na listach rodzin, które pieczętowały się takim herbem (też za sprawą Słąki z Rudek(!), który brał udział w bitwie pod Grunwaldem), chociaż jako górnicy w XVII i późniejszych wiekach pewnie o jakimkolwiek szlachectwie nie pamiętali.
17 lutego 1758, Michałów par. Wąchock (pytanie, czy i ta nazwa "Michałów" pochodzi od imienia Michała Niedźwiedzia?): chrzest Macieja Jasiowskiego, syna Jana z kuźnicy Majków i Rozalii Gostomskiej (Gostomczonki), także wnuka Mikołaja Jasiowskiego z kuźnicy Michałów, a prawnuka Macieja Jasiowskiego, kuźnika w kuźnicy Jędrów. Natomiast chrzczony tu Maciej, mój 4xpradziadek, to ciekawa genealogicznie postać. Kiedy jego ojciec umarł - matka powtórnie wyszła za mąż, za Wawrzyńca Kowalika (Kowalikowie pracowali wówczas w kuźnicy Jędrów). Maciej Jasiowski miał wówczas tylko 5 lat. Po swoim ojczymie zaczyna nosić nazwisko Kowalik. Jako dorosły żeni się z Franciszką Miernik, potomkinią młynarzy z młyna Skały, a ich syn, Florian, był następnie dozorcą (dziś powiedzielibyśmy: menedżerem) fabryk żelaznych w Bzinie.
A wracając na chwilę do kuźnicy Majków - w 1594 roku Jerzy Radziwiłł, administrator biskupstwa krakowskiego, nadał uczciwym Wojciechowi i Magdalenie Goszkom oraz Erasmowi Majkowi, bratu Magdaleny, dożywocie kuźnicy Majkowskiej w kluczu bodzentyńskim... Majek to w istocie syn Maja. Co ciekawe - rok później, w 1595 roku, szl. Andrzej Powieliński nabył kuźnicę Michałkową (z dymarką i młotem) od uczciwego Erasma Aleksandrowicza. Być może zatem ojcem Erasma i Magdaleny był Aleksander Maj? Acta Episcopalia w tomie 33 (f 93 i 98) przynoszą jednak informację, że Erazm Maj (i jego brat Jan) był synem Stanisława Maja z kuźnicy Majkowskiej... Erasm nie żył już w 1599 roku, skoro w księgach Szydłowca Jan Czapla zapisuje na części roli 10 złotych swej żonie szlachciance Zofii Chusteckiej, której pierwszym mężem był niegdy Erazm kuźnik (nobilis Zofia Chusteczka uxor olim primi matrimonii Erasmi mineratoris). Być może pierwszym mężem Chusteckiej był jednak Erazm Niedźwiedź, który jako Erazm Minerator prowadził pierwszą znaną ze źródeł historycznych kuźnicę w najbliższej okolicy Ostrowca. Gdyby tak było - Erazm mógłby się okazać ojcem Marcina Niedźwiedzia, Aleksander ojcem tego Erazma, zaś ojcem lub dziadem owego Aleksandra - Michał, od którego imienia Michałów... Odnotujmy jeszcze Erazma, który w 1580 roku jest mieszczaninem Łagowa. Co do Majków - w roku 1618 z Andrzejem Powielińskim wciąż się sądzą przed sądem biskupim Melchior i Krzysztof - synowie Wojciecha i Magdaleny z Majków Goszkowie (zwani w dokumentach czasem Majkami alias Goszkami czasem zaś Goszkami alias Majkami)...
Na obrazku jeden z wpisów dotyczący Jana Goszka w księgach miejskich Bodzentyna z roku 1563. Była już mowa wyżej o Goszkach. Wojciecha z kuźnicy Majkowskiej w 1599 roku Kuraś opracowujący materiały o kuźnikach odczytał jako Groszka, a na ślubie Adama Marciszka świadkuje Adam Goszek w 1600 roku. Odczytują to nazwisko różnie, w zależności od tego, które źródła akurat czytają, a których nie. Tymczasem też w okolicy sporo Gostków, a to od słowiańskiego imienia Gosz, Gosław, Gościsław, od którego Goszek i Gostek są zdrobnieniem. W 1573 roku na Akademię Krakowską zapisał się Jan syn Jana Pietrzejowskiego Gostek de Szydłów - czy nie stąd Gostomscy potem? Tak czy inaczej - Goszkowie byli i w XVI wieku byli mieszczanami Bodzentyna.
W 1608 roku burmistrzem Kielc był Wojciech Kowalik. I chociaż różne powstawanie nazwiska "Kowalik" łatwo sobie wyobrazić w tym rejonie, to gdy przeanalizuje się księgi metrykalne ze Wzdołu, z Kielc i z... parafii Brzeziny, to staje się jasne, że znaczna część Kowalików w okolicy Skarżyska Kamiennej i - generalnie - Staropolskiego Okręgu Przemysłowego, to potomki Kowala de Kowala (zaraz pod Kielcami, w parafii Brzeziny właśnie). W styczniu 1623 roku ślub w parafii Brzeziny bierze Jan Kowalik de Kowale i Zofia Szymonowna - to w przytomności Macieja Kowalskiego, zaś w lutym, cztery wpisy poniżej pierwszego, ślub bierze Kacper Bielecki i Katarzyna Szymonowna de Kowale - tu świadkiem jest Andrzej Kowalski. Zachowała się księga radziecka Kielc za lata 1551-1608. Kowalikowie de Kowala są w tej księdze od początku; najwcześniejszy z tam notowanych to Maciej Kowalik w 1552 roku. Potem są wymieniani jako kieleccy rajcowie, by wreszcie pojawił się właśnie Wojciech Kowalik jako burmistrz Kielc.
"Ubiór majętniejszego Kielczana" za Pamiętnikiem Sandomierskim z 1829 roku.
Nawiasem mówiąc parafia Brzeziny, w której Bieleccy de Bielcza (byli młynarzami, pod koniec XVI wieku właścicielami tamtejszego wójtostwa; od nich najpewniej Bieleccy z Gowarczowa, od tych Bieleccy z Wąchocka, a od tych Bilscy vel Bielscy ze Szczepanowa i - potem - ze Skarżyska Kamiennej - chociaż uczciwie trzeba powiedzieć, że w okolicy aktywni byli też przedstawiciele rodziny Biela, a także trzeba odnotować jeszcze, że w dniu 16 października 1595 roku Jerzy Radziwiłł, administrator biskupstwa krakowskiego, potwierdził uczciwemu Maciejowi Bi(e)lińskiemu przywilej na kuźnicę Belińską w lesie Belno, nadany niegdyś przez biskupa Filipa Padniewskiego). No i również to, że Kacper Bieliński w 1608 roku był sołtysem/wójtem podkieleckich Bielin. No i może też to, że w 1603 roku w Daleszycach odbywa się chrzest Krzysztofa syna Macieja Woiczika i Agnieszki Duraczówny de Ruda Belno, co świadczy o tym, że Duraczowie skoligaceni byli z Bielińskimi. Parafia Brzeziny to też "zagłębię" Wąglów, Dymarzy (z Dymin), Szczepanków (czy nie od nich Szczepanów przy Skarżysku?), ale pojawia się tam Wojciech Kania, są Węgrzynowie, Górale, Mazurowie, a więc te same nazwiska, co kilkanaście i kilkadziesiąt lat potem zapełniają metryki ze Wzdołu (i paru innych parafii).
Potop szwedzki bardzo namieszał. Lata 1655-1660, nawet tam, gdzie się zachowały metrykalia parafialne, ujawniają spore zamieszania rodzinne dla rodzin mieszczańskich i tych, które związane z ówczesną gospodarką miejską (mam tu na myśli na przykład młynarzy). Genealogia mieszczańska, jak i każda inna, w pierwszej kolejności napotyka cezurę kodeksu Napoleona, przed którym zwykle trudno znaleźć metrykalia. Tam gdzie zachowały się zapiski parafialne przed kodeksem Napoleona, obok "zwykłych" cezur taktowanych pożarami miast i zarazami (w czasie których zamykano kościoły i wyludniało się miasto), mamy cezurę kolejną: cezurę Potopu szwedzkiego właśnie... Na obrazku chrzest mojego 7-x-pradziadka Macieja Bieleckiego de Bielcza, który się odbył w 1663 roku w parafii Brzeziny. Bieleccy w tym czasie byli m.in. młynarzami w okolicy Bielczy; stąd pod Bilczą, a nad Morawicą, Bieleckie Młyny, Nieco ponad sto lat później wnuk tego Macieja, a potomek też innych rodzin młynarskich z okolicy, jak np. rodziny Kubów (od nich obok Bieleckich Młynów są też dziś Kuby Młyny; nazwisko Kuba pochodzi od Kuby de Leszczyny, wójta Leszczyn z przełomu XVI i XVII wieku), będzie "górnikiem" w Baczynie w parafii Gowarczów i będzie się zajmował poszukiwaniem rudy żelaza i innych metali. I chociaż wiem, że w 1590 roku i wcześniej Bieleccy byli wójtami Bielczy, to w parafii brzezińskiej do 1640 roku nie znalazłem (jak do tej pory) aktu małżeństwa rodziców Macieja, czyli Marcina i Anny. Być może znajdę w sąsiednich parafiach. Albo w Bodzentynie, bo księgi miejskie Bodzentyna przechowały wpisy dotyczące relacji między mieszkańcami Brzezin i Bodzentyna.
W okolicy Wąchocka zaś, nieopodal młyna Skały i kuźnic Majków i Michałów znajduje się Marcinków. Tam była też kuźnica. I młyn...
Fragment strony z przywilejem, na podstawie którego Jan Wągl został arendarzem Kuźnicy Marcinkowskiej. 8 września 1637 r. Jan Konopacki, opat Cystersów w Wąchocku, nadał Janowi Wąglowi spustoszałą kuźnicę Marcinkowską celem melioracji, zobowiązał go również do odbudowania kuźnicy, którą miał po upływie 10 lat zwrócić bezpłatnie klasztorowi pod karą 1000 zł. p. Jak się potoczyły dalsze losy tej kuźnicy? W krótkiej historii Wąchocka przeczytacie państwo m.in.: "W okresie wojen szwedzkich sprzymierzony z Karolem Gustawem książę siedmiogrodzki Jerzy II Rakoczy wtargnął do Polski w 1657 r. W swym pochodzie natrafił na Wąchock, zrabował go i spalił niemal doszczętnie". Spalono wówczas bibliotekę i archiwa. Jeśli coś się gdzieś jeszcze zachowało, to najpewniej w Archiwum Metropolitarnym w Krakowie, z którego pochodzi fragment przywołanego tu dokumentu (Archiwum Kurii Metropolity Krakowskiego, Acta episcopalia 49, k. 67-73).
Fragment akt wójtowskich i radzieckich Szydłowca - zeznania na temat majątku Jana Wągla. Trop prowadzi do Bodzentyna...
Okazało się, że sławetny arendarz Kuźnicy Marcinkowskiej, Jan Wągl, nie cieszył się długo przywilejem Karola Konopackiego z 1637 roku, bo - jak wynika z akt wójtowskich i radzieckich miasta Szydłowca - w 1639 roku już nie żył. Ale zachowały się informacje o jego żonie, Dorocie z Kmiecików, która pochodziła z rodziny mającej w okolicy karczmę (prawdopodobnie była to karczma w Kamiennej lub w Skarżysku Kościelnym). O Janie dowiadujemy się dlatego, że Szymon Kmiecik, rodzony brat Doroty z Kmiecików Wąglowej, najpewniej starał się o jakieś pieniądze po zmarłym już Janie Wąglu. W księgach katedry kieleckiej znajdujemy Szymona syna Andrzeja Kmiecia i Doroty, którzy w 1607 roku mieszkali w Masłowie pod Kielcami (ciekawe, czy wyżej wspomniany Heliodor Kmieć dotarł do takich informacji zgłębiając historię regionu...). Z wpisu w księgach Szydłowca dodatkowo dowiadujemy się, że za życia Jan Wągl był też dozorcą (por. wyżej) kuźnicy Baranowskiej (zaraz obok dzisiejszego Suchedniowa) przy p. Ziernickiej, czyli przy Annie z Tylickich Żernickiej (córce Jakuba Tylickiego h. Lubicz), najpewniej wdowie po Janie Żernickim z Sikucina, staroście pułtuskim, który w 1612 roku wraz z żoną nabył kuźnicę Ptakowską vel Baranowską od spadkobierców Wojciecha Ptaka, co zostało potwierdzone przez ówczesnego biskupa krakowskiego, Piotra Tylickiego, stryja Anny. No i miał Jan Wągl jakąś majętność w Bodzentynie, za którą dał kilkaset złotych. W 1612 roku, gdy ówczesny biskup krakowski, Jan Tylicki, potwierdził Janowi Żernickiemu i jego żonie Annie nabycie dożywocia na kuźnicy baranowskiej od spadkobierców Wojciecha Ptaka, potwierdzenie to obejmowało nie tylko kuźnicę, ale też dymarki w kluczu bodzentyńskim, a całość za czynszem rocznym 20 grzywien i 12 grzywien za wolne warzenie piwa. Te same kwoty (plus dodatkowo 4 złote dziesięciny) zostają wymienione 28 lutego 1633 roku, gdy Jan Albert Waza, administrator biskupstwa krakowskiego, Wojciechowi Głębockiemu, sekretarzowi królewskiemu, nadaje dożywotnio kuźnicę Baranowską w kluczu bodzentyńskim, wakującą po śmierci szl. Jana Żernickiego, byłego jej posesora. Zatem wiemy, że Anna, w imieniu której Jan Wągl zarządzał kuźnicą, została wdową przed 1633 rokiem (Anna w 1631 roku występuje już jako wdowa po Janie Żernieckim z Sobótki, skarbniku sieradzkim). A gdy kto inny dostał przywilej - kuźnik zaczął się starać o inny zakład. To tłumaczy, dlaczego opat Cystersów Wąchockich postanowił mu wydzierżawić zniszczoną kuźnicę Marcinkowską - Wągl znał się na rzeczy i potrafił ją odbudować. W tej samej księdze wzmiankowany jest Stanisław Wągl "na Kozłowie". Najpewniej również kuźnik.
Z tym Kozłowem to sprawa skomplikowana. Tam, gdzie dziś Wąglów koło Niekłania - była wcześniej Kuźnica Wąglów (od przynajmniej 1673), a wcześniej Minera Kozłów. Wiemy, że w okolicy 1530 roku dziedzice dóbr szydłowieckich Jan Spytek z Tarnowa i Stanisław Lasocki, mężowie córek Jakuba Szydłowieckiego - wydali Jakubowi Czarnieckiemu, rudnikowi, przywilej "na zbudowanie i używanie kuźnicy żelaznej na rzece Kamioncze, na placu albo miejscu z dawności nazwane Młynek. Potem zaś Radziwił Sierotka dał przywilej na to miejsce Stanisławowi Mrożkowi (pewnie synowi Jana Mroza prowadzącemu wcześniej kuźnicę w pow. radomskim). Koło Kamiennej i Milicy była osada Ciurów, która nazywała się wówczas Mrożek. Wcześniej zaś, w 1522 roku, Jan Konarski, biskup krakowski, zezwolił Marcinowie Kozie na urządzenie kuźnicy w Goliskach nad rzeką Kamienną, koło Kunowa. W 1610 roku Marcin Cedro ślubował w kieleckiej katedrze Agnieszce Kozłówce z Kielc (w czasie "potrójnego ślubu", gdzie wraz z nimi ślubowali również Michał Jasiek z Szydłówka (być może syn Walentego Jasia) i Ewa Lisówka, wdowa z Zagórza, a także Marcin Wąglik z Woli Morawieckiej i Katarzyna Białosówka z Szydłówka. W metrykach kieleckich pojawia się Ruda Kozicka. I tam na przykład przedstawiciele rodziny Kania. W Bielinach na początku XVI wieku chrzci dzieci Benedykt Kozłowski alias Mrozik. Sama kuźnica musiała wziąć nazwę od przezwiska Koza/Kozieł, które nosił kuźnik Mrożek; Kozłowscy to Mrożkowie właśnie. No i ci Mrożkowie koligacili się z innymi rodzinami kuźniczymi. Na przykład w 1652 roku ślub w Bielinach wzięli Wawrzyniec, syn Wawrzyńca Mrozka i Anna, córka Wawrzyńca Berezy z kuźnicy Napęków, gdzie wcześniej też Mrożkowie, Mrozkowie, Mroszkowice... Był ślub Wojciecha Woytaczka (woytaczek to syn wójta) seu Kotarwickiego alias Buczek i Agnieszki Kozianki w hucie Ruska Lysów. Był ślub Adam Kozada i Agnieszki Niechowny (czy nie Nieznachówny?) seu Rudniczanki, która potem była nazwana "wdową Kozłową". Inna sprawa, że w Akta Episcopalia odnotowują w latach 1617-1619 kuźnika Jana Kozę...
Akta z Łagowa zniszczone, ale księgi parafii w Wąchocku odnotowują w roku 1711 ślub Krzysztofa Węglarskiego de opido Łagów i Agnieszki Kuszewskiej, więc i Łagów był istotnym ośrodkiem "propagacji" Wąglów. W pobliskim Opatowie też są Węglarscy...
Rok 1714, Opatów, kolegiata Św. Marcina - chrzest Jana syna Wojciecha Węglarskiego burmistrza opatowskiego i Agnieszki. Chrzestnym Jana był Michał Węglarski, wicedziekan dekanatu opatowskiego. W 1716, gdy Michał Węglarski chrzci kolejnego syna Wojciecha Węglarskiego, Franciszka, Wojciech występuje już jako wójt Opatowa. W tym samym czasie w Opatowie mieszkają też Węglowie i Węglikowie (wedle logiki, że Węglik to syn Węgla). To tylko 70 km od Kamiennej - jadąc drogami - a widać, jak odmiennie urabiano tam nazwiska od ich wcześniejszych postaci. W Kamiennej ze średniowiecznego Wągla powstał Wąglik, Wąglowic i Wąglowski, a potem Węglowski. W Łagowie i Opatowie, nieco później, średniowiecznego Wągla przemianowano na Węgla, a z tego ukuto Węglarskiego (chociaż występującą w Opatowie przy chrztach Agnieszkę, żonę Wojciecha, co jakiś czas nazywają tam równolegle "Węglową"). Ciekawostka jest taka, że chrzestnym dwóch synów Wojciecha: Andrzeja w 1711 i Wojciecha (sic!) w 1712 roku, był Andrzej Samson. Niestety - wygląda na to, że staropolskie księgi z Łagowa nie zachowały się do dziś... Tym ciekawsze, co znajdziemy w księgach z Bodzentyna...
Kuźnicy, przedstawiciele ich poszczególnych rodziny, byli często związani z kilkoma zakładami w różnych miejscach. Zakładali swoje małe przemysłowe zakłady tam, gdzie 1. była woda do napędzania kół (stąd rzeka Kamienna, rzeka Biebrza i tak dalej), gdzie były lasy, które mogli wykorzystać na opał i do zrobienia węgla drzewnego potrzebnego w procesie produkcji żelaza (na wycinkę lasu też trzeba było mieć przywilej - jak nie od biskupa, to od króla, albo innego możnego, który w danej chwili był właścicielem połowy okolicy), oraz tam, gdzie w okolicy była ruda, którą można było przynajmniej przywieźć na wozie. Kuźnicy byli mobilni. Jak się wyczerpała ruda, las, albo woda przestała się nadawać - przenosili się w dobra innego właściciela, od którego uzyskiwali przywilej i płacili mu czynsz. Stąd te same nazwiska pojawiają się w okolicach Samsonowa, potem Suchedniowa, Łagowa, ale były też kuźnice w okolicy pobliskiego Odrowąża - w dobrach Małachowskich. I tam również kiedyś byli Wąglowie.
Zbliżenie na Kuźnię Wąglów na mapie szczególnej województwa sandomierskiego sporządzonej przez Karola de Perthées z 1791 roku. Za Słownikiem Geograficznym Królestwa Polskiego: "Wieś w powiecie koneckim, gm i par. Niekłań, odl. Od Końskich 18 wiorst, ma 18 domów, 128 mieszkańców, 14 mórg dworskich, 56 mr. włość. Należy do dóbr Niekłańskich . W 1827 roku 6 domów, 75 mieszkańców. Par. Odrowąż. Istniała tu kuźnica, która produkowała do 800 cent. żelaza rocznie". Tej właśnie Kuźnicy Wąglów dotyczył zapisy ponoć kiedyś zachowane w księgach grodzkich opoczyńskich (nie uchowały się do dziś te księgi?), w których Jan Zalaszewski, dziedzic Niekłania Mniejszego, Kuźnicy (Minera), Węglów i innych w piątek po św. Wicie 1712 roku sumę 1000 florenów podniesioną od Franciszka Odrowąża Strasza z Białaczewa, miecznika Rozaneckiego, do ołtarza św. Jacka w Odrowążu zapisał ks. Hebdowskiemu, a tegoż samego dnia ten sam Zalaszewski zapisał na minerze Węglów (no niestety przekręcali Wąglów) 2000 złotych do ołtarza N.M.P. Różańcowej na prebendę, na śpiewanie różańca w kościele. To wiemy za Dekanatem koneckim ks. Jana Wiśniewskiego. Wedle inwentarza akt, z których korzystać można w Bibliotece Diecezjalnej w Sandomierzu, dostępne są: Sumarium documentorum ad bona Niekłań Minor et Niekłań Maior (nr 712, lata 1721-1787), które to dokumenty zawierają rękopis zapisany w języku łac. i polskim i dotyczący wsi Niekłań Mały i Niekłań Wielki w powiecie opoczyńskim z fryszerkami Zdanowską i Węglowską, oraz dwoma fryszerkami w Niekłaniu Wielkim. To ważny materiał dla historii gospodarczej majątku Małachowskich, Dzibonich i szlachty drobniejszej. Są tam też Akta dóbr Franciszka na Niekłaniu Dziboniego, stolnika warszawskiego oraz mścisławskiego (nr 905, lata 1671-1749) - co obejmuje akta luźne włości Dzibonich (Niekłań, Samsonów, Zagnańsk, Zychowa Wola i inne) w powiecie opoczyńskim oraz radomskim, w tym kuźnic żelaznych.
Do dziś przy kościele w Skarżysku Kościelnym stoi taki krzyż. Fundatorzy to Antoni Węglewski (powinno być Wąglowski, ale tak napisali) - mistrz gliserski (czyli odlewnik) i Jan Bilski - obaj to moi kuzyni. Jest rok 1882. Krzyż prawdopodobnie ufundowali w związku z tym, że w roku 1877 zakłady żelazne w Kamiennej wykupiła spółka Łukaszewicz, Pallisa i s-ka, która uruchomiła odlewnie z wielkim piecem systemu Kriegera. Zaraz potem, w 1886 fabrykę przejął Jan Witwicki, potem zarządzał nią jego syn. Zatrudnienie na przełomie XIX i XX wieku znalazło tam od 350 do 400 osób. Wcześniej zaś w okolicy było słabo, a Skarżysko i Kamienna wycieńczone zarazami, wojnami i wszelkim nieszczęściem, które tamtędy przechodziły przez 200 lat. Skoro zatem znaleźli zatrudnienie i mogli utrzymać rodziny - postanowili ufundować taki krzyż. Ojcem tego Antoniego był Jan, a ojcem Jana - Leon Wagloski. Tego zaś Leona ojcem był Franciszek, którego ojcem najprawdopodobniej był ur. ca 1738 roku Wojciech Węglowski, czyli mój 4-x-pradziadek. W Skarżysku Książęcym jest jeszcze jeden taki krzyż (z datą 29 listopada 1877), tylko postawiony na prywatnej działce, która wówczas należała do Stanisława Węglowskiego. Nawiasem mówiąc dwóch moich 4xpradziadków ze Skarżyska nazywało się Bilski (jeden to ur. ca 1762 roku Piotr Bilski z Kamiennej - jak wynika z zachowanych dokumentów z Szydłowca - kowal przy wielkim piecu w Kamiennej, a drugi to ur. ca 1768 roku Jan Bilski z pobliskiego Szczepanowa, syn Floriana Bilskiego vel Bielskiego vel Bieleckiego i Urszuli z Bastrzyków - tych historia zapisana na kartach w Wąchocku).
Mam w swoim drzewie ustalonych przodków aż trzy gałęzie Bilskich vel Bieleckich. Jednych potrafiłem wykazać aż do Bilczy, inni zaś są w Kamiennej i w Szczepanowie kowalami. Problem w tym, że metryki ze Skarżyska-Kamiennej dostępne są dopiero od 1797 roku...
Tam gdzie nie ma metryk trzeba nieco pogłówkować. Z takiego główkowania wyszło mi, że wymienieni na kartach ksiąg miejskich Szydłowca pod rokiem 1753 Wojciech Bilski i Michał Wilk, obaj z Kamiennej, to nie kto inny, jak moi 5-x-pradziadkowie. Michał zastawił Abrachamowi Jakubowiczowi spódnicę kramrasową, której wartość szacowano na 13 tymfów, a Wojciech zastawił żupan, którego wartość oszacowano na 9 tymfów. Obaj - Michał Wilk i Wojciech Bilski, urodzeni ca 1730 roku. Dalej już dedukcja: Michał Wilk był ojcem Łukasza Wilka, później sołtysa Kamiennej, ale też Anny Wilk, żony Piotra Bilskiego - mojego 4-x-pradziadka. Piotr Bilski był synem Wojciech Bilskiego. Przy czym Michał Wilk - co wynika z innych wpisów w księgach szydłowieckich - pochodził z rodziny mieszczan Szydłowca (trop prowadzi aż do 1600 roku, gdy w Szydłowcu notowany jest Adam Wilk de Skarżysko, a potem, w kolejnym pokoleniu, Jan Wilk; trop prowadzi nawet dalej: w 1541 inny Jan Wilk był mieszczaninem Bodzentyna, a obok Bodzentyna officyna vitraria Wilkow, czyli huta szkła). Bilscy zaś do Kamiennej najpierw przyszli ze Szczepanowa, tam zaś z kuźnicy w Michałowie w parafii wąchockiej, gdzie w 1726 roku wspomniany już tu ślub z Marianną Gowarczówną bierze Walenty Bielski, a świadkami są Maciej Wilk i Kazimierz Jasiowski de feriendina Michałów.
Skąd wiem, że akurat ci, wymienieni na kartach ksiąg Szydłowca Wojciech Bilski i Michał Wilk, są moimi 5-x-pradziadkami, skoro księgi metrykalne dla Skarżyska zachowały się od 1797 roku? Trzeba było nieco pokombinować. W pierwszej kolejności sięgnąć do spisów dokonanych przed ułożeniem kolonialnym Skarżyska i Kamiennej. Tam wymienieni wszyscy, którzy taką ziemię posiadali. Potem trzeba było wpaść na to, do jakich wartości powierzchni te działki się sumowały, gdy posiadaczami byli ludzie o takich samych nazwiskach i zauważyć, że w Kamiennej w okolicy 1730 roku działy ziemi sumują się do 15 morgów, czyli do pół łana mniejszego, chełmińskiego. Kiedy wiem kto ma działy i wiem o wszystkich osobach, które w danym czasie takie działy mają, to zostaje tylko pasowanie informacji metrykalnych z późniejszego okresu. W 1826 roku 10 morgów i 161 prętów ma mój 4-x-pradziadek Piotr Bilski - urodzony ca 1763 roku późniejszy kowal przy wielkim piecu w Kamiennej; jest i Benedykt Bilski, który ma 4 morgi i 143 pręty. Z metrykaliów wiemy, że Benedykt umierając w 1844 w wieku 60 lat odnotowany jest jako syn Michała Bilskiego. Michał zmarł w 1804 roku w wieku 50 lat, więc urodził się ca 1754 roku. Co ciekawe - zmarł pod numerem 11 w Kamiennej, a to dokładnie tak, jak Regina Bilska, która umierając w 1809 roku miała lat 72. Ponieważ w Kamiennej było tyle rodzin ile było - nie ma siły i Piotr oraz Michał musieli być braćmi, a jedyny aktywny - wedle dostępnych dokumentów - Bilski w Kamiennej, to właśnie Wojciech, który Jakubowiczowi zastawił żupan. Działy ziemi po nim sumują się do 15 morgów, czyli do pół łana chełmskiego (pół włóki, gdzie łan to 30 morgów, a jedna morga to 300 prętów). Jego żoną zaś i matką Piotra i Michała była wspomniana Regina - moja 5-x-prababka. Podobną operację trzeba zrobić z Wilkami. Anna Wilk, córka Michała, który zastawił kramrasową spódnicę, to siostra Łukasza Wilka - w 1828 roku sołtysa Kamiennej (Wilkowie jako mieszczanie szydłowieccy potrafili dość dobrze pisać)... I w ten oto sposób, chociaż księgi metrykalne dla Skarżyska zaczynają się od 1797 roku, możemy cofnąć się jedno, czasem dwa pokolenia (a czasem kilka pokoleń)...
Wpis w księgach Bodzentyna z 1555 roku, w którym wspomniany jest Maciej Wilk mieszczanin bodzentynski jako opiekun dzieci zmarłego Andrzeja Piotrasza. Maciej Wilk jest najpewniej synem Jana Wilka, który znajduje się na liście mieszczan Bodzentyna, otwierającej księgę miejską w roku 1541. Tak. Na stronach księgi wójtowskiej i radzieckiej Bodzentyna spisano wszystkich mieszczan ówczesnego miasta.
Wracając do wpisu z Szydłowca warto zauważyć, że inny z mieszkańców Kamiennej tam odnotowany - Jan Ciok (każda z osób, która pochodzi ze Skarżyska-Kamiennej i nie z czasów, gdy po uruchomieniu kolei zjechało się do miasta wiele osób, ma jakiegoś krewnego Cioka) - w 1753 roku zastawił kontusz. Inny z mieszkańców ówczesnej Kamiennej zastawił kontusz i pas, przy czym kontusz miał guziki srebrne...
W Kamiennej (dziś Skarżysko-Kamienna) znajdowała się kuźnica rodziny Duraczów, a przy niej, w 1667 roku, znajduje się 5 domów. Przy kuźnicy był dwór, w którym wraz z czeladzią zamieszkiwało 17 osób. Dziesięć lat wcześniej, w 1657 roku, powstaje nowa parafia: Skarżysko-Kościelne. Objęła swoim zasięgiem: Lipowe Pole, Świerczek, Kamienną (Kamionna), Szczepanków, Bzinek, Rejów, Posadaj (Posadom), Milicę (Mielica), Ciurów (Dziurów). Niedaleki Marcinków, w którym była w 1637 roku spustoszała kuźnica, na którą Jan Wągl - kuźnik z Kuźnicy Baranowskiej - uzyskał wówczas przywilej od Jana Konopackiego, opata Cystersów, należy do sąsiedniej parafii - w Wąchocku. Podobnie jak Parszów. W Parszowie dopiero w 1748 roku - po likwidacji tamtejszych dymarek - uruchomiona zostanie fabryka żelaza zwana, całkiem nieodkrywczo, "Wielkim Piecem". Generalnie - minęło pierwsze dziesięciolecie XVIII wieku. W Polsce panuje August II Mocny. Kilka dni temu urodził się Fryderyk II Wielki, który popchnie Prusy w kierunku, w którym - za jedno pokolenie - Polska ulegnie rozbiorom. Za trzy lata umrze Ludwik XIV, ale Ludwik XV jest już dwulatkiem. Na świecie toczy się wojna o sukcesję hiszpańską, a w jej ramach w Utrechcie zaczyna się kongres pokojowy. Niewolnicy przygotowują się do rewolucji w Nowym Jorku. Został najpewniej już spisany datowany na 31 stycznia 1712 roku Statut gospody czeladników ślusarskich, miecznickich, stolarskich, kowalskich, błoniarskich i kołodziejskich w Kielcach, który nadał Kazimierz z Lubny Łubieński, z bożej i Stolicy Apostolskiej łaski biskup krakowski (wcześniej chełmski). Jest niedziela, 31 stycznia 1712 roku, zaśnieżone pewnie opactwo Cystersów w Wąchocku. Na ślubnym kobiercu stanął Michał Wąglowski de Minera Kamienna i Agnieszka Chorosz z Parszowa. Gdyby objawiły się jakieś cudem zachowane źródła z kościoła w Skarżysku Kamiennej, to mógłbym połączyć jakoś Michała z moim 4-x-pradziadkiem, urodzonym w 1738 roku Wojciechem Wąglowskim, w dorosłym życiu kowalem w Kamiennej, albo z Marianną Wąglowszczanką ze Skarżyska, która w 1748 roku poślubiła Wojciecha Świtanowskiego, już wówczas prezydenta miasta Szydłowiec. Trzeba wierzyć, że coś takiego się zdarzy, tak jak zdarzyło się, że znalazłem ślub Michała Wąglowskiego z Kamiennej w XVIII wiecznych materiałach z Wąchocka. Zakładam, że ślubuje pełnoletni, więc urodził się w okolicy 1690 roku. Podobnie, jak jego żona. No i ciekawostka jest taka, że księgi z Wąchocka odnotowują jedynie urodzenia panien z nazwiskiem Chorosz. Ani śladu w Parszowie mężczyzn o takim nazwisku. Za to w tym czasie Choroszowie są liczni w parafii Odrowąż (Zbrojów)...
Fragment mapy zachowanej w Archiwum Państwowym w Radomiu. Widać tu Kamienną, Posadaj i Szczepanów w 1801 roku. Z ksiąg z Szydłowca wiemy, że w 1753 roku w Kamiennej był aktywny Wojciech Bilski, również Michał Wilk, mieszczanin z Szydłowca. Na przełomie XVII i XVIII wieku Bilscy są w Marcinkowie, Rudce i Michałowie. Sam Szczepanów to kuźnica, która powstała w XVI wieku, a w której w 1776 roku było tylko pięć dymów. Sądząc po odosobowej nazwie - musiał założyć ją jakiś Szczepan. Charakterystyczne, że w okolicy Kielc i Radomia w XVII wieku licznie rozrodzona rodzina Szczepaników i Szczepanków - najpierw mieczników i płatnerzy, potem kuźników i kowali. Mój ur. ca 1665 roku 7-x-pradziadek to Andrzej Szczepanik, który jest przodkiem kuźników ze Starej Kuźnicy w parafii Końskie. Kuźnica w Michałowie powstaje (na nowo) w 1729 roku, a tam Kazimierz Jasiowski i Maciej Wilk, którzy są w Wąchocku świadkami ślubu Walentego Bilskiego ze Szczepanowa i Marianny Gowarczówny w 1726 roku. Kuźnica w Michałowie "powstała na nowo", bo przecież bracia Michałowie działali w tej okolicy w XVI wieku - w 1580 roku Andrzej, Jan i inni bracia Michałowie zostali skupieni przez Piotra Brodowskiego, starostę bodzentyńskiego, a jednym z oceniających wartość kuźnicy był Wojciech Ptaszek (Ptak), kuźnik z Baranowa jako komisarz biskupa Myszkowskiego. Wojciech Ptak też pochodził z Szydłowca, o czym świadczy fakt, że Joannes Alberti Ptak Sydlouecensis, a więc syn Wojciecha Ptaka z Szydłowca, w 1602 roku zapisał się na Akademię Krakowską. Kształcili się synowie kuźników. Wracając do tej mapy - dalej, już poza jej krawędzią, wraz z nurtem rzeki Kamiennej, jest Nowy Młyn, a w nim w 1673 roku tylko 5 osób - jak wynika z rejestrów podatku pogłównego. Tam w 1695 roku młynarzem jest Wojciech Moskwa, który w tym roku staje się mężem Agnieszki Jasiowskiej z Michałowa. Wcześniej przedstawiciele rodziny Moskwów są we Wzdole młynarzami i od tej funkcji nosili też nazwisko Młynarczyk. W Michałowie zaś Mikołaj Jasiowski ślubuje Mariannie Młynarczyk z Nowego Młyna w 1702 roku - to zaś moi 6-x-pradziadkowie. Marianna Młynarczyk była siostrą Wojciecha Moskwy, a Agnieszka Jasiowska siostrą Mikołaja Jasiowskiego...
Myślę, że ta wizja gdzieś odmalowana (właśnie sobie usiłuję przypomnieć kto dał taką relację) na temat kuźników, gwarków i górników ze Staropolskiego Okręgu Przemysłowego, że wychodzą nadzy i cali umorusani spod ziemi i mówią klasyczną łaciną i greką, może być całkiem prawdziwa. Wśród studentów zaczynających studia na Akademii Krakowskiej na przełomie XVI i XVII wieku znalazłem Jana syna kuźnika Walentego Duracza z Kamiennej, Jana syna kuźnika Wojciecha Ptaka z kuźnicy baranowskiej (dziś to Suchedniów), Jana syna kuźnika Stanisława Marcisza z Nowej Kuźnicy w Księstwie Siewierskim (ten spokrewniony z Walentym Roździeńskim) i kilkunastu innych synów Fabri ferrary...Synowie kuźniczy kształcili się całkiem masowo.
W lutym 1660 roku Krzysztof Węglowski był ojcem chrzesnym Katarzyny, córki Bartłomieja Sopraskiego zwanego Ciekotem i Reginy, jego małżonki. Działo się to w Pierzchnicy, czyli w sąsiedniej do Brzezin parafii. Jeśli Wąglowie i Ciekotowie mieli wspólnie w okolicy Kielc poszukiwać wcześniej ród żelaza, to skąd właściwie się w Staropolskim Okręgu Przemysłowym wzięli? Jako mieszczanie byli bardzo mobilni. Wspólne występowanie przy jednym akcie w danym mieście jeszcze nie świadczy o tym, że z tego miasta zaczęli przygodę kuźniczą. Zwłaszcza, że tu nazwisko Wągla jest już zmodyfikowane, a w tym czasie Węglowscy - potomkowie Wąglów, występują też w Radomiu i w innych okolicznych miastach... W Pierzchnicy w tym czasie obok Węglowskich i Ciekotów występują również Moskwowie, Kowalikowie czy Wilkowie...
Kiedy człowiek tak sobie bada i studiuje, kopie w źródłach i analizuje, to mu przychodzą do głowy różne dziwne myśli....
Dwie mapy - na górze Karta dawnej Polski z 1895 roku, poniżej Atlas Fontium Antiquae Poloniae, który pakazuje projekcje terenów Królestwa Polskiego w II połowie XVI wieku. Obie mapy przedstawiają mniej więcej ten sam teren. Do wyboru tych kadrów sprowokowały mnie poszukiwania kuźnicy Babiradków. Ruda Babiradek w pow. radomskim wymieniona była w latach 1510-1569 (Benedykt Zientara, Dzieje małopolskiego hutnictwa żelaznego, XIV-XVII wiek, PWN, 1954, str. 277). Generalnie nazwisko Babiradek identyfikowane jest jako nazwisko śląskie.
Pod koniec XVI wieku Babiradkowie są mieszczanami w Szydłowcu. W sprawach spadkowych po Babiradkach występują Katarzyna Duraczowa (żona Duracza, kuźnika) i Anna Berezina (żona Berezy, kuźnika). Wydaje się, że to siostry i najpewniej są to siostry Babiradka właśnie. Babiradkowie też byli związani z Koczorami - (w innej sprawie spadkowej po Babiradkach występuje Łucja Gromkówna, czyli córka ur. ca 1550 roku Gromosława Koczura alias Sławęty, mojego 12-x-pradziadka; sugeruje to silnie, że żoną Gromosława była Babiradkówna). Babiradkowie też byli związani ze Smyczkami, którzy zakładali Kuźnicę Cisowską w kluczu cisowskim (w 1624 roku Sebastian Babiradzki był mężem Reginy Smyczkowskiej, córki Andrzeja Smyczka i w tym roku biskup Szyszkowski nadał przywilej na Kuźnicę Cisowską temuż Smyczkowi i temuż Babiradkowi - to Andrzej Smyczek ją wybudował, a śladem tego jest dziś wieś Smyków nad rzeką Czarną, zaraz obok wsi Korzeń w dawnym kluczu cisowskim; o Smyczkach będzie jeszcze kilka słów niżej). Babiradkowie zatem byli dość ustosunkowani w kuźniczym society Staropolskiego Okręgu Przemysłowego.
Wiedziałem, że kuźnica Babiradków w powiecie radomskim notowana była od 1510 roku. Byłaby to jedna ze starszych kuźnic w okolicy. Sięgnąłem do opracowań atlasu geograficzno-historycznego Królestwa Polskiego, sięgnąłem do Atlasu Źródeł i Materiałów do Dziejów Dawnej Polski i zlokalizowałem dzięki temu Rudę Babiradzką. Znajdowała się w Puszczy Kozienickiej, w parafii Sucha (a kiedyś Suchawola). I...
I momentalnie opanowałem błysk w głowie związany z tym, że przecież to najpewniej tam, w 1595 roku, Król Zygmunt III Waza potwierdził w Metryce Koronnej dzierżawę królewskiego młyna z przyległościami we wsi Sucha w ziemi Sandomierskiej przez Piotra Wągla i jego żonę ("Król, za wstawiennictwem Hieronima Mieleckiego, starosty sandomierskiego, zachowuje Piotra zwanego Wągiel i jego żonę /.../ w dożywotnim posiadaniu młyna we wsi Sucha w starostwie sandomierskim, który Piotr Wągiel zbudował swym kosztem na brzegu jeziora i otrzymał od starosty trzecią miarę. Po ich śmierci młyn będzie podlegał wykupowi"). Sucha (Suchawola) była wsią królewską. Babiradkowie zajmowali się produkcją żelaza z rudy darniowej w zakładzie, który znajdował się - o ile się nie mylę - zaraz poniżej młyna prowadzonego przez Wąglów (tu za punkt odniesienia biorę nurt rzeczki, na której oba zakłady stały - jej nazwa się zmieniała, a kiedyś nazywano ją Czarną; co Piotr Wągl wrzucił do rzeki, to trafiało pod koła napędzające kuźnicę Babiradka). Babiradkowie i Wąglowie musieli się znać. I musieli się znać z Nieznachami, skoro kolejną przeszkodą na nurcie Czarnej była Ruda Nieznach. Z Atlasu wynika, że Ruda Babiradzka była własnością szlachecką.
Zatrzymajmy się chwilę przy Nieznachach. W zestawieniach podatkowych powiatu radomskiego w roku 1569 wymieniona jest Ruda Nieznach należąca do króla, Ruda Babiradek, Ruda Jana Mroza, ale i Ruda należąca do biskupa krakowskiego przy wsi Kowalików (tu z adnotacją, że tu "tenże rudnik trzyma Rudę pod opatem Świętokrzyskiem"). W 1588 roku król nadał Janowi Boguszowi z Boguszowej Woli m.in. kuźnicę zwaną Nieznach (MK 134, f. 81-82). Było to nadanie dzierżawy. Oznacza, że przed datą nadania Nieznachowie już parali się tam wyrobem żelaza (tymczasem Paulus Nicolai Nieznach de Łowicz oraz Gabriel Nieznach de Nieznachy wymienieni sa w "Regestra thelonei aquatici Wladislaviensis saeculi XVI" (red. Stanisław Kutrzeba, 1915), opracowaniu dotyczącym handlu zbożem, odpowiednio w 1573 oraz w 1574 roku). W 1603 roku król włączył kuźnicę Nieznach do ekonomii kozienickiej (Antoni Błoński, Drogi i bezdroża skarbowości polskiej XVI i pierwszej połowy XVII wieku, 1974, str. 182). Ruda Nieznach zwana była później Nadolną i należała do Chlewisk (Franciszek Siarczyński, Tymoteusz Lipiński, Opis powiatu radomskiego, 1847, str. 87).
Babierady i Smyków w kluczu Cisowskim na mapie szczególnej województwa sandomierskiego sporządzonej przez Karola de Perthées z 1791 roku.
Pod koniec XVI wieku zaczęto silniej eksplorować Staropolski Okręg Przemysłowy. Poemat Walentego Roździeńskiego o historii staropolskiego hutnictwa dość dobrze pokazuje, jak kuźnicy migrowali wraz z informacjami o nowych złożach i nowych okazjach, a tam też autor uchwycił moment, gdy na przełomie XVI i XVII wieku pod Kielce zaczęli migrować przedstawiciele starych rodzin kuźniczych z Bochni, Olkusza, spod Częstochowy, z Mazowsza... Najpewniej gotowi technologicznie i bogaci kilkudziesięcioletnim doświadczeniem kuźniczym Babiradkowie przyłączyli się do eksploracji terenów Staropolskiego Okręgu Przemysłowego nad rzeką Bobrzą i Kamienną. Szydłowiec zaś był wyposażony w przywileje zwalniające z ceł i opłat mostowych oraz prawem składu żelaza - idealna baza dla przedsiębiorczych kuźników i związanych z nimi kupców. Know-how przenosiło się dzięki czeladnikom i małżeństwom, a chyba lepiej małżeństwom, bo wiedza zostaje w rodzinie.
To oczywiście tylko spekulacje, ale taki szkic chyba tłumaczyłby Babieradkówny jako żony Duraczów, Berezów, Smyczków i Kocurów. I jest jeszcze jedna rzecz. Zacząłem się zastanawiać, skąd się wzięło nazwisko Suchyniów. A jeśli nazwa Suchej (dawniej Suchowoli) w powiecie radomskim jest tu kluczem do zagadki? Jeden z Suchyniów miał za żonę Annę Nieznachównę (ta wraz z drugim mężem, Stanisławem Błotnickim, w 1618 roku zrzekła się dożywocia kuźnicy Berezowskiej na rzecz swojego syna Kacpra Suchyni), a Ruda Nieznach koło Suchej...
Prawdziwie genealogia jest nauką pomocnicza historii. I - dla porządku - napiszę jeszcze, aby nie było, że nie brałem pod uwagę innych Suchych (Suchowól), jako potencjalne lokalizacje owej dzierżawy królewskiego młyna dla Piotra Wągla... Sucha (Suchowola) nad rzeką Brzeźnicą, a to w parafii Osiek, w połowie XVI wieku była wsią szlachecką, nie zaś królewszczyzną, chociaż królewszczyzną miała być (jak chce Pawiński w Źródłach Dziejowych) w 1578 roku, ale też wówczas nie było tam młyna. Dzisiejsza Suchowola tuż nad Chmielnikiem kiedyś się nazywała Wolą Lubańską i też była szlachecka...
I skoro wcześniej wspomniałem o Smyczkach, to dodam tu jeszcze, że 29 września 1616 roku w parafii Daleszyce został ochrzczony Mateusz Wągielik, syn Marcina i Elżbiety z kuźnicy Smyczka (a minera Smiczka). Pamiętajmy, że również w parafii daleszyckiej ślub brał w 1619 roku Paweł Wągiel de minera Kamienna, co świadczy o tym, że ośrodek daleszycki był popularny wśród gwarków rejonu. Co do kuźnicy - chodzi tu o Smyków koło Daleszyc. Wieś Smyków koło Daleszyc istniała już w XIV w. jako Stary Smyków, a od 1564 r. obok niej pojawił się Nowy Smyków. I od około 1600 roku była tam kuźnica wodna na rzece Belniance, którą zakładał Andrzej Smyczek - wówczas mieszczanin daleszycki (ten sam wspomniany wcześniej, który był zaangażowany w budowę kuźnicy Cisowskiej wraz z zięciem Babiradkiem). Skoro toponimy smyczkowe są tam koło Daleszyc starsze - rodzina Smyczków musiała być aktywna w tej okolicy znacznie wcześniej, być może jako rodzina wójtowska lub patrycjat daleszycki (Daleszyce otrzymały prawa miejskie w 1569 r.). W osadzie Andrzeja Smyczka była rudnia, kuźnica i młyn, zaś sama osada dysponowała jednym łanem. Potem Andrzej zaczął się jeszcze bardziej dorabiać. Walerian Nekanda Trepka w swoim Liber generationis plebeanorum wspomina go jako rudnika biskupa krakowskiego. Trepka pisze: "pod Daleszycamil trzymał młyn pod miasteczkiem i domów dwa miał w Daleszycach. Pieniężny beł; miał lat 70 kilka {anno 1633}. Kaduk pewny po nim. Dał beł dziewkę też za rudnika biskupiego na Rudzie, wsi u Radłowa biskupiego, który Babiradzkim się nazywał". Trepka dostrzegł jedną córkę, ale Smyczek musiał ich mieć więcej. Prawdopodobnie Elżbieta, matka Mateusza Wągla, była córką tegoż Andrzeja. Smyczek musiał być na tyle majętny i wpływowy, że aż zaniepokoił obsesyjnego, chociaż nieopierającego się na źródłach dokumentalnych tropiciela uzurpatorów stanu szlacheckiego (nawiasem mówiąc - w opracowaniu Trepki są wpisy dotyczące Babiradków i Wąglów, ale i Sasinów, w 1610 roku wójtów Daleszyc, a w 1569 zasadźców tego miasta, którzy - wbrew tezom Trepki - okazali się być potomkami szlachty, a tych - pod nazwiskiem Susinów - wymienia na swej liście gwarków świętokrzyskich cytowany wyżej Heliodor Kmieć)... Sam Andrzej Smyczek był w 1639 roku fundatorem kościoła pod wezwaniem Św. Michała Archanioła w Daleszycach, a konkretnie fundował kaplicę Zwiastowania NMP w tym kościele...
Genealogów nie trzeba przekonywać do wertowania ksiąg, ale może warto pokazać niezarażonym, że można w nich trafić na niesamowite historie. Trafiłem na trop rodziny Skrymzerów - fascynującej historii potomków ur. ca 1610 r. Jana z Iłży, który miał (przynajmniej) dwóch synów. Jeden z tych synów wżenił się w rodzinę wójtów Radomia (Gąsiorowskich), a drugi w rodzinę wójtów Szydłowca (Warczabów). Dzięki dostępnym materiałom mogłem próbować odtworzyć losy tych rodzin. Mogłem sięgnąć dalej i dziś szukam połączenia między ustalonymi członkami rodziny, a tymi, którzy wcześniej, w XV wieku, fundowali Kaplice Warcabową w radomskiej farze. To ma swoje konsekwencje w sferze poczucia obywatelskości, bo kiedy do Rady Miejskiej w Radomiu kandyduje człowiek nagrywający się w sposób karygodny, to wiem, że gdyby to zobaczyli żyjący w XVI, XVII i XVIII wieku członkowie mojej rodziny - wójtowie, burmistrzowie i prezydenci Radomia (w 1789 roku wiceprezydentem Radomia był Baltazar Węglowski, potomek okolicznych Wąglów) - przekręciliby się w grobach. Badania genealogiczne poszerzają horyzonty. To nie jest tak, że mamy jednolite i hermetyczne społeczeństwo.
Akt urodzenia mojej praprababki Józefy Gröbenstein z 1827 roku. W tym jednym akcie chrztu widać dość ciekawie cały polski tygiel XIX wieku. Dziecko przynosi dziadek - Wincenty Słomiński, który pochodząc ze szlachty najmuje się jako ekonom w majątku zamożniejszych od siebie Saryusz Wolskich w Ostałówku. Młoda córka poszła za znacznie starszego od siebie męża, który jest drugim pokoleniem sprowadzonych do Polski z Niemiec rzemieślników. On rusznikarz, jego ojciec kowal, sam przeistoczył się w mieszczanina, a jego syn był potem sołtysem i włościaninem-kolonistą. Wracając do aktu i jego społecznej soczewki: przy chrzcie asystują włościanie, a na rękach trzymają wielmożni, w tym Wielmożna Aniela Saryusz Wolska. Wśród uczestników tej skromnej uroczystości jeden potrafi czytać, a reszta nie. Dziadek tu chrzczonej jeszcze niedawno był Luteraninem, ale mus nie rada i trzeba było zmienić wiarę. Matka wchodziła w związek jako panna, ojciec dziecka jako wdowiec. Piękny jest ten akt po prostu. To fundament, na którym powstaje współczesność. Dzięki temu aktowi zacząłem szukać wcześniejszej historii rodziny mojej 4xprababki Urszuli z Tylskich Słomińskiej, ponieważ pierwsze przymiarki dotyczące jej panieńskiego nazwiska szybko wskazały mi postać Wiktora Tylskiego, który w Noc Listopadową 1830 roku podpalał browar Weissa na warszawskim Solcu, czym dawał sygnał do wybuchu powstania listopadowego. Jeszcze nie wiem, w jaki sposób jestem spokrewniony z tym Wiktorem Tylskim i nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafił się tego dowiedzieć. Ale same poszukiwania sprawią, że dowiem się więcej o historii Polski.
Wśród moich przodków znalazłem sprowadzonych do Końskich w 1750 r. niemieckiego rusznikarza. Jego potomek aktywnie uczestniczył w samorządzie Skarżyska Kamiennej sto lat później. Grefensteinowie w Niemczech byli najpewniej Luteranami. Jeden z nich wraz z czterdziestoma innymi rodzinami przyjechał do Polski i założyli rodzinę. Zdigitalizowane księgi pokazują, w jaki sposób się asymilowali. W ten sposób dowiedziałem się, że w pokoleniu 64 przodków mam jednego obcokrajowca. W kolejnym pokoleniu i w innej gałęzi drzewa przodków objawili się następni.
Kiedy wertując księgi archiwalne i zamawiając kolejne książki w Bibliotece Narodowej odkryłem, że Skrymzerowie w istocie byli potomkami Szkotów i ich nazwisko oryginalnie brzmiało Scrimgeour, w zupełnie innym świetle zacząłem patrzeć na film Braveheart i opowiedzianą tam historię. Bo oto - jak się okazało - to właśnie przedstawiciele klanu Scrimgeour - stronnicy szkockiego króla Roberta the Bruce - przekazali światu historię Williama Wallace'a i jego walki o niepodległość Szkocji w XIII wieku.
Genealog zaczyna od siebie i szuka stopniowo przodków w głąb historii. Z każdym pokoleniem podwaja się liczba przodków, przy czym czasami ta liczba się redukuje. Nie da się iść "na skróty". Przed znalezieniem tego aktu myślałem, że Paweł Skrymzer był synem Wojciecha Skrymzera - wójta Radomia (do tych dokumentów dotarłem wcześniej). Okazało się jednak, że Paweł był synem Jakuba Skrymzera - wójta Szydłowca. Wójtostwo było "dziedziczne", stąd Paweł potem jest wójtem Szydłowca - po ojcu, a równolegle Wojciech Skrymzer z Iłży trzyma wójtostwo radomskie. Na ilustracji akt odnotowujący narodziny Pawła Skrymzera w 1684 roku w Szydłowcu. A nieco wcześniej wójtem Szydłowca był Tomasz Regius, który ma dziś biogram w Wikipedii, a którego żoną była Zofia Warcabówna; Tomasz był szwagrem ur. ca 1610 r. Jakuba Warczaba z Jastrzębia, kolejnego wójta Szydłowca, którego córka wyszła za Jakuba Skrymzera, młodszego brata Wojciecha... Kilka pokoleń później chwilowa fortuna Skrymzerów z Szydłowca spłonęła w pożarze miasta.
Wedle przechowywanego w AGAD Rejestru dziesięciny pobranej od Szkotów i Anglików zamieszkujących Koronę Polską z dnia 13 III 1651 roku, w Iłży mieszkał wówczas dorosły Jan Scringier. Ten “zadnej substancyjej nie ma, bo zubozal bardzo”, więc podatku nie płaci. Nie płacił wówczas również John Russel z Radomia i Aleksander Russel z Szydłowca. Jakub Szybalt (Sibbald) z Szydłowca, po którym sto lat później będzie dziedziczył prezydent Szydłowca Wojciech Świtanowski i jego żona Marianna Wąglówna, również został wyłączony wówczas z tego podatku. Generalnie chodziło o to, że owi Szkoci wykazali, że nie mają gotowizny, a cały majątek mają w "obrocie". Ale na przykład w Kunowie Dawid Walwad zapłacił 1000 złotych polskich.
3 lutego 1654 roku w mieście Szydłowcu odbył się ślub Jakuba Warczaba de Jastrząb z Zofią Niklówką (córką Piotra i Marianny Niklów). Z analizy metrykaliów wynika, że Jakub i Zofia to moi 9xpradziadkowie. Świadkiem tego ślubu był Tomasz Regius, wójt Szydłowca (zresztą - ożeniony z Zofią Warcabówną, siostrą owego Jakuba, a córką Łukasza Warczaba z Jastrzębia).
Łukasz Warcab pochodził z Radomia. Był synem Macieja Warcaba, potomkiem fundatorów kaplicy Warcabowej w Radomskiej Farze. Mieszkał w Dzierzkowie - wsi, która była w dyspozycji wójtów radomskich, ale potem został wójtem Jastrzębia. Następnie zaś przeniósł się do Szydłowca. Na obrazku Łukasz, mój 10-x-pradziadek, jako syn Macieja Cylindrynusa z Radomia, a to na liście osób zapisanych na wydział prawa Akademii Krakowskiej w 1604 roku. Łukasz zapłacił 3 groszowe czesne. Rok później, w 1605 roku, obronił się na Akademii Błażej Wąglicius, który w 1595 roku zapisał się na studia jako Błażej Wągl, syn Jana z diecezji płockiej.
Zeznanie dotyczące Macieja Warcabika z 1582 roku zapisane w księgach Szydłowca. Maciej Warcab był wówczas "sługą pana Kłodzińskiego". Znaczy tyle, że Maciej Warcab jako młody chłopak terminował u Jana Kłodzińskiego - rządcy dóbr ("factor bonorum") opata wąchockiego. Warcab nie przewrócił wozu, który - jak wynika z zeznań - przewrócił nie kto inny, jak Walenty Nowak. Ale z tego wpisu wynika i to, że Maciej Warcab, o którym wiemy, że pochodził z Radomia, w tamtym czasie był związany ze Skarżyskiem.
Dodajmy do tego jeszcze, bo to może być istotne dla historii Staropolskiego Okręgu Przemysłowego, że w 1590 roku Stanislaus Ambrosy Klodzinski de Ilza zapisuje się na Akademię Krakowską, w 1603 roku na Akademię zapisuje się Petrus Laurentii Klodzienski de Kozieglowy (zresztą wraz z Janem synem Jana Cisa z Koziegłów), a rok później Lucas Mathaei Cylindrinus Radomiensis...
Maciej Warcab był związany ze Skarżyskiem, ale i z Bodzentynem... Zaś badanie genealoga może doprowadzić do odkrycia, że bratem jego 11-x-prababki był rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, o którym dziś piszą, że to był "wybitny przedstawiciel profesury krakowskiej XVII stulecia".
Mój 10-x-pradziadek, Łukasz Warcab, w 1604 roku student wydziału prawa Akademii Krakowskiej a potem wójt Jastrzębia i Szydłowca, był synem Macieja Warcaba z Radomia i Anny. Anna raz tylko w zachowanych dokumentach radomskich występuje pod swoim panieńskim nazwiskiem, a to w grudniu 1617 roku, kiedy w Radomiu chrzczą córkę Agnieszkę. No i stąd dowiadujemy się, że Anna nazywała się Janidło. Ślubu tej pary w księgach Radomia nie znalazłem, ale wiem dlaczego, a to po sprawdzeniu nazwiska panieńskiego oraz po sprawdzeniu, że w 1611 roku chrzestnym córki jednego aptekarza był sobie Maciej Janidło mieszczanin Bodzentyna. Ślub Macieja Warcaba, który w 1582 roku był jeszcze czeladnikiem Jana Kłodzińskiego, musiał odbyć się w Bodzentynie. Anna Janidło była mieszczką Bodzentyńską. Dlaczego to ciekawe? Ano dlatego, że mieszczaninem bodzentyńskim był też żyjący w latach 1570–1619 Jakub Janidło (Janidlovius), który w 1598 roku obronił doktorat na UJ, od 1599 roku był profesorem prawa na UJ, a w latach 1614–1619 był trzykrotnie rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego... Byłby to brat mojej 11-x-prababci. Testament Jakuba Janidły wspomina Annę i Reginę - siostry Jakuba, a czyni to obok wpominania o braciach Franciszku i Marcinie. Po tym ostatnim zostali potomkowie: Anna, Krystyna i Jakub (Archiwum UJ, rkps 36, s. 201-209). Byli już przodkowie i kuzyni, do których zwracano się "uczciwy" (honestus), byli i tacy, o których mówiono "godny" (spectabilis). Teraz odkryłem pierwszego kuzyna, do którego mówiono magnificus. Ojciec Jakuba Janidło był w Bodzentynie ślusarzem, chociaż w 1604 roku był też miejskim rajcą. Dla rzetelności trzeba powiedzieć, że dwóch innych przedstawicieli rodziny Janidło z Bodzentyna zapisało się w okresie staropolskim na Akadmię: Christopherus Pauli Janidlo de Bodzeczin (1583) i Stanislaus Pauli Janidlovius Bozentinus (1602). Badacze spekulują, żę Paweł Janidło, który wspomnianych dwóch synów wysłał na Akademię Krakowską, był w istocie stryjem profesora Jakuba Janidły, a więc bratem Macieja Janidło. Ale ciekawsze - z perspektywy badań regionalnych - jest to, że Paweł Janidło był właścicielem folwarku na przedmieściu Bodzentyna, przy drodze do Opatowa...
Rok 1612, Radom, kościół św. Jana Chrzciciela, czyli Fara Radomska. Ta sama, w której Jan Warcab w 1481 roku ufundował kaplicę Warcabów, zwaną dziś Różańcową (jedyna kaplica boczna, która przetrwała do dziś). Chrzest Katarzyny, córki Macieja Warcaba i Anny Janidło. Maciej to najpewniej brat Kacpra Warcaba, który w Akademii Krakowskiej prowadził Professio Astrologica na wydziale filozoficznym i był altarzystą Kaplicy Szafrańców Katedry Krakowskiej na Wawelu zaś Anna Janidło to siostra x. profesora Jakuba Janidły z Bodzentyna, profesora prawa Akademii Krakowskiej i rektora tej akademii w latach 1614-1619. Maciej Warcab i Anna Janidło to moi 11-x-pradziadkowie. Ale ciekawą postacią jest chrzestny małej Kasi. Andrzej Rusel. W księgach Radomia występuje też jako Andrzej Russek (Rusek, Ruszek), znamienity Andrzej z Krosna, obywatel Radomia i doktor medycyny, mąż Elżbiety, ojciec m.in. Justyny, Marcelego, Filipa Jakuba... I od razu badam album studentów zapisujących się na Akademię Krakowską i pod rokiem 1594 znajduję wpis świadczący o tym, że na Akademię zapisał się niejaki Gulielmus Russius J.V. Doctor Scotus. Następnie Gualterus Russel Anglus zdawał egzaminy, by wreszcie obronić doktorat z medycyny (albo raczej nostryfikować wcześniejszy). Badacze, jak Janina Bieniarzówna, podpowiadają od razu, że pochodzący z Krosna Andrzej Ruszel (Ruślicius), który praktykował medycynę w Radomiu, w istocie doktorat swój obronił w Padwie, a na studiach magisterskich w Krakowie był kolegą z roku Jakuba Janidło - Andrzej Ruszel obronił magisterium w 1594 roku, w tym samym roku, co przyszły rektor Akademii Krakowskiej... Mamy zatem Russella Szkota, który najpewniej odpowiada na pytanie skąd Russellowie w Szydłowcu i Radomiu w kolejnym pokoleniu i dlaczego trzymają z nimi Warcabowie, Czaplowie i Gąskowie... Jest jeszcze coś: owa Elżbieta, żona Andrzeja Russela - doktora medycyny, to Elżbieta Warcabówna.
Martinus Gladiator zostawił ślad na farze w Szydłowcu w 1592 roku. Łukasz Warcab z Jastrzębia i Szydłowca był w Szydłowcu miecznikiem. Wyrabiał miecze. Z Katarzyną Pięcianką (Pięta) miał synów Jana (w księgach występuje i Jan Miecznik), Jakuba i Adriana (ten się podpisywał Gladiator). To prawdopodobnie z tej rodziny Marcin Miecznik wyrył na ścianie fary w Szydłowcu (na ciosach kościoła św. Zygmunta) napis wotywny. Podpisał się Martinus Gladiator. Gladiator znaczy tyle, co miecznik właśnie ("gladius" znaczy po łacinie "miecz"). Zwłaszcza, że imię Marcin w tej rodzinie występowało i wcześniej - w 1524 roku Marcin Warcab, prawdopodobnie syn Jana Warcaba, fundatora kaplicy warcabowej w Farze radomskiej, zrobił na tę kaplicę zapis dziesięciu grzywien... W roku 1586 na liście zapisujących się na Akademię w Krakowie, występował Jakub, syn Wojciecha Cylindrynusa alias Warcaby, w 1573 roku zaś na Akademię zapisał się Kacper Cylindrynus syn Wojciecha - późniejszy profesor astrologii tej akademii. Wszystko to Warcabowie z Radomia. Nawiasem mówiąc - wspomniany wyżej Jakub Janidło zażyczył sobie pochowania w kaplicy Szafrańców w Katedrze Krakowskiej na Wawelu, gdzie Kacper Warcab, profesor astrologii na wydziale filozoficznym UJ, najpewniej brat Macieja, a więc brat męża siostry (tj. brat szwagra) owego Jakuba Janidły był w tym czasie altarystą Ołtarza Św. Bartłomieja w Kaplicy Szafrańców Katedry Krakowskiej.
20 grudnia 1656 roku w mieście Szydłowcu chrzczona jest Zofia Warcabówna, córka Jakuba Warczaba - rajcy, a potem wójta szydłowieckiego - oraz jego małżonki Zofii z Niklów. Owa ich córka Zofia Warcabówna zostanie potem małżonką Jakuba Skrymzera, a ten również będzie wójtem miasta Szydłowca. Skrymzerowie byli Szkotami. I tu ciekawostka: ojcem chrzestnym Zofii Warczabówny jest wspomniany wyżej Dawid Walwat (Walwad), prawdopodobnie ojciec Tomasza Walwada, kupca, przedstawiciela szkockiej kolonii w Szydłowcu i męża Marianny Gradkowiczówny, córki Jana Gradkowicza, którego druga córka była żoną Łukasza Nikla, a więc żoną brata dziadka tu chrzczonej. Wniosek z tego taki, że Warczabowie, Gradkowicze i Regius trzymali się ze Szkotami blisko, jeszcze przed tym, gdy Warcabówna wyszła za Skrymzera... W ten sposób można zgłębiać historie społeczności, historię wsi, miast, regionów...
Epitafium w farze w Szydłowcu, na jednej z trzech płyt leżących w tyle prezbiterium. Piotr Nikiel był moim 10xpradziadkiem. Urodził się ca 1613 roku. Zmarł - jak wynika z napisu - 24 września 1653 roku, w czasie morowego powietrza (za Dekanat konecki str. 288). Piotr Nikiel vel Gesiownieziec mieszkał przy Rynku Skałecznym w Szydłowcu, co wynika z testamentu Mateusza Walkowicza Opoczyńskiego z 1643 roku. Ze względu na przydomek Gesiownieziec myślałem, że Piotr był z rodu Gąsków. Okazało się jednak, że źródłem tego przydomku Nikla był teść, kupiec szydłowiecki i burmistrz Szydłowca w 1623 roku, Wojciecha Gąsik vel Sławęta vel Sławecki.
Namierzyłem Wojciecha Gasika vel Sławętę. Mógł być potomkiem Stanisława Gąski, mieszczanina, w 1599 roku burmistrza Radomia, w którego radomskiej kamienicy nocował później Karol Gustaw, szwedzki król przebywający w Radomiu za czasów Potopu. Ten Gąska pochodził z Opoczna... Ale jest jeszcze inna możliwość...
Rok 1401. Bracia Jakub i Sławko (z bocznej linii Odrowążów, ale źródła nie przeniosły informacji o ich rodzicach) postanowili uposażyć kościół parafialny pod wezwaniem św. Zygmunta w Szydłowcu. Nie byli to wtedy jacyś magnaci. W istocie - dopiero kolejne pokolenie zaczęło jakieś urzędy piastować. Kościół uposażyli nadaniem 4 łanów ziemi, stawu rybnego, łąki, lasu i dwóch karczem. O dzieciach Jakuba potem cokolwiek wiemy. Jego potomkiem był np. Stanisław, kasztelan radomski. "O Sławku nic nie słyszymy w źródłach. Nic też nie wiadomo o jego potomstwie" - pisze Karol Górski w artykule o Odrowążach na kartach Rocznika Polskiego Towarzystwa Heraldycznego w 1928 roku. Nie mam żadnych dodatkowych informacji o tych Odrowążach. W swoich poszukiwaniach trafiłem jednak na zagadkę. Skąd w Szydłowcu "rola sławęcka" w połowie XVI wieku, skąd w Szydłowcu Sławętowie i dlaczego w XVI wieku dziedzice tych ról, nawet jeśli przejmują je po kądzieli, zaczynają się tak nazywać (np. wspomniany już Gromosław, dorosły już w 1585 roku, chociaż nazywał się Koczor i był kowalem, to wchodząc w role sławęckie po swojej ciotce - siostrze swojej matki, Sławęcianki - zaczął się nazywać najpierw Sławęta, potem Sławęcki). W 1623 roku burmistrzem Szydłowca był wspomniany wyżej Wojciech Gasik vel Sławęta, mój 11-x-pradziadek. I był właścicielem roli sławęckiej. Ciekawe, czy to ma związek ze Sławkiem z 1401 roku? Sławko Odrowąż Szydłowiecki zmarł między 1433 a 1436 rokiem.
A co do tego Gromosława - Gromosław Koczor alias Sławęta był rajcą (1584) i burmistrzem (1585, 1596) Szydłowca. Jak wspomniałem - wziął przezwisko po matce (jego ciotką, a więc siostrą matki, była Urszula Sławęcianka; rodzice Gromosława musieli rodzić się gdzieś na początku XVI wieku, przy czym Dorota Sławęcianka, siostra Gromosława, była "de Brzeskow", co podpowiada, że Koczorowie mogli przybyć do Staropolskiego Okręgu Przemysłowego z Brzeska koło Bochni), potem przekazał "sławętowe" przezwisko córce (Lucja Gromkowna) i przeszło ono na jej męża, Wojciecha Gąsika (który od tego momentu zapisywany był w księgach jako Wojciech Gąsik alias Sławęta, a potem nawet Sławęta alias Gasik). Następnie Marianna, córka Wojciecha i Łucji, została żoną Piotra Nikla. Stąd Nikiel vel Gesiownieziec. To jest przykład na 4 pokolenia, w których nazwisko przechodzi z teścia na zięcia...
Zachowały się materiały z 1577 roku, gdy w Szydłowcu zapisano w księdze radzieckiej kontrakt, w którym występują wspólnie Jan i Adam Gasiowie, Katarzyna Szotowa (o której wiemy, że to Katarzyna Gąsówka, wówczas już żona Szkota), Szafrańcowa i Szymkowicz (por. uwagi o parafii Brzeziny i przywołane małżeństwa Bieleckich i Kowalików z Szymonównami), w imieniu zmarłej już Heleny, swojej żony. Z uwzględnieniem tego, że Szymkowicz wszedł w miejsce małżonki mamy tu rodzeństwo. Wiemy też, że Jan Gasik i jego żona Agnieszka zbankrutowali. Jeśli siostra Jana i Adama była żoną Szkota, to podpowiada, dlaczego u Gąsków vel Gąsiorowskich w Radomiu terminują pokolenie później Skrymzerowie i Russelowie. Znaczyłoby to też, że Wojciech Gąsik z Szydłowca był synem Adama Gąski (a potem Gąsiorowskiego) z Radomia. Tego samego, którego córka Elżbieta Gąsiorowska de Nova Radom była żoną Wojciecha Skrymzera z Iłży, w 1682 roku wójta Radomia, a brata Jakuba Skrymzera, wójta Szydłowca.
Jest sobie rok 1594, a konkretnie 23 stycznia. Pewnie było zimno (ciekawe, czy są gdzieś serwisy, w których można sprawdzić tak bardzo historyczną pogodę z Radomia?). Przybyły z Opoczna Stanisław Gąska ślubuje Ewie Rzędzianowej, wdowie. Świadkami byli rajcy miejscy. Stanisław Gąska zaaklimatyzował się w Radomiu. Został rajcą, a potem, w 1599 roku burmistrzem Radomia. Dom Stanisława Gąski stoi do dziś. Mieści w sobie Muzeum Sztuki Współczesnej. W tymże domu w czasie Potopu, w 1656 roku, Adam Gąska vel Gąsiorowski, też rajca i burmistrz Radomia, a syn Stanisława Gąski z Opoczna, bo już przecież nie sam Stanisław (że też autorzy przewodników przepisują różne wątpliwości, zamiast sięgnąć do metryk, wszak to jest 60 lat po ślubie Stanisława), nocuje Karola Gustawa, szwedzkiego króla.
Taki sobie akt chrztu z 1616 roku z Radomia. Chrzczona jest Anna, córka Krzysztofa Lewina alias Jerzyka i Ewy Warcabówny. Chrzesnymi są Andrzej Czaplic i Jadwiga Gąsczanka. Andrzej Czaplic, rajca radomski, jest najpewniej synem Adama Czapli, który był w Radomiu i racją i wójtem i burmistrzem (i 5 pokoleń jego potomków też było gdzieś burmistrzami lub wójtami - w każdym pokoleniu). Jadwiga Gąsczanka to najpewniej córka Stanisława Gąski, który był w Radomiu i racją i wójtem i burmistrzem. Adam Gąska vel Gąsiorowski, syn Stanisława, był i racją radomskim i wójtem Radomia, a jego żoną była - jak tu sobie spekuluję - Zofia z Lewinów). Ewa Warcabówna - tu kłopot z ubogością zachowanych źródeł, które spłonęły w 1944, ale być może była córką Mateusza i Anny Warcabów (Mateusz zaś bratem Macieja Warcaba). Krzysztof zwany Jerzykiem (podobnie jak Jerzykami zwani byli inni Lewinowie vel Lewińscy z tej rodziny) zaczyna skromnie. W 1613 roku występuje jako uczciwy mieszkaniec Radomia. Z analizy dat i postaci w zachowanych źródłach wynika, że mógł być synem Józefa i Reginy Jerzyków. Po ślubie z Warcabówną kariera Krzysztofa nabiera tempa. W 1637 Krzysztof Lewiński jest notariuszem radomskim i podaje do chrztu wraz z Elżbietą Russell (żoną Aleksandra Russela Szkota, najbogatszego niebawem mieszczanina w Szydłowcu). Potem występuje jako pisarz radomski, pisarz sądu ławniczego radomskiego, pisarz wójtowski. Urodzony w 1622 roku Jan Lewiński, syn Krzysztofa Lewińskiego alias Jerzyka i Ewy Warcabówny, robi już karierę bez oglądania się na innych: pisarz, rajca radomski, regent konsystorza radomskiego, regent kancelarii radomskiej, regent kancelarii grodzkiej radomskiej. W tym czasie wspomniany Adam Gąsiorowski, były już wówczas wójt radomski, teraz (1678) jest sekretarzem królewskim (w tym czasie ma już zięcia - Wojciecha Skrymzera (Szkota), który później będzie wójtem radomskim). To, że Lewin Jan jest w tych latach wikariuszem i kaznodzieją radomskim, że Gąsiorowski Ludwik (Bartłomiej), syn Stanisława Gąski, a brat Adama, jest potem wikariuszem radomskim i kapelanem biskupa krakowskiego, to tylko element, który pozwala sądzić, że nie zapomnieli o niczym. Tym bardziej, że jak tu podpowiadają inne źródła niż księgi parafialne - Jan Lewiński, syn Krzysztofa Lewina i Ewy Warcabówny miał dobre wzorce sto lat przed swoim urodzeniem. Zachowała się bowiem ponoć Księga oficjała radomskiego - pisarza konsystorza radomskiego Mikołaja Lewinka, bakałarza artium, w latach 1541-46 rektora radomskiej szkoły parafialnej.
Radomscy Gąskowie z początkiem XVII wieku operowali w kilku miastach - do Radomia przybyli z Opoczna, działali z Russleami w Szydłowcu i Radomiu, z których syn Aleksandra Russela, Szkota, stał się podwójcim Opoczna. Wspomniany wyżej Stanisław Gąska, to mój 12-x-pradziadek, który urodził się gdzieś ca 1550 roku i pojawia się w księgach Szydłowca w radomskich kontekstach. To ciekawe, że jakieś dwa pokolenia wcześniej rodził się jego imiennik o takim samym nazwisku. Gąska w języku staropolskim znaczyło tyle, co błazen. I chociaż historycy spierają się o Stańczyka, czasem twierdząc, że dwie osoby zlały się w jedną postać, to dominuje pogląd, że nadworny błazen Jana Olbrachta, Aleksandra Jagiellończyka, Zygmunta Starego i Zygmunta II Augusta to Stasiu Gąska z Proszowic (to ok. 40 km od Chęcin). Mieszczanie byli ruchliwi. Pospekulujmy. 5 stycznia 1530 r. opatrzny Stanisław Czolnek rajca i Stanisław Gąska, mieszczanie chęcińscy, fundują nowy ołtarz p.w. Św. Trójcy, jako uposażenie nadają grunta leżące koło góry zwanej Dębna. Wcześniej, w 1506 roku, "Rex Andreae Stanczik de Ruda, tribuno Vyelunensi et dapifire Belsensi domum muro exstructam desolatam a pluribus annis cum horto in oppidi Chanczyny penus partem ad vitae tempora danat, eique et successoribus eius, ratione reformationis dictae domus, 20 mc. In eodem inscribit". Znaczy, że w 1506 roku król nadaje murowaną kamienicę w Chęcinach Andrzejowi Stańczykowi. Czyżby Stanisław Gąska zwany Stańczykiem pozostawił potomków? Wszyscy szukają wśród przodków jakichś królów. Ja myślę, że dowodne pochodzenie od takiego królewskiego błazna to byłoby coś niesamowitego. Tego jednak wykazać nie potrafię. Stasiu Gąska zwany Stańczykiem zmarł w okolicy 1560 roku. Trzeba by znacznie więcej czasu, by próbować prześledzić jego rodzinne historie..
Nikiel, Nikiel... Wiedząc, że mam przodków Skrymzerów z Szydłowca dotarłem do Niklów z tegoż Szydłowca, ale nie mogłem znaleźć tam wcześniejszych Niklów. Wśród mieszczan miasta Łagowa w 1582 roku jest jeden Nikiel, obok Jadama - tego znamy z kuźnicy Adamkowskiej potem; tam też Gorczyca, Kmieć... Czy to ten trop? A może akurat trzeba szukać inaczej. O ile wiedziałem, że Skrymzerowie to Szkoci, to myślałem, że "Nikiel" to marketingowy przydomek kupca mieszkającego w mieście zajmującym się handlem metalami. Potem doszedłem, że to jednak nazwisko pochodzące od imienia Mikołaj. Ale potem trafiłem na zbiór dokumentów na temat Szkotów w Polsce i tam Piotr Bajer zanotował był chrzty ze Zboru Kalwinów w Kiejdanach. Mamy tam jednocześnie Nikla (Nicholl), Skrymzera (Scrymgeour) i Simsona (w niektórych aktach pisanego jako Samsona). I takie też nazwiska występują potem w okolicy Szydłowca, Iłży, Radomia, Piotrkowa, Kunowa. Wychodzi na to, że Nikiel był Szkotem. I takich Niklów-Szkotów notuje rejestr subsydium szkockiego z 1651 (np. Albertus Nikiel z Piotrkowa, Aleksander Nikiel z Koronowa, pow. Bydgoski). Był też chrzest Piotra Nicholl w 1611 roku w Gdańsku i ten bardzo by pasował do mojego Piotra Nikla, jednak nie wszystkie źródła są wszak zbadane. Ale... Wychodzi na to, że mój 10xpradziadek Piotr Nikiel był sobie potomkiem szkockiej rodziny Nicholl. Niklowie w Polsce legitymują się świadectwem dobrego urodzenia w Aberdeen w Szkocji; W Aberdeen reprezentowany był licznie rozrodzony klan Nicolson, w którym w XVI wieku aktywnych było wielu kupców, ale jest tam jeszcze drugi klan - klan MacNeacail (Macnical). Ustalona przez Jamesa Maitlanda w 1909 roku genealogia rodziny Nicol wskazuje, że Niklowie z Aberdeenshire wywodzą się wprost z klanu Macnical, a ten ze starożytnego plemienia gaelickiego (Piktów Północnych), najwcześniejszych mieszkańców okolic Ness, na północno-zachodnim wybrzeżu Szkocji, u wybrzeży Minch (czyli Szkockiego Morza). Wewnątrz klanu Macnical z koncepcją ściśle celtyckiego pochodzenia konkuruje koncepcja jego pochodzenia od północnych normanów, czyli Wikingów (np. wywody od Nicola De Campion i wcześniejszych wicehrabiów normańskich z początku tysiąclecia, właścicieli połowy Wysp Normandzkich na kanale La Manche, a wcześniej od urodzonego ca 805 roku jarla Eysteina Ivarssona z Norwegii, a konkretnie z Oppland, dziadka niejakiego Rollo). Po tym, jak ostatni z szefów klanu pozostawił córkę, a ta wyszła za przedstawiciela klanu the MacLeods (Nieśmiertelny!) of Lewis, klan Macnical przestał istnieć, a jego członkowie rozpierzchli się po świecie. Najbardziej zaś znanym z Niklów w Polsce, a przynajmniej najbardziej znanym w niektórych kręgach, był zmarły w 1605 roku Tomasz Nikiel (Nikel, Nikł, Nykiel, Nykl) z Pińczowa, rzeźbiarz, kamieniarz, uczeń Santiego Gucciego...
Po śmierci pierwszej żony Wojciech Sławęta alias Gąsik, teść Piotra Nikla, ślubuje w 1642 roku Zuzannie Gradkowiczównie w Szydłowcu. Tak mogło być. Ale problem w tym, że Wojciech Gąsik alias Sławęta miał 20 lat wcześniej z Łucją syna. Też mu dano na chrzcie Wojciech. Więc może to ślub Wojciecha, który był synem Wojciecha? Ale jest i ciekawostka: Marianna Gradkowiczówna, siostra rodzona Zuzanny, obie to córki Jana Gradkowicza alias Dłubatki i Katarzyny, a ta Marianna była żoną wspomnianego wcześniej Tomasza Walwada. To właśnie Tomaszowi Walwadowi i Mariannie Gradkowiczównie Tomasz Regius sprzedał w 1649 roku swój dom w Szydłowcu... Kolejna ciekawostka - drugą żoną Łukasza Nikla, rodzonego brata Piotra Nikla, była Anna Gradkowiczówna, trzecia siostra wyżej wspomnianych. I jeszcze jedna ciekawostka - Jan Gradkowicz alias Dłubatka, rajca Szydłowiecki, był dziewosłębem (dziś powiedzielibyśmy "swatem") Jana Wągla, kuźnika na Baranowie, a potem w kuźnicy Marcinkowskiej. Wyswatał Wągla ze wspomnianą wyżej Dorotą z Kmiecików. Kolejna ciekawostka, że bracia Jan, Stanisław i Jakub Gradokowicze, potomki młynarzy Gradków, to cioteczni bracia Magdaleny Sosnowszczanki, mieszczki szydłowieckiej i drugiej żony Walentego Adamowskiego, pochodzącego z Łagowa potomka Wojciecha Adamka i kuźnika w kuźnicy Adamkowskiej w kluczu kieleckim - od Adamków oczywiście Jadamów vel kuźnica Andryszowa (Jędrów) koło Suchedniowa (W 1608 roku biskup krakowski potwierdził Jakubowi Jędraszkowi dożywocie kuźnicy Jędraszowskiej w kluczu bodzenckim za czynszem rocznym 40 złp.; W 1642 roku w Jędrowie są jeszcze Jan i Jakub Jędraszkowie z rodzinami).
Sygnalizowałem już, że w 1592 roku świadkiem ślubu Walentego Jasia (mojego przodka, kuźnika z kuźnicy Jasiów, a syna Jana Niedźwiedzia - odkrywcy miedzi w Miedzianej Górze) i Anny byli ich sąsiedzi kuźnicy - Wojciech Kania i Jan Samson. Na tym obrazku mapa pokazująca położenie kuźnic - Samsonów, Jasiów i Kaniów. A czerwonym kółkiem zaznaczona jest lokalizacja... Dębu Bartek. Kiedy Jaś, Kania i Samson trudzili się w szlachetnym dziele żelaznym, to Dąb Bartek, który rósł sobie pośrodku ich kuźniczych dziedzin miał już kilkaset lat no i musieli koło niego wielokrotnie przechodzić, jak szli do siebie pożyczyć sól, albo co innego... I zaczęło mnie nurtować pytanie - skąd imię Dębu Bartek? Czy nie od Bartosza Adamowskiego, brata Walentego Adamowskiego (Adamów zaraz obok Bartkowa!). Wychodzi mi na to, że imię najsławniejszego dębu w Polsce pochodzi od imienia kuźnika ze Staropolskiego Okręgu Przemysłowego!
Magdalena z Sosnowskich Adamowska, wdowa po Walentym Adamowskim, sprzedaje ogród bratu (ciotecznemu) Stanisławowi Gradkowiczowi. Z innych wpisów w księgach miejskich Szydłowca wiemy, że Jan Gradkowicz, rajca Szydłowca, był najstarszym bratem z trójki braci: Jan, Stanisław i Jakub, którzy to bracia byli synami Jana Dłubały vel Gradka i wnukami Stanisława Dłubały alias Gradek - urodzonego w okolicy 1540 roku rajcy Szydłowca i młynarza. Pierwsza z kuźnic Adamowskich - w Kaniowie - została założona przez Wojciecha Adamka i istniała w latach 1573 – 1647. Tu mamy Walentego Adamowskiego, który poza tym, że pochodził z Łagowa, że był bratem Bartosza (w 1620 roku posesora kuźnicy Adamowskiej w kluczu kieleckim; w 1682 roku Jan Adamowski, syn Jana, a wnuk wspomnianego Bartosza Adamka, był dzierżawcą kuźnic Kaniów i Błoto w kluczu bodzentyńskim, a także kuźnicy Bartków w kluczu kieleckim, był też seniorem Bractwa Grobu Świętego w kościele we Wzdole), a najpewniej wraz z Sebastianem Adamowskim to synowie wspomnianego Wojciecha Adamka (albo też Walentego Adamowskiego, który wraz z żoną Krystyną w 1595 roku uzyskują dożywocie na kuźnicy Adamowskiej w kluczu Kieleckim od Jerzego Radziwiłła, administratora biskupstwa krakowskiego; Walenty u Adamowskich w każdym pokoleniu jeden się pojawia, więc Walenty syn Walentego i wnuk Walentego Adamowskiego nie powinien dziwić). Tak czy siak - tenże Walenty wraz ze swoją pierwszą żoną - Agnieszką - 24 kwietnia 1626 roku uzyskał dożywocie na kuźnicy Adamowskiej w kluczu kieleckim (tej, którą miał wcześniej Bartosz, jego brat; to właśnie - jak uważam - od imienia tego Bartka imię Dębu Bartek!), a to przywilejem od Marcina Szyszkowskiego, biskupa krakowskiego. Magdalena Sosnowszczanka to była druga żona Walentego Adamowskiego - kuźnika, mineratora, albo - jak kto woli - rudnika. A wracając na chwilę do Stanisława Gradkowicza - jego żoną była Jadwiga z Piwoniów Omięckich, a jej brat, Łukasz Omięcki, syn Antoniego Piwonii de Omiecin (ob. Ośmięcin), był wójtem miasta Skrzynna. Żoną Antoniego Piwonii była Zofia Pięcianka - córka Jakuba i wnuczka urodzonego ca 1550 roku Jana Pięty, wójta miasta Jastrząb. Gdy umarł Antoni Piwonia Omięcki - Zofia Pięcianka została żoną Marcina Piotrowicza Brewki. Gdy zaś umarła Zofia Pięcianka - żoną Marcina Piotrowicza Brewki została Anna Russelówna - córka Aleksandra Russela, Szkota. Zofia Pięcianka, to siostra Katarzyny Pięcianki, która była żoną Łukasza Warcaba, a oboje byli moimi 10-x-pradziadkami. Co do Piwoniów - Tu można iść dalej i odnotować, że w 1531 biskup Piotr Tomicki postanawia założyć na nowo od lat opustoszałą kuźnicę nad rzeką Czarną Przemszą, nad sadzawką Piwonia, obok m. Siewierza, w której osadza kuźnika Andrzeja Siekacza z Niwek. Wygląda na to, że tam była wcześniej kuźnica Piwoniów, w której osadzono potem Siekacza i kuźnica Piwońska zaczęła się nazywać siekaczowską, niemniej Piwoniowie byli wcześniej kuźnikami. Obok zaś kuźnicy Piowoniów w księstwie Siewierskim, w 1480 roku kuźniczka Małgorzata Brewczyna posiadała kuźnicę Nową, położoną między kuźnicą Zawiercką (tę prowadziła rodzina Niczów, spokrewnionych z Walentym Roździeńskim) i Bilanowską... Można to zestawić z informacją o Mikołaju Brewce ze Święcic h. Korab, który w 1488 roku był starostą i podsędkiem warszawskim, a nieco wcześniej, w 1481 roku, książę Bolesław V dał jemu i jego bratu Szczepanowi przywilej na ich dobra Chrzanowo i Łaźniewo.
Występujący jako "siostrzeńcy" księdza Jana Pięty Jan (a właściwie to Jan Władysław, jak się okazuje z innych źródeł) i Melchior Omięccy, synowie siostry mojej 10-x-prababki, okazali się ukończyć Akademię Krakowską (dziś to Uniwersytet Jagielloński). Jan Władysław Piwonia Omięcki był magistrem nauk wyzwolonych i doktorem filozofii (i tak się podpisywał w księgach miejskich szydłowieckich). Melchior Omięcki w 1643 roku występuje jako wielebny ksiądz, a na akademii krakowskiej zdobył tytuł bakałarza. A na obrazku karty z księgi zatytułowanej "Liber promotionum philosophorum ordinis in Universitate studiorum Jagellonica ab anno Domini 1561-1655", na których cieszą się ("Eoque ordine gaudent"), jak rozumiem, z obrony doktoratu Jana Omięckiego. Rok był 1634. Na kolejnej karcie zaś Uniwersytet Krakowski cieszy się z tego, że Melchior Omięcki, brat świeżo upieczonego doktora Jana Omięckiego PhD, stał się bakałarzem nauk wyzwolonych. A ojciec Jana, Antoni Omięcki zapisał się na Akademię Krakowską w 1588 roku i dzięki temu wiemy, że jego ojciec, a dziadek Jana, miał na imię Zachariasz. I cóż z tego, że w dokumentach cechowych szydłowieckich Antoni Piwonia Omięcki występuje jako Szkot, właściciel 3 domów, pól uprawnych, 26 sztuk bydła? Tam też informacja, że Jan Piwonia i Jakub Piwonka handlowali żelazem i wywozili je wozami na Litwę.
W Szydłowcu znalazłem pozew z 1631 roku o gieradę po Zofii Bereziance i stąd wiem, że pierwszą żoną wspomnianego wyżej Łukasza Nikla, brata mojego 10-x-pradziadka Piotra, była córka Jakuba Berezy. Ten zaś był kuźnikiem i bratem Wojciecha Berezy, od którego w Ostojowie wspomniana już tutaj kuźnica Berezów wzięła swoją nazwę (w istocie Jakub Bereza też był kuźnikiem w kuźnicy Berezów - por. niżej). Skoro Ojciec pozywa zięcia o gieradę, a robi to w imieniu swojej drugiej córki, której owa gierada się należy, to znaczy, że Łukasz Nikiel i Zofia Berezianka nie mieli potomków... "Dziewosłąb" (swat), "gierada" (posag, ale słowo to ma bliskie znaczenie do używanego dziś słowa "graty", czyli rupiecie), ileż ciekawych rzeczy można dowiedzieć się na temat staropolskiego słownictwa i instytucji społecznych, studiując księgi metrykalne i zachowane dokumenty sądowe...
Na marginesie dodam, że gdyby losy potoczyły się tylko odrobinę inaczej - Suchedniów nazywałby się dziś Berezów. Dlaczego? W 1589 roku biskup Myszkowski oddał w sekwestr staroście bodzentyńskiemu kuźnicę Bereską, a to dlatego, że kuźnik Stanisław Bereska zaciągnął długi na 517 złotych, a wartość kuźnicy wówczas szacowano na 300 złotych. W 1596 roku sąd biskupi skazał wspomnianego wyżej Jakuba Bereskę (czyli teścia Łukasza Nikla z Szydłowca) na konfiskatę kuźnicy w Berezowie. Jakub zastawił Pawłowi Suchyni ową kuźnicę za 500 złotych, ale zrobił to bez zgody biskupa. Obaj - Jakub Bereza i Paweł Suchynia, stracili na tym, bo się biskup wkurzył i Jakubowi kuźnicę skonfiskowali, a sąd Pawła Suchynię skazał na utratę pożyczonych pieniędzy. Niemniej Suchyniowie byli kuźnikami w kuźnicy Berezowskiej. W 1599 występują bracia Paweł, Stanisław, Andrzej, Łukasz i Krzysztof Suchyniowie z kuźnicy berezowskiej właśnie. Przyjęło się, że Suchedniów wziął nazwę od Stanisława Suchyni i jego synów. Tymczasem na przełomie XVI i XVII wieku prym wśród braci Suchyniów wiódł starszy brat Stanisława - Paweł. I ten Paweł robił interesy z Berezami nawet po utracie pożyczonych pieniędzy. Ale te interesy były chyba nie tak gładkie, skoro w 1600 roku Jakub Bereza oskarżył Pawła Suchynię o to, że wbrew zawartej umowie Paweł Suchynia nie pozwalał Jakubowi Berezie wyrabiać w kuźnicy berezowskiej dwóch łup żelaza tygodniowo. I znów sąd biskupi się zebrał i powiedział, żeby Jakub Bereza odpuścił, bo przecież właśnie dostał przywilej na własną kuźnicę. Tak czy inaczej - Suchyniowie gospodarowali w kuźnicy wcześniej stworzonej przez Berezów, a po przeinwestowaniu i w wyniku ryzykownych posunięć Berezowie musieli zaczynać na nowo obok swojej wcześniejszej dziedziny. No i skoro Suchyniowie się urządzili u Berezów, to 30 lat później kuźnica nazywała się już kuźnicą Suchyniów. W grudniu 1628 roku biskup Marcin Szyszkowski nadał Marcinowi Suchyni (syn Łukasza) i Annie Wolskiej (wówczas występującej jako "jego przyszła żona"; była to najpewniej córka wójta Woli) dożywocie na kuźnicy Suchyniowskiej. W kuźnicy tej był młot, dwie dymarki i 20 czeladników. Z tytułu przywileju Marcin Suchynia miał płacić roczny czynsz w wysokości 40 złotych i 3 złote na rzecz kapituły. Nazwiska tych czeladników da się odtworzyć, ponieważ zachowały się częściowo księgi metrykalne z parafii Wzdół, do której należał wówczas Suchedniów. Takim czeladnikiem był najpewniej Krzysztof Żołądź (na synów Żołędzia wołano Żołądek i takie nazwisko się z czasem utrwaliło) - z analizy zachowanych ksiąg wnioskuję, że to mój 8-x-pradziadek. Zastanawiałem się, jak to było, że Żołędziowie są najpierw w minerze Berezów, a w kolejnym pokoleniu w minerze Suchyniów. Myślałem sobie, że po prostu synów oddawali do terminu w sąsiednim zakładzie. Tymczasem wychodzi na to, że Żołądkowie po prostu cały czas, z pokolenia na pokolenie, pracowali w jednej kuźnicy, tylko kuźnica ta zmieniła nazwę w wyniku przywołanych wyżej decyzji biskupich. Przy okazji okazało się, że jakieś prawa do kuźnicy Suchyniowskiej mieli wówczas również Jasiowscy - moi przodkowie, a potomki Jana Niedźwiedzia. Miesiąc po tym, gdy Marcin Suchynia uzyskał dożywocie na kuźnicy Suchyniowskiej Dorota Jasiowska zrzekła się na rzecz swego syna Marcina prawa do tej kuźnicy. No i jest tu zagadka, a nawet dwie. Czy chodziło o kuźnicę Suchyniów, która wcześniej nazywała się Berezów, a Suchyniów ze względu na przejęcie jej przez nowych kuźników, czy też może Jasiowscy mieli prawa do innej kuźnicy Sychyniowskiej, którą w jakiś sposób przejęli wcześniej od któregoś z braci Suchyniów? Wydaje się prawdopodobne, że owo zrzeczenie się praw do kuźnicy Suchyniowskiej przez Dorotę wynikało z prawa dziedziczenia. Byłby to zatem ślad mariażu. Dorota była żoną Łukasza Suchyni, z nim miała syna Marcina Suchynię (ten otrzymał dożywocie na kuźnicy, a potem jako hon. Martinus Suchynia filius olim hon. Lucae bierze udział w ugodzie między Suchyniami w 1629 roku), a prawdopodobnie ponownie wyszła za mąż (w czasie ugody 1629 roku piszą o niej Dorota Michałowska z Jastrzębia, a dodać można, że cytowany tam akt wspomina Jana, brata rodzonego Łukasza, którego żoną była Regina Mrożkówna). Ale nie wiemy, czy ujawnione nazwisko jest nazwiskiem drugiego męża (wówczas drugim mężem byłby Jasiowski), czy też nazwisko panieńskie (wówczas Dorota byłaby córką Walentego Jasia). Wydaje się, że Dorota Michałowska, wdowa po Suchynii wyszła za Jasiowskiego. Tak czy inaczej - Jasiowscy pojawili się w kontekście jednej z kuźnic Suchyniowskich. Podobna sytuacja miała miejsce w 1618 roku, gdy Anna Nieznachówna, żona Pawła Suchyni, która następnie wyszła za Stanisława Błotnickiego (kuźnica Błoto), zrzekła się praw do kuźnicy Berezowskiej na rzecz syna z pierwszego małżeństwa, Kacpra Suchyni. Tak czy inaczej - gdyby Berezowie nie ryzykowali nadmiernie nie straciliby kuźnicy na rzecz Suchyniów, a wówczas dzisiejszy Suchedniów nazywałby się pewnie Berezów (i ktoś niebadający historii mógłby przypuszczać, że to nazwa pochodząca od jakichś brzóz, które może kiedyś porastały okolicę).
Śledzenie tych relacji Skrymzerów, Warcabów, Gąsków, Sławętów, a także Piętów (żoną Łukasza Warcaba była Katarzyna Pięcianka, córka Jakuba Pięty - wójta miasta Jastrząb), poza tym, że to wszystko moi przodkowie w prostej linii, jest tropem do historii władzy municypalnej Radomia, Szydłowca, Opoczna, Kielc, Jastrzębia, Iłży, Bodzentyna, Gowarczowa, ustroju tych miast i historii regionu. Księgi wójtowskie radomskie w 1944 roku spłonęły w Warszawie. Zachowały się za to księgi wójtowskie z Szydłowca (i Jastrzębia). Gdyby dało się je wydać drukiem? Gdyby dało się je zdigitalizować i opublikować online? Ponieważ w Szydłowcu pojawiają się jako świadkowie niemal ci sami, co w Radomiu, to genealogia, jako nauka pomocnicza historii rzeczywiście może rzucić światło na kawałek straconej historii regionu.
W 1707 roku w Szydłowcu i okolicach była zaraza zwana też morowym powietrzem, nie pierwszy raz zresztą w tych okolicach ("...od powietrza, głodu, ognia i wojny..."). Z tej okazji kto mógł, ten z miasta Szydłowca wyjeżdżał i tak zrobił też mój 7xpradziadek, Paweł Skrymzer, syn Jakuba. Paweł miał wówczas 22 lata i - jak wynika z zachowanych ksiąg metrykalnych z Bodzentyna - właśnie w Bodzentynie schronił się przed zarazą. Tam też zaczął pojawiać się w towarzystwie Reginy, która w 1707 roku była już jego żoną. Była to mieszczanka bodzentyńska. Wiemy, że urodziła się w okolicy 1690 roku. Z zachowanych ksiąg radzieckich Szydłowca wiemy, że nazywała się Woycikowic. Po krótkim pobycie w pobliskim Wzdole Rządowym, gdzie to Paweł i Regina Skrymzerowie chrzczą w 1708 roku swoją pierwszą córkę (również Reginę, po matce), Skrymzerowie wracają do Szydłowca. Tam zaś Paweł objął po ojcu wójtostwo szydłowieckie w 1711 roku i był wójtem Szydłowca do 1753 roku, kiedy to umiera. Jego żona, Regina, umiera trzy lata później, w 1756 roku. Oboje zostali pochowani w krypcie w farze szydłowieckiej (chociaż dziś ślad po tym się nie zachował, ale wiemy o tym z zapisek w księgach metrykalnych miasta Szydłowca). A na obrazku rysownik wyobraził, a rytownik wyrył, ubiór mieszczanek z miasta Bodzentyna; O tych mieszczanach z Bodzentyna, z którego Władysław Jagiełło przed bitwą pod Grunwaldem wyruszył w pielgrzymce na pobliski Święty Krzyż, aby tam prosić przy relikwiach o zwycięstwo nad Krzyżakami, autorzy notatki na temat ubioru owych mieszczan bodzentyńskich, napisali: "Mieszczanie, opatrzeni korzystnemi przywilejami królów polskich z rodu Jagiellonów, mając cały handel drobny w ręku swoim, rośli w dostatek i mienie; oddzieleni zaś brakiem dróg i stosunków od miast większych, zachowali najdłużej jak tradycye domowe, tak charakter i ubiory odwieczne". Skoro tak wyglądał ów strój w 1860 roku, a - jak czytam w Tygodniku ilustrowanym z tego roku - strój taki nosiły mieszczki bodzentyńskie i 200, co najmniej, lat wcześniej, to w podobny sposób musiała się nosić i Regina Woycikowicówna, moja 7xprababka... Tak też mogła się nosić Dorota, żona Jana Wągla, który w Bodzentynie wszak miał swoją majętność na przełomie XVI i XVII wieku. Tak też mogła się nosić żona Marcina Gorczycy, młynarza, który również z Bodzentynem był związany. No i tak się też mogła nosić wspomniana wyżej moja 11-x-prababka Anna Janidło z Bodzentyna, żona Macieja Warcaba z Radomia. Moje tropy prowadzą do Bodzentyna. Tygodnik Ilustrowany. - T. 1 (1860), nr 15, s. 124.
W księgach miejskich Szydłowca znalazłem informacje na temat panieńskiego nazwiska żony Pawła Skrymzera, wójta Szydłowca. I okazało się, że nazywała się Woycikowicówna. Wiedziałem, że jest z Bodzentyna, więc zacząłem namierzać Woycikowiców. Znalazłem w zachowanej księdze chrztów i małżeństw z Bodzentyna Reginę Woycikowicównę z dopiskiem "virgo" (panienka), która pod takim nazwiskiem występuje ostatni raz 13 czerwca 1707, a zaraz potem, 9 lipca 1707 roku już jako Regina Skrymzerowa. Rodziny wójtowskie chętnie występowały w charakterze chrzestnych... W ten sposób namierzam przypuszczalną datę ślubu Pawła Skrymzera i Reginy (bo księga małżeństw z tych lat się nie zachowała). Dodatkowo okazało się, że w tym czasie Augustyn Woycikowic był podwójcim Bodzentyna (viceadvocatus), a w dokumentach występuje równocześnie Regina Woycikowicowa vel Augustowicowa, najpewniej żona Augustyna. Augustyn z nazwiskiem "Klonowski" pojawia się na kartach metryki kilka lat później, już jako wójt Bodzentyna. Więc nazwisko "funkcyjne" (woycikowic - wnuk lub syn wójta) zastąpione zostało, być może, nazwiskiem odmiejscowym (w pobliskim Klonowie znajdowała się m.in. zakład produkujący szkło - officina vitraria Klonów). Ale z zachowanej księgi radzieckiej z Kielc, a także z zachowanej księgi wójtowskiej i radzieckiej Bodzentyna, wiemy, że w 1590 roku w Bodzentynie mieszkał Jan Kłonek (Klonek), mąż Katarzyny Czarnowskiej, któremu dwaj mieszczanie kieleccy, jemu, żonie i "dzieciom Klonkowskim", ręczą, że 20 marek "zawsze będą gotowi położyć". Jan i Katarzyna z Czarnowskich Kłonkowie mogli być praprzodkami Augustyna. Czarnowscy to wówczas wójtowie z Czarnowa (dlatego sto lat później Augustyn mógł się nazywać Woycikowic). Istnieje "kopiarz bodzentyński", czyli mikrofilm z księgami miejskimi Bodzentyna. Jest jednak w prywatnych rękach. Być może uda się do niego dotrzeć, by ustalić wcześniejsze losy rodziny Woycikowiców vel Klonowskich. Tymczasem wiemy, że Zbigniew biskup krakowski nadał sołectwo we wsi Czarnów w kluczu kieleckim w roku 1434 niejakiemu nob. Pawłowi de Wyelconycze (z Wielkonic) oraz jego sukcesorom...
Mieszczanie Łagowa z 1582 roku. Wśród nich Jadamkowie - najpewniej Walenty Adamek z Łagowa, od którego brata Bartosza najpewniej imię dębu Bartek (to ta rodzina, od której Adamów obok Samsonowa, a potem kuźnica Adamów na terenie dzisiejszego Suchedniowa), Świergotowie (Świergot był zięciem Walentego Adamowskiego i występował w sporze z wdową po Walentym w Szydłowcu), Kmieciowie (to rodzina, która prowadziła karczmy), Durlej (prawdopodobnie jednak Duracz), Rzepkowie (kuźnicy, którzy kują we Wzdole, Skarżysku, Kamiennej, Starej Kuźnicy i wielu innych miejscach rejonu), Gorczycowie (młynarze, od nich młyn Gorczyca na terenie dzisiejszego Suchedniowa), Borkowscy (od nich kuźnica Borkowska), Mazurkowie (gwarkowie szukający rud metali kolorowych, a też potem kuźnicy i mieszczanie Szydłowca), Lisowie (być może potomki szlachty Lis, która w tej okolicy licznie rozrodzona; nawiasem mówiąc - Lis to panieńskie nazwisko premier Kopacz, która pochodzi z Szydłowca), Majowie (kuźnicy z kuźnicy Majków, która znajduje się między Wąchockiem, Suchedniowem i Kamienną; być może występujący tu Erazm jest tożsamy z Erazmem Majem, kuźnikiem występującym też w aktach Szydłowca; Kacpra Majowskiego ("Gasparus Majowski unum firacentelum") wymienia pierwsza ordynacja biskupa Piotra Tylickiego dla kopalń kieleckich z 9 maja 1609 roku), Niklowie (potem Niklowie w Szydłowcu, ale tu uwaga do wcześniejszych dywagacji o Niklach - na razie wiemy, że pierwszy, jak na razie, Szkot Nikiel - Pawel Nicholl (zapisany Nicles), odnotowany był w Chojnicach w 1576 roku...). Regestrum Censuum seu proventuum piorkoviensis clavis a D 1582, czyli Inwentarz dóbr stołowych Biskupstwa Włocławskiego.
Fragment mapy z Atlasu historycznego Polski - Województwo sandomierskie w drugiej połowie XVI wieku. Czerwone kropki to dziedziny królewskie, żółte to własność szlachecka, filetowe to własność duchowna. Przywołajmy encyklopedię staropolską Glogera: "W r. 1525 Zygmunt I osobnym przywilejem nadał gwarkom i górnikom chęcińskim też samo prawa, jakiemi rządzili się olkuscy. Między gwarkami chęcińskimi, oprócz miejscowych mieszczan i włościan, spotykamy i szlachtę, jak np. Czechowskiego, starostę kieleckiego, Szembeków i innych. Ustawa zasadnicza Stefana Batorego z r. 1576 uszczupliła znacznie przywileje władzy królewskiej, oddając wnętrza ziemi w dobrach szlachty i duchownych w wyłączne ich posiadanie". Wąglów spotykamy wówczas i w parafii Brzeziny (Morawica, Wola Morawicka) i w Kielcach (Posłowice, Szydłówek). W 1410 roku pod Grunwaldem zaś brał udział Piotr Wągl de Brigow, a więc z Brzegów...
Walenty Duracz, co zostało wskazane wyżej, zyskał nobilitację od króla Batorego za budowę mostu w Warszawie; Są i inne rodziny kuźnicze, które się wybiły z mieszczan inwestujących w różne ryzykowne przedsięwzięcia handlowe i produkcyjne i też zyskały nobilitację. Na przykład wspomnieni wyżej Szembekowie, z których jeden ich potomek ma dziś nawet plac swego nazwiska w Warszawie. Adamowscy i moi kuzynkowie Jasiowscy też znali Szembeków, ale chyba bardziej woleli używane przez nich fryszty w górze Bruzyny pod Kielcami, bo - jak czytam w źródłach do dziejów Górnictwa i Hutnictwa, które wypisał z akt krakowskich Stanisław Kuraś - odwiedzali je nawet przy nieobecności rudnika (wymieniony tu Bartosz Adamowski to brat Walentego, o którym było wyżej). Z tą nobilitacją Szembeków tam też podnosi się w dyskusjach badaczy, że to było fałszerstwo z XVI wieku. Łatwo nie było... Warto jednak odnotować, że gdy szlachta widząc bogacenie się kuźników usiłowała przejmować ich zakłady, to te zakłady potem często padały w rękach nowych właścicieli. Bo trzeba było się na tej robocie znać, a wiedzę przekazywano sobie z ojca na syna przez parę pokoleń, w których matki, co warto przypominać, były też z rodzin kuźniczych (albo też młynarskich).
A ja wciąż jestem ciekawy, co było wcześniej...
18 lipca 1520, Zygmunt, król polski, na prośby plebana radomskiego Feliksa z Woli Pawłowskiej zatwierdza sześć dokumentów dla kościoła parafialnego w Radomiu. Wśród tych dokumentów jest też potwierdzony przez biskupa krakowskiego testament Jana Warcaba (Warczab), mieszczanina i rajcy radomskiego (civis & consule radomiensis), którym przekazał część majątku z przeznaczeniem na kaplicę w kościele parafialnym Jana Chrzciciela w Nowym Radomiu (warunek też postawił, a to modlitwy za niego i za jego żonę Annę - stąd wiemy jak miała na imię, a przecież księgi metrykalne z tego okresu się nie zachowały). Kaplica zwana Warcabową powstała zaś już w 1481 roku. Na obrazku fragment karty z Metryki Koronnej (MK 35, f. 52). To z tej właśnie rodziny był też Kacper Warcab zwany Cylindrynusem – syn Wojciecha Warcaba z Radomia, polski duchowny, wykładowca wydziału filozoficznego Akademii Krakowskiej, altarzysta Kaplicy Szafrańców Katedry Krakowskiej na Wawelu, która to altaria stanowiła uposażenie katedry astrologii (Professio Astrologica)...
Jeśli mój 11-x-pradziadek Maciej Warcab z Radomia urodził się około 1565 roku, to był najpewniej bratem studentów akademii krakowskiej Kacpra i Jakuba Warcabów. To zaś znaczy, że jego ojcem był Wojciech Warcab z Radomia, który urodził się w okolicy 1535 roku. Ten zaś mógł być synem Marcina Warcaba, który w 1524 roku robi zapis 10 grzywien na Kaplicę Warcabową. Byłby to może syn Jana Warcaba, który ufundował ową kaplicę. W takim przypadku fundator Kaplicy Warcabowej w Farze Radomskiej byłby moim 14-x-pradziadkiem.
Jan Warcab z Radomia spierał się ze Stanisławem Bębnem o Dzierżków i w 1459 roku uzyskał wyrok Wyższego Sądu Prawa Magdeburskiego (Niemieckiego) w Krakowie (Decreta iuris supremi Magdeburgensis castri Cracoviensis: 1456-1481, f. 81)...
A co było jeszcze wcześniej? Czy nie Johannes Michaelis Warczaba de Roxischicze odnotowany w 1434 roku? Michał Warczaba, który w 1447 roku był sędzią grodzkim przemyskim, też pochodził z Rokszyc. Jak rozumiem tych Rokszyc, które są koło Piotrkowa Trybunalskiego, a więc rzut mokrym beretem i od Radomia i od Szydłowca. Na Roxycach dziedziczyli Pobożanie. W Rokszycach zaczęło się od Jakuba z Koniecpola Rokszyckiego, sędziego ziemskiego sieradzkiego, zaś protoplastą rodu Koniecpolskich h. Pobóg był - jak chcą niektórzy - Przedbór, starosta kujawski żyjący w drugiej połowie XIV wieku... Inni sięgają głębiej i twierdzą, że Koniecpolscy byli potomkami komesa Mściwoja, kasztelana sandomierskiego 1222?-1227, wojewody Wiślickiego 1228/9, kasztelana oświęcimskiego 1234/5, wojewody łęczyckiego 1239-1241, woj. Krakowskiego, 1241-1243, ponownie wojewody łęczyckiego 1243-1247 i kasztelana wiślickiego 1248-1250...
Kiedy już prześledziłem zmiany, jakie dokonały się przez 700 lat w nazwisku noszonym przez moich przodków (w miarę badań spór się rozstrzygnął i wyszło na to, że ani ja, ani Wojciech Waglewski nie mamy historycznie "prawidłowego" nazwiska), zastanawiam się dziś, czy istniał związek między moimi Wąglami, a rodziną Wąglów, która nieprzerwanie mieszkała w Nowej Warszawie przynajmniej w latach 1430-1738 (Nowa Warszawa, czyli Nowe Miasto Warszawa, to było odrębne w stosunku do Warszawy miasto, po którym dziś pozostał m.in. rynek nowomiejski w Warszawie). Przetrwali Potop szwedzki i przetrwały księgi ławnicze Nowej Warszawy. Przetrwały księgi mazowieckie, a z nich można się dowiedzieć, że Adam de Kowalewice oraz Jan i Anna dzieci Andrzeja Wągla de Kargoszyno (Kowalewice i Kargoszyn leżą niedaleko Ciechanowa) sprzedają za 30 kop groszy 20 włók nad rzeka Łubną Maciejowi i Sciborowi de Czernice. Działo się to w 1415 roku. Potem w Kowalewicach i Kargoszynie nadal siedzą Wąglowie, a sama wieś Kargoszyn stopniowo zmieniała nazwę na Wąglewice (dziś zaś nosi miano Mężenino-Węgłowice, a to Mężenino, to od herbu Mąż, czyli Łada, którym pieczętowali się tamtejsi Wąglowie). Sto lat później burmistrzem Ciechanowa był Marcin Wągl.
Adam de Kowalewice oraz Jan i Anna dzieci Andrzeja Wągla de Kargoszyno 20 włók nad rzeka Lubna (Łabną) sprzedają za 30 kop groszy Maciejowi i Sciborowi de Czernice (sygn. MK 3 karta 124v - Metryka ks. Janusza I (1414-1425)). W tej samej księdze, ale w roku 1415, informacja o Adamie i Andrzeju z Kargoszyna. W 1452 roku Jan z Kargoszyna miał części we wsiach Kowalewice, Gadnowo (dziś Gadnowo Kowalskie), Chmielowo i we wsi Pandky (dziś Pianowo-Pątki). Pod datą 2 kwietnia 1452 roku w księgach zakroczymskich odnotowany jest Andreas de Cowalevicze i Martinus de Brodowo - obaj z herbem Lady (Adam Wolff, Józef Krzepela, Mazowieckie zapiski herbowe z XV i XVI wieku, Polska Akademia Umiejętności 1937, str. 19). W 1457 roku Jan z Kargoszyna, który ma części w Gadnowie i Kowalewicach..., zrzeka się części na rzecz Stanisława i Andrzeja, braci z Kowalewic (MK 4, 2). Mikołaj syn Stanisława de Cowalewycze zapisał się na Akademię Krakowską w 1465 roku, Stanisław był pewnie synem Adama (był i Stefan w 1502 roku: Kowalewski de Gadnowo (Kowalskie) - MK 18, 139). W kolejnych źródłach Marcin Waglowycz de Cargoszyn w roku 1486, w 1489 roku nobilis Andreas de Waglewycze tenetur dicam cere ecclesie dari... Potem w księgach grodzkich ciechanowskich występuje nobiles Marcin de Cargasino alias Vanglewicze syn Jana w roku 1512 i w tym samym roku Joani de Vaglyewycze filis Martini (ale wcześniej, w 1502 roku Johannes Martini de Kargoschyno zapisał się na Akademię Krakowską). W roku 1514 Marcin Wągl burmistrz ciechanowa, zatem już mieszczanin, leguje Wacławowi z Płońska 3 nowe czapki i szubę zieloną, wiemy też, że u szlachetnego Jana Kargowskiego znajdował się ciołek białej maści należący do tegoż sławetnego Marcina Wągla, a wykonawcą jego testamentu był ksiądz Gotard Kargoski, pleban w Goworowie... W 1580 roku pierwsza z wieczystych ksiąg ciechanowskich wymienia Adama Wągla, burmistrza Mławy (1580 CGP 1 f. 150)... Wygląda na to, że Kargowscy i Kowalewscy, przynajmniej niektórzy, to Wąglowie, którzy wzięli nazwiska od swych dziedzicznych włości, inni wybrali stan mieszczański, jeszcze inni stan duchowny.
Wąglowie Kowalewscy posługiwali się herbem Łada, podobnym do tego, jaki wycisnął w dokumentach Stanisław Wągl z Łap-Wągli w 1581 roku. Ten ostatni to potomek Piotra Wągla, być może pierwszego Wągla w Łapach na Podlasiu. Są przesłanki, by twierdzić, że ci pochodził spod Łęczycy, bo obok Łap Szałajdy, jak Szałajdy pod Łączycą, w których Wąglowie z proklamą Wagi. Herb Łada miał też inną nazwę - Mancz (Mężenino-Węglowice!). To z niemieckiego tyle, co mąż, mężczyzna, człowiek. W młodszym futharku duńskim słowo to, symbolizowała runa mennaz, która przypominała trójząb, albo - jak w norweskim poemacie runicznym - szpon jastrzębia - ᛉ; być może właśnie takim posługiwali się Wąglowie spod Łęczycy, których - dzięki zapisce o proklamie Wagi, przypisuje się dziś do herbu Prus. Być może od tej runy herb Jastrzębiec. Wąglowie z Szałajd pod Łęczycą byli kuzynami Wąglów z Wysokiej Łęczyckiej, a od Wąglów z tej Wysokiej pochodzą Węglińscy h. Godziemba z Wąglna pod Lublinem (dziś to Węglin, a herb Godzięba to drzewo, sosna o trzech konarach, co nieco przypomina runę mennaz). Długosz zapisał Piotra Wągla w kontekście bitwy pod Grunwaldem, ale też Mikołaja Wągla, łęczyckiego współklejnotnika św. Stanisława h. Turzyna. Ten zaś jest patronem Polski i miał się pieczętować herbem, w którym krzyż miał być na krzywaśni, czyli pewnie tak, jak w herbie Łada-Mancz-Mąż.
Czy Wąglowie z Kowalewic i Ciechanowa są spokrewnieni z Wąglami z Nowego Miasta Warszawy? W Warszawie są już w 1430 roku. Być może odpowiedź da lektura kolejnych z zachowanych ksiąg. W rejonie świętokrzyskim jest z tym gorzej. Księgi z Wąchocka (obok którego do dziś jest Węglów) wraz z całą biblioteką Cystersów spalił Rakoczy, potem palili je kolejni, a miasto i region ucierpiało od wojen, zaraz i plądrowania przez przeróżnych agresorów. Wiele dokumentów archiwalnych spłonęło w Archiwum Głównych Akt Dawnych w czasie Powstania Warszawskiego. Dziś ktoś, kto chciałby zgłębiać historię swojej rodziny będzie napotykał wiele różnych przeszkód. Dlatego liczy się każdy dokument historyczny. Bo te dokumenty są dobrem wspólnym całej społeczności, wszystkich obywateli. A wertując staropolskie księgi miejskie z Szydłowca kilka razy natrafiłem na opisy spraw, które mieszczanie Szydłowieccy mieli z mieszczanami z Ciechanowa i Warszawy. Raz nawet, pod rokiem 1607, trafiłem w szydłowieckiej księdze miejskiej na ślad Pawła Wągla de Skwierniewice, czyli ze Skierniewic. Staropolscy mieszczanie byli strasznie ruchliwi.
Nagłówek wpisu w Księgach Miejskich Nowej Warszawy (AGAD) dot. testamentu Stanisława Wągla z Nowej Warszawy. Rok 1552. Z innych źródeł wiemy, że Petrus Wangl de Walischewo w 1443 roku został przyjęty do prawa Krakowskiego. Tak szlachta wchodziła w szeregi mieszczaństwa. W tym czasie Wąglów spotykamy też w innych miastach, ale są wówczas i inni Wąglowie. W tym Piotr Wągl, którego Długosz zapisał jako wyróżniającego się w bitwie pod Grunwaldem rycerza.
Badając historię rodziny genealodzy poznają przy okazji historię regionów. Ja poznaję głównie historię Mazowsza, gdzie odkryte korzenie jednej części mojej rodziny sięgają dziś XV wieku - tu przekazuję ukłony dla Oddziału Warszawskiego Związku Szlachty Polskiej - ze względu na drugą część rodziny poznaję też historię Staropolskiego Okręgu Przemysłowego - tu ukłony dla Polskiego Towarzystwa Historycznego Oddział w Skarżysku-Kamiennej. Poznając historię regionów zyskuję większą świadomość historii Polski i stąd biorą się moje "proobywatelskie" koncepcje. Natomiast jestem również Członkiem Rady ds Cyfryzacji (wcześniej Członkiem Rady ds Informatyzacji i z jej wyborów byłem członkiem zespołu ds otwartych danych i zasobów przy Komitecie Stałym Rady Ministrów ds Informatyzacji). W ramach Rady ds Cyfryzacji wszedłem w skład zespołu ds informacji publicznej i ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Jako obywatel, już nie z racji samego zaangażowania w te różne rady i zespoły, tylko po prostu, biorę udział w konsultowaniu projektów ustaw związanych z re-use. Zabiegałem o to, by nie przeszkadzano w robieniu zdjęć w muzeach (por. historię tych zmagań m.in. w tekście Regulaminowy zakaz fotografowania w muzeach to klauzula abuzywna (sygn. XVII Amc 1145/09)), by nie przeszadzano realizować praw wynikających z dozwolonego użytku osobistego w bibliotekach (por. Biblioteczne ograniczanie konsumentów w reprodukcji "do 1 arkusza wydawniczego" klauzulą abuzywną). To wszystko dlatego, że uważam "ponowne wykorzystanie informacji z sektora publicznego" za jedno z najważniejszych praw obywatelskich. To dzięki niemu obywatele, którzy - wedle art. 4 Konstytucji RP - sprawują "władzę zwierzchnią w Rzeczypospolitej", mogą w istocie taką władzę zwierzchnią wykonywać. Nie da się wykonywać władzy zwierzchniej w państwie, jeśli blokuje się dostęp do informacji na temat działania państwa. Dostęp do archiwów, muzeów czy bibliotek umożliwia zaś budowanie świadomości obywatelskiej. I ilustracją tego sposobu myślenia niech będzie cytat z Boba Marleya, który w piosence pt. "Buffalo soldier" śpiewał:
(...)
If you know your history,
Then you would know where you coming from,
Then you wouldn't have to ask me,
Who the 'eck do I think I am.
(...)
Jeśli znasz swoją historię, to wiesz skąd przyszedłeś i dokąd zmierzasz. Możesz czuć się bardziej odpowiedzialny za Dąb Chrobry, bo może to właśnie któryś z Twoich przodków go sadził, albo wypoczywał w jego cieniu. Nie dopuścisz do tego, by wandal go spalił. Jeśli chodzi o historię moich przodków, to w trójkącie wyznaczonym przez Samsonów, Kaniów i Jasiów stoi Dąb Bartek.
Wszystkich tych, którzy mniej więcej odnajdują się w powyżej przedstawionej motywacji i argumentach chciałbym zatem zainteresować zapowiedzianym na jutro spotkaniem Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego, które będzie poświęcone Genetece. Informacje o tym spotkaniu znajdziecie w notatce: Listopadowe spotkanie w Warszawskim Towarzystwie Genealogicznym.
Był Bob Marley, to jeszcze przywołam strofę ze staronorweskiego poematu, która dotyczy runy Mannaz:
Maðr er moldar auki;
mikil er græip á hauki.
Ponoć rycerz Jastrzębczyk wynalazł podkowy pod Łysą Górą, by pokonać pogan i by góra ta zaczęła się nazywać Świętym Krzyżem. W tym staronorweskim poemacie runicznym sporo odwołań do kowalstwa...
Przeczytaj również: Przygoda z DNA, czyli dlaczego mogę mówić, że jestem "ostatnim Mohikaninem", a także: Sigilla VaGli, czyli o co chodzi z tymi pieczęciami".
PS
W wykazie jeńców polskich w Prusach, którzy mieli być wymienieni w 1410 roku za jeńców krzyżackich, znajdujących się w Polsce, a wszystko to w ramach Wielkiej Wojny z Zakonem, odnotowano Piotra Wągla. Ten ostatni zapisany został na kartach historii jako Piotr Wągl de Brigow (ja stawiam na Brzegi w okolicy Chęcin; Świętosław z Brzegu, nie wiemy, czy Wągl, ale u Wąglów imię Świętosław w tamtym czasie na przemian z imieniem Zbylut, trafia jako sołtys do Łącznej w par. Wzdół w 1383 roku; W tym czasie historia odnotowała Jaśka Wągla ze Zbylutowic, które były w rękach Turzynitów, a chwilę po tym, bo w 1407 roku, Świętosław Wągl był burgrabią Zawichostu). Piotr Wągl de Brigow był w 1397 roku kasztelanem zamku Staryhrad na Węgrzech (ten niewielki zameczek pilnował ceł na rzece Wag i dziś to tereny Słowacji), po bitwie pod Grunwaldem również starostą Tczewa. Tu się dostał do krzyżackiej niewoli i stąd go potem król wykupił za innych jeńców. Jego dziedzictwem była wieś Sobowice (tak w latach 1448-1449). Tam też w zachowanych źródłach z XVI i XVII wieku w okolicznych wsiach pojawiają się Wąglowie, tam w Imielnie, Wągleszynie (to toponim od imienia Węglesza, Węglisz), Słaboszowie, Młodzawach, Dzierążni, Nieprawicach, też w Morawicy, w Woli Morawickiej, Posławicach... Stąd już blisko do Kielc, gdzie również notują Wąglów metryki. Ale w tym wykazie jeńców polskich w Prusach są też tacy moi kuzynkowie (a może i przodkowie), jak: Falisław z Przedwojewa, Maciej z Garlina, Mroczek z Chmielewa, Bronisz z Trętowa, Paszko z Ostaszewa, Szczepan z Kołak, Janko z Milewa, Wiesław z Załusek, Przebor Czechna z Gumowa, Świętosław i Wawrzyniec ze Slasów... Historia tych moich przodków, mazowieckich rycerzy, to inna historia niż historia moich przodków kuźników ze Staropolskiego Okręgu Przemysłowego. Niemniej najstarszym z ustalonych na chwilę obecną moich przodków był Andrzej de Ślasy, którego pod rokiem 1435 notuje Metryka Mazowiecka (MK 3, 165). To mój 14xpradziadek. A to nie jest jeszcze koniec badań...
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
"Kopiarz bodzentyński" trafił do biblioteki uniwersyteckiej
Udało mi się przekonać prof. Kowalskiego, by przekazał pozostający u niego mikrofilm ksiąg miejskich Bodzentyna z okresu staropolskiego, tak zwany "kopiarz bodzentyński", do Pracowni Zbiorów Specjalnych Biblioteki Głównej Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Teraz zaś staram się przekonać bibliotekę, by mikrofilm został zdigitalizowany i udostępniony badaczom w internecie. Na razie otrzymałem taki z uniwersyteckiej Biblioteki Głównej z Kielc:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Skarby z Radomia
Unikalne dokumenty z XVI w. znalezione na plebanii fary: "Wśród najcenniejszych dokumentów jest kopia przywileju Kazimierza Wielkiego z 1357 r. nadającego mieszczaninowi łąkę we wsi Dzierzków" - ciekawy jestem, czy owym mieszczaninem jest mój przodek Warcab (Warcabowie się o Dzierzków sądzą w 1459 roku). Poza tym: "przywileje królewskie znane w odpisach ksiąg grodzkich od XVI po wiek XVIII, ciekawy dokument z czasu Stanisława Augusta Poniatowskiego wystawiony dla proboszcza fary przez Kancelarię Referendarii Koronnej z podpisem marszałka Stanisława Małachowskiego. Są też wykazy ofiar i zapisów mieszczan radomskich i mieszkańców okolicznych wsi parafialnych na rzecz kościoła, a wśród nich lista datków rzemieślników z XVII r.". I dalej: "Jak informuje kanclerz kurii biskupiej ks. Edward Poniewierski, księga zostanie poddana dygitalizacji (karty zostaną sfotografowane, a zdjęcia udostępnione na stronie internetowej), tak aby w przyszłości mogli z niej korzystać nie tylko badacze." A z innego źródła: "Odnaleziona księga będzie z pewnością kopalnią wiedzy dla historyków. Niewykluczone jednak, że z jej zawartością będą się mogli zapoznać – wirtualnie – także radomianie. - Dygitalizacja jest potrzebna – przyznaje kanclerz radomskiej kurii ks. Edward Poniewierski. - Mamy nadzieję, że Miejska Biblioteka Publiczna, która pomaga nam w dygitalizacji ksiąg metrykalnych z diecezji, zechce nas także wspomóc i w tej sprawie. Wtedy każdy mógłby zobaczyć zachowane dokumenty". Cały drżę.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination