Zabieganie o "jednolity rynek cyfrowy" oznacza zgodę na komercjalizację praw człowieka

widok na salę plenarną Parlamentu EuropejskiegoMój komentarz do przyjętej dziś rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie wspierania praw konsumentów na jednolitym rynku cyfrowym? Uważam, że to przejaw "rozdwojenia jaźni". Głównym problemem jest to, że gdy się mówi o "rynku" cyfrowym i o niego zabiega w sytuacji, w której wolność słowa i wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji należą do wolności "politycznych" i realizowane są już masowo z wykorzystaniem technologii cyfrowych, to w istocie znaczy, że mówi się i zabiega o komercjalizację praw i wolności człowieka.

Gdy państwo pochyla się nad dostępnością informacji, a jednocześnie nie udostępnia informacji publicznej - ma kłopot z rozdwojeniem jaźni.

Gdy państwo zabiega o ochronę twórców, a jednocześnie zgadza się na korzystanie z "utworów osieroconych" - ma rozdwojenie jaźni.

Jeśli państwo walczy z dyskryminacją, a jednocześnie w swojej infrastrukturze promuje jednych, a innych blokuje - też ma rozdwojenie jaźni.

Gdy państwo z troską zabiega o prawa osób niepełnosprawnych, w tym cieszy się z przyjętego traktatu w Marrakeszu, a jednocześnie publikuje jedynie zeskanowane i niedostępne dla niewidomych bitmapy dotyczące tekstów z procesu legislacyjnego - ma rozdwojenie jaźni.

Jeśli państwo cierpi, bo nie ma dostępu do wyników badań naukowych, a jednocześnie zabiega o komercjalizację nauki, to ma rozdwojenie jaźni.

Nie podoba się państwu pozycja Google? Stwórzcie w UE takie prawo, jakie miała ta spółka w USA na starcie swojej działalności. Przeregulowanie rynku nie służy innowacji.

Notatki dotyczące głosowania poprawek rezolucji PE
Dziś w trakcie głosowania poszczególnych poprawek poszczególnych frakcji Parlamentu Europejskiego robiłem sobie notatki (by wiedzieć, która poprawka przyjęta, a która odrzucona, a to wszystko by wiedzieć, jaki jest stan sprawy). Trochę się zatem irytuje, gdy dzwonią dziennikarze i pytają o komentarz do nowej "ustawy w sprawie Google", bo mam wrażenie, że - delikatnie mówiąc - nie są przygotowani do tematu. Przeczytajcie rezolucję. Rezolucja PE ma znaczenie czysto polityczne. Komisja będzie przygotowywała propozycje i inicjatywy legislacyjne w przyszłym roku.

Tymczasem aby wysłuchać debaty w Parlamencie Europejskim zmuszany jestem do zainstalowania w mojej przeglądarce specjalnej wtyczki, która - tak wyszło - dostarczana jest przez konkretnego, komercyjnego producenta oprogramowania. Link do jego produktów znajduje się na stronach Parlamentu Europejskiego. Do mojego serwisu Parlament Europejski nie linkuje. Przypadek?

Jeśli to prawda, że komercyjnie działająca, globalna firma, kontroluje dostęp do 90% informacji o wynikach badań naukowych, to dlaczego zgadzacie się na to, by finansowane z publicznych pieniędzy wyniki badań naukowych były objęte monopolem informacyjnym? Wszak takim prawem można handlować, a to znaczy, że jak się go wyzbędziecie, to nie będzie ono należało do was, a ktoś może zdecydować, jak na nim sobie zarobić (np. dając odpłatny dostęp jednym, a blokując go innym). W to miejsce zapewnijcie, że będą udostępniane albo na "wolnej licencji", albo - jak kiedyś powiedział Pan Premier, chociaż potem szybko się z tego wycofał: Coś, co powstaje za pieniądze publiczne, jest własnością publiczną. Ścigajcie tych ludzi z administracji publicznej, którzy dopuszczają do wejścia kierowanych przez nich instytucji na ścieżkę uzależnienia od konkretnego dostawcy (vendor lock-in). Przestańcie publikować propagandowe notatki w serwisach typu Facebook czy Twitter, a wreszcie udostępniajcie rzetelne, aktualne, kompletne informacje publiczne w urzędowym publikatorze teleinformatycznym (BIP), co do którego ponowne wykorzystanie informacji nie będzie ograniczone jakimiś warunkami. Przyjmijcie też, że co opublikowane w BIP, to materiał urzędowy, a zatem - w myśl art. 4 polskiej ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych - nie jest przedmiotem prawa autorskiego.

Walczycie z monopolami, bo przeszkadzają obywatelom? Zmieńcie praktykę działania państw (członkowskich), która stopniowo prywatyzuje kolejne sfery swojej informacyjnej aktywności. Przykłady? A chociażby takie umowy, jak zawarła KPRM z jednym z wydawnictw, a dotycząca pięcioletniej licencji wyłącznej na korzystanie z zamawianych za pieniądze publiczne artykułów przez Radę Legislacyjną przy Premierze (por. Przegląd Legislacyjny). Inny przykład? Biuletyn Skarbowy i oddanie możliwości korzystania z informacji wytworzonej przez urzędników innemu, komercyjnemu wydawcy (por. Zdaniem MinFinu treści publikowane w Biuletynie Skarbowym nie są informacją publiczną...).

Mało? A kiedy się na stronach administracji publicznej wiesza reklamę produktów lub usług? A gdy się w strony administracji publicznej wpina wtyczki od komercyjnych usługodawców (których - niezależnie czy tworzonych przez komercyjnych czy niekomercyjnych tam nie powinno być)? Kiedy reklama stringów w Dzienniku Ustaw? Potem narzekacie, że któryś z nich zyskał pozycję dominującą, do uzyskania której sami swoim niefrasobliwym i dyskryminującym innych uczestników gry rynkowej doprowadzacie.

Kiedy na stronach Parlamentu Europejskiego nie da się prosto znaleźć informacji o Projekcie rezolucji w sprawie wspierania praw konsumentów na jednolitym rynku cyfrowym, a za pomocą komercyjnie działającej wyszukiwarki się taką informacje da znaleźć, to gdzie tu jest problem i w jaki sposób go rozwiązać? Kiedy tworzy się prawo w wyniku którego dociska się podatkami do ziemi przedsiębiorców działających w Unii Europejskiej, a innych od takich podatków zwalnia, to gdzie jest problem?

Piotr Waglowski w popołudniowym programie TOKFM, audycję prowadzi Przemysław Iwańczyk. Rozmowa dotyczyła - z jednej strony - obywatelskiej inicjatywy pn. OpenPKW - narzędzia do wsparcia liczenia głosów w wyborach powszechnych, z drugiej zaś przyjętej dziś rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie wspierania praw konsumentów na jednolitym rynku cyfrowym.

Na zakończenie jeszcze jeden paradoks aktualnej sytuacji: Andrus Ansip jest wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej oraz komisarzem ds. "jednolitego rynku cyfrowego". Najwyraźniej ów "jednolity rynek cyfrowy" to coś innego, niż rynek wewnętrzny, bo Elżbieta Bieńkowska jest komisarzem ds rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości i małych i średnich przedsiębiorstw. Mamy też komisarza ds konkurencji, którą jest Margrethe Vestager. I ona w czasie debaty nad ww. rezolucją była kilkukrotnie wymieniana. Ale to Andrus Ansip jest głównym partnerem Parlamentu Europejskiego w temacie wyszukiwarek, prawa autorskiego i innych tego typu historii. Ale, by pokazać złożóność spraw, mamy też: komisarza ds gospodarki cyfrowej i społeczeństwa cyfrowego (jest nim Günther Oettinger), no i jest Frans Timmermans - pierwszy wiceprzewodniczący KE i komisarz ds lepszego stanowienia prawa, stosunków międzyinstytucjonalnych, praworządności i Karty praw podstawowych.... To właśnie w Karcie praw podstawowych mowa o prywatności, ochronie danych osobowych, o wolności przepływu informacji i wyrażania opinii, o wolności sztuki i badań naukowych, o prawie do edukacji, prawie własności (w tym, niestety, "intelektualnej") i tak dalej.

Wynik głosowania nad tekstem rezolucji po wcześniejszym głosowaniu poprawek
Wynik głosowania nad tekstem rezolucji po wcześniejszym głosowaniu poprawek: za 384, przeciw: 174, wstrzymujących się: 56.

Przeczytaj również: Opinia na temat Europejskiej Agendy Cyfrowej przygotowana na zlecenie komisji sejmowej

PS
Przedsiębiorcy ponoć skarżą się parlamentarzystom europejskim, że Google ich nie linkuje w wynikach wyszukiwania. Obawiam się, że VaGla.pl też ich nie linkuje w wynikach wyszukiwania. Zaczynam się obawiać, czy ktoś mnie zaraz będzie chciał przez to podzielić...

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Państwo nie ma jaźni.

Państwo nie ma jaźni. Państwo to nikt.

Teoretycznie to my jesteśmy państwem (według konstytucji). Nasza zbiorowa wola sumuje się w państwie. A praktycznie? To nie jest nasze państwo. Nawet aktualna uzurpatorska władza wie, że państwo funkcjonuje tylko teoretycznie (słynne kelnerskie podsłuchy).

Jestem fanem Pan publicystyki i działalności, ale odrobinkę przeszkadza mi często wyrażany, choć bardzo rozpowszechniony ton roszczeniowości wobec państwa. Do państwa nie należy podchodzić na klęczkach w pokłonie chłopa pańszczyźnianego i czekać na jaśniepańską litość i łaskawość. Pan jest wraz z innymi obywatelami suwerenem w tym państwie. Przynajmniej teoretycznie. Trzeba się zachowywać tak, a nawet bezczelnie się domagać i sobie rościć, aby tak było praktycznie.

Szacunek poddańczy do państwa jest źle pojętym szacunkiem. Państwo trzeba szanować jak się szanuje swoją i wspólną własność.

W takim razie odczytał Pan

VaGla's picture

W takim razie odczytał Pan moją dotychczasową publicystykę inaczej, niż to zamierzałem. Chodzi o to, że szacunek do państwa to szacunek do jego obywateli. Brak szacunku do państwa to brak szacunku dla obywateli. W demokratycznym państwie prawnym to ja jestem suwerenem (wraz z innymi obywatelami). Nie klękam przed sobą. Wymagam od osób, które czasowo piastują jakąś funkcję w państwie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Ja nie miałem zamiaru

Ja nie miałem zamiaru oceniać Pańskiej publicystyki, be tę uważam za "superastą". Zwróciłem uwagę tylko na pewne tony, które wszędzie słychać powszechnie ("zawiodło państwo", "żądajmy od państwa" itd. itp.), a które czasem też w pańskie teksty przenikają. Tak ja trochę odczułem tę listę "rozdwojeń jaźni państwa".

To co Pan pisze to święta racja. Niestety uważam, że w Polsce jest funkcjonuje tylko teoretycznie. W rzeczywistości obywatele mają wpływ na swoje państwo niewiele większy, a może nawet mniejszy niż w PRL-u. Chociaż koniunktura historyczna i warunki geopolityczne są 100 razy korzystniejsze niż wtedy.

Obywatele

VaGla's picture

Obywatele, to dość szeroka kategoria. Obywatele są różni. Obywatele to tez politycy, to też urzędnicy, to też lobbyści... Obywatele nie mają wpływu na państwo? Nie mają tylko ci, którzy albo nie są zaangażowani, albo będąc zaangażowani i pełni dobrych chęci nie potrafią uzyskać wpływu. Najpierw powinni jednak zidentyfikować swoje własne interesy, potem nauczyć się skutecznie funkcjonować. Lista "rozdwojeń" (dalece niepełna) to tylko przykład na brak spójności w kreowaniu i realizowaniu polityk publicznych.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>