Dialog z Archiwami Państwowymi o informacjach znikających z BIP-ów

Mikołaj Wągl na karcie Żywotów św. Stanisława w wydaniu dzieła Długosza z 1511 r.Od pewnego czasu jestem częstszym gościem w Archiwach - znajduję tam skarby, cuda, pamiątki rodzinne. Ostatnio przeglądałem Metrykę Koronną w AGADzie, dzięki temu, że była na mikrofilmie. Cały drżę na myśl, że MK będzie zdigitalizowana i dostępna w Sieci, że będę mógł ją przeszukać nie wychodząc z domu. Jestem zatem kibicem Archiwów i chciałbym działać na rzecz wzrostu ich znaczenia, zaufania do nich, społecznego szacunku itp, nie zaś przeciwnie. BIP to też rodzaj "archiwów" (z małej litery i w cudzysłowie, ale jednak). Zależy mi na tym, by BIP zaczął mieć odpowiednią, przysługującą mu jako urzędowemu publikatorowi, pozycję i był szanowany zarówno jako źródło informacji (przez obywateli, w tym przez dziennikarzy) jak i publikator (przez obowiązanych do publikowania informacji). Dlatego przekonuję właśnie Archiwa Państwowe, że ukrywanie raz opublikowanej informacji w Biuletynie Informacji Publicznej nie jest uzasadnione, a nawet stanowi naruszenie zasady budowania zaufania obywatela do państwa, bezzasadnie angażuje zasoby logistyczne zobowiązanych do udostępniania informacji publicznych, zmniejsza pewność obrotu etc.. Po dwóch rundach wymiany korespondencji Archiwa wydają się delikatnie przychylać do mojej argumentacji.

Felieton dotyczący znikających informacji z BIP Archiwum Głównego Akt Dawnych pojawi się w najnowszym, listopadowym numerze miesięcznika IT w Administracji. Nie powielając zawartych tam historii napiszę jedynie, że postanowiłem obywatelsko zainterweniować, gdy okazało się, że z BIP zniknęły informacje na temat przetargu dotyczącego digitalizacji Metryki Koronnej. Rozpocząłem korespondencję i od p. Huberta Wajsa, Dyrektora AGAD, dowiedziałem się, że:

[I]nformacja o przetargach, po jej dezaktualizacji (czyli po zakończeniu procesu zamówienia publicznego) jest standardowo ‘zasłaniana’, przez administratora strony. Nie widzi jej użytkownik (bo nie ma już takiej potrzeby), ma do niej natomiast dostęp administrator, czyli nie jest ona usuwana (różnica między /delete/ a /remove/). W tym wypadku ma zastosowanie ta ostatnia funkcja.

To nie tłumaczy powodu, dla którego taka informacja jest "zasłaniana". Zacząłem zatem argumentować:

Jako obywatel widzę potrzebę zapoznania się z informacją historyczną dotyczącą przetargów (przykładem niech będzie fakt, że odnotowałem zniknięcie poszukiwanej przeze mnie informacji o digitalizacji metryki koronnej). Nie widzę zaś potrzeby i sensowności usuwania (zasłaniania) takiej informacji przed obywatelami. Ogłoszenie o przetargu i inne informacje z nim związane są informacją publiczną. Dzięki ich publikacji w urzędowym publikatorze teleinformatycznym mogę prześledzić działania państwa w dowolnym momencie (wtedy, kiedy uznam to za słuszne, na przykład po latach), bez angażowania zasobów zobowiązanych do udostępniania informacji. Ukrywając informacje przed obywatelami (a przecież internet jest "pojemny") Archiwum zmniejsza stopień przejrzystości działania państwa. Powoduje też, że urzędnicy zatrudnieni w podmiocie zobowiązanym do udostępnienia informacji publicznej muszą liczyć się z koniecznością zaangażowania swoich zasobów logistycznych w związku z potencjalnymi wnioskami o dostęp do informacji (właśnie mnie kusi, by złożyć wniosek o wszystkie ukryte informacje z BIP Archiwów). Nie musieliby się angażować, gdyby takie informacje były dostępne w BIP (informacji udostępnionych w BIP nie trzeba udostępniać na wniosek). Dodatkowo dokonuje się ingerencji w zasady ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Praktyka usuwania informacji z BIP może też powodować zwiększenie obciążeń infrastruktury teleinformatycznej organu, ponieważ obywatele zaczną pozyskiwać automatycznie wszelkie informacje publikowane w BIP przed ich usunięciem. To zaś samo w sobie stawia pod znakiem zapytania sensowność usuwania/ukrywania raz opublikowanej informacji w BIP. Taka praktyka zmniejsza też wiarygodność urzędowego publikatora teleinformatycznego, gdyż BIP nie jest w próżni. Linki zewnętrzne kierujące referencyjnie do publikacji w BIP stają się "martwe". Oznacza to też, że ukrywając informacje zobowiązany narusza zasadę budowania zaufania obywatela do państwa, która ujawniona jest zarówno w KPA jak i w Konstytucji RP.

Innymi słowy - praktyka ukrywania informacji w Biuletynie Informacji Publicznej jest dla mnie całkowicie bezzasadna. Gdybym miał prawo sugerować cokolwiek w takiej sprawie - sugerowałbym, by Archiwa oznaczały zakończone postępowania przetargowe informacją oraz metainformacją o zakończeniu postępowania i w ten sposób ułatwiały obywatelom dostęp do informacji publicznej, budowały zaufanie obywateli do państwa oraz jego wiarygodności (w tym wiarygodności urzędowego publikatora teleinformatycznego, jakim jest BIP), zwiększały pewność obrotu (publikacja w BIP ma znaczenie prawne dla oceny warunków ponownego wykorzystania), a przede wszystkim realizowałyby pewniej misję archiwów państwowych w rozwijającym się nam tu coraz bardziej tzw. społeczeństwie informacyjnym.

Jesteśmy na etapie, w którym Archiwa Państwowe deklarują, że "z pewnością temat jest jak najbardziej do zgłębienia", a jednocześnie "poruszona sprawa może mieć nie tylko aspekt techniczno-organizacyjny używania oprogramowania do BIP w określony sposób w konkretnej sprawie (by nie "zasłaniać" żadnych opublikowanych informacji - nawet jeżeli wydaje nam się, że nie będą one już przydatne), ale także ogólniejszy dotyczący wartościowania informacji z BIPów i postępowania z taką dokumentacją".

Zadeklarowałem chęć uczestniczenia w procesie "zgłębiania" tematu. Jestem kibicem Archiwów Państwowych i - od pewnego czasu - częściej przekraczam ich przyjazne progi. Ostatnio w AGADzie przeglądałem mikrofilmy Metryki Koronnej. Z innych źródeł dowiedziałem się, że pod konkretną sygnaturą znajdę potwierdzenie dzierżawy młyna w ziemi Sandomierskiej, której król Zygmunt III Waza udzielił w 1595 roku na rzecz Piotra Wągla. Gdyby Metryka Koronna była zdigitalizowana, zindeksowana i udostępniona w Sieci bardzo wielu obywateli mogłoby korzystać z tego źródła. Metryka Koronna to taki pierwowzór dzisiejszego Biuletynu Informacji Publicznej. W moim odczuciu bezzasadne jest usuwanie z Sieci informacji publicznych, które już zostały tam opublikowane.

Fragment Metryki Koronnej z potwierdzeniem dzierżawy młyna z roku 1595

Fragment Metryki Koronnej z potwierdzeniem dzierżawy młyna z roku 1595. A gdyby każdy obywatel mógł prowadzić własne badania zasobów zgromadzonych i pielęgnowanych przez Archiwa Państwowe? Dlaczego obywatele nie mieliby też prowadzić własnych badań dotyczących nowszej historii Polski?

Petrus Wągl quondam de Sobowice w księgach ziemskich przechowywanych w Archiwum Krakowskim

A tu inny Piotr Wągl. Ten brał udział w Bitwie pod Grunwaldem i wymieniany jest przez Długosza wśród rycerzy, których po bitwie król obdarował starostwami. Petrus Wągl quondam de Sobowice odnotowany jest też w księgach ziemskich przechowywanych w Archiwum Krakowskim. Przed bitwą pod Grunwaldem, w roku 1397, Piotr Wągl był kasztelanem zamku Starý hrad. Dzierżył go w imieniu Ścibora ze Ściborza. Tenże Piotr Wągl, na wieść o szykującej się bitwie z Krzyżakami, wraz z innymi rycerzami, jak to np. z Zawiszą Czarnym, porzucił dwór Zygmunta Luksemburczyka, chociaż ich - jak pisze Długosz - "hojnemi darami obietnicami chciał odwieśdź od zamiaru i przy sobie zatrzymać, porzuciwszy w Węgrzech wszystkie dobra i majątki od króla Zygmunta uzyskane, wzgardziwszy jego łaskami i szczodremi obietnicami, opuścili go i przybyli do Władysława króla Polskiego". Za męstwo pod Grunwaldem potem król Jagiełło dał Piotrowi Wąglowi starostwo zdobytego na Krzyżakach zamku i miasta w Tczewie. Cieszył się nim krótko, bo zaraz, po zaniechaniu przez polskie wojska nieudanego oblężenia Malborka, Krzyżacy Tczew odbili, a Piotr Wągl dostał się do krzyżackiej niewoli (wraz z dwudziestoosobową załogą rekrutującą się spośród Braci Czechów). Król go zaraz jednak, wraz z innymi rycerzami, wymienił za jeńców zakonnych po bitwie pod Koronowem. Potem zaś ów Piotr Wągl osiadł w Małopolsce (jako dziedzic Sobowic oraz dzierżawca Ochonina). Ostatnia wzmianka o nim w 1449 roku (w księgach sądowych krakowskich). Pierwsza, a jednocześnie mówiąca o nim, jako o kasztelanie zamku Starý hrad - znajduje się w dokumentach Zygmunta Luksemburczyka (a opublikowanych w: Elemér Mályusz, Zsigmondkori oklevéltár, T. I (1387–1399), Budapest, 1951). Archiwa są ważne.

Niektóre kroniki przetrwały do dziś, chociaż zamki popadły w ruiny. Stąd pytanie: czy lepiej inwestować w zamki, czy w kronikarzy? Jeśli zwycięzcy piszą historię, to znaczy, że należy znaleźć równowagę między zbrojeniami i kronikarstwem. Bez warowni inni kronikarze by pewnie zostali zapamiętani. Obracam sobie w głowie pytanie o równowagę między piórem i mieczem patrząc na ruiny zamku Konrádov Kameň - dziś na Słowacji. Wedle Długosza - w tym zamku, będąc na węgierskiej służbie, miał służyć inny Wągl - Mikołaj, łęczycki współrodowiec św. Stanisława ze Szczepanowa (to jeden z patronów Polski). Mikołaj, idąc w 1464 roku z pielgrzymką do grobu tegoż świętego, czyli do Krakowa - swoje zdrowie i życie owemu świętemu kuzynowi zawierzył i potem zeznawał Długoszowi, jak to św Stanisław go od niedźwiedzia, istnej bestii, ludzi wcześniej pożerającej, uratował. Ten zaś to w swym dziele pt. Vitae beatissimi Stanislai Cracoviensis episcopi był uprzejmy zapisać:

Nicolaus Wangl, armiger terrae Lanciciensis, in Hungaria serviens, in castro dicto Cunrathowkamyen gravissima infirmitate in femoribus et pedibus percussus, iuxta ac podagricus, ab aliis ferebatur: neque enim ambulare, imo neque in equo aut curru equitare valebat. Tandem posquam humana conspexit sibi deesse iuvamina saepius adhibita, ad Deum et ad Sanctum eius Martyrem Stanislaum pro auxilio suorum defectuum se converit, et pedestri itinere promittit sua limina, si habere gressus officium posset, visitare. Vix verbo voto emisso, convalescere se santi. Sed nec integram sanitatem expectans, de loco facti voti iter arripit, et in via constitutus, sancti Martyris beneficio plenam sanitatem reportat. Insuper in ipso itinere multa pericula latronum et bestiarum, Martyri glorioso se devovens, impulsatus evasit. Cum enim a villa Iablonkow versus Poloniam ex Pannoniis transiret, cum esset homo annosus, et deserti restaret latitudo, non poterat uno die ipsius amplitudinem superare; et cum sole occumbente, quiescere in ipsa vasta solitudine cogeretur: adest ursus insolitae magnitudinis, de quo fama illius viciniae volabat multos iam homines devorasse. Quo viso ille, cum nec fugae nec defensionis adesset facultas, se Deo et Sancto commendat Stanislao: qua facto, ursus mansuefactus, omni feritate et rabie deposita, praefatum Nicolaum Wangl aliquotiens circumiens et inspiciens, quasi divina prohibitus potentia, clamans et rugiens profunda eremi petiit; et ille sopore bono noctem finivit, tanto maiores in Deum et Sanctum suum Stanislaum gratiarum actiones celebrans, quanto ex maioribus periculis beatissimi Stanislai praesidio se perviderat erutum.

I z tym historia technik komunikacyjnych jest związana, ponieważ ów Mikołaj Wągl z żywotów św. Stanisława wszedł do historii polskiego drukarstwa, a to w kontekście stosowania znaków diakrytycznych. Rocznik Biblioteki Narodowej (1965, str. 252) przynosi nam następującą informację:

Z interesującą próbą spotykamy się w 1511 r. Ukazał się wówczas u Hallera Żywot św. Stanisława (Vita beati Stanislai), gdzie znalazło się sporo nazw i nazwisk polskich. Pismo tekstowe (nr 7), którym Żywot złożono, posiadało czcionkę k oraz czcionkę w, stosowane w drukowanych wcześniej tekstach niemieckich. Teraz właśnie, po raz pierwszy, bardzo jeszcze nieśmiało, drukarz próbował przełamać konwencję zastępowania samogłosek nosowych dyftongami i obok pisowni „Czanstochowa" dał raz jeden pisownię „Wągl", posłużywszy się niezgrabną, jak gdyby na próbę odlaną czcionką, przekreślonym a...

Pierwsze użycie ą w nazwisku Mikołaja Wągla, na karcie Żywotów św. Stanisława w wydaniu dzieła Długosza z 1511 r.

Pierwsze użycie czcionki "ą" - w nazwisku Mikołaja Wągla, na karcie Żywotów św. Stanisława w wydaniu dzieła Długosza z 1511 r.

Piotr Wanglowski w Księdze skarbowej króla Aleksandra Jagiellończyka (Liber quitantiarum Alexandri regis ab a. 1502 ad 1506)

Dzięki archiwom znalazłem notatkę dotyczącą jeszcze innego Piotra. Ten był pisany już "Wanglowski" i odnotowany został w Księdze skarbowej króla Aleksandra Jagiellończyka (Liber quitantiarum Alexandri regis ab a. 1502 ad 1506) (por. Wygląda, jak 550 lat ochrony praw autorskich Jana Długosza)...

Archiwa, kroniki, techniki komunikacyjne... Wszystko to wydaje się ważne. Dlatego nie ukrywajmy informacji raz opublikowanej w BIP.

Przeczytaj również:

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

10 mniej ratuje - plagiat?

Nie wiem gdzie napisac u Pana więc wrzucam w komentarzu do ostatniego artykułu.

Moje pytanie brzmi: Czy polska kampania „10 mniej ratuje życie” to ewidentny plagiat, czy tylko plagiat?

Bo znalazłam taką informację w sieci (przeklejam)

„Zrealizowane spoty nawiązują do najlepszych wzorców światowych, takiej kampanii jeszcze w Polsce nie było – powiedział Minister Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej Sławomir Nowak.”

Panie Ministrze, to nie jest nawiązanie. To jest bezpośrednia kopia. To jest kradzież czyjejś własności intelektualnej. To się nazywa plagiat.

Przeklejam z innej strony bo tam ładnie jest to pokazane:

„TAC robi często kampanie drogowe.
Nasza kampania
10 mniej ratuje życie

www.youtube.com/watch?v=xI1pWjpHLG0
jest bezpośrednią kopią tej kampanii:

www.youtube.com/watch?v=5Z23CzSONiU
"Reconstruction" TAC anti speed TV ad

TAC wcześniej miał podobne pomysły.
Ale to były wszystko pomysły TAC.
Zastanawiam się ile Polacy im zapłacili?
A może nie zapłacili w ogóle?

"10km less" TAC Speed TV ad 1997
www.youtube.com/watch?v=q9fms5He5bM

Motorcycle Reconstruction - TAC tv road safety commercial
www.youtube.com/watch?v=HT666XwJR2s

A to ja mam proste pytanie: ile wynosił budżet naszej kampanii?
I czy są w kosztorysie wyszczególnione takie pozycje jak scenariusz i reżyseria?
Kto, i ile wziął za scenariusz tego spotu?
Kto, i ile wziął za reżyserię?
To się chyba da sprawdzić.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>