Status informacyjno-publiczny orzecznictwa na gruncie praktyki sądów administracyjnych (ePF vs SN #4)

W swojej decyzji odmawiającej Fundacji ePaństwo dostępu do orzecznictwa Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego był uprzejmy dać do zrozumienia, że nie wszystkie orzeczenia sądów są informacją publiczną. Chyba najbardziej symptomatyczny jest ten fragment, w którym Pierwszy Prezes SN pisze (a przynajmniej się pod tym podpisuje): "Siłą rzeczy rozstrzygnięcie podejmowane na podstawie przepisów prawa prywatnego nie korzystają z domniemania rozstrzygnięć w sprawach publicznych, mimo że są wydawane przez organ władzy publicznej". Jednocześnie Pierwszy Prezes SN uważa, że "część orzeczeń Sądu Najwyższego dotyczy spraw publicznych. Stanowią je w szczególności orzeczenia w sprawach wyborów od Sejmu i Senatu oraz wyborów na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej". Tak. Zatem może warto przybliżyć dotychczasowe orzeczenia sądów administracyjnych, które już orzeczeniami sądowymi, jako informacjami publicznymi, się zajmowały.

W pierwszej kolejności należałoby odpowiedzieć na pytanie, czy orzeczenie sądowe jest informacją publiczną wedle sądów administracyjnych, czy też może nie jest. W istocie tu odpowiedź powinna być prosta, ponieważ - zgodnie z ustawą - informacją publiczną jest każda informacja w sprawach publicznych, a więc jeśli gdzieś państwo dokonuje emanacji wydając rozstrzygnięcie (wszak w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej), to wszystko to, co w takim orzeczeniu się znajduje, jest w istocie informacją publiczną. Sprawdźmy jednak, co wynika z dotychczasowej praktyki stosowania przepisów:

W Wyroku WSA w Warszawie z dn. 19 czerwca 2007 r. (sygn. II SAB/Wa 18/07) Wojewódzki Sąd Administracyjny oceniał ewentualną bezczynność Prezesa Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który poinformował domagającego się dostępu do informacji publicznej, że przesłanie kopii wyroku z uzasadnieniem (a więc udostępnienie informacji publicznej) będzie możliwe dopiero po sporządzeniu uzasadnienia wyroku, którego dotyczył wniosek. W tej sprawie WSA był uprzejmy stwierdzić, że:

Prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego nie pozostawał zatem w bezczynności w załatwianiu wniosku Stowarzyszenia o udzielenie informacji publicznej w zakresie przedstawienia treści wskazanych wyroków i ich uzasadnień. Powyższe fakty dobitnie świadczą o bezzasadności skargi na bezczynność organu.

Skoro nie było jeszcze uzasadnienia, a wnioskodawca domagał się jego udostępnienia, to w istocie organ nie mógł takiej informacji udostępnić, o czym poinformował wnioskodawcę. Ważniejsze jest jednak to, że sąd orzekający w tej sprawie przyjął, że orzeczenia, w tym uzasadnienia takich orzeczeń, są informacją publiczną.

Ale przecież ustawa o dostępie do informacji publicznej nie przeszkadza (niestety) w przyjmowaniu przez racjonalnego ustawodawcę innych trybów udostępniania informacji publicznej, niż przewidziane w tej ustawie. Jaki reżim prawny zatem będzie miał zastosowanie w przypadku, gdy zabiegamy o dostęp do orzecznictwa? Na to pytanie odpowiedział m.in. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu (Wyrok WSA w Poznaniu z dn. 1 kwietnia 2009 r., sygn. IV SAB/Po 28/08). Tu sąd stwierdził w uzasadnieniu swojego wyroku:

Uwzględniając unormowanie zawarte w art. 1 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej należy uznać, ze ustawa ta ma na celu uregulowanie zasad i trybu dostępu do informacji publicznej tam, gdzie kwestie te nie są uregulowane. W niniejszej sprawie, w związku z powyższym, nie mają zastosowania przepisy Kodeksu postępowania cywilnego oraz przepisu rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości z dnia 23 lutego 2007 r. – Regulamin urzędowania sądów powszechnych, które dotyczą prawa przeglądania akt przez strony i uczestników postępowania oraz stwarzają taką możliwość dla innych zainteresowanych. Jest to jednak odmienny tryb, do którego będą miały zastosowanie przepisy wyżej przytoczonych aktów prawnych. Do czasu wejścia w życie ustawy z 6 września 2001r. tylko te przepisy mogły mieć zastosowanie przy udostępnianiu informacji o treści zapadłych orzeczeń lub toczących się postępowań. Z chwilą wejścia w życie ustawy o dostępie do informacji publicznej sytuacja prawna w tej kwestii uległa zmianie i jeżeli informacja ma charakter informacji publicznej, a domaga się jej udostępnienia podmiot nie będący uczestnikiem postępowania, zastosowanie mają przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej.

Taka wykładnia, w ocenie Sądu, jest zgodna z konstytucyjnymi uregulowaniem dostępu do informacji o działalności organów władzy publicznej. Prawo to, jak wynika z art. 61 ust. 3 Konstytucji RP, nie ma charakteru absolutnego, gdyż może być ograniczone ze względu na określoną w ustawach ochronę wolności i praw innych osób i podmiotów gospodarczych oraz ochronę porządku publicznego, bezpieczeństwa lub ważnego interesu gospodarczego państwa. Ustawa o dostępie do informacji publicznej, oprócz odwołania się do ustaw szczególnych, sama wyznacza granice prawa do informacji. Zgodnie z art. 5 ust.2 tej ustawy, prawo do informacji publicznej podlega ograniczeniu ze względu na prywatność osób fizycznych (prawo do prywatności, podobnie jak prawo do informacji, jest prawem konstytucyjnym) lub tajemnicę przedsiębiorcy, jednak ograniczenie to nie dotyczy informacji o osobach pełniących funkcje publiczne, mających związek z pełnieniem tych funkcji, w tym o warunkach powierzenia i wykonywania funkcji oraz w przypadku, gdy osoba fizyczna lub przedsiębiorca rezygnują z przysługującego im prawa.

Zatem zasadą jest, ze udostępnienie informacji publicznej następuje w sposób i w formie zgodnych z wnioskiem (art. 14 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej). Natomiast w zależności od treści dokumentu podlegającego udostępnieniu organ władzy publicznej zobowiązany do udostępnienia informacji ocenia, czy może ten dokument być udostępniony w całości, czy też z powodu ograniczeń wymienionych w art. 5 ustawy o dostępie do informacji publicznej należy zawarte w nim informacje przetworzyć.

Na takim samym stanowisku stał WSA w Szczecinie, który w swoim wyroku z dn. 16 grudnia 2009 r., sygn. II SAB/Sz 148/09, powtórzył tezę sądu poznańskiego:

Z chwilą wejścia w życie ustawy o dostępie do informacji publicznej udostępnianie orzeczeń sądowych uległo zmianie, stanowią one bowiem także informację publiczną, udostępnianą na zasadach określonych w tej ustawie.

Potwierdził to również Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z dn. 11 sierpnia 2011 r., sygn. I OSK 933/11, również w odniesieniu do wyroków w sprawie karnej. Ten wyrok jest nawet tezowany, a teza brzmi:

Należy stwierdzić, że przepis art. 418a k.p.k. nie określa, w rozumieniu art. 1 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej, odmiennych zasad i trybu dostępu do informacji publicznej, jaką jest wyrok sądu w sprawie karnej.

W uzasadnieniu tego wyroku czytamy jeszcze:

Gdyby uznać za prawidłowe stanowisko sądu wojewódzkiego i przyjąć, że wyrok w sprawie karnej wyłożony w sekretariacie sądu na okres 7 dni zgodnie z art. 418a k.p.k. został już upubliczniony i nie podlega rygorom z ustawy o dostępie do informacji publicznej, ten sam mechanizm należałoby zastosować do wyroków ogłaszanych na rozprawach. Tymczasem w orzecznictwie sądów administracyjnych utrwalony jest pogląd, że wyrok sądu po jego ogłoszeniu jest, jako dokument urzędowy, informacją publiczną i może być udostępniany w oparciu o przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej z zachowaniem ograniczeń przewidzianych w art. 5 tej ustawy.

Treść orzeczeń (wyroków, postanowień sądów wraz z ich uzasadnieniami) - i to zarówno w sprawach cywilnych, karnych i administracyjnych - jest zatem informacją publiczną i powinna być udostępniona w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej.

Administracja wymiaru sprawiedliwości dostrzega jednak pewien "logistyczny" kłopot dotyczący dostępności takiej informacji publicznej (uważam, że taki kłopot by nie istniał, gdyby wszystkie orzeczenia po prostu były publikowane w Biuletynie Informacji Publicznej, po uprzednim ich właściwym zanonimizowaniu, tj. takim, które nie idzie ani zbyt daleko, ani nie jest zbyt pobieżne, co chronić ma ustawowo chronione dobra). W praktyce wymiaru sprawiedliwości próbowano się z tym problemem zmierzyć.

Naczelny Sąd Administracyjny uznając, że treść orzeczeń jest informacją publiczną, stwierdził w uzasadnieniu wyroku z dn. 9 sierpnia 2011 r., sygn. I OSK 977/11:

Rację ma skarżący kasacyjnie, że udostępnienie zbioru wnioskowanych przez zainteresowaną wybranych orzeczeń administracyjnych za okres pięciu lat wiąże się z koniecznością ich wyboru i zanonimizowania, co może negatywnie wpłynąć na bieżące wykonywanie ustawowych zadań przez skarżącego kasacyjnie, dlatego zbiór tych orzeczeń należy uznać za informację przetworzoną. Samo bowiem zanonimizowanie wnioskowanych do udostępnienia orzeczeń administracyjnych nie stanowi przetworzenia informacji wynikającej z tych orzeczeń, a jedynie jej przekształcenie, dlatego stanowi ona informację prostą. Jeżeli jednak utworzenie zbioru informacji prostych wymaga takiego nakładu środków i zaangażowania pracowników, które negatywnie wpływa na tok realizacji ustawowych zadań nałożonych na zobowiązanego do udostępnienia informacji publicznej, a w szczególności gdy wymaga to analizowania całego zasobu posiadanych dokumentów w celu wybrania tylko tych, których oczekuje wnioskodawca, to jest to informacja przetworzona. Zbiór takich informacji nie stanowi informacji przetworzonej tylko wtedy, gdy jego wytworzenie nie wymusza analizowania posiadanego zasobu dokumentów i wyboru tylko niektórych dokumentów z tego zasobu według określonych kryteriów.

Co ciekawe - w innym wyroku, który dokładnie tego dnia został wydany przez NSA (Wyrok NSA z dn. 9 sierpnia 2011 r., sygn. I OSK 976/11 - to sygnatura o jeden mniejsza, niż wyżej przywoływanego orzeczenia), a w którym chodziło o anonimizację danych znajdujących się w decyzjach administracyjnych, Naczelny Sąd Administracyjny przypomniał:

W orzecznictwie sądów administracyjnych oraz w wypowiedziach doktryny wielokrotnie podkreślano, że tzw. anonimizacja danych osobowych figurujących w dokumentach urzędowych, jakimi są indywidualne rozstrzygnięcia administracyjne, nie może być uważana za przetworzenie informacji publicznej.

Tu zatem rodzi się pytanie o to, czy obywatel ma ponosić negatywne konsekwencje niedostosowania administracji publicznej do realizacji zadań publicznych. Wszak "systemowe" rozwiązanie dostępności orzeczeń nie będzie już powodowało "negatywnego wpływu na bieżące wykonywanie ustawowych zadań".

A czy można domagać się orzeczeń niezanonimizowanych? Tym zagadnieniem zajmował się WSA w Warszawie, który wydał wyrok z dn. 8 września 2011 r., sygn. II SA/Wa 2134/10. W uzasadnieniu tego wyroku czytamy:

W rozpatrywanej sprawie skarżący żądał bowiem udzielenia informacji publicznej w postaci nieanonimizowanej kopii wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu z dnia 29 czerwca 2009 r., sygn. akt IV SA/Po 942/09. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu uznał, że żądana informacja zawiera dane osobowe, a więc nie może być udostępniona M.W.. W takiej sytuacji Wojewódzki Sąd Administracyjny skoro uznał, że żądane informacje zawierają dane osobowe chronione przepisami ustawy z dnia 29 sierpnia 2009 r. o ochronie danych osobowych, to słusznie wydał, zgodnie z dyspozycją art. 16 ust. 1 i ust. 2 udip, decyzję o odmowie wydania żądanej informacji.

Ponieważ dostępne są w internecie zanonimizowane orzeczenia sądów administracyjnych (a to w utrzymywanej przez NSA Centralnej Bazie Orzeczeń Sądów Administracyjnych), chociaż można jeszcze wysuwać postulaty dot. samego procesu i efektów anonimizacji takiego orzecznictwa, to jednak sądy administracyjne mają "mniej roboty" z obsługą potencjalnych wniosków o dostęp do informacji publicznej - treści orzeczeń. Kiedy takiego dostępu do zanonimizowanych orzeczeń nie zapewniono w sposób systemowy - prezes sądu powinien dokonać anonimizacji orzeczenia i udostępnienić je w takiej formie wnioskodawcy, a w pozostałym zakresie wydać decyzję administracyjną, którą odmówi udostępnienia informacji usuniętych z orzeczenia w procesie anonimizacji.

Co ciekawe - mamy tu do odnotowania interesujący spór w zakresie powagi rzeczy osądzonej. Konkretnie chodzi o to, że najpierw wnioskodawca domagał się informacji niezanonimizowanej, a potem powtórzył wniosek, przy czym domagał się informacji zanonimizowanej. Organ w drugim przypadku powołał się na powagę rzeczy osądzonej. Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który w dn. 11 kwietnia 2008 r. wydał wyrok, sygn. II SA/Wa 146/08. W uzasadnieniu tego wyroku czytamy:

W pierwszej kolejności wyjaśnienia wymaga kwestia, iż aby można było mówić o powadze rzeczy osądzonej (res iudicata), nade wszystko musi mieć miejsce tożsamość sprawy administracyjnej pod względem podmiotowym i przedmiotowym. Tożsamość ta będzie istniała, gdy w sprawie występują te same podmioty, sprawa dotyczy tego samego przedmiotu i tego samego stanu prawnego w niezmienionym stanie faktycznym. O ile w sprawie występuje niewątpliwie tożsamość podmiotowa, bowiem z wnioskami o udostępnienie informacji publicznej wystąpił ten sam podmiot, do tego samego organu, o tyle nie można zgodzić się z tym, iż mamy do czynienia z tożsamością przedmiotową sprawy. Wnioski z dnia [...] sierpnia 2007 r. i [...] września 2007 r. dotyczą bowiem różnych informacji publicznych.

(...) W świetle powyższego, nie ulega wątpliwości, że wniosek o udostępnienie informacji publicznej z dnia [...] sierpnia 2007 r. oraz wniosek o udostępnienie informacji publicznej z dnia [...] września 2007 r., nie dotyczą tej samej informacji publicznej, bowiem pierwszy z nich dotyczy udzielenia informacji publicznej prostej, drugi zaś informacji publicznej przetworzonej. Trudno więc zgodzić się z organem, iż oba wnioski są tożsame przedmiotowo. W konsekwencji nie zasługuje na uwzględnienie stanowisko organu, iż oba wnioski wszczęły sprawy tożsame przedmiotowo, a organ I instancji wydał dwie decyzje ostateczne rozstrzygające merytorycznie tą samą sprawę. (...) Reasumując, w sprawie brak jest przesłanek, by stwierdzić, iż doszło do naruszenia powagi rzeczy osądzonej (res iudicata), ponieważ wniosek z dnia [...] września 2007 r. o udostępnienie informacji publicznych w postaci orzeczeń sądowych pozbawionych danych osobowych stron występujących w tych postępowaniach należy potraktować jako wniosek o udostępnienie informacji publicznej przetworzonej. Natomiast wniosek z dnia [...] sierpnia 2007 r. jest wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej prostej - całości orzeczeń sądowych. Stąd też w sprawie wszczętej wnioskiem z dnia [...] września 2007 r. brak jest tożsamości przedmiotowej ze sprawą wszczętą wnioskiem z dnia [...] sierpnia 2007 r.

Tu pojawia się interesujący problem powagi rzeczy osądzonej w przypadku wniosków o dostęp do informacji publicznej, przed którym stoi dziś również Fundacja ePaństwo w sporze z Sądem Najwyższym (o czym będzie mowa w kolejnych notatkach). Przyjęcie takiej lub innej wykładni zakresu informacji publicznej, albo takiej lub innej wykładni "przetworzenia" informacji publicznej, może powodować trwałe zamknięcie możliwości domagania się przez konkretny podmiot określonej rodzajowo informacji publicznej od danego organu. Oczywiście można wyobrazić sobie sytuację, w której w miejsce jednego domagającego się dostępu do rodzajowo wskazanej informacji publicznej pojawia się na przykład trzy lub trzydzieści tysięcy innych podmiotów, które zaczynają się domagać dokładnie takiej samej informacji, której - ze względu na "powagę rzeczy osądzonej" nie chce udzielić organ, ale to nie rozwiązuje "systemowego" problemu.

Zauważmy jednak raz jeszcze - zdaniem NSA, które znalazło się w późniejszym orzecznictwie, a które przywołuje utrwalony w orzecznictwie i doktrynie pogląd - samo zanonimizowanie orzeczeń nie jest przetworzeniem informacji publicznej. Wiemy zatem, że treść orzeczeń jest informacją publiczną, wiemy, że konieczność anonimizacji takich orzeczeń nie jest przetworzeniem informacji publicznej. Zdaniem NSA przetworzenie pojawia się wówczas, gdy trzeba dokonać "wyboru" informacji publicznych, co jednocześnie wiąże się z analizowaniem posiadanego zasobu.

Podobnie podchodził do tego NSA w uzasadnieniu wyroku z dn. 9 sierpnia 2011 r., sygn. I OSK 976/11:

[N]ie zasługuje na aprobatę pogląd Sądu, iż wniosek K. W. nie dotyczy informacji przetworzonej. W tym względzie należy przyznać rację skarżącemu kasacyjnie Kolegium, że udostępnienie zbioru żądanych przez wnioskodawcę orzeczeń administracyjnych wydanych w okresie od 1 stycznia 2006 r. do 30 czerwca 2010 r. wiąże się z koniecznością poniesienia znacznego nakładu pracy polegającej na wyselekcjonowaniu dokumentów według wskazanych we wniosku kryteriów oraz ich zanonimizowania. Niewątpliwie samo zanonimizowanie nie stanowi przetworzenia informacji zawartej w tych dokumentach; jeżeli jednak utworzenie zbioru informacji prostych wymaga analizowania całego zasobu posiadanych dokumentów w celu wybrania tylko tych, których żąda wnioskodawca i to kosztem takiego nakładu środków i zaangażowania pracowników, które negatywnie wpływa na tok realizacji ustawowych zadań nałożonych na organ zobowiązany do udostępnienia informacji publicznej, to jest to informacja przetworzona. Udostępnienie wnioskodawcy informacji publicznej, jeżeli wiąże się z potrzebą przeprowadzenia odpowiednich analiz, zestawień, wyciągów, usuwania danych chronionych prawem, czyni takie informacje informacją przetworzoną, której udzielenie jest skorelowane z potrzebą istnienia przesłanki interesu publicznego.

I teraz rodzi się pytanie - czy takie przetworzenie pojawia się również wówczas, gdy wnioskujący domaga się udostępnienia "wszystkich orzeczeń" (a więc nie istnieje tu potrzeba analizowania zbioru, a jedynie zanonimizowania wszystkich posiadanych orzeczeń sądu, a to - jak wynika z dotychczasowych stanowisk orzecznictwa i doktryny nie jest przetworzeniem informacji)? Wniosek o udostępnienie wszystkich orzeczeń wydanych w danym sądzie jest pewnie koszmarem, który może się przyśnić sądowej administracji. Aby spać spokojnie należałoby doprowadzić do systemowego realizowania zadania publicznego, jakim jest udostępnianie informacji publicznej, a więc również wcześniejszego i bieżącego jej anonimizowania.

Ale nawet jeśli pojawia się konieczność "przetworzenia informacji", to przecież informacji publicznej przetworzonej również można się domagać.

Tu przywołam obszerny fragment innego uzasadnienia wyroku NSA, tj. wyroku NSA z dn. 7 grudnia 2011 r., sygn. I OSK 1737/11. Tu również domagano się informacji publicznej od prezesa sądu, chociaż chodziło o informacje statystyczne dot. orzekania. Oto fragment rozważań NSA:

Przystępując do oceny zarzutów zawartych w skardze kasacyjnej, za nietrafny uznać należy zarzut naruszenia art. 2 ust. 2 w związku z art. 3 ust. 1 pkt 1 U.d.i.p. poprzez jego błędną wykładnię polegającą na błędnym nadaniu przymiotu "informacji przetworzonej" informacji żądanej przez skarżącego. W literaturze i orzecznictwie utrwalił się pogląd, że informacją prostą jest informacja, której zasadnicza treść nie ulega zmianie przed jej udostępnieniem. Natomiast informacja przetworzona jest jakościowo nową informacją nieistniejąca dotychczas w przyjętej ostatecznie treści i postaci, chociaż jej źródłem są materiały znajdujące się w posiadaniu zobowiązanego. W omawianej sprawie skarżący domagał się od Prezesa Sądu Okręgowego w Częstochowie udzielenia informacji publicznej w zakresie ilości spraw rejestrowych o wpis danych do rejestru przedsiębiorców, w ramach postępowań prowadzonych przez sędziów Sądu Okręgowego w Częstochowie w ramach kontroli instancyjnej nad orzeczeniami sądów rejestrowych, począwszy od dnia 1 stycznia 2001 r. tj. od dnia wejścia w życie ustawy z dnia 20 sierpnia 1997r. o Krajowym Rejestrze Sądowym, o udział których w charakterze strony ubiegały się podmioty będące wspólnikami lub akcjonariuszami podmiotu rejestrowego, a ponadto w ilu sprawach rejestrowych spośród wskazanych w punkcie 1 podmioty te zostały dopuszczone do postępowania w charakterze strony (tj. występowały w postępowaniu jako strony i zostały wymienione w komparycji orzeczenia jako strony) oraz w ilu sprawach rejestrowych spośród wskazanych w pkt 1 odmówiono takim podmiotom dopuszczenia do postępowania oraz jakie podstawy prawne powoływano dla odmowy dopuszczenia takich podmiotów do postępowania.

Za trafne uznać należy w tej sytuacji stanowisko Sądu pierwszej instancji, że żądana informacja jest ponad wszelką wątpliwość informacją przetworzoną. Art. 3 ust. 1 pkt 1 u.d.i.p. ogranicza uprawnienie do uzyskania informacji przetworzonej poprzez konieczność wykazania, że jej uzyskanie jest szczególnie istotne dla interesu publicznego. Z brzmienia tego przepisu wynika, że nie wystarczy aby uzyskanie informacji przetworzonej było istotne dla interesu publicznego. Ma być szczególnie istotne, co stanowi dodatkowy kwalifikator przy ocenie, czy dany wnioskodawca ma prawo do jej uzyskania. W wyroku z dnia 17 października 2006 r. sygn. akt I OSK 1347/05, Naczelny Sąd Administracyjny wyraził pogląd, iż informacja publiczna przetworzona to taka informacja, na którą składa się pewna suma informacji tzw. informacji publicznej prostej, dostępnej bez wykazywania przesłanki interesu publicznego. Ze względu jednak na treść żądania, udostępnienie wnioskodawcy konkretnej informacji publicznej nawet o wspomnianym wyżej prostym charakterze, wiązać się może z potrzebą przeprowadzenia odpowiednich analiz, zestawień, wyciągów, usuwania danych chronionych prawem. Takie zabiegi czynią zatem takie informacje proste, informacją przetworzoną, której udzielenie jest skorelowane z potrzebą istnienia przesłanki interesu publicznego. Z kolei pojęcie szczególnie istotnego interesu publicznego jest pojęciem niedookreślonym nie mającym zwartej zapisanej formuły na gruncie obowiązującego prawa. Interes publiczny odnosi się w swej istocie do spraw związanych z funkcjonowaniem państwa oraz innych ciał publicznych jako prawnej całości, zwłaszcza, jeżeli związane jest ono z gospodarowaniem mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa.

Zdaniem Naczelnego Sądu Administracyjnego wnioskodawca żądający informacji publicznej przetworzonej, o której mowa w art. 3 ust. 1 pkt 1 U.d.i.p. dla jej uzyskania powinien wykazać nie tylko, że jest ona ważna dla dużego kręgu potencjalnych odbiorców ale również, że jej uzyskanie stwarza realną możliwość wykorzystania uzyskanych danych dla poprawy funkcjonowania organów administracji i lepszej ochrony interesu publicznego. W doktrynie wyrażony został pogląd, że charakter lub pozycja podmiotu żądającego udzielenia informacji publicznej, a zwłaszcza realna możliwość wykorzystania uzyskanej informacji mają wpływ na ocenę istnienia szczególnego interesu publicznego uzasadniającego uwzględnienie wniosku. Przykładem takiego podmiotu może być poseł zasiadający w komisji ustawodawczej Sejmu, radny lub też minister nadzorujący działalność podległego mu resortu. Osoby te w swoim codziennym działaniu mają rzeczywistą możliwość wykorzystywania uzyskanych informacji publicznych w celu usprawnienia funkcjonowania odpowiednich organów (J. Drachal, Dostęp do informacji publicznej. Rozwój czy stagnacja? Wystąpienie na konferencji zorganizowanej przez Polską Akademię Nauk 6 czerwca 2006 r.). Nie oznacza to jednak, że obywatel nie pełniący wskazanych wyżej lub podobnych funkcji, nie może uzyskać informacji publicznej przetworzonej. Byłby to wniosek zbyt daleko idący, a takie rozumienie art. 3 ust. 1 pkt 1 u.d.i.p. bezzasadnie ograniczałoby obywatelskie prawo do uzyskania informacji publicznej, o którym mowa zarówno w art. 61 Konstytucji RP, jak i w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Przepis art. 3 ust. 1 pkt 1 u.d.i.p. ma w istocie przeciwdziałać zalewom wniosków, zmierzających do uzyskania informacji przetworzonej dla realizacji celów osobistych lub komercyjnych i ma zapobiegać sytuacjom, w których działania organu skupione są nie na funkcjonowaniu w ramach przypisanych mu kompetencji lecz na udzielaniu informacji publicznej. Dlatego też wnioskodawca domagający się udzielenia informacji publicznej przetworzonej dla wykazania w jakim zakresie jest to szczególnie istotne dla interesu publicznego powinien wyjaśnić w jaki sposób zamierza wykorzystać uzyskane informacje dla ochrony tego interesu lub poprawy funkcjonowaniu organów administracji publicznej (por. wyrok NSA z dnia 9 grudnia 2010 r., I OSK 1768/10).

Jak zauważył NSA w przywoływanym wyżej uzasadnieniu wyroku (sygn. I OSK 977/11):

Odmowa udostępnienia informacji przetworzonej – orzekana w drodze decyzji wydawanej na podstawie art. 16 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej - może bowiem nastąpić jedynie w przypadku wykazania przez zobowiązanego do jej udostępnienia niespełnienia warunku określonego w art. 3 ust. 1 pkt 1 tej ustawy, którym jest udostępnienie informacji przetworzonej w takim zakresie, w jakim jest to szczególnie istotne dla interesu publicznego. Milczenie wnioskodawcy na wezwanie skierowane przez zobowiązanego o wykazanie szczególnie istotnego interesu publicznego w uzyskaniu informacji przetworzonej nie zwalnia bowiem zobowiązanego z ustawowego obowiązku wykazania nieistnienia takiego interesu publicznego, skoro odmowa udzielenia takiej informacji następuje w drodze decyzji możliwej do wydania tylko wtedy, gdy nie zostały spełnione warunki z powołanego art. 3 ust. 1 pkt 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej. Jeżeli bowiem zobowiązany odmawia udostępnienia informacji publicznej, to na nim spoczywa obowiązek wykazania braku takiego zobowiązania, którego warunki określone zostały w powołanym art. 3 ust. 1 pkt 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej.

Nota bene w uzasadnieniu wyroku NSA z dn. 7 grudnia 2011 r., sygn. I OSK 1505/11, Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził - oceniając przesłankę "szczególnej istotności dla interesu publicznego" w odniesieniu do dostępności "informacji na temat liczby wydanych w Warszawie decyzji o ustaleniu warunków zabudowy dla obiektów budownictwa mieszkaniowego wielorodzinnego oraz liczby wydanych w Warszawie decyzji o pozwoleniu na budowę obiektów budownictwa mieszkaniowego wielorodzinnego we wskazanym przedziale czasowym":

Przesłankę "szczególnej istotności dla interesu publicznego", określoną w art. 3 ust. 1 pkt 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej należy uznać za wypełnioną w takiej sytuacji, w której pozyskanie określonej informacji i jej upublicznienie leży w interesie nie tylko wnioskodawcy, ale także innych obywateli. W przedmiotowej sprawie bezspornym jest, iż do celów statutowych PZFD-ZP należy polepszenie warunków realizacji budownictwa mieszkaniowego, prezentowanie opinii w sprawach związanych z budownictwem mieszkaniowym, gospodarką i prawem, opiniowanie założeń projektów i ustaw oraz aktów wykonawczych, uczestnictwo w debatach publicznych i konsultacjach dotyczących budownictwa, w szczególności branży deweloperskiej (§ 8 ust. 2, 4 i 10 statutu PZFD-ZP). Tak więc uzyskane przez PZFD-ZP informacje na temat liczby wydanych w Warszawie decyzji o ustaleniu warunków zabudowy dla obiektów budownictwa mieszkaniowego wielorodzinnego oraz liczby wydanych w Warszawie decyzji o pozwoleniu na budowę obiektów budownictwa mieszkaniowego wielorodzinnego we wskazanym przedziale czasowym bez wątpienia wypełniają cele statutowe związku, a także ich uzyskanie przez wnioskodawcę leży w interesie publicznym. Jak słusznie wskazał Sąd pierwszej instancji informacje ze sfery działalności organu gminnego w zakresie budownictwa mieszkaniowego wypełniają przesłankę szczególnej istotności dla interesu publicznego, ponieważ służą analizie wpływu długości postępowań administracyjnych na proces zaspokajania potrzeb mieszkaniowych obywateli. W konsekwencji w przedmiotowej sprawie organ winien przyjąć istnienie przesłanki "szczególnej istotności dla interesu publicznego", o której mowa w art. 3 ust. 1 pkt 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej i udzielić odpowiedzi na postawione przez wnioskodawcę pytania. Zarzut błędnej wykładni art. 3 ust. 1 pkt 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej oraz art. 145 § 1 pkt 1 lit a P.p.s.a. nie mógł więc odnieść oczekiwanego skutku.

Podobnie oceniał to NSA w wyroku z dn. 9 listopada 2011 r., sygn. I OSK 1365/11, gdzie stwierdził (w kontekście dostępu do informacji w zakresie ilości spraw rejestrowych o wpis danych do rejestru przedsiębiorców, które podlegały kontroli instancyjnej od dnia 1 stycznia 2001 r., w których to sprawach o udział w charakterze strony ubiegały się podmioty będące wspólnikami lub akcjonariuszami podmiotu rejestrowego):

Udzielenie skarżącemu przez Prezesa Sądu Okręgowego informacji przetworzonej byłoby uzasadnione interesem publicznym, o tyle o ile mogłoby to realnie się przełożyć na przykład na poprawę funkcjonowania tego Sądu, bądź też sądownictwa w ogólności. W niniejszej sprawie taka sytuacja nie ma jednak miejsca, bowiem uzyskane przez skarżącego dane mogą jedynie przyczynić się do rozstrzygnięcia sprawy, w której występuje jako pełnomocnik przed Trybunałem Konstytucyjnym.

Czy istnieje szczególnie istotny interes publiczny w powszechnym i pełnym dostępie do orzecznictwa sądowego? Moim zdaniem na tak postawione pytanie należy udzielić odpowiedzi twierdzącej. W notatce pt. Co wynika z Raportu Zespołu do spraw wdrażania procedury anonimizacji i publikacji orzeczeń w Sądzie Najwyższym? (ePF vs SN #2) przedstawiałem powody, dla których orzecznictwo Sądu Najwyższego powinno być dostępne. Te same powody będą - jak uważam - wykazywały szczególnie istotny interes publiczny również w przypadku dostępu do wszystkich innych orzeczeń sądowych:

Orzecznictwo SN - czy się to przyzna, czy też nie - istotnie wpływa na linie orzecznicze innych sądów. Nie tylko media są zainteresowane danym orzeczeniem (wszak same media starają się dotrzeć do tych informacji, które są interesujące dla ich odbiorców, teoretycznie przy tym realizując funkcje kontroli społecznej). Poza szeroko pojętymi mediami z orzecznictwa sądów powszechnych korzystają (albo mogliby korzystać) również profesjonaliści, którzy reprezentują swoich klientów (w tym działające w interesie publicznym organizacje pozarządowe), ale korzystają też naukowcy. Publikacja orzecznictwa Sądu Najwyższego nie jest zatem ukłonem w stronę ciekawskich mediów, ale jest też narzędziem kontroli społecznej organów władzy publicznej, w tym sądów. W połączeniu z właściwym zastosowaniem przepisów o ponownym wykorzystaniu informacji publicznej można skonstruować narzędzia do społecznej kontroli wymiaru sprawiedliwości, identyfikować przy tym - co istotne dla jakości wymiaru sprawiedliwości - problemy istniejące w poszczególnych sądach niższych instancji (można np. przygotować statystyki, z których wynikałoby, który sąd ma największą liczbę orzeczeń, które nie utrzymały sie w toku instancji). Dostępność orzecznictwa służy podniesieniu jakości judykatów (sama dostępność tych orzeczeń może powodować, że orzecznictwo będzie bardziej przemyślane, lepiej uzasadnione, pełniej będzie korespondowało z istniejącymi przepisami, bardziej będzie odpowiadało rozstrzyganiu istotnych problemów społecznych, którego stosowanie prawa jest wszak funkcją). W konsekwencji lepiej (pełniej) przyczyni się do wykorzystania takiego orzecznictwa w procesie oceny skutków regulacji ex post, co jest jednym z elementów w dyskusji na temat procesu stanowienia prawa "opartym na dowodach". Dlatego właśnie orzecznictwo Sądu Najwyższego powinno być dostępne w całości, zaś próby anonimizacji organów sądów, składów orzekających, samych sądów (w tym ich siedzib) nie zasługuje w moim odczuciu na aprobatę.

Posługując się rozważaniami przywołanego wyżej NSA - uzyskanie pełnej dostępności (przy jednoczesnej możliwości ponownego wykorzystania, tj. re-use) orzecznictwa sądowego "stwarza realną możliwość wykorzystania uzyskanych danych dla poprawy funkcjonowania organów administracji i lepszej ochrony interesu publicznego". Pozyskanie treści orzecznictwa sądów i jej upublicznienie "leży w interesie nie tylko wnioskodawcy, ale także innych obywateli". Dostęp do takiego orzecznictwa przyczynia się do "poprawy funkcjonowania" sądów wydających owe orzeczenia, a wręcz "sądownictwa w ogólności".

Podsumowując: treść orzeczeń sądowych jest informacją publiczną, której udostępnienie powinno odbywać się na podstawie przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. Anonimizacja orzeczeń nie jest przetworzeniem informacji publicznej. Przy wniosku o dostęp do "wszystkich orzeczeń" nie ma problemu dokonania "wyboru" i "analizy" (trudno zatem mówić o konieczności przetworzenia takiej informacji publicznej, ale nawet przy uznaniu, że będziemy mieli do czynienia z "informacją przetworzoną" istnieje szczególnie istotny interes publiczny w pełnej i powszechnej dostępności orzeczeń). Wiem również, że taki wniosek o "wszystkie orzeczenia" to koszmar dla niedostosowanego do potrzeb realizowania zadań publicznych w zakresie dostępu do informacji publicznej wymiaru sprawiedliwości.

Ciąg dalszy nastąpi.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Woytas

Panie Mecenasie. Muszę przyznać, że zainteresowało mnie Pana omówienie kwestii dostępu do informacji. Tym nie mniej chciałbym zwrócić uwagę na pewne aspekty opisywanej przez Pana sprawy. Jak powszechnie wiadomo u.d.i.p. nie jest ustawą całościową, spójną i wyważoną (co rozumiem jako ochronę zarówno interesów wnioskodawców jak również ochronę prawa organów i urzędów do wykonywania powierzonych im obowiązków). Rozumne prawo powinno przede wszystkim być wykonalne. Co to znaczy wg. mnie? Otóż, ustawodawca winien określić całościowy zakres obowiązywania ustawy. Winien on także zbadać wykonalność aktu prawa przy pojawieniu się ekstremów. Innymi słowy, czy nałożone na dany organ (weźmy za przykład Prezydenta RP) przez u.d.i.p. obowiązki informacyjne będą wykonalne w przypadku, gdy w trybie wnioskowym zwróci się do wskazanego wyżej organu 30 mln obywateli (licząc, że wystosują tylko i wyłącznie jeden wniosek)? Odpowiedź jest oczywista, że ustawa w omówionym przeze mnie przypadku jest niewykonalna, a powinna być w każdym przypadku.

Drugi aspekt: żądanie wszystkich informacji w danym zakresie np. wszystkich orzeczeń sądu czy decyzji organu.

Wskazany przeze mnie problem dotyczy tzw. rozpatrywania wniosków o "masowe" udostępnienie informacji publicznej. Co Pana zdaniem stoi na przeszkodzie każdorazowemu wnioskodawcy, aby ten zamiast użerać się z urzędem i wydzierać poszczególne informacje, wystąpił z wnioskiem o wszystkie dokumenty zgromadzone w danym urzędzie, sądzie itp.? Jedyną obroną przed takim wnioskiem jest powołanie się na przetworzenie. Jak wynika z Pana analizy przepisów, byłaby to suma informacji prostych, która nie wymagałaby przeprowadzania jakiejkolwiek selekcji dokumentacji poprzez użycie słowa "wszystkie", a jedyna w zasadzie uciążliwość to anonimizacja. W tym przypadku zgodziłbym się z wyrokiem WSA w Krakowie sygn akt II SA/Kr 1354/11, w którym stwierdzono, że wniosek obejmujący w istocie jeśli nie całość działalności organu administracyjnego, to zdecydowaną większość tejże działalności za okres kilku lata nie jest wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej, ale formą kontroli organu administracyjnego.

trzeci aspekt: ochrona danych osobowych i prawa do prywatności.

Stwierdzam z całą stanowczością, że u.d.i.p. gwałci jedno z podstawowych praw - prawo do prywatności, chroniąc jednakże dane osobowe. Za przykład niech posłużą decyzje podejmowane w sprawach indywidualnych z zakresu administracji publicznej. O ile u.d.i.p. zobowiązuje do ochrony praw wynikających z ustawy o ochronie danych osobowych, to zdecydowanie narusza prawo do prywatności podlegającej ochronie konstytucyjnej. Przykład: Przypuśćmy, że jestem natrętnym sąsiadem Pana Mecenasa. Korzystając z przepisów u.d.i.p. oraz znając nr Pana działki (co nie stanowi większego problemu - na stronach BIP urzędów znajdują się adresowe mapy wraz numeracją poszczególnych działek) wnioskuję o wszelkie decyzje i postanowienia oraz inne rozstrzygnięcia organów zapadłe w postępowaniach, w których Pan jest stroną. Jest to poniekąd deprecjonowanie przepisów k.p.a., bo Pan jako strona ma możliwość czynienia odpisów, notatek i kopii z akt sprawy we własnym zakresie, ja natomiast pozyskuję informacje z akt Pana sprawy bez wychodzenia z domu i posiadam dokładnie taką samą wiedzę jak Pan. Oczywiście, Pan otrzymuje akty administracyjne w odpisie, ja tylko zanonimizowaną kopię, ale i tak pozyskuję informacje w żądanym zakresie. Orzecznictwo sądów a propos uzyskiwania odpisów dokumentów na podstawie u.d.i.p. dopiero w 2012r. zostało utrwalone, choć sądy nadal wykazują niekonsekwencję w tej materii. SN w sprawie wydawania odpisów wypowiedział się już w wyroku wydanym w 1997r. to jednak dopiero NSA w tezie do wyroku wydanym w 2012r. podzielił pogląd SN. Jeszcze nieco wcześniej, bo w 2011r. WSA nagminnie nakazywały wydawanie odpisów dokumentów np. II SAB/Wa 319/10, pomimo iż organ udostępniał kopie dokumentów.

Na dzisiaj tyle moich rozważań. Jest ich - przyznam - wiele, ale mam nadzieję, że będę miał jeszcze sposobność przedstawienia pozostałych wątpliwości i z Pana pomocą rozwianie ich w sposób ostateczny. Pozdrawiam.

Urzednicy nie pojmuja ustawy o dip?

Mylne jest twierdzenie przedmowcy, ze gdy do podmiotu zobowiazanego w trybie wnioskowym ustawy o dip zwroci sie 30 mln obywateli (licząc, że wystosują tylko i wyłącznie jeden wniosek), to zrealizowanie takiego wniosku nie bedzie wykonalne. Jak najbardziej bedzie wykonalne poprzez udostepnienie zadanej informacji w BIP. Poza tym przyklad jest abstrakcyjny, bo taka sytuacja, ze tyle osob zwroci sie z wnioskiem w praktyce sie nie zdarzy.

Dlaczego przedmowca uwaza, ze trzeba sie bronic przed udostepnieniem wszytkiego? Wszystko co jest informacja publiczna powinno byc automatycznie udostepnione w BIP wowczas nie trzeba sie bedzie "bronic", a jedynie odeslac do BIP. Urzednik pelni role sluzebna wobec Narodu i jednym z podstawowych konstytucyjnych obowiazkow m.in. urzednika jest udostepnianie informacji publicznych - to jedno z jego podstawowych zadan, przed ktorym nie powinien sie "bronic".

Co do prawa do prywatnosci to Konstytucja RP chroni tez i to moze nawet w wiekszym stopniu, prawo dostepu do informacji publicznej. Skoro przedmowca twierdzi, ze ustawa o dip gwalci prawo do prywatnosci, to dlaczego w rownym stopniu przedmowca nie ma pretensji odnosnie zapisow np. w kpc i kpk, ktore gwalca prawo do prywatnosci w jeszcze wiekszym stopniu niz udip, gdyz na rozprawy, ktore co do zasady sa jawne, moze przyjsc kazdy i kazdy moze sobie posluchac wszystkich danych osobowych i innych danych, ktore sa przedstawiane na rozprawie przez osoby prywatne.

Szeroki dostep do informacji publicznej potwierdzaja poglady prezentowane w doktrynie, m. in. Mariusza Jendry Dostęp do informacji w świetle orzecznictwa sądowego (Gazeta Samorządu i Administracji nr 1): Orzecznictwo sądów administracyjnych wyrosłe na gruncie ustawy o dostępie do informacji stosuje więc w praktyce bardzo szeroką interpretację. - Wszystko to, co znajduje się w polu zainteresowania podmiotów publicznych, staje się informacją publiczną, niezależnie, od jakiego podmiotu ona pochodzi - podsumowuje sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego prof. dr hab. Małgorzata Jaśkowska. Skutkiem tego osoba fizyczna, dostarczająca dokument do organu publicznego, musi się liczyć z tym, że (poza wyjątkami dotyczącymi ochrony danych osobowych oraz innych danych chronionych) stanie się on informacją dostępną powszechnie.

Podobnie w wyroku NSA z dnia 5 kwietnia 2013 r., sygn. I OSK 191/13 sad w uzasadnieniu wyroku stwierdzil:
"Każda procedura tocząca się przed organami państwa – nawet taka, która kończy się zawarciem umowy – ma charakter postępowania w sprawie publicznej, a podmiot decydujący się na udział w takiej procedurze musi liczyć się z tym, że podawane przez niego informacje będą objęte zakresem sprawy o charakterze publicznym."

W uzasadnieniu wyroku NSA z dnia 21 lipca 2011 r., sygn. akt I OSK 678/11 NSA interpretując prawo do informacji, stanął na stanowisku, że jeżeli stanowi ono prawo konstytucyjne, to ustawy określające tryb dostępu do informacji powinny być interpretowane w taki sposób, aby zagwarantować obywatelom szerokie uprawnienia w tym zakresie, a wszelkie wyjątki powinny być rozumiane wąsko. Oznacza to stosowanie w odniesieniu do tych ustaw takich zasad wykładni, które sprzyjają poszerzaniu, a nie zawężaniu obowiązku informacyjnego.

Analogiczne stanowisko wynika również z wcześniejszych wyroków NSA dotyczących tej tematyki, jak wyrok z dnia 7 marca 2003 r., sygn. II SA 3572/02, w którym NSA wyraził pogląd, że prawo do informacji jest zasadą, a wyjątki od niego powinny być interpretowane ściśle.
Na uwagę zasługuje również, teza wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z dnia 12 października 2010 r., sygn. II SA/Wa 933/10, zgodnie z którą z treści art. 1 u.d.i.p. jak i art. 61 Konstytucji wynika, że ustawodawca chciał, aby dostęp do informacji był jak najszerszy, dlatego też uwzględniając konstrukcję art. 1 ustawy należy uznać, że zasadą powinno być udostępnianie informacji publicznej… Podmiot do którego wpłynął wniosek o udzielenie informacji publicznej powinien przede wszystkim dążyć do tego, aby udzielić informacji.

Sąd Najwyższy 8 listopada 2012 r. oddalił skargę kasacyjną warszawskiego Ratusza (sygn. akt I CSK 190/12), uznał, że nazwiska i imiona osób, z którymi miasto zawiera umowy o dzieło lub zlecenia, nie są chronione ze względu na prywatność, co oznacza, że gmina musi je ujawnić na żądanie każdego, kto tego zażąda:
"Pozostałe umowy dotyczyły obsługi systemu elektronicznego, analizy socjologicznej i zorganizowania konferencji. Zostały one zawarte przez określone osoby fizyczne z podmiotem publicznym, jakim jest Miasto W. Osoby takie musiały liczyć się z tym, że ich personalia nie pozostaną anonimowe. Dla osoby żądającej dostępu do informacji publicznej, związanej z zawieraniem umów cywilnoprawnych przez jednostkę samorządu terytorialnego, imiona i nazwiska stron takich umów są często ważniejsze niż ich treść i jest to z oczywistych względów zrozumiałe. Trudno byłoby w tej sytuacji bronić poglądu, że udostępnienie imion i nazwisk osób w rozważanej sytuacji stanowiłoby ograniczenie w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw tych osób (art. 31 ust. 3 i art. 61 ust. 3 Konstytucji RP). W konsekwencji należy zatem przyjąć, że ujawnienie imion i nazwisk osób zawierających umowy cywilnoprawne z jednostką samorządu terytorialnego nie narusza prawa do prywatności tych osób, o którym mowa w art. 5 ust. 2 u.d.i.p."

Zwrocic tez mozna uwage, ze udostepniajac informacje w ramach udip udostepnia sie tresc informacji, ktora nie musi miec formy kserokopii lub odpisu (moze to byc np. tresc informacji umieszczona jako tekst w wiadomosci e-mail badz w zalaczeniu do e-maila jako plik edytora tekstowego z trescia informacji czy tez plik w formacie pdf itp. itd.).

Jak z tego widac, przedstawione przez przedmowce kwestie wynikaja raczej nie z rzeczywistych problemow, tylko z niewystarczajcej znajomosci lub nieprawidlowego pojmowania (interpretowania) ustawy o dip, Konstytucji RP i tego czym jest, jaka ma role i jak wazne jest prawo dostepu do informacji w demokratycznym panstwie prawnym oraz jaka role pelni urzednik i jakie z tego wynikaja dla niego obowiazki.

Wyrok NSA, a zdrowy rozsądek to często dwa światy.

Witam.

Pozwolę sobie krótko.

Urząd ma obowiązek podać informację publiczną czyli ile i na co wydał pieniędzy z budżetu czyli pieniędzy zebranych od podatników.
Kwestią zaś komu zapłacił, to już aspekt wręcz śledczy. Dlatego uważam, że informacje w BIP-ie powinny zawierać następujące informacje.

W przypadku zakupów:
1. Co kupiono.
2. Ile za to zapłacono
3. Z jakich środków pokryto koszt zakupu
4. W jaki sposób realizowano zakup (przetarg, zakup z wolnej ręki)
5. Uzasadnienie konieczności zakupu

Informacja o tym kto personalnie otrzymał określone pieniądze, to inny aspekt informacji i nie jest on dla mnie informacją publiczną!

Do oceny działalności urzędu nie potrzebne są nazwiska, ale informacje o kosztach funkcjonowania urzędu i zasadności zakupu.
Natomiast kto otrzymał zapłatę, to informacja dla Urzędu Skarbowego bądź organów kontrolnych.
Ja rozumiem uzasadnienie NSA w cytowanym wpisie. Nie mniej jednak, uważam iż NSA znacząco się myli co zakresu jawności informacji.
W celu dokonania społecznej oceny kompetencyjności urzędu lub zasad finansowania, niezbędne i wystarczające są jedynie zanonimizowane dokumenty. W przypadku powstania doniesienia do prokuratury o czynie niezgodnym z prawem, nazwiska osób związanych z danym dokumentem będą znane organom właściwym w postępowaniu. Natomiast nie staną się pożywką plotek czy "atrakcyjnych" doniesień medialnych.

W przypadku działalności merytorycznej:
1. Czego sprawa dotyczyła
2. Stanowisko urzędu
3. Czy jest lub było odwołanie od stanowiska
4. Stan prawny stanowiska urzędu (np. uchylone)
5. Koszty odszkodowania jeśli były zasądzone przez sąd.
6. Kwota opłaty z tytułu realizacji sprawy.

To po co tu jakiekolwiek nazwiska?

Aby ocenić koszty błędnych decyzji urzędniczych, nie ma potrzeby znać nazwisk ani urzędników, ani strony postępowania!
Te nazwiska staną się wiadome właściwym organom, gdy zostanie wszczęte postępowanie wyjaśniające!

Reasumując.
Ja stoję na stanowisku, że informacją publiczną jest ILE WYDANO I NA CO oraz NA JAKICH ZASADACH, a nie komu zapłacono! Naruszenie prawa jest związane nie z nazwiskiem osoby będącej stroną sprawy, a z formą realizacji tejże sprawy!! Co do samych przetargów. To i tak w większości bywają finalizacją umów wcześniejszych! To po co nazwiska? Dlatego nie zgadzam się z uzasadnieniem NSA!

Pozdrawiam.

Myślę, że jednak "komu

krzyszp's picture

Myślę, że jednak "komu zapłacono" również jest informacją publiczną z prostego powodu - jeżeli dowiem się, że wszystkie komputery do urzędu zamówiono z wolnej ręki w firmie Kowalski Sp.z o.o., wszystkie materiały biurowe w Kowalski Sp.z o.o., papier toaletowy w Kowalski Sp.z o.o., pomieszczenia za bezcen wynajęto firmie Kowalski Sp.z o.o., która jednocześnie zatrudnia wszystkie sprzątaczki w tym urzędzie, to ja bym chciał o tym wiedzieć (np. żeby zasygnalizować to odpowiednim organom).

A przecież tak łatwo jest odciążyć urzędników od pracy nad opracowywaniem odpowiedzi - po prostu każdą decyzję po wydaniu otagować i opublikować w BIP'ie...
--
Pozdrawiam,
krzyszp

U nas nazwiska oskarzonych,

U nas nazwiska oskarzonych, podejrzanych (i pokrzywdzonych chyba czasem tez?), sie ukrywa, a np. w Wielkiej Brytanii nie. Dochodzi przez to do takich absurdow, ze gdy jakas sprawa w prasie w Wielkiej Brytanii dotyczy Polakow, to w polskiej prasie ich nazwiska sa zanonimizowane, a w brytyjskiej juz nie, co skwapliwie wykorzystuja komentatorzy pod artykulami prasowymi podajac pelne nazwiska.
W ogole w Europie Zachodniej wydaje sie, ze tendencja do utajniania stron postepownaia jest znacznie mniejsza niz w Polsce. Wystarczy chociazby spojrzec na wyroki Trybunalu w Strasburgu lub wyroki TSUE. Tylko w dobrze uzasadnionym przypadku tozsamosc moze byc w tych trybunalach ukryta i zanonimizowana do inicjallow.
Tymczasem u nas tendencja do anonimizacji sie zwieksza, a nie zmniejsza, bo juz chca na wokandach anonimizowac nazwiska.

Pokusa argumentu, iż urząd posiada zbyt wiele informacji

To ciekawy głos, więc pozwolę sobie również wyrazić własne stanowisko.
Pokusa sięgnięcia do argumentu, iż urząd posiada zbyt wiele informacji, aby je udostępniać jest kusząca tak bardzo, że wypycha ze świadomości o wiele bardziej doniosły argument będący drugą stroną tej samej monety. Dlaczego właściwie państwo lub działający w jego imieniu urząd ma posiadać tak wiele informacji? Pojawienie się „informacji” w urzędzie oznacza kosztowny proces. Po pierwsze musi się pojawić podstawa prawna, ktoś musi podjąć inicjatywę legislacyjną, odpowiednie organy muszą wykonać swoje procedury. Po drugie urząd musi wdrożyć swoje procedury, dopasować własną organizację. Dalej, organy kontroli stosowania prawa otrzymują kolejny obszar podlegający rozpoznaniu. To wszystko kosztuje (nie wspominając, ile kosztuje jeszcze defraudacja itp.), a finansowane jest przez obywateli z podatków. Czy naprawdę chcemy, aby urzędy miały tak dużo informacji? Czy nas na to stać?

Nie można też akceptować bezradności urzędów w realizacji prawa dostępu do informacji publicznej. Nie muszą przecież prowadzić oddzielnej korespondencji na każdy indywidualny wniosek. Po to zostały opracowane publikatory informatyczne (BIP), aby z nich korzystać. W ten sposób we wskazanym powyżej przykładzie urząd Prezydenta RP może być zasypany nie tylko wnioskami od 30 mln obywateli, ale możemy ze spokojem dorzucić miliony obywateli innych państw Europy lub innych części świata (dostęp do informacji publicznej nie jest związany z obywatelstwem). Jednak poza zgromadzeniem znacznych ilości makulatury, nic groźnego urząd Prezydenta (czy dowolny inny urząd) nie spotka. Udostępnianiu na wniosek podlega tylko informacja publiczna, która nie została udostępniona w Biuletynie Informacji Publicznej (vide art. 10).

Woytas

Panowie przedmówcy nie zapoznali się chyba dokładnie z aktualnym orzecznictwem. Umieszczenie jakiejkolwiek informacji nie zwalnia z podmiotu zobowiązanego do udostępnienia np. umowy na wniosek zainteresowanego. Jak twierdzą sądy administracyjne - sposób i formę określa zainteresowany, a nie podmiot zobowiązany do udostępnienia.

Inną, poruszaną przez Państwa sprawą jest kompleksowe rozwiązanie problematyki udostępniania informacji. Można osiągnąć powyższe ustalając odgórnie (ustawowo), jakie informacje obligatoryjnie podlegają udostępnieniu (powiedzmy w formie "masowej") np. obligatoryjne zamieszczenie skanów decyzji, postanowień, wyroków itp. oraz precyzyjne określenie, co stanowi informację. Powinno być rzeczą niezbędną dla prawników i urzędników, a przede wszystkim sędziów istnienie definicji informacji, a nie takiej jak obecnie - nieostrej i niedookreślonej, która w zasadzie na nowo jest definiowana w każdym postępowaniu sądowo-administracyjnym. Większość informacji publicznych jest zamieszczana w BIP (w szczególności sprawozdania i informacje związane z wydatkowanie publicznych środków). Osoba, która ma naprawdę szczere intencje oraz chce faktycznie uzyskać żądaną informację może to to bez problemu osiągnąć poprzez odszukanie jej w BIP, ewentualnie doprecyzowanie w trybie wnioskowym. Natomiast występowanie, jak bardzo często się zdarza (ewidentne nadużywanie prawa do informacji), że zainteresowany występuje np. z wnioskiem o udostępnienie w formie kopii bądź skanu całej dokumentacji zgromadzonej w archiwum bądź wszystkich aktów administracyjnych z okresu 20 lat, to takie żądanie czyni takowy wniosek wręcz niewykonalnym. Innym kuriozalnym niewątpliwie nadużywaniem prawa do informacji jest nadawanie wnioskowi jedynie pozornej formy wniosku o informację publiczną np. występowanie z żądaniami w sprawach wyjaśnień przepisów prawa, udzielania komentarzy, uzyskania informacji, które w na podstawie innych ustaw podlegają opłacie skarbowej, żądanie odpisów dokumentów itp. Powyższe jest ewidentnym obejściem prawa przy użyciu ustawy o dostępie do informacji publicznej. Kolejnym (już nie chciałbym się powtarzać - kuriozalnym) przykładem wykorzystywania przepisów prawa do informacji jest występowanie z żądaniami o każdą informację. Dam przykład: wnioskodawca zwraca się do podmiotu zobowiązanego np. urzędu miasta, z wnioskiem o poinformowanie ile "kibli" i "pisuarów" znajduje się w budynku urzędu, jakie są media i przyłącza w każdym pomieszczeniu oraz np. z wnioskiem o poinformowanie o dokładnych wymiarach każdego z pomieszczeń itp. (potwierdzam, że są to autentyczne przykłady). Jest to w moim przekonaniu skandal i ośmieszanie autorytetu państwa.
Nie zgadzam się z Państwem, że deprecjonowanie zawodu urzędnika i zrzucanie całej winy na tą służbę (bo tak się w zasadzie powinno określać to zajęcie) jest zasadne. Skoro wielokrotnie profesjonaliści i znawcy prawa (czytaj: adwokaci, radcowie i sędziowie) mają ogromny problem z właściwą egzemplifikacją prawa, to nie można czynić zarzutu tylko i wyłącznie jednej "korporacji", bo to ona jako pierwsza dokonuje oceny wniosków i wykładni prawa, a to podlega w dalszej ocenie instancyjnej. Natomiast największa odpowiedzialność spoczywa na podmiocie udostępniającym.

Do 1 Pana: Doprawdy dziwię się Panu, że można stawiać prawo do informacji nad prawem do prywatności. Choć uważam za kuriozalny wyrok i błędnie zinterpretowany Sądu Najwyższego wydany w przedmiocie obowiązku udostępniania danych przedsiębiorców z umów cywilnoprawnych (uzasadnienie, że dane takich osób muszą być jawne, bo czerpią dochód z publicznych pieniędzy, jakby zapłata za wykonaną pracę i włożony wkład finansowy była jałmużną od państwa - jest najdelikatniej rzecz ujmując śmiechu warte), to niemniej jestem w stanie zrozumieć celowość udostępniania takich informacji. Ale za cholerę nie rozumiem, jaki jest cel przekazywania informacji w indywidualnych sprawach z zakresu administracji publicznej np. kiedy burmistrz miasta wydał mojej osobie, i czy wydał, zgodę na wyjazd z posesji itp. podobne żądania. Jakim prawem jakiś obcy obwieś ma interesować się moim prywatnym życiem, moimi przedsięwzięciami, jakim prawem? Nad każdym takim aktem jest kontrola w postaci np. odwołania czy zażalenia, a także złożenia zawiadomienia do odpowiednich instytucji. Jeżeli funkcjonariusz publiczny wydał np. decyzję nie po mojej myśli to składam odwołanie. Jeżeli jestem tylko sąsiadem, burmistrz za flaszkę wydał przychylną decyzję i ta decyzja narusza mój interes również mam zdolność postulowania i w określonych sytuacjach staję się stroną. Autor 1 komentarza bezsprzecznie nie zna przepisów prawa do informacji, twierdząc że wklejenie treści jakiegoś dokumentu w pole edycji np. maila i przesłanie go wnioskodawcy jest należytym wypełnieniem obowiązku informacyjnego. Otóż szanowny Panie, informacją jest nie tylko treść, ale i forma. Jeżeli zainteresowany domaga się nie tylko treści ale i formy informacji (czyli ważny także nośnik informacji), to wówczas należyte zrealizowanie wniosku odbędzie się poprzez: sporządzenie kserokopii bądź skanu i w takiej formie przeniesienie go na powszechnie stosowany nośnik np. CD lub skrzynkę poczty elektronicznej. Stąd właśnie wynika (a o czym dokładnie informowałem we wcześniejszym poście) problem z daleko idącym żądaniem wydawania informacji w formie ODPISU DOKUMENTU. Stawiam 100 zł, że Pan z komentarza nr 1 jest trollem z watchdoga lub sllgo, któremu płacą za zarzucanie blogów anty-komentarzami i zawalaniem ich bezwartościowymi i licznymi orzeczeniami. Niech osobnik ten spróbuje swoich sił z cytowaniem orzecznictwa przed sądami administracyjnymi to dowie się, że wyrok wydany w poszczególnej sprawie wiąże tylko sąd, który go wydał i strony tegoż postępowania, a nie inne sądy i składy orzekające. Sąd niższej instancji jest związany tylko i wyłącznie wykładnią sądu wyższej instancji w przypadku skorzystania strony z procedury odwoławczej. Proponuję zatem odrobinę pokory i szerszego spojrzenia na problem. Zdaję sobie sprawę, że psucie wam interesu i błogostanu nie jest przez was tolerowane. Nie chce mi się już opisywać, a znam doskonale sprawę, jak takie organizacje wykorzystują konstytucyjne prawo do informacji (i przez to sami deprecjonują jej przepisy) do prywatnych celów m.in. pozyskiwanie olbrzymich dotacji unijnych i państwowych na swoją rzekomo szczytną działalność, zakładanie wielu placówek w całej Polsce i zatrudnianie w nich swoich rodzin i krewnych (to się nazywa nepotyzm). Na ogół ci liderzy są tak zmyślni, że zakładając placówkę w jednym mieście (i działając w niej pro publico bono) są zatrudniani w placówce w sąsiednim mieście ( oczywiście już nie pro publico bono) za ogromnym wynagrodzeniem. Powszechną praktyką jest, a jakże, wynajmowanie pomieszczeń na biura od swoich bliskich krewnych (bo oni też muszą z czegoś żyć). Mógłbym w tym miejscu przytoczyć bardzo wiele argumentów przeciwko takim instytucjom jak watchdog i sllgo, które nie mają nic wspólnego z ochroną prawa do informacji. Twierdzę, że jedynymi obrońcami, a także osobami które mogą w jakikolwiek sposób ucywilizować przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej mogą być osoby trzeźwo myślące i analizujące przepisy ustawy jak Pan Mecenas.

Ps. Na koniec temat do przanalizowania - czy jest zasadnym obciążanie odpowiedzialnością karną podmiot zobowiązany - chodzi konkretnie o art. 23 u.d.i.p. w sytuacji, w której zarówno ustawa jak i Konstytucja nie określają szczegółowo, co jest przedmiotem przestępstwa? Ponadto brak jest definicji, czym jest informacja publiczna, bo np. każdy może zdefiniować czym jest kradzież, a informacja publiczna nie. W moim przekonaniu przepis ten rażąco narusza Konstytucję, a ponadto stoi w opozycji do zasad wyrażonych w prawie karnym. Wspomnę tylko, że przepis ten jest w stalinowski sposób wykorzystywany przez wyżej wspomniane instytucje do obalania w sposób antydemokratyczny osób wybranych w powszechnych wyborach. Wybaczcie za złośliwości względem tychże "zasłużonych dla sprawy" stowarzyszeń, ale przytoczone przeze mnie argumenty wynikają nie z chęci dokuczenia komukolwiek, ale z faktów, jakie miałem sposobność zaobserwować. Pozdrawiam ludzi potrafiących dyskutować m.in. Pana Andrzeja (2 komentarz).

Jak

VaGla's picture

Jak i komu chce Pan przekazać te 100 złotych, które Pan postawił na to, że "Pan z komentarza nr 1 jest trollem z watchdoga lub sllgo, któremu płacą za zarzucanie blogów anty-komentarzami i zawalaniem ich bezwartościowymi i licznymi orzeczeniami".

Raz, że rzucił Pan bezpodstawną i całkiem "nieodpowiedzialną" sugestię w stosunku do watchdog.org.pl (dawniej SLLGO), że płaci za komentarze, dwa, że zastosował Pan wycieczkę osobistą. A w tym serwisie nie jest to mile widziana praktyka.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

prawo do informacji a olbrzymie dotacje

takie organizacje wykorzystują konstytucyjne prawo do informacji (i przez to sami deprecjonują jej przepisy) do prywatnych celów m.in. pozyskiwanie olbrzymich dotacji unijnych i państwowych

Jak konkretnie się to robi? Chętnie nauczę się pozyskiwania olbrzymich dotacji za pomocą konstytucyjnego prawa do informacji.

"Nie chce mi się już

"Nie chce mi się już opisywać, a znam doskonale sprawę, jak takie organizacje wykorzystują konstytucyjne prawo do informacji (i przez to sami deprecjonują jej przepisy) do prywatnych celów m.in. pozyskiwanie olbrzymich dotacji unijnych i państwowych na swoją rzekomo szczytną działalność, zakładanie wielu placówek w całej Polsce i zatrudnianie w nich swoich rodzin i krewnych (to się nazywa nepotyzm). Na ogół ci liderzy są tak zmyślni, że zakładając placówkę w jednym mieście (i działając w niej pro publico bono) są zatrudniani w placówce w sąsiednim mieście ( oczywiście już nie pro publico bono) za ogromnym wynagrodzeniem. Powszechną praktyką jest, a jakże, wynajmowanie pomieszczeń na biura od swoich bliskich krewnych (bo oni też muszą z czegoś żyć). Mógłbym w tym miejscu przytoczyć bardzo wiele argumentów przeciwko takim instytucjom jak watchdog i sllgo, które nie mają nic wspólnego z ochroną prawa do informacji. "

nie naleze do zadnego NGO, stowarzyszenia lub partii, moglby Pan wymienic te organizacje, jesli sie ma wiedze o przekretach to trzeba ja upublicznic (jesli sie nie myle to nawet powinno sie to zglosic do prokuratury) a tak to Pan skazuje ludzi na domysly i sieje niepotrzebny ferment

jedyny problem z NGO jaki pamietam to byla sprawa z KidProtect (czy jak to sie tam nazywalo), jesli ma Pan jakies inforacje o innych podobnych sprawach to powinien je Pan upublicznic a nie uzywac zwrotow typu: "wiem ale nie powiem", "zainteresowani na pewno wiedza o czym mowie", NGO, ktore robia pracuja solidnie (bez ww. kantow) beda tez wdzieczne za pomoc w oczyszczeniu srodowiska

jeszcze jedno, rozumiem ze zwrot "Pan Mecenas" odnosi sie do Pana Waglowskiego, jesli tak to tu zachodzi pewna sprzecznosc, jednoczesnie Pan gani NGO z drugiej strony chwali "Pana mecenasa", ktory w NGO sie udziela, rozumiem, ze NGO w ktorych dziala "Pan mecenas" sa dobre (osobiscie tez tak uwazam), jednakze prosilbym o informacje o tych zlych jesli Pan je posiada (bo inaczej mowi Pan jak polityk)

tutaj jest artykul o

tutaj jest artykul o problemach z niektorymi NGO - niestety jest takich kilka (Pana opisy sa podobne do tych zamieszczonych w artykule, nie sugeruje ze Pan strescil powyzszy artykul, moze posiada Pan rzezcywiscie jakies informacje o nierzetelnych NGO, uwazam, ze dla dobra tych rzetelnych warto naglosnic tzw. czarne owce)

Jeszcze wczesniejszy artykul

Jeszcze wczesniejszy artykul na takie tematy jest tutaj:
http://www.aferyprawa.eu/Porady/Fikcyjna-dzialalnosc-organizacji-rzekomo-udzielajacych-bezplatnych-porad-prawnych-czesc-1

Ale akurat te organizacje watchdog wymienione w komentarzch w niniejszym watku wydaja sie dzialac jak najbardziej ok i nie sa fikcyjne (udzielaja rzeczywistej bezplatnej pomocy i wsparcia dla zwyklych ludzi, ktorzy o to poprosza), a sprawozdania, w tym chyba tez finansowe, publikuja otwarcie na swoich stronach internetowych.

problemy z NGO a informacja publiczna

Artykuł dotyczy odpisów, a nie "olbrzymich dotacji", poza tym nic nie wiadomo o tym, żeby wymienione fundacje nadużywały jakoś konstytucyjnego prawa informacji - a wątek dotyczy przede wszystkim tego własnie zarzutu.

ale jest tam o tzw.

ale jest tam o tzw. "ustawieniu sie" dzieki NGO, pokazalem tylko, ze w NGO sa problemy, zeby nie bylo, ze jestem jakims fanbojem i poprosilem o informacje odnosnie zarzutow od Pana Woytasa i tyle

Prosze o wskazanie

Prosze o wskazanie przykladow wyrokow, gdzie pomimo udostepnienia informacji w BIP sad administracyjny nakazal jeszcze udostepnienie informacji na wniosek, pomimo ze organ odeslal wnioskodawce do BIP w odpowiedzi na wniosek.

Informacji publicznej nie da sie okreslic zamknietym katalogiem, bo zawsze sie znajda jakies informacje publiczne, ktore umknely ustawodawcy i nie zostaly ujete w katalogu.

To dobrze, ze ktos prosi o udostepnienie informacji z okresu ostatnich 20 lat. Prosze taki wniosek potraktowac jako terminowy "kontrakt" z terminem zawitym do udostepnienia informacji w BIP (mozna jesli zajdzie rzeczywista potrzeba przedluzyc termin do 2 m-cy). Takie informacje dawno powinny byly zostac w BIP udostepnione, ale wiadomo, ze jak nie ma terminu to sie zawsze w urzedzie znajdzie jakis pretekst, aby sie tym nie zajmowac, a dzieki takiemu terminowi urzad zostanie zmobilizowany do udostepnienia tego w BIPie raz na zawsze.

A coz jest zlego w zadaniu kazdej informacji publicznej? Byc moze dla podmiotu zobowiazanego dana informacja publiczna jest niewazna, ale dla wnioskowdacy moze byc inaczej.
Nie ma tez nic zlego w wykorzystywaniu informacji publicznych do prywatnych celow.

Skoro niektorzy zwykli wnioskodawcy niejednokrotnie o wiele czesciej niz urzednicy potrafia prawidlowo i zgodnie z linia orzecznicza oraz doktryna zinterpretowac prawo do udip, to zarzuty, ze niektorzy urzednicy tego nie potrafia lub nie chca poprawnie zrobic, sa IMHO na miejscu.

Jakim prawem? Prawem dostepu do informacji publicznej. Dlaczego podobnych zarzutow nie stawia Pan/Pani odnosnie tego, ze "jakiś obcy obwieś bedzie interesować się Pana/Pani prywatnym życiem, Pana/Pani przedsięwzięciami" podczas Pana/Pani rozprawy, jako publicznosc, przeciwko dowolnemu, w tym prywatnemu, podmiotowi w sadzie?

Stroną postepowania toczacego sie pomiedzy dwoma innymi stronami w postepowaniu administracyjnym wcale nie jest latwo sie stac, bo nawet jesli sie ma interes faktyczny to zwykle nie bedzie sie mialo interesu prawnego, aby miec status strony (a przynajmniej orzecznictwo tak czesto twierdzi).

Oczywiscie, ze forma ma znaczenie (i zdaje sobie z tego doskonale sprawe), jesli wnioskodawca ja okresli, nie mial moj wpis na celu wyczerpujacego omowienia tematu, a tylko zwrocenie uwagi, ze nie zawsze musza byc udostepnianie odpisy i kopie (bo ktos mogl tak zinterpreowawac Pana/Pani pierwszy wpis).

Moim zdaniem poprzez forme w ustawie o dip przede wszystkim rozumie sie czy ma to byc forma pisemna, elektroniczna czy ustna oraz dodatkowo nalezy okreslic w jaki sposob / na jakim nosniku ma byc udostepniona. Ale nawet jesli przyjac, ze mozna w ramach udip sprecyzowac, ze chodzi o wydanie odpisu, to jesli ktos zarzada 30 mln odpisow wowczas mozna stwierdzic, ze nie ma mozliwosci (np. technicznych, organizacyjnych) udostepnienia takiej ilosci odpisow i zamiast tego zaproponowac umieszczenie informacji w BIP. Byloby takie postepowanie zgodne z ustawa (vide art. 14). Zatem nie ma problemu.

"Stawiam 100 zł, że Pan z komentarza nr 1 jest trollem z watchdoga lub sllgo, któremu płacą za zarzucanie blogów anty-komentarzami i zawalaniem ich bezwartościowymi i licznymi orzeczeniami."

No to przegral Pan/Pani. Prosze ww. kwote wplacic na rzecz ww. organizacji lub wlasciciela niniejszej strony.

To bardzo ciekawe, ze urzednicy postrzegaja wnioskodawcow o udip jako trolli. :(

Czy musimy omawiac az takie podstawy jak kwestia tego " że wyrok wydany w poszczególnej sprawie wiąże tylko sąd, który go wydał i strony tegoż postępowania"? Oczywiscie, ze tak jest, ale sady staraja sie ujednolicac orzecznictwo, stad tez niejednokrotnie kieruja sie w swoim orzekaniu orzeczeniami innych sadow.
W ten sposob nasze prawo staje sie de facto coraz bardziej precedensowe, a z kolei w krajach z systemem common law, gdzie maja prawo precedensowe coraz czesciej stosuje sie prawo na mocy zapisow ustaw, zatem oba te systemy z biegiem czasu spotkaja sie gdzies posrodku.

"Proponuję zatem odrobinę pokory i szerszego spojrzenia na problem."

Tez to proponuje.

Nie wiem jak dokladnie dzialaja organizacje o jakich Pan/Pani wspomina, bo tego nie analizowalem i nie mam z nimi nic wspolnego, ale na podobnej zasadzie ogolnych kalumni moglbym stwierdzic, ze urzednicy sa niekompetentni, gdyz siedza na stolkach w wiekszosci dzieki kumoterstwu i nepotyzmowi, i nawet nie bylbym w tych twierdzeniach goloslowny, bo NIK to potwierdza:
http://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-naborze-na-stanowiska-urzednicze.html

Z pewnoscia organizacje, ktore Pan/Pani wymienil nie mialyby racji bytu, gdyby nie notoryczne obstrukcje, ktore bezzasadnie i bezprawnie oraz niestety, niezwykle czesto stosuja urzednicy wobec wnioskow o udip, no bo skladajacy taki wniosek to przeciez "troll".

Jesli zapadnie wyrok sadu, ze urzednik bezprawnie nieudostepnil informacji publicznej, to wowczas nie powinno byc watpliwosci co do mozliwosci zastosowania art. 23. W pozostalych przypadkach kazda sprawe rozpatruje sie indywidualnie, a dodatkowo jak Pan/Pani sam/a, zauwazyl/a nie obowiazuja w polskim prawie precedensy. :P
Art. 23 jest wyrazem tego jak wazne jest udostepnianie informacji publicznych w demokratycznym panstwie prawnym. Pomimo jego istnienia i tak urzednicy notorycznie lamia prawo dotyczace udostepniania informacji publicznych. Co zatem by bylo bez niego?

Ja tez pisze na podstawie faktow, ktore mialem okazje zaobserwowac.

Skoro potrafię dyskutować,

Skoro potrafię dyskutować, to może warto podciągać się dalej w tej dyscyplinie.
Na wstępie rozwieję wątpliwości - nie zapoznałem się dokładnie z aktualnym orzecznictwem. Powiem nawet więcej, że nie zapoznałem się pobieżnie. Może w tym momencie straciłem nieco na swej pozycji, ale taka jest prawda.
Niemniej jednak w moim odczuciu prawo, a w tym ustawa o dostępie do informacji publicznej nie stanowi niewzruszonego kanonu. Nie dotyczy to w takim stopniu konstytucji, ale pozostały zasób prawa podlega nazbyt częstym zmianom, kodeksów nie wyłączając. Jeszcze bardziej rozległa jest dziedzina interpretacji prawa przez organy je stosujące, organy kontroli sądowej, nie pomijając oczywiście doktryny. Ostateczny kształt rozstrzygnięć w orzeczeniu sądowym też nie oznacza osiągnięcia doskonałości. Piszę może nieco zbyt ogólnie, ale w dziedzinie prawa (zresztą w każdej innej dziedzinie ludzkiej aktywności) nie występuje zjawisko jednomyślności i zgodności z jednym poglądem. Natura ludzka każe jednak wątpić i kwestionować to, co zostało wczoraj ustalone.

Nie zamierzam bronić ustawy o dostępie do informacji publicznej przed zarzutami o jej mankamentach. Na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że art. 10 nie został należycie wykorzystany przez reprezentantów urzędników w postępowaniu sądowym.

Wracając do relacji prawa do prywatności w odniesieniu do prawa dostępu do informacji publicznej, wyznam, że przedkładam wyżej to drugie. W mojej ocenie prawo do prywatności przybrało wymiar nadmierny. Obecność na jakimkolwiek forum internetowym pod nickiem stała się powszechna, podczas gdy podpisanie się swoim imieniem i nazwiskiem należy do rzadkości. Ma to te ujemne strony, że zwalnia, w poczuciu używającego nicka, od odpowiedzialności za słowo. Oczywiście generalizuję, bo np. jakaś gwiazda maglowana przez tabloidy będzie argumentem ad absurdum w stronę przeciwną.
Sfera publiczna nie powinna być jednak oddzielona barierą, za którą wpuszcza się tylko wybranych i pokazuje się wyselekcjonowane fragmenty. Władza w takim ujęciu korumpuje i przed tym natura ludzka także jest bezsilna.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>