Jak tworzyć dobre prawo w społeczeństwie informacyjnym
"Jeśli istnieje „intelektualne pokrewieństwo” między normą prawną, a zapisem kodu programu to dlaczego przy tworzeniu tego pierwszego nie skorzystać z doświadczeń nabytych przy tworzeniu tego drugiego?"
- Artur Kmieciak, adwokat, umocowany przez Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej do przygotowania projektu wdrożenia bezpiecznego podpisu elektronicznego w polskiej adwokaturze, w artykule Czego Linux może nas nauczyć... czyli o tym jak wykorzystać dorobek ruchu wolnego oprogramowania w procesie stanowienia prawa.
Artykuł komentowany jest również w serwisie Salon24 oraz w serwisie Tekstowisko. W tym ostatnim nurcie komentarzy do słów mec. Kmieciaka serdecznie polecam komentarz opublikowany przez użytkownika yayco. Poniżej pozwalam sobie zacytować fragment tego komentarza:
(...)
Nieżyjący już od 10 lat znakomity polski socjolog (także socjolog prawa), Adam Podgórecki, pisał często i chętnie o polityce prawa. Nawiązywał w tym, co oczywiste i bynajmniej przez niego nieskrywane, do myśli dawniejszej, do petrażycjańskiej naukowej polityki prawa. Ale Podgórecki politykę prawa widział nieco węziej, jako naukę o racjonalnym dokonywaniu zmian społecznych za pomocą prawa. Tak rozumiana polityka prawa, miała być nauką praktyczną (stosowaną), wykorzystującą prawo, jako instrument zmian, opierającą się na wartościach społecznych oraz na zweryfikowanych twierdzeniach dotyczących prawidłowego społecznego zachowania.Wiedza, niezbędna dla takich prawno politycznych, działań, obejmować powinna kilka elementów. Obawiam się, że każdy z nich wykracza poza ramy bazaru.
Po pierwsze, zasady i dyrektywy legislacyjne, albo, w wielkim uproszczeniu, ogólne zasady przygotowania aktu normatywnego, tak, aby był on skuteczny społecznie.
(...)
Co więcej dyrektywa badania skutków powołanego do życia aktu normatywnego nakazuje prowadzić podobne badania także po akcie formalnym prawotwórczym. Choćby po to, żeby wiedzieć, czy założone cele są osiągane.Ale to wszystko mało. Dla skutecznego tworzenia prawa, niezbędna miała być, wedle Podgóreckiego, także wiedza o tym, co nazywał zasadami kodyfikacyjnymi i zasadami techniki legislacyjnej. Mówiąc najprościej, idzie tutaj o wykorzystanie dwóch wymiarów wiedzy prawniczej. Po pierwsze, wiedzy o tym, czym jest system prawa, taktowany, jako model optymalizacyjny (to jest koherentna, wewnętrznie niesprzeczna, dobrze uporządkowana całość) i jakie jest miejsce przygotowanej normatywizacji w tym systemie. Po drugie, wiedzy o tym jak należy porządnie pisać prawo.
(...)
PS. Przeczytaj również:
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
prawo a wolne oprogramowanie
Swego czasu napisałem tekst na podobny temat: "wolne oprogramowanie prawa". Moim zdaniem system prawny już dawno jest "open source".
Bardzo szanuję mec. Kmieciaka, ale moim zdaniem przed napisaniem tego artykułu mógł dokładniej przestudiować źródła. Katedra i Bazar, które przeciwstawił sobie Raymond to nie filozofia Stallmana i filozofia "open source", ale model oprogramowania własnościowego i wolnego. Z punktu widzenia sposobu organizacji produkcji oprogramowania "wolne oprogramowanie" jak je nazywa Stallman i "open source" jak je nazywa Raymond, są w tym samym modelu - Bazar, zwanym również "peer production"... Rozumiem, że zdaniem mec. Kmieciaka GNU Hurd jest budowany w modelu "Katedry"... Tylko, jeżeli autor chciałby przeciwstawiać Hurd i Linuksa to dlaczego później proponuje powołanie fundacji na wzór FSF, a nie prowadzenie modelu "benevolent dictatorship", jaki właśnie praktykuje Linus?
W każdym bądź razie pomysł zwiększania udziału społeczeństwa w tworzeniu prawa jest moim zdaniem bardzo dobry. Pisałem tu już parę razy o tym, że warto by było powołać wiki, na którym znajdowałyby się projekty ustaw, same ustawy, orzeczenia i wszystko inne, co zwykle można znaleźć tylko w komercyjnych systemach informacji prawnej. Być może powołanie fundacji, która by się tym zajęła nie jest złym pomysłem. Tylko, że taka fundacja musiałaby "wydzierać" takie dokumenty od państwa powołując się na ustawę o dostępie do informacji publicznej i ryzykować, że dostępu do nich nie uzyska, lub dostanie jakieś zeskanowane bitmapy. Moim zdaniem pełne i edytowalne dokumenty związane ze sprawami publicznymi (od stadium projektowania) powinien udostępniać Sejm RP i inne organy państwowe w ramach jednolitego wiki-BIP.
To dobry pomysł tylko
To całkiem dobry pomysł. Tylko czy uda się zbudować taką samą społeczność wokół takiej organizacji. Obawiam się bowiem, że motywacja "takiej" społeczności od społeczności open source jest nieco inna. Chodzi o to czy uda się zagospodarować taką nosferę (Eric Raymond Zagospodarowywanie noosfery - http://linuxcommunity.pl/node/5) w ten sam sposób jak w open source.
Jeżeli miało by się to udać ważne jest doprecyzowanie funkcji takiej społeczności. Osobiście bardziej ją widzę jako "testerów" zgłaszających błędy i ewentualne propozycje poprawek a nie uczestniczących bezpośrednio w tworzeniu prawa.
Mam jeszcze jedną wątpliwość zwłaszcza po lekturze komentarzy na stronie z przytoczonym cytatem. Chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę, że rewolucyjny sposób rozproszonego rozwoju open source ma swoją wewnętrzną hierarchię i to ona w dużym stopniu się do tego przyczyniła. Tak jak to ma miejsce w przypadku jądra Linuksa, które jest tak duże, że nie sposób by mogła je objąć jedna osoba. Linus Torvalds nie ufa wszystkim, ufa zaledwie kilku osobom odpowiedzialnym za poszczególne moduły, to znaczy, że może "kontrolować" propozycje i poprawki zgłaszane tylko przez te osoby. Te kilka osób ufa innym kilku itd. w ten sposób tylko dobre i/lub zatwierdzone przez łańcuch zaufanych osób zmiany i poprawki są wdrażane. Podobną rolę "zaufanych" mogliby przejąć specjaliści. To co jest ważne to to, że wiele osób patrzy na "kod" projektu, wartościowe pomysły i spostrzeżenia obronią się wówczas same.
Ciekawie mówi o tym sam Linus między wierszami o projekcie git: http://www.youtube.com/v/4XpnKHJAok8&hl=pl
Jeszcze kontekst
W przywołanych pod tekstem w post scriptum linkach znajdują się m.in. odesłania do tekstu Lex Open Source autorstwa Mirosława Barszcza, a który to tekst traktuje o podobnej problematyce. Tam również fragment:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Samorząd zawodowy informatyków
Chciałbym wysunąć pierwszą propozycję dotyczącą sformowania samorządu zawodowego w dziedzinie IT, zwłaszcza szkoleń i bezpieczeństwa oraz uzyskania konstytucyjnej gwarancji, że będzie on mógł skonstruować ładny monopol, taki jak mają prawnicy. Wtedy w końcu skończy się beztroskie przebieranie w ofertach usług informatycznych i kierowanie się tak niskimi pobudkami jak cena. Oczywiście, celem naszym będzie wyłącznie zapewnienie Wam wysokiej jakości świadczonych usług. I wtedy się dopiero odegramy na papugach :)
Mam też drugą propozycję, bardziej przyziemną. Jest to zakaz koszenia trawy kosiarkami spalinowymi oraz odgarniania liści spalinowymi dmuchawami w rejonach zamieszkanych. Założy sobie taki gość słuchawki i myśli że nikt w promieniu kilometra go nie słyszy...
--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/
przecież prawodawca jest przedstawicielem narodu
Szczerze mówiąc, pomijając aspekt użycia nowoczesnych technologii, nie widzę specjalnej różnicy między tą propozycją a tym, jak funkcjonuje stanowienie prawa w Rzeczpospolitej Polskiej obecnie.
Otóż każdy, dosłownie, może zaproponować jakieś rozwiązanie prawne i gwarantuję, że jeśli ma ono sens, to znaczy poprze je odpowiednia ilość
userówobywateli, zyska ono akceptację kilkumoderatorówpolityków, to trafi w końcu naforum adminówsejmową podkomisję. Naprawdę. Widziałem taki proces kilka razy w praktyce, nie trzeba wcale być Rywinem, żeby coś dopisać do ustawy czy zmienić - jeśli propozycja ma sens i zgłasza się ją w odpowiednim trybie wcześniej starając się o odpowiednie poparcie (organizacji społecznych, polityków, mediów), to jest spora szansa, że trafi ona pod głosowanie Sejmu. Zwłaszcza jeśli nie dotyczy to jakichś wielkich sporów ideologiczno-gospodarczych, tylko różnych drobniejszych poprawek, usprawnień.(Już w ogóle nie wspominam o takim konstytucyjnym mechanizmie jak obywatelska inicjatywa ustawodawcza).
Fakt, jest to droga długotrwała i wymaga wiele wysiłku. Na pewno więcej, niż korzystanie z wiki. Dlatego oczywiście wszelkim usprawnieniom technicznym pozwalającym obywatelom nie podróżować codziennie z teczką do Warszawy - mówimy tak.
Polecam ciekawy artykuł o
Polecam ciekawy artykuł o problemach, jakie napotykają twórcy wolnego oprogramowania: Jake Edge, Getting the right kind of contributions, lwn.net.
wiki o prawie
Pomysł na takie wiki o prawie byłby bardzo dobry. Myślę że miałby szansę rozwijać się np z pomocą inkubatorów przedsiębiorczości, gdzie młodzi ludzie potrzebują takich serwisów, mają coś do powiedzenia, chętni są dzielić się swoimi doświadczeniami, mają pomysły na usprawnienia, wyłapują absurdy i błędy. Niestety z braku narzędzi (tzn. czasu) cenne uwagi i doświadczenie nie przysłużą sie innym w podobnej sytuacji. Może wokół takich właśnie serwisów budować społeczność?
A jakie organizacje pozarządowe byłyby zainteresowane? Czy mogłyby wspierać taki projekt merytorycznie lub zasobami?
Jeff Atwood, znany wśród programistów blogger, pracuje (wraz z Joelem Spoolsky'm - byłym expertem Microsoftu) nad stworzeniem otwartego wiki o programowaniu stackoverflow.com. Chcą zrobić z tego wiki/forum z możliwością głosowania nad jakością wpisów, prowadzeniem konwersacji itd itp, kiedy będzie gotowe, można by wziąć to jako przykład, jak technicznie zorganizować takie wiki i jak zmobilizować społeczność.
Kłopot z takim
Kłopot z takim "ustawodawcą-2.0" jest taki, że czasem społeczeństwu chodzi o to, żeby działało. Na przykładzie wszystkiego co dzieje się wokół podpisu elektronicznego:
Załóżmy, że prace nad założeniami takiego podpisu są prowadzone między innymi, przez obywateli. Podłącza się do takiego problemu banda hackerów i przedstawiają system który jest:
- sprawny
- wygodny
- znacznie bardziej elastyczny
- tańszy we wprowadzeniu od strony administracji
- praktycznie darmowy (jeśli chodzi o obsługę) od strony obywatela
- niezależny od konkretnych rozwiązań
Wiemy, że to możliwe. Tylko taki system ma jeden, jak się wydaje poważny, jeśli nie dyskwalifikujący minus... Ni jak nie da się na nim zarobić. Nie da się wmusić "wygenerowanego w komputerze pliku (klucza) na karcie flash za 250zł + czytnik kart za 40zł w promocji".
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że administracja nie może być przygotowana na to, że obywatel będzie przynosił klucze do podpisu na 1337 gatunkach nośników i wszystkie muszą się dać odczytać, ale nie widzę żadnej dyskryminacji w wymogu aby taki klucz (pgp/gpg) do podpisu był dostarczany _wyłącznie_ na pustym (pozbawionym innych plików) kluczu USB.