Zaczną filtrować dostęp w szkołach

Rubens, Trzy Gracje, olej na drewnieMinister edukacji Roman Giertych podjął decyzję by wprowadzić blokady w szkolnych komputerach na strony internetowe z seksem i przemocą. A więc wybrano filtrowanie i blokadę. Wielokrotnie na łamach tego serwisu głosiłem tezę, że tego typu rozwiązanie stanowi chowanie głowy w piasek. Nie jest również działaniem skutecznym, a blokuje się treści pożądane. Trzeba edukować młodzież w zakresie korzystania z internetu, nie zaś próbować wyłączać im ten dostęp. Oni sami obejdą zabezpieczenia... Chyba, że o to chodzi, by ich uczyć walki z systemem...

Gazeta Wyborcza: "O obowiązkowe blokady w szkolnych komputerach Giertych zwrócił się już do szefa MSWiA Ludwika Dorna - to jego resort koordynuje prace nad rządowym programem o dostępie do szerokopasmowego internetu."

Powtarzany jest scenariusz, który obserwowaliśmy w USA podczas dyskusji o uzyskiwaniu dotacji przez amerykańskie biblioteki. Minister Giertych zapowiedział, że pieniądze unijne na informatyzację szkół będzie można uzyskać tylko pod warunkiem, że komputery będą mieć blokady.

W USA kilka razy sądy blokowały wprowadzenie ustawy the Child Online Protection Act. Sądy stwierdzały m.in, że godzi ona w wolność słowa zakazując operatorom serwisów internetowych publikowania informacji nieodpowiednich dla nieletnich, jeśli ograniczają do nich dostęp również dla dorosłych.

U nas blokada ma dotyczyć nie bibliotek a szkół i nie będzie wprowadzana aktem mocy ustawowej. Minister Giertych zwrócił się na razie do Ministra Dorna z MSWiA z prośbą o wprowadzenie blokad, gdyż to MSWiA koordynuje prace nad rządowym programem o dostępie do szerokopasmowego internetu...

Zdanie, które wygłosił wiceminister Jarosław Zieliński (ten poseł PiS właśnie złożył dymisję w ministerstwie), jest mi znacznie bliższe: "Z internetu uczniowie korzystają nie tylko w szkołach, w dodatku bez kłopotu znajdą sposób na złamanie blokad. Skuteczniejsze byłoby edukowanie wychowawców i rodziców, by zwracali uwagę na problem."

Dokładnie to samo przewija się w moich komentarzach na ten temat od dłuższego czasu. To samo wynika z wypowiedzi psychologów, które miałem możliwość wysłuchać. Trzeba rozmawiać z dzieckiem na temat zagrożeń. Filtry blokują informacje pożądane. Jakiś czas temu pisałem o wynikach badań przeprowadzonych przez fundację "Kaiser Family": filtry internetowe ustawione na najbardziej restrykcyjny poziom, blokują blisko 25% stron medycznych oraz ponad 50% stron z informacjami dotyczącymi bezpiecznego seksu.

Oczywiście nie chcę się wdawać w spór aksjologiczny dotyczący tego czy dzieci powinny się czegoś dowiedzieć o bezpiecznym seksie, czy nie.

A jest jeszcze problem z dostępem stron o higienie, z treściami poświęconymi mniejszościom (nie tylko mniejszościom seksualnym – filtry są głupie więc nie wiedzą co w danej chwili jest „prawomyślne”).

Miałem okazję przysłuchiwać się (a także wypowiadać) na ten temat podczas konferencji Rola mediów w wychowaniu zorganizowanej w zeszłym roku przez Diecezjalny Instytut Akcji Katolickiej Archidiecezji Poznańskiej przy współudziale Wydziału Oświaty oraz Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych Urzędu m. Poznania. Uczestniczył w tej konferencji również Jarosław Selin, więc mamy mniej więcej ten sam wkład do przemyśleń. Mój jest dodatkowo kształtowany codziennym zbieraniem infrmacji o cenzurze i blokadach, które następnie publikuje na łamach tego serwisu.

Filtry w szkołach moim zdaniem nie są dobrym rozwiązaniem...

Przeczytaj felieton: Filtrowanie, blokada, cenzura

Przeczytaj również:

Na obrazku: Trzy Gracje autorstwa Petera Paula Rubensa, olej na drewnie. Obraz powstał w 1639 roku...

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Pracownie z EFS

Na marginesie, wszystkie pracownie komputerowe (a jest tego naprawdę dużo - w tym roku kilkaset), które otrzymują szkoły z funduszy Europejskich Funduszy Strukturalnych (przy współudziale ministerstwa) mają domyślnie zainstalowane oprogramowanie filtrujące.

Pani prowadząca jedno ze spotkań organizacyjnych powiedziała m.in. "W tym roku na komputerach zainstalowany będzie program Cenzor, ponieważ instalowany w zeszłym roku Przyjaciel Ucznia nie zdał egzaminu"...

Omijanie blokad

Nie wydaje mi się, żeby wyzwalanie twórczości wśród młodzieży poprzez tworzenie blokad było dobrym pomysłem. Owszem, pokusa oszukania zabezpieczeń może wyzwalać kreatywność, ale jednocześnie zmniejsza i tak już niski szacunek dla prawa i wszelkich przepisów.

Jest dyskusja o xxx w Sieci

Tak sobie myślę, że jeśli wprowadzenie tych filtrów miałoby powodować, że nauczyciele nie będą się już musieli przejmować co dzieci robią przy komputerach w szkole, to to jest uliczka ślepa. Pamiętam jeszcze realia szkolne. Nauczyciele są marnie opłacani, przeciążeni, są co prawda tacy, którzy realizują się zawodowo, ale pamiętam wielu sfrustrowanych i niespełnionych. Nie chce być niesprawiedliwy, więc nie generalizuje. Nie zmienia fo faktu, że za informatyka robi czasem pan od ZPT czy jak się to nazywa. Może ja jestem jakiś spaczony. Sam nie wiem. Nie można wszystkich mierzyć własną miarą... Chodzi mi o to, że korzystając z internetu nie trafiam jakoś na strony z pornografią. Inni wszędzie je widzą, ja nie mogę na nie trafić. Tłumacze sobie to w ten sposób, że może bardziej precyzyjnie potrafię zadać wyszukiwarce pytanie, albo wiem jak szukać potrzebnej informacji, albo nie chodzę po sieci bez celu... Nie mam tu filtru żadnego i nie mam też pornografii...

Boje się pomysłów dyskutowanych np. w wątku poświęconym temu doniesieniu, na 7thGuard.net: jakieś centralne listy zakazanych numerów IP i api do tego, żeby się dało to wygodnie - jak program antywirusowy – update’ować. Jestem przekonany, że wprowadzenie takiego mechanizmu nie będzie towarzyszyło opublikowaniem adresów blokowanych zasobów, nie bedą również informować o fakcie blokowania... Jasne, że dobro dzieci jest ważne. Spór idzie o to czy stosuje się filtry, bo ten co je stosuje jest przerażony, że nie zna się na komputerze a dziecko może się na nim znać lepiej, czy też z innego powodu. Myślę, że takie pomysły właśnie rodzą się z panicznego lęku przed niepoznanym internetem. Żeby uczyć dzieci korzystania z internetu w sposób świadomy, to trzeba samemu coś na ten temat wiedzieć. Aby mówić o seksie czy pornografii - też trzeba się do tego samemu przygotować; wielu by musiało przełamać w sobie jeszcze inne bariery, żeby o tym mówić do dzieci. Może jestem niesprawiedliwy. Wiadomo jednak, że takie ograniczenia (blokady, filtry) wprowadzane są już w szkołach (powyższy komentarz o tym wspomina).

Prezentowanie, ale również i udostępnianie dziecku (małoletniemu poniżej 15 roku życia) pornografii jest przestępstwem zagrożonym karą do lat 2, na podstawie art. 202 § 2 Kodeksu karnego. Jeśli ktoś po prostu stara się nie popełnić przestępstwa - czyli nie udostępniać pornografii ze złego Internetu, to też pytanie jak działają takie filtry? Czy zablokowany będzie ciąg znaków CIPA? Bo jeśli tak, to zadziała być może przysłowie o głodnym i chlebie. CIPA może się kojarzyć z amerykańską ustawą the Children's Internet Protection Act... A fala sporu o tę ustawę - jakże trudnego i do dziś nierozwiązanego - dotarła (jak widać) do Polski.

Na razie zsamplowałem pasek na ten temat...

Nie znam odpowiedzi na pytanie o to, kto zarabia na dostarczaniu oprogramowania filtrującego szkołom. Podobnie jeśli chodzi o to, czy planowane są przetargi, czy oprogramowanie takie będzie działało jedynie na jedną platformę software'ową, zatem będzie dodatkowym argumentem, by nie można było instalować niczego innego niż jedynie słuszny system operacyjny. Pytań jest więcej. Jedno z nich np. jest takie: czy dziś mamy faktycznie nieograniczony dostęp do treści opublikowanych w Sieci? Właśnie się nad tym zastanawiam, że może nawet nie wiem, iż są zasoby, które nie są dla mnie, osoby dorosłej, dysponującej pełnią praw publicznych, dostępne. Nie chce wpadać w ton teorii spiskowej, ale jak sprawdzić kto (i jeśli w ogóle ktoś) po cichu postanowił wyblokować jakieś treści z mojego zasięgu?

Warto wspomnieć również, że w USA właśnie się dyskutuje możliwość zablokowania młodzieży uczącej się (oraz bibliotekom) dostępu do takich stron jak MySpace.com, LiveJournal.com, Facebook, czyli do serwisów, a może raczej sieci społecznych (social network). Pisze o tym CNet w tekście: Congress targets social network sites

I na zakończenie informacja, iż nie ma zgody na domeny .xxx - organizacja ICANN (the Internet Corporation for Assigned Names and Numbers) jeszcze raz zajmowała się tym tematem i stwierdziła, że jednak nie chce tworzyć dzielnicy czerwonych latarni w internecie (była już wcześniej wstępna zgoda na domenę .xxx). Pisze o tym magazyn Wired w tekście: Red Light for Net Porn Zone...

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

No dziwne rzeczy mówisz.

No dziwne rzeczy mówisz. Dostęp do prasy erotycznej w kiosku jest w pewien sposób utrudniony dla dzieci (nie mówię o młodzieży), podobnie filmy. A w internecie wystarczy wpisać sex lub jakiekolwiek słowo związane z seksem i już dziecko może oglądać największe zboczenia, więc proszę Cię nie mów, że jest nie ma pornografii.

Na słowo "zabawki" wyskakują strony z zabawkami erotycznymi dla dorosłych, na słowo kotki wyskakują strony porno itp. itd. A niestety jest tak, że jak dzieci wyczają to chcą oglądać takie rzeczy bo są ciekawe.

Co z dostępem do informacji?

Pozostaje jeszce pytanie, czy w pewnym momencie nie zacznie godzić to w konstytucyjną wolność słowa i poglądów oraz czy nie ograniczy dostępu do rynku szczsególnie młodzieży, która bądź co bądź ma prawo korzystać z wszelkich usług dostępnych na rynku (legalnych oczywiście). Jeśli filtry by blokowały stronę pewnej firmy sprzedającej powiedzmy pewne produkty farmaceutyczne to czy nie posypią się pozwy do sądów/instytucji o odszkodowania i ograniczanie konkurencji?

jak pomyślał, tak zrobił

Rzeczpospolita: "Roczna licencja dla firmy, która chce filtrować 50 komputerów, kosztuje około pięciu tysięcy złotych - mówi Jerzy Trzepla z firmy Veracomp, dystrybutora oprogramowania"

Tak mi się przypomniała historia o dowcipnisiu, który zaproponował carskiej armii dostawę składanych krzesełek. I podobno nawet odpowiedź z prośbą o dalsze szczegóły od jakiegoś carskiego użędasa dostał :)p

Głos w dyskusji o filtrowaniu treści

Właśnie poproszony o komentarz do doniesień stanowiących początek tego wątku pozwoliłem sobie spisać nieuczesane myśli w taki oto tekst, który dorzucam niniejszym do burzy mózgów, która rozpoczęła się w "blogosferze" (to kolejne modne słowo - skąd się to bierze?):

Pomysły na blokowanie, czy też jak chcą niektórzy – cenzurowanie, dostępnych w internecie treści dyskutowane są obecnie dość szeroko na całym świecie. Najprościej zablokować. Wówczas (ktoś tak może pomyśleć) problem przestaje istnieć. Jednak w mojej opinii kluczowym problemem, na którym należy się skoncentrować, jest odpowiedź na pytanie: w jaki sposób edukować dzieci i młodzież w zakresie świadomego korzystania z internetu oraz samodzielnej oceny publikowanych tam materiałów. To rzeczywiście trudny temat.

Z licznych badań wynika, że stosowanie bezdusznych filtrów powoduje zablokowanie również treści pożądanych: stron poświęconych medycynie, higienie czy edukacji seksualnej. Filtr nie ma świadomości, że blokując (przykładowo) ciąg znaków CIPA – blokuje również dostęp do materiałów poświęconych dyskusji wokół amerykańskiej ustawy the Child Online Protection Act. Filtry w USA blokujące ciąg znaków „ass” blokowały również dostęp do zasobów konsularnych tego kraju (usembassy.gov). Ktoś może powiedzieć – ale przecież małe dzieci i tak nie zrozumieją takich treści jak ustawa czy problemy wizowe, a dodatkowo prezentowane w języku angielskim…

W mojej ocenie blokowanie treści stanowi przejaw bezsiły. Zgadzając się na blokowanie przyjmujemy niejako, iż nauczyciele pracujący z dziećmi w czasie zajęć szkolnych nie mają kontroli nad tym, w jaki sposób one korzystają z internetu. Być może –stawiam to jako tezę do dyskusji - nie mają oni wystarczającej wiedzy na temat zagrożeń i sami nie potrafią swobodnie w przestrzeni wirtualnej się poruszać. Jeśli oni nie potrafią – zablokujmy i filtrujmy, a problem sam się rozwiąże. Im dziecko starsze, tym sprawniej posługuje się komputerem. Mój czteroletni bratanek potrafi uruchomić komputer, uruchomić procesor tekstu (i nie koniecznie musi być to oprogramowanie wiodącego na polskim rynku producenta) i napisać takie słowa jak „ołówek”, „elipsa”, etc. Jeszcze nie rozumie tego co oznacza słowo „elipsa”, ale potrafi obsługiwać narzędzia, których obawiają się często osoby starsze. Miałem okazję przysłuchiwać się dyskusjom z udziałem psychologów – zawsze słyszałem, że opiekun (czy to rodzic, czy nauczyciel, czy inna osoba, której w danej chwili powierzono opiekę nad dzieckiem) winien interesować się sposobem, w jaki dziecko korzysta zarówno z telewizji jak i gier komputerowych, a także, w jaki sposób wykorzystuje ono zgromadzone w internecie materiały – co ogląda, z kim się kontaktuje. Dziecko nie powinno bez opieki korzystać z Internetu, podobnie jak telewizja nie powinna być dla rodzica wygodnym opiekunem jego dzieci. Filtr nie zastąpi bacznego oka opiekuna. Edukujmy zatem opiekunów, wprowadźmy jakiś program edukacyjny, by wiedzieli oni jak z dziećmi rozmawiać o tym, co w internecie można znaleźć.

Staram się zrozumieć pomysły na blokowanie treści, jednocześnie zauważyłem, iż sam z pornografią nie mam żadnego problemu. Być może wynika to z pewnego doświadczenia w korzystaniu z dostępnych narzędzi, umiejętności zadawania pytań wyszukiwarkom tak, by precyzyjnie uzyskiwać poszukiwane materiały. Sądzę, że w tym leży sedno problemu. Owoc zakazany podobno smakuje najlepiej. Jeśli nie będziemy edukować dorosłych – może się z czasem okazać, że dzieci dość sprawnie będą filtrowały treści do których dorośli będą mieli dostęp, a nauczyciele od czasu do czasu będą wprowadzeni w konsternację, gdy zamiast prezentacji na jakiejś lekcji uruchomią specjalnie spreparowany przez swoich wychowanków pokaz slajdów. Były już takie przypadki w Polsce. Dzieci mają wówczas dobrą zabawę obserwując, w jaki sposób ich nauczyciel próbuje ukryć swoje zażenowanie. W mojej opinii wprowadzenie filtrowania treści (a przecież to się od jakiegoś czasu już w Polsce dzieje) stanowi receptę (pozorną) na uniknięcie tego zażenowania dorosłych, jednak nie zapewni oczekiwanych rezultatów w postaci bezpieczeństwa dzieci i zgubnego wpływu dostęnych treści na ich wątłą psychikę.

A jeśli już wprowadzać filtry (chociaż jestem zwolennikiem tezy, że jest to nieskuteczna proteza, nie zaś panaceum na problemy jakie niesie ze sobą rozwój społeczeństwa informacyjnego), to należy jasno powiedzieć w jaki sposób te filtry działają. Jeśli dany materiał jest zablokowany – należy podać o tym informację („zasób, który próbujesz wyświetlić został zablokowany”). Algorytm blokujący treści winien być poddany społecznemu audytowi. Pomysłodawcy winni również uwzględnić fakt, iż na rynku funkcjonują różne systemu operacyjne. Stosowanie konkretnego rozwiązania filtrującego nie może – w mojej ocenie – stanowić uzasadnienia dla instalowania w szkołach jedynie słusznego systemu operacyjnego. Szkoła wszak ma wiele funkcji i nie może ograniczać się do inkubatora następnych pokoleń konsumentów danego programistycznego środowiska. Jako obywatel chciałbym wiedzieć jakimi kryteriami kierowali się ci, którzy wybrali takie, a nie inne rozwiązanie filtrujące, ile zarobiły na dostawach takich narzędzi do szkół poszczególne firmy…

Temat rzeczywiście jest trudny i myślę, że wymaga jakiejś gruntownej, poszerzonej dyskusji (zresztą ona w tej chwili toczy się już w blogosferze – ktoś jednak musiałby zadać sobie trochę trudu, by zacząć śledzić padające tam pomysły i obawy). Źle by się stało, gdyby argumentujący za danym rozwiązaniem okopali się na swoich stanowiskach, gdyż w ten sposób do niczego dobrego nie dojdziemy, a powiększać się będzie jedynie przepaść pomiędzy stronnictwami.

Podsumowując: uważam wprowadzenie filtrów za protezę, filtry jako bezduszne narzędzia blokują również treści pożądane społecznie. Należy edukować dorosłych, by wiedzieli w jaki sposób pokazywać dzieciom sposoby korzystania z internetu i potrafili wyjaśnić im znaczenie dostępnych w Sieci materiałów. Konieczne jest przeprowadzenie publicznej dyskusji z udziałem wielu środowisk: informatyków, nauczycieli i wychowawców, socjologów i psychologów. Dyskusji, która nie ograniczałaby się do prezentowania jednego tylko punktu widzenia na ten problem. Blokowanie treści dziś stwarza pokusę, by blokować dostęp do informacji w przyszłości.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Kompromis

Myślę, że da się zrobić filtr, będący pewnym kompromisem między wolnością słowa a ochroną przed szkodliwymi treściami. Powinien być oparty na aktualizowanej na bieżąco bazie stron zakazanych, która by była publicznie dostępna. Oczywiście musiałaby być możliwość odwoływania się ewentualnych pokrzywdzonych - autorów stron niesprawiedliwie umieszczonych na liście oraz samych uczniów, którym jakaś zablokowana strona byłaby jednak potrzebna.

Jawność listy gwarantowałaby, że próby manipulacji dałoby się łatwo namierzyć. Konieczny byłby również mechanizm tymczasowego odblokowywania stron na konkretną prośbę ucznia, za zgodą jakiejś władzy, np. nauczyciela.

Taki system oczywiście byłby do obejścia, ale stanowiłby pierwszą linię obrony przed np. pornografią. Uczeń miałby możliwość zgłoszenia, że chce zobaczyć zablokowaną stronę i poprosić o zgodę. Oczywiście, najpierw by się musiał zastanowić, czy rzeczywiście chce prosić o zezwolenie oglądania np. strony organizacji terrorystycznej - pewnie przy odpowiedniej argumentacji taką zgodę mógłby uzyskać. Ale już o dostęp do stron pornograficznych raczej mało kto by prosił.

Jest jednak słabość tego rozwiązania, która rzuca się w oczy. Ciekawskie dzieciaki na pewno zajrzałyby na tę listę i celowo otwierały zakazane strony na komputerze domowym lub w kawiarence. A taka ściąga mogłaby być wygodniejsza od wyszukiwarki...

Jednak nie o to przecież chodzi, żeby uniemożliwić dostęp do szkodliwych treści - to niewykonalne. Celem takiego systemu nie powinien być zakaz, tylko ochrona dzieci przed przypadkowym trafieniem na strony szkodliwe.

Za darmo do domu...

Nie widzę tego w tym artykule, ale jak o tym mówili na antenie Trójki, powiedzieli też coś takiego: Giertych chce, aby rodzice mogli to oprogramowanie filtrujące bezpłatnie pobrać i zainstalować w domu... I jak to się ma do tych wszystkich komercyjnych rozwiązań? Przecież żadna firma się na to nie zgodzi. Pozostaje jedynie stworzenie rozwiązania darmowego, najlepiej przez rząd (tzn. zleconego przez rząd), który by potem udostępnił je dla wszystkich.

Jest jeszcze kwestia kompatybilności, przecież wiele szkół oparło swoje pracownie na komputerach Macintosh lub pecetach z Linuksem. Nawet gdyby blokada miała działać na serwerze szkolnym, tutaj też jest podział na szkoły z serwerami windowskowymi i linuksowymi. A wiadomo przecież, że nie od dziś są problemu z kompatybilnością programów (czy nawet stron internetowych) używanych przez polską administrację.

To wszystko oczywiście przy założeniu, że całe to filtrowanie jest w ogóle potrzebne. Moim zdaniem (i, jak widzę, nie tylko moim), jest to dość wątpliwe.

Wg jakiego klucza?

Kto wymyśli które strony są "be" a które dobre?Giertych?Niech mi ktoś odpowie na pytanie czy np to : http://www.strasbourgcurieux.com/fourrure/ (jak nie masz mocnych nerwów to nie klikaj!) jest odpowienim materiałem dla dziecka czy nie jest?W końcu to taka "proza życia".I dzieje się powszechnie.Jak bardzo trzeba dzieci izolować?I jeśli ktoś dojdzie do wniosku, że jednak dzieci nie powinny tego oglądać to jaki filtr to wyłapie?
------------

W Polsce wszyscy znają się na prawie, medycynie i informatyce

Czy łatwo trafić na pornografię?

Vagla napisał wyżej, że nie trafia "przypadkiem" na pornografię. Faktycznie doświadczony użytkownikowi to raczej nie grozi, ale z drugiej strony nie jest to niemożliwe. Podam przykład, który ostatnio mnie zaskoczył - byłem na stronie Kid Protect (kidprotect.pl - fundacja zajmująca się m.in. problemami ochrony dzieci przed pedofilią w intenecie). Na tej stronie był odnośnik do strony jakiejś komendy policji (bodajże w Bydgoszczy, nie jestem pewien), ta strona natomiast znajdowała się na jakimś darmowym serwerze, który w ramach swojej darmowości serwował własne reklamy. No i wchodząc na stronę policji przywitała mnie roznegliżowana panienka zachęcająca do odwiedzenia sieciowego kasyna...
Zbieg okoliczności? Jasne. Strona policji nie powinna być na darmowym serwerze? Oczywiście. Ale co z tego - tak wyszło i już i takie przypadki będą miały miejsce.

Moim zdaniem nie ma sensu filtrować treści dzieciom nastoletnim, natomiast wolałbym być zmuszonym do tłumaczenia się dziecku w wieku 4-8 lat "co ta pani robiła z tym pieskiem" kiedy mu się kliknie w reklame a ta przypadkiem (bo sie komuś w systemie bannerowym pomyliły kategorie) przeniesie go tam gdzie nie powinna. Oczywiście, że nie można zostawić dziecka sam na sam z internetem, ale to bardzo dużo nie zmieni - strona się otworzy - i jest po wszystkim. Jasne, że będąc obok mogę zareagować natychmiast, ale co z tego.

Odzew na inicjatywę blokowania treści

Znalazłem już komentarz dyrektora firmy D-Link do informacji o inicjatywie blokowania w szkołach dostępu do stron internetowych zawierających przemoc i pornografię: dlink.pl

Wygląda na to, że otworzył się wielki rynek na tego typu produkty.

--
dexter

Wątpliwe szanse na powodzenie

Od dwóch conajmniej dni zastanawiam się nad tematem "filtrów internetowych" w szkołach, i szczerze mówiąc nie jestem w stanie wyobrazić sobie skutecznej metody, na podstawie której miały by one działać. Jedną z metod z, którą najczęsciej spotykałem sie czytając informacje na temat filtrów jest w skrócie mówiąć "blacklist" czyli czarna lista zawierająca adresy stron/numery ip zawierających "zakazane treści". Należy jednak zdać sobię sprawe z tego, że taka medota napewno nie będzie skuteczna. Dziennie powstają setki tysięcy nowych stron internetowych, i większość z nich tworzona jest przez tzw. prywatnych użytkowników czyli przez osoby, tworzące swoje strony lub miniportale nie mające na celu dostarczania dochodów. Strony te często nie zawierają wpisów: title, meta keywords oraz meta description, na podstawie których wyszukiwarki oceniają zawartości strony. Poza tym zawartość stron internetowych ulega aktualizacji, i praktycznie po każdej zmianie wpisu, witryna powinna przechodzić weryfikacje dopuszczenia do użytku w szkołach. Takiego zadania nie jest w stanie wykonać nawet sztab studentów informatyki, zatrudnionych w firmie w celu odbycia praktyk :).

Drugim proponowanym przez internautów sposobem, mającym na celu wyłowienie nie chcianych treści w sieci jest wyszukiwanie na podstawie słów kluczowych. Sposób ten wydaje się byc jeszcze bardziej absuralny niż pierwszy wyżej opisany. Wyobraźmy sobię sytuację, gdy każda wczytywana strona przeszukiwana jest pod kątem zawartości np. słowa sex. Co sie stanie, gdy uczeń, będzie chciał zalogować się na stronie poświęconej nauce języka angielskiego, i już na starcie zostanie poproszony a wypełnienie ankiety zawierającej opcje "płeć" (ang. sex)?? Strona taka zostanie zablokowana, pomimo tego iż nie zawiera żadnych "niepożądanych treści".

Tak naprawdę nie ma 100% skutecznego sposobu na filtrację internetu w szkołach, czy jest więc sens wydawać pieniądze na
sprzęt lub/i oprogramowanie, które ma służyć do tego właśnie celu?? Moim zdaniem pieniądze które zostaną przeznaczone na ten cel lepiej wydać na szkolenia nauczycieli informatyki, bo niestety tak jak Pan Piotr napisał sporo (ale nie wszyscy!!!) nauczycieli tego przedmiotu w szkołach to byli nauczyciele Techniki, ZTP itp, którzy w miarę wycofyfania tych przedmiotów ze szkół po kilku tygodniowych kursach stali się "informatykami", nie do końca zdający sobie sprawę z możliwości oprogramowania i sprzętu którymi dysponują (jeszcze raz zaznaczam, iż to nie jest regułą!!!). Istnieją przecież szkoły, w których nauczyciele z własnej nie przymuszonej woli prowadzą taką walkę od jakiegoś już czasu, A czy jest to walka z wiatrakami, to już Oni sami powinni napisać...

Należy się jednak zastanowić na jednym podstatowym problemem: rozmawiać na ten temat, czy blokować i udawać, że problem nie istnieje...? Oto jest pytanie.... a podobno owoc zakazany smakuje najlepiej...

Przedstawiona przezemnie wizja jest napewno trochę na wyrost pesymistyczna, ale czy tak dużo brakuje do jej spełnienia...

=============================================
Rem tene, verba sequentur

Ta strona już była by zablokowana...

Po tym, gdy autor komentowanego właśnie wpisu użył tyle razy słowa "sex" (o! ja właśnie znów go użyłem!) - niniejsza strona już by się nie wymknęła filtrom. Na liście ISOC Polska wrzuciłem jeszcze takie pytanie dotyczące sposobu w jaki dzieci z Internetu korzystają. Być może ktoś z czytelników serwisu zechce podzielić się spostrzeżeniami na ten temat? Poniżej wyjaśniam swoje wątpliwości:

W jaki sposób dzieci korzystają z internetu w szkole (za moich czasów nie było internetu w szkole, wiec nie wiem, a chętnie bym się czegoś na ten temat dowiedział)?. W jakich okolicznościach te filtry będą miały zastosowanie? Czy to działa tak, że jest jakaś lekcja, gdzie dzieci siadają przy komputerze i.. no i właśnie. I co się wówczas dzieje? Mają jakieś zajęcia "z surfowania po internecie"? Czy ktoś im jakieś zadaje zadania do zrobienia? Ktoś ocena jakość wykonania zadania? Ktoś z tymi dziećmi siedzi tam na tej lekcji? Czy to tylko na "informatyce" (celowo w cudzysłowie, bo przecież chyba obsługa komputera z informatyką niewiele ma wspólnego), czy też na innych zajęciach - lekcjach ten internet „pełen pornografii” jest wykorzystywany w edukacji dzieci? (…) Tak pytam, bo żeby się do filtrów w szkole odnosić chciałbym wiedzieć: w jakich okolicznościach te filtry mają chronić przed pornografią i seksem, a także przeciwko innymi nieprawomyślnymi treściami, które mogą wpływać na kruchą psychikę dziecka?

Być może internet w szkole nie jest zupełnie do czegokolwiek potrzebny? Może wystarczy korzystanie z programów edukacyjnych i sieci wewnętrznej szkoły, by dziecko mogło się nauczyć czegoś... Wpinanie szkół do internetu tylko po to, by je z tego internetu wypiąć jest lekko dla mnie niezrozumiałe jako działanie, ale potrafię sobie wyobrazić, że dzieci nie uczy się korzystania z internetu. Mnie nikt nie uczył w szkole tego.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

głupio jak ustawa przewiduje

> Wątpliwe szanse na powodzenie.

I słusznie, ale też nie o powodzenie autorom pomysłu chodzi.
Chodzi o to, żeby mogli się wykazać, że pracują nad moralnością narodu. Skuteczności owego umoralniania zapewne ani potrafią ani chcą oceniać. Ważniejsze, że biedny umoralniany naród w swej masie, tym bardziej ocenić ich nie zdoła, zatem zostanie mu wierzyć w szczerość intencji, zwłaszcza... tak szlachetnych.

> sporo (ale nie wszyscy!!!) nauczycieli tego przedmiotu
> w szkołach to byli nauczyciele Techniki, ZTP itp, którzy
> w miarę wycofyfania tych przedmiotów ze szkół po kilku
> tygodniowych kursach stali się "informatykami"

To nie całkiem tak. Jest zgoła jeszcze zabawniej :)
Żeby uczyć informatyki (no... technologii informatycznych) w takiej np. podstawówce trzeba ukończyć 1.5 - 2 letnie studium.

I tu nastąpi mała anegdota. Otóż moja partnerka, nauczycielka polskiego i wielka cyberholiczka zapisała się jakie dwa lata temu na takowe studium, co by uprawnienia stosowne zdobyć. W trakcie trwania semestru ówczesna minister edukacji wydała jednak zarządzenie, iż zakładania katalogów, edytora tekstów i arkusza kalkulacyjnego uczyć w podstawówce mogą od tej pory jedynie osoby które posiadają ukończoną na pooziomie akademickim określoną ilość godzin matematyki, informatyki, lub... chemii.

Nie wiem, czy kolejne rządy okręciły tą durną decyzję. Moja partnerka ma jednak chwilowo dość.

Blokowanie "prawych" stron

> Po tym, gdy autor komentowanego właśnie wpisu
> użył tyle razy słowa "sex" (o! ja właśnie
> znów go użyłem!) - niniejsza strona już by
> się nie wymknęła filtrom.

I takie właśnie działanie filtrów może okazać sie najbardziej szkodliwe, strona taka jak ta, będąca jak najbardziej "prawa" może zablokowana z powodu.... no właśnie z powodu obecności jednego tylko słowa które znajdzie się na czarnej liście, a to w jakiem kontekście dane słowo zostało użyte, tego program filtrujący niestety juz nie będzie w stanie sprawdzić. Ale tak naprawdę ciekaw jestem jak rozwiązano by następujący problem: Wyobraźmy sobie, że wchodzimy na strone internetową muzeum narodowego, oglądany zdjęcia obrazów oraz rzeźb, a pod jedną z prac znajduje się informacja, iż obraz przedstawia np półnagą dziewczynę w lesie namalowaną w XVIw, prawdopodobnie programowi filtrującemu nie spodoba się połaczenie słów "nagą" i "dziewczynę", i strona taka zostanie zablokowana.

> Być może internet w szkole nie jest zupełnie
> do czegokolwiek potrzebny?

Myślę, że stwierdzenie "w szkole" jest zbyt śmiałe, natomiast na lekcji "technologii informatycznej" [dla nie wtajemniczonych, jest to przedmiot obecny w naszych szkołach na którym naucza się obsługi pakietu biurowego, prostego programu graficznego itp.] bez internetu można sie obyć, natomiast co do lekcji informatyki, internet może okazać się przydatny, jednak w duzym stopniu zależy to od programu nauczania realizowanego przez konkretnego nauczyciela. Tylko co zrobić z komputerami stojącymi w bibliotece szkolnej?? Uczniowie przychodzą tam aby uzyskać rzetelną wiedzę, na konkretny sprecyzowany temat, a zastosowanie filtrów utrudni im tylko dotarcie do poszukiwanych informacji.

> Wpinanie szkół do internetu tylko po to,
> by je z tego internetu wypiąć jest
> lekko dla mnie niezrozumiałe jako
> działanie...

Ja bym powiedział nie co ostrzej, to działanie pozbawione jest najmniejszego sensu. Tak wiele mówiono o akcji "Internet w każdej szkole", a teraz gdy ten internet już jest, zaczyna się go ograniczać, jestem tylko ciekaw jaki będzie następny krok w przypadku niepowodzenia?? Może całkowite odłaczenie...??

=============================================
Rem tene, verba sequentur

Pornograficzne, czyli jakie?

Gdy pisałem tekst Spam ofensywny seksualnie (PDF) (jeden z serii tekstów o spamie, nie jest tak, że jakoś szczególnie interesują mnie treści o zabarwieniu seksualnym, a raczej prawna problematyka dostępu do informacji i jej obieg) - zacząłem czytać o pornografii i pytać różnych ekspertów - prawników, karnistów.. Jeden z nich zapytany o to, co sądzi o próbce tekstu, a posiadający tytuł dr hab. nauk prawnych, powiedział: drogi kolego, jeśli chce pan pisać o dostępie do treści pornograficznych, to dobrze radzę - niech się pan nie wdaje w roztrząsanie czym "pornografia" jest, bo tego typu dywagacje nie nadają się do obrony na gruncie przepisów prawa. Otóż - chyba tu jest problem. "Pornografia" - pojecie - jest tak szerokim i nie ostrym terminem, że w dyskusji publicznej cieżko zgodzić się na jednolita definicję, tym trudniej określić ją przepisami prawa (również stanowiącymi w miarę uniwersalne klauzule). Filtr sterowany bezdusznym algorytmem (zaprojektowanym wszak przez człowieka) jest już ostatnim z ogniw decydowania o tym co jest a co nie jest pornografią. Siłą rzeczy - filtr będzie blokował treści uznane przez jednych za pornografię, a przez innych już uznawane za treści nie pornograficzne. Być może tu jest problem. W jaki sposób oceniać jakie treści "są dobre" a jakie "szkodliwe" dla dzieci, (a być może kolejne kryterium - wiek dzieci - musi również być uwzględnione); W jaki sposób to oceniać? Czy ma zdecydować fokusowe badanie "zwykłych obywateli", którym pokaże się jakie treści zostały wyblokowane i czy ta "skuteczność" odpowiada ich poczuciu "moralności"? Cieżko mi sobie poukładac w głowie to zagadnienie. Pamiętam wciąż dyskusje o pornografii w Sejmie, gdy ktoryś z posłów krzyknął: "zapytaj pan faceta w sklepie o pismo pornograficzne, to na pewno będzie wiedział co panu podać z półki". Ale taka ocena (podobnie jak w przypadku prośby o "wiarygodną gazetę") będzie niezwykle subiektywna.

Tu mam taki dział: "pornografia", ale on nie jest o pornografii, zbieram tam doniesienia, w których ktoś inny uznał, że celowe jest pisać o pornografii - to dział meta informacyjny.

A w cytatach odnotowałem wypowiedź posła Stanisława Duliasa z 30 czerwca 2004, której obszerniejszą wersję przechowuje serwis sejmowy (pomijam tu aspekt reklamowy tej wpowiedzi przy pustych trybunach):

(...)
Znacznie trudniejszym i wręcz niemożliwym do wyeliminowania był problem szerzącego się w sieci internetowej ataku informacji o pornografii, pedofilii i wszelkich wulgaryzmach. Jest to proces nasilający się, wymagający zdecydowanych działań zabezpieczających. Warto to odnieść do starego powiedzenia: Okazja czyni złodzieja. A więc nie twórzmy okazji, lecz starajmy się chronić przed tymi zagrożeniami, tym bardziej że jest ona wprowadzana świadomie, w określonych celach, przez ludzi chorych, często ograniczonych umysłowo, zboczeńców i dewiantów. W przypadku tych ludzi nie wystarczy kształtowanie świadomości i wpływanie drogą edukacyjną lub nakazami i zakazami. W odniesieniu do nich potrzebne są inne środki, a jedynym realnym środkiem, mimo że bardzo trudnym, jest zabezpieczenie poprzez wyłączenie. Sprawa ta jest bardzo trudna, mimo że jest już zauważalna.
(...)

Zabezpieczenie poprzez wyłączenie... Hmmm...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

CIPA w wynikach wyszukiwania

Właśnie odkryłem w statystykach, że ludzie zaczęli wchodzić do tego newsa z googlowych wyników wyszukiwania hasła "cipa". A więc może się zrealizować sygnalizowany wyżej problem, mianowicie, iż ta strona potencjalnie zostanie wyfiltrowana przez narzędzia mające w założeniu chronić dzieci:

Screenshot wyników wyszukiwania Google na zapytanie CIPA

"Wyniki 11 - 20 spośród około 8,590,000 w języku Polski dla zapytanie cipa. (Znaleziono w 0,31 sek.)", a przecież CIPA to również skrót amerykańskiej ustawy the Children's Internet Protection Act...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

CIPA jako skrót

To również:
California Independent Petroleum Association (www.cipa.org) i Canadian Information Productivity Awards (www.cipa.com)...

...a także czeska inicjatywa

...a także czeska inicjatywa przeciwdziałania astmie oraz praska hurtownia spożywcza. Ale czym to wszystko jest wobec tego, że znany, polski ch.. jest jednocześnie nazwą jednego z plemion środkowoamerykańskich, które nawet doczekało się biblii we własnym języku... Być może więc filtr powinien używać innej bazy słów kluczowych do blokowania treści w różnych językach? Ale to by się szybko dało obejść, bo takie rozpoznawanie nie jest przecież pewne. To oczywiście, ponownie, przy założeniu, że taki system jest w ogóle potrzebny...

paranoidalny stan zabezpieczeń...

> Zabezpieczenie poprzez wyłączenie... Hmmm...
Jeżeli filtracja okaże się nie skuteczna to czemu nie... Niektórzy moga uznać to za tzw. mniejsze zło. Ale będąc nawet największym pesymistą odnośnie tego projektu wierzę, iż do tak radykalnych środków nikt sie nie posunie.

> a być może kolejne kryterium - wiek dzieci
> - musi również być uwzględnione); W jaki
> sposób to oceniać?

Z tym punktem zgadzam sie w 100%. To co będzie treścią nieodpowiednią dla 10 latka, dla 15 latka już nie koniecznie. Tylko jak ocenić wiek ucznia kożystającego własnie z komputera? Bo niestety realia są takie, że nie istnieje we wszystkich szkołach możliwość stworzenia dla każdego z uczniów osobnego konta zabezpieczonego hasłem.

No i oczywiście kto miał by decydować, co jest odpowiednie dla każdej grupy wiekowej?? Niektórzy już w tej chwili proponują powołanie "spec komisji":)

> Być może więc filtr powinien używać
> innej bazy słów kluczowych do blokowania
> treści w różnych językach?

Bardzo słuszne spostrzeżenie, nie wystarczy zablokować słowa w języku polskim i te bardziej popularne z angielskiego, ale również ich odpowiedniki w innych językach, a to już trochę bardziej czasochłonne zajęcie.

Takie postępowanie moim zdaniem doprowadzi prędzej czy później, do paranoidalnego stanu zabezpieczeń, i dojdzie do tego, że uczniom będą wydzielane strony z których będą mogli korzystać, zamiast filtrowania stron z których korzystać nie powinni.

=============================================
Rem tene, verba sequentur

Niestety nieskuteczne...

Mam 16 lat i chodzę do 3 klasy gimnazjum w Warszawie. Niedawno dostaliśmy z EFS-u komputery do pracowni technicznej. Dzisiaj mieliśmy lekcję techniki. Nauczycielka kazała nam coś tam czytać a sama usiadła przy biurku i sobie coś wypełniała lub pisała. Miłym zaskoczeniem była blokada przez Cenzora strony www.youtube.com. Postanowiłem ominąć owe zabezpieczenia. Co później okazało się dziecinnie proste. Wystarczyło złamać hasło administratora komputera a potem wyłączyć cały ten filtr. I gotowe! 5-6 minut pracy ! Programiści producenta powinni się wziąść do pracy bo ominąć te zabezpieczenia może każdy, w bardzo prosty sposób

Wiem, że temat nie młody,

Wiem, że temat nie młody, ale się dorzucę.
Przede wszystkim powinno się przeprowadzić badania (może już były robione) jakie rzeczywiście strony są odwiedzane w szkołach. W niektórych prawdopodobnie wyłącznie bezużyteczne (nasza klasa, webgadu), więc o jakiej stracie dla uczniów można mówić w przypadku silnego (i zakładam, że skutecznego w kwestii blokowania treści niepożądanych) filtrowania? Moim zdaniem żadna. W szkołach, gdzie takie statystyki wypadałyby lepiej filtrowanie mogłoby być słabsze.

W kwestii nieścisłości znaczenia słowa pornografia - do czego jest w tym wypadku potrzebna jej definicja? Myślę, że można ustalić czego dzieci nie powinny oglądać i nie ma znaczenia, czy to dla kogoś to już będzie pornografia czy jeszcze nie. Ustaleniem stosownych granic powinni się zająć pedagodzy i im podobni specjaliści, oczywiście nie politycy.

Jeśli chodzi o prawo do swobodnego dostępu do informacji, to nie widzę tu problemu. Takie prawo mają osoby dorosłe na swoim domowym komputerze, czy w kafejce, ale dzieci w szkole juz niekoniecznie. Dostęp do internetu jest im przyznawany w celach edukacyjnych, tzn. rozwijania umiejętności korzystania z zasobów www i ułatwienia dostępu do aktualnych informacji. Ten ostatni może być w przypadku stosowania blokad ograniczony, ale nie uważam tego za znaczącą stratę (dla dzieci ze szkoły podstawowej nie będzie problemem poruszony tu brak dostępu do informacji o organizacji, plemieniu czy czeskiej hurtowni CIPA). Oczywiście trzeba zapewnić odpowiedni dostęp do stron o różnej tematyce (również "niepoprawnych" politycznie).

Podsumowując byłbym za wprowadzeniem białej listy i ostrego filtrowania z możliwością odblokowania niektórych stron przez nauczyciela. Informacja o blokadzie wyświetlana byłaby tylko w wypadku stron wątpliwych.

Uważam, że takie rozwiązanie jest lepsze niż samo dyskutowanie z uczniami, bo właśnie to jest mydleniem oczu, że coś się robi. Rozmawiać oczywiście należy, ale to nie jest zbyt skuteczny sposób. Można narzekać na nauczycieli, ale nie wymagajmy, żeby byli cudotwórcami...

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>