Obywatelska inicjatywa legislacyjna i jej elektroniczne wsparcie
W zeszłym tygodniu, w poniedziałek, odbyła się zorganizowana przez Instytut Spraw Obywatelskich INSPRO konferencja pt. „Obywatele decydują – w ustawach, referendach, wyborach”. Z tej okazji miałem okazję brania udziału w panelu dyskusyjnym na temat obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej. Dodatkowo: przed konferencją przygotowałem dla INSPRO ekspertyzę pt. „Elektroniczne poparcie inicjatyw obywatelskich”. Jest to, w pewien sposób, kontynuacja tematu, który wcześniej poruszałem w tekście Społeczna, elektroniczna partycypacja w Polsce - ucieczka do przodu. W udostępnionym opracowaniu jest też podsumowanie przeprowadzonej przed rokiem debaty o elektronicznym wspieraniu obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej. Widać zatem, że prace i dyskusje trwają. W tym wątku również o nadchodzącym referendum...
Celem wspomnianej konferencji była debata na temat innowacji politycznych, które angażują obywateli w życie publiczne oraz budują kapitał zaufania społecznego i współpracy. Konferencja składała się z trzech paneli, z których pierwszy dotyczył obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej, drugi referendów, trzeci zaś, oczywiście, ordynacji wyborczej.
Jak wspomniałem we wstępie: przed konferencją przygotowałem dla INSPRO pewne opracowanie...
We wstępie do przygotowanej ekspertyzy (plik można również pobrać w formacie PDF (4,5 Mb)) napisałem, że poświęcona jest omówieniu możliwości wykorzystania technologii cyfrowych i informacyjnych (ang. Information and Communications Technology – ICT) do usprawniania procesu pozyskiwania obywatelskiego popierania projektów w ramach procedury zgłaszania obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej, a także możliwości stosowania podobnych technik i rozwiązań przy gromadzeniu obywatelskiego poparcia w zbliżonych procedurach (np. przy pozyskiwaniu poparcia na rzecz kandydatów w wyborach na urząd prezydenta RP, w wyborach do Senatu itp.).
Widać zatem, że nie chodzi tylko o obywatelską inicjatywę legislacyjna, ale również podobne procedury, w których obywatele podpisują się - w ramach dziś obowiązujących przepisów - na stosownych wykazach.
Przygotowane dla INSPRO opracowanie jest niejako kontynuacją moich prac analitycznych, w ramach których wcześniej, dla Fundacji Batorego, opublikowaliśmy pracę na temat Tworzenie i konsultowania rządowych projektów ustaw. Podobnie, jak w przypadku opracowania dotyczącego tworzenia i konsultowania rządowych projektów ustaw, tak i w przypadku opracowania na temat elektronicznego wsparcia obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej liczę na druzgocącą krytykę ze strony czytelników. Krytyka jest dobra. Pozwala robić lepiej.
Korzystając z okazji podlinkuję tu fragmenty swoich wystąpień w czasie panelu na temat obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej (chociaż dostępne jest też (było?) nagranie przebiegu całej konferencji):
Waglowski o obywatelskiej inicjatywie legislacyjnej - na obejrzenie należy przeznaczyć 15 minut
Lobbing nie jest niczym złym. Lobbing daje państwu narzędzia, by tworzyć prawo oparte na dowodach. Lobbyści pokazują argumenty, które również powinny być brane pod uwagę w procesie legislacyjnym. Lobbing jest dobry, tylko musi być przejrzysty. A wówczas każdy obywatel powinien być lobbystą, czyli potrafić argumentować na rzecz swoich interesów. Bo lobbystą nie jest tylko ten, kto reprezentując taką lub inna korporację argumentuję na rzecz jej interesów, ale także ten, kto np. argumentuje na rzecz interesu wspólnego, albo na rzecz interesu jakieś grupy społecznej. Każdy powinien być lobbystą, bo to jest element "bycia obywatelem". Obywatelem, który może - w myśl praw człowieka i obywatela - zrzeszać się w różnego rodzaju organizacje. Ten sposób myślenia wymaga też profesjonalizacji działania organizacji pozarządowych, czyli w praktyce jest to postulat dodatkowy dla realizacji praw obywatelskich, które polegają na prawie zrzeszania się.
Niezależnie od powyższego: ten, kto jest "gospodarzem agendy", ten ma władzę. Dziś obywatele nie mają narzędzia, nie mają procedury, by uruchomić publiczne wysłuchanie w Sejmie, a takie publiczne wysłuchanie jest elementem kreowania agendy debaty publicznej. Obywatelska inicjatywa legislacyjna nie powinna być jedynie narzędziem pozwalającym "wrzucać" do debaty publicznej jakichś zagadnień, bo to nie jest jej cel i nie do tego owa obywatelska inicjatywa legislacyjna służy. Od tego są inne narzędzia demokratyczne (np. prawo petycji).
Elementem przejrzystości procesów podejmowania decyzji jest też publiczne wysłuchanie w Sejmie. Obywatele nie mogą dziś zainicjować uruchomienia takiego publicznego wysłuchania. Do tego - na gruncie Regulaminu sejmowego - jest potrzebny wniosek posła. A gdyby grupa obywateli mogła zainicjować uruchomienie publicznego wysłuchania w Sejmie, to po pierwszym czytaniu projektu ustawy mielibyśmy, jako obywatele, dodatkowy sposób brania udziału w debacie publicznej.
Przy okazji zwróciłem uwagę na problem jakości obywatelskich projektów ustaw oraz na konieczność przygotowywania rzetelnych Ocen Skutków Regulacji również w przypadku, gdy obywatele przygotowują swoje projekty. Rzecz w tym, że zgłaszanie i przyjmowanie słabych jakościowo projektów ustaw nie jest w moim interesie jako obywatela. Należy zatem postulować profesjonalizację obywateli również w przypadku tego typu inicjatyw.
Waglowski o jakości obywatelskich projektów ustaw - na obejrzenie tego nagrania należy przeznaczyć 10 minut. Przy okazji oglądania tego fragmentu dyskusji sięgnij również do tekstu: O przepisach niezawierających żadnej treści normatywnej, gdzie mowa o Wyroku TK z dnia 14 lipca 2010 r., Sygn. akt Kp 9/09, do którego nawiązuję w czasie tego wystąpienia. Sięgnij również do tekstu Prawo autorskie i co chciał powiedzieć racjonalny ustawodawca, do którego nawiązuję w końcowej części wypowiedzi mówiąc o "stosunku pokrewieństwa" i prac legislacyjnych w Sejmie.
Generalnie uważam, że obywatelska inicjatywa legislacyjna nie jest i nie powinna być głównym i podstawowym narzędziem działania obywateli w demokracji. Jest to raczej narzędzie ekstraordynaryjne, szczególne. Obywatelska inicjatywa służy do tego, by projekt konkretnej regulacji zaproponować, ale ostatecznie taki projekt przyjmuje lub odrzuca Parlament. Dla mnie istotniejsze są inne formy udziału obywateli w procesie decyzyjnym w państwie: zgłaszanie propozycji referendum, w którym obywatele podejmują konkretną decyzję, a wcześniej prawo zgłaszania wniosków, udział w konsultacjach publicznych, prawo petycji...
Podsumowanie panelu o obywatelskiej inicjatywie legislacyjnej - na obejrzenie tego nagrania należy przeznaczyć 5 minut. Kiedy w tym podsumowaniu mówię o debacie prezydenckiej, to mam na myśli historię opisaną w tekście Debata prezydencka w Światowy Dzień Społeczeństwa Informacyjnego i historia jednego pytania.
Artykuł 118 Konstytucji RP, który jest podstawą dla obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej w RP, brzmi:
1. Inicjatywa ustawodawcza przysługuje posłom, Senatowi, Prezydentowi Rzeczypospolitej i Radzie Ministrów.
2. Inicjatywa ustawodawcza przysługuje również grupie co najmniej 100.000 obywateli mających prawo wybierania do Sejmu. Tryb postępowania w tej sprawie określa ustawa.
3. Wnioskodawcy, przedkładając Sejmowi projekt ustawy, przedstawiają skutki finansowe jej wykonania.
Jak wspomniałem - to nie obywatelska inicjatywa legislacyjna jest (lub powinna być), moim zdaniem, podstawowym narzędziem bezpośredniego sposobu sprawowania władzy zwierzchniej w Rzeczypospolitej. Ważniejsze jest referendum, chociaż też nie w każdej sprawie referendum, jak uważam, powinno (lub może) być ogłaszane. Odnośnie referendum zaś warto zwrócić uwagę, że nie każde referendum jest "proobywatelskie". Sposób formułowania pytań referendalnych ma znaczenie. Z nadchodzącym we wrześniu referendum mam poważny problem konstytucyjny. Zamiast klarować, na czym on polega, podlinkuję do tekstu dr Marcina Wiszowatego, konstytucjonalisty, który który wraz ze mną jest współautorem przywoływanej wyżej pracy na temat tworzenia i konsultowania projektów ustaw: Dlaczego w obecnym stanie prawnym referendum nt. JOW nie może się odbyć?. Dr Wiszowaty odnosi się do kwestii referendum w sprawach jednomandatowych okręgów wyborczych i elementem Jego wywodu jest to, że zgodnie z art. art. 235 ust. 1 obywatele nie mogą inicjować zmian w konstytucji. Niemniej warto zauważyć również, że odpowiedź na pytanie o to, "Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?" już wynika z Konstytucji RP (m.in. z zasady budowania zaufania obywateli do państwa).
Stąd też nie każde referendum, z perspektywy zabiegania o prawa obywatelskie i z perspektywy budowania obywatelskiego społeczeństwa, zasługuje na to, by je wspierać. Drapię się w łysą głowę i nie wiem: jaka też kierunkowa decyzja obywateli ma wynikać z odpowiedzi "tak" lub "nie" z odpowiedzi na pytanie "Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?". Doprawdy nie wiem. Nie wiem, jakie konsekwencje mogą wynikać z mojego, obywatelskiego, udziału w zorganizowanym we wrześniu referendum. Źle przygotowane referendum psuje demokrację, ogranicza, w istocie, prawa obywatelskie.
W konferencji i w organizowanym w jej ramach panelu dyskusyjnym na temat obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej, miał wziąć udział również Prezydent elekt p. Andrzej Duda. Organizatorzy otrzymali wszystkie potwierdzenia, jednak wyjazd zagraniczny sprawił, że Prezydent elekt nie mógł w konferencji uczestniczyć. Zadeklarował jednak, że chętnie weźmie udział w kolejnych tego typu inicjatywach. Spodziewać należy się zatem kolejnych debat i konferencji na ten temat.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
"Ważniejsze jest
"Ważniejsze jest referendum, chociaż też nie w każdej sprawie referendum, jak uważam, powinno (lub może) być ogłaszane."
Zatem w jakich sprawach obywatele nie powinni a w jakich wg Ciebie nie mogą decydować?
obywatel może wypowiadać
obywatel może wypowiadać się na tematy o których może uzyskać spójną i wiarygodną informację natomiast nie może wypowiadać się w kwestiach co do których nikt mu takiej informacji nie udzieli ze względu na choćby nawet tajemnice wywiadowcze.
tym samym np kwestie dotyczące polityki zagranicznej byłyby niemożliwe do przedstawienia w referendum
W dobie rewolucji
W dobie rewolucji informacyjnej żadne tajemnice się długo nie zachowają.
Poza tym nie wiem, kto miałby określać, czy informacja jest spójna i wiarygodna, jeśli nie sami obywatele.
KRYTYKA KONSTRUKTYWNA ;)
Zapoznałem się z ekspertyzą. Trochę drgnęło. :P
Ale skoro czekasz na krytykę, to proszę, jest konstruktywna krytyka.
Ciągle są powtarzane te same, nietrafione argumenty, które zostały już w większości obalone (Lojalność wobec prawdy wg mnie powinna „stać” przed lojalnością wobec nawet najbardziej zaprzyjaźnionej instytucji i najwspanialej napisanej konstytucji ;)). M.in. legenda miejska o kupowaniu głosów w systemach elektronicznych jest absolutnie nie do obronienia, co zostało już udowodnione choćby tutaj:
http://liquiddemocracy.pl/blog/91-demokracja-2-0-i-marketing-polityczny
Jest generalizowanie, mało konkretów; brak dowodów, obliczeń, ścisłych szacunków, ocen ryzyka (metodami ilościowymi), porównań z uwzględnieniem rachunku prawdopodobieństwa.
Dzięki matematycznym analizom można uzyskać naukowe wnioski, które bronią się same i są odporne na perorowanie socjologów. Wtedy dowiedzielibyśmy się, co jest istotne, a co można pominąć. Poza tym wg mnie ścisłe analizy pozwoliłyby zabiegać o jeszcze mniejsze ograniczanie decyzyjności obywateli w porównaniu z tym co próbowano wykazać w opracowaniu i o co tam „walczysz”.
Widzę pewien szczególny paradoks w myśleniu polityków i tej części estabiliszmentu, która popiera zwiększenie udziału (ewentualnie wpływu) społecznego w podejmowaniu decyzji. W zależności od poglądów, chcieliby jednak jakąś dla nich wrażliwą część obszaru wyłączyć z decyzyjności obywateli. Gdyby zebrać razem te wszystkie zastrzeżenia mogłoby się okazać, że w sumie nie ma w ogóle miejsc, w których wolno decydować suwerenowi (sic!). Wg mnie takie myślenie ma w sobie zarodki totalitaryzmu. Mentalni despoci, ślepo przekonani o swojej wyższości intelektualnej nigdy nie zgodzą się na oddanie nawet cząstki faktycznej władzy obywatelom.
Jak długo dominować będzie arogancja własnego ego u polityków czy ekspertów, tak długo będziemy żyć w demokraturze. No, może z drobnymi, fasadowymi i praktycznie nic nie znaczącymi rozwiązaniami quasi-demokratycznymi na pokaz, które zostaną przez całkiem przypadkiem odmienne ego po swojemu wdrożone. Tylko i wyłącznie w takich sztywnych ramach na jakie to ego pozwoli. ;) (Oczywiście potem będzie się baaardzo demokratycznie debatować i perorować: czemu obywatele nie chce korzystać z tych dobrodziejstw? Czemu tacy niewdzięczni, czy nawet głupi? ;))
Wielu z nas zapomina, że to państwo jest dla obywatela, a nie obywatel dla państwa. Że to państwo powinno dostosowywać się do obywatela a nie odwrotnie. ;)
A ta teoria informacji, która sobie uznaje, że oprócz tego co, liczy się też, kto coś mówi, nie została określona przypadkiem przez jakiegoś krypto-szowinistę?
Twoja wypowiedź:
„Może nie tyle, do ilu podwyższyć, ale na jakiej podstawie wybierzemy metodę głosowania, z czego powinien wynikać ten próg. No bo skąd, popatrzymy w sufit i co – powiemy:
„500”? Popatrzymy w sufit i powiemy: „200”?”
Bardzo mnie zadziwiła, biorąc pod uwagę, że wielu uznaje Ciebie za pierwszego obywatelskiego obywatela RP. Ten komunikat napełnił mnie drobnymi wątpliwościami. ;)
Jeszcze taka uwaga na marginesie. Model tego rodzaju analogowej debaty, jaką prowadziłeś, choć widać, że próbowałeś maksymalizować dostęp do dyskusji tzw. widowni, jednak ciągle jest odległy od zasad prawdziwej demokracji i równości obywatela w dostępie do głosu. Właśnie w internecie takie debaty/panele można rozwiązać lepiej, gdzie uczestnikami i jednocześnie moderatorami mogą być wszyscy obywatele. Można filozoficznie zapytać, czy niezbyt demokratycznymi panelami/konferencjami damy radę wprowadzić prawdziwą demokrację? ;)
Polecam Ci: ;) http://wolnemedia.net/polityka/komunikacja-tekstowa-kontra-komunikacja-werbalna/
A i jeszcze jedno, takie fajne używasz ostatnio coś: prawo tworzone na dowodach, czy jakoś tak. O jakie tu dowody chodzi, na co dowody?
Chciałem wszystko opisać tu szczegółowiej i jeszcze bardziej szczerze. Zmieniłem jednak zdanie. Sam napiszę ekspertyzę na ten temat (bez ograniczania się narzuconymi przez „elity” obywatelom ramami i sposobami myślenia). Wszak z mojego punktu widzenia lepiej, gdy na WOSach w liceach kiedyś będą mówić o Andy'm Anonimie niż o Vagli. :P
Dziękuję
Dziękuję za krytykę. Zatem mamy dyskusję i o to chodziło. Odnośnie pytania o prawo oparte na dowodach - tu jest o tym nieco więcej: Tworzenie i konsultowanie rządowych projektów ustaw - publikujemy wyniki monitoringu
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Szkoda, że nie masz czasu (?) na dyskusję
No trudno. Pozdrawiam.
Istotnie
Istotnie. Chwilowo jestem w samym środku formalności związanych ze startem w wyborach, co nieco ograniczające publicystycznie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Fecebookoza
Dlaczego Pan Kandydat na Senatora mimo wielokrotnie wyrażonej krytyki fejsbukozy zwłaszcza w życiu publicznym, akurat w kampanii na stanowisko publiczne podpadł całkowicie w fejsbukozę praktycznie uniemożliwiając facebookofobom i facebookobanitom większy udział w kampanii wyborczej?
To samo chyba dotyczy twitterozy. Widzę tu pewną sprzeczność koncepcyjną. Państwo i Prezydent nie powinien korzystać z facebooka, a kandydat na senatora może? I to niemal wyłącznie? A niby z jakiej to racji?
Ja nie jestem organem administracji publicznej
Ja nie jestem organem administracji publicznej. Jako obywatel mogę korzystać z wolności (w tym wolności zawierania umów, wolności pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, wolności słowa). Państwo zaś, w szczególności organy władzy publicznej, nie korzystają z wolności. Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, co oznacza, że nie mogą robić tego, czego prawo im wyraźnie nie nakazuje. Obywatele mogą robić to, czego prawo im nie zakazuje i mają powstrzymać się od takich działań, których prawo im wyraźnie zakazuje. Taka jest różnica. Gdybym był piastunem organu władzy publicznej (senator takim nie jest), to w realizacji zadań publicznych w żadnym razie nie korzystałbym z Facebooka i Twittera.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Trochę mnie Pan nie zrozumiał
Trochę mnie Pan nie zrozumiał, chociaż wzmianka o "fejsbukozie" mogła do tego prowadzić. Jednak nie chodziło o aspekt czysto formalny. Facebook zawęża zasięg debaty i prezencji publicznej do podmiotów prywatnych podporządkowanych umowie facebooka, w praktyce jednostronnie narzuconej i wątpliwej pod względem prawnym. Więc trochę dziwi mnie to samoograniczenie.
Poza tym nawet wspomnianym przez Pana względem sprawa jest godna dyskusji. Samo kandydowanie na stanowisko publiczne w zasadzie czyni sytuację w każdym wymiarze publiczną, regulowaną prawem publicznym i mającą funkcję publiczną. Rozdzielanie procedury ubiegania się o stanowisko publiczne z procedurą pełnienia funkcji publicznej jest być może prawnie ugruntowane, ale wątpię aby było logicznie spójne. Nie wiem dlaczego mam oczekiwać od posła lub senatora interakcji opartej na infrastrukturze publicznej, ale w fazie jego wyboru muszę korzystać z pośrednictwa globalnej korporacji z którą muszę nawiązać umowę prawną, i która jest de facto wtyczką służb wywiadowczych obcych mocarstw.
Proszę nie traktować tego jako zarzutu, lecz jako marginalną uwagę o charakterze akademickim. Bo w jawności działania przebija Pan wszystkich i nie mam tu większych uwag, ale akurat tej decyzji nadającej wyraźny prymat facebookowi jako kanałowi komunikacji, to nie za bardzo rozumiem.
Przy okazji gratuluję bardzo fajnej, przede wszystkim niekonwencjonalnej kampanii wyborczej, jak również bogactwa talentów politycznych i propagatorskich. Z przyjemnością i z zainteresowaniem Pana wysiłki z oddali obserwuję.
W toku całej kampanii
W toku całej kampanii nie dodałem do swojego konta w serwisie FB ani jednej nowej osoby. Natomiast komunikacja odbywa się przez stronę komitetu wyborczego wyborców oraz na stronie Piotr Waglowski do Senatu w ramach www.vagla.pl (chodziło o to, by serwisu prawo.vagla.pl nie infekować dyskusją wyborczą, bo ten tu serwis ma inny charakter, jest poświęcony dyskusji o prawnych aspektach obiegu informacji, nie zaś moim działaniom wyborczym).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Spójność logiczna
Zatem nie chce Pan infekować dyskusją wyborczą swojego serwisu, za to chętnie infekuje Pan taką dyskusją prywatny serwis społecznościowy, natomiast otwarta sfera publiczna jest pozostawiona odłogiem bez możliwości prowadzenia dyskusji wyborczej. Jak już mówiłem, widzę ty problemy w spójności logicznej, chociaż może u źródła są to w istocie tylko problemy techniczne (połowiczna separacja serwisu własnego. ograniczenia w możliwości utworzenia serwisu osobnego, no i łatwość korzystania z prywatnego serwisu zamkniętego)
Może Pan prowadzić dyskusję również w innych
Ten serwis jest prywatny tak samo, jak serwis Facebook, czy Twitter. Nie jestem urzędnikiem, nie pełnię funkcji publicznej. Może Pan prowadzić dyskusję również w innych serwisach. Równie prywatnych, jak wskazane. I taka dyskusja jest prowadzona w różnych serwisach internetowych. By dać jakiś przykład - na Wykopie: Wykopujemy VaGlę do senatu! (aktualnie tam jest 2606 wykopów i wiele komentarzy), pod tekstem Gazety Wyborczej itp. Nad żadną z tu wskazanych dyskusji nie mam kontroli.
Niestety media publiczne nie były uprzejme zaprosić mnie do żadnego programu publicystycznego w tej kampanii. Ulotki zaś były drukowane w prywatnej drukarni.
Termin fajsbukoza czy twitteroza wielokrotnie przeze mnie używany był w kontekście administracji publicznej. Moje stanowisko na temat administracji publicznej (zasada legalizmu i zasada praworządności z art. 7 Konstytucji RP oraz inne zasady związane z działaniem państwa) Pan zna. Ja nie jestem piastunem organu władzy publicznej. Jestem obywatelem, który korzysta z wolności. Państwo z wolności nie korzysta.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
No to zostańmy już z tą
No to zostańmy już z tą drobną różnicą poglądów. Przepraszam za lekkie zaśmiecenie pańskiego serwisu niezgodnie z przeznaczeniem. Ma Pan teraz finisz kampanii, a więc ważniejsze sprawy. Życzę Panu powodzenia. Sprawdzę jeszcze kwestię fejsbookozy, jak będzie Pan senatorem ;-)
Proszę przy tym
Proszę przy tym pamiętać, że posłowie i senatorowie nie są osobami, które są zobowiązane ustawą do udostępniania informacji publicznej. Nie są też, sami z siebie, organami władzy publicznej. Natomiast informacje o ich aktywności parlamentarnej powinny być przede wszystkim dostępne w serwisie Sejmu i Senatu (co wynika z art 61 Konstytucji RP oraz regulaminu Sejmu i regulaminu Senatu. To zaś jednocześnie nie oznacza, że nie mogą korzystać z wolności słowa jako obywatele.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Różne fale
My dyskutujemy tutaj na nico innych falach. Pan zawęża problem do wymiaru formalno-prawnego, ja natomiast operuję nieco bardziej generalnie ogniskując uwagę na istocie reprezentatywności i spolegliwości w sferze publicznej. Kiedyś nawet wyprodukowałem szkic o "reprezentancie spolegliwym", który niedawno po przeróbkach opublikowałem na swoim blogu: O reprezentancie spolegliwym. Nie ukrywam, że patrzę na całość z tej perspektywy, w tym również na pańskie starania o mandat senatora widząc przy tym sporo zbieżności w naszym sposobie myślenia, zwłaszcza w zakresie jawności.
Swoją drogą, to gdyby ode mnie to zależało, to uczyniłbym wiele kwestii jak na przykład pańską "Otwartą Księgowość" normą prawną obowiązującą zarówno kandydatów na stanowiska publiczne, jak i już wybranych reprezentantów. Oczywiście z zapewnieniem infrastruktury publicznej potrzebnej dla wypełnienia tych obowiązków. Ale to już temat na osobną i szerszą dyskusję, która w tym momencie i w tym miejscu nie ma większego sensu.
Gratulacje
Gratuluję niezłego wyniku w pierwszych wyborach na niezależnego senatora RP. Myślę, że jak na początek, i to w tak niesprzyjających warunkach to był to bardzo dobry wynik.
Czy będzie ciąg dalszy? Nie mam tu na myśli zakończenia działalności KWW, lecz długoletnią strategię zdobycia mandatu senatora z okręgu 45. Ta kampania wyborcza wykazała między innymi to, że kampanię na rok 2019 trzeba zacząć już dzisiaj. Nie w sensie formalno-prawnym z ze swoim KWW, ale w sensie reprezentatywnym jako mieszkaniec Ursusa, Woli i innych dzielnic z pana rodzinnych okolic.