Debata prezydencka w Światowy Dzień Społeczeństwa Informacyjnego i historia jednego pytania
Wszystkiego najlepszego z okazji wypadającego dziś Światowego Dnia Społeczeństwa Informacyjnego. Obchodzony jest 17 maja na pamiątkę utworzenia Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego (dziś wypada 150 rocznica). Przygotowując tę notatkę myślałem, że będzie skonstruowana inaczej. Oto bowiem tydzień temu zadałem publicznie pytanie o wykazy umów zawieranych za pieniądze publiczne i przez tydzień intensywnie zabiegałem o to, by w tym gorącym okresie kampanii prezydenckiej wprowadzić ten temat do debaty publicznej. Tylko kilku dziennikarzy zdecydowało się "podbić temat", a chociaż bardzo wielu obywateli w tzw. mediach społecznościowych wspierało moje starania, to temat wykazów umów nie przebił się do mediów "głównego nurtu". Kiedy usłyszałem w TV propozycję red. Krzysztofa Ziemca, by komentować przygotowania do dzisiejszej debaty prezydenckiej, postanowiłem raz jeszcze spróbować "wrzucić" temat do debaty. Udało się. Moje pytanie zostało zadane w debacie prezydenckiej.
Ale przez tydzień było o nim praktycznie cicho. W to miejsce telewizje i gazety pasjonowały się jakimiś ćwierknięciami polityków i w kółko wałkowały te same wątki quasi dyskusji. Owszem. To, jak się który kandydat zachowuje, czy mówi prawdę, albo czy sprawia wrażenie samodzielnego lub dostojnego - to pewnie wszystko bardzo istotne tematy. Ale jako obywatel chciałem usłyszeć w debacie publicznej stanowisko na temat przejrzystości działania państwa i praktycznie wcale ten temat nie było podnoszony. Dlatego napisałem tekst Proobywatelskość kandydatów na prezydenta? Oto prosty test szczerości. Dlatego też w kolejnych wpisach starałem się przekonać znajomych do tego, że to temat fundamentalny dla polskiej demokracji. Tekst w serwisie "przeczytano" (odsłonięto) ponad 13 tysięcy razy. Kolejne wpisy w serwisie Facebook i w serwisie Twitter udostępniały i przekazywały dalej dziesiątki ludzi. I cały czas była w tym temacie cisza. Dwa razy temat trafił do mediów głównego nurtu. Raz, gdy red. Roman Kurkiewicz w programie Dwie prawdy na antenie TVN24 wspomniał o apelu w sprawie opublikowania w Biuletynie Informacji Publicznej wykazów umów zawartych z pieniędzy publicznych w toku kadencji przez PO i PiS, drugi raz zaś, gdy redaktor Robert Łuchniak przeczytał połowę mojego tekstu w audycji "Sztuka dialogu: kampania prezydencka, komentarze po I turze", czym sprowokował krótką wymianę zdań między zaproszonymi tam politykami. Poza tym oczywiście temat podniosły też serwisy mniejsze oraz tzw. blogerzy. W głównym nurcie temat nie zarezonował.
Pierwszy wpis w serwisie Facebook, w którym podniosłem temat. Udostępniło go dalej ponad 100 osób (na obrazku widać 99, ale potem wpis był dalej udosępniany), ponad 300 osób polubiło ten wpis, czym zwiększyło jego zasięg.
Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Wiedziałem, że temat jest z gatunku "niepodnaszalnych". Temat wymagający, mający niuanse, wchodzący silnie w różne interesy: zarówno partyjne, jak i medialne. Ale próbowałem dalej tym tematem interesować. Między innymi w ten sposób, że "dołączyłem" do akcji rozpoczętej przez p. Prezydenta Komorowskiego, a zatytułowanej "Telefon do przyjaciela". Lekko zmodyfikowałem jednak zasady. Poprosiłem, by dzwonić do przyjaciół i sygnalizować, że temat dostępu do wykazów umów nie jest podnoszony przez media. A było przecież tak, że apel o wykaz umów był przemilczany nawet w zestawieniu najbardziej przemilczanych informacji. A tymczasem do mojego apelu dołączyły organizacje pozarządowe.
Dołączam do akcji p. Komorowskiego pt. "Telefon do przyjaciela"
W międzyczasie usiłowałem w temat wykazu umów uwikłać też Pawła Kukiza, publikując taki materiał:
Prowokowałem do zabrania głosu Pawła Kukiza, który przez polityków i komentatorów był uważany za istotnego gracza po I turze wyborów. Ja mam własne zdanie. I jestem obywatelem. Kiedy politycy walczą o elektorat jednego z kontrkandydatów, zabiegając w istocie o przychylność osoby, która dostała w wyborach spore poparcie, nie mogą zapominać o tym, że powinno im zależeć nie na innym polityku, a na przychylności obywateli. #PotrafiszPolsko pytać o publikację wykazów umów zawieranych z publicznych pieniędzy? Po tym, jak dowiedziałem się o śmierci ojca p. Kukiza zrezygnowałem z dalszego szturchania go, chcąc uszanować czas żałoby.
Chociaż próba zainteresowania mediów i spierających się ze sobą polityków nie przynosiła efektów - podjąłem jeszcze jedną próbę. Próbę zainteresowania tym tematem redaktora Krzysztofa Ziemca, o którym z telewizji dowiedziałem się, że będzie jednym z prowadzących debatę prezydencką. W jaki sposób? Napisałem tekst z apelem i prośbą do redaktora Ziemca, by zadał to moje pytanie kandydatom. Apel opublikowałem zarówno pod jednym z komentarzy red. Ziemca, jak i w ramach swojego profilu w serwisie Facebook, ale też w serwisie Google+.
Apel do redaktora Ziemca - komentarz pod jego komentarzem z prośbą o zadanie pytania. Ten komentarz "polubiło" 127 osób, a więc miałem pewność, że red. Krzysztof Ziemiec go nie przeoczy.
Apel też pojawił się w serwisie Twitter i był "podbijany" przez kolejnych użytkowników serwisu:
Retweety internautów, którzy podawali dalej apel do red. Ziemca o zadanie pytania o rejestr umów.
Podzieliłem się z publicznością statystykami ćwierknięcia z apelem do red Ziemca. Nie jest to statystyka z ligi ćwierknięć Justina Biebera, ale pomyślałem, że może zaangażowani chcieliby wiedzieć.
Wreszcie podziękowałem wszystkim, którzy się włączyli w udostępnianie, "lubienie" i - ogólnie rzecz ujmując - podbijanie tematu wykazu umów.
Napisałem wówczas:
Chociaż wielu obywateli uznało temat za istotny, chociaż dziennikarze i media nie mogą dziś powiedzieć, że temat przeoczyli (niektórzy byli wprost informowani i to informowanie było multiplikowane przez innych zainteresowanych), to jednak nie przebił się do "głównego nurtu". Podjąłem jeszcze jedną próbę i zaapelowałem do p. Ziemca. No i zobaczymy, czy temat zostanie podniesiony. Ale może być i tak, że wezwanie p. Prezydenta od debaty na temat istotnych problemów państwa i podjęcie zobowiązania do debaty przez kontrkandydata, nie obejmuje przejrzystości działania państwa. Doskonale rozumiem, dlaczego ten temat jest niewygodny dla partii politycznych. Rozumiem też, dlaczego może być niewygodny dla mediów, które mają swoich faworytów. Myślę, że jutro, zaraz po debacie, będzie wiadome, czy obywatel może w takim czasie jak kampania wyborcza, zaproponować własny temat. Jest jednak rzecz, której nie zrobiłem, by temat w debacie został podchwycony. Nie podszedłem do kandydatów w czasie spaceru i nie zadałem tego pytania o wykazy umów i nie nagrałem reakcji na wideo. Nawet, gdybym coś takiego zrobił, nie byłbym pewny, czy takie nagranie miałoby takie audytorium, jak spontaniczne spoty rodzinne (nawiasem mówiąc wierzę, że to był rzeczywiście spontaniczny spot), czy tak przeistotne dla funkcjonowania państwa tematy, jak "przytulamy panią". Rzeczywiście też nie stanąłem ze szczekaczką w centrum Warszawy i nie zacząłem nawijać o tych wykazach. Ograniczyłem się do próby zainteresowania opinii publicznej publikując w Sieci. To też rodzaj eksperymentu i ćwiczenia z demokracji. Dziękując wszystkim, którzy się zaangażowali w upowszechnianie tematu zachęcam też do wyciągania wniosków z tego ćwiczenia.
Przypuszczając, że pytanie w debacie nie padnie, zacząłem zbierać opinie od znajomych, którzy interesują się naukowo i zawodowo obiegiem informacji. Zapytałem ich o to, dlaczego temat nie przebił się do głównego nurtu mediów oraz o to, czy ich zdaniem możliwe jest, by obywatel w debacie publicznej i w takiej kampanii prezydenckiej, jak mamy obecnie, skutecznie mógł zaproponować interesujący dla niego temat. Oto, jakie uzyskałem komentarze:
Jacek Kotarbiński, praktyk marketingu:
Przeciętny dziennikarz nie będzie wiedział o co kruszysz kopie :) Przynieś zdjęcie Dudy z Kaczyńskim w łóżku, o to by było coś :)
Wojciech Surmacz, redaktor naczelny miesięcznika Gazeta Bankowa:
Twój apel został przemilczany przez media, bo z jednej strony jesteś spoza układu, nie należysz do żadnej partii politycznej. Paradoksalnie, jesteś zbyt niezależny. Krótko mówiąc, nie stał z a Tobą sztab PR-owców, który by wcisnął Twoją informację na "hedlajny". Obywatel nie ma nic do powiedzenia. Jest odcięty. Z drugiej zaś strony, dotknąłeś bardzo niewygodnego tematu. Chcesz politykom "ściągnąć gacie"... Ale ludzie, zwykli obywatele chyba tego nie zrozumieli.
Adam Bodnar, prawnik, wiceprezes zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:
Moim zdaniem to jest kwestia tego, że 1) media wyraźnie się podzieliły jeśli chodzi o popieranie kandydatów. Dlatego zdają sobie sprawę, że ujawnianie takiego wykazu umów może poszczególnym kandydatom zaszkodzić. Nie mają zatem interesu w dociekaniu prawdy na zasadzie bezstronnej. To jest trochę jak z tymi kilometrówkami Hofmana. Facet ma się dobrze, a to tylko dlatego, że problem dotknął również ludzi z PO. 2) jest to zbyt subtelny problem - skoro nie stało się przedmiotem debaty przed I turą (w przeciwieństwie do JOWów czy emigracji do Irlandii itd.) to media uważają, że to nie interesuje masowego wyborcy. Nie dostrzegły także, że wiele osób, które nie poszły do pierwszej tury, oddały głos nieważny (czy zagłosowały na Kukiza) to wcale nie tzw. młodzi, sfrustrowani ludzie, ale Ci, którzy nie godzą się z arogancją władzy. A arogancja właśnie przejawia się w lekceważeniu takiego postulatu, jak również w tym, że wiele ważnych problemów z ostatnich kilku lat zostało zakopanych pod ziemią - bo nie interesują się nimi masy, ale jedynie 1, 2 % społeczeństwa (za to dość opiniotwórczy procent).
Rafał Otoka-Frąckiewicz, twórca Pitu-Pitu.pl, publicysta Uważam Rze/Uważam Rze Historia:
Moim zdaniem informacja była źle przygotowana. W pierwszych akapitach dane były nieczytelne dla przeciętnego zjadacza chleba, a następująca po nich treść za długa i zbyt szczegółowa. Apel przez to miał niewielka szansę na przebicie sie w social media, a to one generują obecnie tematy które mogą przebić się wbrew woli partyjnych sztabów. Z drugiej strony mamy dziennikarzy którzy i bez kampanii prezydenckiej nie interesują się niczym co nie jest gotowe do przeklejania i doskonale wiedzące o tym firmy PR wysyłają im gotowce czytelne dla użytkownika końcowego. Trzecią uwagę przedstawię za pomocą anegdoty. Przed jednymi z wyrobów zasugerowałem jednej ze startujących partii stworzenie aplikacji która po wrzuceniu do niej danych dotyczących kosztów korupcji, błędów, zaniechań kar i temu podobnych elementów wyświetlałaby na stronie internetowej słupek strat budżetu z nich wynikający z przychodami z podatków . Ty chyba zwariowałeś - usłyszałem - przecież to nas zabije jak przejmiemy władze.
Artur Kurasiński, przedsiębiorca, bloger i członek Rady Fundacji Nowoczesna Polska:
"Piotr Waglowski miał marzenie". Chciałeś żeby w trakcie kampanii prezydenckiej kandydaci zwrócili uwagę na to jak wydawane są publiczne pieniądze. Zaapelowałeś o opublikowanie w BIP wykazów umów cywilnoprawnych zawartych za pieniądze publiczne. Postulat zrozumiały i bardzo logicznie wpisujący się w demokratyczne praktyki w państwie, w którym obywatele są recenzentami władzy. Pozornie to przecież nic nie zmienia - Bronisław Komorowski i Andrzej Duda obiecują o wiele bardziej spektakularne działania - ujawnienie źródeł finansowania w postaci wykazu umów jawi się jako bardzo prosta rzecz. Pozornie. Media "nie zauważyły" postulatu. Wydaje się, że to co zaproponowałeś zupełnie "nie wpisało się" w charakter kampanii. Być może media i sami kandydacie są zbyt zajęci sprawami kardynalnymi (jak JOW-y, stosunek do Watykanu albo współpraca z WSI) żeby zwrócić uwagę na "głos z ludu". Oczywiście ironizuję bo prawda jest raczej bardziej prozaiczna - ujawnienie przepływów finansowych jest ogromnie niebezpiecznym procederem ponieważ oznacza konieczność pełnej transparencji. Czy polska scena polityczna dojrzała do takiego kroku? Najwyraźniej jeszcze nie w 2015 roku."
Mariusz Zielke, kiedyś nagradzany dziennikarz śledczy Pulsu Biznesu, obecnie pisarz rozwijający gatunek thrillera finansowego:
Prawdę mówiąc, chciałbym wierzyć, że zachowanie mediów w tej sprawie jest podyktowane wyrachowaniem wynikającym z obawy, że nagłośnienie sprawy może doprowadzić do niekontrolowanego odbezpieczenia bomby, której wybuch porazi również ich interesy. Bo przecież media także podpisują umowy ze sferą publiczną, z których jakaś część jest wstydliwa i lepiej, żeby informacje o nich nie trafiały do żadnych rejestrów. Media mogą się obawiać takiego rejestru równie mocno jak urzędnicy i politycy. Podobnie jak mogłyby się obawiać zwiększenia bezpośredniej kontroli nad władzą przez obywateli, a taki niewątpliwie społecznie pożądany efekt miałoby powodzenie akcji. Dziennikarze lubią mieć poczucie, że są niezbędnym ośrodkiem kontroli władzy i jedynym do tego uprawnionym. Oddanie takiej władzy szaremu obywatelowi wcale nie jest w ich interesie. Obawiam się jednak, że nie o to chodzi, a jedynym powodem braku zainteresowania mediów tą inicjatywą jest tabloidyzacja i skłonność do uproszczeń. Temat jest po prostu zbyt skomplikowany do tłumaczenia, za mało pikantny i przaśny. Nie ma w nim ani wesołego kierowcy, ani krzesła, ani pornografii, śmierci czy golizny, ani żadnych innych kompletnie nieistotnych społecznie spraw. Nikt tu nie popełnia błędów ortograficznych, nie szepcze nikomu do uszka, nie manipuluje wizerunkiem. Nuda.
Rober Łuchniak, dziennikarz, redaktor prowadzący audycje radiowe w RDC
Obywatel nawet powinien proponować tematy w debacie, tyle, że obywatele musieliby się wobec ważnych tematów organizować. Wtedy nie da się ich zbyć. Obywatele przegrywają w pojedynku z klasą polityczną, bo dają sobie narzucić emocje związane z taką a nie inną narracją partyjną. Tymczasem to my, obywatele musimy mieć swoją narrację i narzucać ją politykom! Sprawę jawności uważam za podstawową, bo tylko dzięki jawności będziemy posiadali wiedzę na temat partii i polityków. I tylko wtedy możliwy będzie deal typu: dostaniecie nasze głosy w zamian za wprowadzenie takich a nie innych rozwiązań. To wtedy zacznie się w Polsce prawdziwa polityka a skończy dziecinada.
Muszą wziąć w tym udział media i... tutaj pojawiają się prawdziwe problemy. Pierwszy, to coraz powszechniejszy brak w warsztacie dziennikarskim podstawowego pytania, jakie dziennikarz musi zadać samemu sobie ilekroć wkracza do akcji: dlaczego to jest ważne? Drugi problem: brak świadomości, że działam w imieniu swoich czytelników/słuchaczy/widzów, a nie w imieniu swojej redakcji. Inna rzecz, to uwikłanie dziennikarzy w rozmaite partyjne interesy. To dlatego akcja z ujawnianiem umów cywilnoprawnych sztabów nie znalazła odpowiedniego wsparcia w mediach. Jest wreszcie kwestia tabloidyzacji mediów: tematy zbyt trudne nie istnieją, bo obywatele się nimi nie interesują. Nie interesują się i narzekają, w jakim okropnym państwie żyją! Koło się zamyka.
Monika Kaczmarek-Śliwińska, naukowiec zajmująca się public relations na Wydziale Humanistycznym Politechniki Koszalińskiej:
Obserwując próbę wprowadzenia tematu do dyskusji publicznej za pośrednictwem mediów instytucjonalnych nasuwały mi się dwie refleksje.
Pierwsza refleksja, to ta najprostsza – media nie chcą podejmować takich tematów ze swoimi odbiorcami, ponieważ z jednej strony ujawniłoby to część umów również ich dotyczących, co z kolei mogłoby przełożyć się na obniżenie ich wiarygodności i niezależności od polityków. Z drugiej strony media chyba wciąż nie potrafią zainteresować odbiorców poważnymi tematami. Zagłębienie się temat jawności wydawanych środków publicznych musi być zaprezentowane w taki sposób, aby przeciętny odbiorca mediów zrozumiał go. Jak to zrobić, gdy żyjemy w czasach memów i często pustych, ale nośnych, haseł? Jak wywołać emocje, które dla mediów są tak istotne? Zastanawiałam się też, czy to był dobry moment na wprowadzanie takiego tematu. W drugiej turze kampanii wszystko idzie „na ostro”. Nie ma często czasu na wprowadzanie tematów, dla których należy poświęcić więcej czasu. Liczą się szybkie wymiany ciosów, riposty, wpadki. Być może pierwsza część kampanii byłaby lepszym czasem, choć z kolei przy tak znacznej liczbie kandydatów tak trudny i niewygodny temat znów nie byłby podjęty.
Druga refleksja związana była z nami jako odbiorcami mediów. Czy jesteśmy gotowi na takie tematy? Pewnie Twoi znajomi są, bo między innymi stąd popularność Twojego serwisu. Ale jaki odsetek społeczności jest gotów poświęcić czas, aby przeczytać dłuższy tekst lub wysłuchać dłuższej relacji, która skupi się na czymś więcej niż tylko informacji, że istnieje umowa pomiędzy A i B. Ile osób uzna temat za nudny i woli skupić uwagę na krawacie kandydata podczas debaty? Wydaje mi się, że ani polscy politycy, ale też odbiorcy, nie są jeszcze gotowi na spełnienie postulatu transparentności wydatkowania środków publicznych. Może po prostu to zbyt niewygodny temat. Dla wszystkich poza obywatelami, którzy mają prawo wiedzieć.
Na koniec trochę optymizmu – temat udało się wprowadzić i pojawił się podczas debaty prezydenckiej. Wielkie gratulacje. To pozwala mieć nadzieję, że mądre pytania i zorganizowanie poparcia społecznego – dziś chyba najszybciej poparcia online – daje efekty. Jeżeli więc narzekamy na jakość polityków, to pytajmy i rozliczajmy w ten właśnie sposób licząc na obudzenie się mediów instytucjonalnych, które przestaną skupiać się na wartościach pozornych, a zwrócą uwagę na istotne kwestie.
Zadałem takie pytanie również kilku innym osobom, w tym koleżankom, ale przed publikacją tego tekstu nie nadeszły inne z oczekiwanych komentarzy.
W każdym razie przyszedł dzień debaty prezydenckiej. I w trakcie debaty nagle redaktor Ziemiec zadał pytanie, a kandydaci zaczęli odpowiadać.
Krzysztof Ziemiec, współpraowadzący debatę:
Jednym z fundamentów otwartego społeczeństwa jest przejrzystość państwa, przejrzystość jego struktur, przejrzystość przy podejmowaniu decyzji, przez najważniejszych polityków także. A chodzi o dostęp do informacji publicznej, który dziś często jest utrudniony. Biorąc pod uwagę głosy, które mówią, że trzeba zmienić sposób finansowania partii, mam do Panów pytanie: czy widzą potrzebę zwiększenia dostępu do informacji o finansowaniu pewnych rzeczy przez partie w czasie kampanii. Jednym słowem: czy kandydaci doprowadzą do tego, że jeszcze teraz, przed wyborami 24-tego maja, popierające ich i finansujące ich kampanie partie opublikują wykazy umów cywilnoprawnych zawartych za publiczne pieniądze, np. w Biuletynie Informacji Publicznej. Jako pierwszy na to pytanie odpowie Andrzej Duda.
Pan Andrzej Duda odpowiedział tak:
Zwrócę się do szefowej mojego sztabu, zwrócę się także do pełnomocnika wyborczego o to, aby dokonano takich działań. Natomiast chcę powiedzieć jedno: akurat pod względem dostępu do informacji publicznej to pan prezydent i jego kancelaria wzbudzili jedne z największych kontrowersji w ostatnich latach, odmawiając obywatelom na wielokrotne prośby o dostęp do informacji publicznej choćby o to: kto i jakie przygotował dla pana ekspertyzy w sprawie OFE. Panie prezydencie, pan przeszedł z obywatelami przez wszystkie instancje sądowe, broniąc się rękami i nogami przed tym, żeby ujawnić te dane do wiadomości opinii publicznej. Ja uważam, że polityka powinna być transparentna. Ja uważam, że obywatele mają prawo dostępu do informacji o tym w jaki sposób działa głowa państwa, na podstawie jakich ekspertyz odbywa się to, co się dzieje w kancelarii, jakie decyzje są podejmowane przez Prezydenta Rzeczypospolitej. Nie ma żadnego problemu. Jeżeli jest ekspertyza i nie jest utajniana - można porównać decyzję prezydenta z ekspertyzami. Ja tutaj problemu nie widzę. Szanowni Państwo, dostęp do informacji publicznej jest jedną ze spraw podstawowych. To właśnie, panie prezydencie, ten opór pana przed ujawnianiem obywatelom informacji także pokazywał to, jak bardzo obywatelska jest pana partia i pan jako Prezydent, który był jej kandydatem i dzisiaj też jest jej kandydatem. Tu, tak jak i w wielu innych dziedzinach, Polska wymaga dzisiaj zmiany, Polska wymaga dzisiaj naprawy. I ja jestem do takiej naprawy gotowy.
Pan Bronisław Komorowski zaś odpowiedział:
Zawsze najlepiej jest zaczynać od siebie samego, panie pośle. I od własnego ugrupowania. Praktyka, jeśli chodzi o upublicznianie informacji, jest dokładnie taka sama, jak była w czasach Lecha Kaczyńskiego - kiedy pan był tam ministrem. Więc bardzo proszę, żeby pan dokonał jakiegoś podsumowania jeśli chodzi o własne zaangażowanie i działania. To po pierwsze. Po drugie: oczywiście Polacy mają, obywatele mają prawo do głębokiego wniknięcia w kwestie finansów partii politycznych, bo są, rzeczywiście, sprawy niejasne... Na przykład tego, na ile dodatkowe są systemy wspierania finansowego, na przykład w oparciu o SKOK-i, panie pośle. I dlaczego partie polityczne bronią przed wniknięciem w tego rodzaju obszar, na przykład skutecznie kierując, pan to zrobił, ustawę, która miała pozwolić na kontrolowanie sytuacji finansowej w SKOK-ach... Dlaczego pan przekazał to do Trybunału? Zachęcił pan Prezydenta do tego, żeby skutecznie uniemożliwić kontrolę SKOK-ów. Jak pan może mówić o jawności w tym wypadku? Jak pan może komukolwiek czynić zarzuty? Pan spowodował, że o dwa lata później można było dopoiero kontrolować w SKOK-ach i tworzyć mechanizm gwarancji dla prostego człowieka, dla jego oszczędności. Pan jest za to personalnie odpowiedzialny. To jest pierwsze. Jeśli chodzi oczywiście o finanse kampanii - jesteśmy w pełni do dyspozycji.
Dziękuję redaktorowi Ziemcowi za zadanie pytania w tak istotnej debacie. Ale było to możliwe dzięki Wam, dzięki ludziom, którzy zdecydowali się wesprzeć mnie w tym niemal beznadziejnym dziele.
A korzystając z okazji napiszę jeszcze kilka słów. Gdyby ktoś się zastanawiał nad tym, o co chodzi w prawie petycji (tak, wiem, że to nie jest temat z rodzaju ratujących życie), to chodzi w nim o to, że jak obywatel wysyła (w ramach formalnej procedury) petycję wyłuszczając to, czego oczekuje od organów władzy publicznej, to taki organ ma obowiązek na taką petycję odpowiedzieć. Prawo petycji zatem polega na tym, że obywatel ma nie być zignorowany przez władze publiczne. Oczywiście wiele zależy od tego, jak takie prawo jest skonkretyzowane w ustawie. Mamy już ustawę o petycjach. Sejm ją przyjął 11 lipca 2014 roku, a ustawa wejdzie w życie po upływie 12 miesięcy od dnia ogłoszenia. Ustawa zatem zacznie obowiązywać od 6 września 2015 roku. Oznacza to m.in., że petycje złożone w chwili wejścia w życie ustawy najpewniej będą odwlekane na czas "po wyborach" parlamentarnych na jesieni. Nie ma tam, w tej ustawie, "zębów", przez co rozumiem taką konstrukcję normatywną, która nie daje obywatelom narzędzi do tego, by jakoś mogli interweniować w sytuacji, w której odpowiedź będzie "niesatysfakcjonująca", ale jest tam zasada responsywności. "Petycja powinna być rozpatrzona bez zbędnej zwłoki, jednak nie później niż w terminie 3 miesięcy od dnia jej złożenia". Brak zębów to też przepis art. 13 ust. 2 ustawy, wedle którego "Sposób załatwienia petycji nie może być przedmiotem skargi". Wydaje mi się, że w praktyce stosowania ustawy często będą się organy powoływały na art. 12 ustawy, czyli na możliwość nierozpatrywania petycji, gdy kolejne będą składane "w sprawie, która była przedmiotem petycji już rozpatrzonej przez ten podmiot".
Niemniej prawo petycji może sprawić, że pewne tematy sygnalizowane przez obywateli w debacie publicznej nie będą mogły być tak całkowicie przemilczane.
Po debacie prezydenckiej niektórzy uznali, że kandydaci odpowiadali nie na temat. Niektórzy zastanawiali się, jakie może mieć znaczenie, że takie pytanie zadano. Co niby się teraz powinno stać? - pytali.
A moim zdaniem to, co z tym tematem, pytaniem i odpowiedziami teraz się stanie, to zależy wyłącznie od obywateli.
Obywatele mogą wpłynąć na debatę publiczną, ale muszą tego chcieć. Dziękuję, że chcieliście.
Ale czy będziecie chcieli, by partie polityczne wystawiające kandydatów w wyborach prezydenckich opublikowały wykazy umów (za okres od początku tej kadencji parlamentarnej do dziś) w swoich BIP-ach i by to zrobiły jeszcze przed II turą wyborów? Czy będziecie chcieli, by Kancelaria Prezydenta opublikowała wykazy umów w BIP Kancelarii? Jeśli będziecie chcieli - znajdziecie sposób, by to osiągnąć. Ale nikt tego za was nie zrobi.
Ale mam też kolejne, niewinne pytanie: czy obywatele mogą swobodnie wykorzystywać wideogram TVP z #debata, czy też telewizja publiczna będzie dochodziła praw własności intelektualne do tego wideogramu?
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Dziękuję za tę akcję,
Dziękuję za tę akcję, jednak warto walczyć do końca i Pan tego dokonał. To ważne wydarzenie, napawa nadzieją na "udemokratycznienie" naszej demokracji. Czy partie upublicznią - zobaczymy, ale temat zaistniał, to znamienne. Sukcesów i możliwości otwartego dialogu, jest Pan naszym głosem.
Dobra robota!
Dobra robota!
Prowadzący mnie uprzedził - jestem zły
Chciałem wejść i pochwalić w poprzednim temacie że ma "prowadzący stronę" siłę przebicia i nawiązać właśnie do pytania w debacie (stąd jestem zły).
Panie Piotrze (zapewne jestem dużo starszy - stąd...). Dziękując (teraz) za od lat opisywany wzór postępowania propagowany na tutejszej stronce, publicznie chcę przypomnieć że ma Pan (nie wiem w jakiej ilości) także ludzi którzy tzw. "od dołu" próbują coś zdziałać w tematach w których Pan uderza "od góry".
(jak pasują do działań oddolnych)
Generalnie rewelacyjne jest dla mnie (sloganowo i skrótowo) działanie oparte o "prawo i internet" choćby tutaj opisywane.
Dostęp do informacji publicznej w połączeniu choćby z amatorskim podejściem do litery prawa daję niesamowite korzyści i zapewne nie tylko ja już umiem to wykorzystywać.
Opisałem Panu (prywatnie) takie boje oddolne z "urzędem miasta" (radni, prezydent miasta, wojewoda) i gwarantuję i Panu i wszystkim że przy uporze (raczej też wiem że na liczna grupę poparcia nie ma co liczyć) idzie wymusić prawo (korzystając z internetu - a w podtekście, czytając Pańskie felietony, linki itp - stanowiące bazę dla poszukiwań).
Tak, że doceniając Pańską robotę (jako zwykły obywatel)złożę Panu podziękowanie i w tym temacie (debata), gdyż w połączeniu z tym co niedawno usłyszałem od Przew. Rady Miejskiej ( "ale nas Pan zmusił do poprawy jakości legislacji") czy radnego pytającego publicznie "Albo ktoś za nim stoi!") twierdzę że ma Pan udział w tych choćby lokalnych sukcesach.
Tak że proszę nie zapominać że może być grupka ludzi, która czyta tutejsze "felietony" i stosuje w praktyce.
(jednak się nie odzywa)
Generalnie "ostatnie" dni w polityce dają nadzieję że idzie nowe (a jak nie nadejdzie - trzeba dalej "kamyczki..."). :)
Pozdrawiam - Dzidek
Myślę podobnie
Dzidek ja myślę podobnie i również dziękuję i doceniam robotę VaGla. Wierzę, że doczekamy jeszcze takich czasów, że z uśmiechem będziemy wspominać: a pamiętasz, że kiedyś w ogóle nie publikowano rejestrów umów...
Dzidek chętnie poznam Twoje doświadczenia. Ja jestem właśnie po 4 miesiącach 'rozmów' w temacie z Burmistrzem i Radą Miejską i po pierwszych pozytywnych decyzjach SKO i przed pierwszym z trzech wyroków WSA.
Tekst w DI
Dziennik Internautów, tak jak podbił pierwszy z moich tekstów, po wczorajszej debacie poruszył też temat wykazów umów: Duda i Komorowski udostępnią rejestry umów? Na debacie nie uniknęli tematu.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Przypominam nagranie wystąpienia o debacie publicznej
Przy okazji przypominam nagranie swojego wystąpienia w trakcie konferencji pn. "Nowe perspektywy dialogu. Model deliberacji i narzędzia IT w procesach decyzyjnych." Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, 28 maja 2014 r.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Temat wykazu umów w dzisiejszym Poranku Radia TOKFM
Wątek wykazu umów poruszony w czasie wczorajszej debacie prezydenckiej poruszyli publicyści, a konkretnie Roman Kurkiewicz, w dzisiejszym "Poranku Radia TOK FM", który prowadziła Dominika Wielowieyska. Wszyscy uczestnicy tej rozmowy wydawali się ciekawi, czy partie opublikują wykazy umów.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
I jeszcze echa
W serwisie watchdogportal.org przeczytacie Państwo tekst Obywatele wchodzą do gry!. Tekst odnosi się do niedzielnej debaty i do tego, że udało się wprowadzić do niej pytanie o przejrzystość działania państwa:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Sztaby chyba niechętne - temat w naTemat
I kolejny tekst, tym razem naTemat: Kiedy sztaby ujawnią finanse? Pełnomocnik Dudy odkłada telefon, my wysyłamy do kandydatów wnioski o dostęp do informacji
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination