Apel o uprzejme rozważenie zmiany polityki oznaczania logami digitalizowanych archiwaliów

znak wodny Biblioteki Gdańskiej na drukuTemat re-use w sferze BAM (Biblioteki, Archiwa, Muzea) jest obecnie tematem aktualnym w pracach rządowych, ale warto pochylić się nad dostrzeganą praktyką w sferze digitalizacji zasobów i ich udostępniania. W przebytych konsultacjach społecznych i komisjach uzgodnieniowych Archiwa Państwowe przedstawiane są jako lider udostępniania swoich zasobów do ponownego wykorzystania. Owszem. Wiele się zmieniło na dobre w archiwach. Warto to docenić, a doceniam jako człowiek, który bywa w archiwach i nie raz miał okazję zakładać przyjazne rękawiczki przeznaczone do obcowania z przechowywanymi tam z pietyzmem zbiorami. Już nie zakazuje mi się fotografować tych zbiorów. Korzystając z tego, że tak dobry klimat w Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych panuje dla rozumienia oczekiwań społecznych w sferze dostępu do zebranego tam dziedzictwa, pomyślałem, że może warto zasugerować Dyrekcji jeden obszar, który stale nie doczekał się właściwego, jak mniemam, rozwiązania. Chodzi o te nieszczęsne loga, które zasłaniają udostępniane przez archiwa (ale i biblioteki) zbiory.
Aktualizacja w górę osi czasu: Loga na skanach: odpowiedź od Naczelnego Dyrektora Archiwów Państwowych

Do tematu wracam (wszak nie raz go już w publicznych dyskusjach poruszałem), gdyż niejako zostałem do tego sprowokowany aktywnością fejsbookową Archiwum Państwowego w Kielcach. Realizując swoją misję zachęcania obywateli do zainteresowania się zbiorami archiwalnymi kieleckie Archiwum w nowym roku zaczęło udostępniać - w ramach swojego "profilu" - wybrane materiały dotyczące miasta Skarżysko-Kamienna. Jest to miasto, z którym moja rodzina od wielu pokoleń była związana. Przed uzyskaniem praw miejskich prawie nie mieszkali tam ludzie, z którymi w ten lub inny sposób nie byłbym związany węzłami rodzinnymi. Stąd moje zainteresowanie archiwaliami z tego rejonu. Przeglądając udostępniane materiały sięgnąłem też do wcześniejszych, które dotyczyły Pińczowa. Wśród nich ze zdumieniem przyglądałem się skanom pergaminowego dokumentu z 1676 roku, wystawionego przez króla Jana III Sobieskiego, w którym władca nadaje Pińczowowi przywilej dotyczący prawa miasta.

Udostępnione przez Archiwum Państwowe w Kielcach dokumenty dotyczące praw miejskich Pińczowa

Udostępnione przez Archiwum Państwowe w Kielcach - w ramach prowadzonego profilu w serwisie Facebook - dokumenty dotyczące praw miejskich Pińczowa

Pomijając chwilowo temat samego Facebooka i wykorzystywania go dla aktywności administracji publicznej, w tym instytucji takich jak Archiwa, moją uwagę przykuł wielki znak wodny, który praktycznie całkiem zasłania udostępnianą treść. Pomyślałem sobie: Skąd się bierze ta "zazdrość" o archiwalia, która przejawia się nakładaniem na zdigitalizowane dokumenty takich gigantycznych, centralnie położonych, przesłaniających sam dokument w sposób niepozwalający na jego obejrzenie, "znaków wodnych"? Hmm? Przecież to jest bez sensu.

Zaraz jednak rozpoczęła się dyskusja i szybko mi uświadomiono, że ów "znak wodny" ma swoją przyczynę. Jest nim rzekomo Załącznik do Zarządzenia nr 13 Naczelnego Dyrektora Archiwów Państwowych z dnia 29 czerwca 2011 r. zatytułowany Zalecenia w zakresie digitalizacji materiałów archiwalnych w archiwach państwowych, a konkretnie jego paragraf 10. Czytamy tam:

1. Kopie użytkowe zdigitalizowanych obiektów cyfrowych przeznaczone do udostępniania należy oznaczać w sposób wskazujący archiwum, w którym znajdują się oryginalne materiały archiwalne, a także zabezpieczający je przed nieuprawnionym użyciem.

2. Na kopiach przeznaczonych do udostępniania umieszcza się cyfrowe znaki wodne. Archiwa państwowe stosują zestandaryzowane znaki wodne, zawierające logotyp archiwów państwowych oraz nazwę archiwum, z którego określona kopia pochodzi.

3. Przykład prawidłowo umieszczonego, cyfrowego znaku wodnego określa załącznik nr 8 do Zaleceń.

Istotnie, w załączniku znaleźć można przykład skanu z centralnie umieszczonym znakiem wodnym. Czyli aktywni i ofiarni w realizacji swej społecznej misji archiwiści z Archiwum kieleckiego nie robią tu nic, co by nie wynikało z przykazań z góry. Ale - tak sobie myślę - to przecież niweczy całą ich pracę, inwencję i poświęcenie. Weźmy przywołaną wyżej pieczęć Sobieskiego. Przecież dzięki centralnie wywalonemu logo archiwów nie da się spod niego zobaczyć nic, co jest przedmiotem udostępnienia społeczeństwu.

Lektura samych zaleceń również wzbudza zadumę, bo - można zapytać - cóż to takiego owo "nieuprawnione użycie", o którym w par. 10 ust. 1 mowa, że logo ma być położone w sposób zabezpieczający przed nim?

Szanowny Panie Dyrektorze, tu zwracam się do dr hab. Władysława Stępniaka, Naczelnego Dyrektora Archiwów Państwowych, proszę rozważyć w swojej uprzejmości możliwość zliberalizowania proponowanych Archiwom zasad udostępniania "kopii użytkowych zdigitalizowanych obiektów cyfrowych". Wszak w ich udostępnianiu społeczności nie o eksponowanie logo Archiwów chyba chodzi, a o możliwość obcowania ze zbiorami, których jesteście Państwo tak ofiarnym opiekunem. To przecież dzięki staraniom pokoleń archiwistów mogę dziś, jako obywatel, zgłębiać historię kraju, regionu, rodziny. Wizyty w gościnnych murach archiwów w poszczególnych miastach zawsze dawały wrażenie życzliwości i zaangażowania w pomoc szukającym tam śladów przeszłości. Loga na zdigitalizowanych materiałach archiwalnych, które zasłania treść digitalizowaną, w niwecz obracają wszelkie zabiegi zaangażowanych w digitalizację ludzi, a i same zdigitalizowane materiały czynione są przez to często bezużytecznymi dla tych, dla których je - jeśli dobrze rozumiem aksjologię działań archiwalnych - digitalizowano.

Archiwa Państwowe są liderem ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. W ramach konsultacji i uzgodnień nie raz podnoszono i podkreślano, że ustawy archiwalne nawet bez konieczności nowelizowania ze względu na konieczność implementacji przepisów unijnych, zawierały w sobie dyrektywę udostępniania gromadzonych materiałów zainteresowanym. To jedno logo może cały trud zaangażowanych zdewastować. A do tego - jak się wydaje - niepotrzebnie angażuje skromne wszak zasoby Archiwów. Bo przecież - jako obywatel - mogę chcieć uzyskać kopię bez tego logo. A wówczas cenny czas archiwisty będzie uwikłany w obsługę tak zainteresowanego petenta. Nie chce mi się wierzyć, że w całym tym oznaczaniu logiem może chodzić jedynie o możliwość uzyskania od obywateli jakichś dodatkowych pieniędzy, że niby za skan bez logo ktoś chciałby mnie obciążyć kosztami lub opłatami. To byłoby takie mało obywatelskie, gdyby okazało się prawdziwym powodem wydania takiej dyrektywy znakowej. Stąd - myślę sobie - może cały stan rzeczy bierze się z jakiegoś nieporozumienia, które łatwo dałoby się w praktyce archiwalnej odkręcić.

I wszystko powyższe będzie miało zastosowanie też do praktyk bibliotek, dokonujących digitalizacji. Bo jak tu podziwiać ryciny i rysunki w drukach i starodrukach, gdy wydaje się, że przedstawione na nich postacie zyskały nagle - w ramach digitalizacji - jakieś dodatkowe tatuaże:

Logo Biblioteki Gdańskiej na łonie nagiej postaci zdobiącej karty jednego ze druków

Przykład tatuażu nadanego utrwalonej w starodruku damie z parasolem przez Polską Akademię Nauk - Bibliotekę Gdańską

Przeczytaj również:

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Witam, pracuję w

Witam, pracuję w instytucji, która umieszcza zbiory z logotypem w internecie. Spojrzenie z drugiej strony. Loga absolutnie nie służą wyłudzeniu dodatkowych pieniędzy. Pieniądze, które płaci użytkownik za uzyskanie skanu nie trafiają do instytucji jako ekstra pieniądz, ale są pokryciem kosztów skanowania (przynajmniej w mojej instytucji). Logotyp służy jako podpis. Archiwa i biblioteki ponoszą duże koszty pracy, organizacji itp. aby umieścić dokument w internecie i jedyne czego oczekują to dbałości o wskazanie źródła. Wszyscy wiemy, że to co raz znajdzie się w necie żyje własnym życiem i nikt już nie pamięta skąd naprawdę pochodzi dany dokument.

Nie przeczę że archiwiści

hub_lan's picture

Nie przeczę że archiwiści oraz instytucje ponoszą znaczne koszta mając na celu upublicznienie zbiorów, jednak nie mogę uwierzyć że nie dało by się tego loga (np na rycinie powyższej przedstawiającej postać płci pięknej) umieścić w takim miejscu by nie przesłaniała treści a jednocześnie nie dało się jej wyciąć nie usuwając znacznego fragmentu ryciny.

Zdaję sobie sprawę że jest do dodatkowy nakład pracy na analizę miejsca umieszczenia oraz sensowne dobranie wielkości logo jednak czy taki nakład nie byłby celowy z punktu widzenia skutecznej mozliwości korzystania?

Dlaczego w ogóle logo?

Dlaczego w ogóle logo?

Dlaczego nie oznaczyć dokumentu inaczej? Na przykład w przeznaczonych do tego celu polach formatu JPEG? Albo stosując technikę nanoszenia cyfrowych znaków wodnych w sposób właściwy, czyli taki, aby pozostawały one widoczne dla maszyny, a nie dla człowieka?

Proszę spojrzeć na to z

Proszę spojrzeć na to z właściwej strony. Instytucje dostają pieniądze od Państwa - czyli Podatnika. Każda praca wymaga wysiłku, czy to fizycznego, czy intelektualnego. Za pracę dostajecie wynagrodzenie i to by było na tyle. Jeśli chce Pan koniecznie coś "tagować" to proszę założyć prywatną firmę i wytworzony produkt znakować według uważania.

słówko na dziś: metadane

steelman's picture

Znakomita większość formatów plików daje możliwość zapisu rozmaitych informacji niezwiązanych z "główną" treścią. Pliki graficzne są tu chyba najlepszym przykładem. Proszę obejrzeć dowolne zdjęcie zrobione aparatem cyfrowym, niechby i najprostszym. Można tam znaleźć: czas i miejsce (jeżeli aparat był nieco droższy i miał odbiornik GPS) zrobienia zdjęcia, parametry ekspozycji, model i producenta aparatu i przynajmniej tuzin innych wartości. Są również standardowo zdefiniowane pola (choć aparaty ich przeważnie nie wypełniają) do przechowywania informacji na temat pochodzenia, autorstwa i licencji jaką dany utwór jest objęty. Ze wszystkich tych dobrodziejstw można skorzystać.

Chyba, że wybrany model biznesowy zakłada możliwość dostarczenia klientowi nieoznakowanych kopii za odpowiednią opłatą. Czy archiwa mają taki model?

>steelman<

"...Proszę obejrzeć

"...Proszę obejrzeć dowolne zdjęcie zrobione aparatem cyfrowym, niechby i najprostszym. Można tam znaleźć: czas i miejsce (jeżeli aparat był nieco droższy i miał odbiornik GPS) zrobienia zdjęcia, parametry ekspozycji, model i producenta aparatu i przynajmniej tuzin innych wartości. Są również standardowo zdefiniowane pola (choć aparaty ich przeważnie nie wypełniają) do przechowywania informacji na temat pochodzenia, autorstwa i licencji jaką dany utwór jest objęty. Ze wszystkich tych dobrodziejstw można skorzystać...."

Ciekawe czy autor posta wie jak łatwo jest zmienić/usunąć te dane..

My tak to widzimy w Bałtyckiej Bibliotece Cyfrowej

W naszej praktyce spotkaliśmy się z kilkoma przypadkami, gdy zasoby digitalizowane w naszej Pracowni Digitalizacji były oferowane na aukcjach (przykład najświeższy - [URL=http://www.ebay.pl/itm/W16-6-Stadtebau-in-Stadt-Stolp-Slupsk-Polen-1928-zahlreiche-Abbildungen-Kopie-/181593051209?pt=LH_DefaultDomain_77&hash=item2a47ca1049]ebay[/URL] i zasób w [URL=http://bibliotekacyfrowa.eu/dlibra/doccontent?id=20196[/URL]BBC. Kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się z przypadkiem próby sprzedania pliku DjVu na allegro z publikacją z naszej biblioteki cyfrowej rozważaliśmy, czy nie wprowadzić znaków wodnych. Jednak uznaliśmy, że nie będziemy tego robić. Naszym zdaniem przywiązanie do swojej pracy, nie powinno przesłaniać świadomości, że skoro środki na digitalizację pochodzą od podatnika to nie ma powodu, by w jakikolwiek sposób ograniczać dostępu do publikacji.

Słusznie

Podstawa Państwa jest niewątpliwie słuszna. Niestety niektóre biblioteki cyfrowe są zbyt zaborcze - jaskrawym przykładem była awantura kilka lat temu, kiedy MBC zarzuciła innej, że ta całkowicie legalnie udostepniła Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego pomimo tego, że był już dostępny w MBC.

Podany przykład jest jednak dla mnie niejasny - opis na e-Bay sprawia wrażenie opisu fizycznego egzemplarza, więc wygląda na ewidentne oszustwo. Gdyby natomiast oferowali oprawiony wydruk pliku DjVu, to moim zadaniem byłaby to całkiem uczciwa oferta.

dlaczego od razu "oszustwo"?

> opis na e-Bay sprawia wrażenie opisu fizycznego
> egzemplarza, więc wygląda na ewidentne oszustwo

Opis wyraźnie mówi, że to *kopia* dokumentu. Dlaczego miałoby to być "ewidentne oszustwo"?

Faktycznie nie oszustwo

Faktycznie nie oszustwo.

Przeoczyłem "Kopie" w tytule aukcji, skoncentrowałem się na charakterystyce przedmiotu, która jest myląca (np. " Przy książkach w twardej oprawie mogą brakować obwoluty."), ale to inna sprawa.

...kiedy MBC zarzuciła

...kiedy MBC zarzuciła innej, że ta całkowicie legalnie udostepniła Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego pomimo tego, że był już dostępny w MBC.

Czy można prosić o rozwinięcie tego wątku? Takich bzdur jeszcze nie czytałem?

Chętnie też się dowiem

VaGla's picture

Chętnie też się dowiem, o co chodziło, natomiast prośbę o rozwinięcie tematu można też (i w tym serwisie mi na tym zależy) sformułować bez używania słowa "bzdura". Właściwie to nie powinienem puścić komentarza z takim słowem, ale postanowiłem skorzystać z okazji, by przypomnieć, że słowo "bzdura" nie jest tu mile widziane. Druzgocąca krytyka z użyciem spójnej argumentacji, wykazanie nierzetelności, wskazanie błędów logicznych, to wszystko jak najbardziej. Słowo "bzdura", podobnie jak argumenty ad personam - nie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nieuprawnione zawłaszczenie zasobów MBC

W 2008 r. Henryk Hollender (z niejasnych względów uchodzący w pewnych kręgach za eksperta od dygitalizacji) opublikował notatkę

http://www.forumakad.pl/archiwum/2008/02/52_tulaczka_slownika.html

w którym wychwalał zainicjowaną przez siebie (o czym nie wspomina) dygitalizację Słownika w ICM. Notatka wywołała negatywne komentarze wielu osób, z których najważniejsze były umieszczone pod tym artykułem i są cytowane m.in. tutaj:

http://forum.biblioteka20.pl/viewtopic.php?t=218

Niestety w pewnym momencie Hollender i/lub redakcja Forum Akademickiego usunęła wszystkie te - bez wyjątku krytyczne - komentarze, a na dwa moje listy do redakcji w tej sprawie nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Niestety nie zarchiwizowałem tych komentarzy w żaden sposób...

Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to właśnie w tych komentarzach znajdowały się przesłanki do mojego stwierdzenia.

Sprawa Słownika Geograficznego to był tylko odprysk większej sprawy

http://forum.biblioteka20.pl/viewtopic.php?t=290

w której też się przewija kwestia niewyłącznej licencji.

Reasumując - nie mogę niestety udowodnić swojej tezy. Spróbuję coś jeszcze na ten temat znaleźć w swoim archiwum, ale nie mogę niestety wykluczyć, że w jakimś stopniu zawiodła mnie pamięć i chodziło o coś innego.

I słusznie - dlaczego za

I słusznie - dlaczego za jednostkowe przypadki cierpieć mają miliony :)
Zresztą nawet to, że ktoś sobie coś takiego sprzeda, czy to jakaś wielka zbrodnia? Przecież na danych uzyskanych z re-use też mogę zarabiać.
Chodzi tylko o to żebu urzędnikowi/decydentowi nie "skakal gul", że to nie on na tym zarobi.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>