Skandalem jest to, że ktoś telefon od Amerykanów może nazwać skandalem
To, że pracownik Ambasady USA w Polsce dzwoni do Sejmu RP i pyta o proces stanowienia prawa wzbudziło zaniepokojone komentarze zarówno samych posłów, jak i niektórych komentatorów. Tymczasem oburzenie wzbudzić powinno to, że Polacy nie korzystają z narzędzi, które polski system prawa daje chcącym uzyskać dostęp do informacji publicznej. O ile Konstytucja RP wspomina o prawie do informacji publicznej, które przysługuje obywatelom, to już ustawa o dostępie do informacji publicznej takie prawo daje wszystkim zainteresowanym, nie tylko obywatelom. W stosunku do Sejmu i Senatu RP kwestie prawa do informacji publicznej regulowane są w ich regulaminach. Zamiast oburzać się na Amerykanów sami powinniśmy baczniej przyglądać się temu, w jaki sposób posłowie sobie poczynają w Parlamencie.
Tekst na temat pytań z Ambasady USA można znaleźć m.in. w serwisie Gazeta.pl: Ambasada USA dopytuje się, jak głosują posłowie ws. ACTA. "Skandal". Ponoć pracownica ambasady pytała o dyscyplinę partyjną podczas głosowania nad dezyderatem do premiera ws. ACTA. W tym samym tekście znaleźć można dziennikarską relację, z której wynika, że wszyscy posłowie byli "zaskoczeni i zażenowani telefonem z ambasady". A jeśli rzeczywiście tak było, to świadczy to o niskiej kulturze dostępu do informacji publicznej, którą reprezentują zasiadający w Parlamencie reprezentanci Narodu.
To, czy głosowanie się odbyło, czy się nie odbyło, jaki jest wynik głosowania, a także to, czy była czy nie było dyscypliny partyjnej - to wszystko są informacje w sprawach publicznych. I każdy, zwłaszcza obywatel, ma prawo domagać się takiej informacji od władz publicznych.
Kwestie dostępu do informacji publicznej w Sejmie RP reguluje Dział IVa Uchwały Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 30 lipca 1992 r. Regulamin Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej. Można tam przeczytać, że:
Art. 202a
1. Informację publiczną Kancelaria Sejmu udostępnia poprzez ogłaszanie dokumentów i innych informacji w Systemie Informacyjnym Sejmu.
2. Informacja publiczna może być udostępniana poprzez wskazanie ogólnodostępnego miejsca wyłożenia lub przechowywania informacji publicznej w Kancelarii Sejmu.
3. Informacja publiczna, która nie została udostępniona w sposób, o którym mowa w ust. 1 lub 2, udostępniana jest przez Kancelarię Sejmu na pisemny wniosek. Wniosek może być przesłany za pośrednictwem Systemu Informacyjnego Sejmu.
Istotnie. Nie ma tam mowy o tym, że informację publiczną można uzyskać telefonicznie, ale praktyka jest taka, że informacje publikowane są na stronach z opóźnieniem, często są niekompletne, a udostępnienie informacji w innych ww. trybach (pisemny wniosek) wymaga tyle czasu, że uzyskane tą drogą informacje przestają czasem być "przydatne".
Zamiast zatem oburzać się na Amerykanów, Polacy powinni się uczyć od nich zabiegania o swoje interesy i prawa, w tym przy wykorzystaniu narzędzi mających na celu zapewnienie przejrzystości działania państwa.
PS
O podstawie programowej nauczania na III i IV poziomie kształcenia pisze Marcin Polak w tekście Edukacja obywatelska ad ACTA. Warto przeczytać.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Rzeczywiście - przywraca
Rzeczywiście - przywraca Pan właściwe proporcje temu "wydarzeniu". Ale, skoro uzyskiwanie informacji przez obywateli może się odbywać tylko w formie pisemnego wniosku, dlaczego jakiejś Pani (której funkcji w ambasadzie zdaje się nigdzie nie podano) udziela się tej informacji telefonicznie? Czy jest jakiś przepis-wyjątek dla pracowników ambasad w docieraniu do informacji publicznej i innych?
Sądzę, że oburzenie powinien budzić fakt, jeżeli jest to fakt, iż polityk p. Golba referuje, że dzwoniła "pani z ambasady" i "kobieta dopytywała". Czy to oznacza, że ja również mogę zadzwonić, podać się za panią z ambasady X i wówczas udzieli mi się informacji? Jest to aż tak proste? Przeczytałam tylko 2 artykuły w tej sprawie i wysłuchałam jednego programu w radiu, więc nie jest to w żadnej mierze reprezentatywne, ale nigdzie nie doczekałam się pytania ze strony dziennikarzy o to - kim była owa Pani i czy przepisy dopuszczają taką formę (telefoniczną) pozyskiwania informacji?
A skoro już piszę to może ktoś z Państwa mógłby mi odpowiedzieć na jedno pytanie. Otóż w jednym z odcinków Superwizjera (TVN) wyemitowano jakiś czas temu program nt. wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Dziennikarz śledczy zadał kilka pytań rzeczniczce Ministerstwa dot. udzielania koncesji, przebiegu przeprowadzania konsultacji społecznych itp. - wydawać by się mogło pytania dot. jak najbardziej informacji publicznych, które szczególnie powinny być dostępne dla mieszkańców gmin, gdzie ma dojść do odwiertów. Tymczasem, rzeczniczka nie zgodziła się na autoryzację swoich odpowiedzi na zadane pytania. W związku z tym tych wypowiedzi w programie nie zamieszczono, a jedynie lektor podaje swego rodzaju podsumowanie tego, co od rzeczniczki usłyszał. Źródło tutaj (zaczyna się od 20 minuty trwania programu): http://www.youtube.com/watch?v=3DhUqCf3FYM&feature=related
Czy rzecznik jednostki publicznej, pracujący za publiczne pieniądze może odmówić upublicznienia informacji, których udzielił nie jako osoba prywatna, ale jako pracownik resortu. Poza tym zgodził się na udział w dokumencie?
Czy można z tym coś zrobić czy nie?
Informacje publiczne mozna uzyskac telefonicznie lub e-mailowo.
"kim była owa Pani i czy przepisy dopuszczają taką formę (telefoniczną) pozyskiwania informacji?"
Tak dopuszczaja, w tym sensie, ze ustawa o dostepie do informacji publicznych nie precyzuje tych kwestii precyzyjnie, tj. nie przedstawia zadnych wymagan co do formy w jakiej moze byc zlozony wniosek o udostepnienie informacji publicznej. Przyjmuje sie zatem, ze wniosek moze byc zlozony w dowolny sposob, moze byc np. zlozony ustnie, a nawet anonimowo, a skoro tak, to nie ma zadnych przeciwskazan udzielania tych informacji przez telefon dowolnej osobie, bo za kogokolwiek by ta osoba sie nie podawala, to nie ma zadnego znaczenia dla udostepnienia informacji publicznej.
Zwykle zwracam sie o informacje publiczne nieanonimowo, ale kiedys dwa razy dla przetestowania probowalem e-mailem anonimowo i nie bylo problemu (z tym, ze byla to instytucja przywyczajona juz do wzglednie czestego udzielania informacji publicznych).
W praktyce oczywiscie nie zawsze jest tak latwo, bo swiadomosc nie tylko spoleczenstwa, ale i urzednikow co do tresci ustawy o dip jest mizerna i mozna spotkac nieuzasadnione prawem rozmaite utrudnienia i obstrukcje ze strony urzednikow zobowiazanych do udostepnienia informacji publicznej. Niektore przyklady takich bezzasadnych utrudnienien mozna znalezc na stronach: http://informacjapubliczna.org.pl/ .
Oburzenie?
Ja w tych artykułach przeczytałem przede wszystkim coś innego: Stany Zjednoczone, które same ratyfikować umowy ACTA nie zamierzają, są tak hipnotycznie zafascynowane procesem przyjmowania jej w Polsce, że aż Pani ambasador pyta o dyscyplinę podczas wystosowywania dezyderatu. Po mojemu to jest co najmniej ciekawe i warte uwagi. Chętnie też zapoznałbym się z treścią rozmowy, bo spodziewam się solidnej bury dla niesfornych posłów łudzących się, że reprezentują naród polski.
Prasa to prasa, albo w nagłówku jest "SKANDAL" czcionką 90pt, albo nie ma zainteresowania.
bzdury
Zadziwia mnie, jak rozpowszechniają się po sieci bzdury opowiadane przez portalik internetblackout.org.
W USA traktaty międzynarodowe nie muszą być ratyfikowane przez Senat, jeśli nie zmieniają prawa krajowego. W takim wypadku mogą być przyjęte przez dekret prezydenta.
Trwa w tej chwili w Stanach spór (mało zauważalny, jak wszystko dot. ACTA), czy Obama powinien przyjąć ACTA dekretem, czy, ze względu na jego wagę, przepuścić traktat przez Senat. Fruwają petycje, senatorowie się oburzają, więc się przekonamy. Ale póki co się zanosi, że USA "ratyfikują" ACTA w ten czy inny sposób.
Mam alergię
Mam alergię na słowo "bzdura"/"bzdury". Można swoje zdanie wyrazić w sposób niekonfrontacyjny, uprzejmy, pomysłowy, przewrotny, elegancki, etc. Dziękuję za uwagę.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Weryfikacja
Ja jestem ciekawy skąd wiadomo, że ten telefon faktycznie był z amerykańskiej ambasady a nie od jakiejś pani, która tak się przedstawiła.
"(...)30.01.2012 (IAR) -
"(...)30.01.2012 (IAR) - Ambasada USA w Warszawie wydała oświadczenie, w którym wyjaśnia zachowanie swoich dyplomatów w sprawie ACTA. W ubiegłym tygodniu przedstawiciele ambasady zatelefonowali do szefa sejmowej komisji innowacyjności(...)"
Jak wydali oświadczenie to dzwonili, nie była to Basia Kwarc.
Koniec końców ambasada
Koniec końców ambasada się przyznała, że telefon był: Ambasada USA: telefon do Sejmu - w ramach rutynowych kontaktów
Sami to
Sami to potwierdzili
http://www.facebook.com/USEmbassyWarsaw/posts/10150570449853945
Czy to na pewno tylko o prawo chodzi?
Oczywiście trudno się nie zgodzić, że nasze prawo nie zostało. Ale też skandal nie oznacza złamania prawa. Niestety Amerykanie znani są ze swoich "dyplomatycznych" działań w wyniku których jakiś inny kraj cierpi. Może przytoczę parę przykładów:
- po wojnie w Kanadzie rozpoczęto prace nad myśliwcem nowej generacji o nazwie Arrow. Projekt zapowiadał się znakomicie. Niestety po wyprodukowaniu paru prototypów prawdopodobnie pod wpływem "dyplomacji" USA projekt przerwano, samoloty i dokumentację zniszczono. Zwolniono 14 tys ludzi z fabryki Avro, a potem kolejnych 35 tys ludzi z firm podwykonawczych. W miejsce samolotu Arrow zakupiono dużo gorsze samoloty z USA
http://zurakowskiavroarrow.weebly.com/arrow-cf105.html
- w USA firma Lockheed skonstruowała myśliwiec o nazwie F-104 Starfighter. Samolot miał niezłe parametry, ale był niebywale trudny w pilotażu. Ponieważ było dużo katastrof, lotnictwo USA kupiło mniejszą niż zaplanowana ilość samolotów. Nie przeszkodziło to jednak producentowi na zrekompensowanie sobie strat za pomocą sprzedaży nieudanego samolotu do innych państw. Zginęła przez to masa pilotów. O łapówkach dawanych urzędnikom innych państw krążyły prawie legendy (nawet w USA zauważono ten problem).
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lockheed_F-104_Starfighter
To przykłady dotyczące sprzedaży uzbrojenia. Ostatnio jednak USA chyba przestawiło się na rozwiązania nie związane z armią (podobnie zresztą jak Rosja). Wystarczy tu przypomnieć program emitowany w TVN, gdzie pracownicy ambasady USA (CIA?) lobbowali za ustawą związaną z GMO. Działania były na granicy prawa, ale na pewno były to działania skandaliczne.
W tym wypadku prawo też nie zostało złamane (zresztą co tam prawo, przecież ta pracownica miała pewnie imunitet!), ale skandal był i jest nadal.
Fałszywa teza
Teza jest IMHO fałszywa. Amerykę jak sądzę nie interesuje nasz problem dostępu do informacji i guzik ich obchodzi czy dzwoniąc/pytając w tak "gorącej" sprawie mieszają nam w głowach czy okazują iście ojcowską troskę o losy Świata.
To że sami nie korzystamy z naszych konstytucyjnych praw nie jest przyzwoleniem dla przedstawicieli innych Państw na wydzwanianie (albo też inne nagabywanie) do zwierzeń o to jak kto będzie głosował i czy będzie lojalka. Niezależnie od tego, czy doniesienie jest/nie jest kaczką wymyśloną dla podgrzania nieco stygnącej temperatury oburzenia na ACTA (i studzonej systematycznie wypowiedziami zwolenników-twórców w mediach), to poczułem się jak mieszkaniec cyberbantustanu.
Jeśli mamy problem z transparentnością i dostępem, to jest to nasz problem własny i sami musimy go jakoś rozwiązać. Jak go rozwiązujemy - widać na przykładzie "wrzutki" uczynionej na sam koniec poprzedniej kadencji Sejmu/Senatu. Trochę popisano tu i tam, pojedyncze "setki" w mediach wizualnych i cisza. Gdzie jest czwarta władza, która ponoć tak bardzo kocha dostęp do informacji?!? Dlaczego jeszcze media nie są czerwone od dyskusji, a przedstawiciele Władzy spoceni od uwijania się w uspokajaniu opinii (czyli nas, którzy ponoć mają jakieś konstytucyjne prawo dostępu)?
tommy
Nie "będzie", a czy była
Nie "będzie", a czy była. Rozmowa odbyła się po głosowaniu. Również masz takie prawo. Dzwoń do posłów, do Sejmu, pytaj jak kto głosował. Masz prawo do informacji publicznej. Korzystaj z niego.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Nie ma różnicy
IMHO nie widzę różnicy: przed czy po głosowaniu. Powiedziałbym nawet, że telefonowanie po głosowaniu czyni sytuację równie niezręczną dla "naszej" strony jak telefoniczne "lobbowanie"
przed.
Nie domagam się też "mojego" prawa, bo je znam i wiem, że tak jest. Nie to mnie irytuje.
tommy
akcior
Nigdzie nie widzę w związku z ACTA opracowań, jak będę mógł ścigać unfair trading practices amerykańskich pozycjonerów w związku z zabieraniem mi kontentu z blogaska.
A mnie brakuje wskazania różnic
W całej dyskusji, która jest prowadzona wokół ACTA nigdzie nie znalazłem na razie konkretnego wskazania: ten zapis ACTA zmusza do zmiany prawa, które obecnie wygląda tak, a zacznie wyglądać tak.
Prostym przykładem jest podany tutaj link do publikacji "Edukacja obywatelska ad ACTA". Wskazano w niej Art. 12 ust. 2 jako coś czego należy się bać. Ale przypuszczam, że w świetle obecnego prawa, także można dokonać tymczasowych działań prewencyjnych. Jak zatem tenże punkt rozszerza obecne uprawnienia.
Właśnie czegoś takiego brakuje mi w tym serwisie, z chęcią zobaczyłbym też bezpośredni link na stronie głównej do swoistego "Prawo autorskie - FAQ", gdzie można by przeczytać, co jest zabronione, a co jest dozwolone, tak aby zdezorientowani internauci mogli upewnić się, że ściąganie plików to nie przestępstwo (choć - tutaj nie mam pewności, gdzieś kiedyś o tym czytałem - można dochodzić odszkodowania z innego tytułu). I to FAQ powinno być w postaci punktów, bez wtrętów, a jedynie z jakimś krótkim linkiem do ewentualnych zapisów ustawy, z których dany punkt wynika.
Wszystko pięknie ładnie -
Wszystko pięknie ładnie - prawo obywateli do informacji.
Tylko, czy pani ambasador USA jest obywatelką PL? Coś nie wydaje mnie się.
Kierunek myślenia może i dobry - argument jednak z prawem obywateli do informacji publicznej jest imo chybiony.
Sprowadzanie tej sprawy do kwestii informacji publicznej jest też uciekaniem od tego, co faktycznie wzbudziło poruszenie - wręcz ironicznego sprawdzania przez ambasadę, jak tam ich interesy i czy "sługa wykonuje swoje zadanie". Być może potrzeba wypracowania jakichś bardziej jasnych i zdrowych zasad kontaktu władzy z ambasadami (bo przecież po to ambasady są, by z rządami kontaktować). Wydzwanianie po szefach komisji dla mnie wygląda jak karykatura takich zdrowych zasad.
Ustawa
Ustawa, która akurat w przypadku Sejmu i Senatu ustępuje ich regulaminom, nie mówi już o obywatelach, ale o każdym. Dlatego obywatel może wnosić o dostęp do informacji bez ujawniania swojej tożsamości (a przecież tak wielu dyskutantów podnosi, że nie lubi być inwigilowanych przez państwo i oczekując informacji publicznej boi się, że fakt ich zainteresowania danymi sprawami będzie wykorzystany potem przeciwko nim), a także uzasadniania powodu, dla którego o informację wnosi. Nie ma zatem znaczenia kto wnosi. Amerykanie, w tym amerykańska administracja, po prostu lepiej potrafią chronić swoje interesy niż Polacy, w tym polscy obywatele. Ale - jak uważam - to problem tych ostatnich. I nie da się go rozwiązać, albo poprawić sytuacji, jeśli innym się będzie blokowało dostęp do informacji, albo będzie się ktoś oburzał na (ubogie wciąż, ale jednak) przejawy przejrzystości państwa.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Amerykanie, w tym
No tak, amerykańska ADMINISTRACJA jest lepiej zorganizowana niż polscy OBYWATELE. Kto by się spodziewał.
Chyba powinno być po prostu "Amerykańska administracja lepiej chroni interesy swoich obywateli, niż polski rząd interesy Polaków".
Lepiej nie porównywać tego co może pojedynczy Kowalski, z tym co może rząd mocarstwa.
Dokładnie tak!
Skandalem nie jest to, że Amerykanie pilnują swoich interesów - są w tym naprawdę sprawni i nie ma co im robić z tego zarzutu. W końcu do tego właśnie są ambasady. Skandalem jest to, że polskie władze także pilnują amerykańskich interesów, oraz to, że Amerykanie swoich interesów nierzadko pilnują aż za dobrze, posuwając się do szantażu - np. grożąc umieszczeniem na "liście 301".
Do myślenia powinno dać wiele, i to jest moim zdaniem najważniejszy wniosek płynący ze sprawy, że prosty telefon z ambasady USA od razu wywołuje takie skojarzenia i reakcje. Okazuje się bowiem, że powszechne wydaje się przekonanie o braku suwerenności naszych władz i podatności na naciski płynące z obcych stolic.
nie pani ambasador
Gwoli ścisłości, nie pani ambasador (zwłaszcza, że ambasadorem jest pan ;)), tylko jakaś szeregowa pracownica, zapewne Polka pracująca w ambasadzie.
Nieporozumienie polega na
Nieporozumienie polega na tym, że Amerykanie nie potrzebują żadnych przepisów, żeby dzwonić z ambasad do ministerstw czy parlamentów i pytać (a czasem popychać) regulacje. Przypadkiem tak się złożyło, że w PL są przepisy o informacji publicznej, dzięki czemu zachowanie Jankesów okazało się zgodne z prawem (co miało dla nich zapewne podobne znaczenie jak dla Pana Jourdan fakt, że mówi prozą).
A możeby zadzwonić wieczorkiem do Królowej Elżbiety i zapytać co jadła na obiad. Ostatecznie sfinansowany z środków brytyjskiego podatnika, wiec informacja o nim też stanowi informację publiczną, do udzielenia której Królowa, być może, jest zobowiązana?
Proszę sprwadzić
Proszę sprawdzić i opisać, jak Panu poszło. Chętnie przeczytam tekst na temat telefonu do JW Królowej z pytaniem, co jadła na obiad. Pewnie z samą królową porozmawiać się nie da, ale przypuszczam, że pałac odpowie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination