Zaduma nad pamięcią i tożsamością

szczątki samolotu prezydenckiego w Smoleńsku, polska szachownica Urodziłem się 30 lat po wybuchu Powstania Warszawskiego, w samym środku epoki nazywanej Dekadą gierkowską. Za mojego życia miało miejsce wiele doniosłych zdarzeń. Wiele z nich pamiętam. To co widziałem w swoim życiu, to co wiem na temat historii, wpływa pewnie na moje postrzeganie świata. Nie mam jednak pełnego obrazu. Docierały do mnie jedynie strzępki faktów, odczuć i ocen, na podstawie których kształtował się i kształtuje mój system wartości. Teraz w jednym samolocie zginął ostatni Prezydent na Uchodźstwie wraz z Prezydentem III Rzeczpospolitej. Medialność tego wydarzenia sprawiła, że świat bardziej zainteresował się Katyniem, jest szansa na poprawę stosunków z Rosją. Zakończył się jednak, jak uważam, pewien rozdział w historii Polski. Tymczasem kończy się również żałoba narodowa i ludzie szybko zapomną o chwilowym - jak się wydaje - poczuciu jedności. Zaczną eksponować to, co dzieli, nie zaś to, co łączy. Po śmierci Papieża-Polaka okres zadumy trwał tylko kilka tygodni...

Nie pamiętam wyboru Karola Wojtyły na papieża. Miałem wówczas jedynie cztery lata. Ale pamiętam późniejsze sceny z różnych pielgrzymek Jana Pawła II do Polski, które oglądałem w czarno-białym telewizorze marki Koral, a znacznie później w kolorowym Rubinie. Rubin ważył ok. 80 kilogramów, czego doświadczyłem znacznie później, gdy uległ awarii i trzeba było się go pozbyć.

Jak przez mgłę pamiętam powrót z pewnych wakacji, z nad morza. Trasa wiodła przez Gdańsk, ale do miasta nie wjechaliśmy. Widziałem je ze szczytu wzniesienia, na którym zatrzymano samochody. Pamiętam bardzo wyraźnie blokadę drogi, widok miasta i zapach gazu łzawiącego. Nie wiem, który to mógł być rok i nie chcę spekulować.

Pamiętam, jak niedaleko mojego domu rozbił się samolot PLL LOT Ił-62 "Mikołaj Kopernik" z Anną Jantar oraz drużyną amerykańskich bokserów na pokładzie. Zginęli zresztą wszyscy pasażerowie tamtego lotu. Nad moim domem przebiega korytarz podejścia do lotniska na warszawskim Okęciu. Samolot podchodząc do lądowania "sypał" częściami. Tuż przed katastrofą drobne elementy samolotu zadudniły o szyby i dach. Myśleliśmy, że ktoś rzuca kamieniami w nasze okna. Pamiętam, jak później milicja systematycznie przeczesywała okolicę, szukając czarnej skrzynki. Również w moim ogródku. Nie interesowały ich drobne fragmenty turbiny, silników i poszycia, które leżały dookoła.

Inne wspomnienie dotyczy samego 13 grudnia 1981 r., gdy wraz z rodzicami miałem odebrać babcię z Okęcia. Tego właśnie dnia ogłoszono jednak stan wojenny i zamiast babci zobaczyłem koksowniki na ulicach i żołnierzy w czapkach-uszatkach z przewieszonymi kałasznikowami. Pamiętam zwłaszcza obraz Al. Krakowskiej w Warszawie. Byłem wówczas w pierwszej klasie szkoły podstawowej, której symbolem były niezapominajki. W mojej podstawówce później rozlokowała się kompania czołgów. 500 metrów od mojego domu postawiono szlaban, który wyznaczył nowe rogatki Warszawy. Pamiętam nocne przemarsze kolumn czołgów.

26 kwietnia 1986 wybuchła elektrownia atomowa w Czarnobylu. Wśród wielu wspomnień z tamtego czasu, również tych niezwykle osobistych - pod kołami ciężarówki zginął mój ojciec, przechowuję również wspomnienie przeprowadzonej kilka dni później akcji pojenia uczniów płynem Lugola. Smakował obrzydliwie. To były takie czasy, w których dyrektorka szkoły (i jednocześnie nauczycielka języka rosyjskiego) potrafiła zagrozić obniżeniem oceny z zachowania przewodniczącemu jednej z klas, jeśli nie wyjawi, kto szpilką wykuł oczy żołnierzom radzieckim na plakacie. 1986 rok to też wybuch amerykańskiego wahadłowca Challenger. Pamiętam transmitowane w telewizji obrazy tego wybuchu, co stało się w styczniu tego roku.

Jako dziecko nie lubiłem Anglii. Strasznie ciężko było się tam dostać, a jak już się dotarło, to wszystko było drogie, ogrodzenia niskie, większość ludzi mówiła w obcym języku. Poznałem jednak wielu ciekawych ludzi. Potem się dowiedziałem, że część z nich walczyła m.in. pod Monte Casino. Widziałem, jak był zorganizowany Dom Polski w jednej z brytyjskich miejscowości. Pamiętam, że w kaplicy tego domu ludzie siadali wedle określonego porządku. Chociaż wojna się skończyła dawno temu, hierarchia wojskowa wydawała się nadal obowiązywać. Zwiedzając Katedrę w Coventry dziwiłem się eksponowanym tam rysunkom dzieci. Rysunki przedstawiały bombę wlatującą do katedry. Anglicy nie rozumieli, że takich bomb w Warszawie spadło znacznie więcej.

Pamiętam, jak na lotnisku Heathrow, gdy wracaliśmy do domu, zostałem otoczony przez pracowników tajnych służb, którzy uznali, że najpewniej jestem terrorystą. Stało się tak za sprawą przewożonego w bagażu podręcznym pistoletu na kapiszony. Prezent od babci dla niesfornego wnuczka. Na ekranie pokazującym prześwietlony bagaż widać było kształt broni. Dookoła zrobiło się nagle pełno nerwowo rozglądających się ludzi. Wykrzykiwali: "czyje to dziecko?". No, cóż.

W kolejnych latach z pamięci odczytuję nagrywanie z radia emitowanych w Rozgłośni Harcerskiej programów komputerowych, które można było uruchomić na moim Atari. Przepisywałem również programy publikowane w Bajtku, wymieniałem się grami, próbowałem własnych sił w BASIC-u. Pamięć zresztą jest zwodnicza. Kiedy po wielu latach zobaczyłem, jak wyglądają gry komputerowe, które znałem z tamtych czasów, to okazało się, że te kulawo poruszające się kwadraciki na monochromatycznym telewizorze (nie miałem komputerowego monitora) zapamiętałem niemal jako panoramiczne nagrania 3D w najwyższej możliwej rozdzielczości. Pamiętam jednak obrazy telewizyjne z katastrofy samolotu pasażerskiego Ił-62M SP-LBG "Tadeusz Kościuszko", który rozbił się w Lesie Kabackim.

Pamiętam relacje z obrad Okrągłego Stołu. W 1989 roku chodziłem do ósmej, ostatniej - wedle ówczesnego systemu nauczania - klasy szkoły podstawowej. Wówczas już prężnie działała giełda komputerowa na ulicy Grzybowskiej w Warszawie. Prawo autorskie również wówczas obowiązywało, chociaż nieco inne, niż dziś (poza tym - później była ustawowa abolicja). Ja zaś wówczas poznawałem tajniki działania komputera klasy PC (którego dysk miał zawrotną wówczas pojemność 40 MB).

Zakończenie ósmych klas, które odbyło się w czerwcu 1989 roku, było pewnie dla mnie ważniejsze niż odbywające się w tym samym czasie wybory do Sejmu Kontraktowego. Pamiętam jednak wiszące wszędzie plakaty, które przygotowano w koncepcji "kandydat przy boku Lecha Wałęsy". Później dowiedziałem się, że dyrektorka mojej podstawówki (która zyskała nowego patrona), nadal kierowała szkołą, chociaż zaczęła uczyć języka angielskiego.

Pamiętam telewizyjne relacje z upadku Muru Berlińskiego, pamiętam relacje związane ze słowami "Sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – wyprowadzić". To już był czas liceum. W tamtym czasie, dzięki splotowi wydarzeń, głównie dość aktywnie uczestniczyłem w organizacji koncertów takich, jak Kręcioła (1990), Letnia Zadyma W Środku Zimy (1991), 50 Rock'n'rolli Na l Maja (1992), I finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (1993). W Stodole, gdy odbywał się "I finał", wraz z garstką ludzi koordynowaliśmy wszystko, co się dało wówczas koordynować. Pamiętam, że harcerze zbierali pieniądze do niebieskich, foliowych worków na śmieci. W tamtych czasach "wielkie dzieło" Jurka Owsiaka (i Waltera Chełstowskiego) wspierała mała grupa przyjaciół. Dokładnie dziś mija druga rocznica śmierci jednego z nich. Na scenach tych i innych ówczesnych koncertów (np. na scenie warszawskiego liceum im. Kopernika, gdzie odbywały się dość kultowe koncerty) występowały takie formacje, jak Armia, Dezerter, Proletariat, Acid Drinkers, Dżem, Kult, Brygada Kryzys, Czad Komando Tilt, Sztywny Pal Azji, Izrael... W tamtym czasie po ulicach ganiali się punkowcy, metale, skinheadzi...

26 października 1991 roku podpisano w Moskwie układ o wycofaniu wojsk radzieckich z terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Pamiętam, że kiedy w 1992 roku byliśmy z przyjaciółmi na wakacjach w okolicy Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, widzieliśmy, jak ciężarówki wywożą radzieckich żołnierzy do domu. Rozpadło się ZSRR i Czechosłowacja (byłem tam kiedyś na koloniach letnich), Amerykanie przeprowadzili operację Pustynna Burza, wybuchła wojna na Bałkanach, media relacjonowały oblężenie Sarajewa...

Potem były lata na studiach. Założyłem Gazetę Wydziału Prawa i Administracji UW "Jurysta". Dopiero znacznie później zorientowałem się, że ten miesięcznik mógł naruszać prawa do tytułu prasowego magazynu wydawanego przez Zrzeszenie Prawników Polskich. Studia to m.in. czas samorządu studenckiego i poznawania zasad działania Parlamentu Studentów UW oraz Parlamentu Studentów Rzeczpospolitej Polskiej (dla dzisiejszych kronikarzy samorządności studenckiej na Uniwersytecie Warszawskim wydaje się to być prehistorią). To był również czas pracy w Adwokaturze Studenckiej (której nazwa parę lat później została zmieniona; por. Adwokatura Studencka po 10 latach)... Jako samorządowiec studencki uczestniczyłem w uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod gmach nowej Biblioteki UW i nowego Wydziału Prawa i Administracji. W trakcie trwania kongresu studentów w Liège odwiedziłem Parlament Europejski w Brukseli. Potem trafiłem do Centrum Informatycznego UW (CIUW), gdzie poznawałem sieć bitnet, a potem internet... W tym czasie Polska wstąpiła do NATO, sklonowano owieczkę Dolly, przygotowywaliśmy się na koniec świata, związany z problemem Y2K, rozpoczęło się nadmuchiwanie bańki internetowej. Poznałem wówczas wiele osób, które tworzyły polski internet. Wiele z nich poznałem dzięki IRC.

W newsroomie tygodnika Wprost, na 25 piętrze warszawskiego biurowca, patrzyłem jak w telewizji pokazywali drugi samolot uderzający w budynki World Trade Center. Na żywo... Pamiętam, jak później śledziłem "operację w Afganistanie", gdy za pośrednictwem m.in. IRC-a czytałem relacje o tym, że nad czyimś domem właśnie przeleciała wystrzelona skądś rakieta. Pamiętam relację z ataku na moskiewski teatr na Dubrowce, zamachy bombowe na pociągi w Madrycie. 1 maja 2004 roku przekroczyłem granice Rzeczpospolitej Polskiej posługując się jedynie dowodem osobistym. Byłem wówczas na wakacjach w Pieninach, a wstąpienie Polski do Unii Europejskiej było dobrym pretekstem, by sprawdzić, czy rzeczywiście da się odwiedzić Słowację bez paszportu. Dało się. Pamiętam relacje z ataku na szkołę w Biesłanie, pamiętam pomarańczową rewolucja na Ukrainie, pamiętam jak wieszali Saddama Husaina.

Półtora roku wcześniej umarł Papież Polak. Ostatnia jego książka nosi tytuł "Pamięć i tożsamość. Rozmowy na przełomie tysiącleci". Czas żałoby narodowej sprzyja refleksji, chociaż niewielu - jak się wydaje - ma refleksyjna naturę. Żałoba zaraz się skończy i machina wyborcza w Polsce ruszy pełną parą. Obrazy przedstawiające miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu, obrazy konduktów, zniczy i ludzi w zadumie zostaną zastąpione gadającymi głowami, spierającymi się o to, który kandydat jest lepszy i kto jest prawdziwym Polakiem.

Przeglądam pamiątki rodzinne. Na legitymacji Odznaki Pamiątkowej II Korpusu Polskiego można znaleźć dwie sentencje: "Odrzućmy wszystko co nas dzieli" oraz "Przyjmijmy wszystko co nas łączy". Za mojego życia zdarzyło się wiele takich sytuacji, które dzielą i łączą, chociaż - całe szczęście - nie musiałem brać udziału w wojnie. Ile traumatycznych zdarzeń musiało wydarzyć się przed moim urodzeniem? Co pamiętają inni, jaki obraz świata przekazują kolejnym pokoleniom, co im przekazano? Czym się kierują dokonując dzisiejszych wyborów i ocen? Mój sąsiad ma 104 lata. Czasem zasypia przy włączonym telewizorze. On przeżył znacznie więcej. Aż boje się pomyśleć, jakie ma zadry w sercu i jak postrzega dzisiejszy świat.

A ja właśnie zorientowałem się, że przygotowany przeze mnie plan kompleksu budynków sejmowych zyskał nowe, bardziej eksponowane "lokum" na stronach Kancelarii Sejmu. Cieszę się, że służy zainteresowanym już trzeci rok. Czy istnieje szansa, że zamiast rozniecać konflikty Polacy skoncentrują się na konstruktywnej pracy na rzecz dobra wspólnego?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Drobna uwaga

Mikołaj's picture

Nie Joanna, lecz Anna Jantar.

Zakończył się jednak, jak uważam, pewien rozdział w historii Polski.

Ciężko dyskutować z tym stwierdzeniem. Nie dlatego, że się z nim nie zgadzam, ale dlatego że koniec pewnego rozdziału w historii kraju widać dopiero po latach czy nawet dekadach. Takich zakończeń rozdziałów w ostatnim dwudziestoleciu ogłaszano już kilka -- 1993 rok jako "powrót ludzi PRL do władzy", 1995 jako "przejęcie pełni władzy przez komunistów i koniec Solidarności", wejście do NATO czy UE były odczytywane jako "koniec Jałty", zaś 2005 jako początek IV RP.
Większość z tych twierdzeń ładnie brzmiała w mediach, acz nie bardzo była zgodna z rzeczywistością. Czy będzie tak tym razem, dowiemy się za kilka(naście/dziesiąt) lat.

Tymczasem kończy się również żałoba narodowa i ludzie szybko zapomną o chwilowym - jak się wydaje - poczuciu jedności. Zaczną eksponować to, co dzieli, nie zaś to, co łączy. Po śmierci Papieża-Polaka okres zadumy trwał tylko kilka tygodni...

Poczucie jedności było ogłoszone przez media. O jakiejś wspólnocie faktycznie można było mówić w sobotę, gdy chyba wszyscy byli zszokowani katastrofą. Niestety, już w niedzielę część publicystów i polityków zaczęła wykorzystywać tragedię do realizacji własnych celów. Mógłbym rzucić nazwiskami i cytatami, ale wystarczy sprawdzić gazety i serwisy internetowe z ostatnich 7 dni.

Czy istnieje szansa, że zamiast rozniecać konflikty Polacy skoncentrują się na konstruktywnej pracy na rzecz wszystkich?

Nie. Tego akurat uczy nas historia. Zresztą konflikty już są, od poniedziałku prawdopodobnie będą znacznie większe...

--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net

konstruktywna praca

Może cynizm jest tu wysoce niestosowny i życzyłbym sobie, by był nietrafiony, ale "nie" - bo http://en.wikipedia.org/wiki/Nash_equilibrium i http://en.wikipedia.org/wiki/Superrationality

Moim marzeniem jest, żeby

Moim marzeniem jest, żeby tak właśnie się stało: politycy, których wybieramy, zamiast kłócić się o poglądy, historię, opluwać się nawzajem itd. (co potem przekłada się na zwykłych ludzi - chcesz stracić przyjaciela, podziel się z nim poglądami politycznymi :-)) pracują wspólnie nad rozwojem kraju, wyciągnięciem go z wiecznego (jak na razie) dołka, pchnięciem do przodu gospodarki itd. Kultura, historia, tradycja - owszem, ale nie na pierwszym planie. Ludziom najbardziej zależy na tym, żeby żyć się w dobrobycie - tym "przyziemnym" również.
Kolejna rzecz, o której marzę, to dobre stosunki z sąsiadami - zauważ, że są politycy (niestety!), którzy każdego sąsiada Polski traktują jak wroga (ewentualnie jak nic nie znaczące państwo). Tego typu poglądy mogą być niebezpieczne.
Politycy nie powinni iść na łatwiznę - bo przecież łatwiej postawić pomnik, niż pomyśleć nad rozwiązaniem jakiegoś problemu społecznego.
Podsumowując: za dużo było dotychczas pomników, świąt "płaczących", żałób narodowych, kłótni o historię, a za mało dbałości o - szerzej rozumiane - dobro społeczeństwa i rozwój kraju.

Jestem rok młodszy od Ciebie (urodziłem się 30 lat po zakończeniu II Wojny Światowej) i pamiętam te wszystkie wydarzenia.

Mimo że znakomitej

Mimo że znakomitej większości tych wydarzeń nie znam z autopsji, to chociażby po ostatniej lekcji tożsamości wiadomo, że śmierć Papieża czy pary prezydenckiej nie są w stanie wprowadzić wielkiej unifikacji. Antagonizmy zawsze będą, czy to kwestia pochówku pary prezydenckiej czy nie, ludzie działają wg myśli politycznej, gdzie obcy traktowani są jak wrogowie: jeśli nie zniszczyć to co najmniej przekabacić na swoje.A tożsamość to piękny temat.

"Pół roku wcześniej

"Pół roku wcześniej umarł Papież Polak.". To niestety nieprawda. Saddama powiesili 30 grudnia 2006 roku, nieco ponad 3 lata od schwytania (13 grudnia 2003). Tymczasem Papież umarł 2 kwietnia 2005 r., co daje nam ponad PÓŁTORA roku różnicy.

Słuszna uwaga. Dziękuję.

VaGla's picture

Słuszna uwaga. Dziękuję. Zaraz poprawię.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Okiem lewym, okiem prawym

Smutne jest w tym wszystkim to, że wszędzie w momentach powiedzmy ważnych. Nie tyle następuje, choćby medialne, zjednoczenie polaków. Co dyplomatyczne, zaprzestanie przyznawania się do poglądów politycznych. Swoista dwa dna. Jak ktoś wcześniej zauważył:


Takich zakończeń rozdziałów w ostatnim dwudziestoleciu ogłaszano już kilka -- 1993 rok jako "powrót ludzi PRL do władzy", 1995 jako "przejęcie pełni władzy przez komunistów i koniec Solidarności"

Pytanie kto ogłaszał? Głównym problemem jest to że, duża część obywateli tego kraju, identyfikuje naród z prawicą (nie sugeruje że twórca cytatu to czyni). Co jest w moim mniemaniu obrzydliwe. Tak się działo choćby teraz. Gdy pochówek najwyższego przedstawicielstwa kraju, brutalnie pokazał. Kto jest "narodem i historią".

Jednak wracając do "tożsamości". Znając historie nie zakłamaną. Można dojść do wniosku że prawdziwa polska. To polska uświęconych matron. I ludzi których nie znajdziecie na świeczniku. A oni istnieją i są tym co powoduje, że chce mi się do tego kraju wracać. Mimo dzikich wysypisk śmieci w rezerwatach przyrody. Mimo sklepikarzy handlujących przeterminowanym żarciem. Mimo powszechnego palenia śmieci w piecach C.O. Mimo religijnej krucjaty w sferze publicznej. Czy też miliona innych zbrodni przeciw życiu codziennemu. Tak czy siak tożsamość, to nie bałwany na piedestałach, to właśnie oni. I nie znajdziecie ich pod Jasną górą. Tylko tam gdzieś. Czy to na Oświatowej emeryturze. Czy w zaciszach gabinetów, uczelni ścisłych. Czy wręcz wszędzie tam, gdzie nie ma reklam ;)

Unikajmy "tożsamości narodowej" Bo państwo nie zastąpi rodziny. Czy wspaniałych ludzi z poza świecznika. Może natomiast zastąpić tożsamość kulturową i lokalną. Co może znowu wtopić nas w szare odmęty dyktatu państwa, czy to na wzór przed wojenny czy też po.

Pytanie kto

Mikołaj's picture

Pytanie kto ogłaszał?

Cóż, zgodnie z polską tradycją tego typu rzeczy ogłaszają politycy i publicyści. Historycy bardzo rzadko, jako że na ogół zdają sobie sprawę ze śmieszności tego typu stwierdzeń.

Głównym problemem jest to że, duża część obywateli tego kraju, identyfikuje naród z prawicą (nie sugeruje że twórca cytatu to czyni). Co jest w moim mniemaniu obrzydliwe.

Temat zawłaszczania historii czy tradycji jest bardzo szeroki. Mnie tego typu zachowania brzydzą, bo uważam że większym patriotą nie jest osobnik z flagą wykrzykujący gromko "Polska! Polska!", ale człowiek sprzątający odchody własnego psa czy podczas spaceru idący kilometr z papierkiem do najbliższego kosza na śmieci.

--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net

Ja stety / niestety znam

DES's picture

Ja stety / niestety znam wiekszosc tych wydarzen z autopsji a ze wzgledu na podeszly wiek (he he he ;-) znam je z ciut innej perspektywy.

Moze dlatego nie licze na to ze (moze poza nielicznymi wyjatkami) politycy dadza na luz z autoprezentacja i pochyla sie nad powaznymi problemami. Castells w "Koncu wieku" udowadnia teze, ze sieciowe spoleczenstwo powoduje uwiad demokracji przedstawicielskiej, ze nie tylko u nas politykami zostaja najczesciej ludzie, ktorzy nie maja szans odniesc sukcesu w innej branzy. Zgadzam sie ze sytuacja dojrzewa do nowego modelu funkcjonowania demokracji, eliminujacego teflonowych mistrzow marketingu, ale w ktora strone to podazy nie mam pojecia.

Czy istnieje szansa, że

Jarek Żeliński's picture

Czy istnieje szansa, że zamiast rozniecać konflikty Polacy skoncentrują się na konstruktywnej pracy na rzecz dobra wspólnego?

To moim zdaniem nie tylko utopia ale też chyba rzecz szkodliwa. Gdyby nie było konfliktów i sporów postęp uległ by zatrzymania.

Nie widzę nic złego w tym, że jeden polityk nie lubi drugiego, nawet nie widzę nic złego w tym, że głośno o tym mówi ale brakuje mi tego by robili to z klasą.

Wydaje mi się, że konstruktywna praca to nie brak konfliktów a sposób ich rozwiązywania jak zresztą w każdym projekcie....

Jestem też przeciwny tezie, że należy ludziom zapominać rzeczy złe a pamiętać tylko dobre bo jak inaczej się uczyć unikania robienia tych złych? Na lekcjach historii (ja urodziłem się 20 lat po manifeście lipcowym) uczymy się między innymi tego czego nie robić a uczymy się tego na przykładach. Tak się uczy każdy z nas: na przykładach.

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd" (Seneka Młodszy)

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>