Prowokacyjna teza o płaceniu konsumentom za korzystanie z utworów

Newsweek Polska 29/09W tygodniku Newsweek Polska (numer 29/09) ukazał się artykuł Wojciecha Surmacza poświęcony problematyce "prywatnych stacji telewizyjnych", które "Polacy zaczynają masowo zakładać w internecie". Przy tym tekście znalazła się moja wypowiedź o potencjalnej zmianie punktu widzenia na to, kto komu i za co powinien płacić. Z mojej strony właściwie nic nowego nie powiedziałem. Ciekawe jednak, że takie tezy zaczynają pojawiać się już w tygodnikach opinii...

Artykuł Załóż sobie telewizję opublikowano również online (jako "wybrany materiał dziennikarski z najnowszego "Newsweeka""). Chodzi tam głównie o serwis pinotv.pl i o to, że - cytuję - "Zapoczątkowana w Stanach Zjednoczonych idea internetowej telewizji Web 2.0 spotkała się bowiem z dużym zainteresowaniem nie tylko wśród zwykłych internautów, lecz także profesjonalnych nadawców".

Ja mam kłopot z wyobrażeniem sobie w internecie "stacji telewizyjnej". Jest serwis YouTube, który pozwala zakładać swoje profile i prezentuje publikowane tam przez użytkowników (profesjonalnych i nieprofesjonalnych) wideogramów. Jest serwis vimeo.com, który pozwala praktycznie na to samo. Jest masa podobnych serwisów w całej Sieci. Co takiego nowego jest w pinotv.pl, czego nie ma w YouTube i innych tego typu serwisach? Chyba niema tam nic nowego. Czy wystarczy nazwać coś telewizją, by istotnie stało się telewizją? Moim zdaniem nie wystarczy. Telewizja i multimedia dostępne w internecie to - jak uważam - dwa odrębne byty. Telewizja jest linearna, internet pozwala samodzielnie wybrać to, co się chce oglądać. Elektroniczne publikacje są, albo bardziej są kompozytowe, niż zwykła telewizja, w której jednak ostatnio pojawiają się różne warstwy (napisy, audiodeskrypcja, itp.). Wraz z cyfryzacją telewizji będzie coraz więcej warstw i interakcji również tam, ale na razie jeszcze trzeba trochę poczekać na pożądany przez nas program, film czy klip. W internecie nie trzeba czekać. Klik i już mam. Mamy oczywiście cały czas problem z prawami wyłącznymi, które wiążą się też z modelami biznesowymi, a więc z tematyką przepływu pieniedzy...

Autor artykułu napisał tak:

Co będzie dalej? „Vagla” ma pomysł, by to artyści płacili odbiorcom kultury za to, że będą mieli szansę dla nich zaśpiewać, zatańczyć i zagrać w sieci. My wam w internecie zapłacimy za to, że obejrzycie nasze teledyski reklamowe, a jak wam się spodoba, wszystko sobie odbijemy na biletach z koncertów. Prawda, że proste?

Oczywiście każda futurystyczna myśl jest dziś chyba tak samo uprawniona. Nie wiemy, co będzie za pięć, lub dziesięć lat. Można brać udział w dyskusji, inspirować się wzajemnie. Wszystkie tezy zweryfikuje życie. Aby sformułować taką myśl, jaka pojawiła się przy tekście Newsweeka, inspirowałem się takimi doniesieniami, jak te, które opublikowałem wcześniej w notatkach: Kto komu i za co: nieoczekiwana zamiana miejsc w Wielkiej Brytanii, Nowy porządek? Na czym polega umowa o podział wpływów na chińskim rynku wyszukiwania darmowej muzyki, albo O negocjacjach ZAiKS z YouTube. Na rynku coś się dzieje. Jaki zwrot obierze kolejny wektor trendu rozwoju "społeczeństwa informacyjnego"? Zbieram argumenty za i przeciw, patrzę w sufit i myślę...

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Rewolucji nie będzie..

piper's picture

Rewolucji nie będzie, stare modele biznesowe mają się póki co całkiem nieźle i ciągle łatwiej prowadzić dużą gazetę o ustabilizowanej pozycji niż otwierać serwis video czy radio internetowe.

Widać zmiany, ale dotyczą one głównie wytwórców (względnie zajmujących się opakowywaniem) contentu. Dla większości obywateli Polski i świata radio i telewizja mają ciągle jedynie formę tradycyjnego sygnału TV lub platformy satelitarnej... Prądy na rynku się zmieniają, a za nim powoli prawo, ale zanim ono trafi do świadomości ogółu musi minąć jeszcze dużo czasu.

Dyskryminacja prezentacji

Swoją drogą to ciekawe, że tekst jest niewyobrażalnie łatwiej publikować niż jakiekolwiek inne formy przekazu. O ile własny magazyn, internetowy (w postaci bloga lub innej) lub po prostu amatorsko niskonakładowe (jak szkolny zin odbijany na ksero) można "wydać" praktycznie wyłącznie nakładem pracy wymaganej do napisania jego treści (samo odbicie na ksero i dystrybucja w obrębie znajomych, lub pożyczenie laptopa i przejście się do miejsca z otwartym internetem, jak ktoś nie ma, są raczej mało pracochłonne), o tyle już umieszczenie ilustracji może prowadzić do kłopotów: czy to aby nie pornografia (jakby tekst nie mógł zawierać pornografii), kto ma do tego prawa (jakby tekst nie podlegał ochronie prawnoautorskiej). Dołączenie do magazynu materiałów audio i/lub video stawia poprzeczkę tak wysoko, że jest to praktycznie nieopłacalne dla zwykłego śmiertelnika, pomimo szerokiej dostępności wymaganych narzędzi i powszechności technologii.

Zastanawiam się czy jest tak dlatego, że przeczytanie tekstu (wymagane żeby się na jego temat wypowiadać) wymaga jednak minimalnej edukacji oraz odrobiny wysiłku, czy po prostu dlatego, że rewolucja Gutenberga była tak dawno temu i już się wszyscy przyzwyczaili.

Owszem, widzę większe

Owszem, widzę większe bariery technologiczne (prędkość tworzenia, publikacji, dostępu) w publikowaniu stałego źródła zdjęć/wideo/audio w porównaniu do tekstu, ale z tą pornografią to jakiś naciągany argument. Tekst ma na przykład to obostrzenie, że w naszym kraju nie wolno mu promować komunizmu czy faszyzmu. Gdyby istotnie wertując ustawy, wyliczyć, że obostrzeń tyczących się fotografii/wideo jest więcej niż obostrzeń tekstu, to byłoby to zapewne uwarunkowane tym, że populacja jest bardziej wzrokowcami, ale intuicyjnie czuję, że o tekście ustawy mogą "mieć więcej przemyśleń" ze względu na to, ile czasu rejestrujemy tekst, a ile obraz.

Bariery w publikacji komputerowej innych form niż tekst są zapewne stąd, że alfabet było łatwiej zamienić na bity niż obraz. Stąd o wiele dalej posunięte są prace nad kodowaniem i przesyłem tekstu niż nad kodowaniem obrazu z matryc LCD. Na pewno jeszcze wiele usprawnień amatorskiego workflowu nadejdzie, popularyzując komunikację/publikację wideo czy audio. Na pewno prędzej uzasadnienia szukałbym w światłowodach, procesorach i intuicyjności oprogramowania, a nie poziomie edukacji odbiorców. Nawet wyedukowani szybciej skomunikowaliby się stosownym diagramem czy zdjęciem niż tekstem.

Na marginesie to ja bym się zastanowił, czy naprawdę uważamy za wartościowy dla społeczeństwa taki stały strumień treści jak w telewizorze czy radiu? Na pewno reklamodawcy-przedsiębiorcy tak, bo ludzie wpadają we flow i łykają wszystko po kolei, ale czy obywatel w przyszłości nie wyszedłby lepiej guglając wiedzę i informację adekwatną dla jego szczególnej sytuacji w kawałkach w Internecie? Czy naprawdę w Pcimiu trzeba rozmawiać o wypadku drogowym w Szczecinie, bo wiadomości wieczorne coś musiały wpakować w 25-minutowy format? Nie wystarczy, że o wypadku wie szczecińska policja? No chyba że telewizja do spółki z kościołem uczestniczy w tłoczeniu moralności, że "wzrusz się i pomóż jak taki wypadek będzie w Pcimiu jutro". ;)

teoria a praktyka

Zgodzę się, że obostrzeń dotyczących samego tekstu może być w prawie więcej, ale wydaje mi się (to tylko moje prywatne doświadczenia), że jednak się je mniej egzekwuje, przynajmniej na poziomie dostępnym śmiertelnikom. Może o tym świadczyć choćby fakt, że nie potrafimy tak od razu wymienić nawet kilku warunków, jakie musi spełniać tekst, żebyśmy go mogli bezpiecznie opublikować. Nie jestem pewien czy nawet licencjonowani prawnicy potrafiliby podać kompletną listę.

Nie miałem na myśli barier technologicznych -- zresztą dla komputera to i tak tylko bajty. Myślałem raczej o uwadze, jaka poświęcana jest kontroli różnego rodzaju tekstów -- w porównaniu do tej poświęcanej grafice, nagraniom i transmisjom audio czy wideo. Teza o wzrokowcach by pasowała, gdyby nie te nieszczęsne internetowe rozgłośnie.

Przecież są internetowe telewizje!

Serwisu pinotv nie znam, ale nie bardzo wiem na czym polega Twój "kłopot z wyobrażeniem sobie w internecie 'stacji telewizyjnej'". Przecież są takie, tak samo jak są internetowe radia, i działają w sposób zupełnie analogiczny do zwykłej telewizji, nadając linearny streaming z określoną ramówką, gdzie tak samo określone treści pojawiają się w określonym czasie i trzeba na nie czekać, itd. itp. Faktem jest, że najczęściej są to retransmisje programów zwykłej "antenowej" telewizji, ale trochę stacji czysto internetowych też jest. Chociażby NASA TV, która nadaje relacje z amerykańskich misji kosmicznych... A w Polsce już lata temu transmitowano w ten sposób obrady sejmu... Okazjonalnie transmitowane są różne koncerty, konferencje czy inne wydarzenia (np. ostatnio w Krakowie Festiwal Kultury Żydowskiej, a w grudniu zeszłego roku wizyta Dalajlamy w Polsce). Co to jest jak nie telewizja internetowa? Te ostatnie przykłady moim zdaniem pokazują niszę dla takiej telewizji - jest to dobre miejsce do transmitowania, przede wszystkim na żywo, treści, które ze względu na niską "oglądalność" raczej nie mają szansy pojawić się w tradycyjnej telewizji...

Telewizja w Internecie

Wydaje mi się, że w natłoku serwisów takich jak YouTube czy jego klonów, nie można zapominać o inicjatywach podobnych do lookr.tv - który, chociaż podobny w budowie, wprowadził coś takiego jak programy na żywo. Jest to jak dla mnie świetne odwzorowanie faktu, że jest wciąż miejsce na pewną linearność - ludzie czekają na program i następnie oglądają go w czasie ustawionym przez stację. Poza tym, oczywiście, każdy sam układa swoją własną ramówkę z dostępnych wszędzie programów czy klipów.

Odnośnie internetowej telewizji,

To polecam zapoznać się z historią korporacji "Revision3" (Autorzy między innymi diggnation). Ich programy są tak samo linearne jak zwykła analogowa tv, tylko, że jest większe nastawienie na feedback od widzów. Poza tym moim zdaniem prezentują dużo wyższy poziom merytoryczny.

Czekam, aż w Polsce powstanie coś na równie wysokim poziomie zarówno jeśli chodzi o wartość merytoryczną jak i formę (na razie nie widziałem, żeby udało się komuś sprostać obu wymaganiom).

A co do płacenia widzom to widzę tu (małą) szansę na product placement, ale to jest chyba bardzo daleka przyszłość.

To Dan Ariely w swojej

To Dan Ariely w swojej książce Predictably Irrational (http://www.predictablyirrational.com/) opisał własne badanie, że jak studentom płacił za krótszą recytację swojej poezji, to za dłuższą chcieli więcej pieniędzy. Natomiast jak ogłosił, że taka recytacja kosztuje ileś tam, to za dłuższą studenci sami chcieli płacić więcej (!). Płacenie konsumentom to ciekawy eksperyment myślowy, ale wygląda na to, że kierunek przepływu to jakaś tam norma społeczna, a nie kurtuazyjna wymiana - ja-artysta zapłacę Ci za posłuchanie dema, a Ty będziesz w swoim duchu nosić wdzięczność aż przyjadę do Twojego miasta, to odwdzięczysz się pójściem na koncert. A że niby naturalnie obudzi się potrzeba pójścia na koncert, bo słuchana muzyka dobrze trafiła w gusta opłaconego adresata? No właśnie wydaje się, że słuchacz raczej zajmie się porównywaniem powiedzmy 5 groszy za lecący utwór z iluśzłotowym wynagrodzeniem za pracę etatową i tylko się zniesmaczy.

Bardzo ciekawa książka w ogóle.

wszystko przez te pieniądze

W tej samej książce jest opisany też ciekawy eksperyment pokazujący jak diametralnie zmieniają się oczekiwania i zachowanie ludzi kiedy nawet tylko myślą o pieniądzach. I za zazwyczaj nie jest to zmiana pozytywna.

Dlatego wydaje mi się, że zabranie pieniędzy "z widoku" i pozwolenie na "darmowe" wykonywanie czegokolwiek, co konsumenci mają wykonywać, jest jak najbardziej uzasadnione. Co nie znaczy, że nie można na tym zarabiać, oczywiście.

Sam osobiście niezbyt lubię podchodzić do rozrywki z kalkulatorem, przeliczając ile przyjemności na minutę uzyskam za określoną ilość pieniędzy.

Kilka słów wyjaśnień

Cieszymy się, że projekt wzbudza emocje :) Poniżej kilka informacji, które (mam nadzieję) rzucą światło na niektóre z poruszanych tu problemów.

Czym się różni PinoTV od takich serwisów jak Youtube lub Vimeo?
Po części wyjaśnił to już komentarz użytkownika @raj. Pierwsza najważniejsza różnica to oczywiście tryb live, dzięki któremu każdy użytkownik, w kilka sekund, może rozpocząć transmisję na żywo. Druga różnica to linearność i jednoczesność wyświetlanych materiałów. Każdy z użytkowników oglądających wybrany kanał widzi dokładnie ten sam moment ramówki. Mechanizm playlist/kanałów na Youtuba działa inaczej. Każdemu kolejnemu użytkownikowi playlista uruchamia się od początku. Próżno tam szukać jakichkolwiek ram programowych oglądanego kanału.

Jaki sens ma tworzenie linearnych ramówek w Internecie, w którym rządzi VOD?
To było podstawowe pytanie, które zadaliśmy sobie przy tworzeniu PinoTV. Otóż ma sens. Ale jedynie w przypadku, w którym umożliwimy użytkownikom oglądającym wybrany kanał:

a) komunikację z innymi użytkownikami oglądającymi ten kanał oraz nadawcą - wymianę emocji. Użytkownicy mają możliwość dyskutowania na żywo, na temat wybranego momentu ramówki, np efektownie strzelonej bramki. Taką komunikację umożliwia u nas czat będący integralnym elementem każdego kanału.

b) interakcję z kanałem - możliwość wpływania na prezentowane treści w oparciu o wspomnianą wyżej komunikację z nadawcą

Inna sprawa, że PinoTV poza trybem "ramówkowym" oferuje również tryb VOD, który ma być swego rodzaju archiwum publikowanych przez nadawcę materiałów.

Najlepszym potwierdzeniem "sensowności" tego typu projektów są sukcesy naszych zachodnich konkurentów - Justin.tv, czy Ustream.tv. Każdego miesiąc odwiedza je prawie 30 mln internatów.

Mam nadzieje, że dodatkowe informacje, które ze względu na ograniczoną długość publikacji, nie znalazły się w artykule Newsweeka, rzucą trochę światła na poruszane tu zagadnienia.

@Paweł Wolak
W jakim sensie Lookr.tv jest podobno do PinoTV? Przecież to jest telewizja internetowa, w której materiały generuje właściciel tej telewizji (i zatrudnieni przez niego szowmeni), a nie sami użytkownicy. Rozbraja mnie podkreślana przez nich, na każdym kroku, "otwartość". "Lookr.tv - pierwsza polska otwarta telewizja internetowa". Litości. Jedyna ich otwartość polega na tym, że jest podany adres email, gdzie ludzie mogą zgłaszać propozycję programów. I jak dobrze pójdzie, najlepsze zostaną wdrożone. Jeśli to jest "otwartość" to równie otwarte są wszystkie projekty telewizji internetowych, również te, które istniały dużo wcześniej niż Lookr.
Projekty, o których tu mówimy to są platformy, które umożliwiają tworzenie kanału telewizji internetowe każdemu.

Twórca jest niewolnikiem platformy

Asen's picture

Twórca jest zależny od platformy na której się prezentuje. Od dawna panuje zasada, że twórca "płaci" wytwórni, kanałowi tv, radiu czy jakiejkolwiek platformie za to, że ona go promuje.
Jak płaci? Podpisując do bólu niekorzystne kontrakty z platformą, której cały wysiłek to ona sama - artysta wkłada dzieło (jakie by ono nie było) a platforma zarabia za samą emisję.
Nie widzę przeszkód, by tych platform było coraz więcej i żeby część z nich oddolnie tworzyli sami konsumenci.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>