Przestrzeń fazowa kultury

Do dyskusji o prawach własności intelektualnej przydałoby się zaprosić matematyków, fizyków i biologów, zwłaszcza zaś tych, którzy rozumieją pojęcie przestrzeni fazowej. Ja się tu czuję niezbyt pewnie, jednak kilka ostatnich lektur wprawiło mnie w dodatkową zadumę. Już wcześniej proponowałem państwu pewną zabawę intelektualną w podnoszenie poziomu twórczości, ale do tego zagadnienia można podejść też w inny sposób. Jeśli system prawa ma mieć cel, a więc jeśli społeczeństwo (przez wykształcone w nim mechanizmy ustalania swoistego porozumienia, w szczególności dysponując liderami i przedstawicielami, wykształcając władze wykonawcze, sądownicze i ustawodawcze) chce realizować założoną, pożądaną politykę i tą polityką ma być - wedle aktualnie rozpoznawanych w dyskusji tez - wspieranie innowacyjności, to może warto odwołać się do pojęcia przestrzeni fazowej, a nawet zaproponować pojęcie przestrzeni fazowej kultury, wprowadzić do tej dyskusji pojęcie "stycznych" i zobaczyć co jest stanem naturalnym, a co powoduje, że układ jest tłumiony.

Pójdźmy po najmniejszej linii oporulinii najmniejszego oporu i przywołajmy (niedoskonała jako źródło) Wikipedię i jej hasło Przestrzeń fazowa. Nie znajdziemy w tym konkretnym haśle wzmianki o teoriach Stuarta Kauffmana, biologa. Nie ma na jego temat nawet hasła w polskiej Wikipedii (na razie - być może pod wpływem tego tekstu ktoś jest zaraz stworzy), ale jest w Wikipedii angielskojęzycznej. Kauffman zajmuje się problematyka systemów złożonych, a jego badania koncentrują się na problematyce pochodzenia (powodu istnienia) życia (na świecie).

Cóż takiego Kauffman stwierdził? W pierwszej kolejności doszedł do wniosku, że nie można w biosferze ograniczyć przestrzeni fazowej, a po drugie, że w przeciwieństwie do systemów termodynamicznych, które - zgodnie z drugim prawem termodynamiki - z upływem czasu się upraszczają (wiem, że zaraz dostanę baty od tych, którzy na ten temat naprawdę coś wiedzą, przepraszam) - w przypadku biosfery jej przejście z jednego stanu do drugiego możliwego stanu (a więc w styczną) odbywa się "w maksymalnym możliwym tempie, ograniczonym tylko koniecznością zachowania całości systemu biologicznego" - to cytat za książką mało naukową, ale interesującą (zwłaszcza dla pratchettofilów): Nauką Świata Dysku II, autorstwa Iana Stewarta, Jacka Cohena i Terrego Pratchetta.

Żeby nie było, że w dyskusje "naukowe" wplatam autorów fantasy - trzy książki nawiązujące do cyklu Świata Dysku napisali wraz z Pratchettem dwaj naukowcy. Jednym z nich jest prof. Ian Stewart - matematyk z University of Warwick, specjalista od systemów złożonych, a drugim jest prof. Jack Cohen, biolog (aktualnie również z University of Warwick) zajmujący się ewolucją.

W ten sposób połączyłem fantasy, matematykę i biologię. To, co próbowano mi wytłumaczyć (w sposób popularno naukowy) w kontekście powstawania złożoności życia na Ziemi ja staram się twórczo przenieść na rozważania na temat kultury (chociaż w drugiej części Nauki Świata Dysku jest sporo o kulturze, o bibliotekach, o L-przestrzeni i o opowieściach, które w naszej rzeczywistości zastępują dyskowy pierwiastek narrativum).

Jeśli przyjąć, że stan kultury to pewien układ złożony o pewnych parametrach, a to, czego poszukujemy (wspieramy lub do czego chcemy dążyć), to innowacyjność (z różnych powodów tego poszukujemy, np. dlatego, by zwiększyć dobrobyt na świecie, albo jedynie po to, by przegonić USA, albo ostatnio: by zlikwidować skutki fali kryzysu, która jeszcze przed nami, chociaż środki dofinansowania kierowane z Unii Europejskiej na stymulowanie "innowacyjności" przeznaczono "na ten cel" jeszcze przed kryzysem, a więc układ może bardzo dynamicznie zmieniać swoje elementy), a więc jeśli tak założyć i dodatkowo jeszcze, że społeczeństwo dysponuje w takim układzie pewnymi narzędziami (w tym systemem prawnym, a bardziej szczegółowo - systemem prawnym, który wprowadził nie tak dawno - patrząc na ogólny rozwój systemów prawnych - kategorię "własności intelektualnej" i jej ochronę), to być może rozważania na temat przestrzeni fazowej (stanu kultury) i możliwość jej rozszerzania (innowacyjność) da się analizować tymi samymi metodami, których używają fizycy, matematycy i biolodzy.

Zapraszając do dyskusji proponuję najpierw cytat z (niedoskonałej, jak wspomniałem) Wikipedii:

Przestrzeń fazowa jest zwykle wielowymiarowa i każdy stopień swobody układu jest reprezentowany jako jej osobny wymiar. Kombinacja parametrów układu w danej chwili odpowiada więc położeniu punktu w tej przestrzeni. Jeśli ewolucja układu jest w pełni zdeterminowana przez te parametry, można wyznaczyć w przestrzeni trajektorię złożoną z kolejnych stanów w jakich będzie się znajdował układ. Kształty tych trajektorii pozwalają dokładnie opisywać różne własności układu.

Ilustracją do cytowanego hasła jest wykres obrazujący "przestrzeń fazową tłumionego układu". Układ może być więc tłumiony.

Wydaje mi się, że to wszystko układa się w coś, co warto rozważyć. Jeśli Natura (w znaczeniu biosfery, nie zaś termodynamiki) zachowuje się tak, jak sugeruje Stuart Kauffman, a więc jeśli układ przechodzi z jednego stanu w kolejny (możliwy) tak szybko, jak tylko się da, ale tak, aby sam układ się nie rozleciał, to może jest tak samo z kulturą. W takim przypadku prawa własności intelektualnej, które stanowią czasowy monopol, a więc ogranicznik, dławik, który ma takie zadania, by ktoś, komu przysługują prawa wyłączne mógł przez jakiś czas z nich czerpać korzyści, ale nie pozwalał innym na korzystanie z nich (miksowanie, rekonfigurowanie, co - jak w przypadku genów mogłoby doprowadzić do spontanicznej mutacji i poszerzenia możliwych stanów układu), stanowią element, który tłumi proces przechodzenia z jednego stanu w drugi, ale może też stanowią jakiś element mający na celu nierozpadnięcie się całego układu (systemu społecznego w danym miejscu i czasie, nie jedynie systemu praw własności intelektualnej). Być może (tego nie wiem, ale ostatnio publikowane opracowania wydają się iść w tym kierunku) ograniczenie praw wyłącznych spowodowałoby zwiększenie dynamiki działania innowacyjności (jeśli rzeczywiście o to nam chodzi, a nie są to jedynie puste slogany lub efekt działania jeszcze innych procesów społecznych, w szczególności takich, że ci co mają, chcą mieć jeszcze więcej, a przynajmniej troszczą się o to, by nie mieć mniej).

Wydaje mi się to ciekawym nawiązaniem interdyscyplinarnym, gdyż podobnie jak mieszają się ze sobą - upraszczam - geny i od czasu do czasu wprowadzana jest mutacja, która powodować może (i tak się dzieje) powstanie nowego rodzaju organizmu (bardziej złożonego niż poprzedni), tak kolejni twórcy (w sensie artystycznym, ale też i naukowym) korzystają z dorobku poprzedników. Chopin przetworzył ludowe melodie i doczekał się dedykowanej ustawy (mam na myśli ustawę z dnia 3 lutego 2001 r. o ochronie dziedzictwa Fryderyka Chopina, Dz. U. Nr 16, Poz. 168). Muzycy ludowi nie grali na fortepianie, ale też - w związku z tym - nie doskonalili się w tej dziedzinie przez jakiś czas. Już tylko przez ten fakt nie mogli tworzyć takich dzieł, jakie tworzył Chopin. Chopin był dodatkowo jednostką szczególną, obdarzoną stosowną wrażliwością, jednak jego twórczość poszerzyła przestrzeń fazową kultury. Dziś setki Chińczyków grają utwory Chopina i wydaje się, że jest to ich narodowy kompozytor. Aby do tego mogło dojść Chińczycy musieli w jakiś sposób zapoznać się z muzyką Chopina, a do tego przydał się pewnie system transportu i łączności, ogólne bogacenie się (części) społeczeństwa (biedak nie będzie grał raczej na fortepianie), podniesienie poziomu edukacji (chociażby po to, by czytać nuty). Ale żeby Chińczyk nuty czytać mógł, czuwać musi żołnierz....

To, co jeszcze niedawno nie było możliwe, ponieważ bazowaliśmy na danej przestrzeni fazowej kultury, teraz staje się możliwe. Internet zmienił układ wpychając go na styczną do poprzedniego. Dziś Kutiman miksuje YouTube, co nie było możliwe nie tak dawno, bo nie istniał internet, nie istniał YouTube, ludzie nie mieli kamer wideo w domach i nie nagrywali czterosekundowych klipów, na których uwiecznili jak szybko potrafią zagrać gamę, a które to klipy potencjalnie wszyscy użytkownicy internetu mogą obejrzeć (łatwiej dziś ma "współczesny Chopin" - jednostka wrażliwa, bo nie musi biegać tylko po okolicznych polach, aby zainspirować się współczesnymi "Jankami Muzykantami"; może zaszyć się w Bieszczadach, chodzić po mleko i chleb i klikać, jeśli ma dostęp do Sieci, a potencjalną inspiracją dla niego może się stać dowolny "Janko Muzykant" na świecie). W poprzedniej przestrzeni fazowej kultury nie było komputerów, a więc i oprogramowania. Dziś jest więcej oprogramowania i w dużej mierze jest ono bezpłatne. Myślę tu głównie o edytorach tekstu (do pisania powieści, nowel, felietonów, wierszy), myślę o programach do utrwalania, komponowania, miksowania muzyki, myślę o programach graficznych, również do montażu video i tworzenia wirtualnej rzeczywistości (również fotorealistycznego 3D). To wszystko poszerza zakres możliwości i rekompilacji wcześniejszego dorobku.

Wcześniejsza przestrzeń fazowa zakładała egzemplarze, koszty produkcji, marketingu i pośredników. Styczna zakłada inny rozkład kosztów produkcji (a jeszcze dodatkowo: jeśli dostępność do dóbr kultury nic nie kosztuje, to twórca musi znaleźć sobie jakieś źródło utrzymania), inny rodzaj marketingu i innych pośredników (wydawców i księgarzy zastępuje dostawca usług internetowych ze swoją "rurą" oraz operator wyszukiwarki). Nowa "styczna" nie wie, że złożony układ nie powinien się rozwijać i coraz więcej osób mających dostęp do globalnej infrastruktury informacyjnej kopiuje i miksuje, przetwarza i wytwarza wciąż nowe wariacje, nowe polonezy i mazurki z dostępnych w około "ludowych wytworów informacji". Powstający układ jest bardziej złożony niż poprzedni (chociaż wielu dałoby wiele i daje wiele, by nadal możliwe byłoby kontrolowanie egzemplarzy, ale wobec globalnej infrastruktury jest to trudne)...

Wszystko zależy od tego, co chcemy uzyskać i co nie rozwali nam układu (społecznego). Być może wejście przestrzeni fazowej kultury na możliwą w danym układzie styczną powoduje jednak czasem stworzenie nowego systemu, a wcześniej rozpad starego. Wówczas ludzie szturmują Bastylię, palą na ulicach maszyny tkackie Jacquarda, spisują na kartkach konstytucje, czym ograniczają wcześniej nieograniczoną monarchię absolutną i dzieją się temu podobne wydarzenia... Społeczeństwo w dzisiejszych czasach "kręci się" znacznie szybciej, niż wcześniejsze, a to dzięki technicznym ułatwieniom w obiegu informacji. Obawiam się, że wyprzęgnięcie układu w styczną może też przybrać bardziej burzliwy scenariusz, niż miało to miejsce we wcześniejszych takich sytuacjach (jest więcej ludzi, którzy mogą być głodni, stracić źródło utrzymania (albo głowę na szafocie)). Jednak z każdym poszerzeniem się przestrzeni fazowej - jak się wydaje - powstaje coraz bardziej skomplikowany układ, dlatego chyba warto zapytać fizyków, matematyków i biologów (dziś pytamy głównie prawników, ekonomistów oraz socjologów, czasem historyków) co mają do powiedzenia na temat innowacyjności, na temat złożonych systemów, ich tłumienia, a przynajmniej uwzględnić efekty ich prac w rozważaniach nad własnością intelektualną...

Tak sobie głośno myślę (poszerzając przestrzeń fazową kultury - mam nadzieję).

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Coraz więcej tłumienia

Nie da się ukryć, że to "tłumienie" pochłania ostatnio coraz więcej środków. Coraz bardziej stara się zachować status quo w wielu dziedzinach: powstrzymać zmiany klimatu, migrację zwierząt i zmiany gatunkowe, industrializacje krajów dotychczas niezindustrializowanych, przenikanie się kultur, migrację ludzi, zmiany języka -- a wśród tego także podejście do "własności intelektualnej".

Przychodzi na myśl scena wyobrażona przez Gallowaya Gallaghera: gigantyczna tama, wokół której krząta się mnóstwo małych ludzików, naprawiając pęknięcia, podtrzymując ją, zatykając dziury rękami, nogami a nawet głowami, z wielkim poświęceniem -- nie wiedząc, że po drugiej stronie nie ma ryczącego, niebezpiecznego oceanu...

Przeczytalem z uwaga, lecz

Przeczytalem z uwaga, lecz wydaje mi sie ze proba naukowego dowiedzenia slusznosci istnienia lub braku praw wlasnosci intelektualnej, lub tez wplywu WI na innowacyjnosc skazana jest na porazke.

Z tego co zrozumialem chcialby Pan by etycy, biologowie itd ustalili obiektywna hierarchie waznosci, ktora tak naprawde kazda jednostka buduje sobie na podstawie obecnej sytuacji, posiadanych zasobow, nastroju itd.

Jedyne rozsadne, nie prowadzace do patologii rozwiazanie wg. mnie to stosowanie praw wlasnosci wylacznie do dobr rzadkich.

ja się zastanawiam jak to badać, nie w którym kierunku pchać

Organizacja państwowa, organizacje ponadpaństwowe realizują pewne polityki. To jest coś na kształt inżynierii społecznej. Mamy zbyt mały przyrost naturalny? Wprowadzamy becikowe, by zachęcić do rozmnażania. Chcemy rozkręcić gospodarkę? Manipulujemy skalami podatkowymi, wprowadzamy specjalne strefy ekonomiczne i inne mechanizmy. Pewne działania przynoszą jakieś oczekiwane rezultaty, inne nie. Obok oczekiwanych rezultatów są jeszcze rezultaty nieprzewidywane przez kreatorów takiej polityki-inżynierii.

Napisałem, że Stuart Kauffman jest biologiem, ale to uproszczenie. Jego badania analizowane są przez ludzi zajmujących się zarządzaniem. Próbuje się wykorzystać wnioski z jego prac do polepszenia przepływu informacji wewnątrz przedsiębiorstw. Jeśli tak, to to samo można próbować wykorzystać w badaniach nad społeczeństwem jako tworem znacznie większym (ale oczywiście również bardziej złożonym). Nie jest moim celem uzasadnianie z góry narzuconych tez. Ja w tym serwisie sobie robię notatki, próbując zrozumieć złożoność zjawisk, które są dookoła. Czasem się pojawi jakiś postulat, ale w wielu przypadkach nie mam ustalonego, konkretnego zdania na temat tego "jak naprawiać świat". Nie mam też takich ambicji, by przekonywać innych do tego, że pewne koncepcje istotnie są lepsze od innych.

Patrząc i myśląc staram się znajdować konsekwencje obserwowanych zjawisk. Przykład: jeśli chronimy twórców i są organizacje działające "w ich imieniu", to próbowałem - jako twórca - upomnieć się (przecież niezbyt natarczywie) o swoje. W wyniku sprzężenia zwrotnego dowiedziałem się, że organizacja nie reprezentuje mnie. Na tej podstawie doszedłem do wniosku, że chociaż obserwuje przekaz, iż takie organizacje reprezentują twórców (wszystkich), to jednak mój przypadek obrazuje, że przekaz tych organizacji jest fałszywy. To przykład działania, które dziennikarze rozumieją jako "VaGla - tropiciel absurdów". Ja bym wolał: "VaGla - poszukiwacz konsekwencji", ale to, co ja myślę, nie ma tu znaczenia.

System prawny powstaje jako coś wtórnego do relacji społecznych. Najpierw są te relacje, potem przychodzi system prawny, który próbuje "cywilizować". To, co staje się prawem, ustalane jest w wyniku pewnych "porozumień społecznych", głównie gry sił politycznych, a to ma związek z abstrakcyjnie pojmowaną "większością społeczną" (stąd koncepcja pośredników w wyrażaniu woli Narodu, koncepcja pluralizmu, koncepcja rządów większości z poszanowaniem praw mniejszości, koncepcja demokracji, etc.). Być może ani większość, ani mniejszość, a tym samym reprezentanci tychże, nie wiedzą jak uzyskiwać określony efekt społeczny.

System społeczny jest dość skomplikowany. Ekonomiści posługują się koncepcją autonomicznych agentów i budują modele popytu, podaży, przyjmując jednak założenia, np. ceteris paribus. A w nauce prawa? Uczymy się o normach, o hipotezach, dyspozycjach, uczymy się norm interpretacyjnych, itp. To za mało, by dało się z tej nauki wyciągnąć wnioski co do całego społeczeństwa. Dlatego w naukach prawnych są również takie dziedziny, jak nauka o państwie i prawie, historia doktryn politycznych i prawnych, a nawet socjologia prawa. Stamtąd oczekiwałbym odpowiedzi na pytanie: co jest dobre dla uzyskania określonego efektu? Stamtąd oczekiwałbym sygnału o możliwościach, które mogę wykorzystać przy "konstrukcjach". Czy zostaną wprowadzone? To już element gry sił.

Przedsiębiorca wie, co jest dla niego dobre: mniejsze podatki, mniej biurokracji, więcej możliwości generowania zysków, itp. Jeśli wektor potrzeb jest jasno sprecyzowany - łatwiej też podejmować działania w celu ziszczenia się warunków potrzebnych do uzyskania danych efektów. W sferze podatków i biurokracji konstruowane są koncepcje, które pozwalają następnie na próby realizowania jakiejś polityki. Ale zysk przedsiębiorcy to nie wszystko (co komplikuje modele). Ba, przedsiębiorcy to nie jedyni gracze w społecznym życiu. Ale patrząc jedynie na przedsiębiorstwa - skąd się wzięła koncepcja prawa antymonopolowego, ochrony konkurencji i konsumentów? Dlaczego zamiast puścić wszystko na żywioł pojawili się regulatorzy rynku, którzy dokonują interwencji?

W sferze praw wyłącznych "własności intelektualnej" takich koncepcji - alternatyw, modeli do wyboru - jest jakby mniej, ale się pojawiają. Ja się jedynie zastanawiam nad tym, jakich instrumentów można używać, by dowiedzieć się, co uzyska się na wyjściu, jeśli na wejściu włoży się coś innego. Gdybym był lobbystą (wszystko jedno, czy biznesowym, czy społecznym) zastanawiałbym się co mam włożyć na wejściu, żeby na wyjściu uzyskać z góry założony efekt. To subtelna różnica.

PS
Być może "wspieranie innowacyjności" jest jedynie uzasadnieniem do wprowadzania pewnych rozwiązań, których celem jest coś zupełnie innego? Ja się zastanawiam nad tym, co zrobić, by wspierać innowacyjność, a to może być zupełnie inna dyskusja niż obecna.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Uniwersalna prawda o prawie

Bardzo fajny, rozszerzający horyzonty wpis.

Zadajesz bardzo istotne i podstawowe pytanie - na jakiej podstawie tworzone są normy prawne? Dobra? Celu? Może tworzy je racjonalny ustawodawca, jak uczą nas w szkołach prawniczych (specjalnie nie nazywam ich uniwersytetami)?

Im więcej uczę się prawa i stosuje je w praktyce (dopiero 11 lat, więc raczej jestem początkujący) tym bardziej moja definicja pojęcia "prawo" zaczyna zbliżać się do mniej więcej takiej cynicznej ale prawdziwej koncepcji:

"Prawo" - rezultat dynamicznego społecznego procesu bezwzględnej gry o władzę i pieniądze w danej chwili i miejscu (+ trochę starych norm bez znaczenia, które trwają, bo nikt nie ma interesu by je zmieniać).

W sensie biologicznym przyrównałbym to do ekosystemu, który ciągle podlega ewolucji pod wpływem bodźców zewnętrznych. Tam gdzie tych bodźców nie ma, utrzymuje się stan pierwotny. Tam gdzie bodźce są mamy nieustanny rozwój przepisów i potrzebę ich doskonalenia. Dobrym przykładem jest prawo własności intelektualnej, w której to dziedzinie toczy się nieustanna walka o kasę, której towarzyszą zmiany przepisów stosownie od siły, którą jest zdolna uruchomić w danym momencie każda ze stron. Aby nie doszło do samozagłady wskutek nadmiernej przewagi jednej ze stron konieczny jest jakiś czynnik równoważący - stąd bierze się regulator. Natura ZAWSZE jest w równowadze i nie sądzę, aby był to pomysł człowieka.

Może biologowie-ewolucjoniści mogliby odpowiedzieć na Twoje pytania?

Ostatnio dużo czytam o kryzysie finansowym - może to jest fajny temat a kolejny wpis. Ciekawi mnie w szczególności czy ktoś przy okazji wyceny bezwartościowych aktywów będących w posiadaniu banków zabierze się również za sprawdzenie wartości praw IP. Moim zdaniem kryzys może zachwiać również i tą dziedziną, jak każdym dobrem niematerialnym wycenianym przez kreatywnych rewidentów - enronowców.

Dziękuję Vagla za możliwość wypowiedzi pod Twoim inspirującym wpisem.

wszyscy jesteśmy czasami memoidami

Istnieją różne mechanizmy w kulturze, które powodują, że jedne fragmenty tej kultury replikują się lepiej niż inne. Jak nie kasa, to treści, które na youtube zachęcają innych, aby je powielać w swoich dziełach.

To jednak za szerokie, bym się mógł rozpisać o tej porze... :) Pytanie tylko gdzie jest najbliższy punkt bifurkacji ;)

Pofilozofujmy

Zgodze się z tym, że Kultura dąży do wszystkich możliwych układów, ale moim zdaniem nie odbywa się to z największą możliwą szybkością. Każda nowa jakość w kulturze musi mieć troche czasu aby "poistnieć" i poodziaływać na ludzi. To nowe istnienie otwiera kilka, ale tylko kilka nowych możliwości. Dlatego - tak uważam - kultura jest o wiele bardziej narażona na tłumienie niż inne układy.

W mojej ocenie w ostatnim czasie kulturę tłumiła ogromna standaryzacja. Widać to choćby w muzyce - jest standard: dur-moll, 4/4, rytmy w okoliach rockowych, zawsze musi być perkusja, zwykle forma piosenki. Zauważmy, że np. Bach komponował wiele rodzajów muzyki (wokalna, instrumentalna, orkiestrowa, klawesynowa, kameralna) natomiast dzisiaj najczęściej komponowaną formą jest piosenka.

Kiedyś o wiele chętniej dodawano do utworów nową jakość. Jazzmani często grali standardy skomponowane przez kolegów. Muzycy rockowi, dance'owi i inni robią to rzadko.

Moim zdaniem kultura jest tłumiona, ale nie tylko przez prawa autorskie. Mocno stłumiła ją komercjalizacja, która nie lubi wybrednego słuchacza. Rozwój praw autorskich w dzisiejszej formie to także efekt komercjalizacji... źródło tkwi tam, nie w prawie.

Ale jednak dążenie do innego układu dało o sobie znać. Teraz obserwuje się podobno rosnącą popularność muzyki klasycznej. Może nawet za jakiś czas padnie jakaś Bastylia, ale to nie musi mieć związku z tłumieniem czegokolwiek:-)

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>