O źródłach dzięki którym zrozumiemy znaczenie pojęć
"Warto przy tym dodać, że ze stron popularnej, zwłaszcza wśród młodzieży, encyklopedii internetowej Wikipedia (www.wikipedia.pl) można dowiedzieć się, iż "komercjalizacja" to ogół zmian mających na celu oparcie czegoś na zasadach komercyjnych (handlowych). Natomiast "prywatyzacja", to akt przekazania prywatnemu właścicielowi państwowego mienia."
- Prezydent Lech Kaczyński w liście do Marszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza (PDF), będącego odpowiedzią na prośbę o sprecyzowanie co w pytaniu referendalnym oznaczają takie pojęcia jak "komercjalizacja" czy "szpital" (za TVN24: Prezydent odsyła Borusewicza do Wikipedii). List Prezydenta został wysłany z datą 23 października, wystąpienie Marszałka Senatu miało datę 20 października 2008 roku. Prośba dotyczyła uzupełnienia uzasadnienia do projektu postanowienia o zarządzeniu ogólnokrajowego referendum w sprawie kierunku reformy służby zdrowia.
Podobne materiały zbieram w dziale cytaty niniejszego serwisu.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Czy internet daje 100% pewność poprawności definicji?
Pomimo, że rozumiem fascynację dostępnością do informacji jaką oferuje internet, to jednak pozostaje pytanie jak w tytule komentarza.
Na Wikipedii zalogować może się każdy i edytować treść artykułu. Jedyną weryfikacją treści jest przypadek, że ktoś znający się na zagadnieniu zechce zapoznać się z treścią artykułu i może zada sobie trud wniesienia poprawek. Tyle tylko, że trudno oczekiwać iż specjaliści, każdego dnia będą śledzili treści Wikipedii celem poprawiania nieścisłości jakie się tam mogą pojawić.
Jak widać wiara w zbiorową mądrość przenosi się także na zaufanie do treści na serwisach internetowych. Jednakże ś.p. Stanisław Lem miał dość kontrowersyjne zdanie na temat takiej "zbiorowej mądrości" ;-)
"Tyle tylko, że trudno
Hmm, a co robimy 24 godziny na dobę, jak nie właśnie to? Fajnie jest teoretyzować, gdy się nie zna realiów.
Chylę czoła.
Chylę czoła przed Waści.
Jak wynika z wypowiedzi, to owe 24 godziny nic innego nie wykonujesz jak śledzisz wszystkie portale, gdzie są zamieszczane jakoweś definicje z obszaru wiedzy sobie znanego.
Jakoś nie bardzo mogę sobie to wyobrazić, ale widocznie wyobraźnia ma za krótka.
Z całym Szacunkiem to tego Vortalu i jego Administratora, to jednak nie jest to jedyne tego rodzaju miejsce, gdzie pojawiają się opinie na tematy prawa dotyczące. Trzeba mieć tego świadomość i przyjąć, że przeciętny czytelnik internetu nie musi trafić akurat na ten Vortal. Wszystko zależy od tego jak zada zapytanie w wyszukiwarce!
A jaka jest gwarancja, że w innym miejscu otrzyma informację identyczną jak tutaj? Wszak interpretacja przepisu prawnego jest płynna i zależy od wielu czynników w jakich zadane jest pytanie o interpretację. Jak z tego wynika, to wypowiedzi zasięgnięte w internecie mogą się bardzo różnić, choć dotyczyć tej samej sprawy.
"to owe 24 godziny nic
Użyłem liczby mnogiej, nie pojedynczej. Nie ja wykonuję, tylko my. Poza tym nie śledzi się portali, tylko ostatnie zmiany w edycjach - można wybrać kategorie artykułów, kŧóre się śledzi albo dodać je do obserwowanych i śledzić codziennie lub kilka razy dziennie. Niemniej jednak 24h/dobe na OZ (ostatnie zmiany w edycjach haseł) zawsze ktoś siedzi.
Czym jest poprawność, jakie sa jej koszty..
A czym jest 100% poprawność? Jak traktować sytuacje, gdy funkcjonuje kilka znaczeń danego pojęcia np. w języku potocznym i akademickim/specjalistycznym - najlepiej byłoby podać wszystkie używane znaczenia, ale gdy jest ich więcej, gdy w ramach społeczności akademickiej funkcjonuje wiele znaczeń (np w różnych dziedzinach, różna terminologia funkcjonująca w różnych szkołach).
Dużo bardziej istotny jest jednak koszt pozyskania informacji, szczególnie mało znaczącej dla przeciętnego odbiorcy (np dokładne znaczenie komercjalizacji). Wikipedia jest tania - dostępna za darmo, pozwalająca na automatyczne przeszukiwanie. To jest główna zaleta tego źródła.
Definicja jest jedna dla jednego pojęcia.
Bez względu na taniość i dostępność wikipedii oraz innych, to jednak twierdzę dalej, że ich wartość definicyjna może być znikoma, zwłaszcza w kontekście tych wieloznaczeń. Jaką czytelnik może mieć pewność, że akurat definicja którą czyta jest właściwa, a nie dowolną interpretacją autora? Takim właśnie wieloznacznikiem.
Patrząc od innej strony, wiele znaczeń jednego określenia, to wiele definicji. Pozostaje zatem pytanie, czy czytający pozna definicję właściwą z tematyką jaką usiłuje zgłębić? A w efekcie czy właściwie zinterpretuje całość zagadnienia w oparciu o definicje wieloznaczne.
Tak na marginesie powiem, że ta właściwość językotwórstwa, pozwalająca na powstawanie różnych definicji w odniesieniu do jednego "słowa", wprowadza chaos znaczeniowy. Przykładem niech będą problemy "neutralności technologicznej". Każdy jednak ciut inaczej interpretuje jakieś tam pojęcie, bo zna jego zwyczajową definicję. A maszyna działa tak samo i nie rozróżnia chciejstwa, tylko opiera się na logice "zero-jedynkowej".
Jaskrawym przykładem jest także powstawanie doktryny prawnej.
Każdy czyta przepis i ma własne zdanie o tym samym przedmiocie sprawy, a jednak często diametralnie odmienne. Dopiero grono specjalistów wypracowuje obowiązującą doktrynę prawną, czyli mówiąc prosto: "tłumaczą z prawniczego na nasze". A i tak nie da się uniknąć problemów błędnej interpretacji, bo ktoś nie zapoznał się z doktryną.
A przy okazji zapytam. Czy uznano jako źródło wiedzy strony www? Zwłaszcza w bibliografii naukowej? Pomijam badania socjologiczne na temat społeczności internetowych.
Można jeszcze długo na podobne tematy,
to już jednak inna skala problemu
Powyższe to już raczej przyczynek do dyskusji filozoficznej dotykającej podstawowego problemu jaki dotyka ludzi pod każdą szerokością geograficzną: niezrozumienie na poziomie języka. Pisał o tym Orson Scott Card w pewnym zacnym felietonie do Nowej Fantastyki, ale pisał o tym wielokrotnie przed wielu laty Aldous Huxley (np.: w "Kontrapunkcie").
I to nie jest tak naprawdę problemem, bo ostatecznie przy dobrej woli zrozumienia innego człowieka ludzie się rozumieją. Dobra wola i wiara w umiejętność drugiego człowieka są chyba zbawienne.
Inna rzecz, że wartość znaczeń na Wikipedii MOŻE być znikoma. Ale tak samo znikoma MOŻE być wartość znaczeń w poważnych encyklopediach. Jakiś czas temu okazało się ponoć, że Encyclopedia Britannica: http://news.cnet.com/Study-Wikipedia-as-accurate-as-Britannica/2100-1038_3-5997332.html
Dobra wola jest tak długo dobra, jak długo sprawa jest wygodna.
W aspekcie filozoficznych rozważań, powiem tylko tyle, że poniższy akapit ma kolosalne znaczenie.
Problem pojawia się dopiero wtedy gdy owa "dobra wola i wiara" zderza się z tzw. "prywatnym interesem". Wtedy dziwnym trafem, każda ze stron ma własną interpretację tego samego pojęcia. Interpretację na swoją korzyść oczywiście. Co dziwniejsze, to linia styku prywatnych potrzeb bywa zbliżona, a zatem interpretacja bywa argumentowana dodatkowo przykładem, że "inni też tak mają". Zwyczajowa zasada, że "większość ma rację", bardzo często staje się przyczynkiem nawet do zachowań utrudniających tzw. życie, ale zachowań wygodnych i możliwych do uzasadnienia za pomocą "wieloznaczności" pojęć. Przykładem niech będzie brak jednoznacznej procedury obliczania wartości podatku VAT dla określonej stawki. Problem pojawia się gdy podatek VAT jest liczony od wartości netto iluś tam sztuk towaru, zamiast być krotnością podatku VAT dla najmniejszej jednostki miary towaru. Obserwując takie drobiazgi w bilansach rocznych, dochodzę do wniosku, że w księgowości powinny być dozwolone jedynie działania matematyczne takie jak: dodawanie, odejmowanie, mnożenie. Pojawienie się działania zwanego "dzielenie" powoduje pojawienie się liczb przybliżonych. Przybliżonych dlatego, że obliczenia księgowe są prowadzone z dokładnością do 1-setnej złotego, a wyniki dzielenia mogą dawać liczby o większej liczbie miejsc po przecinku. Proces odwrotny na liczbach przybliżonych, np. dodanie np. 7 wartości, niekoniecznie może dać wynik pierwotny. Jest to skutkiem konieczności przedstawienia ceny jednostkowej z dokładnością do 1-setnej złotego, czyli do grosza, a nie do części grosza. Takie wielokrotne niezgodności w ciągu roku, mogą dać całkiem niezłą różnicę kwotową, składającą się z sumy poszczególnych różnic. Widocznie ludzie uwielbiają komplikować sobie życie, bo wierzą w "dobrą wolę" drugiego osobnika. A wytłumaczyć komukolwiek takie zagadnie jak opisane powyżej, oznacza "walkę z wiatrakami". Przecież "wszyscy tak liczą", to po co upraszczać zasady liczenia? Przynajmniej coś się dzieje na froncie ;-) a i Urzędy Skarbowe mają zajęcie, bo muszą skrupulatnie wyliczyć czy aby podatku VAT źle nie naliczono i nie uszczuplono w ten sposób budżetu państwa.
Pozdrawiam.
EB to nic
Z EB to nic, niemiecka Wikipedia zakasowała Brockhausa:
http://osnews.pl/niemiecka-wikipedia-wygrywa-z-brockhausem/
Generalnie niezależnie od wyniku dobrze, że są takie porównania: mam wrażenie, że przez długi czas traktowano wszelkie objawy instytucjonalności jako panaceum na problemy z wiarygodnością i ufano bezkrytycznie (definicja z encyklopedii nie ulega przecież żadnej wątpliwości, prawda?).
Nie mam zdania jak jest z korporacjami prawniczymi, tzn. czy zyski przewyższają koszta, ale zawsze warto pamiętać, że "gwarancja" wiąże się ze stopniem zaufania, a nie prostym rozróżnieniem "zero wiarygodności-całkowita pewność".