O tym, że policja dostrzega subtelności prawa autorskiego

"Inna sprawa, że samo ściąganie plików z internetu nie jest łamaniem prawa. Nielegalne jest dopiero udostępnianie ich osobom trzecim, a taka jest zasada działania słynnych programów eMule czy BitTorrent".

- Izabela Plech-Maternik z zespołu prasowego lubuskiej policji w tekście Policja puka do drzwi komputerowych piratów, opublikowanym w serwisie Gazeta.pl. Artykuł opisuje niedawne działania Policji, w trakcie których zatrzymano 68-letniego Włodzimierza S.

Zdarzenia te opisane są również w serwisie informacyjnym lubuskiej Policji, w notatce: Pirackie nagrania i oprogramowanie:

Wczoraj (26.02) policjanci w mieszkaniu 68-letniego mieszkańca Międzyrzecza odkryli nielegalne oprogramowania i pirackie płyty. Międzyrzeccy policjanci ujawnili tam cztery jednostki centralne z nielegalnym oprogramowaniem, przerobioną konsolę Sony Playstation oraz 1300 sztuk płyt z różnego rodzaju nielegalnym oprogramowaniem.

Sprzęt komputerowy znajdował się w mieszkaniu Włodzimierza S.

Korzystały z niego jego dzieci 18-letnia córka i 9-letni syn. Włodzimierz S. wiedział, że działa nielegalnie. Swoje postępowanie tłumaczył tym, że zajmuje się przerabianiem sprzętu oraz gromadzeniem filmów, muzyki oraz gier na płytach bez wymaganych zezwoleń dla przyjemności, gdyż jest to jego hobby.

Mężczyźnie zostanie przedstawiony zarzut kradzieży cudzych programów komputerowych. Hobbyście grozi teraz kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.

Dziennikarze Gazety zapytali o statystyki i dowiedzieliśmy się, że może być z tym niejaki problem, bo z jednej strony nie we wszystkich przypadkach "naruszenia" uprawnione podmioty wnioskują o ściganie (a to element konieczny, bo przestępstwa przeciwko prawu autorskiemu ścigane są na wniosek), a z drugiej strony jest jeszcze dozwolony użytek prywatny - i o tym właśnie wypowiada się cytowana we wstępie tej notatki funkcjonariuszka.

Pani Izabela Plech-Maternik powiedziała: "nielegalne jest dopiero udostępnianie ich osobom trzecim". To nie jest precyzyjne stwierdzenie, a ociera się niebezpiecznie o mijanie się ze stanem prawnym. Zgodnie z ustawą: można też udostępniać chronione prawem autorskim utwory innym (osobom trzecim), byle w "kręgu osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego". Prawo na to zezwala, więc może w następnej wypowiedzi dla prasy Policja mogłaby również ten fakt uwzględnić.

Podobne doniesienia gromadzę w dziale cytaty, ale również w dziale prawo autorskie niniejszego serwisu.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

1300 płyt z oprogramowaniem?

Ja tam myślę, że to dziennikarz tutaj się nie popisał zrozumieniem i zredagował wszystko byle jak.

Bo mamy powiedziane:

1,3 tys. płyt z nielegalnym oprogramowaniem zabezpieczyła policja w mieszkaniu w Międzyrzeczu.

ale

Policjantom tłumaczył, że gromadzenie filmów, muzyki i gier na płytach to jego hobby.

No bo bez przesady 1300 płyt z programami??? Pewnie większość to filmy i muzyka, ale kto by na to zwracał uwagę...

Inna sprawa, że samo ściąganie plików z internetu nie jest łamaniem prawa. Nielegalne jest dopiero udostępnianie ich osobom trzecim, a taka jest zasada działania słynnych programów eMule czy BitTorrent - dodaje Plech-Maternik.

No a tutaj jest pewnie wyciągnięte zdanie z kontekstu. Bo plików w znaczeniu filmów/muzyki, a nie programów komputerowych. A przecież cała reszta artykułu mówi o oprogramowaniu.

W Polsce za handel i posiadanie nielegalnego oprogramowania grozi pięć lat więzienia.

Wypada się cieszyć, że pani rzecznik(?) ma pojęcie, a martwić tym, że media nie potrafią przekazać prostej informacji bez jej zniekształcania. Nie mówiąc już o rzetelnym doszukiwaniu się jej...

To prawda - dozwolony użytek jest wyłączony w przypadku progr

To prawda - dozwolony użytek jest wyłączony w przypadku programów komputerowych.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Film nie może być programem?

A czy nie da się w żaden sposób wykazać, że film (obraz, dźwięk, napisy) jest programem? Na podobnej zasadzie, jak czcionka?

A od kiedy czcionka jest programem?

A od kiedy czcionka jest programem? Czcionka - jako utwr plastyczny - chroniona jest prawem autorskim. Plik komputerowy, w którym przechowywane są dane pozwalające programom komputerowym z czcionki korzystać - jest raczej biblioteką danych, niż programem. Skąd teza, że czcionka jest programem komputerowym i co się w pliku zawierającym czcionki "wykonuje"?

Poza tym - nie ma definicji programu komputerowego w polskim systemie prawa.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Z taką tezą spotkałem

Z taką tezą spotkałem się w tym artykule. Autor wskazywał głównie na to, że czcionka poza samym krojem, 'sama' reguluje odstępy między różnymi literami, tak aby litery były czytelniejsze.

Czcionka (czy raczej font) to także program

Tak zwane czcionki (lub fonty) czyli komputerowe opisy kroju pisma często są swego rodzaju programami. Fonty rastrowe nie, ale skalowalne to po prostu krok po kroku opis jak narysować każdą literkę. Niektóre formaty czcionek zawierają opis w języku niewiele różniącym się od typowego języka programowania: są tam instrukcje warunkowe, pętle itp. To po prostu są programy. Co nie zmienia faktu, że jeśli chodzi o prawo autorskie wolałbym, żeby były traktowane jako utwory plastyczne.

znam tą argumentację, bo

znam tą argumentację, bo jest szeroko rozpowszechniana w USA (gdzie wielką różnicę robi czy coś jest programem czy po prostu zbiorem danych). jest to bardzo na ręke twórcom czcionek - nie ukrywajmy, wielki firmom jak adobe, linotype itd, które posiadają prawa autorskie do bardzo wielu *krojów* (uwaga, kroje u nas są chronione) u nich również nazwy, co nie przeszkadza jednak w tworzeniu klonów. u nas trochę inaczej to wygląda, ale nie wiem czy ktoś to testował w sądzie. w każdym razie w USA jest ogromna kłótnia o to czy jest to tzw "font software".
jestem informatykiem i nie przekonuje mnie tłumaczenie, ze jeśli fonty posiadają kerning i inne podobne rozwiązania to znaczy że są oprogramowaniem. moim zdaniem nie są, są tylko bazą danych opisujących wygląd danego kroju.
zupełnie inną sprawą może być fakt, że wiele krojów powstało bardzo dawno temu i nikt nie może zabronić tworzenia własnej wersji (nawet łudząco podobnej) do innego, komercyjnie dostępnego kroju. ale z góry uprzedzam: to bardzo trudna robota.

PS dobrze, że ktoś poruszył ten temat. może rozpocznie się ciekawa dyskusja na łamach tego serwisu.

Od czasu jak się czyta...

A od kiedy czcionka jest programem?

Od czasu jak się czyta co na ten temat ma do powiedzenia doktryna amerykańska to można się zastanawiać. Oczywiście nie odpowiem, czy wg prawa polskiego czcionka jest programem (Tomasz Klecor myśli, że czcionka jest aplikacją). Jednak ja zgadzam się z Tobą (i z "vox populi" - computer font is an electronic data file), że jest to biblioteka.

W US mamy sprawę Adobe Sys. v. Southern Software, Inc., 45 U.S.P.Q.2D (BNA) 1827, 1998 U.S. Dist. LEXIS 1941 (D. Cal. 1998)

Overview:
The copyright holder claimed that the infringer and principal solicited copies of its software programs for typeface fonts, copied them, and modified them. The infringer and the principal contended that the copyright holder's expression was not protectable, and that if they had infringed, the contributory infringer had participated. The contributory infringer argued that the infringer and principal were intentional tortfeasors. The court found that the font software programs were protectable original works of authorship because of the creativity involved in their creation. The court determined that the trivial mechanical modifications made by the principal to the programs did not eliminate copyright infringement. The court found that the copyright holder's product and the infringer's product were substantially similar, and that the latter infringed the former. The court found that the typeface designs were statutory subject matter entitled to patent protection, and that triable issues of fact existed on several legal issues involved in the patent infringement claim, and on whether the contributory infringer participated in the infringement.

Dalej definicja

A computer program is defined by the Copyright Act as "a set of statements or instructions to be used directly or indirectly in a computer to bring about a certain result." 17 U.S.C. § 101.

Co ma do powiedzenia Copyright Office?

After a careful review of the testimony and the written comments, the Copyright Office is persuaded that creating scalable typefonts using already digitized typeface represents a significant change in the industry since our previous Policy Decision. We are also persuaded that computer programs designed for generating typeface in conjunction with low resolution and other printing devices may involve original computer instructions entitled to protection under the Copyright Act. For example, the creation of scalable font output programs to produce harmonious fonts consisting of hundreds of characters typically involves many decisions in drafting the instructions that drive the printer. The expression of these decisions is neither limited by the unprotectible shape of the letters nor functionally mandated. This expression, assuming it meets the usual standard of authorship, is thus registrable as a computer program.

"Registrability of Computer Programs that Generate Typefaces," 57 Fed. Reg. 6201 at pp. 6201-2 (February 12, 1992).

Nie widzę argumentów

Nie mam jak na gruncie oceny stanu prawa odnieść się do argumentacji, że jedna z firm "używa dla licencjonowania czcionek określenia: „Font Software Licensing”", a Business Software Alliance "wobec osób nielegalnie użytkujących czcionki wyciąga takie same konsekwencje jak wobec tych, którzy korzystają z pirackich wersji programów". To nie są argumenty za tezą, że czcionka jest programem komputerowym (pomijając, że Business Software Alliance nie ma możliwości "wyciągania konsekwencji"). To jest tylko stwierdzenie tego jak działają jakieś podmioty, które mają interes w takim a nie innym przekazie na rynek.

Bawiłem się kiedyś w przygotowanie czcionek. Musiałem określić ich kształt w pewnej "macierzy" składającej się na przypisanie konkretnym "klawiszom" konkretnych wartości (pól). To jest nie element skryptu, a element biblioteki (pokaż mi jaka wartość przypisana jest do innej wartości, ale polecenie "pokaż mi", wydaje program zewnętrzny, który korzysta z czcionki). Kerning też jest pakietem informacji, który się ustala i - w wyniku zapytania zewnętrznego programu - ujawnia. Program (aplikacja) czerpie z informacji zawartych w binariach pliku czcionki, a zgromadzonych tam w określonym "standardzie" (strukturze biblioteki ze standardowo nazwanymi polami, które mogą przybrać określoną wartość ze spektrum wyznaczonego przez "standard").
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Pliki z czcionkami np. w

Pliki z czcionkami np. w formacie TrueType mogą zawierać fragmenty kodu w prostym wyspecjalizowanym języku. Mimo prostoty trudno tego nie nazwać programem: są funkcje, instrukcja „IF”, stos do przechowywania wartości, itp.

Obecność programów na płytach np. Blu-ray jest już zupełnie oczywista.

eksperyment czyli poznaj swój system ;)

Proponuję następujący eksperyment hake... informatyczny :) dla użytkowników Windows - znaleźć plik z rozszerzeniem .FON (uwaga: sztuczka nie działa z czcionkami True Type czyli plikami TTF) - powinny być w folderze C:\windows\fonts i zajrzeć do środka. Na początku znajdziecie znajome literki MZ (jak wiedzą wszyscy są to inicjaly niejakiego Marka Zbikowskiego, który unieśmiertelnił sie w ten sposób przy okazji tworzenia formatu plików wykonywalnych EXE). Co więcej można przekopiować sobie gdzieś te pliki i zmienić i ch rozszerzenie na exe i wykonać z wiersza poleceń (czasami wyświetli sie informacja, że to są pliki dla systemu Windows32, czasami coś innego a czasami zgoła nic, zależy gdzie sie to uruchomi i co)

prawie masz rację.

prawie masz rację.

na początek polecam to:

4.7 Font and Font Directory Resources

Font resources are different from the other types of resources in
that they are not added to the resources of a specific application
program. Font resources are added to .EXE files that are renamed to
be .FON files. These files are libraries as opposed to applications.

(pochdzi z manuala MS: resfmt.txt)

I teraz zasadnicze pytanie: struktura pliku FON jest identyczna ze struktura pliku EXE (MZ...), ale dane o czcionce są umieszczone w sekcji zasobów. Nie wiem nawet czy pliki FON maja cokolwiek w sekcji .code Czy to znaczy ze mamy do czynienia z programem? Czym jest program?

Czy to też oznacza, że jeśli filmy będą mieć rozszerzenie exe i będą się uruchamiać (np 2 mb kodu playera + 2GB danych wideo), to wtedy będą programami?

Fonty to jednak program :)

Nieporozumienie zapewne wzięło się stąd, że fonty postscriptowe to faktycznie programy, które są wykonywane przez interpreter Postscripta.

Kto nie wierzy, niech sobie rozkompiluje np. fonty dostarczane razem z Ghostscriptem, a tam np. literka "małe l" to poniższy kod:

/l {
68 222 hsbw
0 21 hstem
709 20 hstem
0 84 vstem
84 729 rmoveto
-84 hlineto
-729 vlineto
84 hlineto
closepath
endchar
} ND

Być może są osoby, które faktycznie piszą "ręcznie" takie powyższe "programy" rysujące litery, ale zwykle robi to konwerter zamieniając dane na odpowiedni zestaw prymitywnych instrukcji Postscripta.
--
dexter

Idąc dalej

W takim razie wszystkie pliki z grafiką wektorową to programy, pliki zawierające grafikę rastrową to też programy (eksperymentalne formaty zawierają polecenia typu "narysuj fraktal nr 83 opisany parametrami 31, 16, 92, 35, 26"), pliki z edytora tekstu są programami - a przynajmniej pliki opisujące wygląd, do tego dochodzi muzyka i wizja (opis jak animować przesuwające się po ekranie bloki). No i wyszło na to, że każdy sensowny plik podczas uruchamiania wpływa na instrukcje wykonywane przez procesor, czyli jest programem (w wielu przypadkach są to programy interpretowane).

IMO dane od programu różnią się tym, że program może się różnie wykonać w zależności od inputu użytkownika, a dane mogą różnie wyglądać, ale tylko z powodu zmiany prezentacji wyniku ich interpretacji (przeskalowanie obrazka, zmiana wielkości czcionki itp.).

Jeżeli mieszkałbym w USA to na podstawie 17 U.S.C. § 101 moje myśli byłyby prawnie chronione.

Programy | Kreska | Dane

Jeżeli dalej by podążać tym tropem, to prawie każdy plik o bardziej skomplikowanej strukturze jest programem, nawet te w formie binarnej, one przecież też potrzebują interpretera/parsera. Wyjątkiem od tej reguły były by chyba tylko te pliki które odzwierciedlają zawartość pamięci komputera i są odczytywane bez żadnej interpretacji np pliki wav, choć nawet one mają nagłówek, który należy zinterpretować. Ale nawet wtedy wystarczyło by taki plik po prostu skompresować by dostęp do jego treści wymagał "wykonania".

Programem nazwałbym każdy plik, który "jest zdolny" do przetwarzania danych i jednocześnie nie jest możliwe jego wygenerowanie przy użyciu innego programu choć dopuszczalna jest jego konwersja np z plików źródłowych do plików binarnych (mam na myśli kompilację). Dane zaś to każdy jeden plik który można wygenerować za pomocą narzędzi bez ingerencji "ręcznej" człowieka. Mam na myśli zapis do konkretnego formatu danych np PostScript lub PDF.

Należy jednak pamiętać iż istnieją pliki które zawierają i dane i programy np bazy danych.

Nie znam się na tworzeniu fontów, ale czy w pliku z czcionkami naprawdę są "komendy" interpretera których nie można wygenerować automatycznie, to znaczy należy je "wklepać" lecz nie da się ich "narysować". Wówczas zgodziłbym się ,że font jest programowaniem, nawet jeżeli istnieje możliwość wytworzenia takiego kodu na podstawie danych wygenerowanych "myszką".

W sumie to się już sam zapętlam... a co z programowaniem graficznym?

Np w niektórych sterownikach PLC ?? Choć dla mnie to bardziej klikanie i korzystanie z gotowych klocków.

Tam się tylko klika a program jest. Potrzebna jest naprawdę precyzyjna definicja.

Po co nam definicja programu komputerowego?

Zacznijmy od początku.

a) Mamy ochronę utworów.
b) Mamy dozwolony użytek osobisty.
c) Spośród wszystkich typów utworów, "programy komputerowe" są wyłączone z tego dozwolonego użytku.

W dzisiejszych czasach stworzenie uniwersalnej definicji programu komputerowego, która jednocześnie nie brzmi "wszystko co ma cokolwiek wspólnego z układami cyfrowymi" jest chyba niemożliwe. Nie będę podawał kolejnych przykładów na niejednoznaczności, każdy widzi, że jest z tym wielki problem.

Ale nam nie jest potrzebna definicja uniwersalna. My tylko musimy wiedzieć, CO jest wyłączone z dozwolonego użytku osobistego. Alternatywą wobec tego problemu jest:
- zlikwidowanie w całości dozwolonego użytku osobistego (bardzo niepraktyczne)
- zlikwidowanie wyłączenia "programów komputerowych" (to też niezbyt nam odpowiada).

Ustawodawca pisząc "programy komputerowe" miał jakiś cel na myśli. Jemu przecież nie chodziło o to, żeby w zależności czy coś ma dodatkowe kilkanaście instrukcji kodu asemblera inaczej to traktować. Podobnie zapewne nie obchodzi go czy format "blue-ray" przy zapisie filmów używa IF-ów, w przeciwieństwie do np. avi.

Dlatego - spróbujmy stworzyć definicję, a w najgorszym razie po prostu katalog tego co jest a co nie jest programem na potrzeby wyłączenia z dozwolonego użytku osobistego.

Przy czym ja skłaniam się ku temu, że skoro to "programy" są wyjątkiem od reguły(dozwolonego użytku), to tam gdzie są spore wątpliwości czy coś jest programem, uznawać że to tym wyjątkiem nie jest.

Wewnątrz plików .fon

Wziąłem sobie na oko przykładowy plik vgaoem.fon (z Windows 2000), zmieniłem rozszerzenie na .exe i wrzuciłem na bardzo fajne narzędzie Turbo Dump (tdump.exe - dostępne legalnie w pakiecie programistycznym Turbo Delphi firmy Borland - pakiet darmowy, również do zastosowań komercyjnych). Narzędzie wyświetla różne techniczne informacje nt. plików wykonywalnych. Z wydruku można odczytać, że:

1) plik vgaoem.fon to nawet nie jest program, tylko biblioteka DLL (dla nie-programistów: biblioteka DLL jest tylko zbiorem różnych funkcji używanych przez aplikacje i zbiorem różnych zasobów - ang. resources - takich jak obrazki, plansze dialogowe, ikonki, itp. - sama w sobie nie jest aplikacją)

2) biblioteka ta jest w starym formacie 16-bitowym (NE - New Executable) dla Windows 3.1+ (obecnie używane formaty plików exe/dll to 32-bitowy i 64-bitowy PE - Portable Executable)

3) tak jak w każdym pliku typu NE lub PE, na samym początku pliku dla kompatybilności z DOS znajduje się króciutki program, wyświetlający jedynie informację "This program cannot be run in DOS mode." - informacja jest na wypadek, gdyby ktoś usiłował uruchamiać ten plik pod czystym DOS-em (czasami napis jest nieco inny). Gdy wczytamy to na jakiś deasembler lub DOS-owy debugger (np. Turbo Debugger - również darmowy), to zobaczymy, że program ten posiada dokładnie 7 instrukcji procesora (asembler) i zajmuje 14 bajtów pamięci + napis

4) biblioteka ta nie posiada żadnego segmentu z kodem wykonywalnym ani z danymi, posiada jedynie zasoby w postaci czcionki i informacji o jej wersji - czyli po ludzku mówiąc, oprócz czcionki w bibliotece nie ma dokładnie nic

I pytanie: czy przez te 14 bajtów kodu dla DOS-a należy całość traktować jak program i wyłączyć spod dozwolonego użytku? Czy też chcąc się podzielić czcionką ze znajomymi należy nadpisać te 14 bajtów zerami? Czy nadpisanie tych bajtów zerami nie będzie niedozwoloną modyfikacją programu? ;-] Chyba dość szczególny i skrajny przykład na niedostosowanie prawa do rzeczywistości...

Turbo Dump Version 6.0.0.0 Copyright (c) 1988-2002 Borland Software Corporation
Display of File vgaoem.exe

Old Executable Header

["This program cannot be run in DOS mode."]

New Executable header

Operating system Windows
Program Flags
Module type : Dynamic link Library (DLL)
Expected Windows Version 3.10
Segment Table Offset: 00C0h Length: 0000h [rozmiar zerowy]
Resource Table Offset: 00C0h Length: 0048h [czcionka + info o wersji]
Resident Names Table Offset: 0108h Length: 000Ch [zawiera tylko nazwe 'OEMFONTS']
Module Reference Table Offset: 0114h Length: 0000h [rozmiar zerowy]
Imported Names Table Offset: 0114h Length: 0000h [rozmiar zerowy]
Entry Table Offset: 0114h Length: 0002h
Nonresident Names Table Offset: 0116h Length: 0026h [zawiera tylko opis 'FONTRES 100,96,96 : Terminal (VGA)']

Kij w mrowisko czyli cieszę się :) czyli pomysł na buisiness

Cieszę się, że udało mi się kij w mrowisko wetknąć. Rzeczywiście producenci filmów powinni nas ozłocić: trzeba opracować kodek, który na początku filmu będzie dodawał te 14 bajtów (i ignorował je przy odtwarzaniu) i zapisywać filmy jako pliki z rozszerzeniem exe. Tym sposobem wyłączy się wszelkie dozwolone użytki i będzie można złapać stada nowych "piratów" a kasa popłynie szerszym strumieniem. Vagla: opatentuj szybko ten pomysł w USA, a my tu sobie szybciutko kodeka oprogramujemy (żeby załapać się na europejskie prawa autorskie) :) i jeszcze trzeba jakąś ładna nazwę wymyślic i zastrzec jako znak towarowy :)))

1. "Font resources are added

1. "Font resources are added to .EXE files that are renamed to be .FON files. These files are libraries as opposed to applications." - Czy wlasciciel czcionki oglaszajacy, ze nie jest ona programem nie zamyka sobie drogi do roszczen dot. naruszenia praw autorskich i pokrewnych co do oprogramowania jezeli nawet jezeli udowodni przed sadem, ze oswiadczenia pod wplywem bledu?

2. Teraz po linuksowemu: nadanie plikowi z rozszerzeniem .fon uwazanego za plik-ale-nie-program rozszerzenia .exe nie czyni z niego pliku wykonywalnego (nie zmienia jego struktury pliku-nie-programu) zatem nie czyni z niego programu czymkolwiek "program" jest.

Spieszę donieść o co

Spieszę donieść o co najmniej jednym legalnym zastosowaniu Torrenta - używam go powszechnie podczas szkoleń do dystrybucji dużych plików (obrazy VMWare, instalki). Opłaca się nawet przy 2-3 stacjach studenckich, przy 10 idzie jak burza.

--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/

Inny przykład

Inny przykład, to dystrybucja moich "reportaży" - na the Pirate Bay, za moją zgodą, seedowane są torrenty do tych plików, z których dystrybucją miał kłopot nawet Google Video: Reportaż z XXIII Spotkań PTI w Wiśle, Myliłem się - "reportaż sejmowy" trafił na pierwsze miejsce
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Ja spotkałem się z

Ja spotkałem się z przypadkiem użycia BT do dystrybucji materiałów video w sieci rozproszonej, na potrzeby emisji filmów w sieci kin. (jeden komputer udostępniał playlistę zajawek filmów, a pozostałe komputery pobierały od siebie właściwe zajawki i je wyświetlały na podłączonych monitorach)

Subtelności

A ja się będę upierał, że to jest objaw ewolucji w dobrym kierunku. Zwłaszcza jeżeli porównamy taką wypowiedź np. z doniesieniami o "psie do wykrywania nielegalnych płyt".

Aktualizacje do World of

Aktualizacje do World of Warcraft też są dystrybuowane przez torrenta.

można też udostępniać

można też udostępniać chronione prawem autorskim utwory innym (osobom trzecim), byle w "kręgu osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego

Zastanawia mnie interpretacja ostatniej opcji czyli stosunek towarzyski. Czy jeśli ktoś na czacie zamienił z kimś parę linijek to nie znaczy to przypadkiem, ze jest to związek o charakterze towarzyskim....? Idąc dalej można by się zastanowić jaka jest definicja takiego związku. A jeśli np. kogoś łączy wspólne zainteresowanie jakąś muzyką... to można by to podciągnąć pod związek towarzyski. Elementem pośredniczącym może być wszakże wyszukiwarka, ale jeśli przełożyć to na życie to agencja matrymonialna także jest wyszukiwarką... A co jeśli spotkana para nie zamieni ze sobą ani słowa (hipotetycznie), a wymienią się płytami (bo takie kryteria wymienili w agencji) ? Wtedy agencja jest nielegalną siecią p2p, a spotkana para niebezpiecznymi przestępcami, którzy mogą po jakimś czasie wymienić się (o zgrozo!! ;)) całą płytoteką ;] Hipotetyzując dalej można by przyjąć, że każda forma kontaktu od telefonu, VoIP, komunikatorów itd. do zwykłej gazety ogłoszeniowej może być przyrównana do sieci p2p. Może za mocno się rozpędziłem, ale z miła chęcią poznam Twoją opinie VaGla na ten temat.

stosunek towarzyski

Moim zdaniem w stosunku towarzyskim pozostają te dwie (lub więcej) osoby, które wyraziły chęć pozostawania w stosunku towarzyskim (odkrywcze). Innymi słowy, jeżeli Ty i ja wymienimy się danymi chronionymi prawem autorskim, to wszystko jest w porządku tak długo jak długo będziemy twierdzić, że pozostajemy w stosunku towarzyskim. No bo jak inaczej możemy wykazać (przed sądem) że pozostajemy w stosunku towarzyskim?

A ciekawi mnie, co będzie,

A ciekawi mnie, co będzie, jeśli będę słuchał (legalnie nabytej) muzyki tak głośno, że będą słyszeć wszyscy przechodnie na ulicy i pół klatki schodowej?

Rozpowszechniłem?

uprzejme zapytanie

Szanowny Panie Redaktorze,

pozwalam sobie na krótkie pytanie, nie związane bezpośrednio z tematyką artykułu, ale nie bardzo mam pomysł na innego adresata niż Pan.

Czy jako wykładowca akdemicki mogę legalnie zeskanowć potrzebną na zajęciach dydaktycznych książkę (książki) i wysłać ją (je) na adres e-mailowy studentów?
Jeśli nie mogę całej książki, czy ewentualnie artykuł jest dopuszczalny?
Zaznaczam - o ile ma to jakieś znaczenie - że jest to e-mail, do którego mają dostęp wszyscy studenci danego roku.

Do tej pory kserowałem potrzebne studentom artykuły i zostawiałem je w teczce w czytelni. Jednak, chcąc "usprawnić" udostępnianie trudno dostępnych materiałow, zastanawiam sie nad formą, o której wspomniałem w pytaniu, tylko nie jestem pewien co do legalności tej metody.

Z góry uprzejmie dziękuję za pomoc.

Owszem

Jeśli mnie pamięć nie myli, to cele dydaktyczne mieszczą się w granicach dozwolonego użytku, więc książkę raczej można powielić dla swoich uczniów/studentów, natomiast jeśli jest do niej dołączona płyta z materiałami, to dane z tej płyty (oczywiście jeśli ktoś wie jak je wydobyć), czyli np. obrazy, dźwięki i tekst można udostępnić na tej samej zasadzie, natomiast program który je udostępnia już niekoniecznie. Nieraz spotykam się z prezentacjami w postaci plików html umieszczonych na (prze)nośniku - tutaj o interpretację jednoznaczną będzie trudno, więc nie ryzykowałbym :)

Pozdrawiam
batwing

Może we Włoszech tak jest...

Może we Włoszech tak jest, ale w Polsce to nie wiem, który artykuł ustawy o prawie autorskim zezwalałby na takie rozpowszechnianie utworów. Wiem, że być może twórcy tych książek i artykułów to naukowcy z krwi i pomysłów na ulepszenie świata, więc może im nie zależeć na tym, że ktoś rozpowszechnia ich utwór bez pytania o zgodę i wynagrodzenia. Ale nie należy zapominać o prawach wydawców, a Ci mogą już działać na rynkowych zasadach, więc pieniążki mają dla nich większe znaczenie. Zresztą, gdyby udostępnianie dla celów dydaktycznych było dozwolone, to zapewne już od jakiegoś czasu wszystkie te materiały były by dostępne w bibliotekach cyfrowych albo na jakimś google scholar. Poza tym idąc tym tropem, że udostępnianie w celach dydaktycznych jest dozwolone, to sytauacje takie jak ta nie miałyby miejsca. A zresztą posuwając się jeszcze dalej, to przecież filmoznawstwo, czy muzykologia też są dziedziną nauki, więc dlaczego udostępnianie filmów i muzyki jest niezgodne z prawem (a udostępniać można też np. z myślą o osobach niepełnosprawnych, które ze względu na swoją niepełnosprawność mogą nie być w stanie iść do kina bez uszczerbku dla swojego zdrowia).

Kontynuując mój przydługi wywód, to nie wiem za bardzo, czym różni się udostępnianie czegoś via torrent, czy youtube od wysyłania na "grupowy mail". W końcu hasło jest powszechnie znane. Oprócz studentów danej grupy znają je zapewne studenci całego roku (o ile mają wspólne zajęcia). Znają je też zapewne studenci młodszych lat studiów (przecież jest to doskonałe źródło informacji o tym, co może czekać ich w nieodległej przyszłości). Mogą znać je również studenci ze starszych lat studiów (a bo mieli jakieś zaległości albo zostawili dane konto pocztowe "młodym" w spadku). No i mogą znać je też osoby w ogóle nie związane z danym kierunkiem studiów (nie można wykluczyć sytuacji w stylu telefonu "Słuchaj, net mi padł, a wykładowca właśnie miał wrzucić na naszego grupowego maila wyniki kolokwium. Bardzo się stresuję, mógłbyś mi to sprawdzić? Hasło to ..."). BTW z własnych doświadczeń wiem, że takie grupowe konta mailowe to nienajlepszy pomysł, gdyż prędzej czy później znajdzie się ktoś, kto tak skonfiguruje klienta poczty, że wszystkie maile ze skrzynki po prostu znikną. A odkręcanie przy tak dużej grupie potencjalnych winnych może być trudne.

Na pocieszenie powiem jeszcze tylko, że takie wysyłanie materiałów na grupowy mail "usprawni proces" mniej więcej o tyle, że grupa nie będzie musiała wysyłać jakiegoś swojego reprezentanta do czytelni celem zrobienia zdjęć materiałów i rozesłania ich wszystkim. W końcu "młodzi ludzie mają zero szacunku dla praw autorskich".

Pozdrawiam!

Pytanie

"Inna sprawa, że samo ściąganie plików z internetu nie jest łamaniem prawa. Nielegalne jest dopiero udostępnianie ich osobom trzecim, a taka jest zasada działania słynnych programów eMule czy BitTorrent".

Tak dla przypomnienia:

USTAWA
o prawie autorskim i prawach pokrewnych1
Art. 117.

1. Kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom w celu rozpowszechnienia
utrwala lub zwielokrotnia cudzy utwór w wersji oryginalnej lub w postaci opracowania,
artystyczne wykonanie, fonogram, wideogram lub nadanie,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności
do lat 2.

Pytanie moje brzmi następująco:
Czy w polskim prawie termin "udostępnianie" jest zawarty w terminie "rozpowszechnianie"? W ustawie takiego sformułowania nie znalazłem, ale mogłem coś przeoczyć.

I tak jest nieźle

Pani rzecznik użyła skrótu myślowego, co oczywiście jest zwykle niezręczne gdy mowa o prawie, ale w tym kontekście, moim zdaniem, całkiem trafnego

Kiedy następuje rozpowszechnienie?

Użyto w materiale sformułowania, że rozpowszechnianie następuje w przypadku użycia np. klienta Bittorrent. Mnie ciekawi, czy sytuacja, gdy pozwolę ściagnąć od siebie 99% pliku, a pozostałe 1% ktoś ściągnie sobie z innego źródła, oznacza, że plik rozpowszechniłem? Dla utrudnienia powiedzmy, że te 99% nie wystarcza do "skorzystania" z "rozpowszechnianego" pliku (bo jest to zahasłowane i skompresowane archiwum). No i policja łapie mnie na tym procederze - czy nastąpiło stworzenie nielegalnej kopii czy też nie? Czy złamane zostało prawo autorskie, czy też nie?

A ja zawsze zastanawiałem

A ja zawsze zastanawiałem się, co to znaczy "osoba trzecia". Gdzie jest w takim razie "osoba druga"? Przecież jeżeli "osoba trzecia" oznacza w mowie potocznej "ktoś inny", to chodzi o "osobę drugą", a nie "trzecią".

osoba trzecia :)

osoba pierwsza to autor, osoba druga - nabywca, osoba trzecia to ten, komu nabywca nielegalnie albo i legalnie daje skopiować utwór

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>