Włochy na drodze do cyberkultury: znowelizowano prawo autorskie...
...i nie wiadomo co z tego wyniknie. W grudniu zeszłego roku znowelizowano włoską ustawę rozszerzając zakres dozwolonego użytku (licencji ustawowej) w celu zwiększenia dostępności do dóbr kultury. Wcześniej art. 70 tamtejszej ustawy przewidywał prawo cytatu - podobnie do naszego odpowiednika (art. 29 polskiej ustawy), a więc można było przywołać fragment chronionego prawem autorskim utworu w zakresie analizy krytycznej (uproszczając - w zakresie potrzebnym do komentowania), chociaż i u nas są przepisy dedykowane celom dydaktycznym i naukowym. W wyniku nowelizacji dodano we Włoszech paragraf w art. 70, który dopuszcza publikację utworu, o ile jest to utwór muzyczny lub graficzny, jakość tego utworu (?) jest zmniejszona (wł.: "a bassa risoluzione o degradate"), a zakres takiej publikacji ogranicza się do wykorzystania naukowego lub edukacyjnego. Dodatkowym warunkiem jest to, by wykorzystanie utworu nie było związane z uzyskaniem korzyści. Nowelizacja miała na celu umożliwienie cyrkulacji chronionych utworów w takich publikacjach internetowych jak wolne encyklopedie czy blogi.
O nowelizacji można przeczytać w dwóch tekstach serwisu la Repubblica.it: Copyright su internet, quel comma che ha fatto infuriare la blogosfera i Quel comma della legge italiana che "libera" gli mp3 su internet. Inne źródła, które odnoszą się do tych publikacji, to Slashdot i tekst Italian Parliament To Mistakenly Legalize MP3 P2P (warto czytać z komentarzami czytelników) czy tekst opublikowany w Ars Technica: Whoops—Italy inadvertently legalizes some P2P music.
Niektórzy twierdzą, że włoskim prawodawcom przydarzyła się legislacyjna pomyłka. Wiadomo, że proces legislacyjny tej poprawki praktycznie został zakończony (31 stycznia, gdy la Repubblica.it publikowała swoje komentarze, nowelizacja czekała jedynie na opublikowanie jej w dzienniku urzędowym). Być może istotnie prawodawca nie wziął pod uwagę tego, że dzięki nowej ustawie zgodne z włoskim prawodawstwem będzie publikowanie utworów np. w sieciach p2p - o ile dla celów naukowych czy edukacyjnych (np. dla potrzeb studentów) i o ile nie będzie związane z uzyskaniem korzyści majątkowych.
Polskie IDG w tekście Włosi zalegalizowali piractwo - przez pomyłkę publikuje fragment tłumaczenia wypowiedzi prawnika Adrea Monti'ego, który brał wcześniej udział w pracach podkomisji ministerialnej (parte dei gruppi di lavoro, presso il Ministero dei Beni Culturali), pracującej nad tymi przepisami:
...w nowym przepisie mówi się o multimediach "niższej jakości". Tymczasem większość użytkowników komputerów wie, że zarówno pliki MP3, jak i obrazy JPEG są skompresowane stratnie - część informacji oryginału bezpowrotnie w nich utracono. Oznacza to, że idealnie pasują do definicji...
I tu jest problem. Zachęcam do przyjrzenia się tekstowi Bitrate w dyskusji o prawie autorskim, który opublikowałem rok temu w niniejszym serwisie... Zmniejszenie "jakości" to nic innego jak opracowanie utworu. Problemów jest jednak więcej, bo nikt jakoś nie analizuje sytuacji, w której sam twórca publikuje w Sieci swoje utwory w wersji skompresowanej (zarówno jeśli chodzi o JPEG czy MP3) - dziś aparaty fotograficzne i cyfrowe kamery wideo utrwalają obserwowaną przez obiektyw rzeczywistość w skompresowanych formatach, cyfrowe dyktafony nagrywają w formacie MP3, ale to nie jest jedyna możliwość, bo przecież twórca mając do dyspozycji narzędzia obróbki grafiki czy dźwięku może publikować wyłącznie w "gorszej" jakości. Stąd pytanie o degradację jakości - chodzi o jakość "gorszą" w stosunku do czego? Gorszą w stosunku do oryginału? Czym jest oryginał w cyfrowym świecie?
Widać, że w zderzeniu z realiami języka opisującego korzystanie z "nowych technologii komunikacyjnych" wymyśla się dziwne konstrukcje, chociaż istnieją określenia, którymi można by się posłużyć. Posłużenie się jednak istniejącymi instytucjami wprost musiałoby zaalarmować oponentów danej regulacji. Przypomina mi to nieco prace w polskim Parlamencie, gdy posłowie (wraz z "ekspertami z różnych opcji") czasem proponują i przyjmują bardzo dziwne konstrukcje prawne, a wszystko po to, by wydawało się, że nie chodzi o to, o co chodzi, albo właśnie by "przełamać" tradycyjne myślenie o jakiejś instytucji. To - w moim odczuciu - przejaw słabości doktrynalnej (trochę jak "mieć ciastko i zjeść ciastko" a jakoś niewielu chce - wobec histerii antypirackiej - postawić "kropkę nad i").
Branża muzyczna i filmowa robi - na razie - dobrą minę i twierdzi, że nic się nie stało. Twierdzi ustami przedstawicieli Fimi (Federazione dell'industria musicale italiana), że nowe przepisy będą dotyczyły tylko takich serwisów internetowych, które oficjalnie zajmują się edukacją, w szczególności serwisów uczelni czy innych ośrodków akademickich. Od razu pojawiają się głosy, które zauważają, iż włoska konstytucja pozwala każdemu obywatelowi prowadzić działalność edukacyjną.
Warto pamiętać, że w dzisiejszych czasach krajowy prawodawca nie jest w stanie swobodnie kształtować porządku prawnego na swoim terenie, gdyż związany jest często przepisami dyrektyw unijnych, traktatów i umów międzynarodowych, np. kraje związane są postanowieniami traktatów WIPO i innych jeszcze...
Warto też pamiętać, że analiza zagranicznych nowelizacji opierająca się wyłącznie na dziennikarskich tłumaczeniach dziennikarskich tekstów nie doprowadzi nas do niczego konstruktywnego. Prawo to system. U nas np. w zakresie dozwolonego użytku trzeba brać pod uwagę enigmatyczny przepis art. 35 ustawy: "Dozwolony użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub godzić w słuszne interesy twórcy". Pytanie zatem w jakim otoczeniu znalazły się znowelizowane przepisy włoskiej ustawy?
Zacytujmy fragment polskiej ustawy:
Art. 29.
1. Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.2. Wolno w celach dydaktycznych i naukowych zamieszczać rozpowszechnione drobne utwory lub fragmenty większych utworów w podręcznikach i wypisach.
21. Wolno w celach dydaktycznych i naukowych zamieszczać rozpowszechnione drobne utwory lub fragmenty większych utworów w antologiach.
3. W przypadkach, o których mowa w ust. 2 i 21, twórcy przysługuje prawo do wynagrodzenia.
(...)
Art. 31.
Wolno nieodpłatnie wykonywać publicznie rozpowszechnione utwory podczas ceremonii religijnych, imprez szkolnych i akademickich lub oficjalnych uroczystości państwowych, jeżeli nie łączy się z tym osiąganie pośrednio lub bezpośrednio korzyści majątkowych i artyści wykonawcy nie otrzymują wynagrodzenia, z wyłączeniem imprez reklamowych, promocyjnych lub wyborczych.
Pytanie, co oznacza w Polsce "cel dydaktyczny czy naukowy" i czy każdy (nie tylko instytucje takie jak szkoły, wyższe uczelnie, etc.) mogą korzystać z tej licencji ustawowej?
Dodany w art. 70 włoskiej ustawy ustęp (paragraf) 1-bis:
E' consentita la libera pubblicazione attraverso la rete internet, a titolo gratuito, di immagini e musiche a bassa risoluzione o degradate, per uso didattico o scientifico e solo nel caso in cui tale utilizzo non sia a scopo di lucro.
Ciekawe, że wymienia się tu "internet", chociaż nie wiemy czym "internet" jest. Dobrze by było, aby "internetu" w ustawach nie definiowano. Internet się zmienia i dziś jest czymś innym niż 5, 10 lat temu. Jewst czymś innym niż będzie za 5, 10 lat.
No cóż. Odnotowałem. Podobne doniesienia gromadzę w dziale prawo autorskie niniejszego serwisu.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Bitrate a opracowanie
Zmniejszenie "jakości" to nic innego jak opracowanie utworu.
Ale dlaczego? Czy przy takim zabiegu o charakterze czysto technicznym możemy przyjąć, że jego rezultat ma "twórczy" charakter? To chyba prędzej zwielokrotnianie...?
Widać autor jest nastawiony
Widać autor jest nastawiony na maksymalne rozszerzenie praw autorskich! Co wkracza zarówno w jego, a co gorsza w naszą wolność! Po pierwsze nowy zapis jest bardzo pozytywny, gdyż udostępnia szerszej widowni dzieła (muzyka, filmy...) w celach edukacyjnych! Poza tym niesie to wiele innych korzyści nawet dla producentów (tych którzy wydają pieniądze), ponieważ jak ww. "Wolno w celach dydaktycznych i naukowych zamieszczać rozpowszechnione drobne utwory lub fragmenty większych utworów w podręcznikach i wypisach." etc. poprzez co dany materiał nie dość, że ma reklamę, to za udostępniony fragment może jeszcze otrzymać pieniądze "W przypadkach, o których mowa w ust. 2 i 21, twórcy przysługuje prawo do wynagrodzenia". Nie zezwolono na udostępnianie całego materiału, chyba że są to utwory drobne. W sieciach p2p przesyła się głównie całe utwory! Prosty przykład: znaleźliśmy w podręczniku zdjęcie z filmu, załóżmy że do podręcznika jest dodana płyta z fragmentem tego filmu i okazuje się,że ten fragment jest cudny i chcemy obejrzeć całość, już w dobrej jakości więc idziemy do sklepu lub kina gdzie za to płacimy normalną cenę. A gdyby nie dodano zapisu? Nie znajdziemy nawet fragmentu, który byłby udostępniony zgodnie z prawem, gdyż prawa autorskie wyraźnie temu zabraniają. Jeśli jednak wydawca jest uparty i chce to zamieścić musi odnaleźć właściciela praw (co jest b. trudne gdyż nie ma ani spisu utworów, ani tym bardziej posiadaczy do nich praw), owy wydawca więc jest skazany na poszukiwania osób jedynie znanych z nazwisk na końcu filmu, po znalezieniu, załóżmy operatora filmu, dopiero rozpoczynamy poszukiwania, otóż operator może przekazać nam namiary na producenta, producent może nas odesłać do dyrekcji studia które wyprodukowało film, następnie okaże się, że bez zgody jeszcze reżysera, scenarzysty i dialogowca nici z pokazania fragmentu filmu na płycie dołączonej do podręcznika. Co gorsza kiedy jest kilku producentów, etc.
Powinniśmy zacząć dostrzegać, iż prawa autorskie stały się absurdalne i przeczące swojej pierwotnej misji ochrony twórców i szerszemu udostępnieniu dóbr kultury! Polecam: wolnakultura.info