Zarys problematyki prawnej przetłumaczonych list dialogowych, pobranych z wyspecjalizowanych serwisów internetowych

Zachęcam do lektury artykułu nadesłanego przez p. Huberta Szymańskiego, zatytułowanego "Zarys problematyki prawnej przetłumaczonych list dialogowych, pobranych z wyspecjalizowanych serwisów internetowych". Autor artykułu ukończył studia stacjonarne na kierunku – prawo na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego w Łodzi.

Zarys problematyki prawnej przetłumaczonych list dialogowych, pobranych z wyspecjalizowanych serwisów internetowych
Hubert Szymański

Dziewiątego grudnia ubiegłego roku polskie portale internetowe obiegła wiadomość[1], że dyrektor artystyczny jednej z firm dystrybuujących filmy zażądał od administratorów dwóch najczęściej odwiedzanych tego typu serwisów w polskim Internecie zaprzestania działalności, polegającej na możliwości nieodpłatnego zamieszczenia, poszukiwania oraz pobierania ze swych witryn plików zawierających tłumaczenia list dialogowych do dziesiątek tysięcy filmów fabularnych i animowanych; swój dezyderat poparł groźbą dochodzenia swych praw w drodze wszczęcia postępowania sądowego. Jeden z owych serwisów przestał funkcjonować, zasoby drugiego nadal są dostępne. Dyskutanci na forach internetowych byli zgodni: przepisy prawa nie zostały naruszone przez operatorów wzmiankowanych serwisów, dystrybutor żywi nieuzasadnione pretensje, zawsze istnieje możliwość korzystania z zawartości zagranicznych serwisów inkryminowanego typu. Analiza postanowień przepisów Ustawy z 4 II 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych[2] (zwana dalej: Ustawą) winna zburzyć to poczucie – używając eufemizmu – wielce dowolnego obchodzenia się z dobrami podlegającymi ochronie prawnej.

Wywód niniejszy należy rozpocząć od wyjaśnienia, w jaki sposób za pomocą Internetu mogła rozpocząć się wymiana plików w tym filmowych, o największej objętości, pomiędzy jego użytkownikami. Kilka lat temu inżynierowie największej na świecie firmy informatycznej wygenerowali program komputerowy, służący do – mówiąc w uproszczeniu – kodowania i dekodowania strumienia informacji zapisanych w postaci bitów a tworzących pliki wideo; stworzyli tym samym standard kompresji filmów MPG4. W niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach tajniki kodu źródłowego tego programu przedostały się z sal projektowych w ręce informatyków amatorów[3]. Dokonawszy modyfikacji w kodzie źródłowym uzyskanego programu, upowszechniono nowy format tego standardu – DivX, rozpoczęto dystrybucję on-line oprogramowania w postaci tzw. odtwarzaczy multimedialnych wykorzystujących ową normę, zaś będących oprogramowaniem typu shareware – oznacza to, że użytkownik pobrawszy z witryny internetowej taki program a następnie zainstalowawszy go na twardym dysku swego komputera, może korzystać z niego bezpłatnie przez dany okres (najczęściej miesiąc) po czym – jeżeli dalej chce go używać - obowiązany jest uiścić określoną, zazwyczaj niewygórowaną kwotę pieniężną zwykle w postaci przelewu osobie firmującej taką formę działalności swoim nazwiskiem bądź adresem e-mail.

Obecnie ów „standard” jest na tyle rozpowszechniony, że tego typu oprogramowanie oferowane jest nieodpłatnie – jako freeware. DivX stał się podstawowym, obowiązującym obecnie formatem plików wideo; początkowo miał służyć właścicielom komputerów, którzy chcieli oglądać filmy zapisane w postaci plików typu *.avi na płytach CD-R, czyli nagrywalnych płytach kompaktowych. Światowe wytwórnie sprzętu RTV oferują stacjonarne odtwarzacze płyt CD i DVD wykorzystujące tą formę odczytu zapisu. W 1999 r. rewolucję w sposobie przepływu informacji zaprowadziło stworzenie internetowych sieci wymiany plików peer-to-peer, które to wprowadziły nowy model komunikacji sieciowej, gwarantujący uczestnikom takie same prawa.

Pierwsze z nich jak legendarny już Napster, umożliwiały li tylko wymianę między użytkownikami plików muzycznych zapisanych w formacie kompresji mp3[4]. Najpopularniejsze obecnie to: eMule, DirectConnect, Torrent. Jak jest ich zasada działania? Każdy z uczestniczących w tym typie komunikacji komputerów stanowi „węzeł sieci” [5], który pełni rolę i serwera (to komputer, na którego twardym dysku dokonano instalacji oprogramowania, które umożliwia korzystanie z danych) i klienta (czyli użytkownika pragnącego użytkować zgromadzone i w sieci i przez innych użytkowników zasoby), co znaczy że inne osoby trzecie mogą korzystać ze zgromadzonych przez użytkownika danych, jak i on sam może korzystać z ich zasobów. Otóż użytkownik komputera chcący pobrać określone treści zapisane na twardych dyskach komputerów innych użytkowników, musi zainstalować na swoim komputerze oprogramowanie zawierające moduł FTP (file transmission protocol – protokół wymiany plików) to znaczy program komputerowym służącym do obsługi usługi, w tym przypadku żądania pobrania wyszukanego w zawartości twardych dysków komputerowych innych uczestników takowej sieci pliku określonej kategorii np. zdjęcia czy programu komputerowego. Samo pobieranie takiego pliku określane jest jako downloading, moim zdaniem nie do końca ściśle zostało ujęte w literaturze. Stwierdzono[6], że ten proces to czynność dokonywana „z reguły przez odbiorcę, konsumenta czy inną osobę biernie korzystającą z treści”. Wymienione podmioty, chcąc uzyskać potrzebne im treści muszą uruchomić program typu P2P, wybrać żądaną kategorię, wpisać część albo całość nazwy. Na ekranie wyświetlają się wtedy wyniki wyszukiwania określonej treści na dyskach twardych współużytkowników danej sieci, wskazujące na ilu komputerach dany plik się znajduje, ile razy go pobrano, czy pobieranie kończy się w całości, czy plik nie jest uszkodzony.

Downloading sensu stricto to przesyłanie pliku łączami internetowymi z jednego serwera na drugi. Pisze się także o uploadingu, jako o „aktywnym wprowadzaniu treści do sieci np. w pamięć serwera przez autora lub inną osobę uprawnioną”[7]. Według mnie, należy taką definicję doprecyzować. Prywatny użytkownik Internetu dysponuje łączem internetowym o określonym limicie przesyłu danych liczonym w kilobitach na sekundę – kbps. Chcąc wymieniać się plikami z innymi internautami w sieci P2P musi określić tzw. limit albo ratio: wskazuje w ten sposób jaka część transferu plików przeznaczona jest na pobieranie ich z twardych dysków komputerów innych użytkowników (download) a jaka na pobieranie z twardego dysku jego komputera (upload). Oprogramowanie FTP – w uproszczeniu – automatycznie dokonuje selekcji zawartości dysku komputera, na którym takowy program zainstalowano, bez udziału użytkownika. Można oczywiście – tak jak stwierdzono – utworzyć na dysku folder, do którego wprowadzone treści będą mogły być li tylko pobierane przez innych użytkowników.

Film definiuje się zazwyczaj jako utwór audiowizualny, czyli „utwór (...) wyrażony za pomocą serii następujących po sobie obrazów, z dźwiękiem lub bez dźwięku, utrwalony na jakimkolwiek nośniku umożliwiającym wielokrotne odtwarzanie, wywołujący wrażenie ruchu”[8]. Obecnie ten nośnik to płyty CD i DVD. Oba te formaty są produkowane przy wykorzystaniu tej samej technologii zapisu. Informację koduje się pod postacią ścieżki mikroskopijnej wielkości zagłębień na powierzchni płyty, które powstają kiedy materiał wtryskuje się do formy. Strona dysku zawierająca zagłębienia pokrywana jest cienką warstwą aluminium; dysk CD dodatkowo lakieruje się. Kiedy płyta zostaje włożona do odtwarzacza płyt, wiązka światła laserowego zostaje skierowana poprzez warstwę ochronną do warstwy danych. tym Dysk wiruje w kieszeni odtwarzacza. Natężenie światła, które odbija się od jego powierzchni ulega zmianie w zależności od tego, czy wzdłuż ścieżki zawierającej dane są zagłębienia czy też takowe nie występują. Od zagłębienia odbiciu ulega znacznie mniej światła niż wówczas, gdy wiązka pada na płaską partię ścieżki. Fotodetektor oraz inne podzespoły elektroniczne odtwarzacza niejako „tłumaczą” te zmiany na zera i jedynki, w którym zapisano informacje. Zapisanym na płycie obrazom obcojęzycznym, towarzyszą zwykle napisy wyświetlane u dołu ekranu, będące tłumaczeniem dialogów; są umieszczone na płycie jako odrębne pliki, bądź są integralną częścią pliku wideo. Na płytach DVD o blisko siedmiokrotnie większej pojemności niż płyta CD (a w przypadku płyty double layer) niemal piętnastokrotnej umieszcza się opcjonalnie ścieżkę dźwiękową zawierającą listę dialogową czytaną przez lektora.

Cóż jednak począć w wypadku – załóżmy – np. gdy użytkownik zostaje obdarowany płytą zawierającą film, który nie miał nawet swej premiery kinowej w Polsce? Jeżeli zna dany język obcy w takim stopniu, aby korzystając w razie potrzeby ze słownika przetłumaczyć dialogi, bywa że tworzy plik tekstowy o rozszerzeniu *.txt, *.sub, *.srt, *.ssa, *.smi zawierający zsynchronizowane z akcją filmu polskojęzyczne wersje kwestii wypowiadanych przez aktorów, który odtworzony wraz z plikiem wideo pozwala w pełni odebrać dane dzieło. Takie funkcjonalne uprawnienie mieści się w ramach dozwolonego użytku osobistego, o którym traktuje przepis art. 23 ust. 1 Ustawy: „Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego”. Przepis ten stanowi „wyraz realizmu ustawodawcy, który nie chce tworzyć prawa martwego (...) Zagwarantowanie szerokiego i szybkiego dostępu ogółu do dóbr kultury nie może jednak odbywać się kosztem twórców, stąd przepisy te powinny doprowadzić do uzyskania równowagi między indywidualnymi interesami podmiotów uprawnionych z tytułu praw autorskich a interesami społecznymi”. Przepis ust. 2 tegoż artykułu zawiera sformułowanie: „Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego”. Oznacza to tyle, że można bez przeszkód udostępniać płytę z filmem i plik z przetłumaczoną listą dialogową członkom rodziny a także osobom, z którymi przez pewien okres (powstaje pytanie na ile długi? Warto chyba zastosować tu po prostu kryterium zdroworozsądkowe) utrzymujemy, podtrzymujemy więzy towarzyskie.

Czy można taki plik zawierający przetłumaczoną listę dialogową, bądź takowy plik skopiowany z zawartości dysku zawierającego film czy takowy plik uzyskany metodą ekstrakcji z pliku wideo udostępnić na swej stronie WWW czy też umożliwić jego pobranie w ramach wymiany peer-to-peer [11]? W piśmiennictwie można znaleźć zdecydowaną odpowiedź: „Przez samo umieszczenie utworu w Internecie osobisty użytek jest już wykluczony” [12], z którą należy zgodzić się w zupełności. Wstawiając plik tego typu na prywatną stronę internetową czy też dopuszczając jego pobranie użytkownikom sieci wymiany plików, traci się (tutaj zwłaszcza: techniczną) możliwość kontrolowania, kto taki plik pobiera, nie można definitywnie określić, że będą to wyłącznie krewni i przyjaciele użytkownika-kinomana; narusza się tym samym prawa autorskie wcale nie jednego, a w zależności od sytuacji nawet kilku podmiotów. Zresztą przepis art. 35 Ustawy zawiera stwierdzenie, że „dozwolony użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub godzić w słuszne interesy twórcy”, co oznacza zarówno prawa osobiste jak i majątkowe.

Należy przedstawić pokrótce jakie podmioty mogą sobie rościć prawa do powstałego utworu audiowizualnego, jako całości i poszczególnych części składowych oraz opracowań, aby ukazać czyje interesy i wiązki uprawnień są naruszane, przez – zadawałoby się – tak mało wyrafinowany, wręcz banalny a przez to rzadko analizowany czyn, jakim jest wprowadzenie inkryminowanych „napisów” do sieci Internetu.

Film zaliczany jest do kategorii utworów współautorskich[13]. Wg przepisu art. 1 ust. 1 Ustawy utwór jest przedmiotem prawa autorskiego: każdym przejawem działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalonym w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Przepis art. 69 Ustawy jako współtwórców wymienia „osoby, które wniosły wkład twórczy w jego powstanie” w tym także twórcę scenariusza. W przepisie ust. 1 art. 70 ustawodawca zawarł domniemanie, że producent utworu audiowizualnego nabywa na mocy umowy o stworzenie utworu albo umowy o wykorzystanie już istniejącego utworu wyłączne prawa majątkowe do eksploatacji tych utworów w ramach utworu audiowizualnego jako całości”. Za producenta uznaje się podmiot, „który faktycznie organizuje proces produkcji filmu”[14]. Jeżeli dzieło jest zdatne do odrębnej eksploatacji, tak autor utworu, który powstał wcześniej i został zaadaptowany na rzecz filmu (np. utwór muzyczny będący klamrą spajającą przebieg wydarzeń), jak i utworu, który powstał specjalnie na taką okoliczność (w szczególności scenariusz) nie traci uprawnień co do dzieła włączonego jako odrębnego przedmiotu prawa autorskiego, jak również co do utworu audiowizualnego[15]. Nawet, jeżeli autorskie prawa majątkowe do utworu audiowizualnego zostają przyznane właśnie producentowi, nie musi to wcale oznaczać, że twórcy są pozbawieni należnych im uprawnień[16]. Nie zostają zatem unicestwione prawa co do poszczególnych elementów stworzonych na rzecz dzieła audiowizualnego czy chociaż jedynie w nim zawartych czy też wykorzystanych w wersji oryginalnej lub opracowania, jeśli tylko spełniają wymogi kwalifikujące je jako utwory[17]. Dobra osobiste można opisać w ten sposób, że są to wartości, jakie dla twórcy, autora prezentują warunki, sposób w jaki utwór odbierają adresaci. Nie są to wartości, które dla określonego twórcy osoby przedstawia jego osobowość, lecz wartości, jakie przedstawia dla niego przekaz utwór – publiczność i powstała tak relacja. Do ich naruszenia dochodzi nie wtedy, gdy zostaje zakłócony komfort psychiczny twórcy, ale kiedy naruszeniu ulega więź łącząca autora i dany utwór, więź, dotycząca sfery odbioru tego konkretnego dzieła przez publiczność[18].

Producent chcąc odzyskać zainwestowane w produkcję filmu środki, zawiera z dystrybutorami umowę o korzystanie z utworu zwaną licencją. Jest to umowa o charakterze zobowiązującym: producent czyli w tym wypadku licencjodawca może wysuwać wobec dystrybutora czyli licencjobiorcy żądanie zapłaty z tytułu korzystania z utworu, zaś dystrybutor może domagać się od licencjodawcy udostępniania w postaci nadającej się do eksploatacji na danym polu jego działalności[19]. To znaczy, że w przypadku zakupu licencji od producenta zagranicznego, wyłącznie dystrybutor posiada uprawnienie w zakresie eksploatacji filmu w polskiej wersji językowej na terytorium RP w okresie, kiedy trwa licencja. Skądinąd interesująco przedstawia się kwestia tłumaczenia listy dialogowej. Przepis ust. 1 art. 2 Ustawy mówi że, opracowanie cudzego utworu, w tym i tłumaczenie jest przedmiotem prawa autorskiego bez uszczerbku dla prawa do utworu pierwotnego. W przepisie art. 71 zawarto stwierdzenie, że „producent może bez zgody twórców utworu audiowizualnego dokonywać tłumaczeń na różne wersje językowe.” Jednakowoż ten przepis „nie reguluje zakresu uprawnień producenta utworu audiowizualnego w stosunku do utworu będącego jego opracowaniem. Producent ma wprawdzie prawo do tłumaczenia rozumianego jako pewna czynność podejmowana w stosunku do dzieła oryginalnego, natomiast art. 71 [Ustawy] nie daje mu prawa do rezultatu tej czynności (też, ale rozumianego tym razem jako odrębny utwór)”[20]. Jak wynika z orzecznictwa „(...) Istnieje ścisły związek prawa autorskiego do oryginału dzieła z prawem autorskim do tłumaczenia tego dzieła. Tłumaczenie bowiem, będąc odrębnym dobrem stworzonym przez tłumacza, jest równocześnie powieleniem wartości oryginału. Stąd też wykonywanie prawa do tłumaczenia, eksploatacja tego prawa, stanowi równocześnie pośrednią eksploatację oryginału, tj. i przysługującego do niego prawa twórcy oryginału. Uznać zatem należy, że tłumacz jest uprawniony nie tylko do decydowania o udostępnieniu dzieła w jego tłumaczeniu osobom trzecim, lecz również, że tłumacz jest uprawniony do domagania się respektowania postaci dzieła nadanej mu przez twórcę i zawartej w tłumaczeniu tego dzieła, czyli do domagania się respektowania integralności tłumaczenia tego dzieła”[21]. W odniesieniu do tłumaczeń, jako do wzmiankowanych ustawodawca nie przewidział kryteriów zdolności ochronnej odmiennych aniżeli dla pozostałych utworów. Nie ma zatem jakichkolwiek podstaw do zwolnienia owego zbioru wyników pracy intelektualnej od kryteriów, których wypełnienie pozwala ujęcie dany rezultat jako przedmiot prawa autorskiego czyli utwór. Pretendujące do rangi utworu tłumaczenie musi spełniać założenia opisane w przepisie ust. 1 art. 1. Z przepisu art. 1 ust. 1 Ustawy wynika wprost, że jest rzeczą niedopuszczalną uzależnianie akceptacji określonego dzieła za „utwór” od jego wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Jeżeli zatem dzieło jest „przejawem działalności twórczej o indywidualnym charakterze” i ustalono je w jakiejkolwiek bądź postaci, podlega ochronie o charakterze prawnoautorskim w oderwaniu od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Na prawnoautorski status utworu zatem nie ma wpływu jego wartość, zarówno wziąwszy pod uwagę kryterium walorów estetycznych, jak również cech użytkowych, gospodarczych, korzyści z wykorzystywania czy w końcu wartości poznawczych, poziomu wiedzy i zawodowstwa, bezbłędności merytorycznej, zaangażowania włożonego w stworzenie dzieła.

Ustawowa definicja utworu nakazuje przyjęcie takiego rodzaju wykładni, która przy studiowaniu indywidualnej istoty dzieła zezwala na uczynienie kryteriów oceny obiektywnymi. Oceniając więc indywidualny charakter dzieła, trzeba doszukiwać się w nim cech, które indywidualizują, wyróżniają utwór nie zaś detali indywidualizujących autora. Argument rozstrzygający, dla tego czy można przypisać utworowi charakter indywidualny, winna mieć tego rodzaju okoliczność, że wziąwszy pod uwagę jego właściwości, można go wyróżnić spośród innych dzieł określonego rodzaju. „Korzystanie” z tłumaczenia w sensie ustawowym będzie zachodziło, jeśli tłumacz przeniesie na zamawiającego tłumaczenie prawa autorskie bądź ustanowi na jego rzecz licencję na korzystanie z tłumaczenia [22].

Ten zarys kwestii prawnoautorskich i statusu utworu ma za zadanie choć w niewielkim stopniu przedstawić zależności interesów współtwórców, tłumacza producenta i dystrybutora filmu. Jeżeli plik z przetłumaczonymi „ze słuchu” listami dialogowymi do filmu, który w Polsce nie jest dystrybuowany, zostanie udostępniony szerszej aniżeli przewiduje to Ustawa rzeszy użytkowników na dwa wyżej opisane sposoby, będzie to stanowić wypełnienie ustawowych znamion czynu opisanych w przepisie art. 116 Ustawy, czyli rozpowszechniania bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom cudzego utworu w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, artystycznego wykonania, fonogramu, wideogramu lub nadania. Sprawca takiego przestępstwa podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. W wypadku skazania za czyn określony w tym artykule sąd może orzec przepadek przedmiotów służących do popełnienia przestępstwa (tu: komputera wraz z zapisanym na twardym dysku oprogramowaniem i monitorem) chociażby nie były własnością sprawcy (art. 121 ust. 2 Ustawy). Ściganie takiego przestępstwa następuje na wniosek pokrzywdzonego (art. 122). Zostają także naruszone w ten sposób prawa majątkowe producenta (planującego być może sprzedaż licencji dla dystrybutora, a rozpowszechnione poprzez działanie użytkownika „napisy” wraz – co stanowi przyczynek do odrębnego opracowania – ze „ściągniętym” z Internetu filmem, nie skłonią odbiorców do zakupu licencjonowanej płyty z filmem; dokonywa się w ten sposób wejście „w zakres cudzego prawa wyłącznego (monopolu eksploatacyjnego)”[23]. Zostają naruszone także prawa autorskie osobiste autora scenariusza, w szczególności prawo do nienaruszalności treści i formy utworu oraz jego rzetelnego wykorzystania (art. 16 p. 3 Ustawy). Przepis art. 116 znajdzie również zastosowanie w przypadku, jeżeli rozpowszechnione zostaną pliki tekstowe zawierające przetłumaczone listy dialogowe – jak to się żargonowo określa – „wyeksportowane z płyty”. Naruszone zostaną w takim przypadku prawa majątkowe dystrybutora i scenarzysty (ten pierwszy musi się liczyć ze spadkiem sprzedaży dysków z oferowanym przezeń obrazem czy też mniejszą liczbą; drugi zaś z obniżoną kwotą przysługującego mu „stosownego wynagrodzenia z tytułu reprodukowania utworu audiowizualnego na egzemplarzu przeznaczonym do własnego użytku osobistego”: art. 70 ust. 2 p. 4 Ustawy. Zostaną także naruszone osobiste prawa tłumacza, jeżeli stworzone przezeń opracowanie jest utworem w myśl przepisów Ustawy.

Zaryzykuję stwierdzenie, że działalność operatorów portali internetowych, na których owe pliki są zamieszczane, stanowi dokonanie pomocnictwa do przestępstwa opisanego w art. 116 Ustawy. Ustawa Kodeks Karny [24] z 6 VI 1997 r. w przepisie art. 18 § 3 mówi, że „odpowiada za pomocnictwo, kto w zamiarze, aby inna osoba dokonała czynu zabronionego, swoim zachowaniem ułatwia jego popełnienie, w szczególności dostarczając narzędzie, środek przewozu, udzielając rady lub informacji (...)”. Owym narzędziem będzie tutaj zawartość witryny internetowej serwisu, na której użytkownicy mogą „umieszczać” skompresowane pliki z napisami. Zaznacza się w literaturze, że przestępstwo w postaci zjawiskowej pomocnictwa „następuje z chwila ułatwienia czynu głównego”[25]. Pozostaje do rozstrzygnięcia kwestia następująca: czy nie narusza przepisów prawa działanie internauty, który z rzeczonej witryny pobierze plik z translacją list dialogowej? Moim zdaniem, będzie to wypełnienie ustawowych znamion przestępstwa opisanego w przepisie art. 117 Ustawy, mówiącego że „kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom w celu rozpowszechnienia utrwala lub zwielokrotnia cudzy utwór w wersji oryginalnej lub w postaci opracowania (...) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Zakładam, że plik taki jest zapisywany na twardym dysku komputera użytkownika (czyli „utrwalany”) i zazwyczaj, z uwagi na jego niewielką objętość, przez pewien dłuższy czy krótszy czas tam pozostaje. Użytkownik – chociażby z racji codziennego obcowania z komputerem, do czego nie wymaga się studiów na kierunku technicznym – obeznany z funkcjonowaniem technologii P2P ma świadomość, że na pobranie pliku o takiej objętości z jego komputera potrzeba zaledwie od kilkudziesięciu sekund do kilku minut. Jednakowoż „upublicznienie” zawartości pliku, następuje już w chwili zapisania go na dysku komputera. Pobierany przez innych użytkowników ulega on „zwielokrotnieniu”.

Dla wymienionych podmiotów: scenarzysty, producenta etc. Ustawa przewiduje także inne środki naruszenia ich uprawnień. Przepis art. 78 ust. 1 Ustawy, mówi że, twórca, którego autorskie prawa osobiste zostały zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania. W razie dokonanego naruszenia może także żądać, aby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła wszelkich czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności zaś, aby złożyła publiczne oświadczenie o odpowiedniej treści i formie. W razie zawinionego naruszenia, sąd może przyznać twórcy odpowiednią sumę pieniężną tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę bądź - na jego żądanie - obowiązać sprawcę do uiszczenia odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany przez twórcę cel społeczny.

Przepis art. 79 ust. 1 Ustawy przyznaje twórcy, którego autorskie prawa majątkowe zostały naruszone, prawo żądania od sprawcy naruszenia zaniechania procederu albo zapłacenia w podwójnej, a w przypadku zawinionego naruszenia, potrójnej wysokości stosownego wynagrodzenia z chwili jego dochodzenia; twórca może także żądać naprawienia wyrządzonej szkody, jeżeli działanie naruszającego było zawinione.

Z niniejszego szkicu wynika, że nawet tak –– wydawałoby się – z pozoru mało istotna kwestia, jak pobieranie polskojęzycznych wersji list dialogowych do filmów z witryn internetowych, niesie za sobą ważkie problemy. Ważne jest to, aby użytkownicy Internetu zrozumieli w końcu, że właśnie takie ich działanie jest bezprawne i jest zagrożone sankcją karną.

PRZYPISY:
[1] wirtualnemedia.pl/document.php?id=510897
[2] Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83
[3] [opis problemu za:] www.dva.pl, www.google.pl. Zagadnienie kradzieży programu komputerowego wymaga odrębnego opracowania, ze względu na całą gamę kwestii prawnych wynikających z tego problematu, a znacznie wykraczających poza zakres tematyczny niniejszych rozważań.
[4] [szerzej:] np. www.pl.wikipedia.org; M. Jagodziński, Chcemy wolnej muzyki, „Playboy” nr 12, 1998, s. 100-107. W wyniku kampanii wszczętej przez amerykańskich muzyków i Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego (RIAA) założyciele serwisu zostali zmuszeni do jego zamknięcia, zaś sam Napster został reaktywowany pod postacią internetowego sklepu z plikami muzycznymi.
[5] [wyczerpująco o temacie:] www.pl.wikipedia.org, www.p2p.info.pl
[6] J. Kolczyński, „Cyfrowe" pola eksploatacji w znowelizowanym prawie autorskim, „Monitor Prawniczy”, nr 12, 2003, s. 834
[7] tamże
[8] K. Górecka, Pojęcie utworu audiowizualnego w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych, „Przegląd Sądowy”, nr 7-8, 1997, s. 101
[9] [opis technologii CD i DVD za:] www.dysan.pl
[10] J. Barta, M. Czajkowska-Dąbrowska, Z. Ćwiąkalski, R. Markiewicz, E. Traple, Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Komentarz, Dom Wydawniczy ABC, 2001, wyd. II
[11] Powyższe pytanie oraz przytoczona i po części udzielona przeze mnie odpowiedź dotyczy również zapisywanych, kompresowanych na twardych dyskach komputerów filmów, albumów muzycznych etc.
[12] D. Bryndal, J. Świątkowska-Tokarz, To już gdzieś było [pobrane z:] Systemu Informacji Prawnej Lex [nr publikacji:] 32093
[13] M. Dąbrowska, Glosa do wyroku SN IC z 23 I 2003 r., II CKN 1399/00, „Orzecznictwo Sądów Polskich”, nr 3, 2004, s.156
[14] J. Barta, R.Markiewicz, Nowe filmy, nowe prawo, nowe problemy [pobrane z:] Systemu Informacji Prawnej Lex [nr publikacji:] 7168
[15] [za:] K. Święcka, Utwór audiowizualny a wideogram, „Państwo i Prawo”, nr 2, 1998, s.59 i n-e
[16] [tak:] M. Późniak-Niedzielska, Każdemu, co mu się należy [pobrane z:] Systemu Informacji Prawnej Lex [nr publikacji:] 27395
[17] [za:] J. Błeszyński, Wynagrodzenie autorskie w świetle art. 70 ust. 3 i 5 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, „Przegląd Ustawodawstwa Gospodarczego” nr 8, 1995, s. 2 i n-e
[18] [tak:] A. Wojciechowska, Czy autorskie dobra osobiste są dobrami osobistymi prawa cywilnego?, „Kwartalnik Prawa Prywatnego”, nr 3, 1994, s. 371 i n-e
[19] [szerzej o licencji np.] W. Kubala, Umowa licencyjna, czyli twardy orzech do zgryzienia [pobrane z:] Systemu Informacji Prawnej Lex [nr publikacji:] 6968 [20] [za:] M. Dąbrowska, Glosa do wyroku SN IC z 23 I 2003 r., II CKN 1399/00, „Orzecznictwo Sądów Polskich”, nr 3, 2004
[21] Wyrok SN z 29 X 1985 r. I CR 312/85 [pobrane z:] Systemu Informacji Prawnej Lex
[22] [na podstawie:] M. Kępiński, A. Nowicka, Glosa do uchwały SN z 12 X 1998 r., FPS 6/98, „Orzecznictwo Sądów Polskich” nr 9, 1999
[23] J. Barta, R. Markiewicz, Glosa do wyroku SN z dnia 20 V 1999 r., I CKN 1139/97, „Orzecznictwo Sądów Polskich” nr 2, 2000 [24] Dz.U.1997 nr 88 poz. 553
[25] Liszewska A., Podżeganie i pomocnictwo a usiłowanie, „Państwo i Prawo”, nr 6, 2000, s. 51

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Szybki komentarz do tekstu

Zachęcam do komentowania artykułów publikowanych w serwisie. Dyskusja taka pozwoli nam wszystkim uzyskać większą wiedzę na temat obowiązującego w naszym kraju prawa. Poniżej zaś pozwoliłem sobie zamieścić kilka uwag poczynionych "na gorąco" do powyższego tekstu.

Określenie "informatycy amatorzy" może sugerować - zresztą zgodnie z linią przyjmowaną niekiedy przez przedstawicieli stowarzyszeń zrzeszających informatyków, lub izby gospodarcze, że zawód informatyka winien być zawodem "zamkniętym". Wszak w rękach informatyków znajdują się kluczowe czasem zasoby, od których może zależeć życie, zdrowie i porządek publiczny. Czy zatem pisanie linii kodu bez stosownego certyfikatu przynależności do korporacji zawodowej informatyków będzie kiedyś zakazane? Czy również "informatycy amatorzy" byli odpowiedzialni za to, że obecnie powstał produkt firmy, która dziś dostarcza oprogramowanie na biurka znacznej większości użytkowników, a który to produkt oparł się (jak chcą niektórzy - został "zapożyczony") z innego rozwiązania, innej firmy?

Pisząc o FTP autor miał zapewne na myśli protokół rozwijający się do nazwy File Transfer Protocol, a który opisany jest w dokumencie standaryzacyjnym RFC 959 (File Transfer Protocol (FTP). J. Postel, J. Reynolds. Oct-1985), a za nim w całej rodzinie dokumentów RFC: RFC 1579 — Firewall-Friendly FTP, RFC 2228 — FTP Security Extensions...

W mojej ocenie określenia "downloading" i uploading" mają jedynie techniczny wydźwięk i nie powinno się wiązać ich z "uprawnieniami" osób ich dokonujących.

Autor opisał jeden ze sposobów działania systemów p2p, jednak warto zauważyć, że nie jest to jedyny sposób działania. Są różne programy i sieci p2p. Generalnie peer-to-peer to sposób działania, na którym oparto sieci połączonych ze sobą komputerów i to jeszcze przed tym, gdy na szerszą skale stało się "modne" wymienianie się plikami z muzyką i filmami. Zanim branża "własności intelektualnej" zaczęła potępiać narzędzie, które - fakt - godzi w ich interesy. Warto jednak oddzielić narzędzie od sposobu jego wykorzystywania. Dyskusyjne jest wciąż, wobec dynamicznych zmian w relacjach społecznych w powstającym właśnie społeczeństwie informacyjnym, na ile dany podmiot jest "uprawniony" do tego, by "zawłaszczać" przesyłanie określonych kategorii informacji. Wszak zdygitalizowana muzyka czy inny utwór multimedialny to w rzeczywistości ciąg bitów. Takim ciągiem bitów jest również zdygitalizowany akt normatywny, a ten jak wiadomo - nie stanowi przedmiotu prawa autorskiego.

Dla oceny czy doszło do rozpowszechnienia utworu nie można jedynie skupić się na dywagacjach na temat tego, "czy film miał już swoją premierę kinową w danym kraju" czy też nie miał jej. Wszak to, czy premiera była "kinowa" czy utwór został rozpowszechniony w inny sposób, jest rzeczą wtórną. Odnośnie dozwolonego użytku osobistego, to z racji umiejscowienia przepisów o dozwolonym użytku w strukturze ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych warto pamiętać, że one wpływają na treść tego prawa autorskiego, w szczególności w sposób negatywny "ograniczając" uprawnienia twórców (pisałem o tym w tekście Jeszcze o dozwolonym użytku).

Autor pyta: czy nie narusza przepisów prawa działanie internauty, który z rzeczonej witryny pobierze plik z translacją list dialogowej? I odpowiada, że jego zdaniem czyn taki wypełniał będzie ustawowe znamiona przestępstwa opisanego w przepisie art. 117 Ustawy. Problem w tym, że przepis ten mówi o przestępstwie kierunkowym ("w celu rozpowszechniania"). Autor czyni założenie, że plik został pobrany za pomocą sieci p2p, że program służący do korzystania z tej sieci działa w taki sposób, iż udostępnia innym użytkownikom zawartość określonego katalogu, że użytkownik pozostawił w tym katalogu plik, o którym mowa i wobec tego - inni użytkownicy będą od niego pobierać ten plik, a świadomość użytkownika jest wystarczająca, by mówić o celu, o którym wspomina przepis art. 117. Problem w tym, że autor artykułu nie zastrzegł tych warunków. Jeśli "pobraniu" pliku z internetu nie będą towarzyszyły te okoliczności, to wówczas pobranie pliku z Sieci można ocenić na gruncie przepisu art. 23 - a więc dozwolonego użytku osobistego właśnie. Jeśli nie ma tu "celu dalszego rozpowszechniania", nie ma też przestępstwa z art. 117 Ustawy.

Komentując akapit dotyczący art. 79 ustawy warto zauważyć, że właśnie toczy się dyskusja dotycząca zmian legislacyjnych mających za przedmiot właśnie te regulacje. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zakończyło - co prawda - już społeczne konsultacje, ale kształt nowelizacji jeszcze nie jest przesądzony. Odsyłam w tym miejscu jedynie do swojego komentarza poświęconego tym właśnie zagadnieniom: Projekty "własności intelektualnej" i prawo do kopiowania....

Szukający innych komentarzy dotyczących "zamieszania" dotyczącego napisów do filmów i reakcji firmy Gutek Film mogą zapoznać się z wątkiem umieszczonym pod tekstem: Napisy do filmów na celowniku. Warto również zapoznać się z wątkiem Zatrzymano 24-latka za pobranie pliku

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

to ja również szybki komentarz

Czy przypis o treści "www.google.pl" to jakiś żart?

Razi mnie też trochę utożsamianie "witryn internetowych", p2p i ftp.

No i jeszcze - tyle tekstu, a na końcu stwierdzenie, że "pobieranie" narusza prawo... bez wyjaśnienia tych wszystkich niuansów, które w swoim komentarzu wyłożył już VaGla argumentując z art. 23 i 117.

Lamer

Zostalem poproszony o komentarz. Pierwsze skojarzenie gdy czytalem ten "artykul" to prawnicze lamerstwo.
Nie bede "dywagowal" na temat samej interpretacji przepisow. Odniose sie do tylko niektorych "stwierdzen" autora na temat technologii.
Kolego Hubercie zanim napiszesz kolejny artykul w podobnym temacie prosze Cie:
- Poczytaj wiecej na tematy zwiazane z Moving Picture Experts Group.
- Poszukaj takze informacji na temat kodeka XviD, jako najbardziej popularnej obecnie alternatywy open source dla zamknietego DivX.
- Poczytaj wiecej o technologii P2P (torrent to nie jest nazwa programu, sugeruje takze aby skroty nazw formatow plikow zapisywac w postaci "AVI", "TXT" itd.).
Napisales jeszcze wiele innych za przeproszeniem "technicznych glupot", ktorych z braku czasu nie chce mi sie po prostu komentowac.

Twoj "artykul" potwierdza niestety teze o "uposledzeniu informatycznym" rzeszy prawnikow, ktore albo prowadzi do wypisywania takich fanaberii jakie mialem okazje wlasnie przeczytac albo, co gorsza, do tworzenia prawa, ktore "jakoscia" doprowadza do zawalu.

dobijemy go firmą

Tomaszu! Przecież on napisał "jedna z firm dystrybuujących filmy". Jak mogłeś nie zauważyć?

Peractum est

Przegapilem!
Cos mi sie wydaje ze nie wyjdzie koledze Hubertowi promocja na poczytnej stronie internetowej. Stado "szakali i hien" juz rozszarpuje...

kamyczek do ogródka

Czytając artykuł, w pewnym momencie zacząłem się obawiać czy zaraz nie zacznie się wątek dotyczący działania poczty elektronicznej...uf na szczęście udało się.
Drogi Hubercie, chyba nie bardzo wiesz o czym piszesz. Niestety rośnie nam pokolenie prawników, które podążając za "ekspertami" w dziedzinie utożsamiają "uploading" z wgraniem pliku do pamięci komputera (Na marginesie zalecam zakup nowszego komentarza).
Pytanie jaka jest wartość artykułu opartego na "gdybaniu" które ciągnie za sobą kolejne, prowadzące autora do wniosków, które z góry sobie założył. A chyba nie na tym polega prawnicza egzegeza?? Hubercie poczytaj troszkę zanim "zaryzykujesz stwierdzenia" chociaż z drugiej strony dobrze że nie zakwalifikowałeś pobierania napisów jako przestępstwa ze sławetnego art.115 ust.3

--
.. a tak naprawdę to był on !!!

Spuścić was z oczu na chwilę...

Człowiek jedzie na miasto załatwiać sprawy, a tu proszę. Szanowni Panowie. Jeśli będziecie tak komentować pojawiające się tu artykuły, to w przyszłości nikt nie zechce nadesłać do publikacji żadnego tekstu i będziecie mogli jedynie komentować własne komentarze ;>

Sprawa napisów rodzi wiele emocji i chociaż fala uwagi mediów nieco przygasła, to jednak wydaje mi się, że nadal nie mamy pełnej wiedzy o stanie prawa. Być może taki tekst winien przedstawiać postulaty de lege ferenda z podbudową aksjologiczną. Być może mógłby zawierać "wentyle bezpieczeństwa" (chodzi mi o to, by nie generalizować, a tezy dotyczące konkretnych stanów faktycznych poprzedzić jakimś disclaimerem), ale żeby od razu "lamer"? Hmm...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Czerwona flaga musi być...

Tak abstrachując od poniższego:

Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego”. Przepis ten stanowi „wyraz realizmu ustawodawcy, który nie chce tworzyć prawa martwego.

I przypominając sobie przegraną w sporach sądowych wytaczanych w latach osiemdziesiątych producentom magnetowidów, zastanawiam się, gdzie podział się rzeczony realizm ustawodawcy.

Czy przepis nakazujący, by przed każdym samochodem biegł facet z czerwoną flagą dałby się utrzymać gdy zaczną one rozwijać prędkości powyżej 100 km/h i przypadać będą po jeden i więcej na rodzinę?

Pewnie by się i dał, ale jakim kosztem?

za dużo techniki

Wyraźnie za dużo techniki w tym tekście, definiowania pewnych rzeczy które wg mnie nie powinny być definiowane w tekście prawniczym. Samej merytorycznej wypowiedzi na temat ustawy i ogólnie obowiązującego prawa jest niewiele. Ja jestem człowiekiem młodym, studentem zaledwie, w dodatku interesuje się technologią, ale przyznam że nie dotrwałem do końca tekstu. Uspiła mnie już definicja dwonloadingu.A tutaj jeszcze się pojawiły komentarze, że facet ma braki w wiedzy technicznej i niezbyt dokładnie definiuje (np wypowiedzi Tomasza Rychlickiego, czy personal_jesus). Przecież jak rozumiem ma to być tekst prawniczy a nie techniczno informatyczny. Jeżeli pojawiają się postulaty, że brak prawników znających się na Internecie i technologii, to nie można zmuszać prawników, żeby rozgryzali różnice między XVIDem a DIVIXem bo to w kontekście poruszanego zagadnienia ma znaczenie marginalne. Bardziej bym postulował, aby wypowiadać się merytorycznie na temat np zakresu dozwolonego użytku, a pozostawić na uboczu kwestie czy aby na pewno autor dobrze zakreślił definicję czegoś-tam. Niech sobie Dvix z uploadingiem spoczywają w pokoju, za dwa lata dzisiejsza definicja uploadingu będzie się miała nijak do realiów. Ergo, szanowni Panowie, krytykujcie autora jeśli wola, ale nie w kierunku techniczno-definicyjnym, a bardziej merytoryczno-prawniczym.
------------

W Polsce wszyscy znają się na prawie, medycynie i informatyce

Huh?

Drogi studencie.
Krytykowac bede jak mi sie podoba a nie jak mi sugerujesz. Vagla moze ewentualnie moderowac.
Jak ktos ma problem ze zrozumieniem podstawowych zagadnien technicznych i chce to "zmieszac" z prawem to wczesniej polecam RTFM. Jak nie daj Boze, ktos chce pisac jakies farmazony, promowac sie i przedstawiac pokretna wykladnie to delkikatnie sugerowal bym STFU.
Jak taki "gatunek" prawnikow dochodzi do glosu to niestety mamy kretynskie "twory" jak DRM, DMCA itp., itd.

EOT

Kolego Pawcio

Kolego Pawcio!!! Gdybyś wczytał się uważnie w mój (niedługi przecież)komentarz to zrozumiałbyś jego wydźwięk. Chociaż może mam problemy z komunikowaniem swoich spostrzeżeń??? Rozumiem że według Ciebie prawnik zajmujący sie prawem własności intelektualnej w "cyfrowej erze" powinien znać się tylko na prawie tak?? Aby więc ukazać nonsens Twojego rozumowania przytoczę scenkę rodzajową z filmu Amok .
Dziennikarz przychodzi do Maxa, rekina giełdowego, chcąc zrobić z nim wywiad :
Max : Znasz się na giełdzie ?
Dz : Nie
Max : A na czym się znasz ?
Dz : Na... dziennikarstwie
Max : To pisz o dziennikarstwie.....

--
.. a tak naprawdę to był on !!!

No i po co te nerwy?

"promowac sie i przedstawiac pokretna wykladnie to delkikatnie sugerowal bym STFU."

Taak, tylko żeby napisać coś takiego wypada wskazać tą pokrętną wykładnię,a może nawet zasugerować prawidłową. Jakoś jej szanowny Pan Rychlicki wskazać nie raczył,odnieść się raczył tylko do kwestii technicznych, co mu wytknąłem.Nie ma się co denerwować, jeżeli skromna osoba studenta wytykająca tak drobny błąd jest w stanie tak zezłościć Pana Rychlickiego to strach myśleć jak to jest w życiu realnym;)
Kolego personal_jesus!!! najwyraźniej to ja mam problemy z komunikowaniem swoich spostrzeżeń.A wydawało mi sie, że w miarę jasno napisałem,że zwracam uwagę na brak merytorycznej PRAWNICZEJ polemiki i skupienie sie szanownych komentatorów na technicznych drobiazgach,które wydają się mieć znaczenie marginalne,albo co najmniej niewielkie w kontekście tego tekstu.

------------

W Polsce wszyscy znają się na prawie, medycynie i informatyce

no i tak się niestety często konstuuje w tym kraju ustawy

> zwracam uwagę na brak merytorycznej PRAWNICZEJ polemiki
> i skupienie sie szanownych komentatorów na technicznych
> drobiazgach, które wydają się mieć
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
znaczenie marginalne,
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
albo co najmniej niewielkie
w kontekście tego tekstu.

-----------
Wystarczy posłuchać czasem sprawozdań sejmowych,
by do człowieka dotarło, że dyskutanci poświęcając
się merytorycznym sporom prawniczym i politycznym
pomijają wzgardliwie wszystkie te marginalne
kwestie techniczne.

I mamy potem takie prawo, jakie mamy,
bo nie pojmuję, jak mogłoby być lepsze,
skoro tworzący je np:

- nie odróżniają systemu operacyjnego od arkusza biurowego
- myślą, że Linux to firma taka jak Microsoft
"Bo z MS do nas przyszli, a z Linuksa nawet nie zadzwonili"
- nie odróżniają oprogramowania o otwartym kodzie od
technologii szyfrowania z kluczem publicznym i prywatnym
"Czyli najpierw to wszystko szyfrujemy a potem ogłaszamy
w internecie jak roszyfrować" - w kontekście Linuksa.

I wcale się tego nie wstydzą :(

Niniejszy artykuł nie wykazuje się może aż taką indolencją,
ale w wielu kwestiach totalnie myli pojęcia.

----------

Z równym skutkiem można np. tworzyć prawo karne dla przestępstw
seksualnych, nie rozróżniając od siebie
pedofilii i homoseksualizmu oraz
bigamii od biseksualizmu.

Bo na co komu DROBIAZGI o tak MARGINALNYM znaczeniu.
Chodzi przecież od merytorycznie prawniczą głębię.

Szukasz inteligencji w Sejmie?

"Wystarczy posłuchać czasem sprawozdań sejmowych,
by do człowieka dotarło, że dyskutanci poświęcając
się merytorycznym sporom prawniczym i politycznym
pomijają wzgardliwie wszystkie te marginalne
kwestie techniczne."[ciach dalsze wywody]

To chyba słuchamy innych sprawozdań.Albo z innego Sejmu.Albo zupełnie inaczej rozumiemy słowo merytoryczny.Totalna ignorancja, a wręcz indolencja intelektualna polityków, połączona z ich bufoniastym zarozumialstwem i przeświadczeniem o własnej wszechwiedzy jest faktem dawno udowodnionym.Ba, jest stanem wręcz naturalnym dla polskiej polityki i nie ma się tu co rozwodzić nad oczywistościami.Nie można też rąk załamywać, oni stanowią odbicie naszego społeczeństwa, nie ma się co oszukiwać,to nie są wbrew wielu pozorom jakieś nasłane na nas ufoludki, ale ludzie którzy potrafili na tyle ogłupić polskie społeczeństwo, że na nich zagłosowało. Więc jeśli wybraliśmy takich posłów to jacy my sami tak naprawdę jesteśmy?

Przyznaję, że problemem opublikowanego tutaj artykułu jest niepotrzebne mieszanie się prawnika w szczegóły techniczne.Ale nie mam na myśli zabraniania prawnikom takiego postępowania,jeżeli wiedzą o czym piszą.Skoro ten Pan pisze rozprawkę o prawie autorskim, to nie wiem z jakiej racji znajdują się tam opisy sposobu działania odtwarzacza płyt?Rację (zapewne) mają Ci któzy krytykują te opisy i popisy z zakresu techniki.Ale pomijając sporo złośliwości i nie wiedzieć skąd się biorącej pogardy dla dyskutanta, brak jest w krytycznych wypowiedziach argumentacji prawniczej.I tylko to wytknąłem wcześniej i nadal podtrzymuję.

------------

W Polsce wszyscy znają się na prawie, medycynie i informatyce

drobiazgi i niedrobiazgi

Pal licho to, że człowiek zamieszcza tu np. opisy działania czytnika płyt, czy podaje jako źródło w bibliografii http://google.pl.
To wpadki nad którymi można się powyzłośliwiać, ale z punktu widzenia meritum sprawy istotnie drobiazgi o marginalnym znaczeniu.

Ale trudno mi już uznać za marginalny drobiazg np. tezę
wysnutą w ostatnich akapitach:

Pozostaje do rozstrzygnięcia ... czy nie narusza przepisów prawa działanie internauty, który ... pobierze plik z translacją list dialogowej?

Moim zdaniem, będzie to ...
'kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom
w celu rozpowszechnienia utrwala lub zwielokrotnia cudzy utwór...'

Zakładam, że plik taki jest zapisywany na twardym dysku komputera użytkownika ... Użytkownik ... ma świadomość, że na pobranie pliku o takiej objętości z jego komputera potrzeba zaledwie od kilkudziesięciu sekund do kilku minut ... Pobierany przez innych użytkowników ulega on „zwielokrotnieniu”.

Chyba VaGla pierwszy to wytnął: nawet jeśli pobiorę taki plik, wcale nie muszę mieć w systemie aplikacji P2P, żeby go upowszechniać (ja np. nie mam), nawet jeśli mam, katalog w którym go zapisałem nie musiał ulec upublicznieniu - więcej - jest to nawet stosunkowo mało prawdopodobne rozwiązanie. Dla mnie to brzi jak: "rzucona moneta, stanie na kancie".

No i jeszcze to zdanie z wywodu

Użytkownik – chociażby z racji codziennego obcowania z komputerem, do czego nie wymaga się studiów na kierunku technicznym – obeznany z funkcjonowaniem technologii P2P ma świadomość

Użytkownik może i ma, ale autorowi owej świadomości najwyraźniej mocno brakuje (o złą wolę nie będę posądzał).

I ten właśnie brak świadomości autorowi się tu wytyka.
Jeśli nie wie w jaki sposób działa określona technologia,
niech nie podejmuje się ignorancko prób jej oceny
w kontekście prawnym, bo czysty absurd z tego wyjdzie.

No nie... :-(

No nie... :-(
Zacząłem to czytać, ale jak natrafiłem na początku na stek - za przeproszeniem - technicznych bredni na temat historii DivX-a, działania p2p (mieszanego nie wiadomo czemu z FTP) itp. to wymiękłem i przestałem czytać dalej...
Nawet jeżeli autor jest kompetentny w dziedzinie prawa jako takiego (czego ocenić nie potrafię, bo 1) nie czytałem reszty tekstu 2) nie jestem prawnikiem), to ponieważ jasno widać że nie wie o czym pisze, to nie może dojść do żadnych sensownych wniosków...

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>