Firma Google pozwana raz jeszcze
Amerykańskie Zrzeszenie Wydawców (The Association of American Publishers, APP) postanowiło pozwać Google w związku z planami uruchomienia projektu Google Print. Zrzeszenie zarzuca firmie znanej z najpopularniejszej wyszukiwarki naruszenie prawa autorskiego. Poszło o model na jakim Google chce oprzeć swój nowy biznes...
Jak donosi News.com: pozew został złożony po rozmowie z Google, gdy okazało się, iż Google nie chce przyjąć propozycji wydawców. Chodziło o to, by Google wykorzystał międzynarodowy numer standaryzacyjny ISBN do identyfikacji skanowanych i udostępnianych przez siebie książek (tak by potem mógł poprosić każdego z autorów i wydawców o zgodę na publikację). Google zaś zaproponował model opt-out, gdzie zeskanuje wszystko, a każdy wydawca i autor mógłby "wypisać się" z projektu. Rozmowy zostały zerwane a pozew złożony.
Google broni projektu powołując się na doktrynę dozwolonego użytku (Fair Use doctrine). Na tej podstawie firma postanowiła zeskanować zindeksować i opublikować książki (a potem żyć z reklam prezentowanych w ramach tych prezentacji) pochodzące z kilku uniwersytetów i innych publicznych bibliotek. Firma chciałaby udostępnić u siebie książki, które weszły już do domeny publicznej (prawnoautorski okres ochronny dla nich minął. Firma chciałaby też udostępnić te książki, dla których okres ochronny jeszcze nie minął, ale nikt ich nie drukuje (nie są w obiegu). Inni wydawcy mieliby możliwość sprzeciwu (Google powołuje się na ten sam model działania, na jakim opiera swoją wyszukiwarkę www, gdzie skanuje wszystko, a jeśli ktoś nie chce dać się wyszukać może za pomocą robots.txt albo w inny sposób wyrazić sprzeciw).
APP reprezentuje interesy takich wydawców jak The McGraw-Hill Companies, Pearson Education, Penguin Group (USA), Simon & Schuster oraz John Wiley & Sons.
Wcześniej Google postanowiło przez chwilę wstrzymać realizację swojego projektu, by dać wydawcom czas na wyrażenie opinii na jego temat. Wznowienie procesu skanowania przewidziane jest na 1 listopada.
Niedawno jeden z zarządzających Google, Eric Schmidt opublikował artykuł: The point of Google Print. Artykuł ukazał się w The Wall Street Journal z 18 października 2005. W artykule Schmidt wyjaśnia stanwoisko Google w sprawie prowadzonego projektu Google Print. Tam odsyłam czytelników, którzy chcieliby poznać stanowisko Google.
Dla tych zaś, którzy chcieliby poznać stanowisko Wydawców można znaleźć takie na przykład na stronach Frankfurt Book Fair. Mowa tam o wezwaniu wydawców na świecie do "proaktywnego i agresywnego wsparcia silnej ochrony prawnoautorskiej" (proactively and aggressively support strong copyright protection). Niebawem ma się odbyć specjalna konferencja poświęcona tej właśnie sprawie. Główne punkty: ochrona prawnoautorska przez lata stworzyła bogactwo literatury naukowej, kulturalne dziedzictwo kształtujące współczesną cywilizację. Zatem wydawcy skrzykują się właśnie by wyjść do ludzi i wyjaśniać im, że ochrona prawnoautorska jest dla nich dobra (bo przez ostatnie pięć lat była pod ciągłym ostrzałem, pochodzącym z różnych stron).
Google zaś chciałby "uwolnić informację" w taki sposób, by wszyscy mieli do niej dostęp. A jednocześnie chciałby sam na tym zarobić (i dać zarobić również autorom i wydawcom), ale do tego trzeba nieco zmienić paradygmat myślenia.
Dla porządku trzeba dodać, że nie tak dawno firma Google została pozwana przez the Authors Guild (organizacja również zarzuca Google naruszenie prawa autorskiego).
W Unii Europejskiej trwają konsultacje w sprawie uruchomienia Europejskiej Biblioteki Internetowej, oraz - co się z tym wiąże - w sprawie ewentualnej reformy prawa własności intelektualnej w taki sposób, by możliwe było przeprowadzanie takich projektów zgodnie z prawem.
No i co? Potrafię napisać nietendencyjnego newsa, czy znów mi się nie udało?
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Między wierszami
Pana, Panie Piotrze, trzeba czytać "między wierszami". Mam wrażenie, że jednak "nietendencyjność" newsa wynika z tego, że kłócą się ze sobą chcący na prawach autorskich zarabiać. W ich stanowiskach, które Pan uprzejmie wskazał, zbyt krótkim przykryciem jest odwołanie się do wartości takich jak wolność słowa czy dostęp do informacji dla ogółu społeczeństwa, albo to "kulturalne dziedzictwo" (nie powinno być kulturowe?). Oni przecież - co Pan zbyt delikatnie zasygnalizował - biją się o całkiem duże pieniądze. Pewnie nie minie dziesięć lat, gdy trzeba będzie walczyć z Google Inc., a firma ta będzie zwalczała wszystkich, którzy będą chcieli wykorzystywać "ich" pomysły czy rozwiązania. To wojna o rynek, a nie o prawa człowieka, stąd pewnie wynika Pana powściągliwość w komentarzach :-)
Dobrze, że to nie "biały wiersz" ;-)
Hmm.. Ja już swoje stanowisko w sprawie intencji Google wskazałem w jednym z newsów (tym o pozwie the Authors Guild). To oczywiste, że chodzi o pieniądze. Problem w tym, że sama gospodarka związana jest z pieniędzmi i ich przepływem. Jeśli autorzy nie dostaną pieniędzy za napisaną książkę, to będą musieli w inny sposób je pozyskiwać, aby przeżyć. Nie każdy jest bogaty "z domu". Myślę też, że na gruncie polskiego prawa nie da się skutecznie uzasadnić proponowanego przez Google modelu opt-out (wypisz się jeśli nie chcesz, byśmy publikowali twoje utwory). Poza wszystkim – doktryna dozwolonego użytku jest wyjątkiem od generalnej zasady monopolu autorskiego. Jednak warto zastanawiać się nad tym, czy ten monopol powinien się rozrastać w czasie i swoim zakresie.
Internet nieźle "namieszał", bo - czysto teoretycznie - zbędni stają się pośrednicy. Samo zjawisko też nie jest nowe. Protestom drukarzy starano się przeciwdziałać, gdy pierwszy raz w Londynie wykorzystywano napędzane parą maszyny drukarskie Koeniga i Bauera do druku the Times'a. Automatyczne maszyny tkackie Jacquarda były powodem zamieszek z udziałem tkaczy, którzy tracili pracę dzięki automatyzacji (na jednej z takich maszyn dokonano publicznej, ulicznej egzekucji!). Spór pomiędzy wydawcami tradycyjnych książek a nowoczesnym wydawcą informacji (kto ma wyszukiwarkę, ten ma władze i pieniądze) rozpatruje właśnie w kontekście takiego postępu cywilizacyjnego i kulturowego (hehe przyjmuję Pani uwagę, faktycznie powinno być „dziedzictwo kulturowe”, nie „kulturalne”). Wreszcie - ja nie jestem przeciwnikiem prawa autorskiego (nigdy nie byłem). Co starałem się wykazać wcześniej - jestem raczej zwolennikiem równowagi, dla której uzyskania należy uwzględniać nie tylko interesy ekonomiczne przeróżnych podmiotów, ale rónież wartości inne, ogólnospołęczne. Nie uważam się jednak za socjalistę ;) Co do powściągliwości: wydaje mi się, że potrafiłbym komentować również "wojnę o rynek" :))
--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination
Google Print już działa
Gazeta.pl: "Od wczoraj serwis Google Print za darmo udostępnia w sieci tysiące zeskanowanych książek. Zdecydowanie łatwiej je przeglądać niż czytać"...
A jak działa? Można zobaczyć pod adresem print.google.com.
Zwracam uwagę na rezultat: "Books 1 - 10 with 84700 pages on internet law".
--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination