O Radzie ds. Cyfryzacji dwudziesty tekst w tym serwisie

fragment pendrajwa z OrzełkiemDwa dni temu otrzymałem z rąk ministra Rafała Trzaskowskiego nominację do Rady ds. Cyfryzacji. Rada ta, podobnie jak wcześniej Rada Informatyzacji - działa na podstawie art. 17 ustawy z dnia 17 lutego 2005 r. o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne. Po ostatniej nowelizacji ustawy (czyli po noweli z 10 stycznia br) dokonała się zmiana nazwy. Rada nadal jest organem opiniodawczo-doradczym ministra, ale poza zmianą nazwy zmienił się też zakres działania Rady. Do kompetencji Rady należy teraz proponowanie i opiniowanie na zlecenie ministra właściwego do spraw informatyzacji projektów stanowisk Rady Ministrów w sprawie dokumentów Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego dotyczących spraw informatyzacji, łączności lub rozwoju społeczeństwa informacyjnego, dodano kompetencje w zakresie opiniowanie projektu Programu Zintegrowanej Informatyzacji Państwa oraz innych dokumentów rządowych, w tym projektów strategii rozwoju i projektów programów, w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 6 grudnia 2006 r. o zasadach prowadzenia polityki rozwoju, dotyczących spraw informatyzacji, łączności lub rozwoju społeczeństwa informacyjnego... To tylko niektóre kompetencje Rady.

W grudniu zeszłego roku zakończyła się dwuletnia kadencja Rady ds. Informatyzacji. W związku z nowelizacją ustawy chwilę trwało, zanim MAiC ogłosiło zaproszenie do zgłaszania kandydatur do nowej Rady. Podobnie jak w przypadku Rady ds. Informatyzacji - moją rekomendację zgłosiło Stowarzyszenie Internet Society Poland. W tym roku jednak moją kandydaturę zgłosiło również Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego. Minister dokonał wyboru i w miniony wtorek odbyło się inaugurujące posiedzenie.

Na stronach MAiC można przeczytać m.in. następujące notatki: Kto zasiada w Radzie do Spraw Cyfryzacji – przedstawiamy ekspertów oraz Chcemy znać punkt widzenia wszystkich zainteresowanych cyfryzacją – Rafał Trzaskowski na inauguracyjnym posiedzeniu Rady do Spraw Cyfryzacji.

Zacytujmy fragment z pierwszej notatki:

(...)
Rada ma być wielostronnym forum współpracy między interesariuszami cyfryzacji w Polsce, dlatego kluczowe w doborze składu Rady było, aby jej przedstawiciele reprezentowali różne środowiska zainteresowane procesem cyfryzacji państwa: administrację rządową, samorząd, biznes, środowisko akademickie, ekspertów technicznych oraz organizacje pozarządowe. Ponieważ w działaniach Rady ważna będzie przede wszystkim praca zespołowa, znaczenie miały też dobre relacje jej członków z szerokim gronem interesariuszy.
(...)

A teraz fragment z ostatniej z linkowanych:

(...)
Rada będzie doradzać MAC w sprawach związanych z informatyzacją, łącznością i rozwojem społeczeństwa informacyjnego. Będzie to robiła między innymi poprzez opiniowanie dokumentów strategicznych (takich jak Program Zintegrowanej Informatyzacji Państwa, strategie i programy rozwoju) oraz innych elementów polityki rządu związanej z cyfryzacją państwa. Rada będzie współpracować na przykład w takich obszarach jak: integracja cyfrowa, ochrona prywatności w sieci, likwidacja barier rozwoju gospodarki elektronicznej oraz innowacji, czy rozwój rynku telekomunikacyjnego . Jak wyjaśniał Rafał Trzaskowski, to kluczowe kwestie dla rozwoju państwa, dlatego tak ważne jest, by każdy punkt widzenia mógł zostać zaprezentowany.
(...)

Zatem jestem członkiem Rady ds. Cyfryzacji. Dostałem nominację na pendrajwie, nominacja to plik PDF podpisany bezpiecznym podpisem elektronicznym. Muszę tylko jeszcze doprowadzić do tego, by mojego nazwiska nie przekręcano, ale to szczegół. Większym problemem - na co zwracam uwagę w tym serwisie w dziale symbole narodowe - jest kwestia polskiego godła. Na pierwszy rzut oka nie ma to związku z przedmiotem zainteresowań Rady ds. Cyfryzacji, ale uważam, że jest przeciwnie. Trzeba poprawić to godło i doprowadzić do ujednolicenia jego stosowania. Administracja publiczna dysponować też powinna jego cyfrowym wzorem, a nawet dokładnie przemyślaną i wdrożoną w całej administracji publicznej księgą znaku państwowego. Godło na otrzymanym pendrajwie idealnie pokazuje problemy dnia dzisiejszego - przy tej technice reprodukcji i przy tej wielkości zastosowania - "Orzeł ustalony dla godła RP" po prostu zlewa się w czarną plamę:

Pendrajw z Orłem ustalonym dla godła RP

Pendrajw z nominacją do Rady ds. Cyfryzacji oraz z Orłem ustalonym dla godła RP. Do tej pory otrzymywałem teczki z dokumentami podpisanymi ręcznie. I przyznam, że tak wolałem.

Jednolite stosowanie symboli państwowych może też być istotnym elementem działań zmierzających do tego, by państwo nie działało "tylko teoretycznie" tam, gdzie działa w sposób nieskoordynowany. Mówiłem o tym w niedawnej audycji na antenie radia TOK FM:

Niech państwo zacznie działać praktycznie - nagranie audycji "Post Factum" na antenie radia TOK FM 17 czerwca 2014 roku (tego dnia dowiedziałem się o nominacji do Rady). Audycję prowadzi Paweł Sulik. Na obejrzenie nagrania należy poświęcić pół godziny.

Nawiasem mówiąc - jestem zachwycony tym, że społeczeństwo zaczyna przejawiać obywatelskie postawy. Oto bowiem powstał MAiCWatch. Jeśli tylko Szanowna Autorka wytrzyma całą kadencję Rady i rzeczywiście zechce monitorować działania Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, to będziecie Państwo wiedzieć więcej.

Odnośnie pierwszego, konferencyjnego posiedzenia Rady napiszę, że dyskusja dotyczyła m.in. re-use, czyli ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Ze szczególną uwagą wysłuchałem stanowiska wiceminister Iwony Wendel z Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju (również członkini nowej Rady ds. Cyfryzacji), która stwierdziła m.in.:

  • Udostępnianie informacji publicznej do ponownego wykorzystania zwiększa zaufanie obywateli do państwa,
  • konieczne jest skoncentrowanie się na standardach technicznych związanych z takim udostępnianiem,
  • udostępnianie informacji w ramach re-use w sposób ustandaryzowany zmniejsza koszty działania administracji publicznej

Są to zatem dokładnie te tezy, które wielokrotnie można było przeczytać na łamach niniejszego serwisu (por. m.in. Mamy schemę XML dla aktów prawnych do wykorzystywania w systemie konsultacji On-Line oraz MAiC opublikował raporty powarsztatowe). Z tej okazji komentowałem w trakcie posiedzenia Rady, że warto było przez ostatnie 10 lat "zawracać Wisłę kijem", często spierając się z innymi poglądami. Dziś tamte tezy wydają się być tezami głównego nurtu administracji publicznej, chociaż oczywiście nadal pojawiają się tezy o "nadużywaniu prawa do informacji publicznej".

W opublikowanych na stronie konsultacje.gov.pl uwagach zgłoszonych w imieniu ICM w zakończonych już konsultacjach publicznych dot. projektu nowelizacji przepisów o re-use pisałem:

(...)
Ze względu na sformułowany w dokumentach związanych z konsultacjami publicznymi cel konsultacji, tj. ze względu na prośbę o wskazanie odpowiedzi na pytanie: "Jakie są główne bariery stojące na przeszkodzie efektywnemu wykorzystywaniu informacji sektora publicznego?" uważamy, że do takich barier należy zaliczyć w Polsce następujące, które - częściowo - pokrywają się z diagnozą wynikającą z ewaluacji dyrektywy przeprowadzonej przez Komisję Europejską w roku 2008 (Results of the online consultation of stakeholders "Review of the PSI Directive"):

  • brak świadomości istnienia przepisów dotyczących ponownego wykorzystania informacji wśród podmiotów (sektora publicznego) zobowiązanych do udostępniania takiej informacji,
  • brak zasad określania danych (informacji) przeznaczonych do ponownego wykorzystania (podmioty publiczne w sposób niedostateczny identyfikują kontrolowane przez siebie zasoby, jako zasoby do ponownego wykorzystania),
  • przekonywanie obywateli do tego, że istnieją jakiekolwiek monopole informacyjne tam, gdzie takich monopoli informacyjnych nie ma (np. niektóre podmioty uważają, że materiały urzędowe mogą być przedmiotem prawa autorskiego i są opatrywane wszelkiego rodzaju klauzulami i notami copyright; przekonanie, że bazy danych tworzone w ramach realizacji zadań publicznych są chronione sui generis przez przepisy o ochronie baz danych)
  • brak zasad pozyskiwania - dla potrzeb administracji publicznych - praw od podmiotów trzecich, gdy zamawia się dzieła stanowiące informacje publiczną (outsourcing; ponieważ nie ma generalnego obowiązku kontraktowania z państwem - kontraktujący winien przenosić na Skarb Państwa prawa wynikające z ochrony prawnoautorskiej, a wraz z przyjęciem danego dzieła - dzieło takie winno stawać się materiałem urzędowym i nie podlegać ochronie prawnoautorskiej)
  • istotnym problemem jest brak jasnej polityki finansowej związanej z finansowanie podmiotów publicznych, w efekcie czego podmioty te poszukują dodatkowych przychodów pozwalających na pokrycie generowanych przez nie kosztów i w tym celu decydują się na handel informacją z sektora publicznego.
  • utrudnianie obywatelom dostępu do informacji publicznej (w publicznej dyskusji mowa m.in. o "nadużyci prawa do informacji") zamiast podejmowania koniecznych działań w celu usprawnienia sposobu przechowywania i udostępniania informacji (problem informatyzacji, problem tworzenia systemu obiegu dokumentów, automatyzacji procesu anonimizacji tam, gdzie to konieczne).

(...)

Problematyka ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego nie będzie jednak dominowała posiedzeń Rady ds. Cyfryzacji. Zmiana nazwy celowo sugeruje, że już nie o informatyzację w tej dyskusji chodzi, ale mamy przed sobą znacznie więcej wyzwań. Stąd w Radzie będą się odbywały również dyskusje np. o prawie autorskim czy prawie do prywatności. W ten sposób Rada ds. Cyfryzacji, jej sposób działania, otwarty charakter ma być forum dyskusji, która w poprzednich latach odbywała się w nieformalnych, nie umocowanych w przepisach prawa, dyskusjach w MAiC. Celem nowej Rady jest prowadzenie prac w sposób inkluzywny i transparentny. Mają powstawać zespoły robocze, mają być zapraszani eksperci zewnętrzni. Wzorcami dla aktywności Rady mają być Multistakeholders Advisory Group przy ONZ albo Chatham House. Zadaniem Rady ma być też przygotowanie pierwszego spotkania polskiego Internet Governance Forum (IGF) w 2015 roku.

Dla mnie teraz istotne jest to, by budować fundamenty elektronicznej komunikacji pomiędzy różnymi niezależnymi instytucjami publicznymi w państwie. Chodzi o standardy wymiany dokumentów, o API, o kooperację w sferze elektronicznej wymiany danych.

A dlaczego napisałem, że to dwudziesty tekst w tym serwisie? Ano dlatego, że to 10100 tekst tu opublikowany. Taki dwójkowy żarcik.

Przeczytaj również: VaGla w składzie Rady Informatyzacji IV kadencji

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Niech na początku powstanie

Niech na początku powstanie jedna wspólna XMLowska struktura aktów prawnych.

A potem niech powstanie

Polska Wspólna Platforma Systemowa, czyli rozwinięcie EPUAP do formy finalnej, w której uczestniczyć powinny obowiązkowo wszystkie instytucje państwowe i samorządowe, a prywatne otrzymać bezpłatną (lub za syboliczną opłatą manipulacyjną) możliwość podpięcia się do własnej skrzynki podawczej (z sugestią, że jak masz więcej niż 2000 klientów, to podpięcie jest ze wszech miar zalecane).

Niech przyznanie PESEL automagicznie otwiera konto na PWPS, do klepnięcia w chwili uzyskania pełnoletniości i pobrania dowodu osobistego.

Na bazie Profilu Zaufanego PWPS niech zostanie opracowana powszechna technika komunikacji elektronicznej na poziomie państwotwórczym - ile możliwości! Toż konto takie może od razu zostać skierowane do przechowania dokumentacji i autoryzacji procedur edukacyjnych, medycznych oraz innych...

PWPS jako organ realizujący równość wobec prawa...

A ile biurokracji związanej z bezpieczeństwem danych by odpadło! Wystarczyłaby dobra polityka bezpieczeństwa w Departamencie Danych Elektronicznych MAiC, bo wszystko by szło przez ich serwery (w formie zaszyfrowanej oczywiście).

Ile roboty dla legislatorów!

Rozmarzyłem się...

No, a potem to już będziemy szczęśliwi, że aż.

A w ilu miejscach można posuć tak piękny projekt, to aż boję się pomyśleć ;-)

--
Flamenco108

Mielonka z obywatela (albo nie oddawajmy wątroby)

Taka na pulpety - jeśli wszystko "w formie zaszyfrowanej" idzie przez państwowe serwery, a obywatel tylko "klepie" po uzyskaniu pełnoletności. Taki "nieistotny" szczegół - kto zna klucz prywatny tych informacji? Bo jeśli (jak ktoś to tu już kiedyś proponował) dostarcza go EPUAP to wyjdzie z tego raczej EPUPA, albo tytułowa mielonka.

Nie podoba mi się myślenie "a zaszyfrujemy, to będzie pięknie" - nie będzie, jeśli odpowiednio tego nie zaprojektujemy. Kryptosystemy to rzecz skomplikowana, której "normalni" ludzie nie pojmują - tak, jak często jeszcze nie pojmują skutków zapisania PINu na karcie kredytowej. Różnica w przypadku szyfrowania i klucza prywatnego jest taka, że posiadacz "wykradzionego" klucza ma generator kart kredytowych i PINów, bo dla systemu jest nieodróżnialny od pierwotnego posiadacza. Czyli - EPUAP znający klucz prywatny będzie - de facto - występował jako obywatel. Może otworzyć konto. Może darować komuś dom za 1gr. Może po prostu wszystko, co może taki obywatel.
Może się powtarzam, ale dla mnie oddanie mojego prywatnego klucza komuś - komukolwiek - przypomina Monty Pythona:
"- Can I have your liver, then?
- Oh, all right, you've talked me into it."
Bdźmy mądrzejsi - nie oddawajmy wątroby.

Mówmy raczej językiem realizacji zadań publicznych

Przy okazji wątku Rady ds. Cyfryzacji skomentuję tekst Nadchodzą dobre lata dla branży IT, w którym czytam: "Minister Dariusz Bogdan stwierdził, że nadszedł już czas, byśmy przestali mówić o informatyzowaniu urzędów. Obecnie powinniśmy mówić językiem usług i tego, co można dać obywatelom i przedsiębiorcom". Otóż ja uważam inaczej, niż min. Dariusz Bogdan. O ile mogę się zgodzić z tym, że nie trzeba mówić o informatyzacji (czy - wcześniej - komputeryzacji) to jednak z pewnością nie powinniśmy mówić "językiem usług", ponieważ administracja publiczna nie świadczy żadnych usług. Administracja publiczna realizuje zadania publiczne. Mówmy zatem językiem realizacji zadań publicznych.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

I tu się nie zgodzę

I tu się nie zgodzę administracja świadczy usługi a nie realizuje zadania publiczne no chyba że przyjmiemy założenie że administracja działa politycznie a to już przesada...

zadania publiczne oznaczają również cele publiczne a to już tylko polityka a nie administracja

jestwm za - administracja świadczy usługi

jestem jak najbardziej za tym, żeby nie tworzyć kategorii "realizuje zadania publiczne".
to co robi administracja w mojej ocenie to nic innego jak świadczenie usług, ja bym poszedł jeszcze dalej i podciągnął to pod wszystkie przepisy dotyczące świadczenia usług
np. gwarancja, rękojmia, odpowiedzialność cywilna świadczącego usługi
prawo do odstąpienia jeżeli umowa została zawarta na odległość

niech obywatel będzie wobec urzędu konsumentem, ze wszystkimi prawami konsumenckimi
bez szczególnych uregulowań prawnych dla administracji a tylko przepisy ogólne o świadczeniu usług

mam jakieś takie wewnętrzne przekonanie, że jakość obsługi w urzędzie od razu wzrośnie :-)

i jeszcze do tego bym odmiejscowił urzędy
tak żeby obywatel mógł sobie wybrać urząd w którym załatwi sprawę (wbrew pozorom w 95% spraw da się to zrobić)

A urząd ma mieć wolność świadczenia usługi?

A urząd ma mieć wolność świadczenia usługi? Czyli również wolność jej nieświadczenia?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

niekoniecznie :-)

1. o tym co robi decyduje właściciel
(państwo, samorząd)
zakres usługi określa organ administracji
a urząd to realizuje
(bo urząd nie jest organem a jednostką obsługującą organ)

2. jest ustawowy zakaz dyskryminacji klientów - jeśli usługa
jest - to oczywiście dla każdego kto się po nią zgłosi

organ ma ustawowo określone co musi
a jak zorganizuje realizację - może warto mu zostawić więcej swobody ?

to trochę tak jakbyśmy zapytali czy pracownicy
zakładu szewskiego mają wolność naprawiania butów :-)
nie nie mają - właściciel powołał do życia zakład
a pracownicy zakładu muszą naprawiać buty (albo się zwolnić z tej pracy)

przy przejściu na model usługodawca/konsument
rozwiązały by się też problemy odpowiedzialności
bo są dobrze zdefiniowane i działają
co więcej konsument jako strona słabsza jest chroniony

i obywatel jako niewątpliwie strona słabsza
również byłby lepiej chroniony gdyby był konsumentem

Obywatele

Obywatele są podmiotem nadrzędnym w państwie. Przynajmniej do momentu, w którym koncepcja państwa narodowego jeszcze będzie istnieć. Korporacyjna koncepcja podmiotowości/suwerenności międzynarodowej, gdzie "obywatel jest stroną słabszą" nie jest mi bliska.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

chodzi mi o stan faktyczny

a nie o teorię

jak najbardziej jestem za teorią, że "obywatel jest nadrzędny"

ale praktyka i prawo jest taka, że obywatel jest stroną słabszą.

Przykład:

obywatel załatwia sprawę w urzędzie i urzędnik wzywa go do zrobienia czegoś - w terminie 7 dni, bo jak nie to umorzy postępowanie
i obywatel musi ten kwit przynieść

a urzędnik ma termin wynikający z KPA
a jak go nie dotrzyma - to obywatel może sobie napisać skargę na bezczynność, przewlekłość
i tak naprawdę nic z tego nie wynika

chodzi mi o to, że urzędnik ma mnóstwo sankcji na obywatela
a obywatel na urzędnika żadnej

albo taki przykład z życia
składam skargę na jakąś czynność ZUS
przepis mówi, że do sądu powszechnego za pośrednictwem ZUS
a ZUS skargi do sądu nie przekazuje "bo mu się nie chce"
sąd odmawia podjęcia jakichkolwiek - bo brak takiego przepisu

i co ja biedny robaczek mogę ?
okazuje się, że dokładnie nic....

Dokładnie tak jak

Dokładnie tak jak przedpiszca :) tyle że brak tu jeszcze elementu bata finansowego bo za wykonywane usługi się płaci i ten kto płaci ma jakość a ten kto udaje że płaci ma ....

faktycznie jest tak że płacącym jest państwo (część podatków) a nie klient przychodzący po usługę stąd mamy efekt petent dostaje po głowie a państwo ma co chce i jak chce bo płaci

dziś bez większego problemu możliwe jest zrównoleglenie pracy urzędów tak żeby klient/obywatel mógł wybrać gdzie chce skorzystać z usługi

przy odwróceniu sytuacji klient idzie do urzędu słyszy cenę za usługę potem dzwoni po kilku innych i wybiera tam gdzie taniej lub taniej i lepiej lub szybciej go obsłużą a drogi lub/i gorszy urząd zostaje bez pieniędzy co oznacza że jego pracownicy lecą na bruk

resztę załatwi konkurencja

Czy postulujesz przy okazji obniżkę podatków?

Bo skoro urzędowi płaci obywatel bezpośrednio...
Drugie - a co z tymi, których na zapłacenie urzędowi nie stać? Niech się bujają? Czy to znaczy, że postulujesz, że biedny ma nie mieć praw?

można inaczej

budżet na załatwianie spraw i tak jest

więc obywatel idzie do urzędu załatwia sprawę
załatwienie sprawy jest odnotowywane gdzieś w wirtualnym świecie
i urząd dostaje za załatwienie sprawy kasę z budżetu centralnego według cennika
plus ewentualnie premia za wysoką ocenę od obywatela

a jak nie będzie oceny to po standardowej stawce
(kary za niską ocenę bym nie robił, bo obywatel często niezadowolony nie dlatego, że urzędnik źle zrobił, tylko dlatego, że sprawa nie po jego myśli się potoczyła)

przy czym za każdy dzień opóźnienia ponad termin z KPA obniżenie wynagrodzenia urzędu o 1%

jak się chce to się da :-)

Biedni są biedni nie dla

Biedni są biedni nie dla tego że są biedni z natury ale dlatego i tylko i wyłącznie dlatego że państwo zabiera im 90% dochodów na zwykle im nie potrzebne usługi.

Normalny człowiek w normalnym kraju kontaktuje się z urzędem kilka no może kilkanaście razy w życiu więc nawet jeśli będzie musiał za to zapłacić 100-150 zł za wizytę da to koszt w przybliżeniu 3000 pln w skali życia. Dziś koszt utrzymania instytucji publicznych dla przeciętnego Polaka (na co dzień mu zbędnych) wynosi znacznie ponad w/w 3000 tyle że w skali roku.

Jeśli nadal ktoś twierdzi że biednego nie będzie stać na usługi urzędów to albo ma kłopot z matematyką na poziomie podstawowym albo celowo wprowadza innych w błąd.

I tak i nie

I załatwi i nie załatwi. Wszystko ewoluuje ku wyższej efektywności. Jaki model w układzie "płaci klient" jest dla urzędu najefektywniejszy? Otóż moim zdaniem model, w którym ilość obowiązkowych interakcji klienta z urzędem jest maksymalna. Proponowany model działania, moim zdaniem, doprowadzi do jeszcze szybszego wzrostu obciążeń i ilości spraw jakie obywatel z urzędem musi załatwić.

Relacja urząd - obywatel jest inna niż relacja klient - dostawca. W tej drugiej klient ma prawo nie wchodzić w interakcje z dostawcą. W pierwszej natomiast interakcja z urzędem jest obligatoryjna. Zatem o ile w sytuacji klient-dostawca istnieje sprzężenie eliminujące niechciane przez klienta usługi o tyle w interakcji z urzędem takiego mechanizmu brak. Ba, istnieje wręcz mechanizm odwrotny.

Przykład: Jaką, jako właściciel pojazdu, mam korzyść z posiadania tablic rejestracyjnych? Moim zdaniem - żadną. Zatem wszelkie usprawnienia pracy urzędu w zakresie rejestracji pojazdów są dla mnie jedynie zmniejszeniem strat a nie korzyścią.

Lata temu tablica była prostą tablicą, można było ją samemu odmalować itp. Dziś korygować jej nie wolno a dodatkowo wprowadzono dwa kolejne mechanizmy - naklejkę na szybę i naklejkę legalizującą. Widać zatem po tym przykładzie, że nawet jeżeli pojawi się presja na mniej uciążliwą pracę urzędu to w krótkim czasie tak uzyskane zmniejszenie straty zostanie skompensowane wprowadzeniem dodatkowej obligatoryjnej usługi.

Zatem stałbym raczej na stanowisku takim, by kwota na funkcjonowanie urzędu była sztywno ograniczona niezależnie od ilości realizowanych zadań. Wówczas być może powstałaby by presja ze strony biurokracji by to legislatura zmniejszała ilość zadań i upraszczała procedury.

Oczywiście istnieją też interakcje z urzędem pożądane przez obywatela. Choć moim zdaniem w zasadzie ogranicza się do dwu zagadnień: pozyskania informacji i pozyskania finansowania. Pierwsze można zrealizować otwierając należycie struktury przetwarzania informacji w państwie, drugie, moim zdaniem, należy zupełnie wyeliminować.

Pozdrawiam,

to chyba jednak demagogia

relacja klient - dostawca. W tej drugiej klient ma prawo nie wchodzić w interakcje z dostawcą. W pierwszej natomiast interakcja z urzędem jest obligatoryjna. Zatem o ile w sytuacji klient-dostawca istnieje sprzężenie eliminujące niechciane przez klienta usługi o tyle w interakcji z urzędem takiego mechanizmu brak. Ba, istnieje wręcz mechanizm odwrotny.

usługi z reguły nie są chciane czy niechciane, ale konieczne lub zbędne.
czy możemy nie pójść do dentysty jak nas boli ząb ?
czy możemy nie kupić sobie jedzenia ?
czy możemy nie kupić sobie butów (ew. pójść do szewca) jak nam się buty rozlecą ?

nie - nie mamy takiego wyboru

i dokładnie tak samo jest z urzędem

życie nas zmusza do korzystania z usług i życie (przepisy) nas zmuszają do korzystania z urzędu
w obu wypadkach - oby jak najrzadziej

usługi z reguły nie są

usługi z reguły nie są chciane czy niechciane,
Nie chciałem być aż tak niedelikatny by nazywać usługi urzędów zbędnymi. ;)

(...)i życie (przepisy) nas zmuszają do korzystania z urzędu(...)

I mniej więcej o przepisy mi chodzi. Przepisy i procedury. Życie, że tak powiem, nałożone jest z zewnątrz, dane regułami biologii i fizyki, których możliwości zmiany nie bardzo mamy.

Przepisy i procedury natomiast powstają w ramach działalności twórców prawa i twórców procedur. Śmiem twierdzić, że o zbawiennym działaniu konkurencji i czegoś na kształt wolnego rynku mowy być nie może gdy zarówno usługa jak i ramy regulujące to, z jakich usług musimy korzystać (przepisy i procedury) pochodzą z tego samego źródła.

Wszystko - ludzie, urzędy, instytucje, państwa - dąży do ciągłego rozwoju. W wypadku instytucji rozwój oznacza zajęcie jak największej przestrzeni życiowej - ilości świadczonych usług, ilości personelu, obrotu finansowego, prestiżu. I tak dalej, i tak dalej. Konkurencja odbywa się przede wszystkim na tej płaszczyźnie. Ewentualny wzrost jakości jest tylko efektem ubocznym procesu.

Moim zdaniem wiara w efektywność konkurencji opiera się na mylnym założeniu, że konkurujące ze sobą instytucje wybiorą redukcję kosztów zamiast ekspansji. A przecież urzędy reprezentują Państwo. Państwo niewątpliwie ma możliwość kreowania regulacji. Ba, nawet niektóre z urzędów mają takie możliwości. Uważam więc, że proponowana konkurencja nic nie da w sytuacji gdy istnieje dużo efektywniejsza możliwość ekspansji na drodze ustalania nowych obligacji.

Pozdrawiam,

re: i tak i nie

Tomasz Sztejka===========================
I załatwi i nie załatwi. Wszystko ewoluuje ku wyższej efektywności. Jaki model w układzie "płaci klient" jest dla urzędu najefektywniejszy? Otóż moim zdaniem model, w którym ilość obowiązkowych interakcji klienta z urzędem jest maksymalna. Proponowany model działania, moim zdaniem, doprowadzi do jeszcze szybszego wzrostu obciążeń i ilości spraw jakie obywatel z urzędem musi załatwić.

hub_lan=============================
Sprawa pierwsza to najpierw ustalenie ścisłego wykazu działań urzędów znacznie ograniczonego (o przynajmniej 90%) od obecnego dopiero kolejna to zmiana sposobu odpłatności

Tomasz Sztejka==========================
Relacja urząd - obywatel jest inna niż relacja klient - dostawca. W tej drugiej klient ma prawo nie wchodzić w interakcje z dostawcą. W pierwszej natomiast interakcja z urzędem jest obligatoryjna. Zatem o ile w sytuacji klient-dostawca istnieje sprzężenie eliminujące niechciane przez klienta usługi o tyle w interakcji z urzędem takiego mechanizmu brak. Ba, istnieje wręcz mechanizm odwrotny.

hub_lan=======================
Mylisz się po pierwsze przy założeniu że urzędy są równorzędne (wszystko załatwisz wszędzie a to jest prosto wykonalne) to urząd będzie musiał konkurować o klienta (bo ten może pójść gdzie indziej) kwesia druga to dobrowolność/przymus kiedy właśnie zrobiłeś zakupy jedzenia na miesiąc a jest lato (+28 st cel.) i pada Ci lodówka to masz wymuszoną interakcję ze sklepem i jedenie kwestią pozostaje z którym i to samo może być w urzędzie

Tomasz Sztejka==========================
Przykład: Jaką, jako właściciel pojazdu, mam korzyść z posiadania tablic rejestracyjnych? Moim zdaniem - żadną. Zatem wszelkie usprawnienia pracy urzędu w zakresie rejestracji pojazdów są dla mnie jedynie zmniejszeniem strat a nie korzyścią.

hub_lan===========================================
akurat problem z tablicami wynika z niekonsekwencji pomiędzy pierwotnym pomysłem (tablice miały być na stałe z pojazdem od pierwszej rejestracji do śmierci technicznej) więc automatycznie wszystkie działania z tablicami (poza pierwszym wydaniem) są idiotyczne

kwestia korzyści z posiadania tablic (i karania za ich brak) jednak jest i to dość znaczna przykład znaczne zwiększenie możliwości identyfikacji sprawcy wypadku

Tomasz Sztejka=========================
Lata temu tablica była prostą tablicą, można było ją samemu odmalować itp. Dziś korygować jej nie wolno a dodatkowo wprowadzono dwa kolejne mechanizmy - naklejkę na szybę i naklejkę legalizującą. Widać zatem po tym przykładzie, że nawet jeżeli pojawi się presja na mniej uciążliwą pracę urzędu to w krótkim czasie tak uzyskane zmniejszenie straty zostanie skompensowane wprowadzeniem dodatkowej obligatoryjnej usługi.

hub_lan===================
cóż zanotowany w ciągu ostatnich kilkunastu lat przyrost idiotyzmów urzędniczych jest w znacznej części wytworem biurwokratów z brukseli, choć trzeba przyznać że i nasi w tym czasie owocnie pracowali na tym polu często (całkowicie bez podstaw) podpierając się koniecznością dostosowania do wymagań brukselskich

Tomasz Sztejka=========================================
Zatem stałbym raczej na stanowisku takim, by kwota na funkcjonowanie urzędu była sztywno ograniczona niezależnie od ilości realizowanych zadań. Wówczas być może powstałaby by presja ze strony biurokracji by to legislatura zmniejszała ilość zadań i upraszczała procedury.

hub_lan========================
Poprzedni mój wpis rozpocząłem od zwrotu "W normalnym państwie..." i nadal uważam że w takim państwie obywatel kontaktuje się z urzędem max kilkanaście razy w życiu reszta zadań urzędów jest całkowicie zbędna

Tomasz Sztejka=======================
Oczywiście istnieją też interakcje z urzędem pożądane przez obywatela. Choć moim zdaniem w zasadzie ogranicza się do dwu zagadnień: pozyskania informacji i pozyskania finansowania. Pierwsze można zrealizować otwierając należycie struktury przetwarzania informacji w państwie, drugie, moim zdaniem, należy zupełnie wyeliminować.

hub_lan===================
W 100% popieram, informacje powinny być ogólnie dostępne (np w bip) a finansowanie jest delikatnie mówiąc dyskusyjne moralnie i prawnie

(...)pada Ci lodówka to

(...)pada Ci lodówka to masz wymuszoną interakcję ze sklepem i jedenie kwestią pozostaje (...)

Jednak, gdyby zamienić "lodówka" na "telewizor" mógłbym już odpowiedzieć: "nie mam telewizora". Ciągnąc analogię dalej mogę zapytać: czy muszę mieć lodówkę? I tu pojawia się różnica między przepisem nakładającym obowiązek, a "okrutną koniecznością". Oczywiście sklep byłby najszczęśliwszy na świecie, gdyby istniał obowiązek posiadania lodówki. No... ale jak tego nie można, to może można wymusić jakiś certyfikat energetyczny albo coś tam innego, byleby klienci zmienili stary sprzęt na nowy.

(...)kwestia korzyści z posiadania tablic (...) zwiększenie możliwości identyfikacji sprawcy wypadku

W sumie to intrygujące jak wiele wysiłku i kosztów lokowanych jest po mojej stronie po to by łatwiej było mnie zidentyfikować gdy popełniam przestępstwo. Tablice, dowody, meldunek, sombrero na meczu, karty kibica i Bóg jeden wie co jeszcze. Od kiedy ułatwianie wsadzenia siebie samego za kratki jest korzystne? Ba, od kiedy istnieje taki obowiązek?! Skąd taka asymetria zaufania: obywatel zły - państwo cacy?!

Może zabrzmię jak anarchista i typ aspołeczny, ale boję się najbardziej tego, kto jest najsilniejszy i z którym kontakt jest najtrudniejszy do uniknięcia a reguły współpracy są niepoznawalne. Odpowiedz sobie sam kto to jest.

"W normalnym państwie..."

Ha. Droga ze stanu zastanego do założeń wejściowych będzie długa, kręta i bolesna. Obawiam się, że prawie nie możliwa do poprowadzenia.
Trochę jak z pomysłami Janusza-Korwina-Mikke - dobre, fajne i w ogóle, tylko między "tu i teraz" a "tam" zieje przepaść bez żadnych mostów.

Pozdrawiam,

Widzę że mamy w sumie

Widzę że mamy w sumie podobne zapatrywania na temat szeroko pojętego zaufania obywatela do państwa i odwrotnie :) stąd moja wypowiedź o normalnym państwie :) zdaję sobie sprawę że to nie będzie łatwe bo państwo bardzo niechętnie rezygnuje z już zajętego obszaru ale czy cel nie jest wart uwagi oraz zaangażowania?

ECLI - European Case Law Identifier

czy ta Rada będzie umocowana do zlecenia analizy celowości i potrzeby wdrożenia metadanych ECLI w krajowych, publicznych bazach orzecznictwa?
http://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/HTML/?uri=CELEX:52011XG0429(01)&from=EN

Rada mogłaby doprowadzić

Rada mogłaby doprowadzić do pełnej użyteczności ePUAP i do wyeliminowania takich absurdów ja dzieją się obecnie. Urzędy na poziomie gmin, powiatów budują, głównie z dotacji swoje systemy obsługi elektronicznej, podobne systemy powstają na poziomie województwa. Wydawane są ogromne pieniądze a systemy stoją bezużytecznie. Jak to się ma do epuapu? System ten powinien być bardziej zdecydowanie narzucany urzędom eliminując jednocześnie inwestycje w lokalne systemy. Ja w urzędzie swojego miasta mam lokalny podpis elektroniczny, jednocześnie profil zaufany na potrzeby np. CEIDG. Słyszę że jakąś platformę buduje mazowiecki urząd wojewódzki. To trochę dziwne i nie bardzo rozumiem o co chodzi skoro jest ePUAP.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>