Klęska urodzaju
Teoretycznie powinienem się cieszyć, że skoncentrowałem na sobie uwagę rzeszy aktywnych internautów, zwłaszcza tych, którzy korzystają z dóbr kultury w postaci cyfrowej. Wczorajszy i dzisiejszy dzień daje mi jednak jeszcze więcej do myślenia. Potwierdzają się moje obawy, że w walce o wolność słowa w internecie zbyt mało uwagi poświęca się problematyce przepustowości infrastruktury technicznej wykorzystywanej do wyrażania opinii.
Od tygodni prowadzę na łamach serwisu kampanię informacyjną związaną z zagrożeniami dla swobód obywatelskich, wynikającymi z pospiesznie i na chybcika przygotowywanego prawa zarówno w Unii jak i w Polsce, a dotyczącego tzw. retencji danych telekomunikacyjncych. Zbliżają się terminy kluczowych rozstrzygnięć... A ja po prostu w międzyczasie, by nie być monotematycznym (czytelników bym zniechęcił do odwiedzania serwisu, gdyby wciąż było tylko o jednym - no to już wiecie, że jednak zależy mi na czytelnikach), umieściłem ten jeden tekst o serwisach internetowych, oferujących dostęp do "napisów" wykorzystywanych np. w filmach w formacie divix. No i się zaczęło...
Jeśli bym wiedział to, co wiem teraz, to pewnie tego tekstu bym nie opublikował. Nie zrobiłbym tego ze względu na troskę o dostępność wcześniej opublikowanych materiałów, związanych z retencją danych.
Materiał o serwisach z napisami w jednej chwili próbowało przeczytać kilka tysięcy osób. Nic dziwnego - linki do niego znalazły się na dwóch największych w Polsce forach dyskusyjnych (i kilku mniejszych) poświęconych temu zagadnieniu, a fora te w tym czasie notowały największą oglądalność w swojej historii... Zresztą o powadze sytuacji może świadczyć fakt, że również serwis internetowy Gutek Film nie zdzierżył i "padł" pod naporem osób pragnących go zobaczyć. Wymiękł również jeden z serwisów, który miał być zamknięty (ale został wcześniej "zadeptany" przez swoich użytkowników). Na forum jednego z najbardziej popularnych serwisów z napisami administrator grzmiał, żeby ludzie nie ściągali „na chama” napisów, bo serwer nie daje rady. Najwyraźniej wybuchła panika i wobec wizji zamknięcia serwisu udostępniającego napisy do filmów kto żyw rzucił się ściągać co się da do siebie, na wszelki wypadek.
Lektura dyskusji na wspomnianych wyżej forach jest niezwykle interesująca. Pozwala prześledzić proces rodzenia się świadomości prawnej użytkowników internetu. Nie oszukujmy się. Świadomość prawna w tym zakresie jest słaba, ale i stan prawa dotyczącego wykorzystywania nowych technologii oraz wytworów ludzkiego intelektu przechodzi proces, który przywodzi na myśl burzliwą fermentację połączoną z efektami świetlnymi i dymami. Ciekawe, że nawet osoby, które przedstawiły się jako prawnicy posługiwali się odwołaniami do prawa rzeczowego (kiedy problem z prawem rzeczowym, a więc dotyczącym "rzeczy", jest związany dość luźno). Ktoś inny wypowiedział stanowczo o jakimś zagadnieniu związanym z odszkodowaniami, kiedy roszczenia uprawnionych nie koniecznie ze szkodą mogą być związane. I tak dalej. W każdym razie użytkownicy serwisów "na gwałt" poszukiwali jakichś informacji, które pozwoliłyby im zmniejszyć stan niepewności dotyczącej aktualnej, prawnej sytuacji gromadzonych i udostępnianych tam materiałów.
W tym kontekście naszła mnie po raz kolejny refleksja dotycząca wolności słowa. Oto kilka tysięcy osób skierowało swoją uwagę na jeden mój tekścik, ale w wyniku słabej przepustowości łącza, zbyt słabej maszyny albo efektywności silnika, dzięki któremu treści w serwisie są prezentowane (nadal analizuje przyczyny) - niektóre jedynie osoby mogły zapoznać się z zawartością serwisu. Wolność słowa.
Przepustowość łączy, infrastruktura, pamięć operacyjna, szybkość dysków, wydajność mechanizmu bazodanowego czy silnika do prezentacji informacji może stanowić istotny problem. Może się więc okazać, że coś co teoretycznie było udostępnione publiczności nie będzie dla niej dostępne. To jak urządzić „super promocję” w małym sklepiku, do którego przez wąskie wejście próbuje dostać się kilkutysięczny tłum. W internecie, podobnie jak w przypadku takiego sklepiku (na przykład wolnostojącego na osiedlu zieleniaka), po takiej promocji mogą zostać jedynie gruzy.
Muszę pomyśleć o wydajniejszej infrastrukturze. Przez te lata robiłem sobie serwis hobbystycznie i w sumie - dla siebie. Nadal chyba tak jest. Jeśli jednak serwis ma być widoczny nawet dla mnie, ale jednak pozostawać dostępny online, to muszę chyba więcej w niego zainwestować. Hobby czasem sporo kosztuje. To podobnie, jak z wolnością słowa. Czasem wymaga gigantycznych nakładów. I nie chodzi wyłącznie o koszty związane z przekrzyczeniem kogoś, albo zabieganiem o zwrócenie na siebie uwagi. W tym przypadku chodzi o koszt związany z byciem dostępnym wówczas, gdy uwaga publiczności przez chwilę skupiona jest z pełną intensywnością na jednym prelegencie. Zamiast stanowić szansę bycia wysłuchanym taka skupiona uwaga może po prostu zabić.
Wracając do tych serwisów internetowych. Ciekawe jest również to, że wystarczył jeden telefon od bliżej nieokreślonej osoby, która niewiadomo do końca czego chciała, by uruchomić niezwykle żywą reakcję publiczności. Socjologowie pewnie mogliby to zbadać lepiej, aczkolwiek przypuszczam, że opisuje już to teoria tłumu. Na wiecach mogłoby to być wzajemne odbieranie sobie mikrofonu i przekrzykiwanie się, bez zwracania uwagi na to, co powiedział ktoś inny, uruchamianie jakichś wzajemnie sprzecznych akcji. Wskazywanie winnych, branie w ręce płonących pochodni i samosąd. A być może to nie Gutek Film stał za tym telefonem (setki maili od oburzonych użytkowników trafiły na konta poczty elektronicznej tej firmy, serwer padł pod naporem próbujących go odwiedzić). A nawet jeśli, to od rozstrzygania sporów prawnych jest sąd, nie zaś vox populi.
Gdybym wcześniej zabiegał o skupienie opinii użytkowników serwisów do wymiany plików z napisami do filmów, informując ich o rozszerzającej się obecnie „własności intelektualnej” – nie byłbym zapewne wysłuchany. Takie zdarzenia zaś, jak groźba zamknięcia serwisu, z którego w tej samej - dosłownie – chwili korzysta kilka tysięcy osób, dają potencjalnie szansę uruchomienia szerszej dyskusji dotyczącej zachodzących zjawisk. Przy czym uwaga tłumu jest kapryśna. Z lektury dyskusji odbywającej się w jednym z tych serwisów wynika, że dyskutanci nie czytają wcześniejszych wypowiedzi. Powodowani są nagłymi impulsami. Wielu z nich to zwykli krzykacze, a głosy rozsądku są ignorowane. Ciekawe, że przy takim zainteresowaniu problematyką „własności intelektualnej” w chwili zagrożenia platformy internetowej, wykorzystywanej przez tak liczną rzeszę użytkowników – tak niewiele osób uczestniczy w powszechnych wyborach. Ten, kto w przyszłości będzie w stanie skupić na sobie uwagę tych internautów i zaktywizować ich do konkretnych, skoordynowanych działań, zyska wielką siłę polityczną. Warto o tym pomyśleć.
Teraz zaś przepraszam za kłopoty związane z dostępem do tego serwisu. Odpowiednie kroki naprawcze zostały już podjęte.
- VaGla's blog
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Wykorzystywanie stron
Nie wydaje mi się dziwnym to, że ludzie (czy też tłum) wchodził na tę stronę tylko po to, by przeczytać jeden artykuł. Przecież na serwis nie wchodzi się po to, by przeczytać całość, tylko by znaleźć "tą jedną ważną informację" i ją wykorzystać, reszta to jest szum (oczywiście z ich punktu widzenia).
Ależ, oczywiście
Ja też nie widzę w tym nic dziwnego, że wchodzą na stronę tylko w poszukiwaniu określonego materiału. Sam tak robię.
Nie mam pretensji do wody, że płynie. Zastanawiam się, jak ten fakt wykorzystać. Sporym strumieniem można by poruszyć parę turbin. Z pożytkiem - mam nadzieję - dla większej grupy ludzi...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Wydaje mi się, że należy s
Wydaje mi się, że należy spojrzeć na to, jak na reklamę w Internecie - chodzi o przekazanie jakiejś informacji ludziom.
Rozwiązanie Google odnosi chyba największy sukces.
Tutaj chyba by wystarczyło umieszczenie odpowiedniej listy linków (np. jak google ads). Wtedy ludzie może by skorzystali z tego :-)
Ale oczywiście - do takiej akcji trzeba przygotować "szeroki" kabel i "gruby" procesor :-)
Strach w oczy zagląda;)
Cała sytuacja bardzo jasno pokazuje ogólną znajomość prawa w Polsce oraz jego ogólny wydźwięk a także paniczny wręcz strach przed wymiarem sprawiedliwości. Oto ktoś gdzieś dzwoni domagając się zaprzestania jakiejś działalności. Działalność sama w sobie kojarzy się odlegle z czymś nielegalnym (w tym wypadku pewnie z “piractwem komputerowym”). Autor serwisu zamiast skonsultować się z prawnikiem (tutaj ładnie manifestuje się problem cen usług prawnych) zamieszcza na stronie informację, że z powodu braku środków na procesy będzie zamykał serwis ;) Niedługo potem serwis zdycha zadeptany przez użytkowników, polscy “dziennikarze” piszą, że został zamknięty w wyniku walki z piractwem (po raz kolejny udowadniając fakt, że sprawdzenie merytoryczne informacji musi ustapić przed radościa i niewątpliwym zaszczytem znalezienia “newsa”). Tysiące użytkowników Internetu miotają się po różnych forach, listach dyskusyjnych, zadeptując przy okazji biednego Vaglę ;) Nikt nic nie wie, jeśli już nawet ktoś przeczytał ustawę to i tak jej nie zrozumiał, a na wszystkim zyskuje niejaki “Gutek” czy jak mu tam, zyskując niewątpliwy rozgłos, w myśl zasady “nie ważne jak o nas piszą, ważne żeby pisali”.
Jakoś tak mi śmieszno i straszno się robi...
---------------
"W Polsce wszyscy znają się na prawie, medycynie i informatyce"
Mnie to nawet na ręke
Oglądalność serwisu mi podskoczyła ponad dwukrotnie. Tylko wstawiać bannery i kosić kasę. Wówczas "biedny VaGla" nie będzie już taki biedny (ach ci chciwi prawnicy!). No, ale jak widać - jakoś sobie poradziłem (oczywiście nie sam, a przy wsparciu życzliwych kolegów). Przy tej okazji okazało się, że da się przyspieszyć serwis, a to, co do tej pory odkładane - stało się palącą potrzebą.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination